moja obserwacja jest też taka, że trochę zależy, jak "ogólnie" ze szczepieniami. 2latek i 3,5 latka nie szczepieni mmr, podpisaliśmy odmowę i spokój, zero telefonów, Stachu był zaszczepiny raz, od tego czasu ciągle coś - a to katarek, a to sraczka w domu, więc odwlekamy - i już dwa telefony były. No ale "najsampierw" to zależy od przychodni...
Nawet zaszczepionym w razie głębszych skaleczeń podaje się anatoksynę, co jak dla mnie jest dowodem na to, ze nawet lekarze nie wierzą w skuteczność tej szczepionki.
my wlasnie mamy 30ty raz odwleczone wzw.ostatnia dawka. martwi mnie co piszecie bo myslalam ze te wzw sa spoko w miare.. jonatan antybiotyk.. mam troche dosc .. trojaczki chore od poltora miesiaca bez przerwy prawie..
A czy ktoś przestał szczepić w 5 rż? Może już mniej gonią niż za te pierwsze szczepienia i łatwej się "ukryć"? Jeśli był ewidentnie nop wczesnej, ale niezgłoszony przez lekarza, będzie jakoś łatwiej uniknąć kolejnych dawek?
Nie ma dowodów na to, że szczepionka p. tężcowi chroni przed zachorowaniem. Przechorowanie tężca nie zabezpiecza przed kolejnym zachorowaniem, bo nie wytwarzają się przeciwciała, które dawałyby taką odporność. Skąd więc miałyby ją dawać szczepionki? Macie w rodzinie lub wśród znajomych dzieci, które to złapały?
Ja, osobiście, złapałam tężca, po tym, jak mnie ugryzł pies kuzynki. Nie mocno, ale do krwi. Byłam szczepiona.
Jakieś 4-6 tygodni po pogryzieniu obrzękła mi ta pogryziona noga i miałam w niej potworne skurcze. Suplementacja magnezu nie pomogła. Chodziłam z tym jakieś 6 tygodni zastanawiając się nad przyczyną, aż trafiłam do PZH, gdzie mi zrobiono badanie przeciwciał i stwierdzono tężec miejscowy ograniczony do lewego podudzia. Przeszło samo w końcu. W PZH chcieli mnie koniecznie zaszczepić (jedyne leczenie, jakue zaproponowali) ale nie widziałam sensu, bo miano przeciwciał miałam wysokie, a choroba już ustępowała.
Mi szczepionka podana zaraz po pogryzieniu może by pomogła (rzecz się rozwijała przez tygodnie!) ale ja trafiłam do PZH jakież 10-12 tygodni od pokąsania i ok. 6 tygodni od wystąpienia objawów. Szczepienie w takim momencie nie może mieć sensu! Ale nikt mnie nie słuchał. Nie zaszczepili mnie tsm na miejscu tylko dlatego, że pielęgniarka nie miała zestawu przeciwwstrząsowego. Skończyło się na zaleceniu, żebym się niezwłocznie zaszczepiła w POZ. Zalecenie zignorowałam. A trafiłam do PZH po znajomości, już po tym, jak sama wskutek własnych poszukiwań w necie, doszłam do tego, że to może być tężec i szukałam miejsca, gdzie mi zbadają przeciwciała. Inna sprawa, poza profesorem specjalistą od tężca, nikt z nagabniętych o to medyków nie miał pojęcia, że tężec może być miejscowy. W amerykańskich publikacjach znalazłam info, że ok 17% przypadków ma taki przebieg. Odobiście podejrzewam, że może nawet znacznie więcej, tylko mam poważne wątpliwości, czy to jest zgłaszane do lekarzy (wbrew dramatycznej nazwie, choroba nie była jakoś bardzo uciążliwa), a przy zgłoszeniu prawie na pewno nie jest rozpoznawane, bo lekarze o tym nie wiedzą.
Ale pies nie maił tężca! Tężec nie jest chorobą, którą się zaraża od chorego - czy to człowieka, czy psa. Po prostu, pies miał brudną paszczę, którą mnie ukąsił w łydkę. To był taki starszy szczeniak, postrzelony trochę. Po wiejskim podwórku łaził i żarł wszystko, co mu w paszczę podeszło, z obornikiem włącznie. Rana była na tyle mała, że ją kompletnie zbagatelizowałam i, wstyd się przyznać, nawet nie zdezynfekowałam, bo kuzynka, u której byłam nie miała ani wody utlenionej, ani spirytusu. Żaden lekarz tego nie widział, bo nie czułam takiej potrzeby. To było małe i szybko przestało krwawić. Fakt, ze goiło się dość brzydko - blizna była jakaś taka na fioletowo podbiegnięta pod skórą. Zagoiło się ładnie dopiero jak tężec mi minął. Jedyna pamiątka, jaką mam po tamtej infekcji, to wynik miana przeciwciał, który jest zupełnie nie jak u osoby, co ostatnią dawkę przypominającą szczepionki p/tężcowej dostała >10 lat wcześniej
Oficjalnie jest rocznie kilkanaście przypadków tężca w Polsce. Głównie wśród mężczyzn zatrudnionych w rolnictwie i leśnictwie. Nie brzmi groźnie, co? Zważywszy, że ostatnia dawka szczrpionki jest w wieku 18-19 lat podawana. I nie działa szczególnie długo. Optymistycznie można przyjąć, że z 5 lat.
Moja pediatra nie wierzy w pasożyty. Jak jej powiedziałam, że owsiki widziałam, to stwierdziła, że może syn makaron nitki (!!!!) Jadł i dobrze nie strawił. No nie wierzy i już
Gdyby była skuteczna, to puściłaby dentystów z torbami. Poważny konflikt interesów... Inna rzecz - próchnica nie zabija, jak taka odra, świnka, czy różyczka
Mój ojciec pracuje w rolnictwie i regularnie dostaje anatoksynę p/tężcową, bo często większa rana się mu trafia. Myślę, że ta grupa zawodowa czuwa i w wieku dorosłym. Ech, gdyby było coś lepszego od Tetany, kótra bardzo moje uczula...
Jestem z rodziny rolniczej i nikt się u nas prewencyjnie nie doszczepiał. Owszem, lekarze podawali dawkę przypominającą, jak się trafiło na IP z brudną raną. Ale z dzieciństwa tylko jeden taki przypadek pamiętam - kuzynka wlazła na zardzewiały gwóźdź.
Teoretycznie to clostridium tetanii możesz mieć w kurzu na półce z książkami...
Dodatkowo nawet szczęśliwe przechotowanie tężca nie gwarantuje odporności, można złapać ponownie.
To mnie głównie wstrzymuje przed szczepieniem, chociaż moje dzieci grzebią w ogrodzie, babrają się w stajni i często miewają skaleczenia (z reguły małe i niegroźne Bogu dzięki).
U nas nie było przymusu. Kto chciał szczepił kto nie to nie. Dostały kartki w szkole informujące o możliwości darmowego szczepienia w osrodku zdrowia.Trzeba było zgłosić jak się chciało. Ja moich dziewczyn nie zgłosiłam po prostu. Nikt się nie czepia. Zresztą niewiele dziewczynek rodzice pozwolili zaszczepić. Większość nie chciała.
@Kotek - wyniki ciekawe, ale to tylko badanie korelacyjne Łatwo tu o zarzut, że obserwowane różnice mogą wypływać z innych czynników miż samo tylko szczepienie bądź nie.
po moich własnych, pierwszych dwu szczepionych programowo, kolejnych wybiórczo i jeszcze następnych prawie wcale (M. dwie dawki żółtaczki, następny jedna) do całkiem wcale, zasadniczo nie można się dopatrzeć różnic. Nawet autyzmu Kajtka nie mam jak na szczepionkę zwalić, bo dostał tylko jedną dawkę żółtaczkowej.
Ja wiem że to badanie ma ograniczenia. Ale innych poważniejszych brak. Bo nikt nie jest zainteresowany sfinansowaniem takiego tematu.
co do zarzutu o homeschooling to zarówno szczepione jak i nieszczepione dzieci w tym badaniu były uczone domowo, więc nie jest to czynnik zaburzający wyniki po którejkolwiek ze stron. Co do innych, pełna zgoda.
@Kotek - sens to by miały badania podłużne z potrójnie ślepą próbą (ani badany, ani badający, ani analizujący wyniki nie wie, kto należy do której próby) z użyciem neutralnego placebo. Musiałyby trwać z 90 lat, żeby było pewne, jakie są skutki odległe szczepienia bądź nie i obejmować jakąś ogromną liczbę badanych, żeby realne było prawdopodobieństwo wystąpienia w tych grupach różnych rzadkich schorzeń (min. 10.000 osób w grupie). I jeszcze pomnóż to przez liczbę szczepionek i możliwe ich kombinacje (ludzie dostają je w różnych konfiguracjach). I jak? Widzisz możliwość przeprowadzenia takich badań?
@Tola, jeśli chodzi o to, jak określasz, rzekomą interesownosc big pharmy, to bardzo polecam książkę John Virapen "Skutek uboczny śmierć. Czy wiesz jakie leki łykasz?". Myślę, że po lekturze książki napisanej przez osobę, która przez lata zajmowała się wprowadzaniem na rynek leków i doskonale wiedziała o ich udowodnionych skutkach ubocznych, popatrzysz inaczej na to, co się teraz ludziom wciska. Jak zręcznie się chowa przed urzędami i oczywiście przed opinią publiczną przypadki najgorsze - czyli np. jak w przypadku jednego leku duży odsetek samobójstw i zabójstw związany z konkretnym lekiem. Pisanie o tym, że big farma jest nieinteresowna wobec tyle książek opisujących tak mocne konkrety, że czasem lepiej ich nie znać - jest naprawdę dziwne.
Komentarz
No ale "najsampierw" to zależy od przychodni...
A trafiłam do PZH po znajomości, już po tym, jak sama wskutek własnych poszukiwań w necie, doszłam do tego, że to może być tężec i szukałam miejsca, gdzie mi zbadają przeciwciała.
Inna sprawa, poza profesorem specjalistą od tężca, nikt z nagabniętych o to medyków nie miał pojęcia, że tężec może być miejscowy. W amerykańskich publikacjach znalazłam info, że ok 17% przypadków ma taki przebieg. Odobiście podejrzewam, że może nawet znacznie więcej, tylko mam poważne wątpliwości, czy to jest zgłaszane do lekarzy (wbrew dramatycznej nazwie, choroba nie była jakoś bardzo uciążliwa), a przy zgłoszeniu prawie na pewno nie jest rozpoznawane, bo lekarze o tym nie wiedzą.
No nie wierzy i już
Dodatkowo nawet szczęśliwe przechotowanie tężca nie gwarantuje odporności, można złapać ponownie.
To mnie głównie wstrzymuje przed szczepieniem, chociaż moje dzieci grzebią w ogrodzie, babrają się w stajni i często miewają skaleczenia (z reguły małe i niegroźne Bogu dzięki).
Kto chciał szczepił kto nie to nie.
Dostały kartki w szkole informujące o możliwości darmowego szczepienia w osrodku zdrowia.Trzeba było zgłosić jak się chciało.
Ja moich dziewczyn nie zgłosiłam po prostu.
Nikt się nie czepia.
Zresztą niewiele dziewczynek rodzice pozwolili zaszczepić. Większość nie chciała.
http://oatext.com/Pilot-comparative-study-on-the-health-of-vaccinated-and-unvaccinated-6-to-12-year-old-U.S.-children.php#Article
Nawet autyzmu Kajtka nie mam jak na szczepionkę zwalić, bo dostał tylko jedną dawkę żółtaczkowej.
co do zarzutu o homeschooling to zarówno szczepione jak i nieszczepione dzieci w tym badaniu były uczone domowo, więc nie jest to czynnik zaburzający wyniki po którejkolwiek ze stron. Co do innych, pełna zgoda.
Jedyne podejście mające sens w tym wypadku to szeroko zakrojone badania longitudinalne - żeby można było porównać wyniki zdrowotne na przestrzeni lat.
Z powietrza ich nie weźmiesz nawet za pieniądze.