Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Coś tu nudno ostatnio ;)

1356789

Komentarz

  • Eee... Więc my, świeccy, mamy teraz ewangelizować Episkopat, żeby biskupi się nawrócili, bo są niewierzący?

    :crazy:
  • Zależy kto "nawraca" :rolling:
  • Jeśli Epidiaskop zaprosił Kiko to:
    -albo potrzebują nawrócenia
    -albo uznali, że Wielki Post i trzeba się umartwiać
    -albo....nie wiedzieli co czynią
    :tooth:
  • [cite] Ola i Paweł:[/cite]
    Współcześnie widać, że ewangelizacji potrzebują też ochrzczeni, bo są bardziej poganami niż katolikami. I nawet księża i biskupi często potrzebują bycia zewagelizowanym, bo niemało niewierzących otrzymuje święcenia. Ilu posługuje charyzmatami jak Apostołowie? Ilu wyrzuca demony? Po kazaniu jakiego księdza nawraca się jednego dnia trzy tysiące dusz? Ilu prowadzi życie duchowe na miarę Św.Teresy czy Św.Jana Vianneya?

    Szczerze mówiąc bardziej niż się nad tym zastanawiać, wolę raczej modlić się o to, by biskupów wypełniających swoje powołanie zgodnie z Wolą Bożą, było jak najwięcej...
  • Dla mnie to jednak jest jakieś pomieszanie ról. My mamy swoje obowiązki stanu, a duchowni swoje. My wychowujemy dzieci, dbamy o ich wykształcenie, uprasowane mundurki, drugie śniadania, ruch na świeżym powietrzu po szkole. Dbamy też o swoją pracę, także po to, aby móc łożyć na Kościół. Natomiast rolą pasterzy jest paść swoją trzodę, a nie oczekiwać od niej opieki. Niech misjonarze jeżdżą na misje, księża prowadzą parafie, a zakonnicy oddają się medytacjom i wspierają ubogich. A jeżeli mają wśród siebie ludzi małej wiary, nieskorych do poświeceń na miarę św. Jana Vianneya, to niech lepiej pracują nad swoją formacją, albo też lepiej rekrutują chętnych do stanu duchownego. Jak każdy trafi na swoje miejsce, to większość kłopotów sama się rozwiąże.
  • Eee... Więc my, świeccy, mamy teraz ewangelizować Episkopat, żeby biskupi się nawrócili, bo są niewierzący?

    ---

    Ty czytasz czy tylko udajesz? Napisałem, że KAŻDY potrzebuje ewangelizacji - każdy potrzebuje słuchania Dobrej Nowiny, z którego to słuchania rodzi się wiara - niezależnie od stanu, bo stan o wierze nie świadczy. Jeśli jest jakiś ksiądz niewierzący to potrzebuje ewangelizacji jak ateusz lub poganin.

    Weź Ty KKK do ręki i potem pisz.

    P
  • Widać czasem kler potrzebuje świeckich, żeby mu pokazali gdzie jest jego miejsce i jego obowiązki. Znam wieeeeeeelu świeckich, bardziej wierzących, radykalnych, pobożnych i chętnych do głoszenia Ewangeli niż niejeden ksiądz. Wielu księży widząc ich zapał wzięło się do roboty i teraz wyrzucają demony z opętanych. "Takiego księdza macie jakiego sobie wychowacie".

    P
  • [cite] Maciek:[/cite]Dla mnie to jednak jest jakieś pomieszanie ról.
    Rolą każdego chrześcijanina jest głoszenie Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie Zmartwychwstałym!
    Problem w tym, że ci, którzy na mocy sakramentu jako pierwsi są powołani do przepowiadania Dobrej Nowiny tego nie robią!
    Kiedy w kościele usłyszałeś, że Bóg Cię kocha?
    Kiedy słyszałeś w czasie homilii świadectwo żywe, że Bóg zmienił czyjeś życie poza Apostołami?
    Bo ja jakoś ciągle trafiam na poezje, rozważania bardziej, lub mniej oderwane od rzeczywistości, ale jakoś Kerygmatu- nie.
    To powiedz mi- kto tu zrezygnował z misji, jaka została mu powierzona?

    Modlę się za księży codziennie, bo wiem, jak im trudno, widzę, jak boją się mówić ludziom prawdę w oczy.
  • [cite] Ola i Paweł:[/cite]Napisałem, że KAŻDY potrzebuje ewangelizacji - każdy potrzebuje słuchania Dobrej Nowiny, z którego to słuchania rodzi się wiara - niezależnie od stanu, bo stan o wierze nie świadczy. Jeśli jest jakiś ksiądz niewierzący to potrzebuje ewangelizacji jak ateusz lub poganin.
    Z takim podejściem rzeczywiście trudno się doczekać wybitnych duszpasterzy. Jeżeli zadaniem każdego jest wątpić w swoją wiarę, to skąd mają się wziąć ci, którzy z pełnym przekonaniem będą się swoją wiarą dzielić? Zresztą jeżeli każdy potrzebuje ewangelizacji, to znaczy, że nikogo nie da się zewangelizować i ta czynność jest zupełnie pozbawiona sensu. Przestaję się dziwić, że na Zachodzie duchowni w ogóle już porzucili tego rodzaju wysiłek i skupiają się wyłącznie na działalności dobroczynnej i miłym spędzaniu czasu.
  • [cite] Cart&Pud:[/cite]Kiedy w kościele usłyszałeś, że Bóg Cię kocha?
    Kiedy słyszałeś w czasie homilii świadectwo żywe, że Bóg zmienił czyjeś życie poza Apostołami?
    O tym, że mnie kocha i że zmienił czyjeś życie słyszałem najwięcej u protestantów, z którymi niegdyś utrzymywałem bliskie relacje ekumeniczne. Jeden pastor opowiadał nawet z zachwytem, jak jego córkę potrącił samochód, dzięki czemu trafiła do Nieba, a on zaznał nowej odmiany Bożej Miłości.

    A na naszym gruncie, to jeden ojciec dominikanin z Freta zawsze tak budował kazania, żeby na koniec mu wyszło, że Bóg nas kocha.
  • Co do pastora: to egzaltacja, nie wiara.

    Co do dominikanina: zazdraszczam...
  • W mojej rodzinnej parafii był taki jeden charyzmatyczny ksiądz. Zajmował się szczególnie młodzieżą. Był sympatykiem DN. Faktycznie w jakimś sensie wolałam już te jego homilie niż pozostałych księży (powiedzmy, że bardziej się "wczuwał"), ale szczerze mówiąc jednocześnie często byłam zakłopotana, gdy tak otwarcie głosił jakim jest grzesznikiem, jak Bóg pokazuje mu jego małość, jak miał kryzys i Bóg go podnosił itp.
    Dla mnie takie świadectwa są sprawą bbbbb osobistą i... mogę ich posłuchać, ale nie czuję, by mi pomagały. Ja już wierzę, że Bóg działa i potrafi nieźle w życiu "namieszać" i raczej nie będę w to wierzyć bardziej nawet po wysłuchaniu takiego świadectwa.
    Wolę jak ksiądz po prostu powie: Bóg Cię kocha, wybrał Cię przed założeniem świata itp. itd. ale bez odnoszenia się tak bezpośrednio do swoich osobistych przeżyć. Wolę jak ksiądz jest autorytetem, takim oparciem, wolę jak głosi, że wierzy a nie, że upada.
    Chętnie usłyszałabym w czasie homilii jakieś przykłady z życia, praktyczne rady, jak sobie radzić z taką czy inną słabością.
    Dla mnie to jest większym problemem: że homilie są niepraktyczne, niedzisiejsze (np. ksiądz mówi o traceniu czasu na TV, a o Internecie czy grach, to ani słowa... kto z dzisiejszych nastolatków traci czas na TV, jeśli ma w domu komputer?).
    No ale nie każdy ksiądz. W mojej parafii jest przewaga tych "lepszych" (4:2).

    No i też nie oceniałabym wiary księdza na podstawie jego homilii... zwyczajnie nie każdy ma do tego talent.
  • Pamiętam, jak raz starszy kapucyn powiedział w trzecią niedzielę Wielkiego Postu homilię:

    "Obudźcie się, czas jest krótki!
    Amen."

    I to było wydarzenie komentowane przez parafian do samych Świąt :wink:
    Bardzo pozytywnie komentowane.
  • Ludzie z mojej wspólnoty jak wychodzili z czuwania Wielkanocnego to o 6:00 rano do domofonów mówili "Jezus Chrystus Zmartwychwstał !".
    Wiem, wiem szczeniacki żart.

    Kubisy też są Neonami, no i proszę jakie piękne świadectwo. Jestem na drodze już sporo lat i widzę, że ludzie się zmieniają, że etapy drogi mają sens i naprawdę guzik mnie obchodzi czy katechezy są spisane czy nie są. Jakie to ma znaczenie w obliczu oczywistych cudów? Mógłbym je oczywiście wymieniać, ale musiałby to być osobny wątek.
    Nie obchodzi mnie czy staję podczas przemienienia czy klęczę. To są sprawy drugorzędne. Pierwsze skrutinium można sobie potraktować lekko, katechistów oszukać gdy cię zapytają czy wypełniłeś słowo. Można, ale czy warto sobie robić na rękę?
    Kościół jest różnorodny, do dzisiaj pamiętam Gorzkie Żale śpiewane w mojej parafii gdy byłem dzieckiem. Wspaniałe przeżywanie Wielkiego Postu.
    Tylko, że teraz to młodzież bardziej śmieszy niż pociąga. Oczywiście drogi są różne, chodzi mi o główny nurt.
  • Arcybiskup Albert Malcolm Ranjith, sekretarz Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów udziela wywiadu miesięcznikowi "Inside the Vatican":

    (...)To co jest niebezpieczne, to marginalizowanie roli kapłana nawet wtedy, gdy jest on dostępny i przypisywanie sobie zadań, które są zarezerwowane dla księży, przez jakichś świeckich liderów grup duszpasterskich. Mam tu na myśli tendencję do wygłaszania przez świeckich homilii w zastępstwie kapłana, nawet kiedy jest obecny, czy też rozdzielanie Komunii św., pozostawiając kapłana siedzącego bezczynnie przy ołtarzu.
    Musimy tutaj podkreślić, tak jak Sobór Watykański II stwierdził, że powszechne kapłaństwo wiernych i kapłaństwo urzędowe (hierarchiczne) "różnią się istotą a nie stopniem tylko" (LG 10). Dlatego jest to ciężkim przewinieniem przekazywać świeckim święte czynności zastrzeżone dla kapłanów.
    To co jest niefortunne, to rosnąca, światowa tendencja do laicyzacji księży i do klerykalizacji świeckich. To jest również "contra mentem" (przeciwko zamysłowi, intencji) Soboru.

    Jest również narastająca moda, ażeby przenosić Mszę św. Niedzielną na sobotę - jako zwyczajna praktyka. Niedziela, zamiast być prawdziwym Dniem Pańskim, czyli dniem duchowego i fizycznego odpoczynku, to jest nacisk na obniżenie jej znaczenia, czyniąc ją dniem doczesnych rozrywek. W liście apostolskim "Dies Domini" Papież Jan Paweł II ostrzegał przed tym niepokojącym zjawiskiem.



    więcej...
  • I jeszcze fragment innego wywiadu Abpa Ranjitha :

    często słyszy się długie kazania.

    To również jest nadużycie. Jestem przeciwnikiem tańców i braw w środku Mszy, która przecież nie jest cyrkiem czy stadionem. Jeśli chodzi o homilie, jak określił papież, muszą one odpowiadać wyłącznie aspektowi katechetycznemu, unikając tematów socjologicznych, czy luźnych pogadanek. Na przykład, często księża mówią o polityce, bo nie przygotowali się dobrze do homilii, która przecież wymaga przecież żmudnego ślęczenia. Nadmiernie długa homilia jest synonimem złego przygotowania: dobry czas na kazanie to około 10 minut, nie więcej niż 15. Należy uświadomić sobie, że kulminacyjnym momentem celebracji jest misterium eucharystyczne, które nie oznacza degradowania Liturgii Słowa, lecz wyjaśnia w jaki prawidłowy sposób powinna dziać się liturgia.


    więcej...
  • Dlaczego był II Sobór Watykański?
    Ano dlatego że w Kościele zauważono skostnienie, kapłan sobie świeccy sobie. Jedni drugich nie rozumieli. Zgadzam się że są granice "spoufalenia", księża muszą jednak czuć oparcie w ludzie. Ktoś musi weryfikować ich postępowanie, pomagać przejrzeć na oczy, dać świadectwo które pociąga.

    Wspólnoty to wielki uniwersytet życia.

    Liturgii słowa kiedyś nikt nie rozumiał bo była po łacinie. Dodać do tego nieprzygotowane kazanie i masz babo placek. Większość ludzi kiedyś mieszkała na wsi.Więc modlili się o deszcz lub pogodę o plony, krótko mówiąc o pieniądze.
    I to było naturalne przemieszanie celów - wiary i pieniędzy.
    Trudno tu mówić o dojrzałym chrześcijaństwie. Teraz to pokolenie przenosi się do miast jest stała pensja. A jednocześnie lata 60 rewolucja seksualna, media, TV, reklamy, komuna. Coś zaczyna pękać, kościoły pustoszeją.
    U nas było trochę inaczej bo walczyliśmy z komuną za pomocą wiary, ale po roku 89 wszyscy o księżach natychmiast zapomnieli. Zaczęto wrzeszczeć, że "ksiądz ma za drogi samochód". Z pewnym opóźnieniem wyciekanie po kropelce ludzi z kościoła i nas dotyka. "Dorobiłem się więc po co mi kościół i tak nic nie rozumiem, a tradycja jaka tradycja i bez niej można żyć"

    Więc jaka jest alternatywa?
  • Piszesz Zbyszku, jak gdyby chodziło o pracowników socjalnych. A przecież wybranie stanu duchownego ma wynikać z odkrytego powołania, z chęci służenia Bogu na wyłączność. Relacja z ludźmi ma być efektem relacji z Bogiem. Tylko wtedy ksiądz będzie pasterzem. Jeżeli natomiast swoje kapłaństwo buduje na tym, co sądzą o nim świeccy, to przyjmuje zupełnie inną perspektywę.
  • Kościół jest wspólnotą ludzi.
    Widziałem księży, którzy "po pracy" uważali że mają czas wolny i mogą robić co chcą. Czyli oglądali TV, katechizowali się w ten sposób. Zostawali sami ze sobą, albo biegali po imprezach, znajomych. Czyli tracili czas na bzdety.

    To co mówisz to pobożne życzenia. Też bym tak chciał, tylko co z tego?

    Powiem Ci Maciek, że niezwykle trudno jest w dzisiejszych czasach przekazać wiarę dzieciom. Jeśli dziecko odpłynie w komputer lub w komórkę i kontakty z kumplami to niczego się nie dowiesz i nagle buuum.

    Od początku małżeństwa nie mamy TV i dziękuję za to Bogu. Teraz nasze dzieci są takie czyste. żadne z nich nie ogląda kilku morderstw dziennie na ekranie i nie uważam by było to konieczne aby dziecko mogło sobie wyrabiać zdanie czy tego chce czy nie. Gdybym ją miał to.... nie wiem

    Tak patrzę na dzieci i cieszę się że mają taką dziecięcą wrażliwość, że maluchy uciekają od ekranu gdy się boją. Nie mówią "Tata patrz ten potwór za chwile zje tamtego. Najpierw urwie mu głowę."
  • To, co dla Ciebie jest "skostnieniem" ja nazwę "jednością". Kościół katolicki miał swoją własną tożsamość w sztuce sakralnej, w liturgii, w obyczajowości, w nauczaniu. Teraz rozpadł się na wiele grupek, które pozostając pod formalnym zwierzchnictwem Papieża identyfikują się czym innym. Modlitwa, aby Kościół został "przywrócony do pełnej jedności" zyskała niezamierzony chyba sens, bo tej wewnątrzkatolickiej jedności brakuje.
  • Nie uważam by był to już teraz poważny problem. Ze strony powiedzmy Trand płynie głos rozsądku, by nie pójść za daleko, przynajmniej ja to tak widzę.

    Teraz jednak wspólnoty w kościele są potrzebne by dać świadectwo własnym życiem pełnego chrześcijaństwa. Myślę że już niedługo, będziemy prześladowani przez muzułmanów i ateistów.
  • [cite] zbyszek:[/cite]Dlaczego był II Sobór Watykański?
    Ano dlatego że w Kościele zauważono skostnienie, kapłan sobie świeccy sobie. Jedni drugich nie rozumieli. Zgadzam się że są granice "spoufalenia", księża muszą jednak czuć oparcie w ludzie. Ktoś musi weryfikować ich postępowanie, pomagać przejrzeć na oczy, dać świadectwo które pociąga.
    Już po północy, więc mogę już w tym wątku pisać, a więc ad rem.
    Co kolega uważasz za "skostnienie"? Co do świadectw: czemu przed Vaticanum Secundum nie było świadectw (przynajmniej w tej formie jaką znamy dzisiaj) a tylu ludzi się nawróciło? (Szczerze się zastanawiam, czy np. taki kardynał Newman dziś by konwertował na katolicyzm i coś mam negatywne przeczucie)
    Wspólnoty to wielki uniwersytet życia.
    Kościół Katolicki jest wspólnotą, innej nie potrzebuję.
    Liturgii słowa kiedyś nikt nie rozumiał bo była po łacinie.
    Skoro nikt nie rozumiał, to czemu ludzie na ogół sumiennie uczęszczali na Mszę Świętą?
    Dodać do tego nieprzygotowane kazanie i masz babo placek.
    Kolega pisze na podstawie własnego doświadczenia czy plotek dewotek?
    Więc jaka jest alternatywa?
    Dobre pytanie. Moim zdaniem należy stawiać nie na ilość, tylko na jakość. Oprócz tego mam czasem wrażenie, iż Rzym zapomniał iż to nie Kościół powinien się dostosowywać do czasów, tylko czasy do Kościoła. No i jedna z drugą anatemą by się przydały.
  • [cite] zbyszek:[/cite]
    Liturgii słowa kiedyś nikt nie rozumiał bo była po łacinie.
    Do powyżsyego mam tylko cytaty na odparcie:
    "Posługiwanie się językiem łacińskim, którego używa wielka część Kościoła, jest widocznym i pięknym znakiem jedności, oraz skutecznym lekarstwem przeciw jakimkolwiek skażeniom autentycznej nauki." Pius XII, encyklika Mediator Dei

    "Nienawiść do łaciny jest wrodzona wszystkim wrogom Rzymu. Uznają ją oni za więź łączącą wszystkich katolików na całym świecie, za arsenał ortodoksji przeciw subtelnościom ducha sekciarskiego" Dom Prosper Gu??ranger OP

    "Biskupi w swojej ojcowskiej trosce powinni mieć się na baczności, by nikt w ich jurysdykcji nie był skłonny do rewolucyjnych zmian, nie pisał przeciwko używaniu łaciny w studiach religijnych lub w liturgii lub poprzez jednostronność osłabiał wolę Stolicy Apostolskiej w tej sprawie bądź ją fałszywie interpretował" Bł. Jan XXIII, Veterum Sapientiae

    No i na koniec dla uznających wyłącznie superdogmat VS:
    "36. §1. W obrzędach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe." Sobór Watykański Drugi, Konstytucja o liturgii świętej "SACROSANCTUM CONCILIUM"
  • Czy tradsi przyjmują Sobór Watykański II? Bo jeżeli tak to o co się spieramy?
  • [cite] Bogdan:[/cite]Czy tradsi przyjmują Sobór Watykański II? Bo jeżeli tak to o co się spieramy?
    Trudno mi się wypowiadać w imieniu jakiegoś ogółu tradsów, ale jeszcze raz przypomne, że VS nie jest dogmatem, więc żaden katolik nie musi go przyjmować.
    Ponadto, jak wynika z "SACROSANCTUM CONCILIUM" Sobór Watykański II nie zlikwidował łaciny...
  • Maćku, Christifideles Laici weź. Pewnie jest ciekawym dokumentem KK. Obowiązującym i Ciebie, i mnie.

    P
  • @Gregorius w dogmaty się wierzy, a nauczanie kościoła, którym są m. in. postanowienia Soboru się przyjmuje. To jest też wyznacznikiem tego, że jesteś katolikiem i nie tkwisz w jakieś sekcie, czy może własnym wybiórczym traktowaniu nauki kościoła.
    Co tak Cię parzy ostatni sobór? Cały KK jest wdzięczny za Vaticanium II, a Ty nie? To jest NIEBEZPIECZNE i zapytam się: kto Ci namieszał w głowie?
  • [cite] Bogdan:[/cite]@Gregorius w dogmaty się wierzy, a nauczanie kościoła, którym są m. in. postanowienia Soboru się przyjmuje.
    To pytam się czemu tylko nieliczni przyjmują choćby postanowienia wyżej wspomnianej konstytucji o liturgii, za to rozpleniła się samowolka i jest tolerowana?
    To jest też wyznacznikiem tego, że jesteś katolikiem i nie tkwisz w jakieś sekcie, czy może własnym wybiórczym traktowaniu nauki kościoła.
    Co tak Cię parzy ostatni sobór? Cały KK jest wdzięczny za Vaticanium II, a Ty nie? To jest NIEBEZPIECZNE i zapytam się: kto Ci namieszał w głowie?
    Czy Ty to cały KK, żeby się wypowiadać, iż "Cały KK jest wdzięczny za Vaticanium II"?
    Moim skromnym zdaniem, ostatniemu soborowi brakuje tomistycznej precyzji, przez co każdy interpretuje go wedle własnego "widzi mi się", to stwarza bałagan. Przecież inaczej Papież nie twierdził by, że potrzebna jest reforma reformy.
  • Maćku pogląd jakoby Bóg wiedział z góry że dusza którą stwarza jest "przeznaczona na zatracenie" jest kalwiński czy jakiś ale wobec katolicyzmu na pewno to herezja.

    Cart Pud tak samo się nie zgadzam iżby piekło było "karą", kara zakłada możliwość poprawy jest "nauczką"
    tak więc kara na wieki nie może być karą tak samo jak kara śmierci nie jest karą, bo człowiek po niej poprawić się nie może. nazwijcie zabicie "karne" człowieka albo pójście do piekła konsekwencją jego czynów, ale dla mnie to się nie mieści w semantyce "kary"
    dziecko karzesz po to by już czegoś nie robiło prawda?

    Piekło jest samowykluczeniem się człowieka z miłości Bożej, nie uważam żeby Bóg do niego wrzucał to człowiek sam się wystawił poza nawias,
    maciek założenie że Bóg nie każdego kocha to czysta herezja,
    Bóg kocha każdego człowieka do końca do ostatniego tchnienia a jeśli człowiek wpada do piekła Bóg cierpi z miłości jak rodzic któremu umiera dziecko,

    to nieprawda że Bóg stworzył piekło wierzysz w Boga stworzyciela nieba i ziemi taka jest prawda wiary a nie w "stworzyciela nieba ziemi i piekła"!!!!!!
    piekło "stworzył" szatan odejściem od Miłości i poniekąd każdy zbuntowany anioł i potępiona dusza sami sobie za każdym razem "stwarzają piekło" bo piekło nie jest wspólnym miejscem mąk tylko pojedynczym stanem duchowym każdej tożsamości która odcięta jest od Boga, czy to anielskiej czy ludzkiej.

    piekło istnieje ale jest konsekwencją pewnych wyborów człowieka, jego grzechów śmiertelnych. można je w sensie potocznym nazwać "karą" bo to coś co jest konsekwencją czynów i co jest cierpieniem, pozbawieniem dobra. może to niuans ale dla mnie maciek trochę ubliżasz miłości Bożej. Jak mówiła przedsoborowa jak najbardziej Teresa od Dziec. Jezus: "kto chce sprawiedliwości Bożej będzie ją miał, dusza dostaje od Boga to czego oczekuje". 3maj się maciek bo może być krucho ja tam wolę uciec się do miłosierdzia za teresą i faustyną. niektórzy to mają straszną chcicę karania i imputują to Bogu....
  • Agniesiu, heretycka teza o predystynacji zakłada, że Bóg stwarza niektóre dusze z intencją, aby zostały potępione. A ja napisałem coś innego - że Bóg w swej wszechmocy wie, jaki będzie los każdej duszy, jaką powołuje do istnienia. Myślę, że nikt rozsądny temu nie zaprzeczy, bo wynika to wprost z Jego przymiotów.

    Jakkolwiek bądź zdefiniujemy Piekło, to samo jego istnienie musi być przez Boga tolerowane. W innym wypadku po prostu by go nie było. A skoro Bóg nie sprzeciwia się temu, aby grzesznicy cierpieli wieczne męki, to trudno przypuszczać, aby darzył ich miłością.

    Teza, że Bóg cierpi z powodu upadku człowieka wydaje mi się niedorzeczna. Fakt, że człowiek odczuwa cierpienie jest wynikiem słabości naszej natury skażonej grzechem pierworodnym. Bóg jest bytem doskonałym i zwyczajnie Go to nie dotyczy.

    O tym, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za złe karze można przeczytać w głównych prawdach wiary katolickiej. Możesz to nazywać "straszną chcicą karania", ale chyba nie brzmi to dobrze.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.