Nie każdy ma się znać, ale każde dziecko płci obojga powinno mieć szansę mieć z tym styczność, bo może akurat to będzie ich ścieżka.
To samo można by powiedzieć o milionie innych rzeczy, czynności i aktywności... E: np o zgrupowaniu narciarskim w Alpach, nauce jazdy konnej czy języka litewskiego
Różne rzeczy mogą się przydać. I języki i wiedza o mechanice i o muzyce, czy religiach. Dobrze jest wiedzieć wszystkiego po trochu.
Niedobrze, jak się pracuje jako specjalista Są ludzie bardziej w stronę lizania wszystkiego pp trochu Są tacy, co się lubią specjalizować w jakiejś działce
Najwyraźniej mamy bardzo różne przekonania co do tego, co jest w życiu potrzebne.
Inżynierowie, wynalazcy i dobrzy fachowcy-wykonawcy są nam wszystkim potrzebni. A nie będziemy mieli ich dużo, jeśli nie damy dzieciom szansy odkryć w sobie zainteresowania tymi sprawami.
Spróbuj znaleźć dobrego elektronika samochodowego. Nawet o ślusarza-tokarza ciężko. W mojej okolicy w promieniu kilkudziesięciu kilometrów jest dwóch tokarzy, kolejki niesamowite, a często nie chcą brać drobnych (dla nich) zleceń, bo mają masę większych robót. I na przetoczenie wałka czekasz miesiąc, o ile uprosisz, żeby w ogóle wziął to zlecenie.
To samo można by powiedzieć o milionie innych rzeczy, czynności i aktywności... E: np o zgrupowaniu narciarskim w Alpach, nauce jazdy konnej czy języka litewskiego
Nie zgadzam się. Sportowcy narciarze czy dżokeje nie są tak potrzebni społeczeństwu jak - nazwijmy to ludzie techniczni. Tłumacze litewskiego przydadzą się, choć nie trzeba ich tak dużo.
Nie neguję roli sportu zawodowego, reprezentacji, ale zwróćmy uwagę na proporcje ilościowe. techników trzeba więcej.
@Chaber Ale rozwój jest głównie dla własnej osoby, nie dla innych. Nie mówię tu też o zawodach takich jak lekarz, ale najważniejsze jest to, aby robić to co się naprawdę lubi, tak myślę.
To samo można by powiedzieć o milionie innych rzeczy, czynności i aktywności... E: np o zgrupowaniu narciarskim w Alpach, nauce jazdy konnej czy języka litewskiego
Nie zgadzam się. Sportowcy narciarze czy dżokeje nie są tak potrzebni społeczeństwu jak - nazwijmy to ludzie techniczni. Tłumacze litewskiego przydadzą się, choć nie trzeba ich tak dużo.
Nie neguję roli sportu zawodowego, reprezentacji, ale zwróćmy uwagę na proporcje ilościowe. techników trzeba więcej.
I jak dziecko w XXI wieku nie będzie miało w szkole zajęć z lutowania, to nie ogarnie, że interesuje je technika albo mechanika?
@paulaarose Ale dorośli nie będą lubili robić np. elektroniki samochodowej, nie będą się tym pasjonować i rozwijać, jeżeli jako dzieci czy młodzi nie mieli szansy się z tym zetknąć, jak nie w domu, to w szkole.
I jak dziecko w XXI wieku nie będzie miało w szkole zajęć z lutowania, to nie ogarnie, że interesuje je technika albo mechanika?
Tak, bo niby jak ma to odkryć, skoro nie było tego w domu, nie widział w otoczeniu, w szkole, a czas wolny spędza na gierkach i nie ma nawet roweru, który mógłby naprawiać i konserwować. A ojciec nie grzebie w aucie w garażu, tylko prowadzi do serwisu, a do zepsutego gniazdka wzywa elektryka.
Każdy żyje w swojej bance W mojej bance każdy ma w domu śrubokręt i coś, co można nim rozkręcić, co jest niezłym początkiem W Twojej nastolatek, który spędza czas na gierkach, po kilku godzinach lutowania w szkole zapragnie iść na politechnikę
Ale który nauczyciel da dziś dziecku w szkole lutownicę czy pozwoli robić kanapki? Do tych ostatnich trzeba dać nóż do ręki! I potem spowiadać się przed całym światem z wywołania sytuacji zagrażającej zdrowiu i życiu w szkole! Już widzę te komisje kuratoryjne, sanepidowskie i TVN uwaga!
Każdy żyje w swojej bance W mojej bance każdy ma w domu śrubokręt i coś, co można nim rozkręcić, co jest niezłym początkiem W Twojej nastolatek, który spędza czas na gierkach, po kilku godzinach lutowania w szkole zapragnie iść na politechnikę
Nie mówię o moim nastolatki tylko w ogóle. Moje dzieci akurat mają to szczęście, że ich ojciec jest w zasadzie w każdej branży technicznej uzdolniony i dla nich oczywiste jest, że są rzeczy, które się robi samemu, nawet remont generalny silnika czy zrobienie więźby dachowej. U ciebie też cyt. "każdy ma w domu śrubokręt".
Ale uwierz mi, że ten świat się kończy. Naprawdę są ludzie, którzy prowadzą auta do warsztatu na wymianę oleju, wzywają elektryka do zepsutego gniazdka, wzywają hydraulika do cieknącego syfonu. Jest takich coraz więcej, i ich dzieci też nie będą umiały tego zrobić, nawet nie przyjdzie im do głowy, że mogliby to zrobić, że to nie jest wiedza tajemna, że mogliby się tego nauczyć i że to może być fajne.
Wielu ojców nie grzebie w garażu. Mój nie grzebał, mąż mój nie grzebie. Moje dzieci też nie są samochodami zainteresowane. Jak cię coś nie ciągnie, to tego człowiekowi nie wmówisz. Ewentualnie może zainteresować się pracą, która daje pieniądze.
"Naprawdę są ludzie, którzy prowadzą auta do warsztatu na wymianę oleju, wzywają elektryka do zepsutego gniazdka, wzywają hydraulika do cieknącego syfonu."
To ja.
A ja mam już 50+.
To nie jest tylko kwestia wieku i zmieniającego się świata, także kwestia wyboru. Zwyczajnie nie lubię śrubek i zapachu samochodowego warsztatu i nie zamierzam nikomu wmawiać, że jest fajny.
A co jest złego w tym, że ktoś wymienia olej w silniku w warsztacie??? A moje obserwacje, moja banka jest inna. Nawet w domach osob nietechnicznych jest śrubokręt i dziecko ze smykalka prędzej czy później go znajdzie. A z kieszonkowego kupi sobie lutownicę
Wielu ojców nie grzebie w garażu. Mój nie grzebał, mąż mój nie grzebie. Moje dzieci też nie są samochodami zainteresowane. Jak cię coś nie ciągnie, to tego człowiekowi nie wmówisz. Ewentualnie może zainteresować się pracą, która daje pieniądze.
Często jest, że dzieci przejmują zawód rodziców właśnie dlatego, że od małego miały z tym styczność i je to wkręciło. Ja ktoś nie ma z czymś styczności, to nie rozpozna, czy go to kręci, czy nie. Bo jak ma rozpoznać? Teoretycznie?
"Spróbuj znaleźć dobrego elektronika samochodowego."
Skąd ja mam wiedzieć, kto jest dobrym elektrykiem samochodowym, skoro nie mam o tym pojęcia? W wielu kwestiach jesteśmy zależni od innych. Mnie np. łatwiej rozpoznać złego lekarza od złego mechanika, ale nie boleję szczególnie nad tym - człowiek ma ograniczone możliwości poznawcze.
A co jest złego w tym, że ktoś wymienia olej w silniku w warsztacie??? A moje obserwacje, moja banka jest inna. Nawet w domach osob nietechnicznych jest śrubokręt i dziecko ze smykalka prędzej czy później go znajdzie. A z kieszonkowego kupi sobie lutownicę
Nie ma nic złego. To są po prostu bardzo proste rzeczy. Jak ktoś nie chce się brudzić i woli zapłacić, to ok.
Nie w tym rzecz, żeby wszystkich nagle przerobić na złote rączki. Nie zgodzę się, że dziecko ze smykałką samo sobie prędzej czy znajdzie swoją ścieżkę. Może jacyś wyjątkowi. Ale większość potencjalnie dobrych techników może nigdy nie odkryć, że mogli być w tym dobrzy.
Wielu ojców nie grzebie w garażu. Mój nie grzebał, mąż mój nie grzebie. Moje dzieci też nie są samochodami zainteresowane. Jak cię coś nie ciągnie, to tego człowiekowi nie wmówisz. Ewentualnie może zainteresować się pracą, która daje pieniądze.
Często jest, że dzieci przejmują zawód rodziców właśnie dlatego, że od małego miały z tym styczność i je to wkręciło. Ja ktoś nie ma z czymś styczności, to nie rozpozna, czy go to kręci, czy nie. Bo jak ma rozpoznać? Teoretycznie?
I dlatego synowie mechaników pracują w warsztatach, a synowie lekarzy zostają lekarzami.
I notariuszem jest syn i wnuk notariusza. I co w tym złego?
Dopóki nie żyje w więzieniu ma jednak kontakt w innymi dziećmi, innymi domami, jeździ na wakacje, może zobaczyć inny świat.
Chyba że nie może, bo od niemowlęctwa przebywa w wyszukanych przedszkolach, podstawówkach dla elity i liceach dla wybrańców.
Ale też nie możemy zakazać rodzicom wychowywania dzieci w ten sposób, zawsze pewna grupa tak właśnie będzie robić.
A co jest złego w tym, że ktoś wymienia olej w silniku w warsztacie??? A moje obserwacje, moja banka jest inna. Nawet w domach osob nietechnicznych jest śrubokręt i dziecko ze smykalka prędzej czy później go znajdzie. A z kieszonkowego kupi sobie lutownicę
Nie ma nic złego. To są po prostu bardzo proste rzeczy. Jak ktoś nie chce się brudzić i woli zapłacić, to ok.
To, to, to!
Ja zdecydowanie wolę zapłacić i nie brudzić się. I tak właśnie myślę, że stać mnie na to, żeby w wieku pięćdziesięciu kilku lat nie robić wszystkiego sama.
A jak inni uczciwie wymienią mi olej, to należy im się uczciwa zapłata.
I dlatego synowie mechaników pracują w warsztatach, a synowie lekarzy zostają lekarzami.
I notariuszem jest syn i wnuk notariusza. I co w tym złego?
Dopóki nie żyje w więzieniu ma jednak kontakt w innymi dziećmi, innymi domami, jeździ na wakacje, może zobaczyć inny świat.
Chyba że nie może, bo od niemowlęctwa przebywa w wyszukanych przedszkolach, podstawówkach dla elity i liceach dla wybrańców.
Ale też nie możemy zakazać rodzicom wychowywania dzieci w ten sposób, zawsze pewna grupa tak właśnie będzie robić.
Nic złego, że dzieci dziedziczą zawód. To był mój przykład na to, że jak ktoś ma z czymś styczność, to często go wkręci, bo ma pasję lub widzi, że to intratny zawód i chce w to iść. A nowe pokolenie mają coraz mniejsze szanse zetknąć się z technicznymi sprawami tak od podszewki, zobaczyć jak to się robi, powkręcać te śrubki, popróbować samemu. Bo rodzice tego nie robią sami. Wzywa się fachowca i to pozostaje takie abstrakcyjne, odległe. Jeszcze często rodzice nie pozwalają dzieciom popatrzeć na Pana hydraulika. Idź do swojego pokoju, nie przeszkadzaj.
Taki mem kiedyś był "Kiedyś w instrukcji obsługi samochodu pisało, jak regulować luzy na zaworach. Dzisiaj pisze, żeby nie pić płynu hamulcowego".
Cóż, taka prawda. Świat się zmienia. Coraz mniej rzeczy ludzie potrafią. Coraz mniej się naprawia samemu, coraz więcej zleca. I to nie jest złe same w sobie. Rzeczy są coraz bardziej skomplikowane. Chociaż jak ktoś wzywa hydraulika do cieknącego syfonu pod zlewem, to moim zdaniem obciach. Poprawienie syfonu nie jest trudniejsze, niż wymiana worka w odkurzaczu.
W każdym razie powinniśmy zadbać o wykształcenie nowych fachowców, a z tym już jest problem. Kandydatów liczba maleje i nie ma nauczycieli fachu, bo wolą pracować w zawodzie za lepsze pieniądze, niż uczyć w szkole. I w miarę ubywania starych pokoleń fachowców, to będzie się pogłębiać. Bo i ceny w usługach będą rosły, a pensje nauczycieli zawodu nie. Chyba że coś się zmieni.
Taki mem kiedyś był "Kiedyś w instrukcji obsługi samochodu pisało, jak regulować luzy na zaworach. Dzisiaj pisze, żeby nie pić płynu hamulcowego".
Cóż, taka prawda. Świat się zmienia. Coraz mniej rzeczy ludzie potrafią. Coraz mniej się naprawia samemu, coraz więcej zleca. I to nie jest złe same w sobie. Rzeczy są coraz bardziej skomplikowane. Chociaż jak ktoś wzywa hydraulika do cieknącego syfonu pod zlewem, to moim zdaniem obciach. Poprawienie syfonu nie jest trudniejsze, niż wymiana worka w odkurzaczu.
W każdym razie powinniśmy zadbać o wykształcenie nowych fachowców, a z tym już jest problem. Kandydatów liczba maleje i nie ma nauczycieli fachu, bo wolą pracować w zawodzie za lepsze pieniądze, niż uczyć w szkole. I w miarę ubywania starych pokoleń fachowców, to będzie się pogłębiać. Bo i ceny w usługach będą rosły, a pensje nauczycieli zawodu nie. Chyba że coś się zmieni.
No a w szkole na technice dzieci robią kanapki.
w podstawówce miałem 2 lewe ręce i nie lubiłem "prac ręcznych"
a w dorosłym życiu robiłem wszelkie domowe naprawy i lubiłem majsterkować
więc bym raczej zrezygnował z tego przedmiotu w szkole i edukacje techniczną zostawił filmikom na jutjubce
Owszem, na YT jest masa materiałów i to dobrej jakości, ale jak młodzi mają się zainteresować w ogóle i na trafić na to? Że algorytm zaproponuje na głównej, kogoś zaciekawi miniaturka, zacznie oglądać i się wciągnie? Słabo to widzę. Może niektórzy.
Ty Pioszo54 w życiu dorosłym robiłeś naprawy, bo jesteś ze świata, w którym mężczyzna w domu robi drobne naprawy. A to już zanika.
Mojej mamie wfistka z podstawówki mówiła, pani Źrebcowa, pani załatwi Kasi zwolnienie z wf! A teraz Kasia ma super zabawę, bo sobie kupiła sztangi i inne ciężary. I tak, jestem sprawna i silna. I dalej nie cierpiałabym lekcji wf. Mój mąż, gdy się pobraliśmy nie umiał technicznie wielu rzeczy. Odkąd ma dom szczególnie rozwinął się w stolarce. Ale i elektrykę pyknie. Remonty robimy samodzielnie. Nikt nas nie uczył. Internet ma wszystko. Ale to zwyczajnie z potrzeby, chcemy mieć zrobione, a z kasą krucho. Jakbysmy byli majetniejsi, chętnie za pewne usługi by się zapłaciło. Podejrzewam, że nasze dzieci sporo więcej umieją zrobić niż przeciętni ich rówieśnicy.
I dlatego synowie mechaników pracują w warsztatach, a synowie lekarzy zostają lekarzami.
I notariuszem jest syn i wnuk notariusza. I co w tym złego?
Dopóki nie żyje w więzieniu ma jednak kontakt w innymi dziećmi, innymi domami, jeździ na wakacje, może zobaczyć inny świat.
Chyba że nie może, bo od niemowlęctwa przebywa w wyszukanych przedszkolach, podstawówkach dla elity i liceach dla wybrańców.
Ale też nie możemy zakazać rodzicom wychowywania dzieci w ten sposób, zawsze pewna grupa tak właśnie będzie robić.
Nic złego, że dzieci dziedziczą zawód. To był mój przykład na to, że jak ktoś ma z czymś styczność, to często go wkręci, bo ma pasję lub widzi, że to intratny zawód i chce w to iść. A nowe pokolenie mają coraz mniejsze szanse zetknąć się z technicznymi sprawami tak od podszewki, zobaczyć jak to się robi, powkręcać te śrubki, popróbować samemu. Bo rodzice tego nie robią sami. Wzywa się fachowca i to pozostaje takie abstrakcyjne, odległe. Jeszcze często rodzice nie pozwalają dzieciom popatrzeć na Pana hydraulika. Idź do swojego pokoju, nie przeszkadzaj.
Dla mnie to też jest swego rodzaju sztuka. Umieć znaleźć fachowca, dogadać się z nim. Nie wstydzić się zadzwonić, umieć się targować. Wielu dorosłych ludzi nie ma swobody w załatwianiu tego typu spraw.
Wkręcamy śrubki, bo mamy potrzebę. W Japonii nie wkręcali śrubek, bo mieli bezsrubkowe połączenia ciesielskie, o ile dobrze kojarzę. Dzisiaj sprawy techniczne wyglądają inaczej niż 30 lat temu, świat poszedł do przodu.
Ja ogólnie jestem fanką mechaniki, samodzielnego robienia różnych rzeczy itd. Ale w dzisiejszych czasach to raczej dla sportu się robi takie rzeczy.
Komentarz
E: np o zgrupowaniu narciarskim w Alpach, nauce jazdy konnej czy języka litewskiego
Są ludzie bardziej w stronę lizania wszystkiego pp trochu
Są tacy, co się lubią specjalizować w jakiejś działce
Inżynierowie, wynalazcy i dobrzy fachowcy-wykonawcy są nam wszystkim potrzebni.
A nie będziemy mieli ich dużo, jeśli nie damy dzieciom szansy odkryć w sobie zainteresowania tymi sprawami.
Spróbuj znaleźć dobrego elektronika samochodowego.
Nawet o ślusarza-tokarza ciężko. W mojej okolicy w promieniu kilkudziesięciu kilometrów jest dwóch tokarzy, kolejki niesamowite, a często nie chcą brać drobnych (dla nich) zleceń, bo mają masę większych robót. I na przetoczenie wałka czekasz miesiąc, o ile uprosisz, żeby w ogóle wziął to zlecenie.
Tłumacze litewskiego przydadzą się, choć nie trzeba ich tak dużo.
Nie neguję roli sportu zawodowego, reprezentacji, ale zwróćmy uwagę na proporcje ilościowe. techników trzeba więcej.
A ojciec nie grzebie w aucie w garażu, tylko prowadzi do serwisu, a do zepsutego gniazdka wzywa elektryka.
W mojej bance każdy ma w domu śrubokręt i coś, co można nim rozkręcić, co jest niezłym początkiem
W Twojej nastolatek, który spędza czas na gierkach, po kilku godzinach lutowania w szkole zapragnie iść na politechnikę
U ciebie też cyt. "każdy ma w domu śrubokręt".
Ale uwierz mi, że ten świat się kończy. Naprawdę są ludzie, którzy prowadzą auta do warsztatu na wymianę oleju, wzywają elektryka do zepsutego gniazdka, wzywają hydraulika do cieknącego syfonu.
Jest takich coraz więcej, i ich dzieci też nie będą umiały tego zrobić, nawet nie przyjdzie im do głowy, że mogliby to zrobić, że to nie jest wiedza tajemna, że mogliby się tego nauczyć i że to może być fajne.
To ja.
A ja mam już 50+.
To nie jest tylko kwestia wieku i zmieniającego się świata, także kwestia wyboru. Zwyczajnie nie lubię śrubek i zapachu samochodowego warsztatu i nie zamierzam nikomu wmawiać, że jest fajny.
A moje obserwacje, moja banka jest inna. Nawet w domach osob nietechnicznych jest śrubokręt i dziecko ze smykalka prędzej czy później go znajdzie. A z kieszonkowego kupi sobie lutownicę
Ja ktoś nie ma z czymś styczności, to nie rozpozna, czy go to kręci, czy nie. Bo jak ma rozpoznać? Teoretycznie?
Dziecko musi mieć czas
Jeszcze trochę i się podpiszę pod prowokacyjnymi tezami Pioszo
Skąd ja mam wiedzieć, kto jest dobrym elektrykiem samochodowym, skoro nie mam o tym pojęcia? W wielu kwestiach jesteśmy zależni od innych. Mnie np. łatwiej rozpoznać złego lekarza od złego mechanika, ale nie boleję szczególnie nad tym - człowiek ma ograniczone możliwości poznawcze.
Nie w tym rzecz, żeby wszystkich nagle przerobić na złote rączki.
Nie zgodzę się, że dziecko ze smykałką samo sobie prędzej czy znajdzie swoją ścieżkę. Może jacyś wyjątkowi. Ale większość potencjalnie dobrych techników może nigdy nie odkryć, że mogli być w tym dobrzy.
I notariuszem jest syn i wnuk notariusza. I co w tym złego?
Dopóki nie żyje w więzieniu ma jednak kontakt w innymi dziećmi, innymi domami, jeździ na wakacje, może zobaczyć inny świat.
Chyba że nie może, bo od niemowlęctwa przebywa w wyszukanych przedszkolach, podstawówkach dla elity i liceach dla wybrańców.
Ale też nie możemy zakazać rodzicom wychowywania dzieci w ten sposób, zawsze pewna grupa tak właśnie będzie robić.
Ja zdecydowanie wolę zapłacić i nie brudzić się. I tak właśnie myślę, że stać mnie na to, żeby w wieku pięćdziesięciu kilku lat nie robić wszystkiego sama.
A jak inni uczciwie wymienią mi olej, to należy im się uczciwa zapłata.
A nowe pokolenie mają coraz mniejsze szanse zetknąć się z technicznymi sprawami tak od podszewki, zobaczyć jak to się robi, powkręcać te śrubki, popróbować samemu.
Bo rodzice tego nie robią sami. Wzywa się fachowca i to pozostaje takie abstrakcyjne, odległe. Jeszcze często rodzice nie pozwalają dzieciom popatrzeć na Pana hydraulika. Idź do swojego pokoju, nie przeszkadzaj.
Cóż, taka prawda. Świat się zmienia. Coraz mniej rzeczy ludzie potrafią. Coraz mniej się naprawia samemu, coraz więcej zleca. I to nie jest złe same w sobie. Rzeczy są coraz bardziej skomplikowane.
Chociaż jak ktoś wzywa hydraulika do cieknącego syfonu pod zlewem, to moim zdaniem obciach. Poprawienie syfonu nie jest trudniejsze, niż wymiana worka w odkurzaczu.
W każdym razie powinniśmy zadbać o wykształcenie nowych fachowców, a z tym już jest problem. Kandydatów liczba maleje i nie ma nauczycieli fachu, bo wolą pracować w zawodzie za lepsze pieniądze, niż uczyć w szkole. I w miarę ubywania starych pokoleń fachowców, to będzie się pogłębiać. Bo i ceny w usługach będą rosły, a pensje nauczycieli zawodu nie. Chyba że coś się zmieni.
No a w szkole na technice dzieci robią kanapki.
a w dorosłym życiu robiłem wszelkie domowe naprawy i lubiłem majsterkować
więc bym raczej zrezygnował z tego przedmiotu w szkole
i edukacje techniczną zostawił filmikom na jutjubce
Ty Pioszo54 w życiu dorosłym robiłeś naprawy, bo jesteś ze świata, w którym mężczyzna w domu robi drobne naprawy. A to już zanika.
A teraz Kasia ma super zabawę, bo sobie kupiła sztangi i inne ciężary.
I tak, jestem sprawna i silna. I dalej nie cierpiałabym lekcji wf.
Mój mąż, gdy się pobraliśmy nie umiał technicznie wielu rzeczy. Odkąd ma dom szczególnie rozwinął się w stolarce. Ale i elektrykę pyknie.
Remonty robimy samodzielnie. Nikt nas nie uczył. Internet ma wszystko.
Ale to zwyczajnie z potrzeby, chcemy mieć zrobione, a z kasą krucho.
Jakbysmy byli majetniejsi, chętnie za pewne usługi by się zapłaciło.
Podejrzewam, że nasze dzieci sporo więcej umieją zrobić niż przeciętni ich rówieśnicy.
Wkręcamy śrubki, bo mamy potrzebę. W Japonii nie wkręcali śrubek, bo mieli bezsrubkowe połączenia ciesielskie, o ile dobrze kojarzę. Dzisiaj sprawy techniczne wyglądają inaczej niż 30 lat temu, świat poszedł do przodu.
Ja ogólnie jestem fanką mechaniki, samodzielnego robienia różnych rzeczy itd. Ale w dzisiejszych czasach to raczej dla sportu się robi takie rzeczy.