Wiecie, mnie tez denerwuje ze kobiety pracujace w domu sa tak zle traktowane... i najgorsze, ze najwiecej pogardy zbieraja od innych kobiet!
Ja uwiebiam byc w domu i nigdy sie tu nie nudze, a bynajmniej nie latam caly dzien ze scierka. Siedzac z corka w domu nauczylam sie robic sama mydlo, kremy i balsamy do ust. ogolnie lubie rekodzielo i gdy tylko moge, to sie mu oddaje :)
Moja praca zawodowa tez poszla w odstawke. Brakuje mi jej, ale nie zaluje. Wiem, ile mnie kosztowalo kiedy probowalam polaczyc i dom i prace na jakies 30% i nie bylo to tego warte. Ufam Bogu, ze kiedys stworzy dla mnie nowe mozliwosci i na tym polu.
A bycie w domu z dziecmi dalo mi niesamowita okazje do rozwoju w obszarach, ktorych wczesniej nie widzialam. Takie pola lezace odlogiem. Sporo pracy nad soba.
Moj dylemat tez jest zwiazany z przedszkolem. "Siedze" w domu i "nie pracuje", ale razem z mezem zdecydowalismy zeby nasze 3,5 latki (blizniacy) poslac do przedszkola od zeszlego miesiaca - na pol dnia. Dlugo dlugo mialam nadzieje, ze znajdziemy jakies zajecia 2 razy w tygodniu - to moj ideal, ale nie dalo rady - albo caly dzien albo pol, ale codziennie, wiec w koncu sie zdecydowalismy na pol dnia.
Ja w domu zostaje z mlodszym (2 latka) i z Malenstwem pod sercem.
teraz sobie uswiadomilam, ze z mojego poprzedniego posta wynika, ze "siedze" w domu na pelen etat. niestety, ze wzgledow finansowych musze pracowac tez poza domem, ale na szczescie sa to przewaznie tyko 2, czasem 3 godziny dziennie, i czasem moge corke zabrac ze soba.
I mimo ze nawet lubie to co robie i sama jestem sobie szefem wiec mam sporo wolnosci w realizacji obowiazkow, to wolalabym po stokroc byc w domu, wyzywac sie kulinarnie i tworczo, wiecej czytac i rozplanowywac sobie caly dzien inaczej.
Pocieszam sie ze teraz musze pracowac do konca maja, maksymalnie konca czerwca, a potem czekac na pojawienie sie czwartego czlonka rodziny i przez pare nastepnych miesiecy cieszyc sie nim. Do pracy wroce w pazdzierniku/listopadzie, tez na 2h dziennie, JESLI bede mogla malenstwo zabierac ze soba (praca taka ze da sie to zrobic technicznie).
Jakos ciezko mi bardzo zrozumiec, dlaczego uzeranie sie z glupim szefem, godzinne dojazdy, stanie w korkach i inne atrakcje mialyby byc bardziej rozwijajace od prac ktore mozna robic w domu.
Ale zeby byo jasne, nie krytykuje kobiet ktore pracuja bo musza albo bardzo lubia, ale wkurza mnie ta presja ze kobieta powinna/musi pracowac zeby sie realizowac. mnie tez ciagle ktos pyta kiedy bede pracowac, ba, nawet mi w czasach kryzysu raz po raz prace na pelen etat znajduja, a ja niewdziecznica nie korzystam :shocked:
Hej, racja. Źle się wyraziłam, że wyrzuty sumienia. Jak są wyrzuty sumienia, to wiadomo, że coś się źle robi i trzeba to zmienić. Chodziło mi bardziej o wątpliwości czy dobrze oceniamy sytuację.
Mamy konkretne powody, dla których zdecydowaliśmy, że tak będzie lepiej. Ale jak pisałam wcześniej, nie jest to dokładnie tak jakbym sobie wymarzyła, jest to jakiś kompromis. Będziemy musieli na bieżąco oceniać, czy kompromis ten zdaje egzamin.
[cite] Nika6:[/cite] Ja rozumiem....
Sama rozwazam z przedszkolem.
Moje corki - 3 i 4 letnia chodza, bo ja mialam isc do pracy... Jako, ze zaszlamw ciaze - nie poszlam, a dzieci chodza do przedszkola.
No i sie obawiam je wypisac.....
3-latka bardzo szczesliwa w przedszkolu, 4-latka mniej.... ale.....
na razie mysle, ze zostana tam, tymczasem bede raz na jakis czas szukac mozliwosci przebywac z dziecmi indywidualnie..... Z maluchami non stop w domu to ani do dentysty ani gdziekolwiek spokojnie nie mozna...
Kiedys jezdzilam z wszystkimi, ale bylo ich troje.....
Teraz brakuje mi czasu dla kazdego z osobna, a tak, to sa mozliwosci :bigsmile:
Na tym na razie stanelo.
A dzieci chodzą na cały dzień do przedszkola?
No i jedno zostaje z Tobą w domu, bo z tego co pamiętam masz trójkę + jedno pod sercem... Tak?
powolAnia, a dzieci wydaja sie zadowolone z pobytu tam? wracaja wesole, opowiadaja jak bylo? bo jesli tak to chyba OK? poza tym maja te przewage ze sa razem i moga sie wspierac (nawet jesli w tym wieku to wsparcie jest zupelnie nieswiadome).
w ogole to zazdroszcze, bedziecie mieli czworke w niecale 4 lata!!! niezly dorobek :bigsmile:
[cite] Nika6:[/cite] Ja rozumiem....
Sama rozwazam z przedszkolem.
Moje corki - 3 i 4 letnia chodza, bo ja mialam isc do pracy... Jako, ze zaszlamw ciaze - nie poszlam, a dzieci chodza do przedszkola.
No i sie obawiam je wypisac.....
3-latka bardzo szczesliwa w przedszkolu, 4-latka mniej.... ale.....
na razie mysle, ze zostana tam, tymczasem bede raz na jakis czas szukac mozliwosci przebywac z dziecmi indywidualnie..... Z maluchami non stop w domu to ani do dentysty ani gdziekolwiek spokojnie nie mozna...
Kiedys jezdzilam z wszystkimi, ale bylo ich troje.....
Teraz brakuje mi czasu dla kazdego z osobna, a tak, to sa mozliwosci :bigsmile:
Na tym na razie stanelo.
A dzieci chodzą na cały dzień do przedszkola?
No i jedno zostaje z Tobą w domu, bo z tego co pamiętam masz trójkę + jedno pod sercem... Tak?
Pamiętasz? Skad?
Mam szóstkę, w tym jedno juz wyszło spod serca.
Niestety czesto sa caly dzien.... bo auto za male i nie miescimy sie w drodze po chlopakow ze szkoly z innego miasta.
Z powodu tego auta opcja rezygnacji z przedszkola wogóle odpadała.....
A tak swoja drogą to uswiadomilam sobie, ze praca mamy zastępczej jest bardzo trudna i jesli one beda w domu, to ja bez dystansu i czasu do myslenia nie umiem ich mądrze kochać. Do kitu mam możliwości...
Moje biologiczne tez mają większe trudności w tym zwiekszonym skladzie i one tez musza miec troche czasu w ciszy i sam na sam z mamą.
Zabieram je czasem na caly dzien z przedszkola i dopieszczam - pod byle pretekstem, teraz np. z powodu chorób były w domu....
Zanim sie naucze nabierac dystansu przy tych dzieciach to troche minie...
Postanowilam odlozyc na bok wyrzuty sumienia, bo nie wydolę z nimi non stop. Bywają okropne i to chyba zrozumie tylko inny rodzic zastepczy :sad:
Naprawiam.....?
Zastanawiam sie czasem czy nie bardziej rozpieprzam...
Zaczelo sie juz bardzo dawna... w sercu. A w praktyce od jakiegos roku.....
Moje dzieci nie sa bardzo ciezkie z tego co czytam na forum dla rz..... ale juz wiele razy mielismy kryzys..... To sa problemy tak rozne od tych w rodzinach biologicznych.... ze gdyby nie Agnieszka Barbara z jej doswiadczeniem i umiejetnosciami to bysmy cienko przędli...
Niestety bywa i tak, że kobiety, które się decydują na pozostanie w domu, spotykają się z "docinkami" środowiska, w którym mieszkają. Dlatego, że "nie pracują" - niektórym trudno zrozumieć, że pracować można nad czymś, co ma wartość większą, niż dobra materialne...
Smutne, ale prawdziwe... Kiedy mając 13 miesięczne dziecko zaszłam w drugą ciążę z radością się z tym obnosiłam, choć czułam na sobie potępiające spojrzenia i słyszałam: "No tak, to Sylwunia znowu nie pójdzie do pracy" - Przecież ja pracuję, tylko, że w domu! Dziwne, ze inne kobiety - matki nie potrafią tego zrozumieć...
u mnie między młodszym synem
a najmłodszą córką 11 lat różnicy
dlatego moja trzylatka dzięki możliwości
pójścia do przedszkola zyskała kontakt
z rówieśnikami i bardzo chętnie chodzi
do przedszkola
Ostatnio miałam dyskusję z Nauczycielem przedszkola, która próbowała mnie namówić do swoich racji. Pierwsze - potrzebny jest rozwój społeczny. Nie jest w tym momencie istotne czy dziecko ma więź z matką i ojcem, ale czy dobrze się odnajduje w społeczeństwie. Jakieś pomylenie pojęć.
Do tego kolejne argumenty: dziecko w przedszkolu uczy się rytmu, śpiewania, klejenia, malowania, rysowania i rozmawiania z dziećmi. Wszystkie argumenty nie są na tyle mocne, żebym z wielką radością posyłała dziecko do przedszkola, bo w domu mogę mu zapewnić dokładnie to samo. Owszem - jak się udaje dziecko posłać na kilka godzin dziennie, żeby poprzebywało z innymi dziećmi to czemu nie, ale na pewno nie od 7 do 17.
Poza tym! Sama po sobie widzę (a jestem dzieckiem wychowywanym przez dziadków, żłobek i przedszkole), że nie mam kontaktu z rodzicami.. takiej zażyłości. Kontakt mam z babcią, która poświęcała mi swój czas, grała ze mną w chińczyka, odrabiała lekcje, uczyła mnie gotować. :bigsmile:
Ja tam w domu nie maluję, nie wycinam, nie spiewam z dziećmi. Bez tego chyba da się żyć.
Znudzony to jest syn, który chodzi do szkoły, bo jak wraca do domu to mu bodźców brakuje, bo w szkole zawsze coś się dzieje. No i nie umie bawić się z młodszym bratem.
Najlepiej chyba nie przyzwyczajać dziecka zbyt wczesnie do takich stadnych zachowań, jakie są promowane w przedszkolach, szkołach.
JA ciebie szczurzysko totalnie nie rozumiem: nie uczyć dziecka, śpiewać, tańczyć, rysować, z matmą też można poczekać, unikać osób obcych kulturowo... Zupełnie obca mi filozofia.
Dziecko kilkuletnie jest tak chłonne wiedzy, nowych doświadczeń. Prawdą jest, że nia ma co robić tego na gwizdek i konkretną godzinę, jako zajęcia zorganizowane poza domem, ale przy okazji. Leci muzyka - tańczymy. Dziecko chce się wyciszyć (a raczej my), wyciągamy rzeczy do malowania, lepienia, wycinamy.
mamy okazję pójść do muzeum, koncert - idziemy, itp...
Moja Klara bardzo chce iśc do przedszkola, więc chyba ją poślę na kilka godzin dziennie o ile znajdę miejsce.
Ostatnio sobie gorzej radzę, ale to w najmniejszym stopniu nie zależy od dzieci. Tzn nie dzieci są tego powodem.
Nie uważam że przedszkole jest całkiem złe, bo nie jest. To że nie lubię przedszkolanek nie znaczy że dzieci ich nie lubią.
Problemem dla mnie jest to, że niektórzy rodzice traktuja dzieci jak zło konieczne i uważają ze przeszkadzają w domowych obowiązkach. No ja tego nie zauważyłam. Mnie przeszkadza niezorganizowanie moje a nie dzieci.
lubię obserwować
widziałam wiele znudzonych dzieci zaczynających I klasę
w przedszkolach wszystko widziały, wszystko robiły
my z dziećmi w domu po prostu żyliśmy tym co przynosiła codzienność
bawiły się raczej między sobą, nie było "twórczego aktywizowania"
za to kiedy poszły do szkoły wszystko było nowe, świeże i takie fascynujące
A dlaczego mam ograniczać moje dziecko, dlaczego jeżeli widzi zadania brata i siostry, a tam np mnożenie, mam mu nie powiedzieć o co chodzi (piszę o 6 latku), 8,5 latek za to umówił się z kolegą, że tamten pożyczy mu kolejną książkę o mitach (mamy z 6, ale tamten ma podobno 34!), jak L nauczy go pierwiastkować i wytłumaczy co to liczby ujemne L czyta dość poważna, tzn dla dorosłych książkę o kampani wrześniowej, mam mu wyrwać?
@Anka - raczej, jak pisze in spe, życie samo niesie wiele atrakcji. Owszem, dziecko ma blok do rysowania, kredki i sobie czasem bazgrze. Starszy syn ciągle rysuje.
Najstarszego posłaliśmy do szkoły, przedszkole ominęliśmy, by rozwinął się j. polski u niego. Co innego jeśli zdecyduję o ED - wtedy młodsze pójdą na jakieś 2 godziny parę razy w tygodniu, co by angielskiego trochę się uczyć. Jest też klub dla dzieci emigrantów, gdzie są śpiewy, bajki itp. po angielsku.
Już w innym wątku pisałam, że integracja jest fikcją, Polak jak wejdzie gdzieś, to jakby trędowaty przyszedł. Mam w to bagno pchać dzieci?
Komentarz
Ja uwiebiam byc w domu i nigdy sie tu nie nudze, a bynajmniej nie latam caly dzien ze scierka. Siedzac z corka w domu nauczylam sie robic sama mydlo, kremy i balsamy do ust. ogolnie lubie rekodzielo i gdy tylko moge, to sie mu oddaje :)
O, musze leciec, cdn.
edit: literowki
A bycie w domu z dziecmi dalo mi niesamowita okazje do rozwoju w obszarach, ktorych wczesniej nie widzialam. Takie pola lezace odlogiem. Sporo pracy nad soba.
Moj dylemat tez jest zwiazany z przedszkolem. "Siedze" w domu i "nie pracuje", ale razem z mezem zdecydowalismy zeby nasze 3,5 latki (blizniacy) poslac do przedszkola od zeszlego miesiaca - na pol dnia. Dlugo dlugo mialam nadzieje, ze znajdziemy jakies zajecia 2 razy w tygodniu - to moj ideal, ale nie dalo rady - albo caly dzien albo pol, ale codziennie, wiec w koncu sie zdecydowalismy na pol dnia.
Ja w domu zostaje z mlodszym (2 latka) i z Malenstwem pod sercem.
No i mam wyrzuty sumienia.
Czy ktoras ma podobne doswiadczenia?
I mimo ze nawet lubie to co robie i sama jestem sobie szefem wiec mam sporo wolnosci w realizacji obowiazkow, to wolalabym po stokroc byc w domu, wyzywac sie kulinarnie i tworczo, wiecej czytac i rozplanowywac sobie caly dzien inaczej.
Pocieszam sie ze teraz musze pracowac do konca maja, maksymalnie konca czerwca, a potem czekac na pojawienie sie czwartego czlonka rodziny i przez pare nastepnych miesiecy cieszyc sie nim. Do pracy wroce w pazdzierniku/listopadzie, tez na 2h dziennie, JESLI bede mogla malenstwo zabierac ze soba (praca taka ze da sie to zrobic technicznie).
Jakos ciezko mi bardzo zrozumiec, dlaczego uzeranie sie z glupim szefem, godzinne dojazdy, stanie w korkach i inne atrakcje mialyby byc bardziej rozwijajace od prac ktore mozna robic w domu.
Ale zeby byo jasne, nie krytykuje kobiet ktore pracuja bo musza albo bardzo lubia, ale wkurza mnie ta presja ze kobieta powinna/musi pracowac zeby sie realizowac. mnie tez ciagle ktos pyta kiedy bede pracowac, ba, nawet mi w czasach kryzysu raz po raz prace na pelen etat znajduja, a ja niewdziecznica nie korzystam :shocked:
Mamy konkretne powody, dla których zdecydowaliśmy, że tak będzie lepiej. Ale jak pisałam wcześniej, nie jest to dokładnie tak jakbym sobie wymarzyła, jest to jakiś kompromis. Będziemy musieli na bieżąco oceniać, czy kompromis ten zdaje egzamin.
A dzieci chodzą na cały dzień do przedszkola?
No i jedno zostaje z Tobą w domu, bo z tego co pamiętam masz trójkę + jedno pod sercem... Tak?
w ogole to zazdroszcze, bedziecie mieli czworke w niecale 4 lata!!! niezly dorobek :bigsmile:
Mam szóstkę, w tym jedno juz wyszło spod serca.
Niestety czesto sa caly dzien.... bo auto za male i nie miescimy sie w drodze po chlopakow ze szkoly z innego miasta.
Z powodu tego auta opcja rezygnacji z przedszkola wogóle odpadała.....
A tak swoja drogą to uswiadomilam sobie, ze praca mamy zastępczej jest bardzo trudna i jesli one beda w domu, to ja bez dystansu i czasu do myslenia nie umiem ich mądrze kochać. Do kitu mam możliwości...
Moje biologiczne tez mają większe trudności w tym zwiekszonym skladzie i one tez musza miec troche czasu w ciszy i sam na sam z mamą.
Zabieram je czasem na caly dzien z przedszkola i dopieszczam - pod byle pretekstem, teraz np. z powodu chorób były w domu....
Zanim sie naucze nabierac dystansu przy tych dzieciach to troche minie...
Postanowilam odlozyc na bok wyrzuty sumienia, bo nie wydolę z nimi non stop. Bywają okropne i to chyba zrozumie tylko inny rodzic zastepczy :sad:
A tak sobie wydedukowałam z różnych wątków, jak widać błędnie.
No tak, ja rodzicem zastępczym nie jestem, więc pozostaje mi w tym temacie tylko wyobraźnia. A ona mi podpowiada, żeby Cię podziwiać.
:bt:
Jakby nie to, ze Bog istnieje to bym sie zalamala. A tak to licze na kolejny cud i robie co moge.....
Ten podziw od ludzi jest bardzo mily, owszem.
U mnie wokolo juz powoli zamienil sie w rozliczanie....
Symptomy pierwsze tego obserwuje od miesiecy....
Jedno mi sie podoba - tak bardzo sie do tego nie nadaje, ze bede miec codziennie dowody na to, ze Bog istnieje, skoro to nadal robie :tooth:
Ale żebyś padała na pysk ze zmęczenia zawsze pamiętaj jak wielki sens ma to co robisz.
Naprawiasz to co ktoś spieprzył.
Zastanawiam sie czasem czy nie bardziej rozpieprzam...
Zaczelo sie juz bardzo dawna... w sercu. A w praktyce od jakiegos roku.....
Moje dzieci nie sa bardzo ciezkie z tego co czytam na forum dla rz..... ale juz wiele razy mielismy kryzys..... To sa problemy tak rozne od tych w rodzinach biologicznych.... ze gdyby nie Agnieszka Barbara z jej doswiadczeniem i umiejetnosciami to bysmy cienko przędli...
Bogu dzieki za nią!!!
Niestety bywa i tak, że kobiety, które się decydują na pozostanie w domu, spotykają się z "docinkami" środowiska, w którym mieszkają. Dlatego, że "nie pracują" - niektórym trudno zrozumieć, że pracować można nad czymś, co ma wartość większą, niż dobra materialne...
Smutne, ale prawdziwe... Kiedy mając 13 miesięczne dziecko zaszłam w drugą ciążę z radością się z tym obnosiłam, choć czułam na sobie potępiające spojrzenia i słyszałam: "No tak, to Sylwunia znowu nie pójdzie do pracy" - Przecież ja pracuję, tylko, że w domu! Dziwne, ze inne kobiety - matki nie potrafią tego zrozumieć...
a najmłodszą córką 11 lat różnicy
dlatego moja trzylatka dzięki możliwości
pójścia do przedszkola zyskała kontakt
z rówieśnikami i bardzo chętnie chodzi
do przedszkola
Do tego kolejne argumenty: dziecko w przedszkolu uczy się rytmu, śpiewania, klejenia, malowania, rysowania i rozmawiania z dziećmi. Wszystkie argumenty nie są na tyle mocne, żebym z wielką radością posyłała dziecko do przedszkola, bo w domu mogę mu zapewnić dokładnie to samo. Owszem - jak się udaje dziecko posłać na kilka godzin dziennie, żeby poprzebywało z innymi dziećmi to czemu nie, ale na pewno nie od 7 do 17.
Poza tym! Sama po sobie widzę (a jestem dzieckiem wychowywanym przez dziadków, żłobek i przedszkole), że nie mam kontaktu z rodzicami.. takiej zażyłości. Kontakt mam z babcią, która poświęcała mi swój czas, grała ze mną w chińczyka, odrabiała lekcje, uczyła mnie gotować. :bigsmile:
osobiście nie cierpię nauczycielek-przedszkolanek
ich sposobu rozumowania i argumentowania
Znudzony to jest syn, który chodzi do szkoły, bo jak wraca do domu to mu bodźców brakuje, bo w szkole zawsze coś się dzieje. No i nie umie bawić się z młodszym bratem.
Najlepiej chyba nie przyzwyczajać dziecka zbyt wczesnie do takich stadnych zachowań, jakie są promowane w przedszkolach, szkołach.
Dziecko kilkuletnie jest tak chłonne wiedzy, nowych doświadczeń. Prawdą jest, że nia ma co robić tego na gwizdek i konkretną godzinę, jako zajęcia zorganizowane poza domem, ale przy okazji. Leci muzyka - tańczymy. Dziecko chce się wyciszyć (a raczej my), wyciągamy rzeczy do malowania, lepienia, wycinamy.
mamy okazję pójść do muzeum, koncert - idziemy, itp...
Ostatnio sobie gorzej radzę, ale to w najmniejszym stopniu nie zależy od dzieci. Tzn nie dzieci są tego powodem.
Nie uważam że przedszkole jest całkiem złe, bo nie jest. To że nie lubię przedszkolanek nie znaczy że dzieci ich nie lubią.
Problemem dla mnie jest to, że niektórzy rodzice traktuja dzieci jak zło konieczne i uważają ze przeszkadzają w domowych obowiązkach. No ja tego nie zauważyłam. Mnie przeszkadza niezorganizowanie moje a nie dzieci.
widziałam wiele znudzonych dzieci zaczynających I klasę
w przedszkolach wszystko widziały, wszystko robiły
my z dziećmi w domu po prostu żyliśmy tym co przynosiła codzienność
bawiły się raczej między sobą, nie było "twórczego aktywizowania"
za to kiedy poszły do szkoły wszystko było nowe, świeże i takie fascynujące
dziś - paski na świadectwach
Najstarszego posłaliśmy do szkoły, przedszkole ominęliśmy, by rozwinął się j. polski u niego. Co innego jeśli zdecyduję o ED - wtedy młodsze pójdą na jakieś 2 godziny parę razy w tygodniu, co by angielskiego trochę się uczyć. Jest też klub dla dzieci emigrantów, gdzie są śpiewy, bajki itp. po angielsku.
Już w innym wątku pisałam, że integracja jest fikcją, Polak jak wejdzie gdzieś, to jakby trędowaty przyszedł. Mam w to bagno pchać dzieci?