Ja tu dopierdalania nie widzialam. Po prostu, jak ktos wierzy w to, ze tylko w Kosciele jest Prawa, to nie moze przejsc ot tak do porzadku dziennego obok takiej deklaracji. To nie jest przekonanie, ze wole cukier od jaglanki. Tu chodzi o zycie wieczne i tu zarty dla mnie sie koncza. Chrzescijanstwo to nie wzajemne poklepywanie po plecach.
Nie wiem jaka to mysl, ale logigka robi swoje. Tak zostalam wychowana, tak to bardzo mocno czuje, ze trzeba sie trzymac Kosciola, chociaz nawet papiez sie nie podoba, albo ryt mszy, czy cokolwiek innego.
Ale we wpisie wyżej pisałaś o życiu wiecznym. Jeżeli protestanci i prawosławni mogą zostać zbawieni, to sedecy też. W zasadzie nie wiadomo, jak ich przekonywać, aby zmienili swoje zdanie.
Zbawieni moga byc tez niechrzescijanie. Ale jednak inna jest ocena moralna ludzi, ktorzy odstapili od wiary (i z katolikow zostali np. buddystami), a inna tych, ktorzy wychowali sie w innej religii. Nie mam ochoty ani sily juz nikogo przekonywac. Po prostu nie miesci mi sie to wszystko w glowie
trzeba sie trzymac Kosciola, chociaz nawet papiez sie nie podoba, albo ryt mszy, czy cokolwiek innego. ----- W pełni sie z tym zgadzam, tylko to bardziej dotyczy mnie niz kogoś. Ja mam sie za wszelka cenę trzymać kościoła, ale inny człowiek? Tu wylacza mi sie bezwzględność... Byloby pieknie gdyby ten drugi byl twardym katolikiem, ale jest wolny i sam za siebie odpowiada. Nawet nie mogę tego od niego oczekiwac, bo mi nie podlega. Mój rewir gdzies sie konczy.
Nie przepadam za tym rozróżnieniem. Ten, kto sam podjął decyzję konwersji, traktuje swoją wiarę dużo powaźniej, niż osoba, która jest urodzona w jakiejś wspólnocie i bezrefleksyjnie przyjmuje jej zasady. Wolałbym, aby o takich ludzi walczyć, zamiast ich potępiać. Ale - jak napisałem wyżej - nie mamy broni.
Ale sprawa jest jasna jak dla mnie: byles przy pelni wiedzy/ wiary/ prawdy/ whatever i zrobiles krok w tyl, albo dwa kroki. Przestales wierzyc w Boga, a zaczales w energie kosmiczne, czy czerwone nitki. Albo ze wiesz wiecej od calej rzeszy teologow. W drugim przypadku nie chcialo ci sie, czy tez nie bylo ci dane poznac calej prawdy.
I znowu wychodzi - mieli rację przebrzydłe modernistyczne papieże, że kazali wspólnie działać, a nie nadmieniać, że my jesteśmy bliżej prawdy, niż oni.
Ten, kto sam podjął decyzję konwersji, traktuje swoją wiarę dużo powaźniej, niż osoba, która jest urodzona w jakiejś wspólnocie i bezrefleksyjnie przyjmuje jej zasady.
To jest nieoczywiste.
Ludzie zmieniają swoją wiarę z przyczyn różnych.
"Przenieśliśmy się do kościoła ewangelickiego, bo spodobała nam się jego demokratyczność".
"Siostra wyszła za muzułmanina i przeszła na islam."
Casus Piłsudskiego: przeszedł na protestantyzm, by móc uzyskać rozwód i zawrzeć ponownie związek małżeński.
Tak naprawdę ta dyskusja jest dość bezprzedmiotowa, bo cóż my możemy wiedzieć o sumieniu innego człowieka?
Anawim, ten model ma sens, jeżeli potrafimy swoim życiem zaświadczyć o tym, że należymy do Kościoła Jezusa Chrystusa, jeżeli wiemy w co wierzymy i dlaczego. Inaczej sami ulegniemy wpływowi innych.
Hmm ja odeszlam z KK i wróciłam. Ani w jednym ani w drugim przypadku nie zrobiłam tego z powodu ludzi czy czyjegokolwiek świadectwa. Raczej z powodu szukania Prawdy dla siebie. Dlatego małe ma znaczenie dla mnie świadectwo innych. Pewnie są tacy którzy patrzą na życie innych w kontekście świadectwa, ale chyba nie znam takich osób. Poza tym każdy upada i grzeszy i poglądy czy życie innych jest drogą umocnienia dla mnie często, ale niekoniecznie nawrócenia.
Komentarz
Taką tylko refleksję mam - jakie jest naprawdę nasze chrześcijaństwo, skoro potrafimy dopierdalać jedni drugim z powodu innych przekonań?
Nie mam ochoty ani sily juz nikogo przekonywac. Po prostu nie miesci mi sie to wszystko w glowie
-----
W pełni sie z tym zgadzam, tylko to bardziej dotyczy mnie niz kogoś. Ja mam sie za wszelka cenę trzymać kościoła, ale inny człowiek? Tu wylacza mi sie bezwzględność... Byloby pieknie gdyby ten drugi byl twardym katolikiem, ale jest wolny i sam za siebie odpowiada. Nawet nie mogę tego od niego oczekiwac, bo mi nie podlega. Mój rewir gdzies sie konczy.
W drugim przypadku nie chcialo ci sie, czy tez nie bylo ci dane poznac calej prawdy.
To jest nieoczywiste.
Ludzie zmieniają swoją wiarę z przyczyn różnych.
"Przenieśliśmy się do kościoła ewangelickiego, bo spodobała nam się jego demokratyczność".
"Siostra wyszła za muzułmanina i przeszła na islam."
Casus Piłsudskiego: przeszedł na protestantyzm, by móc uzyskać rozwód i zawrzeć ponownie związek małżeński.
Tak naprawdę ta dyskusja jest dość bezprzedmiotowa, bo cóż my możemy wiedzieć o sumieniu innego człowieka?
Zastanawiam się, co się kryje za takim myśleniem. Bardzo wysokie mniemanie o sobie?
Dlatego małe ma znaczenie dla mnie świadectwo innych.
Pewnie są tacy którzy patrzą na życie innych w kontekście świadectwa, ale chyba nie znam takich osób. Poza tym każdy upada i grzeszy i poglądy czy życie innych jest drogą umocnienia dla mnie często, ale niekoniecznie nawrócenia.