No właśnie. Nie robi się samemu, tylko zleca fachowcom. Tylko fachowców trzeba mieć.
Starych ubywa, a nowych nie przybywa w wystarczającym stopniu. Dawałam przykład z tokarzem.
Kilka lat temu był bum budowlany. Zaczęło brakować ekip, ceny poszły w górę. I wiadomo, jak zareagował rynek wykonawców: wzrasta popyt = wzrasta podaż. Narobiło się mnóstwo nowych wykonawców. Ktoś popracował trochę u kogoś, coś tam zobaczył, czegoś się nauczył i potem odchodził na własną działalność. A ludzie brali takie ekipy niedoświadczone, bo nikt nie chciał czekać dwa lata. I nikt nie patrzył na referencje. No a z jakością tych robót było naprawdę różnie. Mnóstwo ludzi straciło nerwy i pieniądze na fuszerki.
To przykład z bumem, ale i normalnie też ten mechanizm zadziała, kiedy zacznie ubywać fachowców. Ceny za usługi wzrosną, więc pojawią się nowi wykonawcy chcący zarobić, a nie koniecznie mający wystarczającą wiedzę i umiejętności.
Chociażby mechanika samochodowa. Ilu mechaników to tak naprawdę "wymieniacze części". Przyjeżdża niesprawne auto, więc wymieniają to, potem tamto, potem tamto, klient wkurzony płaci, a auto wciąż nie działa, jak trzeba. A gdyby w warsztacie naprawdę znali się na robocie, współpracowali z elektronikiem samochodowym (nie elektrykiem, tylko elektronikiem), to wykryliby usterkę i usunęli szybko, a nie na oślep wymieniając. Może to ten czujnik, może tamten podzespół, może tamto.
I tak powili robi się w wielu zawodach. Muszą ratować nas obcokrajowcy bo młodych Polakow jest za mało. Ukrainka uczy moja córkę Angielskiego w szkole a w przychodni lekarka też Ukrainka kwalifikowana mnie na szczepionkę przeciw Kowid.
I tu się mylisz. Po prostu nikt normalny po ukończeniu studiów nie będzie pracował w szkole za niecałe 3 tyś. W dzisiejszych czasach jest to tak obciążający psychicznie zawód, że w tej chwili niemal nie ma do niego kandydatów. Ciesz się, że Ukrainka chce.
Większość znanych mi narzekających na brak fachowców, własne dzieci wypychało do dobrych liceów, choć ich dzieci to lenie i średniaki jak się je już przymusi. Noaleeee jak to tak dziecko miałoby ślusarzem zostać kiedy matka po studiach jest i wstyd przed ludźmi, ze dziecko byłoby „tumanem”, bo w ten sposób wciąż kowi się o dzieciach, które wybierają szkoły zawodowe/branżowe.
Jakby był mądry, dobrze się uczył, to poszedłby do liceum i na studia a nie uczyć się zawodu.
A fachowców mamy. Tylko ci dobrzy się cenią - i słusznie, a nie każdy chce tyle dać za czyjas prace.
A jak fachowiec uczciwe chce pracować, płacić składki i podatki - i stad MUSI się cenić, bo koszty pracy są ogromne, to dostaje mu się os złodziei, kombinatorów. Bo najlpeij jakby darmo pracował.
No właśnie pensje są ważne. W ważnych zawodach brakuje pracowników, bo dostają głodowe pensje. W wielu zawodach (np wspomnianych w innym wątku fachowców) nie ma pracowników, bo nie ma ich kto kształcić. Szkolnictwo zawodowe leży i kwiczy. Mam znajomych dyrektorów w szkołach branżowych i technikach i jeśli chodzi o zatrudnienie nauczycieli zawodu, to jest dramat. Piękne pracownie świecą pustkami. Uczą emeryci i to tacy po 70-ce. I to wtedy, gdy dyrektor ma szczęście. Wiem, to off top, nie do końca związany z tematem wątku. Jednak na pewno nie będzie rozmnażał się ktoś, ktoś nie ma gdzie mieszkać, bo nie stać go na ratę kredytu, wielokrotnie przewyższająca jego miesięczną pensję.
W ED nie mamy w-f, muzyki, plastyki i techniki, religii też możemy nie mieć. W Benedykcie mamy zajęcia dodatkowe z elektroniki - arduino i jest możliwość poznania tego kierunku bliżej. Teraz MEN ma program "laboratoriów przyszłości" i pomaga szkołom je otwierać.
Niestety nie można łączyć ED z technikum. A zwykłe to masa godzin i anachroniczne warsztaty. Jest taki model, żeby szybko zrobić LO i pójść do policealnej na rok-dwa, albo kursy zawodowe, ale to tylko dla pełnoletnich.
Większość znanych mi narzekających na brak fachowców, własne dzieci wypychało do dobrych liceów, choć ich dzieci to lenie i średniaki jak się je już przymusi. Noaleeee jak to tak dziecko miałoby ślusarzem zostać kiedy matka po studiach jest i wstyd przed ludźmi, ze dziecko byłoby „tumanem”, bo w ten sposób wciąż kowi się o dzieciach, które wybierają szkoły zawodowe/branżowe.
No właśnie, tutaj wchodzi to "co ludzie powiedzą". A z takiego ucznia mógłby być naprawdę dobry ślusarz, który by się odnalazł w tym zawodzie i mógłby zarabiać przyzwoite pieniądze, bo dobrzy fachowcy się cenią, i słusznie.
Mam dziecko mające alergię na naukę teorii, za to wszelkie aktywności praktyczne uwielbia. Nie spotkałam specjalisty (psycholog, pedagog, logopeda), który na moje stwierdzenie (jak najbardziej pozytywne), że dziecko ma predyspozycje na branżówkę nie reagowałby- bez przesady, co też pani mówi... Mam znajomą, co córkę z podobnym zainteresowaniem nauką wysłała do liceum, by maturę zdała. Nieważne, że córka chciała technikum. Maturę łatwiej zdać po liceum, więc miała iść do liceum, a potem to zobaczy.
Z drugiej strony nie ma się co dziwić, że ludzie nie chcą posyłać dzieci do szkół zawodowych, bo wiele branż, zwłaszcza w budowlance, to prace ciężkie fizycznie, które po latach odbijają się na kręgosłupach i ogólnie na zdrowiu. Więc rodzice wolą nakierować dzieci na inną ścieżkę. Zwłaszcza w obliczu przyszłego podniesienia wieku emerytalnego. Widzisz 67latka dźwigającego worki z cementem? Masz firmę - zatrudnisz dziadka, żeby robił więźbę 12 godzin w pełnym słońcu czy skakał po rusztowaniach? I w dodatku te durne komentarze przy dyskusji o podniesieniu wieku. I podawanie przykładów profesorów i lekarzy, którzy pracują do 80. "Trzeba było się uczyć". Tak, jakby społeczeństwo mogło funkcjonować składając się WYŁĄCZNIE z pracowników umysłowych (szeroko ujmując) i szefów firm. I błędne koło się zamyka.
Większość znanych mi narzekających na brak fachowców, własne dzieci wypychało do dobrych liceów, choć ich dzieci to lenie i średniaki jak się je już przymusi. Noaleeee jak to tak dziecko miałoby ślusarzem zostać kiedy matka po studiach jest i wstyd przed ludźmi, ze dziecko byłoby „tumanem”, bo w ten sposób wciąż kowi się o dzieciach, które wybierają szkoły zawodowe/branżowe.
No właśnie, tutaj wchodzi to "co ludzie powiedzą". A z takiego ucznia mógłby być naprawdę dobry ślusarz, który by się odnalazł w tym zawodzie i mógłby zarabiać przyzwoite pieniądze, bo dobrzy fachowcy się cenią, i słusznie.
Często dzieci od własnych rodziców słyszą, ze dziś nie przystoi być „robotnikiem” bo to wstyd, to oznacza, ze oni polegli wychowawczo.
Jak rozmawiałam z moimi znajomymi i mówiłam, ze nie przyszywam guzików synowi, to słyszałam ze mameje wychowuje, bo prawdziwy facet to rzepy wzrokiem rozmywa a nie bawi się igła i nitka a potem dzieciaki w podstawówce nie umiały igły nawlec.
Mam dziecko mające alergię na naukę teorii, za to wszelkie aktywności praktyczne uwielbia. Nie spotkałam specjalisty (psycholog, pedagog, logopeda), który na moje stwierdzenie (jak najbardziej pozytywne), że dziecko ma predyspozycje na branżówkę nie reagowałby- bez przesady, co też pani mówi... Mam znajomą, co córkę z podobnym zainteresowaniem nauką wysłała do liceum, by maturę zdała. Nieważne, że córka chciała technikum. Maturę łatwiej zdać po liceum, więc miała iść do liceum, a potem to zobaczy.
To można zrozumieć. Dorosły człowiek po maturze może zrobić kurs zawodowy i zostać ślusarzem. Ale po zawodówce, jakby się odwidziało, jednak trudniej zdać maturę. Jest to działanie na zasadzie dania maksimum możliwości i przeniesienia decyzji na dziecko.
Chyba w Niemczech był taki system, że dzieci dzielono po 4. klasie szkoły podstawowej do różnych rodzajów szkół.
Z drugiej strony nie ma się co dziwić, że ludzie nie chcą posyłać dzieci do szkół zawodowych, bo wiele branż, zwłaszcza w budowlance, to prace ciężkie fizycznie, które po latach odbijają się na kręgosłupach i ogólnie na zdrowiu. Więc rodzice wolą nakierować dzieci na inną ścieżkę. Zwłaszcza w obliczu przyszłego podniesienia wieku emerytalnego. Widzisz 67latka dźwigającego worki z cementem? Masz firmę - zatrudnisz dziadka, żeby robił więźbę 12 godzin w pełnym słońcu czy skakał po rusztowaniach? I w dodatku te durne komentarze przy dyskusji o podniesieniu wieku. I podawanie przykładów profesorów i lekarzy, którzy pracują do 80. "Trzeba było się uczyć". Tak, jakby społeczeństwo mogło funkcjonować składając się WYŁĄCZNIE z pracowników umysłowych (szeroko ujmując) i szefów firm. I błędne koło się zamyka.
Ci starzy mogliby uczyć może nie noszenia worka z cementem, ale robienia więźby.
Ci starzy mogliby uczyć może nie noszenia worka z cementem, ale robienia więźby.
Jasne. I mamy mieć 20 starych, którzy będą uczyć 1 młodego, który będzie robić. Nie. Ci starzy zasilą rzesze bezrobotnych, bo pracodawcy zwolnią ich zanim zacznie się ochrona przedemerytalna.
Owszem, w ich miejsce wejdą młodsi, ale ci starzy nie będą pracować, bo w ich wieku ich nikt nie zatrudni. Więc cel podniesienia wieku emerytalnego - zwiększenie liczby pracujących - nie zostanie osiągnięty.
Tylko proszę nie mówcie - no to mogli się kształcić, żeby się nie znaleźć w takiej sytuacji - bo wracamy do punktu wyjścia. Nie mogą się wszyscy kształcić, ktoś musi pracować fizycznie, roboty to mogą w fabrykach zastąpić ludzi, ale nie wielu innych branżach. Społeczeństwo nie może funkcjonować składając się WYŁĄCZNIE z pracowników umysłowych i szefów firm.
@Chaber Do szkół zawodowych, przynajmniej w mojej rodzinnej okolicy, uczęszczały takie osoby, że nikt tam nie chciał iść. Jednak zawody techniczne też się przydają i jak ktoś czuje, że może to jest to, to niech próbuje.
Wszyscy ubolewają, że nie ma chętnych do szkół zawodowych, a czyje dorosłe dziecko poszło ta drogą? Ktoś powinien, to żaden wstyd itd, ale własne dzieci to raczej nie za bardzo
Wszyscy ubolewają, że nie ma chętnych do szkół zawodowych, a czyje dorosłe dziecko poszło ta drogą? Ktoś powinien, to żaden wstyd itd, ale własne dzieci to raczej nie za bardzo
Ja mówię uczciwie, że bardzo odradzałabym swojemu dziecku wybór branżówki. Może są jakieś wyjątki, ale te szkoły to w większości zwyczajnie przechowalnia najgorszych.
@Aga85 nie znam nikogo uczącego się w branżówce. Skoro dzieciak z dopami ze wszystkiego wybrał technikum to kto się uczy w branżówkach? Szczerze to ja nie mam odwagi posłać własnego dziecka do branżówki.
Szkoda, że nie można robić takiej branżówki jako ed. Znaleźć kogoś, kto faktycznie nauczyłby dziecko zawodu. Dzieciak miałby zawód i uniknął patologicznego środowiska.
Przy czym mi nawet nie chodzi o to, że towarzystwo w branżówkach musi być szczególnie patologiczne, demoralizujące. Zwyczajnie selekcja negatywna powoduje, że poziom nauczania jest b. niski.
Branżówka to niekoniecznie patologiczne środowisko, nie wszędzie. Natomiast zgadzam się, że to powinno być możliwe w systemie ED. Jeden rok u dobrego fachowca może dać więcej wiedzy praktycznej niż kilka lat przestarzałej teorii i durnych praktyk, gdzie uczeń to tylko podaj-przynieś-pozamiataj.
Podobno można, w wykazach SIO część dzieci jest na ED w technikach, może i w branżówkach? Koordynatorka z Łodzi z Benedykta działała w tym temacie. Trzeba by poszperać i popytać. Taki zawód technik hotelarstwa można gdzieś robić w ED.
Ja konsekwentnie jestem złego zdania na temat szkolnictwa zawodowego w Polsce. Uważam, że takie szkoły ogólnie niewiele dają - jak ktoś chce machać łopatą, to po technikum, z maturą, też da radę. Nie namawiałabym do wyboru branżówek ani swoich, ani obcych dzieci.
Co innego, gdyby to wyglądało np. jak w systemie niemieckim, gdzie szkolnictwo zawodowe traktuje się naprawdę poważnie.
Byłam z córką na dniu otwartym w fajnym technikum gastronomicznym z branżówką z tradycjami (Pijanowski w Wa-wie, jest internat). Podobało się nam, ale czy wiecie, że obecnie to rodzic finansuje zakup produktów spożywczych potrzebnych do nauki? Droga sprawa posłać dziecko do takiej szkoły, taniej do LO. Kiedyś tak nie było.
Komentarz
Starych ubywa, a nowych nie przybywa w wystarczającym stopniu. Dawałam przykład z tokarzem.
Kilka lat temu był bum budowlany. Zaczęło brakować ekip, ceny poszły w górę. I wiadomo, jak zareagował rynek wykonawców: wzrasta popyt = wzrasta podaż. Narobiło się mnóstwo nowych wykonawców. Ktoś popracował trochę u kogoś, coś tam zobaczył, czegoś się nauczył i potem odchodził na własną działalność. A ludzie brali takie ekipy niedoświadczone, bo nikt nie chciał czekać dwa lata. I nikt nie patrzył na referencje. No a z jakością tych robót było naprawdę różnie. Mnóstwo ludzi straciło nerwy i pieniądze na fuszerki.
To przykład z bumem, ale i normalnie też ten mechanizm zadziała, kiedy zacznie ubywać fachowców. Ceny za usługi wzrosną, więc pojawią się nowi wykonawcy chcący zarobić, a nie koniecznie mający wystarczającą wiedzę i umiejętności.
Chociażby mechanika samochodowa. Ilu mechaników to tak naprawdę "wymieniacze części". Przyjeżdża niesprawne auto, więc wymieniają to, potem tamto, potem tamto, klient wkurzony płaci, a auto wciąż nie działa, jak trzeba. A gdyby w warsztacie naprawdę znali się na robocie, współpracowali z elektronikiem samochodowym (nie elektrykiem, tylko elektronikiem), to wykryliby usterkę i usunęli szybko, a nie na oślep wymieniając. Może to ten czujnik, może tamten podzespół, może tamto.
Wiem, to off top, nie do końca związany z tematem wątku.
Jednak na pewno nie będzie rozmnażał się ktoś, ktoś nie ma gdzie mieszkać, bo nie stać go na ratę kredytu, wielokrotnie przewyższająca jego miesięczną pensję.
A z takiego ucznia mógłby być naprawdę dobry ślusarz, który by się odnalazł w tym zawodzie i mógłby zarabiać przyzwoite pieniądze, bo dobrzy fachowcy się cenią, i słusznie.
Mam znajomą, co córkę z podobnym zainteresowaniem nauką wysłała do liceum, by maturę zdała. Nieważne, że córka chciała technikum. Maturę łatwiej zdać po liceum, więc miała iść do liceum, a potem to zobaczy.
Więc rodzice wolą nakierować dzieci na inną ścieżkę. Zwłaszcza w obliczu przyszłego podniesienia wieku emerytalnego.
Widzisz 67latka dźwigającego worki z cementem? Masz firmę - zatrudnisz dziadka, żeby robił więźbę 12 godzin w pełnym słońcu czy skakał po rusztowaniach?
I w dodatku te durne komentarze przy dyskusji o podniesieniu wieku. I podawanie przykładów profesorów i lekarzy, którzy pracują do 80. "Trzeba było się uczyć".
Tak, jakby społeczeństwo mogło funkcjonować składając się WYŁĄCZNIE z pracowników umysłowych (szeroko ujmując) i szefów firm.
I błędne koło się zamyka.
a potem dzieciaki w podstawówce nie umiały igły nawlec.
Chyba w Niemczech był taki system, że dzieci dzielono po 4. klasie szkoły podstawowej do różnych rodzajów szkół.
Nie. Ci starzy zasilą rzesze bezrobotnych, bo pracodawcy zwolnią ich zanim zacznie się ochrona przedemerytalna.
Owszem, w ich miejsce wejdą młodsi, ale ci starzy nie będą pracować, bo w ich wieku ich nikt nie zatrudni. Więc cel podniesienia wieku emerytalnego - zwiększenie liczby pracujących - nie zostanie osiągnięty.
Tylko proszę nie mówcie - no to mogli się kształcić, żeby się nie znaleźć w takiej sytuacji - bo wracamy do punktu wyjścia. Nie mogą się wszyscy kształcić, ktoś musi pracować fizycznie, roboty to mogą w fabrykach zastąpić ludzi, ale nie wielu innych branżach.
Społeczeństwo nie może funkcjonować składając się WYŁĄCZNIE z pracowników umysłowych i szefów firm.
Ktoś powinien, to żaden wstyd itd, ale własne dzieci to raczej nie za bardzo
Natomiast zgadzam się, że to powinno być możliwe w systemie ED. Jeden rok u dobrego fachowca może dać więcej wiedzy praktycznej niż kilka lat przestarzałej teorii i durnych praktyk, gdzie uczeń to tylko podaj-przynieś-pozamiataj.
Ja konsekwentnie jestem złego zdania na temat szkolnictwa zawodowego w Polsce. Uważam, że takie szkoły ogólnie niewiele dają - jak ktoś chce machać łopatą, to po technikum, z maturą, też da radę. Nie namawiałabym do wyboru branżówek ani swoich, ani obcych dzieci.
Co innego, gdyby to wyglądało np. jak w systemie niemieckim, gdzie szkolnictwo zawodowe traktuje się naprawdę poważnie.
Tylko że tu chyba nie chodzi tylko o to, żeby ograniczyć miejsca w liceach i technikach, tylko żeby faktycznie była sensowna alternatywa.
Czy jednak najlepiej dzieci innych?