Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Wpadki i gafy...coś ku poprawie humoru

11012141516

Komentarz

  • Ja ostatnio popełniłam niezłą gafę w stosunku do pewnej forumowiczki.
    Ale jakoś mi wybaczyła (mam nadzieję). I nie udusiła ;)
  • E ty.... Ciekawe wobec kogo???
  • Przeszłam dziś samą siebie...

    Syn, 2klasa, został dziś w domu. Postanowiłam wykorzystać czas sam na sam i porobić z nim trochę zadań konkursowych, bo zgłoszony jest do Kangura. Wydrukowałam z sieci i jedziemy... Kurka, opornie idzie, syn nie kuma. Myślę sobie, po co pani go zgłosiła skoro mózg mu paruje a nic nie wychodzi. Młody nie poddaje się, liczy z zapałem, a ja co raz bardziej dobita... Na dwa zestawy zrobił jedno zadanie za 5pkt, czyli średnie. Zrobiliśmy przerwę...


    Siedzę z mężem przy kawie i coś mnie tknęło (no, dzieciak mi z głowy nie schodził, bo już sobie wyobrażałam porażkę 0pkt) i odpaliłam komputer. Patrzę @-) a ja mu wydrukowałam Beniamina dla V-VI klasy a nie Żaczka dla II b-( :))
  • No ambitnie... :-O
  • Pogratuluj synkowi, że jedno zadanie zrobił!

    To mi przypomina mojego tatę, który mi tłumaczył jak rozwiązać jakieś zadanie z treścią (jakieś 9-10 lat miałam). Uznał, że najłatwiej rozwiązać przez równanie z dwiema niewiadomymi i tak mi tłumaczy - na moją nieśmiałą uwagę, że czegoś takiego jeszcze w szkole nie miałam, odpowiedział, że na pewno miałam, tylko nie pamiętam :D Ale to nie wpadka, tata po prostu taki jest:)
  • No, turlając się ze śmiechu, wytłumaczyłam i wyściskałam. Jejku! Jaką on miał promienną twarz, że nie taki tuman ;)
  • No biedaczek, musialo go to zestresowac:DDD
  • Pewnie tak, ale ambitny jest! Szok! Nie jęknął nawet. :D
  • O, to tak samo mnie maz matematyki w liceum uczyl. Zaczal od udowadniania twierdzen.
    Ile ja sie z nim naklocilam ;)

    Przydalo sie na maturze ustnej \m/
  • Nad asertywnością popracujecie jak następnym razem dziecię zostanie w domu :-h
  • edytowano styczeń 2015
    @Pigwa siostro ty moja. Miałam to samo! Pamiętam druga trzecia klasa a tata mi takie zadania dawał i tak samo twierdził że nie uważałam, albo jak miał lepszy humor to że nas źle uczą.
    Jak w czwartej klasie spytałam go co to wartość bezwzględna, to w procesie tłumaczenia wyprowadzał dowód na prawdziwość twierdzenia pitagorasa, a ja MUSIAŁAM rozumieć bo jak nie tzn że nie myślę. Do tego tłumaczył na kwantyfikatorach
    Zapis logiczny a brzmiało to mniej wiecej tak:
    Jeżeli x jest mniejsze od y to wtedy tylko wtedy y i x podniesione do potegi to sima składników potęg.... A na koniec pisał CBDO( co było do okazania)
    Jak by byłam na studiach na praktykach i miałam na matematyce wprowadzić ósemkę w pierwszej klasie. Tata nie mógł pojąć czemu nie mogę dać przykładu czwórka dzieci ma 8 rąk, bo przecież wiadomo że 4×2=8.
  • Ja też nie rozumiem czemu ten przykład z czwórką dzieci nie jest dobry...
    Ale ja z tych, co to oczekują, że dziecko na poziomie nauczania początkowego pojmie, o co chodzi w twierdzeniu Pitagorasa. Moje, na szczęście, wytrzymują tempo. Gorzej, że ostatnio miewam na lekcjach matematyki sąsiadów (II i IV). Oni mnie sprowadzają momentami na ziemię np. utrzymując, że czworokąty to tylko prostokąt i kwadrat, a o żadnych innych nie słyszeli. No, jakże to? Moi przerabiają już na etapie przedszkola, bo mi się zdaje, że to łatwe i oczywiste, a oni nie protestują...
  • edytowano styczeń 2015
    Ósemkę się poznaje jako liczbę o 1 większą od 7. Najcześciej przeliczenia do 10 dzieci opnowują w wieku przedszkolnym jednak monografia liczby polega na utrwaleniu stałości tej liczby i świadomości że jest ona o jeden większa.
    Dziecko myślące liczące na konkretech widzi 4 dzieci i u każdego po 2 ręce aby zauważyć 8 rąk należy albo dokonać dodawania albo mnożenia.
    A co do prawdziwości twierdzenia pitagotasa można nauczyć 10 latka tylko ważny jest kontekst poco uczymy i forma.
    Mojego tatę matematyczie jego sposób tłumaczenia byłam w stanie rozumieć pod koniec liceum.
  • Źle to ujęłam oczywiście dziecko zauważa 8 rąk ale przekiczać powinno jako 7+1 a nie 4×2.
  • edytowano styczeń 2015
    Postępujesz jak panna Susan z książek Pratchetta:) Algebra? Przecież jest o wiele za trudna w ich wieku? Nie powiedziałam im o tym, a same się nie domyśliły... itd., cytat z pamięci :)

    Edit.: To do Katarzyny, oczywiście:)
  • U mnie chłopaki się nauczyli dobrze dodawać na grze Monopoly, a ogólnie nauka mnożenia i dzielenia przydaje się na spacerach (chodzeniu po zakupach po mieście, u mnie wszystko na piechtę i z dziećmi) -zadaję zagadki.
  • @maliwiju - nic nie rozumiem z tego, co napisałaś o tej ósemce ;-)
    Myślę sobie, że można ją też wprowadzić jako taką cyferkę, co wygląda jak bałwanek ;-)
    Ja mam trochę nienormalne matematycznie dzieci. Średni syn jako pięciolatek miał problem z dodaniem dwóch do pięciu (na palcach to liczył) ale ułamki biegle mnożył w pamięci i twierdził, że on tego nie liczy, tylko po prostu widzi. Sześciolatka, co jest teraz w pierwszej klasie mnoży i dzieli do 20 - wie, o co chodzi, choć liczy to dość powoli. Do tej pory, żadne z matmą nie miało większych problemów i nie muszę się martwić jakimś bardzo metodycznym wprowadzaniem kolejnych partii materiału. Nawet trzeci syn, co do lotnych nie należy, radzi sobie raczej lepiej niż gorzej z matematyką akurat.
    Żeby nie było za różowo, mimo dużej łatwości, nie nadają się do żadnych konkursów, bo robią całkiem głupawe błędy - np. 3x3 wychodzi im niespodziewanie 6, albo jakiś minus w działaniu zamienia się w plus tudzież + w *... Ot, taki defekt. Po rodzicach genetyczne obciążenie.
  • @ Katrzyna całą edukację nie mogłam się uporać z plusami zamieniającymi sienna minusy i problemami typu 3×3 =6. Pomimo że rozumiałam i myślałam logicznie , matematycznie to przeważnie z matematyki miałam 3 bo się wykłada dałam na takich pierdołach. Potrafiłam sobie i koleżance rozwiązać sprawdzian ona dostawała 5 ja 3 bo się rypnęłam w ostatnim mnożeniu.
    A co do 8, jeśli chodzi o bałwanka to masz racje ale to dotyczy tylko cyfry która jest obrazem liczby. Na początkowym etapie nauki matematyki chodzi o utrwalenie stałości liczby. Jakbyś ułożyła po jednej stronie 4duże miśki a po drugiej 4 malutkie spytała 4latki gdzie jest więcej to spora część grupy ci powie że tam gdzie są duże misie.
    W metodyce wprowadzania kolejnych liczb chodzi o to żeby mieli świadomość że każda kolejna liczba ma o 1 więcej i na tym się bazuje. Wychodzi się od 1 która jest podstawowym konkretem, potem dwa czyli 1 o 1 większe itd. Dla 90% procent dzieci z reguły jest to banalne, ale później na podobym schemacie opiera się cały system dziesiątkowy, dlatego wdraża się w to taki lekko prymitywny sposób.
    Łaczenie w zbiory elementów ( zbiór rąk u 4 dzieci) to inny zakres nie mówie że nie do pojęcia dla dzieci ale może wprowadzić w błąd dzieci myślące tylko na konkretach. Czym innym w odbierze dziecka byłoby 8 łapek wyciętych z kartonu i przyczepionych do tablicy, a czym innym 4 dzieci z każde po dwie ręce, bo konkretem ostatecznym jest tutaj dziecko a nie ręka.
  • Ciekawe rzeczy piszesz... Jak dobrze, że przy uczeniu dzieci własnych nie muszę się nad tym zastanawiać. ;-) Z gimnazjalnym pierwszakiem zajmujemy się ostatnio korelacją. Nie przerasta go to...
    Co do matmy w podstawówce, nogę tylko napisać - siostro!!!
  • Ja pisze o tym co było w programie przed reformą teraz się szczegółowo nie orientuje. Jednak z tego co widzę jest coraz gorzej od kiedy wpriwadzono naucznie zintegrowane poziom nieustannie spada.
    Ja pisze o metodyce ale to nie jest tak że nad tym się jakoś specjalnie rozwodzi najcześściej na jednej lekcji wprowadza się jedną liczbę a i tak 80% czasu zajmuje pisanie.
  • Wcale się nie dziwię. Pokój moich starszaków też mi się czasem z kuwetą kojarzy...
    :-?
  • Takie bardzo stare qui pro quo, wymaga wstępu.
    Moi dziadkowie i pradziadkowie (rodzice dziadka) nosili te same imiona i nazwisko. Dziadek - imię miał po ojcu, a przypadkiem wziął za żonę kobietę o imieniu matki. One zaś obie miały imię po patronie dnia, w którym się urodziły - czyli obchodziły razem imieniny i urodziny. Po wojnie mieszkali na tej samej ulicy, ale w innych domach.
    Prababcia zasłabła, synowa pobiegła do szpitala wołać karetkę. Rozmowa na dyżurce.
    - Chciałam prosić o karetkę do kobiety na (tu padła nazwa ulicy)
    - Do kogo i data urodzenia
    - (tu babcia podała dane teściowej)
    - A Pani dane?
    - (tu babcia podała swoje imię, nazwisko i adres)
    Gość wytrzeszcza oczy i dopytuje
    - A data urodzenia?
    Babcia zdążyła powiedzieć dzień i miesiąc, człowiek nie wytrzymał i wypalił, jak do wariatki
    - Do siebie Pani karetkę woła?!
    - Nie, do teściowej...
  • Mój przełożony jest bardzo wysoki, chłop ma ponad dwa metry. Zawsze rozmawiamy między sobą po angielsku (mieszkam za granicą). Wczoraj chciałam o coś go zapytać ale nie słyszał jak do niego mówiłam. W końcu nie wytrzymałam i zawołałam (z echem)
    "hop hop! jest pan tam?"
    Tego dnia dowiedziałam się że produkowałam się na marne po po polsku gada :)
    Podziękowali 1Katia
  • @Silesia :) Dobre. Jak długo produkowałaś się po angielsku? :)
  • Byliśmy kiedyś z Wilnie
    Próby dogadania się po angielsku zawiodły, po francusku tym bardziej ale mój kuzyn ambitnie stwierdził że się dogada po litwesku.
    Podszedł do przechodzącego dziadka w celu dopytania gdzie można zmienić walute.
    Zatrzymał go i z intonacją pytającą zagaił- Litwas Bankas?
    - Czego chesz synku?
    Pikanterii dodał fakt że sali przed wejściem do banku.
  • Świeżynka. Z dzisiaj.
    Stoję przy kasie w Carrefourze, płacę bonami, okazuje się, że mi brakuje zakupów za 10 zł do kwoty, na którą opiewają bony. Za mną w kolejce pan i pani, więc się rozglądam, co by capnąć na szybko i proszę: "Mógłby mi pan podać tę puszkę Black? Albo dwie?". Pan podaje, uśmiechając sie półgębkiem. Okazuje się, że jeszcze trochę brakuje do pełnej kwoty. Znowu proszę: "To jeszcze dwie puszki, będzie zapas na miesiąc. Mój mąż to pija dość często" itd. I tak sobie gawędzę, a pan się uśmiecha coraz szerzej.



    Spojrzałam w domu, i to jest Black Sex Energy.
    Podziękowali 2Katia Sylwunia
  • Marcelina,wygralas internet. Ja nawet nie mam na to riposty.
  • edytowano maj 2015
    Turlam się z radości do teraz, a M. się płoni i popatruje nieśmiało :)
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.