też szukam męża, nie dla siebie, tylko dla swojej przyjaciółki. Dziewczyna po czterdziestce, panna, chrześcijanka która miała pecha urodzić się w muzułmańskim kraju, ale bynajmniej nie chodzi jej tylko o polski paszport, ona naprawde szuka kogoś, z kim mogłaby założyć rodzine - kandydat musi być wierzący i praktykujący i nie może pić za dużo
próbowałam sie logować na przeznaczeni.pl ale nie mogłam sie zalogować po rejestracji, może ktoś z Was zna jakieś inne strony gdzie mogłabym kogoś jej znaleźć? Albo odpowiedniego kandydata?
Ad1 Mam za sobą studia podyplomowe (nie jedne), ciągle jestem wśród ludzi.Łatwo powiedzieć o zmianie pracy-tylko ja bardzo lubię, to co robię i miejsce pracy mam ciekawe.Do tego kredyt na głowie, więc jeszcze to trzeba wziąć pod uwagę.
Ad2 Na brak otwartości narzekać nie mogę-inni zazdroszczą mi łatwości nawiązywania kontaktów.
Ad3 Nie wybrzydzać...czyli brać byle co (przepraszam za sformułowanie)??? W środku gotuję się na takie podejście do sprawy. Przecież to nie o wybór skarpetek chodzi, które w razie czego mogę zdjąć i wyrzucić, kiedy przestaną pasować , ale o kogoś, z kim resztę życia przyjdzie mi przeżyć i przy kim na świętość będzie się pracować (niekoniecznie przez męczeństwo ;-) )...
To samo mi się nasunęło co Pompejance:-) Już dawno miałabym jakiegoś męża i to nie byle jakiego, ale co jeśli serce mówi, że to nie ten? To takie działanie wbrew sobie. Czasem sobie właśnie tak myślę, że może za bardzo do tej pory wybrzydzałam i trzeba było brać co się nadarzało, zwłaszcza że porządni, wierzący, zamożni, inteligentni itd. Ale z drugiej strony myślę sobie, że lepiej chodzić boso, niż w niedopasowanych butach:-)
Poza tym, jeśli mamy kogoś spotkać, to spotkamy, chociażby był przejazdem/w gościnie z zupełnie innej miejscowości. Znam co najmniej 3 takie przypadki u rodziny i znajomych.
Nie powiem abym wielkie sukcesy na polu matrymonialnym jak dotąd odniosła, ale jakoś o dziwo mężczyźni jakoś mnie bardziej zauważają odkąd lepiej wyglądam (*)
U męża w dziale na 20tu mężczyzn w wieku ok.30/ 35 lat tylko 4 jest żonatych :] wiec niby ten "material" jest, ale.. Moze takie srodowisko, jednak najwazniejsza jest kasa i zabawa. nie chca malzenstwa, dzieci i odpowiedzialnosci. Jeden, mieszkajacy jakis czas ze swoja kolejna "dziewczyna" na pytanie o slub powiedzial: "hehe, slub? Chcialaby". No i tyle na temat. Jesli komus taka nadgnila polowka pasuje to brac a nie wybrzydzac tylko - po co?
A ja włożę kij w mrowisko - kiedyś większość małżeństw było zawieranych z rozsądku i chyba ludzie nie byli w nich mniej szczęśliwi niż teraz w tych z miłości ( o średnią populacyjną mi chodzi) :P
Acz związane się z panem, o którym pisze kluska, to chyba zbytnio rozsądne by nie było!
Czasem mogą poznać taką parę osoby, które oboje chociaż trochę znają, mają wyczucie, co do ludzi i mogą przeczuwać, ze tych dwoje będzie do siebie pasować...
W tym a propos wątku "Marność nad marnościami". I jestem ciekawa co to znaczy "serce mi mówi, że to nie ten"?
Jeśli już miałabym to definiować...:-) Myślę, że nie ja jedna tak uważam: nawet jeśli jakiś męższyzna ma mnóstwo zalet to można go co najwyżej podziwiać; ważne jest, czy można mu zaufać i czy dostatecznie zależy mu na dziewczynie - nie na tym, żeby mógł w końcu założyć rodzinę, ale na osobie tej dziewczyny.
No ja np. jestem mężem i jestem po 35 r.ż. więc są tacy
A na poważnie:
1. 35 lat dla mężczyzny to jeszcze niekoniecznie starokawalerstwo
2. Wybrzydzać, ale z sensem wybrzydzać. Wybrzydzać między sensownymi żeby trafić na pomyłkę - to niekoniecznie. Ale viceversa tak:) I wywalić jakieś nonsensowne kryteria. Są żony wyższe, starsze od mężów i są to wspaniałe małżeństwa.
Ktoś może być dobrym człowiekiem, ale niekoniecznie połówką jabłka/pomarańczy dla "mnie".
Krzepiące Bereniko. A dziś przeczytałam taką tabelę - od 0 do 20 rozwój, od 20 do 40 stabilizacja, od 40tki starzenie i rozpad...klasyfikacja antropologiczno-biologiczna...
Smutne w kontekście tematu wątasaKto nie znalazł męża / żony w przedziale 20-40 temu coś już bezpowrotnie uciekło ?
Jeśli chodzi o "nie wybrzydzanie", Rachel Greenwald (autorka tytułowej książeczki), mówi o potrzebie wyznaczenia priorytetów. Delikwent nie musi mieć samych zalet. Dajmy na to ma być "wierzący i praktykujący i nie może pić za dużo" ("zamówienie" koleżanki Awangardy ) - przyjmijmy to jako priorytet. Cechy pożądane, ale mniej istotne (zmyślam na poczekaniu ): >180 cm wzrostu, talent do języków, słucha tej samej muzyki i ma to samo - b.rzadkie - hobby. Miło by było, ale bez przesady.
Może warto też przyjrzeć się, jak odnosi się do innych ludzi?
Muzyka, hobby i języki Katiu piękna sprawa, ale w życiu codziennym ważne będzie też, czy umie coś naprawić, radzi sobie z komputerem i samochodem, czy ma pracę albo potrafi ją zorganizować itp.
Jedyna ważna rzecz, to: wierzący i praktykujący, a reszta, toż to zupełne błahostki są.
Języki, muzyka, hobby wspólne???? Yyyyy niekonieczne. Wazniejsze wspólne wartości - przydatne zwłaszcza jak się dzieci rodzą, pomagają w spójnym wychowaniu delikwentów .
teraz cytat: Do tych dwóch wymiarów rozwarstwienia zaczyna dochodzić zjawisko pokoleniowej replikacji grup społecznych. Otóż wzrasta liczba par, które poznają się online. W Ameryce i Europie Zachodniej jest to ponad 30%, w wysoko stechnicyzowanych społeczeństwach Azji nawet 60%. Kojarzenie online polega na znajdowaniu znajomych znajomych oraz osób o podobnych zainteresowaniach. Taki dobór naturalny prowadzi do potęgowania pożądanych cech grupy i eliminacji tych, które grupa uważa za nieprzydatne.
AgaMaria, ja nie o sobie! (toż gdybym była w potrzebie, nie wyzbywałabym się tej książki ) Chodziło mi o przykład czegoś głupiego P.Greenwald przytacza taki przykład: - Jak nie lubi kotów, to nie biorę go pod uwagę. - Ale może wpłyniesz na niego, że je pokocha?
To ten brat męża mi mówił, ze singielki w okolicach trzydziestki, ładne wykształcone mają takie wymaganie, ze bardzo ciężko im sprostać (ciężej niż tym, które nie miały problemów ze znalezieniem chłopaka i miały większe doświadczenia miłosne).
Dzięki, ale te "doświadczenia miłosne" zbyt zachęcająco nie brzmią - sytuacje takie postrzegam jako niepotrzebne:-) I może nawet szkodliwe.
Dzisiejszy konsumpcjopnizm przywyczaja, że chce się mieć wszystko łatwo, szybko i bez wysiłku. I nieraz obserwuję, że taka postawa udziela się także gdy chodzi o wybór przyszłego małżonka. Najlepiej żeby był już taki jak oczekuję, żeby umiał to i tamto, żebym mogła/mógł się pokazać w towarzystwie, a już na pewno żeby miał takie same wartości. Słowem: poszukuję gotowego "produktu". Co więcej, nie mogę ulegać pierwszemu uczuciu, zauroczeniu, muszę odpowiednio długo chodzić i sprawdzać. A najlepiej sprawdzić we wszystkich sytuacjach czyli zamieszkać razem przed ślubem. A nuż się okaże, że coś jest nie tak. W końcu będę musiał/a być z tym kimś do końca życia, do tego ma być moją droga uświęcenia, mam się przy nim rozwijać, co więcej trzeba będzie wytrzymać z nim na starość.
Z takiego patrzenia epatuje straszny egoizm. Gdzie tu otwarcie na drugiego człowieka? Gdzie zaufanie Bogu? Mówimy tu często o wartości jaką jest otwartość na życie, na nowego człowieka w rodzinie. Może czas zacząć mówić o otwartości na małżonka ? W końcu tak jak z kolejnym potomstwem czasem po ludzku może się wydawać, że nie damy rady, ale jednak potrafimy zaufac Bogu, może i do przyszłego męża/żony trzeba by tak podejść?
Do tego zapomina się często, że sakrament małżeństwa niesie ze sobą łaski, które można wykorzystać do uświęcania. Tak jak pisała Monika, najważniejsze ostatecznie są wspólne wartości, wspólna droga do Boga. Nawet jeśli kandydat/ka nie czuje się zbytnio wierzącym, to jednak każdy jakieś pragnienie Boga w sobie ma i można na tym dążyć do nawrócenia. Oczywiście to wymaga cieprliwości, pokory itp. Chodzi przecież o wzajemne uświęcanie się. I żeby nie było, że teoretyzuje, to mogę wspomniec o moim małżeństwie. Poznaliśmy się będąc bardzo letnimi katolikami, ale z czasem nawróciliśmy sie. Jedno pociągnęło drugie. A są bardziej ekstremalne przypadki - chociażby św. Rita. Wierzę, że Bóg stawia przed nami te czy inne osoby nie przypadkiem, I jeśli do tego daje pierwsze zakochanie, to jeśli odpowiemy Bogu z zaufaniem, to nas poprowadzi.
Oczywiście nie mówię tu o trudniejszych przypadkach, np. gdy ktoś został w jakiś sposób głęboko skrzywdzony czy może nie rozeznał swojego powołania. To już bardziej skomplikowana sprawa.
Miłość to nie fascynacja, to nie zakochanie się czy chwilowa emocja. Miłość - prawdziwa miłość - rodzi się w bólu i wymaga trudu, zaangażowania, odpowiedzialności, ale to jej właśnie pragnie serce człowieka Tonino Cantelmi, Rachele Barchiesi
To może być podpowiedź w drugą stronę, choć osobiście uważam, że obrazek jest przerysowany i częściowo niesprawiedliwy w stosunku do panów.
Wpis późniejszy: ok, ok, obrazek niesłuszny, więc niewart zamieszczania, usunęłabym, ale wywiązała się dyskusja, więc zostawiam. Urażonych panów przepraszam.
Komentarz
Ano właśnie
też szukam męża, nie dla siebie, tylko dla swojej przyjaciółki. Dziewczyna po czterdziestce, panna, chrześcijanka która miała pecha urodzić się w muzułmańskim kraju, ale bynajmniej nie chodzi jej tylko o polski paszport, ona naprawde szuka kogoś, z kim mogłaby założyć rodzine - kandydat musi być wierzący i praktykujący i nie może pić za dużo
próbowałam sie logować na przeznaczeni.pl ale nie mogłam sie zalogować po rejestracji, może ktoś z Was zna jakieś inne strony gdzie mogłabym kogoś jej znaleźć? Albo odpowiedniego kandydata?
Czasem sobie właśnie tak myślę, że może za bardzo do tej pory wybrzydzałam i trzeba było brać co się nadarzało, zwłaszcza że porządni, wierzący, zamożni, inteligentni itd.
Ale z drugiej strony myślę sobie, że lepiej chodzić boso, niż w niedopasowanych butach:-)
(*)
A na poważnie:
1. 35 lat dla mężczyzny to jeszcze niekoniecznie starokawalerstwo
2. Wybrzydzać, ale z sensem wybrzydzać. Wybrzydzać między sensownymi żeby trafić na pomyłkę - to niekoniecznie. Ale viceversa tak:)
I wywalić jakieś nonsensowne kryteria. Są żony wyższe, starsze od mężów i są to wspaniałe małżeństwa.
Ktoś może być dobrym człowiekiem, ale niekoniecznie połówką jabłka/pomarańczy dla "mnie".
Może warto też przyjrzeć się, jak odnosi się do innych ludzi?
Muzyka, hobby i języki Katiu piękna sprawa, ale w życiu codziennym ważne będzie też, czy umie coś naprawić, radzi sobie z komputerem i samochodem, czy ma pracę albo potrafi ją zorganizować itp.
Jedyna ważna rzecz, to: wierzący i praktykujący, a reszta, toż to zupełne błahostki są.
Języki, muzyka, hobby wspólne???? Yyyyy niekonieczne. Wazniejsze wspólne wartości - przydatne zwłaszcza jak się dzieci rodzą, pomagają w spójnym wychowaniu delikwentów .
teraz cytat:
Do tych dwóch wymiarów rozwarstwienia
zaczyna dochodzić zjawisko pokoleniowej replikacji grup społecznych. Otóż
wzrasta liczba par, które poznają się online. W Ameryce i Europie Zachodniej
jest to ponad 30%, w wysoko stechnicyzowanych społeczeństwach Azji nawet 60%.
Kojarzenie online polega na znajdowaniu znajomych znajomych oraz osób o
podobnych zainteresowaniach. Taki dobór naturalny prowadzi do potęgowania
pożądanych cech grupy i eliminacji tych, które grupa uważa za nieprzydatne.
całość T U
P.Greenwald przytacza taki przykład:
- Jak nie lubi kotów, to nie biorę go pod uwagę.
- Ale może wpłyniesz na niego, że je pokocha?
Dzisiejszy konsumpcjopnizm przywyczaja, że chce się mieć wszystko łatwo, szybko i bez wysiłku. I nieraz obserwuję, że taka postawa udziela się także gdy chodzi o wybór przyszłego małżonka. Najlepiej żeby był już taki jak oczekuję, żeby umiał to i tamto, żebym mogła/mógł się pokazać w towarzystwie, a już na pewno żeby miał takie same wartości. Słowem: poszukuję gotowego "produktu". Co więcej, nie mogę ulegać pierwszemu uczuciu, zauroczeniu, muszę odpowiednio długo chodzić i sprawdzać. A najlepiej sprawdzić we wszystkich sytuacjach czyli zamieszkać razem przed ślubem. A nuż się okaże, że coś jest nie tak. W końcu będę musiał/a być z tym kimś do końca życia, do tego ma być moją droga uświęcenia, mam się przy nim rozwijać, co więcej trzeba będzie wytrzymać z nim na starość.
Z takiego patrzenia epatuje straszny egoizm. Gdzie tu otwarcie na drugiego człowieka? Gdzie zaufanie Bogu? Mówimy tu często o wartości jaką jest otwartość na życie, na nowego człowieka w rodzinie. Może czas zacząć mówić o otwartości na małżonka ? W końcu tak jak z kolejnym potomstwem czasem po ludzku może się wydawać, że nie damy rady, ale jednak potrafimy zaufac Bogu, może i do przyszłego męża/żony trzeba by tak podejść?
Do tego zapomina się często, że sakrament małżeństwa niesie ze sobą łaski, które można wykorzystać do uświęcania. Tak jak pisała Monika, najważniejsze ostatecznie są wspólne wartości, wspólna droga do Boga. Nawet jeśli kandydat/ka nie czuje się zbytnio wierzącym, to jednak każdy jakieś pragnienie Boga w sobie ma i można na tym dążyć do nawrócenia. Oczywiście to wymaga cieprliwości, pokory itp. Chodzi przecież o wzajemne uświęcanie się. I żeby nie było, że teoretyzuje, to mogę wspomniec o moim małżeństwie. Poznaliśmy się będąc bardzo letnimi katolikami, ale z czasem nawróciliśmy sie. Jedno pociągnęło drugie. A są bardziej ekstremalne przypadki - chociażby św. Rita. Wierzę, że Bóg stawia przed nami te czy inne osoby nie przypadkiem, I jeśli do tego daje pierwsze zakochanie, to jeśli odpowiemy Bogu z zaufaniem, to nas poprowadzi.
Oczywiście nie mówię tu o trudniejszych przypadkach, np. gdy ktoś został w jakiś sposób głęboko skrzywdzony czy może nie rozeznał swojego powołania. To już bardziej skomplikowana sprawa.
Miłość to nie fascynacja, to nie zakochanie się czy chwilowa emocja.
Miłość - prawdziwa miłość - rodzi się w bólu i wymaga trudu,
zaangażowania, odpowiedzialności, ale to jej właśnie pragnie serce
człowieka
Tonino Cantelmi, Rachele Barchiesi
z książki Trudna miłość. Jak pokonać kryzys?
Źródło: http://kobietybezserca.org/
To może być podpowiedź w drugą stronę, choć osobiście uważam, że obrazek jest przerysowany i częściowo niesprawiedliwy w stosunku do panów.
Wpis późniejszy: ok, ok, obrazek niesłuszny, więc niewart zamieszczania, usunęłabym, ale wywiązała się dyskusja, więc zostawiam. Urażonych panów przepraszam.