Jadę kiedys z mężem samochodem...opowiadamy sobie jak dzieciaki nam czasem wysysają mózgi. Nagle pytam się męża: sluchaj jaki mamy teraz rok ????Konsternacja.........zastanowienie......o kurcze jedźmy do domu sprawdzic w kalendarzu
@Quintana, przypomiało mi się, jak raz z koleżanką ze studiów wpadłyśmy do niej do domu szybko po coś, a jej mąż dawał właśnie obiad dzieciakom. Koleżanka wcześniej przygotowała jakieś ziemniaczki i mięcho, mąż dostał przykaz przygotowania jakiś warzyw. Dzieciaki dostały do obiadu ...kapustę przekrojoną na pół ( 3 i 4 latki).
Kiedyś byłam chodzącą katastrofę, zawsze coś wylałam, przewracałam się na prostej drodze, kiedyś odwróciłam się tak, że ręką niemalże złamałam nos koledze, itd. W dodatku byłam nieśmiała,więc strasznie cierpiałam, że w ten sposób zwracam na siebie uwagę. W podstawówce przez jakiś czas dowozili kilka klas z sąsiedniej miejscowości, bo mieli w swojej szkole remont, lekcje odbywały się w systemie zmianowym... Już byłam po swoich lekcjach, pobiegłam tylko do domu, by przynieść w słoiku farbę ( bejca to była, orzechowa do drewna), mieliśmy półki malować w naszej klasie. Moja klasa była na piętrze, na parterze tymczasem odbywał się apel tej drugiej szkoły...Czerwona ze wstydu przepchałam się przez ten tłum, totalna cisza, dyrektor coś mówi, mam wrażenie,że wszyscy patrzą na mnie, jak szybko próbuję pokonać schody ( na półpiętrze stało całe 'ciało nauczycielskie'), kiedy minęłam nauczycieli, oczywiście potknęłam się, stłukłam słoik, a farba poleciała dokładnie na nauczycieli pół piętra niżej!!!
Kiedyś (całkiem niedawno) zapomniałam odebrać syna z zajęć dodatkowych. Pan zadzwonił do mnie po jakimś czasie z pytaniem, kiedy w końcu po niego przyjadę? Na śmierć zapomniałam! Jakiś czas później ten sam pan pyta, dlaczego nie zapłaciliśmy za owe zajęcia? Ja znów zdziwiona: -Jak to, przecież zawsze płacę jako pierwsza (co akurat jest prawdą)? To nie możliwe! Nie mogłam zapomnieć! Takie rzeczy mi się nie zdarzają!- przekonuję faceta, będąc sama przekonana, że zapłaciłam. - A jednak się zdarzają! Wziąwszy pod uwagę, że kiedyś zapomniała Pani odebrać syna z zajęć. Wobec takiego argumentu już dłużej nie dyskutowałam.
Sąsiadka z bloku wsiadła do windy obładowana siatami, bo wracając z pracy zrobiła zakupy. W ostatniej chwili dosiadła się do niej druga sąsiadka podobnie obładowana. Jechały dość wysoko, więc ta pierwsza postanowiła przyjaźnie zagadnąć sąsiadkę i rzuciła ze współczuciem: - No tak, my kobiety-wielbłądy... - i w tym momencie uprzytomniła sobie jaką popełnia gafę, gdyż ta druga była posiadaczką sporego garba. Dorzuciła więc pospiesznie: - Miałam na myśli dwugarbne!
I to jest historia, która zawsze mi przypomina o tym, że tłumaczenie się z gafy zwykle bywa gorsze niż sama gafa... Jak mawia mój mąż - jak już się wdepnie w g... to lepiej się nie ruszać niż roznieść owo na butach po całej okolicy...
Małgośka, przypomniałaś mi. Miałam jechać po dzieci do przedszkola. Wsiadam w auto i cofam. Patrzę, a na fotelu pusto - kołyskę z niemowlakiem zostawiłam na tarasie.
W rodzinie krąży historia jak w dzieciństwie zostaliśmy wraz z bratem podwiezieni przez kuzyna do szkoły- niezła to była gratka, bo zwykle chodziło się kilka kilometrów pieszo. Podjeżdżamy pod szkołę. i nagle okazuje się, że żadne z nas nie wzięło tornistra.
Mój tata, daaaawny rocznik w tygodniu służył do Mszy w klasztorze, ze swoim bratem. Kiedyś zaspany był i zapomniał włożyć spodni. Dopiero przy ołtarzu zorientował się, że jest w kalesonach.
Dalej mój tata... mieli studnię z której korzystało jeszcze kilka innych gospodarstw. W kłótni z Ickiem-sąsiadem napluł do tej studni. Musiał rabin przyjechać by odkazić.
Normalnie płaczę - dzięki za historyjki- Piękna i Przesada - do bólu brzucha
Moja śp babcia lubiła mawiać do mnie (miałam chyba lat ok 7) jak kichnęłam - "na zdrówko mała krówko" jaka cisza zapadła gdy babcia kichnęła a ja z uśmiechem myśląc,że też będę miła zakrzyknęłam- "na zdrowie starej krowie " K
Natomiast z drugą śp babcią -rozmawiając szłyśmy, jakieś 500m. Całą drogę ludzie dziwnie na mnie zerkali... zapytałam babci co jest ze mną nie tak i okazało się, że miałam ciapnięty i nierozsmarowany w kilku miejscach krem nivea na twarzy K
Dziś jest zdecydowanie coś nie tak ze mną. Moje kaprawe oko działa tak osobliwie, że jak próbuję wyostrzyć wzrok, to mi się zamyka. Obcy faceci (w tym lokalny celebryta) mi dziś "Dzień dobry" mówią i się zastanawiam, czy im się nie zdaje, że ja do nich tak zalotnie mrugam tym moim kaprawym okiem. Nigdy mi obcy nie mówili "Dzień dobry"...
Rodzice mieli w domu gości, odwiedzając ich zjadłam u nich zupę a potem mama mnie odprowadzała do autobusu. W pewnym momencie chcąc się pożalic, że zupa mi nie smakowała zagadnęłam: -a ta zupa?... fuj, ani przypraw ani smaku, mdła taka... ciotka nie umie gotować... -ale to ja Kasiu ją robiłam
Co do psa , mój mąż zaprowadzał do przedszkola syna i wziął psa ze sobą , przywiązał do barierki , wrócił bez psa , po 5 godzinach poszedł syna odebrać i wrócił z psem. Najtragiczniejsze jest to ,że nikt w domu braku suni nie zauważył. Na usprawiedliwienie dodam ,że to pies rodziców był , u nas tylko na przechowanie
Liceum, lekcja biologii, niestety zosytałam wyrwana do odpowiedzi (ja w LO nieksalana myśleniem, interesował mnie tylko teatr- byłam w klasie teatralnej), Nauczycielka- znajoma moich rodziców.
Miałam odpowiadać z układów jakiegoś robaka czy czegoś takiego..
- Omów układ krwionośny- nauczycielka
- Ciszaaa- ja
- to gdzie ten ( nie pamietam co to było) ma serce?- nauczycielka
- Ciszaaa-
- No gdzie ma serce?
- ciszaaa- ja
- Po przeciwnej stronie niż człowiek- podpowiada (na niesczećie nauczyciel)
- W odbycie?- ja z niedowierzaniem i ulgą....
W rzezczywistości robak miał po stronie grzbietowej,,,,
Kiedyś zazwyczaj po spacerze "wózkowym" z Małą do góry po schodach niosłam ją ja, a K ogarniał w tym czasie wózek - czyli pakował go do bagażnika. Pewnego razu, jak nas odwiedzili znajomi, K składa wózek, a ja wyjątkowo biorę zakupy i klucze do domu. Ze znajomymi stoimy w klatce, ja szukam kluczy, wchodzi Kuba - a Zetka smacznie sobie śpi w gondoli w bagażniku Mąż był przekonany, że ją jak zwykle wzięłam
Jak byłem młody i piękny ( przesada ), to mieliśmy wrednego sąsiada...ganiał nas chłopaków z klatki i ławki...nie pozwalał pogadać...no ale nie byliśmy mu dłużni...kiedyś pomalowaliśmy mu psa ( farba łatwo zmywalna...) na zielono...ale miał goopia minę...bezcenne. Ale raz zimą sąsiad popił i wyganiał nas z klatki gdy graliśmy w chińczyka...więc ja...namówiłem chłopaków, że trzeba przedstawić mu nowego sąsiada...Zrobiliśmy wielkiego bałwana z trzech duuuuużych kul...i oparliśmy o drzwi...potem dzwonek...i....wynosił śnieg wiadrami chyba z godzinę...
Pojechałem kiedyś na rekolekcje ignacjańskie do Gdyni...z Białegostoku pojechało nas chyba z 6 osób...I któregoś razu poszedłem na dach domu Jezuitów ( tam był taras widokowy ) aby obejrzeć wschód słońca...piękny widok...ja taki zachwycony wracam w skowronkach do swego pokoju a tu babka w moim łóżku leży...i jeszcze swój budzik przyniosła na mój stół...Patrzę na nią osłupiały i myślę po co ta baba przyjeżdża na rekolekcje jak chłopu do wyra wskakuje...ale po chwili zauważyłem, że nie tylko zegarek przyniosła ale i swoją walizkę...tego było za wiele...Pytam czy to tak wypada...a ona na to, że nie wypada wchodzić do pokoju samotnej niewiasty...ale się nie gniewa...i ryknęła śmiechem. Kurcze pomyliłem pokoje...
A'propos bankomatowych historii, to znowu mój mąż.
Wypłaca pieniądze, chowa do portfela, ale coś go tchnęło i zajrzał na komórce na konto - a tam, zamiast 100 zł zeszło 150! Wkurzony szuka na bankomacie nr telefonu, dzwoni. Babeczka mówi, że to absolutnie nie jest możliwe, żeby zaksięgowało więcej, niż wydało, no jakoś coś jest tak zrobione, że nie i już. Mąż ją opieprzył, rozłączył się, po czym wlazł znowu na konto i zobaczył dokładniej, a tam po prostu poprzednia jakaś transakcja na 50 zł się jeszcze nie zaksięgowała...
Umówiłam się raz ze znajomą. Miała przyjechać pod mój dom o 16.
Mam pamięć do ludzi, do słów, do wierszy...ale nie do samochodów....
Ubrałam się, wzięłam torebkę, wyszłam przed dom moment przed 16.
Pod domem stoi auto, trochę dziwnie, bo tak niemal na narożniku, obok zakrętu.
Otwieram drzwi, zamaszyście wrzucam torebkę, zasiadam na miejscu obok kierowcy krzycząc wesoło "cześć", ale nikt mi nie odpowiada... i w tym momencie podnoszę oczy na moją koleżankę
ale to nie jest moja koleżanka, tylko jakiś zupełnie obcy facet z miną tak zdziwioną jakby kosmitę zobaczył....
Parę lat temu byliśmy u znajomych i wychodząc wszystkie kapcie dzieci i zapasowe rzeczy - jako ,że dzieci były wtedy małe, włożylismy do reklamówki i w ferworze pożegnań, reklamówka ta została przez nas zostawiona w korytarzu. Dzwonię do znajomej, że zostały u nich nasze kapcie, ona zdziwiona przeprowadza śledztwo w domu. Okazało się,że ich syn, mający obowiązek wynoszenia śmieci, był przyzwyczajony,że kładą je w worku na korytarzu i on od razu wyrzuca. No i wyrzucił - nasze kapcie itd.Przepadły nieodwołalnie niestety, a ja zwątpiłam, czy naprawdę takie obowiązkowe dziecko to samo szczęście )
Jeszcze pamiętam z czasów licealnych - klasa humanistyczna. Koleżanka poci się przy tablicy rozwiązując zadanie. Po długim czasie, przy wydatnej pomocy pana psora i całej klasy dobrnęła do wyniku i tonem odkrywczym mówi:AAA, to trzeba myśleć!!!
I z czasów jeszcze dawniejszych. Podstawówka (teraz wyjdzie jaka stara jestem). Na pytanie zadane do domu - napisz kto piastuje najważniejsze funkcje w naszym państwie, jedna koleżanka napisała: Naszym piastunem jest Henryk Jabłoński.
Gafa mojej znajomej: jej narzeczony hodował jeża, którego nazwał Filutek (czasy "Przekroju", młodziez moze nie pamietać).
Świeżo poslubieni zamieszkali w mieszkaniu panny młodej. Przychodzi sąsiadka złozyć Młodym życzenia, a moja znajoma paple radosnie: A to mój Mąż. Wczoraj sie wprowadził ze swoim ukochanym Fiutkiem. Kaziu, pokaż Pani swojego Fiutka!
Młodemu tez zdarzyło sie iść do szkoły bez plecaka. Wychodzi zadowolony, w podskokach . Idę z nim do furtki, patrzę i czekam . A ten idzie , a to kamyk kopnie, a to kluczami na smyczy pomacha sobie. Żal mi sie go zrobiło i wołam za nim czy czegoś nie zapomniał . Przystanął, porozgladal sie i w podskokach wrócił do furtki, cmoknal mnie w policzek i pobiegł w kierunku szkoły Dosłownie kilka min przed dzwonkiem na lekcje tel ze szkoły. Roześmiana P. Dyrektor przekazuje prośbę od S, zeby mu plecak dowieść do szkoły bo........ Przecież on ma w nim drugie śniadanie
Z młodym zawsze tak było i jest zreszta, ze żarcie musi być . Na pytanie " co w szkole?" Odpowiadał " na pierwsze danie ..... Na drugie danie....." Na pytanie co w tej szkole oprócz żarcia , odpowiadał " aaaaa, spoko luzik"
Rower tez zostawił pod szkoła. Na drugi dzien rano spanikowany, bo ktoś z komórki rower mu ukradł, i dlaczego ukradł tylko jego rower a nie nasze stojące obok. Jaki on pechowy jest itp. Pare minut tel od P. Dyrektor , zeby sie martwić , rower stał cała noc pod szkoła
Mnie samej udało sie pójść na pocztę nadać paczkę. I stalabym w tej długiej kolejce do skutku, do samego podejścia do okienka gdyby nie to, ze maz musiał mi donieść kasę z bankomatu na wysyłke. Dobrze ze zapytał o paczkę dyskretnie, na ucho. Kiedyś staliśmy pod kasa w markecie, oparł sie kurtka o rurke i całość wydało dźwięk puszczonego głośnego baka . Patrzę na męża i zaczynam chichotac ( non stop w aucie ten dźwięk nam towarzyszył) a ten na cały głos " Kochanie moze byś choć przepraszam powiedziała"
To jak tak piszecie o mężowskich wpadkach, to mi się przypomniała wpadka dwóch koni. Miałam kiedyś stajnie pod opieką, a w niej paręnaście koni. Jak co rano od paru msc wchodzę do stajni, otwieram jedne drzwi, przechodzę przez cały długi korytarz, aby otworzyć drugie. Po obu stronach korytarza są boksy, a w nich po jednym zwierzaku. Na końcu, przy wielkich wrotach stały dwa gniade (brązowe z czarnymi grzywami) konie. Otwieram wrota i zamarłam - patrzę a tam stoją konie, ale białe. Konie wlepione w ścianę, przerażone - zanim doszłam o co chodzi, też się lekko przeraziłam, że mi je podmienili. Okazało się, że nad ranem wielka gaśnica z długim wężem spadła ze ściany i je tak udekorowała. To musiała być dla nich trauma, i pewnie zamiast stać w miejscu, to tańczyły jak ten wąż od gaśniicy - ale moment, w którym mój mózg się budził... i myśli o podmienionych koniach pamiętam do dziś i te myśli, że rety jakie nowe/ przerażone konie mam teraz pod opieką - a to już oznacza całą dalszą historię z ich oswajaniem - normalnie jak w bajce
Ja kiedyś w II klasie SP przyniosłam tornister koleżanki zamiast własnego. Miała podobny. Zorienotwała się moja mama przeglądając zeszyty - nie pasowało jej, że pismo za ładne. Żeby było śmiesznie, koleżanka miała tak samo na imię, jak ja. Nie ośmieliłam się odrobić pracy domowej w jej zeszytach, bo bym je bezpowrotnie zapaskudziła. Ona za mnie też nie odrobiła.
Komentarz
@Quintana, przypomiało mi się, jak raz z koleżanką ze studiów wpadłyśmy do niej do domu szybko po coś, a jej mąż dawał właśnie obiad dzieciakom.
Koleżanka wcześniej przygotowała jakieś ziemniaczki i mięcho, mąż dostał przykaz przygotowania jakiś warzyw.
Dzieciaki dostały do obiadu ...kapustę przekrojoną na pół ( 3 i 4 latki).
W dodatku byłam nieśmiała,więc strasznie cierpiałam, że w ten sposób zwracam na siebie uwagę.
W podstawówce przez jakiś czas dowozili kilka klas z sąsiedniej miejscowości, bo mieli w swojej szkole remont, lekcje odbywały się w systemie zmianowym...
Już byłam po swoich lekcjach, pobiegłam tylko do domu, by przynieść w słoiku farbę ( bejca to była, orzechowa do drewna), mieliśmy półki malować w naszej klasie.
Moja klasa była na piętrze, na parterze tymczasem odbywał się apel tej drugiej szkoły...Czerwona ze wstydu przepchałam się przez ten tłum, totalna cisza, dyrektor coś mówi, mam wrażenie,że wszyscy patrzą na mnie, jak szybko próbuję pokonać schody ( na półpiętrze stało całe 'ciało nauczycielskie'), kiedy minęłam nauczycieli, oczywiście potknęłam się, stłukłam słoik, a farba poleciała dokładnie na nauczycieli pół piętra niżej!!!
Jakiś czas później ten sam pan pyta, dlaczego nie zapłaciliśmy za owe zajęcia?
Ja znów zdziwiona:
-Jak to, przecież zawsze płacę jako pierwsza (co akurat jest prawdą)? To nie możliwe! Nie mogłam zapomnieć! Takie rzeczy mi się nie zdarzają!- przekonuję faceta, będąc sama przekonana, że zapłaciłam.
- A jednak się zdarzają! Wziąwszy pod uwagę, że kiedyś zapomniała Pani odebrać syna z zajęć.
Wobec takiego argumentu już dłużej nie dyskutowałam.
">
- No tak, my kobiety-wielbłądy... - i w tym momencie uprzytomniła sobie jaką popełnia gafę, gdyż ta druga była posiadaczką sporego garba. Dorzuciła więc pospiesznie:
- Miałam na myśli dwugarbne!
I to jest historia, która zawsze mi przypomina o tym, że tłumaczenie się z gafy zwykle bywa gorsze niż sama gafa... Jak mawia mój mąż - jak już się wdepnie w g... to lepiej się nie ruszać niż roznieść owo na butach po całej okolicy...
Dalej mój tata... mieli studnię z której korzystało jeszcze kilka innych gospodarstw. W kłótni z Ickiem-sąsiadem napluł do tej studni. Musiał rabin przyjechać by odkazić.
Moja śp babcia lubiła mawiać do mnie (miałam chyba lat ok 7) jak kichnęłam - "na zdrówko mała krówko" jaka cisza zapadła gdy babcia kichnęła a ja z uśmiechem myśląc,że też będę miła zakrzyknęłam- "na zdrowie starej krowie "
K
K
W pewnym momencie chcąc się pożalic, że zupa mi nie smakowała zagadnęłam:
-a ta zupa?... fuj, ani przypraw ani smaku, mdła taka... ciotka nie umie gotować...
-ale to ja Kasiu ją robiłam
nie wiedziałam gdzie się schować...
K
)
Zamiast "Czasami człowiek musi..."
Wychodzi zadowolony, w podskokach . Idę z nim do furtki, patrzę i czekam . A ten idzie , a to kamyk kopnie, a to kluczami na smyczy pomacha sobie. Żal mi sie go zrobiło i wołam za nim czy czegoś nie zapomniał . Przystanął, porozgladal sie i w podskokach wrócił do furtki, cmoknal mnie w policzek i pobiegł w kierunku szkoły
Dosłownie kilka min przed dzwonkiem na lekcje tel ze szkoły. Roześmiana P. Dyrektor przekazuje prośbę od S, zeby mu plecak dowieść do szkoły bo........ Przecież on ma w nim drugie śniadanie
Z młodym zawsze tak było i jest zreszta, ze żarcie musi być . Na pytanie " co w szkole?" Odpowiadał " na pierwsze danie ..... Na drugie danie....." Na pytanie co w tej szkole oprócz żarcia , odpowiadał " aaaaa, spoko luzik"
Rower tez zostawił pod szkoła. Na drugi dzien rano spanikowany, bo ktoś z komórki rower mu ukradł, i dlaczego ukradł tylko jego rower a nie nasze stojące obok. Jaki on pechowy jest itp. Pare minut tel od P. Dyrektor , zeby sie martwić , rower stał cała noc pod szkoła
Kiedyś staliśmy pod kasa w markecie, oparł sie kurtka o rurke i całość wydało dźwięk puszczonego głośnego baka . Patrzę na męża i zaczynam chichotac ( non stop w aucie ten dźwięk nam towarzyszył) a ten na cały głos " Kochanie moze byś choć przepraszam powiedziała"
Miałam kiedyś stajnie pod opieką, a w niej paręnaście koni.
Jak co rano od paru msc wchodzę do stajni, otwieram jedne drzwi, przechodzę przez cały długi korytarz, aby otworzyć drugie. Po obu stronach korytarza są boksy, a w nich po jednym zwierzaku. Na końcu, przy wielkich wrotach stały dwa gniade (brązowe z czarnymi grzywami) konie. Otwieram wrota i zamarłam - patrzę a tam stoją konie, ale białe. Konie wlepione w ścianę, przerażone - zanim doszłam o co chodzi, też się lekko przeraziłam, że mi je podmienili.
Okazało się, że nad ranem wielka gaśnica z długim wężem spadła ze ściany i je tak udekorowała.
To musiała być dla nich trauma, i pewnie zamiast stać w miejscu, to tańczyły jak ten wąż od gaśniicy - ale moment, w którym mój mózg się budził... i myśli o podmienionych koniach pamiętam do dziś i te myśli, że rety jakie nowe/ przerażone konie mam teraz pod opieką - a to już oznacza całą dalszą historię z ich oswajaniem - normalnie jak w bajce