I co Ty ciągle o tym strachu? Moim zdaniem często jest odwrotnie, np. Maciek w innym wątku napisał, że robi dobre rzeczy ze strachu przed piekłem, a nie z miłości do Boga. Mozna więc uznać, że także płodzenie dzieci ma te samą motywację.
Nawet przy takiej pokrętnej interpretacji Mateusza to Maciek przyznaje, że boi sie piekła, a nasi uduchowieni NPRowcy są przekonani, że oni tak rozeznają i robią bo Pan Bóg tak chce.
Mój mąż stwierdził, że rozeznanie woli Bożej jest proste. Żadnych npr, robić swoje i zobaczyć, ile dzieci z tego wyjdzie Często gęsto niekoniecznie małżeństwo stanie się w ten sposób wielodzietne. Znam sporo takich, co bez npr mają dziecko jedno. I niestety czasem i taka może być wola Boża.
[cite] Mateusz:[/cite]I co Ty ciągle o tym strachu? Moim zdaniem często jest odwrotnie, np. Maciek w innym wątku napisał, że robi dobre rzeczy ze strachu przed piekłem, a nie z miłości do Boga. Mozna więc uznać, że także płodzenie dzieci ma te samą motywację.
Co ja ciągle o tym strachu? Bo u źródeł problemów z seksualnością i relacją między małżonkami najczęściej jest strach przed poczęciem dziecka.Martwi mnie, że mało kto potrafi się do tego przyznać, czy nawet to zauważyć.
Bogna, z ust mi to wyjęłaś. Śledzę wątek o NPR od początku, chociaż nie zabierałam głosu, bo temat jakby nie dotyczy mnie bezpośrednio (czekamy własnie na nasze pierwsze dziecko, oboje chcemy ich mieć dużo, sytuacja materialna i zdrowotna OK, wiec w sumie nie ma powodów do stosowania NPR - być może kiedyś się to zmieni i pojawią się jakieś dylematy ale na razie ich nie ma).
I tak sobie czytam wypowiedzi zwolenników NPR i widzę w sumie dwie postawy: Pierwsza to Ci, którzy otwarcie mówią o swoim strachu (obojętnie czym motywowanym). Muszę powiedzieć, że mam do takich osób sporo szacunku - przynajmniej stają w prawdzie wobec własnych ograniczeń, lęku czy nieumiejętności zaufania Bogu. Myślę, że takim ludziom najbardziej może pomóc nie krytyka ale pozytywne świadectwa, (których mnóstwo na tym forum) - no i oczywiście modlitwa.
Ale druga postawa - czyli NPR propagowany jako odpowiedzialny i jedyny właściwy dla chrześcijanina STYL ŻYCIA - razi mnie bo omija istotę rzeczy. I mam wrażenie, że jest to po prostu dorabianie sobie wygodnej i mile głaszczącej ego teorii do praktyki, która - jest jaka jest. Lęk przed poczęciem, czy niechęć do niego jest przykrywana hasłami o rozważności i odpowiedzialności, rozeznaniu i czym tam jeszcze....
No i nic na to nie poradzę, że mi to brzmi po prostu fałszywie.
Ja stosuję NPR i zawsze wydawało mi się, że jest to słuszne. A teraz mam wrażenie, że powinnam się z tego spowiadać. Moja mama ma dziewięcioro dzieci i zawsze mówiła mi o NPR. Stało się to dla mnie pewną zasadą. Mam dwójkę dzieciaków, planuję kolejne dziecko. Czy takie "planowanie" w założeniu "Wielodzietnych" jest niemoralne?
Ludzie, po co rozciągać ten wątek w nieskończoność ? Jeśli ktoś ma prawdziwe problemy to niech sobie stosuje npr czy coś na co ma pozwolenie ( oby tylko nie panikował i nie obraził się na Boga gdy npr ,, zawiedzie") a kto ma ochotę nic nie stosować i wesprzeć rozwój tego kraju to czapki z głów przed nim.
Zamiast wzajemnie obrzucać się błotem powinniśmy raczej trzymać wspólny front skoro jesteśmy chrześcijanami a mamy przeciwko sobie poważne lobby wczesnoporonno- aborcyjne.
Nie wiem, czy to głos rozsądku, raczej przedstawienie pewnego spojrzenia na rzeczywistość. Ale jest jeszcze inne. Takie, gdzie bierzemy pod uwagę stosunek do dzietności i rodzicielstwa. Znakomita część katolików znajdzie się wtedy po jednej stronie razem z antykoncepcjonistami. Od strony technicznej będą OK, bo zamiast tabsów, czy kondomów stosują NPR, ale postawa będzie jednakowa - wrogość wobec potomstwa. Jak mamy z nimi trzymać wspólny front?
Wiecie co, ja też nigdy nie rozumiałam tego "rozeznawania woli Bożej". Nie mam śmiałości żeby z całym przekonaniem stwierdzić, że Bóg chce dla mnie tyle i tyle dzieci. I stosowałam NPR ze strachu przed poczęciem, ze strachu, że sobie nie poradzę ze studiami, ze strachu co powiedzą rodzice, ze strachu o nasz byt materialny. I Bóg uszanował mój lęk. Ale nie poprzestał na tym. Krok po kroczku mnie z tego lęku uwalniał. Ukoronowaniem tego procesu była pierwsza dyskusja z wami na forum.
I po miesiącu, czy dwóch dwie kreski na teście. Nieplanowane. Przyjęte z radością.
Bóg wiedział wcześniej ode mnie, że jestem na to dziecko gotowa. I dał mi je właśnie teraz, a nie pół roku temu, kiedy przyjęłabym je pewnie z potwornym lękiem.
I nie chcę już wracać do NPR-u. Pewnie będę musiała, bo mój mąż nie jest gotowy na pełną otwartość i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie.
I to jest w sumie do d... metoda. Zwłaszcza dla kobiety.
Ale wiem jedno. Gdyby nie NPR, pewnie dziś byłabym na tabletkach anty i nie byłoby tej kochanej fasolki w moim brzuchu.
I nie chcę już wracać do NPR-u. Pewnie będę musiała, bo mój mąż nie jest gotowy na pełną otwartość i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie
Marteczka - a napuść małżonka na nasz główny wątek NPR-owy, a nuż?
[cite] Agnieszka&5:[/cite]I nie chcę już wracać do NPR-u. Pewnie będę musiała, bo mój mąż nie jest gotowy na pełną otwartość i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie
Marteczka - a napuść małżonka na nasz główny wątek NPR-owy, a nuż?
Agnieszko, ja cały czas go proszę, żeby was trochę poczytał! I was bez przerwy cytuję, w dyskusjach ale jak groch o ścianę... No nie mam u niego autorytetu w tych sprawach, bo to zawsze on był tym co mnie zbłąkaną owieczkę nawracał...
:shamed:
a tak w temacie, nazwijcie mnie leniem albo czym chcecie, ale ja sie nie czuje kompetenta w tym rozeznawaniu i nie mam zadnych ciagot w tym kierunku. Nie mam pojecia, ile bede miec dzieci, nie mam pojecia, jakiej beda plci, i nie mam ochoty ani zamiaru w to ingerowac.
Pustynna on już się zakochał:bigsmile: To takie urocze, naprawdę nie poznaję mojego męża:bigsmile: Fasolka jeszcze nic nie słyszy, ale on już do niej gada, głaszcze, całuje:bigsmile: Pierwszego czerwca obudził mnie składając życzenia "z okazji dnia dziecka" naszemu potomkowi:rolling:
I w sumie to nie chciałam marudzić, też czuję, że będzie dobrze...
Komentarz
Nie przeczę.
Co do poglądów -- podobnież tylko krowa ich nie zmienia. A zmienić poglądy na lepsze to żaden wstyd.
bo lewicowcy są ciemni, że nawet tego nie wiedzą
Jest małżeństwo, boi się począć dziecko, bo... tu wstaw ważny powód, stosuje npr.
Dla mnie OK.
Tylko niech do jasnej ... wstaw odpowiednio soczyste słowo... nie zasłania się w tym "rozeznaniem, że Pan Bóg nie chce byśmy mieli więcej dzieci".
To taka hipokryzja, że normalnie szlag mnie trafia.
"Boję się zajść w ciążę, bo kolejne dziecko oznaczałoby że przekroczymy granicę nędzy" - OK, rozumiem.
"Boję się zajść w ciążę, bo jestem w takim wieku że zwiększa się prawdopodobieństwo, że urodzę dziecko z zespołem Downa" - OK rozumiem.
"Boję się zajść w ciążę, bo biorę silne leki" - OK rozumiem.
Ale nie akceptuję zasłaniania się "modliliśmy się i rozeznaliśmy wolę Boga". Kogo właściwie ludzie chcą oszukać? Siebie? Spowiednika? Pana Boga?
A chyba najbardziej mnie denerwuje reklamowanie tej hipokryzji w mediach katolickich.
Czy ty jesteś tym "Mateuszem-misjonarzem" z datą przy niku?
Co ja ciągle o tym strachu? Bo u źródeł problemów z seksualnością i relacją między małżonkami najczęściej jest strach przed poczęciem dziecka.Martwi mnie, że mało kto potrafi się do tego przyznać, czy nawet to zauważyć.
I tak sobie czytam wypowiedzi zwolenników NPR i widzę w sumie dwie postawy: Pierwsza to Ci, którzy otwarcie mówią o swoim strachu (obojętnie czym motywowanym). Muszę powiedzieć, że mam do takich osób sporo szacunku - przynajmniej stają w prawdzie wobec własnych ograniczeń, lęku czy nieumiejętności zaufania Bogu. Myślę, że takim ludziom najbardziej może pomóc nie krytyka ale pozytywne świadectwa, (których mnóstwo na tym forum) - no i oczywiście modlitwa.
Ale druga postawa - czyli NPR propagowany jako odpowiedzialny i jedyny właściwy dla chrześcijanina STYL ŻYCIA - razi mnie bo omija istotę rzeczy.
I mam wrażenie, że jest to po prostu dorabianie sobie wygodnej i mile głaszczącej ego teorii do praktyki, która - jest jaka jest. Lęk przed poczęciem, czy niechęć do niego jest przykrywana hasłami o rozważności i odpowiedzialności, rozeznaniu i czym tam jeszcze....
No i nic na to nie poradzę, że mi to brzmi po prostu fałszywie.
Właśnie - o tym zapomnialam - bywa też wstręt do dzieci (pedofobia) spowodowana własnymi traumatycznymi przeżyciami.
Tutaj mówienie o "rozeznawaniu woli Boga" jest po prostu mechanizmem obronnym.
A jest jakiś mus na stosowanie czegokolwiek?
Zamiast wzajemnie obrzucać się błotem powinniśmy raczej trzymać wspólny front skoro jesteśmy chrześcijanami a mamy przeciwko sobie poważne lobby wczesnoporonno- aborcyjne.
I po miesiącu, czy dwóch dwie kreski na teście. Nieplanowane. Przyjęte z radością.
Bóg wiedział wcześniej ode mnie, że jestem na to dziecko gotowa. I dał mi je właśnie teraz, a nie pół roku temu, kiedy przyjęłabym je pewnie z potwornym lękiem.
I nie chcę już wracać do NPR-u. Pewnie będę musiała, bo mój mąż nie jest gotowy na pełną otwartość i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie.
I to jest w sumie do d... metoda. Zwłaszcza dla kobiety.
Ale wiem jedno. Gdyby nie NPR, pewnie dziś byłabym na tabletkach anty i nie byłoby tej kochanej fasolki w moim brzuchu.
Marteczka - a napuść małżonka na nasz główny wątek NPR-owy, a nuż?
Agnieszko, ja cały czas go proszę, żeby was trochę poczytał! I was bez przerwy cytuję, w dyskusjach ale jak groch o ścianę... No nie mam u niego autorytetu w tych sprawach, bo to zawsze on był tym co mnie zbłąkaną owieczkę nawracał...
:shamed:
Ale nie będę się poddawać
zreszta, on jeszcze nie wie co to radosc ojcostwa, poczekaj az sie zakocha w swoim potomku, duuuuzo sie moze zmienic
Nie martw sie na zapas, tak czy inaczej masz przed soba sporo czasu bez NPR-u
zobacz ile w Tobie sie zmienilo przez kilka miesiecy, a Twoj maz ma tego czasu wiecej!!!
ja czuje ze bedzie dobrze
I choleeeeernie mi z tym dobrze
I w sumie to nie chciałam marudzić, też czuję, że będzie dobrze...