Jak ja widzę, jak żyją Ci "konserwatyści" to się cieszę, że wcale nie jest ich tak dużo
Przynajmniej się zgodziłaś że coraz gorzej się dzieje z trwałością relacji a nie jak Beta że jest świetnie i nic się nie zmienilo. Na każdego działa współczesna kultura tymczasowosci. Na konserwantów też.
Ale rozwody, konkubinaty, to nie są choroby zakaźne. Tym się nie da zarazić, nie da się zapatrzeć.
Da się. Im bardziej powszechne tym łatwiej usprawiedliwić.
Idą tym tropem, to można uniewinnić każdego przestępcę, bo inni przed nim tak robili, zapatrzył się.
Można każdy występek - aborcje, zdrady, przemoc, tym usprawiedliwiać.
Fajnie, mamooooo to nie ja, to on jest winny.
Ja jestem tym dobrym człowiekiem, prawym a inni nie i zostałem przez nich przymuszony.
Jakby inni byli dobrzy, to ja bym nie zszedł na zła drogę jakie życie jest proste
Jak ja widzę, jak żyją Ci "konserwatyści" to się cieszę, że wcale nie jest ich tak dużo
Przynajmniej się zgodziłaś że coraz gorzej się dzieje z trwałością relacji a nie jak Beta że jest świetnie i nic się nie zmienilo. Na każdego działa współczesna kultura tymczasowosci. Na konserwantów też.
Ale rozwody, konkubinaty, to nie są choroby zakaźne. Tym się nie da zarazić, nie da się zapatrzeć.
Oczywiście, że to jest zaraźliwe i wszystko. W szczególności gdy są to rozwiązania łatweiejsze. Demografia Jak nie modne są rodziny wielo to nawet wśród migrantów będzie widać szybkie dostosowywanie sie w tym temacie już w drugim pokoleniu. To że mamy niska dzietność to też wynika z takiej kultury i mentalności. Nawet dobry związek czesto nie pomoże i dużo pieniędzy a jedynie co by pomogło to zmiana mentalności.
Ja lubię te eksperymenty na myszach, bo pokazują na jakie mechanizmy my ludzie nie jesteśmy odporni bez sztucznych zmian. Było kilka
I myszy "zarażają się" degenerwcyjnymi zachowaniami. Czyli z jakim przystajesz takim się stajesz. Oczywiście niektórzy wolniej inni szybciej ale wcale nie łatwo cuagle iść pod prąd. Gdy np wokół tyle kobiet, twoich koleżanek robi karierę a ty "siedzisz" znów na macierzyńskim z kolejnymi dziećmi to myślisz że coś Ci ucieka. Zresztą nie raz ktoś cie w tym utwierdzi. A jak wokół koleżanki rodzą dzieci to też można się ta chęcią zarazić. Ludzie dobrze się czują wśród podobnych.
Moda na rodziny Wielo?
A kiedy taka moda była? W których latach?
Chcesz powiedzieć, ze zgodne kochające się małżeństwo rozstanie się, bo będzie się „zadawało” z rozwodnikami?
Potraktują rozwód znajomych niczym pare markowych butów, których nagle zapragną?! nie zdecyduje się na dziecko, bo koleżanka robi karierę?
Zdecyduje się na kolejne, choć nie stać mnie, nie mam warunków, bo koleżanka w ciąży jest?
Jakie życie jest proste.
Wystarczy zakazać rozwodów - nie będzie od kogo się zarażać.
W każdym pionie klatki schodowej, w bloku, jedna ciężarna - żeby inne kobiety się zarażały.
Jakie to proste. Obwinić wszystkich wokół - wszyscy winni temu, ze kobieta nie chce mieć dzieci, ze kobieta chce pracować, ze mąż żonę leje, poszedł do kochanki, zona zdradziła, pan kradnie, pani oszukuje, ktoś morduje.
Jaki człowiek głupi, ze choć przez moment rozmyślał, co zrobił źle, co mógłby zrobić lepiej.
Kontakt z drugim człowiekiem w podobnej sytuacji po prostu pomaga podjąć podobną decyzję. Nie urodzę dziecka, bo sąsiadka zaciążyła. Nie rozwiodę się bo ona się rozwodzi. Ale. Jak chcę dziecka, ale się boję, to sąsiadka w podbnej sytuacji może dodać odwagi. Jak jestem nieszczęśliwa w małżeństwie, ale boję się rozwodzić, to rozwiedziona sąsiadka może dodać odwagi.
Tak. W miarę zgodne małżeństwo ma większe ryzyko sie rozwieźć gdzie wokół wszyscy się rozwodzą i tworzą nowe związki. Do tej pory skarpet porozrzucone nie przeszkadzały, czy np tusza żony ale zaczną bardziej z uwagi na inne standardy. Nie chcę mi się tłumaczyć
Nie. Jak małżeństwo buduje swoja relację, to nie przestaną, by się popsuło między nimi i mogli się rozwieźć, dlatego, że ktoś inny się rozwiódł.
Mnie informacje o czyimś rozwodzie zasmucają i motywują do większej troski o własne małżeństwo. Bo widząc jak to szczęście jest kruche, tym bardziej czuję potrzebę, by o własne stale dbać.
Z kim przystajesz, taki sie stajesz W idelanym świecie każdy robi to, co uważa za słuszne A w prawdziwym jesteśmy podatni na mody i reklamy, przekazy podprogowe, kampanie społeczne itp
Każdy sam jest odpowiedzialny za swoje wybory. Sam ma mieć cel i do niego dążyć, dbać o swój charakter, a nie oczekiwać, że inni będą go pchać we właściwym kierunku.
Chyba nie zerwie z takiego powodu wieloletniej znajomości? Albo nie zmieni pracy.
Tak czy inaczej mamy grzech zgorszenia też dlatego że on zaraża Wg mnie w jakim środowisku się funkcjonuje ma wpływ na nas
@M_Monia Gdybym miała koleżanki, które by ciągle opowiadały o swoich nowych podrywach, to kontakt urwałby się naturalnie- nie miałybym z nimi o czym gadać, źle bym się z nimi czuła. Po co ciagnąć znajomości, które nie wnoszą nic dobrego, sieją ferment?
Chyba nie zerwie z takiego powodu wieloletniej znajomości? Albo nie zmieni pracy.
Tak czy inaczej mamy grzech zgorszenia też dlatego że on zaraża Wg mnie w jakim środowisku się funkcjonuje ma wpływ na nas
@M_Monia Gdybym miała koleżanki, które by ciągle opowiadały o swoich nowych podrywach, to kontakt urwałby się naturalnie- nie miałybym z nimi o czym gadać, źle bym się z nimi czuła. Po co ciagnąć znajomości, które nie wnoszą nic dobrego, sieją ferment?
Ja bym się zdystansowala. Utrzymywała poprawne, koleżeńskie relacje w pracy ale bez jakiejś zażyłości, przyjaźni
@Didymos to porównanie jest z każdej strony bez sensu. Jedno chore jabłko zarazi wszystkie, te pozostałe nie mają żadnego wpływu na to, podobnie jak nie uleczą chorego, kwestia czasu, gdy wszystkie zgniją. Pisanie takich rzeczy to twierdzenie, że zło jest silniejsze i ostatecznie wygra. Zły czlowiek zawsze wpłynie na dobrego, ale dobry nie ma żadnego wpływu na złego?
Tak, ale to zawsze wybór człowieka czy zostanie w domu z żoną, czy pójdzie w miasto ma wódkę. Z kim młody będzie się spotykał. Przebywanie w złym środowisku wpływa ujemnie jak nie ma się ugruntowanego stanowiska własnego. Nie mam osobiście problemów by spotykać się z rozwodnikami, z ateistami. Nie przejdą na mnie ich poglądy decyzje w wyniku tych spotkań.
Na Twoje dzieci już przejdą. To nie jest tak że dotykasz i już jesteś zarażony. To jest proces, często kończy się tylko na poglądach które przekazuje się dalej. Ciężko to wytłumaczyć ale jest tak w psychologii że przejmujemy wzorce kulturowe. Dziecko wśród narkomanów ma o eiele większe szanse też spróbować narkotyku.
Gdy młodzież nie chce ślubu i dzieci, to twojemu dziecku będzie ciężej iść pod prąd i żadne 500+tego nie zmieni. Też będzie odkładać, też zechce mieszkać bez ślubu. Ma na to większe szanse
Jak pisałam- jeżeli dziecko w czymś nie widzi wartości, to co za problem że tego nie wybiera? Dziwne jest dla mnie postępowanie wbrew sobie, bo rodzice, babcia czy ktoś inny ma takie oczekiwania. Jak dziecko nie widzi wartości w życiu rodzinnym opartym na Bogu, to nie są temu winni rozwiedzeni sąsiedzi, choćby tylko tacy się trafili, ale rodzice.
Kontakt z drugim człowiekiem w podobnej sytuacji po prostu pomaga podjąć podobną decyzję. Nie urodzę dziecka, bo sąsiadka zaciążyła. Nie rozwiodę się bo ona się rozwodzi. Ale. Jak chcę dziecka, ale się boję, to sąsiadka w podbnej sytuacji może dodać odwagi. Jak jestem nieszczęśliwa w małżeństwie, ale boję się rozwodzić, to rozwiedziona sąsiadka może dodać odwagi.
@hipolit, Ty się wciąż dziwisz, a to są już dawno zbadane i opisane mechanizmy społeczne. Opisane nawet w mądrości ludowej: "z kim przystajesz takim się stajesz". Myślisz, że dlaczego w latach 80 tych w Polsce, właściwie nie było konkubinatow, poza patologia? Nikt mial ochoty na życie bez zobowiązań?
@hipolit, Ty się wciąż dziwisz, a to są już dawno zbadane i opisane mechanizmy społeczne. Opisane nawet w mądrości ludowej: "z kim przystajesz takim się stajesz". Myślisz, że dlaczego w latach 80 tych w Polsce, właściwie nie było konkubinatow, poza patologia? Nikt mial ochoty na życie bez zobowiązań?
Dziwie się, bo nie mam wśród otaczających mnie ludzi takich przypadków o jakich ske tutaj pisze, ze jeden leci za drugim ślepo.
Pewne zdarzenia mogą być przyczynkiem ale nie są winne.
Jeśli kobieta odejdzie od przemocowca i da sobie rade ze wszystkiem, to inne kobiety w takim samym podłożeniu mogą nabrać pewności, ze tez sobie poradzą i przestają żyć z podkulonym ogonem i zbierać razy pd meza.
Ale tez żadna kobieta, żyjąca w szczęśliwym związku nie będzie soe rozwodziła, bo się sąsiadki rozwiodły.
Jak Iksinski będzie babiarzem, i będzie swoją żonę zdradzał, to reszta jego kolegów, znajomych nie zacznie tego robić, dlatego ze kumpel to robi. Jak ktoś zdradzi, to dlatego ze chcial to zrobić. On jest winny zdradzie a nie kumple Jak się rozwodzą bliscy mi ludzie (a zdarza się to na tule rzadko, ze jie jestem w stanie ilości lat podac kiedy to było) to mi jest przykro, ze dwoje bliskich mi ludzi cierpi.Ze pewien etap się kończy. Nie mysle wtedy, ze może ja mogłabym się rozstać, bo mnie czasem mąż wkurza.
Co do konkubinatów.
One były, są i będą.
Czy było ich mniej? Nie wiem. Nie wnikalam nigdy czy rodzice moich koleżanek są małżeństwem czy nie (były tez konkubinaty), nie wnikalam potem czy rodzice kolegów mojego dziecka byli małżeństwem czy nie.
Ba, ja nie wypytuje o to ludzi nawet dziś.
Niemniej ja nie widzę nic złego w konkubinacie, bo jeśli dwoje dorosłych ludzi żyje ze sobą, prowadzą wspólne gospodarstwo i soe kochają, to ważniejsze jest ze są szczęśliwi niż to czy maja papier.
Wiele małżeństw jakie znałam okazały się ułuda, udawanym związkiem - i one tez niestety dotyczą ludzi mocno związanych z kościołem.
Dla niektórych zlem jest się rozstać- bo przysięgali przed ołtarzem, za to nie widza zła w zdradzie, przemocy (nie tylko fizycznej), życiu w kłamstwie. I tkwią w takich małżeństwach obok siebie ale jak dzieci potem nie będą umiały stworzyć związku bez kłamstw, to będzie to wina społeczeństwa, bo poluzowało śrubki i młodzi się zapatrzyli. No można i tak.
Kiedyś wytykalo sie palcami panny z dzieckiem, rozwódki były napiętnowane. Dlatego pozbywano sie dzieci (oddając je często do domu dziecka czy innego przytułku) a ludzie tkwili w chorych związkach.
Lepsze to było? Zamiatanie pod dywan to nic dobrego. dobrze, ze dziś ludzie mogą być szczęśliwi i nie musza tego szczęścia udawać ani uszczęśliwiać kogoś na sile.
Sorki za błędy, literówki, nie wzięłam okularów i pisałam w aucie.
@hipolit, Ty się wciąż dziwisz, a to są już dawno zbadane i opisane mechanizmy społeczne. Opisane nawet w mądrości ludowej: "z kim przystajesz takim się stajesz". Myślisz, że dlaczego w latach 80 tych w Polsce, właściwie nie było konkubinatow, poza patologia? Nikt mial ochoty na życie bez zobowiązań?
Dziwie się, bo nie mam wśród otaczających mnie ludzi takich przypadków o jakich ske tutaj pisze, ze jeden leci za drugim ślepo.
Pewne zdarzenia mogą być przyczynkiem ale nie są winne.
Jeśli kobieta odejdzie od przemocowca i da sobie rade ze wszystkiem, to inne kobiety w takim samym podłożeniu mogą nabrać pewności, ze tez sobie poradzą i przestają żyć z podkulonym ogonem i zbierać razy pd meza.
Ale tez żadna kobieta, żyjąca w szczęśliwym związku nie będzie soe rozwodziła, bo się sąsiadki rozwiodły.
Jak Iksinski będzie babiarzem, i będzie swoją żonę zdradzał, to reszta jego kolegów, znajomych nie zacznie tego robić, dlatego ze kumpel to robi. Jak ktoś zdradzi, to dlatego ze chcial to zrobić. On jest winny zdradzie a nie kumple Jak się rozwodzą bliscy mi ludzie (a zdarza się to na tule rzadko, ze jie jestem w stanie ilości lat podac kiedy to było) to mi jest przykro, ze dwoje bliskich mi ludzi cierpi.Ze pewien etap się kończy. Nie mysle wtedy, ze może ja mogłabym się rozstać, bo mnie czasem mąż wkurza.
Co do konkubinatów.
One były, są i będą.
Czy było ich mniej? Nie wiem. Nie wnikalam nigdy czy rodzice moich koleżanek są małżeństwem czy nie (były tez konkubinaty), nie wnikalam potem czy rodzice kolegów mojego dziecka byli małżeństwem czy nie.
Ba, ja nie wypytuje o to ludzi nawet dziś.
Niemniej ja nie widzę nic złego w konkubinacie, bo jeśli dwoje dorosłych ludzi żyje ze sobą, prowadzą wspólne gospodarstwo i soe kochają, to ważniejsze jest ze są szczęśliwi niż to czy maja papier.
Wiele małżeństw jakie znałam okazały się ułuda, udawanym związkiem - i one tez niestety dotyczą ludzi mocno związanych z kościołem.
Dla niektórych zlem jest się rozstać- bo przysięgali przed ołtarzem, za to nie widza zła w zdradzie, przemocy (nie tylko fizycznej), życiu w kłamstwie. I tkwią w takich małżeństwach obok siebie ale jak dzieci potem nie będą umiały stworzyć związku bez kłamstw, to będzie to wina społeczeństwa, bo poluzowało śrubki i młodzi się zapatrzyli. No można i tak.
Kiedyś wytykalo sie palcami panny z dzieckiem, rozwódki były napiętnowane. Dlatego pozbywano sie dzieci (oddając je często do domu dziecka czy innego przytułku) a ludzie tkwili w chorych związkach.
Lepsze to było? Zamiatanie pod dywan to nic dobrego. dobrze, ze dziś ludzie mogą być szczęśliwi i nie musza tego szczęścia udawać ani uszczęśliwiać kogoś na sile.
Sorki za błędy, literówki, nie wzięłam okularów i pisałam w aucie.
I na raty pomiędzy wyskokami do sklepów
Jesli Cie temat interesuje to jest sporo ciekawych artykułów o przemianach społecznych i mechanizmach ich powstawania. nie polegają one na tym, że jeden leci ślepo za drugim Natomiast nie jest to tak, że każdy z nas jest wolnym atomem gdzieś w przestrzeni. I nie ma na nas wpływu otaczające środowisko. Ma i to ogromne! Choć noe zawsze w pełni uświadomione. Są ciekaw badania o rodzinach dysfunkcyjnych i wpływie środowiska na jej funkcjonowanie. Otóż duża wieksza mają one szanse wrócić na właściwe tory, jesli zmienia środowisko. Oczywiście to nie jedyny warunek, ale jednak dość istotny.
Nie wiem czy to nie jest zbieg okoliczności, ale w moim otoczeniu kilka małżeństw się ostatnio pogodziło i zaczęło żyć ze sobą w większej zażyłości i zrozumieniu. Faktem jest że ostatnio dużo rozmawiałem z tymi mężami. I dość dużo krwi mi napsuli. A co ciekawe, okazało się że słuchali to co mówiłem. I nie wiem czy to do końca mój wpływ, ale coś im się tam poprawiło. Oraz z pośmiewiska stałem się nagle autorytetem A były to często smutne sprawy, nawet ze zdradami w tle
Szkoda że co do wiary, to jestem na razie uznawany za dziwoląga. Otaczają mnie głównie ludzie zrażeni do Miłosiernego i Wszechmocnego Boga. Ale kto wie? Czas pokaże
Komentarz
jakie życie jest proste
nie zdecyduje się na dziecko, bo koleżanka robi karierę?
Nie urodzę dziecka, bo sąsiadka zaciążyła.
Nie rozwiodę się bo ona się rozwodzi.
Ale.
Jak chcę dziecka, ale się boję, to sąsiadka w podbnej sytuacji może dodać odwagi.
Jak jestem nieszczęśliwa w małżeństwie, ale boję się rozwodzić, to rozwiedziona sąsiadka może dodać odwagi.
W idelanym świecie każdy robi to, co uważa za słuszne
A w prawdziwym jesteśmy podatni na mody i reklamy, przekazy podprogowe, kampanie społeczne itp
Ale też: ciągnie swój do swego.
@M_Monia Gdybym miała koleżanki, które by ciągle opowiadały o swoich nowych podrywach, to kontakt urwałby się naturalnie- nie miałybym z nimi o czym gadać, źle bym się z nimi czuła. Po co ciagnąć znajomości, które nie wnoszą nic dobrego, sieją ferment?
Zgniłe jabłko nadaje się tylko do wyrzucenia, a człowiek zawsze może się zmienić.
Jak dziecko nie widzi wartości w życiu rodzinnym opartym na Bogu, to nie są temu winni rozwiedzeni sąsiedzi, choćby tylko tacy się trafili, ale rodzice.
Opisane nawet w mądrości ludowej: "z kim przystajesz takim się stajesz".
Myślisz, że dlaczego w latach 80 tych w Polsce, właściwie nie było konkubinatow, poza patologia?
Nikt mial ochoty na życie bez zobowiązań?
Jak się rozwodzą bliscy mi ludzie (a zdarza się to na tule rzadko, ze jie jestem w stanie ilości lat podac kiedy to było) to mi jest przykro, ze dwoje bliskich mi ludzi cierpi.Ze pewien etap się kończy. Nie mysle wtedy, ze może ja mogłabym się rozstać, bo mnie czasem mąż wkurza.
dobrze, ze dziś ludzie mogą być szczęśliwi i nie musza tego szczęścia udawać ani uszczęśliwiać kogoś na sile.
nie polegają one na tym, że jeden leci ślepo za drugim
Natomiast nie jest to tak, że każdy z nas jest wolnym atomem gdzieś w przestrzeni. I nie ma na nas wpływu otaczające środowisko. Ma i to ogromne! Choć noe zawsze w pełni uświadomione.
Są ciekaw badania o rodzinach dysfunkcyjnych i wpływie środowiska na jej funkcjonowanie. Otóż duża wieksza mają one szanse wrócić na właściwe tory, jesli zmienia środowisko. Oczywiście to nie jedyny warunek, ale jednak dość istotny.
Szkoda że co do wiary, to jestem na razie uznawany za dziwoląga. Otaczają mnie głównie ludzie zrażeni do Miłosiernego i Wszechmocnego Boga. Ale kto wie? Czas pokaże