Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Rola mamy pracującej w domu i poza domem :D

1353638404144

Komentarz

  • W Irlandii np nie ma żłobków:-) tylko przedszkola zaraz po pogodowe A potem szkołą dla 5latkow... ;-) do mnie to wszystko przemawia.. widzę że moje dzieci są szczesliwszze w domu niż przedszkolu ( trojaczki) A chodzą tam z konieczności..  bo nie daje rady inaczej.. źlejakos  bardzo im tam nie jest si postęp ogromny zrobiły rozwojowi w te 4 miesiące... Ale wolą być w domu choć bez awantur chodzą no i jest ich 3 .. rzeczywiście elunia ma rację że to najlepszy edukacyjne etap w pl. Znajoma ciągnące ed też do przedszkola posyła..  Ale wiele zależy od nauczyciela.. Tosia nie wglebiajac się w temat ma tak że pozwalam jej chodzić kiedy chce. W zeszłym roku głównie w domu siedziała w tym chodzi..  
  • @Paprotka dla Ciebie argument o wierze jest bez znaczenia, przynajmniej go nie wyśmiewaj. Moja córka bardzo lubi przedszkole ale powiem szczerze, że jak wraca popołudniu, jeszcze chodzi na balet bo lubi, i logopedę bo musi, wieczorem jesteśmy zmęczeni, odpoczywamy raczej niż działamy.  Przez ten czas przedszkolny ktoś inny ją wychowuje albo tylko uczy i bawi. Nie jestem zadowolona z tego jak jest ukształtowana. Teraz to widzę, po 3 latach, jakie ma braki, nie rozumie języka , którego używam,  nie chce robić rzeczy, których nie ma w przedszkolu. Chłopcy też chodzili ale nie lubili i zabierałam ich wcześniej, to jest przepaść między nimi a córką.
    Podziękowali 1Katia
  • @Joanna36
    no nasze mózgi są przystosowane choćby do określonej liczby ludzi, wśród których się człowiek obraca i z którymi ma bliskie relacje. To się nazywa liczba Dunbara (ok. 150 osób, czyli plemię lub wioska). Kiedyś bez więzi w ramach tego plemienia nie było możliwe fizyczne przetrwanie. Dziś jest jak najbardziej możliwe, więc te więzi się rozluźniły, ale okazuje się, że psychicznie za tym nie nadążamy. 
    Rodzina jest najbardziej podstawową komórką społeczną, ale nie jedyną podstawową i nie jedyną konieczną - w czasach bloków i facebooków to jest gruby błąd skupiać się tylko na rodzinie - pomimo ciągłego nawoływania (również w Kościele) do troski o rodziny, one się po prostu rozpadają w takich uwarunkowaniach. Większość tych dyskusji o roli matki ma to drugie, zapomniane dno - brak zażyłych relacji z dziadkami / rodzeństwem (dziś się raczej podkreśla potrzebę odrębności), brak bliskich relacji z innymi rodzinami. Nawet jeśli takie relacje są bliskie, to im jest bardzo daleko do uwarunkowań sprzed wieków, gdzie była to kwestia życia i śmierci. Dziś zresztą też jest, ale pośrednio, np. ze względu na skutki w postaci zaburzeń psychicznych, rozpadu rodzin.

    To nie jest tak, że skoro dla dziecka lepiej jest zostać z matką, to lepiej, by dziecko zostało z matką w każdym przypadku. Bo jeśli matka nie radzi sobie psychicznie z dziećmi w domu, to skutki dla całej rodziny będą gorsze, niż negatywne skutki dla dziecka w placówce.
    Jednak stawianie tak sprawy jest oparte o fałszywą alternatywę, która nie uwzględnia, że ten wybór powinien uwzględnić większy repertuar rozwiązań. Np. matka chce pójść do pracy dla swojego psychicznego dobrostanu i posłać dziecko do placówki; ale może pójść do pracy na pół/ćwierć etatu; a ojciec może się zaangażować w budowanie więzi z innymi ludźmi, którzy mają dzieci.
  • Tak to wszystko można rozmyc, niektórzy to i dzieci nie powinni mieć i trzeba im zabrać. Coraz zresztą więcej powodów do zabierania dla dobra dzieci się znajduje...
    Podziękowali 1Joanna36
  • Badacz badając zjawisko odrzuca skrajności marginalne, więc myślę że dla dobra dyskusji warto pominąć kobiety nie radzące sobie psychicznie, bo tak patrząc to trzeba omawiać też model z matką w szpitalu. 
    Podziękowali 2Polly Katia
  • Można oczywiście omówić problem matek nie radzących sobie psychicznie, przyczyny itp. ale to już jest inne zagadnienie, też ciekawe. Być może powiązane z tym ile osób w grupie daje poczucie stabilności dorosłej kobiecie. Może wychowane w małej grupie lepiej znoszą małą grupę własnej rodziny.
  • Wogole nikt nie mówi że najlepsza więź to 24h/7 wyłącznie z matką . Dzieci mają też ojców i innych ludzi z rodziny .
    Ale jest całe grono dzieci które w przedszkolu przebywają od 7.30 do 17.30 i to już niby jest takie super i nieszkodliwe i nikt się nie czepia..a to jest więcej godzin niż rodzic spędza w pracy...
    Podziękowali 4Skatarzyna mamaw Polly Katia
  • Joanna36, mnie nie śmieszy ewentualna możliwość utraty wiary, tylko przekonanie, ze przedszkole może to spowodować. 
  • Joanna36 powiedział(a):
    Badacz badając zjawisko odrzuca skrajności marginalne, więc myślę że dla dobra dyskusji warto pominąć kobiety nie radzące sobie psychicznie, bo tak patrząc to trzeba omawiać też model z matką w szpitalu. 
    Obecnie "to nie marginalia, wierz mi". Sporo zwykłych rodzin, gdzie matka jest przeciążona obowiązkami domowymi a ojciec pozadomowymi i nie mają wystarczającego wsparcia psychicznego otoczenia, kwalifikuje się do zaburzeń; wskaźniki rozwodów też pokazują, że rozwalone rodziny (choćby nawet formalnie dalej pod jednym dachem), to już znaczące liczby (nawet w naszych katolickich kręgach). Można to oczywiście traktować jako ofiarę składaną na rzecz "dobra rodziny". Po mojemu coraz cześciej się okazuje, że w tej ofierze sklada się nie siebie i swój dobrostan, tylko swoją rodzinę właśnie. Dalej podtrzymuję, że te alternatywy są fałszywe. To nie jest albo-albo. Albo sie poświęcę, albo rodzina ucierpi.
  • W filmie o Szwecji było pięknie pokazane jak się kończy dążenie, aby wszystkich uszczęśliwić i krążyć wolnością, aby nikt już nie musiał się poświęcać... Związki międzyludzkie całkiem zanikają, ludzie żyją samotnie... Może ktoś pamięta tytuł, bo warto obejrzeć.  Tak się kończą eksperymenty na ludziach, co badacze, naukowcy sobie wymyśla jak ludzi uszczęśliwić i uwolnić od patriarchatu  , zniewolenia w małżeństwie. 
  • No dlatego od wyzwolenia kobiet się zaczyna, najłatwiej ludzi przekonać jaka to krzywda im się dzieje, gorzej, że po "wyzwoleniu " okazuje sie, ze glownir od milosci sid wszystkich wyzwala . Bo kiedy się kochamy, to jakoś tak w oczach innych się poświęcamy, z to nie można tak, bo nas wykorzystują. Czyli nie kochaj, to nie dasz się wykorzystać i się nie poświęcisz... Kto patrzy z boku nie potrafi zrozumieć  ze tam gdzie miłość nie trzeba się poświęcać, robi się rzeczy naturalnie, ale jak wszyscy wokoło zaczną wmawiać czy kobiecie, czy mężczyźnie, zobacz, otwórz oczy , wykorzystują cię, to zaczyna się robić nieciekawie. Nagle mąż jest okradany, a kobieta uwiazana z dzieckiem i domem.
  • @MAFJa

    W Irlandii są żlobki prywatne, które kosztują mnóstwo pieniędzy.
  • Prywatne żłobki to wszędzie są.
  • @Anawim problem kobiet źle znoszących naturalny stan macierzyństwa nie rozwiąże się przez to, że dziecko pójdzie do innych ludzi, którzy za pieniądze się tym dzieckiem zajmą. To prościej jest w ogóle dzieci nie mieć , co wybiera już sporo osób. Lepiej jest być zdrowym (pięknym i bogatym ;) ) i cieszyć się macierzyństwem. I to powinien być cel socjologiczny a nie usprawiedliwianie ucieczki. Mówimy tu o kobietach, które tracą zdrowie psychiczne od przebywania z własnym dzieckiem. Nie o zarabianiu.  Przede wszystkim, człowiek jak nie czuje atrakcyjności rzeczy, osób, czynności to uczestniczy z poczuciem przymusu , "zaciska zęby". Robi coś z poczuciem wyrzeczenia się tego co by wolał robić.  I uważa, że to jest szczyt dobra. Tak pojmowane jest chrześcijaństwo. Teraz słuchałam wykładów o ascezie. Z nich wynika, że długo tak się nie pociągnie, następuje depresja. A jeśli się coś robi bo jest to cenne, piękne, wartościowe bo jest szczerze atrakcyjne (przyciąga)  to zupełnie inaczej się żyje. Nikt nie współczuje alpinistom, alpiniści nie nienawidzą alpinizmu, mimo iż trud , wysiłek podejmują ogromny. Macierzyństwo może być piękniejsze, jeśli nie jawi się jako piękne (może czasem meczące jak chodzenie po górach)  to znaczy, że mamy zaburzoną percepcję, i lepiej się skupić się na percepcji niż szukać ucieczek. A szczery pociąg do dobra można wytrenować, i wtedy jest spójność wyborów i satysfakcji życiowej. Bez spójności jest depresja. To ksiądz psycholog twierdzi.
    Podziękowali 2Polly Malena
  • @Tola chodzi o słownictwo, nie rozumie moich wypowiedzi bo za dużo jest "trudnych słów" . Ogólnie porównuję, chłopcy tez nie chcą sprzątać, ja też nie chcę ;) Już końcówka przedszkola, chodziła bo lubiła, wpływ widać teraz, na początku panie chwaliły jakie to dobre miłe dziecko.
    Podziękowali 1Katia
  • @kociara nie da się teraz pracować na uczelni i pracy pa pa. Tak nas cisną, podkręcają wymogi, punkty, straszą, nakręcają konkurencję. A to są miejsca pracy i byt wielu osób, osób z rodzinami też.
  • @Joanna36
    "problem kobiet źle znoszących naturalny stan macierzyństwa nie rozwiąże się przez to, że dziecko pójdzie do innych ludzi, którzy za pieniądze się tym dzieckiem zajmą. To prościej jest w ogóle dzieci nie mieć , co wybiera już sporo osób."

    Ja nie widzę zbyt wiele naturalnego w obecnym standardzie macierzyństwa, gdzie kobieta zostaje z niemowlakiem + ewentualnie gromadką dzieciaków sama w domu przez 10 godzin. Choćby nie wiem ile pracowała nad percepcją coś takiego jest dalekie od równowagi. Alpiniści nie spędzają całego roku w górach.
    Ważniejsza wg mnie jest percepcja możliwych wyborów. W sytuacji, gdy ktoś jest przytłoczony wybór mu się często jawi jako pomiędzy zamiekszaniem w bazie w Himalajach i alternatywą w postaci wyprowadzki na niższe piętro, by uniknąć chodzenia po schodach. Ale niekiedy trzeba choćby zejść do doliny, by spokojnie przemyśleć dalsze kroki i lepiej się przygotować do kolejnego ataku; lub nabrania pokory w miejsce nadmiernych ambicji. Każdorazowo wymaga to jakiegoś kontaktu z własnymi uczuciami, nie zawsze zgodnymi z deklarowanymi wartościami.
  • Nienawidziłam przedszkola jako uczestnik. Zmuszali do jedzenia, jakieś ohydne zupy mleczne, do spania po obiedzie też przymuszali, dzieci biegały wrzeszczały, a ja chciałam spokojnie porysować, pomarzyć. 
    Musieli mnie przenosić z tych przedszkoli. Chyba ze 3 zaliczyłam, ale w żadnym za długo. A mój mąż w ogóle do przedszkola nie chodził. Tylko do ogniska, czyli ostatni rok przed szkołą. Wtedy tak było, żeby się człowiek mały zsocjalizował. I pytam, jak to znosił, mówił, że siedział w kącie rysował i czekał, żeby się to wreszcie skończyło.
    Podziękowali 1In Spe
  • @M_Monia wiele rzeczy dają energię i w ogóle poczucie mocy, ale to nie znaczy , że są dobrym wyborem, moralnym wyborem. Jedna z aktorek po aborcji poczuła się jak to określiła jak sam  Bóg. Nie oznacza to że wyjście z 4 ścian bez dziecka to zbrodnia. Chodzi o to by robić to co dobre moralnie i czuć się z tym dobrze, a nie cierpięrniczo . By rozum i serce było w zgodzie. ALE w kierunku dobra moralnego , nie w jakimkolwiek rekreacyjnym kierunku. Wkrótce wszystkie naturalne etapy życia człowieka będą nazwane męczeniem się. Dzieciństwo trauma, dorastanie koszmar. I trauma. Ciąża to wiadomo że jest okropna, macierzyństwo aby jak najkrócej, małżeństwo to też koszmar, starość nie radość.  Coś nie tak poszło z inżynierią społeczną, 20 lat edukacji w grupie, potem 60 lat depresji w 4 ścianach z jednym lub dwoma towarzyszami niedoli.
    Podziękowali 4asiao matka-Olka In Spe Katia
  • Jak uczucia są niezgodne z wyborami moralnymi to znaczy że warto coś ze sobą konstruktywnego zrobić. Nie chciałabym by mąż był  wierny z musu.
  • Pracowałam w żłobku i jak pracownik, pragnęłam jak najszybciej zakończyć tą pracę. To co mogą czuć dzieci?
    Nie ma szans zająć niczym rozwijającym takiej grupy małych dzieci. Tylko pilnujesz, żeby nic się nie stało. Takie maluchy nie umieją się same bawić, dogadywać. Kto silniejszy wyrywa innym zabawki i jest karcony co chwilę. Ci spokojniejsi siedzą gdzieś w kącie i jak sami czymś się zajmą to super, bo nie przeszkadzają innym. Potem zasypianie na komendę, kto nie chce i przeszkadza innym znów karcony co chwilę. W jednym ze żłobków dziecko było karmione na siłę, aż do wymiotów, bo takie chudziutkie być nie może. Ehhh. 
    Podziękowali 2AgaMaria Aga85
  • Jak mama nie potrafi zająć się kilkorgiem dzieci w różnym wieku, to jak może wierzyć że w grupie 20 dzieci żłobkowych można przeprowadzić jakieś rozwijające zajęcie? Dziwne.
  • @Zuzapola, ten film to "Postęp po szwedzku".


    Podziękowali 2Joanna36 Zuzapola
  • Inny problem żłobka jest taki, że dzieci często chorują i po dłuższej nieobecności znów przechodzą okres adaptacji, płaczą. Jak się przyzwyczają znów są chore. I tak to wygląda czasami.
  • @Malgorzata<3 Pięknie i mądrze piszesz, ale to trzeba przeżyć, aby zrozumieć. Albo przeżyć chociaż coś pokrewnego ;)
    Podziękowali 1Malena
  • M_Monia powiedział(a):
    To nie chodzi o to ze nie potrafi tylko mama tez czlowiek i potrzebuje odpoczynku od swoich maloletnich dzieci zeby nie byc sfrustrowana i wypalona.  Tylko tyle. Nawet najcudowniejsza praca 24/24 nie jest stanem naturalnym...
    No ale jest jeszcze tata przecież. Babcia czasem może pomóc. Nianie w żłobku też czasem są wypalone i wogole niezainteresowane rozwojem dzieci. Mają stałe rytuały wypracowane przez lata, żeby było wygodnie i bardzo niedobrze gdy przyjdzie ktoś nowy do pracy i zaburza im rytm jakimiś rozwojowymi pomysłami.
    Podziękowali 2Skatarzyna Polly
  • Ludzie są ukształtowani do pewnych wyborów i sympatii. Dorośli mają wpływ na to ich kształtuje. A co kobiety robią zanim urodzą, żeby potem się dobrze czuć w tych chwilach samotności? Żeby cierpliwie znieść ten czas gdy jest ciężko. W ogóle nic się nie robi nic się nie wie. Mój syn najstarszy jest lepiej przygotowany do macierzyństwa niż na byłam przed jego urodzeniem. 
  • Siedzę właśnie, piję kawę i szperam w necie :). Nie dokształcam się z pedagogiki, logopedii ani terapii :) Przeglądam forum, czytam o Harrym i Meghan, sprawdzam pogodę i szukam cieni na Allegro. Chłopaki w pokoju obok, wiedzą, że to mój czas i można wyjść tylko do toalety, do salonu zakaz wstępu, bo od razu tysiące potrzeb, a przez te półtorej - dwie godziny  ja potrzeb po prostu nie realizuję. Nie ma biegania po domu, napić i najeść się można wcześniej albo później, teraz - nie. Od 20 cisza nocna; rób co chcesz, ale tylko w swoim pokoju, bo to wspólny czas rodziców.

    Dla osób, których dziecko jest w placówce od 7 do 17, zapewne przemoc domowa i nie do pomyślenia. A ja zdrowa muszę być ;) I mam prawo do książki, pomalowania paznokci, ciszy... Mam prawo do spokojnej rozmowy z mężem, pogapienia się w serial, lampki wina.
    Jak zaczynałam ed, pewna psycholog radziła, by się zastanowić, bo zwariuję. Jeśli miała na myśli stuprocentową realizację potrzeb dzieci zawsze, gdy są przy mamie, to tak - nie da się. To jest choroba naszych czasów. ZAWSZE musisz dawać dziecku WSZYSTKO. A że nie dasz rady, bo psychika siądzie, to niech idzie do żłobka/przedszkola/szkoły.
    Tak, tam pani da mu wszystko. Każdemu przez cały czas.
  • Ach, i jeszcze dodam, że poprzedni mój wpis nie jest o złych przedszkolach, tylko o sposobie argumentacji dlaczego złe nie są ;)
  • wydaje mi się, że w tej dyskusji bardzo brakuje uwzględnienia tego, że nie wszyscy są tacy sami
    Podziękowali 2AgaMaria wielorybek
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.