Magada puść sobie na you tubie plscz dziecka, weź na rece 5 kg cukru, jak nosisz to sciszaj ale tylko troche a jak odlozysz albo usiadziesz to poglasniaj na maksa. 5 razy dziennie po godzinie intrsywnego noszenia mozesz wylaczyc na 5 max 10 minut. I powiedz nam w ktorym momencie bedziesz zmeczona albo w czasie ktorych 5 minutowek zdazylas zająć się hobby. W ktorym wysikac a w ktorym zjesc kanapkę oczywiście bez bez bez.
Jak ktoś wyjeżdża z deprecjonującą analizą "amorów", to mu zawsze cytuję św. Tomasza:
Są cztery miana tej samej rzeczy, a mianowicie amor, dilectio, caritas i amicita. Ta jednak różnica zachodzi, że przyjaźń (amicita), podług Filozofa, jest jakby sprawnością, lubienie (amor) i ukochanie (dilectio) wyrażają działanie lub doznanie, a umiłowanie (caritas) oznacza jedno i drugie. Trzy ostatnie nazwy oznaczają działanie w różny sposób. Amor jest bardziej ogólne, gdyż także dilectio i caritas jest pewnym lubieniem, a nie odwrotnie. Dilectio zaś, jak wskazuje sam wyraz, dodaje do lubienia ideę uprzedniego wyboru. Dlatego dilectio nie występuje w popędzie zasadniczym, ale jedynie w woli i zachodzi tylko u istot rozumnych. Wreszcie caritas dodaje do dilectio pewną doskonałość, w miarę jak to co kochamy bardzo cenimy, zgodnie ze źródłosłowem samego miłość - caritas (carus-drogi) . (...)
Miano miłości (amor) uznano za bardziej boskie niż miano ukochania (dilectio), gdyż wyraz „miłość” (amor) oznacza pewne doznanie, a szczególnie doznanie w dziedzinie popędu zmysłowego; ukochanie (dilectio) zaś zakłada sąd rozumu. Człowiek zaś może bardziej dążyć do Boga przez miłość (amor), jakby biernie przyciągany przez Niego, aniżeli przez kierownictwo własnego rozumu, jak to ma miejsce w ukochaniu (dilectio). Z tego powodu miłość (amor) jest bardziej Boska niż ukochanie (dilectio).
Magada puść sobie na you tubie plscz dziecka, weź na rece 5 kg cukru, jak nosisz to sciszaj ale tylko troche a jak odlozysz albo usiadziesz to poglasniaj na maksa. 5 razy dziennie po godzinie intrsywnego noszenia mozesz wylaczyc na 5 max 10 minut. I powiedz nam w ktorym momencie bedziesz zmeczona albo w czasie ktorych 5 minutowek zdazylas zająć się hobby. W ktorym wysikac a w ktorym zjesc kanapkę oczywiście bez bez bez.
@uJa - na samą myśl o tamtych czasach coś ściska mnie w żołądku, naprawdę.
CZY „SAKRAMENT" JEST NAJWAŻNIEJSZYM POŚRÓD DÓBR MAŁŻEŃSTWA?
"Można jednak ujmować wierność i potomstwo ze względu na ich przyczyny, rozumiejąc przez „potomstwo" zamiar przekazania mu życia i wychowania go, a przez „wierność" rozumiejąc obowiązek dochowania ugody. Otóż jedno i drugie jest niezbędne do małżeństwa, tak że bez tego zamiaru i przyjęcia tego obowiązku nie ma małżeństwa, jedno i drugie bowiem wynika z samej ugody małżeńskiej, która byłaby nieważna, jeśliby zawierała coś przeciwnego i tym samym nie byłoby małżeństwa. W tym znaczeniu najważniejsze w małżeństwie jest potomstwo, następnie wierność i wreszcie sakramentalność, podobnie jak dla człowieka istnienie naturalne jest bardziej istotne niż istnienie w stanie łaski, choć to drugie jest godniejsze."
CZY AKT MAŁŻEŃSKI DZIĘKI TYM DOBROM STAJE SIĘ BEZGRZESZNY?
"1. Na skutek aktu małżeńskiego rozum człowieka nie ponosi straty na stałe, ale tylko w chwili spełniania go. Otóż nie ma w tym czegoś niewłaściwego, gdy przerwie się na jakiś czas czynność lepszą w swoim rodzaju dla jakiejś mniej dobrej czynności. Taka przerwa może być bez grzechu, np. g-dy ktoś przerwie kontemplację, (by coś zrobić (dobrego).
2. Ten zarzut byłby słuszny, gdyby to zło, które jest nieodłączne od aktu małżeńskiego, było winą. W rzeczywistości nie jest winą ale pewnego rodzaju karą, polegającą na nieposłuszeństwie pożądliwości wobec rozumu. Zarzut więc jest bezprzedmiotowy.
3. Nadmiar uczucia, będący wadą, nie mierzy się wielkością jego natężenia ale podług jego stosunku do rozumu. Wtedy tylko uczucie grzeszy brakiem umiaru, gdy przekracza granice rozumu. Otóż rozkosz towarzysząca aktowi małżeńskiemu, chociaż odznacza się bardzo wielkim natężeniem, nie przekracza granic wyznaczonych jej uprzednio przez rozum, mimo że w czasie samego trwania tej rozkoszy rozum nie może wyznaczać owych granic.
4. Brzydota towarzysząca zawsze aktowi małżeńskiemu i wywołująca uczucie wstydu, nie jest brzydotą grzechu ale kary, gdyż człowiek z natury wstydzi się każdego braku."
CZY BEZ POWYŻSZYCH DÓBR AKT MAŁŻEŃSKI MÓGŁBY BYĆ USPRAWIEDLIWIONY ?
"1. To dobro, którym jest sakramentalność, dodaje coś do tego dobra zamierzonego przez naturę, jakim jest potomstwo. Natura bowiem zmierza do potomstwa dla dobra gatunku. Ale dobro sakramentalności małżeństwa zwraca to potomstwo ku Bogu. Potrzeba więc skierować naturalną intencję zrodzenia i wychowania potomstwa ku intencji zmierzającej do dobra potomstwa jako dobra sakramentalnego; inaczej bowiem poprzestano by na porządku czysto naturalnym, a to nie mogłoby być bez grzechu. Tak więc gdy natura skłania do aktu małżeńskiego, akt ten jest wolny od grzechu tylko wtedy, gdy aktualnie lub na mocy dawnego postanowienia jest skierowany ku potomstwu jako dobru sakramentalnemu. Stąd jednak nie wynika, że popęd naturalny jest zły. Jest tylko niedoskonały, jeśli nie zostanie skierowany do jakiegoś wyższego dobra małżeńskiego.
2. Nie popełnia grzechu ktoś, gdy spełniając akt małżeński zmierza do tego, by uchronić współmałżonka od nierządu, gdyż akt ten jest oddaniem powinności małżeńskiej, a to należy do dobra „wierności". Byłoby zaś przesadą i tym samym grzechem powszednim, gdyby ktoś spełniał akty małżeńskie tylko po to, by siebie zabezpieczyć przed nierządem. Nie po to bowiem małżeństwo zostało ustanowione, ale chyba tylko „przez pobłażliwość" (I Kor 7, 5-6), odnoszącą się do grzechów powszednich.
3. Jedna dobra okoliczność uczynku nie wystarczy by stał się on dobrym. Nie wystarczy więc, że ktoś w jakikolwiek sposób używa tego, co należy do niego, by to używanie było dobre. Trzeba by używał tego co należy do niego w sposób należyty, zgodnie z wymaganiami wszystkich okoliczności."
CZY GRZESZY ŚMIERTELNIE TEN, KTO W STOSUNKACH MAŁŻEŃSKICH NIE ZMIERZA DO JAKIEGOŚ DOBRA MAŁŻEŃSKIEGO, ALE TYKO DO ROZKOSZY?
"Należy więc stwierdzić, że jeśli ktoś szuka rozkoszy w akcie małżeńskim w sposób niegodziwy, odnosząc się do żony nie jako do małżonki, ale tylko jako do kobiety, tak że byłby gotów mieć z nią stosunki cielesne, jeśliby nawet nie była jego żoną, wówczas popełnia grzech śmiertelny. Takiego nazwano namiętnym kochankiem żony, gdyż namiętność wypycha go poza granice dóbr małżeńskich. Jeśli jednak pożąda się samej rozkoszy w granicach małżeństwa tak, że poza nim nie pożąda się jej, wówczas byłby grzech powszedni."
"Jedno z czystym sercem, i prawym chrześcijańskim przedsięwzięciem w ten święty stan wstępujcie, nie iżbyście cielesności służyli, bo na takie diabeł moc ma, jako jest u Tobiasza, ale abyście dziateczki wychowali, a nie tylko ziemię ale i niebo dobrym ich wychowaniem napełniali, abyście na śmierć, która tu służbę Bożą na ziemi gasi i gubi, to lekarstwo nieśmiertelności brali, wypuszczając po sobie takie jako i wy, którzy by chwalili Twórcę wszystkiego, i rozgłaszali Chrystusa i zakon Jego świętej wiary katolickiej pełnili, i byli ojczyźnie tej i Rzeczypospolitej pożyteczni, aby miał Kościół święty i Rzeczpospolita kto by jej służył, i za nie zdrowie swoje gdy tego potrzeba, pokładał.
Drugi koniec jest Małżeństwa, powściągliwość i czystość Małżeńska, o której Apostoł rzekł: Zawżdy i wszędzie czcigodne jest Małżeństwo, i łoże niepokalane, bo nieczyste i cudzołożniki sądzić i karać P. Bóg będzie. Przeto do Małżeństwa idziecie, abyście ciała swoje poświęcili, a od wszelakich nierządów czyste zachowali.
A na koniec idziecie do Małżeństwa, abyście sobie ku pomocy byli, a jeden z drugiego miał pociechę i podźwignienie. Biada samemu jednemu, mówi Pismo, bo nie ma gdy upadnie kto by go podniósł, przetoż na wspólną sobie pomoc w ten stan święty idziecie, przestrzegajcież aby jeden drugiemu ku pociesze był, nie ku ciężkości, uchowaj Boże, ale ku wszelakiemu uczciwemu i pożytecznemu i prawie przyjacielskiemu zachowaniu."
X. Piotr Skarga SJ, PRZY ŚLUBIE MAŁŻEŃSKIM namowa kapłańska do oblubieńców
A ja się w pełni zgadzam z tą nauką. Współżyjemy po to żeby mieć dzieci. To jest naczelny cel. A drugim celem jest wzajemna pomoc czyli rozładowanie napięcia seksualnego, pożądliwości, żeby to pożądanie nie zaprowadziło nas do rozładowania go w grzeszny sposób. W paradoksalny sposób ten akt seksualny buduje w nas troskę o siebie i czułość, bo jest bezpośrednim sposobem na przyniesienie ulgi w pożądaniu, wyrazem troski o małżonka i wspólną dolą Przynajmniej powinien jeśli małżonków łączy miłość. A w dodatku ten akt jest przyjemny. A błogosławieństwo to sakrament i dzieci. I znowu się zacznie burzliwa dyskusja na temat teologii ciała... ale mnie z tym myśleniem dobrze i wreszcie czuję się dobrze w moim małżeństwie. Wszystko mi się poukładało na właściwe miejsce.
Co to za pytanie, oczywiście, że nie. Ale nie dlatego, by było w nim cokolwiek brzydkiego, lecz z powodu jego intymności i tajemnicy. Jak może być coś brzydkiego tam, gdzie małżonkowie wyrażają najgłębsze oddanie siebie, zaufanie i to, że dają siebie nie pytając co dostaną w zamian, o nic w ogóle, gdzie wyrażają miłość, która już pełniejsza być nie może i która jest wyłączna? Ta miłość jest Boża i od Boga.
"To jest hereroseksualny stosunek genitalno-genitalny skłądający się z trzech elementów, które dla zachowania wstydliwości podamy po łacinie: 1. Erectio membris virili, 2. Penetratio vaginae mulieris 3. Seminis ibidem depositio [złożenie tam nasienia], według większości kanonistów w zakres stosunku wchodzić muszę przynajmniej elementy 1. do 2., niekoniecznie 3."
i już wiesz o co biega. Dla zachowania wstydliwości małżonkowie powinni zwracać się do siebie po łacinie. Przykład: Mąż: - Co powiesz gołąbeczko na copulain vase debito peracta? Żona: - Nie ma wazy. dzieci zwaliły na ziemię ciągnąc za obrus.
2. .....Ten zarzut byłby słuszny, gdyby to zło, które jest nieodłączne od aktu małżeńskiego, było winą. W rzeczywistości nie jest winą ale pewnego rodzaju karą.......
3. ........... Otóż rozkosz towarzysząca aktowi małżeńskiemu, chociaż odznacza się bardzo wielkim natężeniem, nie przekracza granic wyznaczonych jej uprzednio przez rozum, mimo że w czasie samego trwania tej rozkoszy rozum nie może wyznaczać owych granic.
4. Brzydota towarzysząca zawsze aktowi małżeńskiemu i wywołująca uczucie wstydu.......
O matko. Jeśli współcześnie ludzie tez maja takie podejście to nic dziwnego ze potrzebują książek ks Knotza czy innych terapeutów. Tak sobie seks, ekhmm AKT obrzydzać. Współczuje szczerze.
Co to za pytanie, oczywiście, że nie. Ale nie dlatego, by było w nim cokolwiek brzydkiego, lecz z powodu jego intymności i tajemnicy. Jak może być coś brzydkiego tam, gdzie małżonkowie wyrażają najgłębsze oddanie siebie, zaufanie i to, że dają siebie nie pytając co dostaną w zamian, o nic w ogóle, gdzie wyrażają miłość, która już pełniejsza być nie może i która jest wyłączna? Ta miłość jest Boża i od Boga.
Czy to znaczy, że pokazywać należy tylko rzeczy brzydkie? To się chyba nazywa turpizm.
Łatwo powiedzieć "intymność". Tylko dlaczego to jest intymne? A jednak Św. Tomasz ma rację. Jest w tym brzydota. Każdy normalny człowiek wyczuwa to intuicyjnie. Można jednak to poczucie tłumić. W niszczeniu wrażliwości bardzo pomagają szyderstwa.
W swiecie sw Tomasza nie bylo seksuologow, dzis osoby ktore widza w seksie, nawet wlasnym malzenskim, cos obrzydliwego i brzydkiego, moga udac sie do specjalisty. W zadnym razie nie uwazam tego za normalne ani ze ma cos wspolnego z wrazliwoscia, predzej z pruderyjnym wychowaniem, molestowaniem czy nnymi zlymi doswiadczeniami, ogladaniem pornografii, itd.
Ależ to nie ludzie wymyślili seks. Bóg go wymyślił jako sposób rozmnażania się .O tym co stworzył, powiedział ze to było dobre. Seks sam w sobie nie może więc być obrzydliwy... Tak jak jedzenie obiadu nie jest obrzydliwe.Dopiero nasza grzesznosc powoduje że coś może stać obrzydliwe , obżarstwo lub cudzolostwo. ...
"(...) 1. Damascen pisze:
Pierwszy człowiek w ziemskim raju byłby „jakby jakimś aniołem”.
Lecz według słów Pańskich ludzie w przyszłym stanie zmartwychwstania będą
podobni do aniołów: „Nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić”.
A więc również i w raju rodzenie nie odbywałoby się drogą spółkowania.
2. Pierwsi ludzie zostali
stworzeni w wieku doskonałym. Gdyby zatem u nich grzechem dochodziło do
rodzenia drogą spółkowania, obcowaliby również w raju ze sobą cieleśnie, a to
według Pisma św. jest
oczywistym fałszem.
3. Przez obcowanie
cielesne człowiek w szczególny sposób staje się podobny do nierozumnych
zwierząt, a to z powodu szału rozkoszy. Stąd też chwali się powściągliwość,
która wstrzymuje ludzi od tego pokroju rozkoszy. Lecz człowiek bywa
przyrównywany do nierozumnych zwierząt z powodu grzechu, stosownie do słów
psalmisty: „Człowiek, co w dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany
jest do bydląt, które giną [i stał się im podobny]”.
A więc przed grzechem nie byłoby cielesnego obcowania mężczyzny z kobietą. (...)
Niektórzy ze starożytnych doktorów - ze względu na obrzydliwość pożądliwości,
jaka w obecnym stanie występuje w spółkowaniu – utrzymywali, że w stanie
niewinności rodzenie nie odbywałoby się drogą spółkowania. Grzegorz z Nysy – w
dziele O człowieku -
tak pisze: Rodzaj ludzki w raju rozmnażałby się inaczej, mianowicie tak, jak
zostali rozmnożeni aniołowie: bez spółkowania, działaniem Bożej potęgi. A że
Bóg przed grzechem stworzył mężczyznę i kobietę, uczynił tak mając na uwadze
sposób rodzenia w przyszłości po grzechu, który to grzech Bóg przewidywał.
Ale to zdanie nie jest
słuszne. Bowiem przez grzech ani człowiekowi nie zostało odebrane, ani dane
ton co należy do jego natury. Jasne jest, że dla człowieka jako mającego życie
wegetatywno-zwierzęce, które to życie - jak wyżej powiedziano -
miał także i przed grzechem jest czymś naturalnym rodzić drogą spółkowania :
tak jak i inne doskonałe zwierzęta. Świadczą o tym naturalne temu celowi
służące członki. Zatem nie wolno twierdzić, że przed grzechem nie używano by
tych naturalnych członków, tak jak i innych członków.
Otóż jeśli chodzi o stan
obecny, w spółkowaniu należy uwzględnić dwa elementy. pierwszym jest to, co
jest sprawą natury, mianowicie połączenie mężczyzny i kobiety dla rodzenia. Do
każdego bowiem rodzenia wymagana jest moc czynna i bierna. A ponieważ u
wszystkich, u których występuje odrębność płci, moc czynna tkwi w mężczyźnie,
a moc bierna w kobiecie, dlatego porządek natury domaga się, żeby mężczyzna i
kobieta zespolili się w spółkowaniu dla rodzenia. Drugim elementem, który
można uwzględnić, jest jakoweś zniekształcenie nieokiełzanej pożądliwości.
Tego jednak nie byłoby w stanie niewinności, kiedy to niższe władze całkowicie
były podległe rozumowi. Augustyn tak o tym pisze: „Dalekie od nas jest
mniemanie, że potomstwa nie można zrodzić bez choroby pożądliwości. Owszem,
owe narządy rodzenia - jak i inne członki - spełniałyby to zadanie zależnie od
rozkazu woli: bez namiętności i uwodzicielskiej żądzy, przy spokojności duszy
i ciała”.
Na 1. Człowiek w raju
byłby jak anioł ze względu na duchowy umysł, jakkolwiek pod względem ciała
miałby życie wegetatywno-zwierzęce. Natomiast po zmartwychwstaniu będzie
człowiek podobny do anioła, bo stanie się duchowy tak pod względem duszy jak i
pod względem ciała. Nie zachodzi więc podobieństwo.
Na 2. Zdaniem Augustyna dlatego
pierwsi rodzice w raju nie spółkowali ze sobą, że po utworzeniu kobiety
wkrótce z powodu grzechu zostali wyrzuceni z raju. Być może i dlatego, że
oczekiwali podania określonego czasu spółkowania od Bożej powagi, od której
otrzymali ogólne polecenie.
Na 3. Nierozumne zwierzęta
nie mają rozumu. Stąd też przez to człowiek w spółkowaniu staje się podobny do
nierozumnych zwierząt, że nie zdoła rozumem opanować rozkoszy spółkowania i
żaru pożądliwości. Ale w stanie niewinności nie byłoby czegoś takiego, nad
czym by rozumem nie panował: nie dlatego, żeby mniejszą była rozkosz odczuwana
zmysłem, jak niektórzy mówią (byłaby
bowiem tym większa rozkosz zmysłowa, im natura byłaby czystsza a ciało
wrażliwsze), ale dlatego, pożądliwa nie wyżywałaby się w tego typu rozkoszach
w sposób nieokiełzany; byłaby okiełzana przez rozum, do którego nie należy
zmniejszanie rozkoszy w zmyśle, ale czuwanie, żeby siła pożądliwa nie lgnęła
do rozkoszy nieumiarkowanie; przez ów przysłówek ‘nieumiarkowanie’ rozumiem:
poza miarą wyznaczoną rozumem. Tak jak człowiek wstrzemięźliwy, używający
pokarmu umiarkowanie, nie mniejszą rozkosz odczuwa niż łakomy, tylko że jego
siła pożądliwa mniej przykuwa się do tego pokroju rozkoszy. I taki sens mają
słowa Augustyna:
nie wykluczają one ze stanu niewinności wielkości rozkoszy, a tylko ogień
żądzy i niepokój duszy. - Dlatego też powściągliwość w stanie niewinności nie
byłaby godną pochwały. W obecnym stanie chwali się ją nie z powodu braku
płodności, ale z powodu wyrugowania nieokiełzanej żądzy.
Wówczas zaś byłaby płodność bez żądzy. (...)"
Mam wrażenie że w owym "dawniej" ludzka wrażliwość była trochę stępiona. Małżeństwa to były ustawki. Dzieci wychowywane były na chłodno..
niekoniecznie całodobowo przez matkę Zalinkowane opisy współżycia są koszmarkiem pozbawionym wrażliwości na drugą osobę Przykro czytać a co dopiero się ustosunkowac
Komentarz
Są cztery miana tej samej rzeczy, a mianowicie amor, dilectio, caritas i amicita. Ta jednak różnica zachodzi, że przyjaźń (amicita), podług Filozofa, jest jakby sprawnością, lubienie (amor) i ukochanie (dilectio) wyrażają działanie lub doznanie, a umiłowanie (caritas) oznacza jedno i drugie. Trzy ostatnie nazwy oznaczają działanie w różny sposób. Amor jest bardziej ogólne, gdyż także dilectio i caritas jest pewnym lubieniem, a nie odwrotnie. Dilectio zaś, jak wskazuje sam wyraz, dodaje do lubienia ideę uprzedniego wyboru. Dlatego dilectio nie występuje w popędzie zasadniczym, ale jedynie w woli i zachodzi tylko u istot rozumnych. Wreszcie caritas dodaje do dilectio pewną doskonałość, w miarę jak to co kochamy bardzo cenimy, zgodnie ze źródłosłowem samego miłość - caritas (carus-drogi) . (...)
Miano miłości (amor) uznano za bardziej boskie niż miano ukochania (dilectio), gdyż wyraz „miłość” (amor) oznacza pewne doznanie, a szczególnie doznanie w dziedzinie popędu zmysłowego; ukochanie (dilectio) zaś zakłada sąd rozumu. Człowiek zaś może bardziej dążyć do Boga przez miłość (amor), jakby biernie przyciągany przez Niego, aniżeli przez kierownictwo własnego rozumu, jak to ma miejsce w ukochaniu (dilectio). Z tego powodu miłość (amor) jest bardziej Boska niż ukochanie (dilectio).
"Można jednak ujmować wierność i potomstwo ze względu na ich przyczyny, rozumiejąc przez „potomstwo" zamiar przekazania mu życia i wychowania go, a przez „wierność" rozumiejąc obowiązek dochowania ugody. Otóż jedno i drugie jest niezbędne do małżeństwa, tak że bez tego zamiaru i przyjęcia tego obowiązku nie ma małżeństwa, jedno i drugie bowiem wynika z samej ugody małżeńskiej, która byłaby nieważna, jeśliby zawierała coś przeciwnego i tym samym nie byłoby małżeństwa. W tym znaczeniu najważniejsze w małżeństwie jest potomstwo, następnie wierność i wreszcie sakramentalność, podobnie jak dla człowieka istnienie naturalne jest bardziej istotne niż istnienie w stanie łaski, choć to drugie jest godniejsze."
CZY AKT MAŁŻEŃSKI DZIĘKI TYM DOBROM STAJE SIĘ BEZGRZESZNY?
"1. Na skutek aktu małżeńskiego rozum człowieka nie ponosi straty na stałe, ale tylko w chwili spełniania go. Otóż nie ma w tym czegoś niewłaściwego, gdy przerwie się na jakiś czas czynność lepszą w swoim rodzaju dla jakiejś mniej dobrej czynności. Taka przerwa może być bez grzechu, np. g-dy ktoś przerwie kontemplację, (by coś zrobić (dobrego).
2. Ten zarzut byłby słuszny, gdyby to zło, które jest nieodłączne od aktu małżeńskiego, było winą. W rzeczywistości nie jest winą ale pewnego rodzaju karą, polegającą na nieposłuszeństwie pożądliwości wobec rozumu. Zarzut więc jest bezprzedmiotowy.
3. Nadmiar uczucia, będący wadą, nie mierzy się wielkością jego natężenia ale podług jego stosunku do rozumu. Wtedy tylko uczucie grzeszy brakiem umiaru, gdy przekracza granice rozumu. Otóż rozkosz towarzysząca aktowi małżeńskiemu, chociaż odznacza się bardzo wielkim natężeniem, nie przekracza granic wyznaczonych jej uprzednio przez rozum, mimo że w czasie samego trwania tej rozkoszy rozum nie może wyznaczać owych granic.
4. Brzydota towarzysząca zawsze aktowi małżeńskiemu i wywołująca uczucie wstydu, nie jest brzydotą grzechu ale kary, gdyż człowiek z natury wstydzi się każdego braku."CZY BEZ POWYŻSZYCH DÓBR AKT MAŁŻEŃSKI MÓGŁBY BYĆ USPRAWIEDLIWIONY ?
"1. To dobro, którym jest sakramentalność, dodaje coś do tego dobra zamierzonego przez naturę, jakim jest potomstwo. Natura bowiem zmierza do potomstwa dla dobra gatunku. Ale dobro sakramentalności małżeństwa zwraca to potomstwo ku Bogu. Potrzeba więc skierować naturalną intencję zrodzenia i wychowania potomstwa ku intencji zmierzającej do dobra potomstwa jako dobra sakramentalnego; inaczej bowiem poprzestano by na porządku czysto naturalnym, a to nie mogłoby być bez grzechu. Tak więc gdy natura skłania do aktu małżeńskiego, akt ten jest wolny od grzechu tylko wtedy, gdy aktualnie lub na mocy dawnego postanowienia jest skierowany ku potomstwu jako dobru sakramentalnemu. Stąd jednak nie wynika, że popęd naturalny jest zły. Jest tylko niedoskonały, jeśli nie zostanie skierowany do jakiegoś wyższego dobra małżeńskiego.
2. Nie popełnia grzechu ktoś, gdy spełniając akt małżeński zmierza do tego, by uchronić współmałżonka od nierządu, gdyż akt ten jest oddaniem powinności małżeńskiej, a to należy do dobra „wierności". Byłoby zaś przesadą i tym samym grzechem powszednim, gdyby ktoś spełniał akty małżeńskie tylko po to, by siebie zabezpieczyć przed nierządem. Nie po to bowiem małżeństwo zostało ustanowione, ale chyba tylko „przez pobłażliwość" (I Kor 7, 5-6), odnoszącą się do grzechów powszednich.
3. Jedna dobra okoliczność uczynku nie wystarczy by stał się on dobrym. Nie wystarczy więc, że ktoś w jakikolwiek sposób używa tego, co należy do niego, by to używanie było dobre. Trzeba by używał tego co należy do niego w sposób należyty, zgodnie z wymaganiami wszystkich okoliczności."
CZY GRZESZY ŚMIERTELNIE TEN, KTO W STOSUNKACH MAŁŻEŃSKICH NIE ZMIERZA DO JAKIEGOŚ DOBRA MAŁŻEŃSKIEGO, ALE TYKO DO ROZKOSZY?
"Należy więc stwierdzić, że jeśli ktoś szuka rozkoszy w akcie małżeńskim w sposób niegodziwy, odnosząc się do żony nie jako do małżonki, ale tylko jako do kobiety, tak że byłby gotów mieć z nią stosunki cielesne, jeśliby nawet nie była jego żoną, wówczas popełnia grzech śmiertelny. Takiego nazwano namiętnym kochankiem żony, gdyż namiętność wypycha go poza granice dóbr małżeńskich. Jeśli jednak pożąda się samej rozkoszy w granicach małżeństwa tak, że poza nim nie pożąda się jej, wówczas byłby grzech powszedni."
Św. Tomasz z Akwinu, "Suma teologiczna"
Masakra
Drugi koniec jest Małżeństwa, powściągliwość i czystość Małżeńska, o której Apostoł rzekł: Zawżdy i wszędzie czcigodne jest Małżeństwo, i łoże niepokalane, bo nieczyste i cudzołożniki sądzić i karać P. Bóg będzie. Przeto do Małżeństwa idziecie, abyście ciała swoje poświęcili, a od wszelakich nierządów czyste zachowali.
A na koniec idziecie do Małżeństwa, abyście sobie ku pomocy byli, a jeden z drugiego miał pociechę i podźwignienie. Biada samemu jednemu, mówi Pismo, bo nie ma gdy upadnie kto by go podniósł, przetoż na wspólną sobie pomoc w ten stan święty idziecie, przestrzegajcież aby jeden drugiemu ku pociesze był, nie ku ciężkości, uchowaj Boże, ale ku wszelakiemu uczciwemu i pożytecznemu i prawie przyjacielskiemu zachowaniu."X. Piotr Skarga SJ, PRZY ŚLUBIE MAŁŻEŃSKIM namowa kapłańska do oblubieńców
W paradoksalny sposób ten akt seksualny buduje w nas troskę o siebie i czułość, bo jest bezpośrednim sposobem na przyniesienie ulgi w pożądaniu, wyrazem troski o małżonka i wspólną dolą Przynajmniej powinien jeśli małżonków łączy miłość. A w dodatku ten akt jest przyjemny.
A błogosławieństwo to sakrament i dzieci.
I znowu się zacznie burzliwa dyskusja na temat teologii ciała... ale mnie z tym myśleniem dobrze i wreszcie czuję się dobrze w moim małżeństwie. Wszystko mi się poukładało na właściwe miejsce.
"To jest hereroseksualny stosunek genitalno-genitalny skłądający się z trzech elementów, które dla zachowania wstydliwości podamy po łacinie: 1. Erectio membris virili, 2. Penetratio vaginae mulieris 3. Seminis ibidem depositio [złożenie tam nasienia], według większości kanonistów w zakres stosunku wchodzić muszę przynajmniej elementy 1. do 2., niekoniecznie 3."
i już wiesz o co biega. Dla zachowania wstydliwości małżonkowie powinni zwracać się do siebie po łacinie. Przykład:
Mąż: - Co powiesz gołąbeczko na copula in vase debito peracta?
Żona: - Nie ma wazy. dzieci zwaliły na ziemię ciągnąc za obrus.
Jak jest waza po łacinie?
"Zwykle wydaje się, że więcej niż trzy stosunku w tygodniu są szkodliwe dla zdrowia."
Łatwo powiedzieć "intymność". Tylko dlaczego to jest intymne? A jednak Św. Tomasz ma rację. Jest w tym brzydota. Każdy normalny człowiek wyczuwa to intuicyjnie. Można jednak to poczucie tłumić. W niszczeniu wrażliwości bardzo pomagają szyderstwa.
"(...) 1. Damascen pisze: Pierwszy człowiek w ziemskim raju byłby „jakby jakimś aniołem”. Lecz według słów Pańskich ludzie w przyszłym stanie zmartwychwstania będą podobni do aniołów: „Nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić”. A więc również i w raju rodzenie nie odbywałoby się drogą spółkowania.
2. Pierwsi ludzie zostali stworzeni w wieku doskonałym. Gdyby zatem u nich grzechem dochodziło do rodzenia drogą spółkowania, obcowaliby również w raju ze sobą cieleśnie, a to według Pisma św. jest oczywistym fałszem.
3. Przez obcowanie cielesne człowiek w szczególny sposób staje się podobny do nierozumnych zwierząt, a to z powodu szału rozkoszy. Stąd też chwali się powściągliwość, która wstrzymuje ludzi od tego pokroju rozkoszy. Lecz człowiek bywa przyrównywany do nierozumnych zwierząt z powodu grzechu, stosownie do słów psalmisty: „Człowiek, co w dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które giną [i stał się im podobny]”. A więc przed grzechem nie byłoby cielesnego obcowania mężczyzny z kobietą. (...)
Niektórzy ze starożytnych doktorów - ze względu na obrzydliwość pożądliwości, jaka w obecnym stanie występuje w spółkowaniu – utrzymywali, że w stanie niewinności rodzenie nie odbywałoby się drogą spółkowania. Grzegorz z Nysy – w dziele O człowieku - tak pisze: Rodzaj ludzki w raju rozmnażałby się inaczej, mianowicie tak, jak zostali rozmnożeni aniołowie: bez spółkowania, działaniem Bożej potęgi. A że Bóg przed grzechem stworzył mężczyznę i kobietę, uczynił tak mając na uwadze sposób rodzenia w przyszłości po grzechu, który to grzech Bóg przewidywał.
Ale to zdanie nie jest słuszne. Bowiem przez grzech ani człowiekowi nie zostało odebrane, ani dane ton co należy do jego natury. Jasne jest, że dla człowieka jako mającego życie wegetatywno-zwierzęce, które to życie - jak wyżej powiedziano - miał także i przed grzechem jest czymś naturalnym rodzić drogą spółkowania : tak jak i inne doskonałe zwierzęta. Świadczą o tym naturalne temu celowi służące członki. Zatem nie wolno twierdzić, że przed grzechem nie używano by tych naturalnych członków, tak jak i innych członków.
Otóż jeśli chodzi o stan obecny, w spółkowaniu należy uwzględnić dwa elementy. pierwszym jest to, co jest sprawą natury, mianowicie połączenie mężczyzny i kobiety dla rodzenia. Do każdego bowiem rodzenia wymagana jest moc czynna i bierna. A ponieważ u wszystkich, u których występuje odrębność płci, moc czynna tkwi w mężczyźnie, a moc bierna w kobiecie, dlatego porządek natury domaga się, żeby mężczyzna i kobieta zespolili się w spółkowaniu dla rodzenia. Drugim elementem, który można uwzględnić, jest jakoweś zniekształcenie nieokiełzanej pożądliwości. Tego jednak nie byłoby w stanie niewinności, kiedy to niższe władze całkowicie były podległe rozumowi. Augustyn tak o tym pisze: „Dalekie od nas jest mniemanie, że potomstwa nie można zrodzić bez choroby pożądliwości. Owszem, owe narządy rodzenia - jak i inne członki - spełniałyby to zadanie zależnie od rozkazu woli: bez namiętności i uwodzicielskiej żądzy, przy spokojności duszy i ciała”.
Na 1. Człowiek w raju byłby jak anioł ze względu na duchowy umysł, jakkolwiek pod względem ciała miałby życie wegetatywno-zwierzęce. Natomiast po zmartwychwstaniu będzie człowiek podobny do anioła, bo stanie się duchowy tak pod względem duszy jak i pod względem ciała. Nie zachodzi więc podobieństwo.
Na 2. Zdaniem Augustyna dlatego pierwsi rodzice w raju nie spółkowali ze sobą, że po utworzeniu kobiety wkrótce z powodu grzechu zostali wyrzuceni z raju. Być może i dlatego, że oczekiwali podania określonego czasu spółkowania od Bożej powagi, od której otrzymali ogólne polecenie.
Na 3. Nierozumne zwierzęta nie mają rozumu. Stąd też przez to człowiek w spółkowaniu staje się podobny do nierozumnych zwierząt, że nie zdoła rozumem opanować rozkoszy spółkowania i żaru pożądliwości. Ale w stanie niewinności nie byłoby czegoś takiego, nad czym by rozumem nie panował: nie dlatego, żeby mniejszą była rozkosz odczuwana zmysłem, jak niektórzy mówią (byłaby bowiem tym większa rozkosz zmysłowa, im natura byłaby czystsza a ciało wrażliwsze), ale dlatego, pożądliwa nie wyżywałaby się w tego typu rozkoszach w sposób nieokiełzany; byłaby okiełzana przez rozum, do którego nie należy zmniejszanie rozkoszy w zmyśle, ale czuwanie, żeby siła pożądliwa nie lgnęła do rozkoszy nieumiarkowanie; przez ów przysłówek ‘nieumiarkowanie’ rozumiem: poza miarą wyznaczoną rozumem. Tak jak człowiek wstrzemięźliwy, używający pokarmu umiarkowanie, nie mniejszą rozkosz odczuwa niż łakomy, tylko że jego siła pożądliwa mniej przykuwa się do tego pokroju rozkoszy. I taki sens mają słowa Augustyna: nie wykluczają one ze stanu niewinności wielkości rozkoszy, a tylko ogień żądzy i niepokój duszy. - Dlatego też powściągliwość w stanie niewinności nie byłaby godną pochwały. W obecnym stanie chwali się ją nie z powodu braku płodności, ale z powodu wyrugowania nieokiełzanej żądzy. Wówczas zaś byłaby płodność bez żądzy. (...)"
Małżeństwa to były ustawki.
Dzieci wychowywane były na chłodno..
Zalinkowane opisy współżycia są koszmarkiem pozbawionym wrażliwości na drugą osobę
Przykro czytać a co dopiero się ustosunkowac