U mnie zabraniali już po 1. A tak kategorycznie po 3, przy 4 miałam nie żyć. Faktycznie nie było to miłe bo też straciłam dużo krwi ale obeszło sie bez transfuzji, no i doktorzy nie wiedzieli, że łożysko częściowo było na starej bliźnie, więc jak charatneli, żeby dziecko wyjąć, to poleciała krew i do małej nie mogli sie dostać.
Nie widziałam bo miałam jak zwykle parawan, choć chciałam wreszcie zobaczyć jak sie robi cesarkę u człowieka. No i teraz mam podobno umrzeć z dużym prawdopodobieństwem, i ma mi pęknąć macica jeszcze w ciąży na co jestem mentalnie przygotowana, staram się męża wpakować w rolę ojca i matki w razie W, praktycznie wszystko mu naszykowałam, ale głupio by było stracić dziecko.
Właśnie, czy jak matka umiera to ojciec dostaje macierzyński gdy prowadzi własną działalność a ona nie pracowała?
Makak dziękuję za troskę. U nas chyba w porządku. mam pietra przed szpitalem i pomimo skierowania od mojego lekarza tak naprawdę nie wiem co mam robić. Na wymioty mi się zbiera na myśl, że znowu będę musiała sie tłumaczyć iluś osobom dlaczego jestem w ciąży, dlaczego nie zamontowałam spirali, i po co znowu cesarka...Mam spakowaną torbę i wszystko dla małego ale paraliżuje mnie strach przed służbą zdrowia i ewentualną złośliwością antycesarkowo nastawionego personelu. Boję sie też konsekwencji prawnych, bo nie wiem czy ktoś sobie nie uzna, że może mi odmówić cesarki i niech inni się tym martwią, albo czy ja się w ogóle nadaję na matkę skoro jestem tak bezmyślna i doniesie odpowiednim służbom, czy nie obwinią mojego męża... Albo, że położą na patologii i będą trzymać nawet z krwotokiem do 40 tygodnia ( bo czytałam o takim przypadku) , kiedy powinno sie wyjąć dziecko wcześniej, zanim się wykrwawi. I nie wiem jak to rozegrać czy pójść wcześniej- 36-37 tydz. czy pojechać w każdej chwili jak tylko boli brzuch zamiast brać nospę, czy czekać na ostateczność - krew albo odejście wód albo pęknięcie blizny ( o ile będę wiedzieć , że to jest to).
Na 16 .12 dopiero, ale na pewno nie wytrzymam do terminu, bo moje 3 dziecko urodziło sie w wieku 38 tyg ( waga 3550), a 4 w 34/35 tyg ( 3150 g).- to leżało w inkubatorze i miało być roślinką i wizja po raz kolejny urodzenia wcześniaczka z jakimś oderwanym łożyskiem mnie przeraża.
Nie ona jest jak najzupełniej zdrowa, ale pro forma przez rok musiałyśmy pozaliczać różne poradnie i rehabilitacje, co w mojej obecnej syt, byłoby kłopotliwe bo w promieniu 50 km nie ma przychodni z rehabilitacją. To moim zdaniem nie było potrzebne,wręcz nieuczciwe zabieranie miejsca i czasu dzieciom z dramatycznymi problemami. Jedyna wada jaką ma to astygmatyzm ale on jest genetyczny a nie z pow. wcześniactwa. I wyszedł na jaw dopiero jak poszła do szkoły. Mimo wszystko wtedy strachu się po tamtej cc najadłam. To była najgorsza noc w moim życiu, nie wiedziałam czy ona żyje czy umarła tam beze mnie. Nie mogłam się ruszyć , żeby pójść i sprawdzić. Inkubator- bo była w zamartwicy, po prostu zemdlała i wcześniej wjechali skalpelem w łożysko, do tego miała zapalenie płuc bo sie ode mnie zaraziła. Byłam chora w ciąży i ...nie chciałam się leczyć, durna idiotka. Oczywiście sugerowano, że będzie miała nieuleczalne problemy neurologiczne, bo były jakieś wylewy do nadnerczy, niedowład nóg- co bardzo mnie dziwiło bo normalnie ruszała nóżkami podczas przewijania, niby nie miała odruchu jedzenia ale obaliłam tą teorię, miała mieć w pierwszym roku astmę, brak odporności, no i ślepotę lub niekontaktować z otoczeniem co w ogóle było dla mnie jakąś fikcją bo ona się przymilała, i miałam wrażenie, że jest zaciekawiona bodźcami np. śmiechem rodzeństwa , głosem i obecnością swojego taty i nawet lampkami na choince. Nie przepadała za obcymi ludźmi i odróżniała domowników i rodzinę do której miała nieograniczone zaufanie. Ogólnie robiła wszystko tak samo jak noworodek urodzony o czasie. No i kawał baby z niej był. większa niż niektóre dzieci z 40 tyg. Nie wiem czy sytuacja była naprawdę tak poważna czy tylko dmuchali na zimne. Teraz wolałabym takich przeżyć u dziecka uniknąć. Makak, może z wcześniakami być różnie, znam kobietę, która razem z siostrą urodziła sie na pocz. 7 miesiąca i to było w latach 70 tych. Obie panie są normalne i zdrowe, mają dzieci i jak wyszły z tego wcześniactwa to podobno niczym nie odbiegały od dzieci urodzonych o czasie. No może wzrostem bo wysokie są. Dlatego jeśli masz jasną sytuację tzn. dogadane wszystko z lekarzem, termin i cesarkę na zimno i w szpitalu też będą Cię informować a nie ,, zrobimy co uważamy ale jak i kiedy to panią nie obchodzi" to nie masz się czego obawiać , na pewno bliźniaki będą pod dobrą opieką.
Makak nie chcę oczywiście wpływać na Twoją decyzje ale...co Ci dadzą te badania prenatalne? Przecież i tak nie usuniesz jakby co. Ostatnio czytałam o takim przypadku, że kobiecie z Warszawy zrobiono badania prenatalne ( chyba była już starszawa) i stwierdzono jakieś wady uniemożliwiające życie tego dziecka. Ze wskazaniami do późnej aborcji. Pani wylądowała u Chazana właśnie ( jak jeszcze był ordynatorem w św. Rodzinie) i on tych rodziców podtrzymał na duchu. Na koniec się okazało, że urodziła się dziewczynka całkiem zdrowa - chyba z 10 pkt....Bo badania były pomyłką.... Po za tym nie martw się na zapas wadami tym bardziej, że nie masz nawet 35 lat. ja mam już 38 a nie dostałam skierowania, pomimo iż należały by się z urzędu. Ale trochę Cię rozumiem , mnie też męczy obawa i strach czy na pewno wszystko w porządku, czy nie będziemy mieli jakiegoś pecha.
Usg dobre serduszka np. warto mieć, znajomym nie wykryli wady serca i były trudności z uratowaniem dziecka, ponoć gdyby od razu wiedzieli o wadzie to by zrobiono małej zastawkę w ciągu pierwszego miesiąca, a tak to dziecko miało duże trudności, operacja robiona była z małymi szansami powodzenia, na szczęście się udało.
Lilka przyszła na świat 03.11.2010r. jako śliczna i duża dziewczynka. Mimo 10 pkt. w skali Apgar na starcie, w drugiej dobie życia dowiedzieliśmy się, że nasza mała córeczka ma poważną złożoną wadę serca.
Po specjalistycznych badaniach w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie – Prokocimiu, lekarze zdecydowali, że operacja naszej kruszynki odbędzie się na początku stycznia 2011 roku. Lilka mimo choroby zachowywała się jak zupełnie zdrowe niemowlę, przybierała na wadze, rosła i uśmiechała się. Niestety 30 grudnia zaczęła mieć problemy z oddychaniem i z objawami niewydolności krążenia trafiła ponownie do szpitala. Sytuację na szczęście udało się opanować farmakologicznie i z nadzieją patrzyliśmy na to, co przyniesie Nowy 2011 rok.
Mimo nadzoru lekarskiego, po kilku dniach względnego spokoju, stan naszej córeczki drastycznie się pogorszył i decyzją kardiochirurgów przyspieszono termin operacji. Dzień przed planowanym zabiegiem rozwiązała się zagadka nagłego pogorszenia stanu Lilki – grypa AH1N1.
Na przełomie dwóch miesięcy, czas po raz drugi zatrzymał się w miejscu… Słysząc doniesienia o kolejnych ofiarach świńskiej grypy, baliśmy się za każdym razem, gdy dzwonił telefon.
Stan naszej córki przez cztery tygodnie był krytyczny. Nie dawano nam dużych szans, że dziecko pokona wirusa i dożyje do operacji… Mimo wszystko, wsparcie, które otrzymywaliśmy od wielu z Was każdego dnia pozwalało nam ciągle wierzyć, że Lilka to wyjątkowe dziecko i że póki żyje, trzeba mieć nadzieję.
Po miesiącu walki z grypą, Lilka ku zdziwieniu personelu Intensywnej Terapii pozbyła się śmiertelnego wirusa. Ze względu na bardzo ciężki stan kardiologiczny oraz szereg dysfunkcji organizmu spowodowanych przez chore serduszko i przebytą infekcję, wybitny kardiochirurg profesor Janusz Skalski podjął dramatyczną decyzję o natychmiastowej operacji naszego dziecka. Wiedzieliśmy, że tylko zgadzając się na zabieg, nasza Lilka może przeżyć. Nawet jeśli szansa wynosiła 1%.
Profesor Skalski po wielogodzinnej operacji, mimo ogromnego zmęczenia nie ukrywał, że nasze dziecko znowu go zaskoczyło. Dzięki Opatrzności Bożej oraz ogromnej woli życia, nasza Lilka jest na początku swojej długiej drogi ku zdrowiu.
Koncowka czwtartej ciązy. już czuję się jak "po" cesarce. na początku miałam kłopot ze wstawaniem, pionizowanie wiazalo się z bólem i dwa pierwsze kroki. Takie tępe siekniecia jakby ktoś ...sory ..walnął mnie w krocze Dawało rozchodzic więc było optymistycznie. teraz już jak po cesarce. Mięśnie przecięte? Zrosty? Bo chyba jak blizny by zaczęły pękać to nie przeocze?
Nie strasze do 17 tygodnia nie wierzyłam żem. w ciąży, była super bezobjawowa . I super do teraz, z epizodem z zylakami i anemią które to przeszły minęły teraz tylko ten ból kłucie w dole. Nadal jestem aktywna, dom, odbieranie dzieci, praca (ale to jeden dzień ) kursy, wysadzanie na nocnik i wsadzanie poltora roczniaka do fotelika, wózka, łóżeczka, znoszenie po schodach...
Oczekuje na czwartą. to już 35 . Cięcie wyznaczono na 38+4 dni. Jak będzie się tak ból ciągnął to idę wcześniej do lekarza, w piątek i tak mam planowaną wizytę, usg itd.
Mi bol towarzyszyl od 28 tc, taki ostry. od 36 tc lezalam plackiem. Bylam nawet kilka razy w szpitalu pewna , ze mi wszystko peka. Nie moglam chodzic z bolu. To bylo straszne. Okazalo sie, ze to byl wielki zrost sztuk 1 w jamie brzysznej, a macica jak ze stali, blizna ponad 6mm. Ten zrost byl duzy i dlugi, jakos tak to zrozumialam. Kontrolowalas jak grubosc blizny?
Nie-e. Tu nikt o bliźnie ani mru mru. Nie jest fatalnie, tylko trochę siada mi psycha jak czytam i cichym rozejsciu, dziecku może coś się stać wszakże, to że ja posuwam jak na nartach i się nie schylam i sycze głosem wewnętrznym przy wstawaniu to Pikuś Uważam że i tak jest git
Z tego co mi tlumaczył ginekolog, to ciche rozejscie sie poki nie ma 2 fazy porodu nic sie dziac nie moze.
Mnie straszyła ginekolog w 2 ciazy od poczatku ok 5tc rozejsciem sie blizny i chyba przez to nie dalam rady urodzic sn, bo we mnie ładowała na kazdej wizycie takimi bzdurami ze słow brak
W polowie ciazy zmienilam gin, ktora mnie namawiala na porod sn po cc.
Wiem, latwo sie pisze, jak sie nie jest w ciazy...
polozna mi mowila, ze nie ma reguły. Sa kobiety z mega dolegliwosciami i bolami dołem brzucha [okolice blizny] jak ja mialam i przychodza na cc, a tam pieknie i ładnie i elegancko. A sa kobiety bez żadnych boli, smigaja itd, przychodza na cc, a tam ledwo co.
Popros usilnie o sprawdzenie tej blizny dla samej siebie. Mi to bardzo pomagalo, bo bol byl taki, ze bylam pewna, ze to koniec swiata juz...
Słuchajcie, nie mam możliwości przekopać się przez cały wątek, a chciałam zapytać, jak to jest z tym zaleceniem odstępu między porodami? Wciąż słyszę, że do następnego porodu trzeba po cesarce odczekać min. 2 lata, jak to u Was było? Czym grozi wcześniejsze zajście w ciążę? Przeleżeniem całej ciąży? Pęknięciem macicy? Zagnieżdżeniem się dziecka na szwie?
Moje pytanie jest podyktowanie częściowo tym, że NPR zupełnie się u mnie po cesarce (pierwszej, a poród w ogóle drugi) nie sprawdza. Cykle wróciły 3 miesiące temu, od CC minęło ponad 7 m-cy, ale ani z obserwacji śluzu, ani z temperatury nie da się nic wynwioskować. No i tak się właśnie zastanawiam, jakie jest potencjalnie ryzyko związanie z kolejną ciążą.
Wcześniej cykle były modelowe, nie wiem, co się teraz dzieje, faktem jest, że jestem wykonczona, w nocy synek się budzi co 2h albo i częściej i nie zawsze chce usnąć - może przez to się ta gospodarka hormonalna rozregulowała, nie wiem już sama...
No tak, ale wolałam uściślić Bo pytałam o odstępy między cc.
Z wykresami mam taki problem, że nie ma wzrostu temperatury - w pierwszym i trzecim cyklu, bo w drugim byłam chora, więc temperatura i tak skoczyła w związku z przeziębieniem. A śluzu też właściwie wcale nie ma. A w badaniu szyjki nie mam doświadczenia, bo do tej pory opieraliśmy się tylko na tych dwóch parametrach. Słyszałam, że po powrocie płodności pierwsze cykle mogą być bezowulacyjne, ale to chyba pierwszy? A tu trzeci cykl i ani śluzu (śladowe ilości), ani wzrostu temperatury.
Rozumiem, że kolejny poród przy odstępie 2 lata lub mniej to tylko CC?
Ja miałam od cesarki odstęp dwa lata i miesiąc i obciążoną medycznie ciążę. W szpitalu, w którym rodziłam przechodzi się kwalifikację do porodu po cesarce, byłam chyba jedyna która nie szła na ustalenie terminu kolejnej cesarki, dostałam zgodę Tam praktykują bodajże dwa lata odstępu pomiędzy cesarką a porodem naturalnym, koleżanka, która miała mniej nie dostała zielonego światła na naturalny tylko z tego względu w tym samym szpitalu.
Mi lekarz powiedział, że jak chcę rodzić naturalnie to radzi odczekać 3/4 roku z zajściem w ciaże. Jestem po 2 cesarkach i teraz w ciąży (odczekałam 11 miesięcy) no i lekarz nie widzi przeciwskazań do porodu naturalnego.
Pierwsze dziecko urodziłam w Polsce i to była pierwsza cesarka, lekarz wtedy mówił że następne to tylko prze cc i że mam odczekać min 2 lata. Druga i trzecia ciąża zakończyła się porodem naturalnym juz w Niemczech potem miał być poród naturalny ale dziecko było odwrócone buzią do mojego brzucha i przy pełnym rozwarciu zaczęło mi rozrywać bliznę gdyż napierało głową na nią dlatego postanowili mnie ciąć po raz 2 ale zszyli bardzo dobrze i teraz w ciąży jak do tej pory nie czuję nic niepokojącego. Rodzić będę wedle planu w Niemczech.
@SylwiaM a gdzie bedziesz rodzic? I jakir byly powody poprzednich ciec? Pytam bo ja tez po 2cc a marzy mi sie sn...choc ja narazie w ciazy nie jestem...
Komentarz
Boję sie też konsekwencji prawnych, bo nie wiem czy ktoś sobie nie uzna, że może mi odmówić cesarki i niech inni się tym martwią, albo czy ja się w ogóle nadaję na matkę skoro jestem tak bezmyślna i doniesie odpowiednim służbom, czy nie obwinią mojego męża... Albo, że położą na patologii i będą trzymać nawet z krwotokiem do 40 tygodnia ( bo czytałam o takim przypadku) , kiedy powinno sie wyjąć dziecko wcześniej, zanim się wykrwawi.
I nie wiem jak to rozegrać czy pójść wcześniej- 36-37 tydz. czy pojechać w każdej chwili jak tylko boli brzuch zamiast brać nospę, czy czekać na ostateczność - krew albo odejście wód albo pęknięcie blizny ( o ile będę wiedzieć , że to jest to).
+++
Nie wiem czy sytuacja była naprawdę tak poważna czy tylko dmuchali na zimne. Teraz wolałabym takich przeżyć u dziecka uniknąć.
Makak, może z wcześniakami być różnie, znam kobietę, która razem z siostrą urodziła sie na pocz. 7 miesiąca i to było w latach 70 tych. Obie panie są normalne i zdrowe, mają dzieci i jak wyszły z tego wcześniactwa to podobno niczym nie odbiegały od dzieci urodzonych o czasie. No może wzrostem bo wysokie są. Dlatego jeśli masz jasną sytuację tzn. dogadane wszystko z lekarzem, termin i cesarkę na zimno i w szpitalu też będą Cię informować a nie ,, zrobimy co uważamy ale jak i kiedy to panią nie obchodzi" to nie masz się czego obawiać , na pewno bliźniaki będą pod dobrą opieką.
Pani wylądowała u Chazana właśnie ( jak jeszcze był ordynatorem w św. Rodzinie) i on tych rodziców podtrzymał na duchu. Na koniec się okazało, że urodziła się dziewczynka całkiem zdrowa - chyba z 10 pkt....Bo badania były pomyłką....
Po za tym nie martw się na zapas wadami tym bardziej, że nie masz nawet 35 lat. ja mam już 38 a nie dostałam skierowania, pomimo iż należały by się z urzędu. Ale trochę Cię rozumiem , mnie też męczy obawa i strach czy na pewno wszystko w porządku, czy nie będziemy mieli jakiegoś pecha.
Lilka przyszła na świat 03.11.2010r. jako śliczna i duża dziewczynka. Mimo 10 pkt. w skali Apgar na starcie, w drugiej dobie życia dowiedzieliśmy się, że nasza mała córeczka ma poważną złożoną wadę serca.
Po specjalistycznych badaniach w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie – Prokocimiu, lekarze zdecydowali, że operacja naszej kruszynki odbędzie się na początku stycznia 2011 roku. Lilka mimo choroby zachowywała się jak zupełnie zdrowe niemowlę, przybierała na wadze, rosła i uśmiechała się. Niestety 30 grudnia zaczęła mieć problemy z oddychaniem i z objawami niewydolności krążenia trafiła ponownie do szpitala. Sytuację na szczęście udało się opanować farmakologicznie i z nadzieją patrzyliśmy na to, co przyniesie Nowy 2011 rok.
Mimo nadzoru lekarskiego, po kilku dniach względnego spokoju, stan naszej córeczki drastycznie się pogorszył i decyzją kardiochirurgów przyspieszono termin operacji. Dzień przed planowanym zabiegiem rozwiązała się zagadka nagłego pogorszenia stanu Lilki – grypa AH1N1.
Na przełomie dwóch miesięcy, czas po raz drugi zatrzymał się w miejscu… Słysząc doniesienia o kolejnych ofiarach świńskiej grypy, baliśmy się za każdym razem, gdy dzwonił telefon.
Stan naszej córki przez cztery tygodnie był krytyczny. Nie dawano nam dużych szans, że dziecko pokona wirusa i dożyje do operacji… Mimo wszystko, wsparcie, które otrzymywaliśmy od wielu z Was każdego dnia pozwalało nam ciągle wierzyć, że Lilka to wyjątkowe dziecko i że póki żyje, trzeba mieć nadzieję.
Po miesiącu walki z grypą, Lilka ku zdziwieniu personelu Intensywnej Terapii pozbyła się śmiertelnego wirusa. Ze względu na bardzo ciężki stan kardiologiczny oraz szereg dysfunkcji organizmu spowodowanych przez chore serduszko i przebytą infekcję, wybitny kardiochirurg profesor Janusz Skalski podjął dramatyczną decyzję o natychmiastowej operacji naszego dziecka. Wiedzieliśmy, że tylko zgadzając się na zabieg, nasza Lilka może przeżyć. Nawet jeśli szansa wynosiła 1%.
Profesor Skalski po wielogodzinnej operacji, mimo ogromnego zmęczenia nie ukrywał, że nasze dziecko znowu go zaskoczyło. Dzięki Opatrzności Bożej oraz ogromnej woli życia, nasza Lilka jest na początku swojej długiej drogi ku zdrowiu.
już czuję się jak "po" cesarce.
na początku miałam kłopot ze wstawaniem, pionizowanie wiazalo się z bólem i dwa pierwsze kroki. Takie tępe siekniecia jakby ktoś ...sory ..walnął mnie w krocze
Dawało rozchodzic więc było optymistycznie.
teraz już jak po cesarce.
Mięśnie przecięte? Zrosty?
Bo chyba jak blizny by zaczęły pękać to nie przeocze?
teraz tylko ten ból kłucie w dole.
Nadal jestem aktywna, dom, odbieranie dzieci, praca (ale to jeden dzień ) kursy, wysadzanie na nocnik i wsadzanie poltora roczniaka do fotelika, wózka, łóżeczka, znoszenie po schodach...
to już 35 .
Cięcie wyznaczono na 38+4 dni.
Jak będzie się tak ból ciągnął to idę wcześniej do lekarza, w piątek i tak mam planowaną wizytę, usg itd.
od 36 tc lezalam plackiem. Bylam nawet kilka razy w szpitalu pewna , ze mi wszystko peka. Nie moglam chodzic z bolu. To bylo straszne. Okazalo sie, ze to byl wielki zrost sztuk 1 w jamie brzysznej, a macica jak ze stali, blizna ponad 6mm.
Ten zrost byl duzy i dlugi, jakos tak to zrozumialam. Kontrolowalas jak grubosc blizny?
Nie jest fatalnie, tylko trochę siada mi psycha jak czytam i cichym rozejsciu, dziecku może coś się stać wszakże, to że ja posuwam jak na nartach i się nie schylam i sycze głosem wewnętrznym przy wstawaniu to Pikuś Uważam że i tak jest git