To były REKOLEKCJE - ktoś je musi prowadzić, no to prowadził - człowiek prawdziwej żywej wiary, serca przepełnionego miłością Boga do człowieka - o.John. Ojciec cały czas wskazuje na Boga, nie na siebie, pokazuje komu zawdzięczamy łaski - Bogu, nie ojcu Johnowi.
Dobrze jest od czasu do czasu przeżyć rekolekcje, przypomnieć sobie do Kogo należymy, spojrzeć na swe życie z innej perspektywy. Dobrze, ze były to rekolekcje dla tylu ludzi, w takim miejscu - ze znów zgromadziliśmy się tłumnie by razem się modlić i wielbić Boga i wysłuchać nauczania. Mnie ciągle przychodziły na myśl msze papieskie - wtedy też tłumnie się gromadziliśmy ............. i co to źle ?
Najbardziej cieszę się z obecności obu biskupów - apba H.Hosera i bp M.Solarczyka - która diecezja przeżyła rekolekcje, w których cały dzień, na równi ze wszystkimi innymi, biskupi uczestniczyli, od rana do nocy. Ja na takich rekolekcjach nigdy nie byłam. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Zobaczyłam wspólnotę Kościoła, ludzi wierzących zebranych razem by cały dzień poświęcić dla Boga, na modlitwę, wielbienie, adorację i spotkanie z drugim człowiekiem.
Cieszę się, ze tam byłam i dziękuję Bogu za to, że miałam taką możliwość.
"Ciekawe, co nasz Pan, Jezus Chrystus, myśli, gdy słyszy, że zorganizował spotkanie na stadionie, a nawet nie mógł tam pełną garścią udzielać miłosierdzia i odpuszczać grzechów, za to musiał być sprawcą religijnych zimnych ogni. Trzeba wziąć pod uwagę to, że może się mocno smuci."
"Profesorowie uniwersytetów rzucają katedry i ubierają się we franciszkańskie habity? Kaznodzieja z dalekiego gorącego kraju u nas w Polsce? Cudotwórca wymachuje rękoma i wykrzykuje w niezrozumiałym dla tłumów języku? Szaleństwo nawrócenia w Polsce? To już było …
Ci którzy uważają, że rekolekcje dla przepełnionego krakowskiego rynku, który więcej odpowiada ilości osób na mniejszym stadionie, to przesada, niech potępią św. Jana Kapistrana.
Dziś przeżywamy wspomnienie świętego Jana z Dukli nawróconego podczas takich rekolekcji (...) Cudem istnym były te kazania, ale kaznodzieja sprawiał także inne cudy. Gdziekolwiek przebywał, dwa razy dziennie odwiedzał chorych. Przynoszono ich także i kładziono wkoło. Kapistran z towarzyszami obchodził ich, kładł ręce na nich, modlił się i dotykał relikwiami świętych, zwłaszcza biretem i krwią św. Bernardyna. Uzdrowienia zdarzały się codziennie. Wielkie mnóstwo chorych, ślepych, chromych i innymi cierpieniami obarczonych wyleczył na oczach ludu podczas pobytu w Krakowie; a przeszło sto uzdrowień, mających charakter cudowny, zapisano w tych ośmiu miesiącach.” więcej
@Maciek to Ty mówiłeś, nie ja... ja już w tym miesiącu mam na oku kogoś innego Greg, program spotkania jest chyba cay czas dostępny, to sobie tam sprawdź... o której Eucharystia, o której obiad, czyh post wystarczający. A hotdogi drogie, bo przecież "kuria musiała zarobić"
"Ciekawe, co nasz Pan, Jezus Chrystus, myśli, gdy słyszy, że zorganizował spotkanie na stadionie, a nawet nie mógł tam pełną garścią udzielać miłosierdzia i odpuszczać grzechów, za to musiał być sprawcą religijnych zimnych ogni. Trzeba wziąć pod uwagę to, że może się mocno smuci."
"Ciekawe, co nasz Pan, Jezus Chrystus, myśli, gdy słyszy, że zorganizował spotkanie na stadionie, a nawet nie mógł tam pełną garścią udzielać miłosierdzia i odpuszczać grzechów, za to musiał być sprawcą religijnych zimnych ogni. Trzeba wziąć pod uwagę to, że może się mocno smuci."
"Jeśli Pan Jezus coś „zorganizował”, to może jest to liturgia mszy i sakramenty. Tym bardziej ryzykownie jest oceniać motywację wszystkich uczestników spotkania, których sam Chrystus miał na spotkanie sprowadzić."
Wierzymy przecież, że wszystkie rekolekcje organizowane pod auspicjami Kościoła urzędowego są inspirowane Duchem Swiętym. Nie inaczej było na omawianych - były katechezy, modlitwy tradycyjne (Różaniec, Koronka) i sakramenty: Eucharystia i okazja do spowiedzi. Z tego co wiem, spowiednicy byli wręcz oblegani.
Do księży, którzy pomagają w trakcie rekolekcji na Stadionie Narodowym, ustawiają się długie kolejki. Setki kapłanów spowiada na płycie stadionu i w jego kuluarach. - To spowiedzi nawrócenia - mówi jeden z duchownych, ksiądz Roman Trzciński.
"W dodatku okazuje się, że Pan Jezus skasował za spotkanie ze sobą 40 złotych."
Takie były koszty wynajęcia Stadionu Narodowego. Zresztą za udział we wszystkich rekolekcjach trzeba wnieść opłatę i wcale nie "co łaska", a całkiem konkretną, osoby ubogie mogą liczyć na zniżkę.
Kto pisał ten artykuł - trads, katolik-ale, czy agnostyk?
Jezus uzdrawia podczas każdej Mszy Św. - nie potrzeba charyzmatyków.
Jeśli jest inaczej, to nie ma katolicyzmu.
Przepraszam, ale musiałam to napisać.
--------
Jezus uzdrawia każdego podczas każdej Mszy - zależnie od wiary uczestniczącego, niezależnie od tego, czy czujemy to czy nie - wierzę, że zawsze wychodzę zdrowsza, obdarzona łaskami.
Jeśli komuś brak wiary, przychodzi z przyzwyczajenia i przymusu - to Jezus może się nie przebić, choc zdarza się, że jednak mimo to działa.
Więcej czasu na modlitwę - na pewno bardziej uzdalnia do otwarcia się na łaski, którymi chce obdarowywać nas Bóg.
Dlaczego na niektórych Mszach Bóg uzdrawia więcej? Np. dlaczego tam, gdzie był ojciec Pio działo się więcej cudów niż gdzie indziej, przecież to nie on uzdrawiał?
Bóg działa przez niektórych bardziej niż przez innych, zresztą w różny sposób przez różnych ludzi.
Nie da sie ukryć, ze niektórzy mają taki dar od Boga, że potrafią wzbudzić wiarę w ludziach, mają specjalny charyzmat uzdrawiania, charyzmat nauczania, czy też inne.
Trudno zaprzeczać, że niektórzy księża maja większe dary przemawiania do serc ludzkich od innych, mają więcej wiary, więcej łaski - ludzie szukają tych, którzy pomogą im byc bliżej Boga.
Myślę, że mozna było z tego wydarzenia zrobić rekolekcje na skalę całej Polski, szkoda, ze nie włączyły się w to katolickie media - niestety tego nie potrafię zrozumieć.
Myślę, że mógłby każdy skorzystać na wysłuchaniu konferencji i skupieniu sie na Bogu, na wychwalaniu Boga w łączności z ludźmi, którzy byli na stadionie.
Wkurza mnie, że w takich spotkaniach ludzie szukają sensacji. Oczekują uzdrowień, wskrzeszeń, nawróceń...
A jak się te oczekiwania nie spełnią, to kieeeeepsko. Wtedy nawet pojawiają się głosy, że to ściema jest, że prowadzący to oszust, szaman czy coś w tym rodzaju...
A przecież nie oto chodzi.
Jakoś, gdy myślę o tym spotkaniu mam przed oczyma scenę z Ewangelii z niedowierzająm Tomaszem w tle. Uwierzył, bo ujrzał. Ale przecież Jezus wyraźnie mówi: '"Błogosławieni, którzy nie widziel a uwierzyli".
Wiara to takie widzenie Bożych cudów sercem. Jeśli widzi się sercem, spektakularne cuda, widoczne dla oczu już nie są potrzebne...
Ojciec John to osoba bardzo skromna. Nie zasłania sobą Jezusa.
Komentarze są różne. Jak zawsze. Ale dla tych, którzy nie brali w tym udziału, a roszczą sobie prawo do oceny napiszę- trzeba było być i dopiero się wypowiadać. Sama jestem bardzo ostrożna i sceptyczna wobec ruchu charyzmatycznego. Kiedy pierwszy raz usłyszałam o rekolekcjach na stadione wiedziałam, że nie wezmę w nich udziału. Od razu odrzuciłam ten pomysł...Ale Pan Bóg tak poukładał okoliczności, że poszłam. Zupełnie z powodu innej motywacji niż zobaczenie czy też doświadczenie cudu. Poszłam dla kogoś, kto szedł tam z ciekawości, właściwie może nawet dla sensacji, z oczekiwaniem cudu. Dosłownie.
Pomyślałam sobie, że skoro ta osoba- dośc daleka od Boga i pogubiona chce iść, to pójdę. Dla niej. Potem tamta osoba przyprowadziła jeszcze jedną osobę. Kupiłam dla nich oddzielne bilety. (A mi pozostała jedna wejściówka). Byłam nieco rozczarowana, kiedy dowiedziałam się, że oni nie dotrwali do końca. Pomyślałam sobie, że to jednak nie dla nich, że nie wytrzymali presji, że nie poczuli ducha tych rekolekcji.
Ale Duch święty działa po cichu...Jakże było moje zdziwienie, gdy ten ktoś zadzwonił do mnie z podziękowaniami, że był. że dostał słowo. Że Go to mocno poruszyło. Że chce zmienić swoje życie, że podjął decyzję...
Czy niektórzy rezerwując dla Boga jedynie Kościoły, bogate katedry czy mniej bogate kaplice przypadkiem nie zapominają o tym, że To sam Bóg może mieć pragnienie wyjścia do ludzi?
Jezus cząsto gromadził wokól sienbie tłumy- czasami wielotysięczne...
A co do hotdogów... Popatrzcie choćby na odpusty parafialne. Na niedzielny handel niemalże pod drzwiami Kościoła. Jakoś niewielu ludziom to przeszkadza.
Jezus cząsto gromadził wokól sienbie tłumy- czasami wielotysięczne...
Na stadionie za 40 zeta współfinansując tym samym HGW i Tuska? śmiem wątpić,
Wszyscy nolens volens współfinansujemy HGW i Tuska, niestety:/ A koszt wynajmu takiego obiektu, organizacja, kosztuje grube pieniądze, te 40 zeta za wejsciówke to nie jest jakas wygórowana kwota.
Wiesz, podczas najwiekszego misterium naszej wiary jakim jest śmierć Chrystusa na krzyżu i odkupienie były do końca tylko dwie osoby: matka i umiłowany uczeń.
"Tak, Bóg „robił fajerwerki“. W Starym Testamencie i w Nowym przez Chrystusa, który karmił tysiące i wskrzeszał. Gdy jednak nadszedł dzień ustanowienia Eucharystii, zabrał tylko apostołów. Na Golgocie, w tej samej ofierze, choć patrzyły tłumy, nie wydarzyło się nic wielkiego. Tak bardzo zwyczajna śmierć, że można ją było zlekceważyć. Śmierć zwyczajna jak zwyczajna Msza w parafialnym kościele, rano, gdy są dwie, trzy osoby. I nie ma na niej tłumów bo nic wielkiego się nie dzieje. Nie ma uzdrowień, modlitwy językami, manifestacji demonicznych, znanej osobistości, jest tylko Bóg…
I każdy kto prowadzi życie duchowe (znów proszę nie mylić z życiem religijnym) wie, że przychodzi taki moment, kiedy Bóg się oddala, kiedy nic nie daje poza oschłością i pustką. Gdy znikają uczucia, poczucie powinności, presja społeczna, zostaje tylko nagi Bóg jak wtedy na krzyżu. Z pustymi rękoma, wręcz odpychający. Kto zostanie pod krzyżem, z takim Bogiem? Wiemy, że została Matka i umiłowany uczeń. Dwie drogi. Reszta odejdzie, wzgardzi."
No fajnie, tylko powtórzmy raz jeszcze - tam, na stadionie nie było i nie miało być fajerwerków. Najwyraźniej najbardziej ich oczekiwali i są zawiedzeni ci, co nie byli. Daliście się chyba trochę ponieść tej medialnej propagndzie przed, że przyjeżdża charyzmatyczny uzdrowiciel, co wskrzesza/uzdrawia... a on nawet nie raczył lewitować, a to pech...
Komentarz
i to dla Boga poszliśmy na stadion.
To były REKOLEKCJE - ktoś je musi prowadzić, no to prowadził - człowiek prawdziwej żywej wiary, serca przepełnionego miłością Boga do człowieka - o.John.
Ojciec cały czas wskazuje na Boga, nie na siebie, pokazuje komu zawdzięczamy łaski - Bogu, nie ojcu Johnowi.
Dobrze jest od czasu do czasu przeżyć rekolekcje, przypomnieć sobie do Kogo należymy, spojrzeć na swe życie z innej perspektywy.
Dobrze, ze były to rekolekcje dla tylu ludzi, w takim miejscu - ze znów zgromadziliśmy się tłumnie by razem się modlić i wielbić Boga i wysłuchać nauczania. Mnie ciągle przychodziły na myśl msze papieskie - wtedy też tłumnie się gromadziliśmy ............. i co to źle ?
Najbardziej cieszę się z obecności obu biskupów - apba H.Hosera i bp M.Solarczyka - która diecezja przeżyła rekolekcje, w których cały dzień, na równi ze wszystkimi innymi, biskupi uczestniczyli, od rana do nocy. Ja na takich rekolekcjach nigdy nie byłam. Jestem im za to bardzo wdzięczna.
Zobaczyłam wspólnotę Kościoła, ludzi wierzących zebranych razem by cały dzień poświęcić dla Boga, na modlitwę, wielbienie, adorację i spotkanie z drugim człowiekiem.
Cieszę się, ze tam byłam i dziękuję Bogu za to, że miałam taką możliwość.
Całość pod http://www.rp.pl/artykul/9157,1027215-Jezus-na-Stadionie--Religijnosc-stadionowa.html
nie da się udowodnć, że się nie jest wielbłądem, na szczęście o. J. na tym nie zależy
nie da się udowodnć, że się nie jest wielbłądem, na szczęście o. J. na tym nie zależy
Ci którzy uważają, że rekolekcje dla przepełnionego krakowskiego rynku, który więcej odpowiada ilości osób na mniejszym stadionie, to przesada, niech potępią św. Jana Kapistrana.
Dziś przeżywamy wspomnienie świętego Jana z Dukli nawróconego podczas takich rekolekcji
(...)
Cudem istnym były te kazania, ale kaznodzieja sprawiał także inne cudy. Gdziekolwiek przebywał, dwa razy dziennie odwiedzał chorych. Przynoszono ich także i kładziono wkoło. Kapistran z towarzyszami obchodził ich, kładł ręce na nich, modlił się i dotykał relikwiami świętych, zwłaszcza biretem i krwią św. Bernardyna. Uzdrowienia zdarzały się codziennie. Wielkie mnóstwo chorych, ślepych, chromych i innymi cierpieniami obarczonych wyleczył na oczach ludu podczas pobytu w Krakowie; a przeszło sto uzdrowień, mających charakter cudowny, zapisano w tych ośmiu miesiącach.”
więcej
Greg, program spotkania jest chyba cay czas dostępny, to sobie tam sprawdź... o której Eucharystia, o której obiad, czyh post wystarczający.
A hotdogi drogie, bo przecież "kuria musiała zarobić"
cóż, mnóstwo księży spowiadało a i tak kolejki były długie (odstałam swoje to wiem;)), tak a propos odpuszczania grzechów i udzielania miłosierdzia
Wierzymy przecież, że wszystkie rekolekcje organizowane pod auspicjami Kościoła urzędowego są inspirowane Duchem Swiętym.
Nie inaczej było na omawianych - były katechezy, modlitwy tradycyjne (Różaniec, Koronka) i sakramenty: Eucharystia i okazja do spowiedzi.
Z tego co wiem, spowiednicy byli wręcz oblegani.
Do księży, którzy pomagają w trakcie rekolekcji na Stadionie Narodowym, ustawiają się długie kolejki. Setki kapłanów spowiada na płycie stadionu i w jego kuluarach. - To spowiedzi nawrócenia - mówi jeden z duchownych, ksiądz Roman Trzciński.
http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/882291,Warszawa-tlumy-do-spowiedzi-na-rekolekcjach-z-ksiedzem-Bashabora
"W dodatku okazuje się, że Pan Jezus skasował za spotkanie ze sobą 40 złotych."
Takie były koszty wynajęcia Stadionu Narodowego. Zresztą za udział we wszystkich rekolekcjach trzeba wnieść opłatę i wcale nie "co łaska", a całkiem konkretną, osoby ubogie mogą liczyć na zniżkę.
Kto pisał ten artykuł - trads, katolik-ale, czy agnostyk?
Wszyscy nolens volens współfinansujemy HGW i Tuska, niestety:/ A koszt wynajmu takiego obiektu, organizacja, kosztuje grube pieniądze, te 40 zeta za wejsciówke to nie jest jakas wygórowana kwota.
Rzeczywiście, Greg ma rację. Stadion Narodowy jest znany z niegospodarności, kasa idzie na wielusettysięczne premie dla prezesów.
"Tak, Bóg „robił fajerwerki“. W Starym Testamencie i w Nowym przez
Chrystusa, który karmił tysiące i wskrzeszał. Gdy jednak nadszedł dzień ustanowienia Eucharystii, zabrał tylko apostołów. Na Golgocie, w tej samej ofierze, choć patrzyły tłumy, nie wydarzyło się nic wielkiego. Tak bardzo zwyczajna śmierć, że można ją było zlekceważyć. Śmierć zwyczajna jak zwyczajna Msza w
parafialnym kościele, rano, gdy są dwie, trzy osoby. I nie ma na niej tłumów bo nic wielkiego się nie dzieje. Nie ma uzdrowień, modlitwy językami,
manifestacji demonicznych, znanej osobistości, jest tylko Bóg…
I każdy kto prowadzi życie duchowe (znów proszę nie mylić z życiem religijnym) wie, że przychodzi taki moment, kiedy Bóg się oddala, kiedy nic nie daje poza oschłością i pustką. Gdy znikają uczucia, poczucie powinności, presja społeczna, zostaje tylko nagi Bóg jak wtedy na krzyżu. Z pustymi rękoma, wręcz odpychający. Kto zostanie pod krzyżem, z takim Bogiem? Wiemy, że została Matka i umiłowany
uczeń. Dwie drogi. Reszta odejdzie, wzgardzi."
polecam przeczytać całość: http://delurski.pl/3549/o-niebezpieczenstwie-uczuc/