Syn, 2klasa, został dziś w domu. Postanowiłam wykorzystać czas sam na sam i porobić z nim trochę zadań konkursowych, bo zgłoszony jest do Kangura. Wydrukowałam z sieci i jedziemy... Kurka, opornie idzie, syn nie kuma. Myślę sobie, po co pani go zgłosiła skoro mózg mu paruje a nic nie wychodzi. Młody nie poddaje się, liczy z zapałem, a ja co raz bardziej dobita... Na dwa zestawy zrobił jedno zadanie za 5pkt, czyli średnie. Zrobiliśmy przerwę...
Siedzę z mężem przy kawie i coś mnie tknęło (no, dzieciak mi z głowy nie schodził, bo już sobie wyobrażałam porażkę 0pkt) i odpaliłam komputer. Patrzę @-) a ja mu wydrukowałam Beniamina dla V-VI klasy a nie Żaczka dla II b-( )
To mi przypomina mojego tatę, który mi tłumaczył jak rozwiązać jakieś zadanie z treścią (jakieś 9-10 lat miałam). Uznał, że najłatwiej rozwiązać przez równanie z dwiema niewiadomymi i tak mi tłumaczy - na moją nieśmiałą uwagę, że czegoś takiego jeszcze w szkole nie miałam, odpowiedział, że na pewno miałam, tylko nie pamiętam Ale to nie wpadka, tata po prostu taki jest:)
@Pigwa siostro ty moja. Miałam to samo! Pamiętam druga trzecia klasa a tata mi takie zadania dawał i tak samo twierdził że nie uważałam, albo jak miał lepszy humor to że nas źle uczą. Jak w czwartej klasie spytałam go co to wartość bezwzględna, to w procesie tłumaczenia wyprowadzał dowód na prawdziwość twierdzenia pitagorasa, a ja MUSIAŁAM rozumieć bo jak nie tzn że nie myślę. Do tego tłumaczył na kwantyfikatorach Zapis logiczny a brzmiało to mniej wiecej tak: Jeżeli x jest mniejsze od y to wtedy tylko wtedy y i x podniesione do potegi to sima składników potęg.... A na koniec pisał CBDO( co było do okazania) Jak by byłam na studiach na praktykach i miałam na matematyce wprowadzić ósemkę w pierwszej klasie. Tata nie mógł pojąć czemu nie mogę dać przykładu czwórka dzieci ma 8 rąk, bo przecież wiadomo że 4×2=8.
Ja też nie rozumiem czemu ten przykład z czwórką dzieci nie jest dobry... Ale ja z tych, co to oczekują, że dziecko na poziomie nauczania początkowego pojmie, o co chodzi w twierdzeniu Pitagorasa. Moje, na szczęście, wytrzymują tempo. Gorzej, że ostatnio miewam na lekcjach matematyki sąsiadów (II i IV). Oni mnie sprowadzają momentami na ziemię np. utrzymując, że czworokąty to tylko prostokąt i kwadrat, a o żadnych innych nie słyszeli. No, jakże to? Moi przerabiają już na etapie przedszkola, bo mi się zdaje, że to łatwe i oczywiste, a oni nie protestują...
Ósemkę się poznaje jako liczbę o 1 większą od 7. Najcześciej przeliczenia do 10 dzieci opnowują w wieku przedszkolnym jednak monografia liczby polega na utrwaleniu stałości tej liczby i świadomości że jest ona o jeden większa. Dziecko myślące liczące na konkretech widzi 4 dzieci i u każdego po 2 ręce aby zauważyć 8 rąk należy albo dokonać dodawania albo mnożenia. A co do prawdziwości twierdzenia pitagotasa można nauczyć 10 latka tylko ważny jest kontekst poco uczymy i forma. Mojego tatę matematyczie jego sposób tłumaczenia byłam w stanie rozumieć pod koniec liceum.
Postępujesz jak panna Susan z książek Pratchetta:) Algebra? Przecież jest o wiele za trudna w ich wieku? Nie powiedziałam im o tym, a same się nie domyśliły... itd., cytat z pamięci
U mnie chłopaki się nauczyli dobrze dodawać na grze Monopoly, a ogólnie nauka mnożenia i dzielenia przydaje się na spacerach (chodzeniu po zakupach po mieście, u mnie wszystko na piechtę i z dziećmi) -zadaję zagadki.
@maliwiju - nic nie rozumiem z tego, co napisałaś o tej ósemce ;-) Myślę sobie, że można ją też wprowadzić jako taką cyferkę, co wygląda jak bałwanek ;-) Ja mam trochę nienormalne matematycznie dzieci. Średni syn jako pięciolatek miał problem z dodaniem dwóch do pięciu (na palcach to liczył) ale ułamki biegle mnożył w pamięci i twierdził, że on tego nie liczy, tylko po prostu widzi. Sześciolatka, co jest teraz w pierwszej klasie mnoży i dzieli do 20 - wie, o co chodzi, choć liczy to dość powoli. Do tej pory, żadne z matmą nie miało większych problemów i nie muszę się martwić jakimś bardzo metodycznym wprowadzaniem kolejnych partii materiału. Nawet trzeci syn, co do lotnych nie należy, radzi sobie raczej lepiej niż gorzej z matematyką akurat. Żeby nie było za różowo, mimo dużej łatwości, nie nadają się do żadnych konkursów, bo robią całkiem głupawe błędy - np. 3x3 wychodzi im niespodziewanie 6, albo jakiś minus w działaniu zamienia się w plus tudzież + w *... Ot, taki defekt. Po rodzicach genetyczne obciążenie.
@ Katrzyna całą edukację nie mogłam się uporać z plusami zamieniającymi sienna minusy i problemami typu 3×3 =6. Pomimo że rozumiałam i myślałam logicznie , matematycznie to przeważnie z matematyki miałam 3 bo się wykłada dałam na takich pierdołach. Potrafiłam sobie i koleżance rozwiązać sprawdzian ona dostawała 5 ja 3 bo się rypnęłam w ostatnim mnożeniu. A co do 8, jeśli chodzi o bałwanka to masz racje ale to dotyczy tylko cyfry która jest obrazem liczby. Na początkowym etapie nauki matematyki chodzi o utrwalenie stałości liczby. Jakbyś ułożyła po jednej stronie 4duże miśki a po drugiej 4 malutkie spytała 4latki gdzie jest więcej to spora część grupy ci powie że tam gdzie są duże misie. W metodyce wprowadzania kolejnych liczb chodzi o to żeby mieli świadomość że każda kolejna liczba ma o 1 więcej i na tym się bazuje. Wychodzi się od 1 która jest podstawowym konkretem, potem dwa czyli 1 o 1 większe itd. Dla 90% procent dzieci z reguły jest to banalne, ale później na podobym schemacie opiera się cały system dziesiątkowy, dlatego wdraża się w to taki lekko prymitywny sposób. Łaczenie w zbiory elementów ( zbiór rąk u 4 dzieci) to inny zakres nie mówie że nie do pojęcia dla dzieci ale może wprowadzić w błąd dzieci myślące tylko na konkretach. Czym innym w odbierze dziecka byłoby 8 łapek wyciętych z kartonu i przyczepionych do tablicy, a czym innym 4 dzieci z każde po dwie ręce, bo konkretem ostatecznym jest tutaj dziecko a nie ręka.
Ciekawe rzeczy piszesz... Jak dobrze, że przy uczeniu dzieci własnych nie muszę się nad tym zastanawiać. ;-) Z gimnazjalnym pierwszakiem zajmujemy się ostatnio korelacją. Nie przerasta go to... Co do matmy w podstawówce, nogę tylko napisać - siostro!!!
Ja pisze o tym co było w programie przed reformą teraz się szczegółowo nie orientuje. Jednak z tego co widzę jest coraz gorzej od kiedy wpriwadzono naucznie zintegrowane poziom nieustannie spada. Ja pisze o metodyce ale to nie jest tak że nad tym się jakoś specjalnie rozwodzi najcześściej na jednej lekcji wprowadza się jedną liczbę a i tak 80% czasu zajmuje pisanie.
Takie bardzo stare qui pro quo, wymaga wstępu. Moi dziadkowie i pradziadkowie (rodzice dziadka) nosili te same imiona i nazwisko. Dziadek - imię miał po ojcu, a przypadkiem wziął za żonę kobietę o imieniu matki. One zaś obie miały imię po patronie dnia, w którym się urodziły - czyli obchodziły razem imieniny i urodziny. Po wojnie mieszkali na tej samej ulicy, ale w innych domach. Prababcia zasłabła, synowa pobiegła do szpitala wołać karetkę. Rozmowa na dyżurce. - Chciałam prosić o karetkę do kobiety na (tu padła nazwa ulicy) - Do kogo i data urodzenia - (tu babcia podała dane teściowej) - A Pani dane? - (tu babcia podała swoje imię, nazwisko i adres) Gość wytrzeszcza oczy i dopytuje - A data urodzenia? Babcia zdążyła powiedzieć dzień i miesiąc, człowiek nie wytrzymał i wypalił, jak do wariatki - Do siebie Pani karetkę woła?! - Nie, do teściowej...
Mój przełożony jest bardzo wysoki, chłop ma ponad dwa metry. Zawsze rozmawiamy między sobą po angielsku (mieszkam za granicą). Wczoraj chciałam o coś go zapytać ale nie słyszał jak do niego mówiłam. W końcu nie wytrzymałam i zawołałam (z echem) "hop hop! jest pan tam?" Tego dnia dowiedziałam się że produkowałam się na marne po po polsku gada
Byliśmy kiedyś z Wilnie Próby dogadania się po angielsku zawiodły, po francusku tym bardziej ale mój kuzyn ambitnie stwierdził że się dogada po litwesku. Podszedł do przechodzącego dziadka w celu dopytania gdzie można zmienić walute. Zatrzymał go i z intonacją pytającą zagaił- Litwas Bankas? - Czego chesz synku? Pikanterii dodał fakt że sali przed wejściem do banku.
Świeżynka. Z dzisiaj. Stoję przy kasie w Carrefourze, płacę bonami, okazuje się, że mi brakuje zakupów za 10 zł do kwoty, na którą opiewają bony. Za mną w kolejce pan i pani, więc się rozglądam, co by capnąć na szybko i proszę: "Mógłby mi pan podać tę puszkę Black? Albo dwie?". Pan podaje, uśmiechając sie półgębkiem. Okazuje się, że jeszcze trochę brakuje do pełnej kwoty. Znowu proszę: "To jeszcze dwie puszki, będzie zapas na miesiąc. Mój mąż to pija dość często" itd. I tak sobie gawędzę, a pan się uśmiecha coraz szerzej.
Komentarz
Ale jakoś mi wybaczyła (mam nadzieję). I nie udusiła
Syn, 2klasa, został dziś w domu. Postanowiłam wykorzystać czas sam na sam i porobić z nim trochę zadań konkursowych, bo zgłoszony jest do Kangura. Wydrukowałam z sieci i jedziemy... Kurka, opornie idzie, syn nie kuma. Myślę sobie, po co pani go zgłosiła skoro mózg mu paruje a nic nie wychodzi. Młody nie poddaje się, liczy z zapałem, a ja co raz bardziej dobita... Na dwa zestawy zrobił jedno zadanie za 5pkt, czyli średnie. Zrobiliśmy przerwę...
Siedzę z mężem przy kawie i coś mnie tknęło (no, dzieciak mi z głowy nie schodził, bo już sobie wyobrażałam porażkę 0pkt) i odpaliłam komputer. Patrzę @-) a ja mu wydrukowałam Beniamina dla V-VI klasy a nie Żaczka dla II b-( )
To mi przypomina mojego tatę, który mi tłumaczył jak rozwiązać jakieś zadanie z treścią (jakieś 9-10 lat miałam). Uznał, że najłatwiej rozwiązać przez równanie z dwiema niewiadomymi i tak mi tłumaczy - na moją nieśmiałą uwagę, że czegoś takiego jeszcze w szkole nie miałam, odpowiedział, że na pewno miałam, tylko nie pamiętam Ale to nie wpadka, tata po prostu taki jest:)
Ile ja sie z nim naklocilam
Przydalo sie na maturze ustnej \m/
Jak w czwartej klasie spytałam go co to wartość bezwzględna, to w procesie tłumaczenia wyprowadzał dowód na prawdziwość twierdzenia pitagorasa, a ja MUSIAŁAM rozumieć bo jak nie tzn że nie myślę. Do tego tłumaczył na kwantyfikatorach
Zapis logiczny a brzmiało to mniej wiecej tak:
Jeżeli x jest mniejsze od y to wtedy tylko wtedy y i x podniesione do potegi to sima składników potęg.... A na koniec pisał CBDO( co było do okazania)
Jak by byłam na studiach na praktykach i miałam na matematyce wprowadzić ósemkę w pierwszej klasie. Tata nie mógł pojąć czemu nie mogę dać przykładu czwórka dzieci ma 8 rąk, bo przecież wiadomo że 4×2=8.
Ale ja z tych, co to oczekują, że dziecko na poziomie nauczania początkowego pojmie, o co chodzi w twierdzeniu Pitagorasa. Moje, na szczęście, wytrzymują tempo. Gorzej, że ostatnio miewam na lekcjach matematyki sąsiadów (II i IV). Oni mnie sprowadzają momentami na ziemię np. utrzymując, że czworokąty to tylko prostokąt i kwadrat, a o żadnych innych nie słyszeli. No, jakże to? Moi przerabiają już na etapie przedszkola, bo mi się zdaje, że to łatwe i oczywiste, a oni nie protestują...
Dziecko myślące liczące na konkretech widzi 4 dzieci i u każdego po 2 ręce aby zauważyć 8 rąk należy albo dokonać dodawania albo mnożenia.
A co do prawdziwości twierdzenia pitagotasa można nauczyć 10 latka tylko ważny jest kontekst poco uczymy i forma.
Mojego tatę matematyczie jego sposób tłumaczenia byłam w stanie rozumieć pod koniec liceum.
Edit.: To do Katarzyny, oczywiście:)
Myślę sobie, że można ją też wprowadzić jako taką cyferkę, co wygląda jak bałwanek ;-)
Ja mam trochę nienormalne matematycznie dzieci. Średni syn jako pięciolatek miał problem z dodaniem dwóch do pięciu (na palcach to liczył) ale ułamki biegle mnożył w pamięci i twierdził, że on tego nie liczy, tylko po prostu widzi. Sześciolatka, co jest teraz w pierwszej klasie mnoży i dzieli do 20 - wie, o co chodzi, choć liczy to dość powoli. Do tej pory, żadne z matmą nie miało większych problemów i nie muszę się martwić jakimś bardzo metodycznym wprowadzaniem kolejnych partii materiału. Nawet trzeci syn, co do lotnych nie należy, radzi sobie raczej lepiej niż gorzej z matematyką akurat.
Żeby nie było za różowo, mimo dużej łatwości, nie nadają się do żadnych konkursów, bo robią całkiem głupawe błędy - np. 3x3 wychodzi im niespodziewanie 6, albo jakiś minus w działaniu zamienia się w plus tudzież + w *... Ot, taki defekt. Po rodzicach genetyczne obciążenie.
A co do 8, jeśli chodzi o bałwanka to masz racje ale to dotyczy tylko cyfry która jest obrazem liczby. Na początkowym etapie nauki matematyki chodzi o utrwalenie stałości liczby. Jakbyś ułożyła po jednej stronie 4duże miśki a po drugiej 4 malutkie spytała 4latki gdzie jest więcej to spora część grupy ci powie że tam gdzie są duże misie.
W metodyce wprowadzania kolejnych liczb chodzi o to żeby mieli świadomość że każda kolejna liczba ma o 1 więcej i na tym się bazuje. Wychodzi się od 1 która jest podstawowym konkretem, potem dwa czyli 1 o 1 większe itd. Dla 90% procent dzieci z reguły jest to banalne, ale później na podobym schemacie opiera się cały system dziesiątkowy, dlatego wdraża się w to taki lekko prymitywny sposób.
Łaczenie w zbiory elementów ( zbiór rąk u 4 dzieci) to inny zakres nie mówie że nie do pojęcia dla dzieci ale może wprowadzić w błąd dzieci myślące tylko na konkretach. Czym innym w odbierze dziecka byłoby 8 łapek wyciętych z kartonu i przyczepionych do tablicy, a czym innym 4 dzieci z każde po dwie ręce, bo konkretem ostatecznym jest tutaj dziecko a nie ręka.
Co do matmy w podstawówce, nogę tylko napisać - siostro!!!
Ja pisze o metodyce ale to nie jest tak że nad tym się jakoś specjalnie rozwodzi najcześściej na jednej lekcji wprowadza się jedną liczbę a i tak 80% czasu zajmuje pisanie.
:-?
Moi dziadkowie i pradziadkowie (rodzice dziadka) nosili te same imiona i nazwisko. Dziadek - imię miał po ojcu, a przypadkiem wziął za żonę kobietę o imieniu matki. One zaś obie miały imię po patronie dnia, w którym się urodziły - czyli obchodziły razem imieniny i urodziny. Po wojnie mieszkali na tej samej ulicy, ale w innych domach.
Prababcia zasłabła, synowa pobiegła do szpitala wołać karetkę. Rozmowa na dyżurce.
- Chciałam prosić o karetkę do kobiety na (tu padła nazwa ulicy)
- Do kogo i data urodzenia
- (tu babcia podała dane teściowej)
- A Pani dane?
- (tu babcia podała swoje imię, nazwisko i adres)
Gość wytrzeszcza oczy i dopytuje
- A data urodzenia?
Babcia zdążyła powiedzieć dzień i miesiąc, człowiek nie wytrzymał i wypalił, jak do wariatki
- Do siebie Pani karetkę woła?!
- Nie, do teściowej...
"hop hop! jest pan tam?"
Tego dnia dowiedziałam się że produkowałam się na marne po po polsku gada
Próby dogadania się po angielsku zawiodły, po francusku tym bardziej ale mój kuzyn ambitnie stwierdził że się dogada po litwesku.
Podszedł do przechodzącego dziadka w celu dopytania gdzie można zmienić walute.
Zatrzymał go i z intonacją pytającą zagaił- Litwas Bankas?
- Czego chesz synku?
Pikanterii dodał fakt że sali przed wejściem do banku.
Stoję przy kasie w Carrefourze, płacę bonami, okazuje się, że mi brakuje zakupów za 10 zł do kwoty, na którą opiewają bony. Za mną w kolejce pan i pani, więc się rozglądam, co by capnąć na szybko i proszę: "Mógłby mi pan podać tę puszkę Black? Albo dwie?". Pan podaje, uśmiechając sie półgębkiem. Okazuje się, że jeszcze trochę brakuje do pełnej kwoty. Znowu proszę: "To jeszcze dwie puszki, będzie zapas na miesiąc. Mój mąż to pija dość często" itd. I tak sobie gawędzę, a pan się uśmiecha coraz szerzej.
Spojrzałam w domu, i to jest Black Sex Energy.