Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Prawo Jazdy - wątek dla zdających, odświeżających i marzących aby je mieć! :)

1414244464758

Komentarz

  • Dom jest wspolny, ale samochod jest z koniecznosci i biedy wspolne. Kiedys jedzono z jednej miski... A za okupacji  jedne buty byly na kilkoro dzieci. 
    Chodzi o wlasnosc uzytkowania, a nie kto co kupil. Za wspolne.kupujemy i garnki, i ubrania i nie wiem co jeszcze. Ale np garnkow uzywamy wszyscy, ale kazdy ma swoje buty. 
    Samochod moim zdaniem tez kazdy w.normalnej sytuacji powinien miec swoj. 

    Jak wchodzily pierwsze telefony komorkowe, to tez jeden sie kupowalo i kto jechal gdzies to bral. Dzis to troche smieszne

    Podziękowali 1Monira
  • Ale wg mnie takie podejście jest niezbyt „zdrowe”. Nie wiem jak w innych krajach, ale w Polsce często jeszcze dla ludzi samochód to oczko w głowie, najważniejszy członek rodziny, symbol luksusu... zeby żonie nie dac, bo co? Żona może byle jakim ale pan to się musi wozić...
    Podziękowali 1hipolit
  • Nie to ze nie dac, ale to jak z telefonem. Tu mam swoje kontakty, a ja wezme meza tel to i inaczej sie obsuguje i numer musze wstukac. Albo mam cos w.samochodzie a tak wkladam i wyjmuje. 

    Podziękowali 1NC500
  • Teraz mam fajne autko, ale nawet jak miałam znacznie gorsze od męża, to nie miałam z tym problemu. Mi szczerze mówiąc jakoś specjalnie nie zależy na marce, samochód traktuje wyłącznie użytkowo. Rozumiem jednak, że są fani motoryzacji i mają zgoła inne podejście :D   
    Podziękowali 2AgaMaria nowa
  • edytowano kwiecień 2018
    Nie miałabym nic przeciwko żeby mąż jeździł dużo lepszym autem,ale na pewno byłoby mi przykro gdyby wręcz zabronił nim jeździć,dotykać i kazał sobie zarobić na swoje lepsze zamiast gruchota,ktrego by mi łaskawie podarował.
    No nikt mi nie powie,że to jest normalne,z szacunkiem,traktowanie żony :neutral: 
  • Miałam takiego "golasa" po dziadku, zamawiany był na specjalne życzenie, dziadek uważał, że elektryka wszelka jest po to żeby się psuć :D Bez wspomagania, radia, szyby na korbkę, nie mowiąc o takich luksusach jak klima. Wszystko strasznie opornie chodziło, a na koniec trzeba było wchodzić przez bagażnik :D  
    Podziękowali 1aqq
  • Dziwie się niektórym z Was ze podejście - to moje! nie ruszaj! jak sobie  zarobisz to będziesz mieć - w małżeństwie traktujecie jako coś normalnego, przyznając ze to nic takiego, wszak każdy  ma swój rower czy swój telefon...
    ano ma „swój” tak jak ręcznik czy kubek ulubiony do kawy... niby swój a jednak jako dobro wspólne, i nikt nie krzyczy -nie tykaj mojego, kup se za swoje..
    dlaczego by ograniczać się do samochodu „za swoje”, można wszak powiedzieć -ja pracuje to mam fajne, wygodne buty, ty póki nie zarobisz chodź w zdartych drewniakach .... 

    Tu nie chodzi o lepsze dla męża, gorsze dla żony, tu chodzi o podejście - podział na moje/twoje we wspólnocie jaka jest małżeństwo...

    a potem bywa, ze kobieta zostaje na lodzie, bo przecież nie pracowała zawodowo, kasy nie zarabiała to nic jej się nie należy 

    Podziękowali 2Sylwunia Barbasia
  • Hipolit, przesada. No moj maz ma ulubiony kubek, ja w nim nie pijam bo mam "swoj". Maz ma ulubione kubki, pare mu wytluklam. Ale kiedys znalazlam i dzwonie i mowie, ze " mu" kupilam. Tak samo kazdy ma recznik w innym kolorze. 
    Ale zeby nie pozyczyc, nie wziac? Bez pezesady, to nie chodzi o nie uzywanie czyjegos, ale o tak spersonaliziwana rzecz, ze sluzy najlepiej jednej osobie.
  • Jak się tak głębiej zastanowić to macie racje - samochody w małżeństwie powinny być wspolne, tylko tyle, ze użytkowane akurat przez dana osobę. Inaczej brzmi, ze mąż nie daje jeździć swoim samochdem, a inaczej, ze dopóki jezdzislabo, lepiej, żeby sama nie jezdzila tym nowszym, dozszym itp.  który jest nasz. Fakt, ze ja np. nie mam jakoś wyjątkowo spersonalizowanego podejścia do żadnego samochodu - wsiadam, wrzucam torbę, przestawiam fotel i lusterka i jadę - tym co jest dostępne i ma aktualny przegląd ;)
    Podziękowali 1NC500
  • Kurczę, nie wiem już jak to ubrać w słowa....
    tu chodzi o powiedzenie żonie:
    ”jak sobie zarobisz to sobie kupisz”
    maz żonie, matce jego dzieci, która nie podejmuje pracy zawodowej bo wychowuje wspólne dzieci, jest z nimi... 

    Tu nie chodzi o durny kubek, który prędzej czy później skończy w kontenerze „szkło” czy o ręcznik który i się wytrze, zrobią się dziury i nawet mopa nie zastąpi 
    chodzi o takie - władcze .... ja pracuje, ja zarabiam wiec mnie się należy. A Ty jak chcesz coś extra to se zarób...

  • Nie wiem czy w dużych rodzinach sa zwyczaje nie udostępniania samochodu żonie,mezowi 
    To chyba dylematy nastolatków albo młodziutkich chłopców 
  • hipolit powiedział(a):
    Dziwie się niektórym z Was ze podejście - to moje! nie ruszaj! jak sobie  zarobisz to będziesz mieć - w małżeństwie traktujecie jako coś normalnego, przyznając ze to nic takiego, wszak każdy  ma swój rower czy swój telefon...
    ano ma „swój” tak jak ręcznik czy kubek ulubiony do kawy... niby swój a jednak jako dobro wspólne, i nikt nie krzyczy -nie tykaj mojego, kup se za swoje..
    dlaczego by ograniczać się do samochodu „za swoje”, można wszak powiedzieć -ja pracuje to mam fajne, wygodne buty, ty póki nie zarobisz chodź w zdartych drewniakach .... 

    Tu nie chodzi o lepsze dla męża, gorsze dla żony, tu chodzi o podejście - podział na moje/twoje we wspólnocie jaka jest małżeństwo...

    a potem bywa, ze kobieta zostaje na lodzie, bo przecież nie pracowała zawodowo, kasy nie zarabiała to nic jej się nie należy 

    Jak nie było rozdzielności majatkowej to przy rozwodzie kobiecie się jednak trochę więcej należy niż skąpemu mężowi się wydaje ;)
  • Mi chodzi nie o władzę, ale że powszechnie każdy w rodzinie ma swój samochód. Bo to taki standard. Chłopak kończy 18 lat i kupuje rupiecia, a potem dorabia się lepszego za jakiś czas. 
    Tak widzę. Widac majtkami się nie wymieniają, to i samochodami też nie. 
    To jest tak oczywisty zakup dla większości ludzi, że jak mąż nie chodzi w sukienach żony a żona w garniturze męża, tak mają swoje samochody.
    Tak ludzie żyją.
    A bieda robi swoje, jasne. Trzeba się jakoś jednym samochodem dzielić. 
    I nie mówię o wydzielaniu. Ale o jakiejs namiastce normalności, że samochód dziś to jak własne gacie.
  • Elunia powiedział(a):
    Poza tym jak człowiek ma świadomość, że też pracuje ciężko na dobrobyt rodziny czy to w domu czy na etacie, to serio nie rusza go jak mąż powie mój motor, mój rower czy mój samochód. No ja mam teraz swój leżak i rodzina ma zakaz zbliżania się do niego. 
    Kurczę, Elunia tu nie chodzi o to ze mi stary powie „to mój motor”  czy jak ja powiem „to moje auto”
    wiele lat nie pracowałam zawodowo, ale nigdy mąż mi nie powiedział „jak se zarobisz to se kupisz” 
    a tak prawdę mówiąc to cały okres kiedy nie byliśmy małżeństwem, a żyliśmy w związku ( 10 lat) to właśnie wtedy nie pracowałam i nigdy nie usłyszałam „to moje” od „niemeza” wtedy, w kontekście - moje bo to ja zarabiam.
    mawet jeśli ja miałam „swój kubek” czy niemąż „swoją szklankę” .... ot- jeden lubi kubek żółty a drugi już w swoim ulubionym kolorze. 
    Ale nie w sensie ze jak „mój” się potrzaskal
    to usłyszałam - zarób se ma nowy.....


  • No tak jak pisałam. "Specjalnie" kupli mi takie auto by się uczyła by nie było szkoda za rysować czy tam obić. Z czasem jak się wyuczę, zarobię kasę to kupie lepsze..:)\
    Ja męża tylko informuje że biorę telefon. Tak samo mąż mnie.
    Konto mamy wspólne, ja ma kartę męża a maż moją :smiley: 
    Podziękowali 1NC500
  • A ja muszę przeczytać kodeks. Drogowy.
  • @AgaMaria a po co masz czytać kodeks?
    Podziękowali 1nowa
  • Warto. Ja np zdawałam w PL, a tu się dowiedziałam wielu ciekawych rzeczy. Np że jak wracamy na pas swój po wyprzedaniu, nie dajemy kierunkowskazu. Ot, drobiazg, a jak ktoś da to się nic nie stanie, ale po co?
    Inna rzecz, że przepisy swoje a ludzie swoje, np jak migam długimi to oznacza że uwaga bo jade. Ale wszyscy tu migając, dają znać, że dają pierwszeństwo drugiemu.
  • W UK nie. Tak mówił instruktor, nie czytałam na ten temat przepisu.
    Tak samo jak włączamy się do ruchu np z parkingu na trasie. Jak nic nie jedzie, nie dajemy kierunkowskazu.
  • Inna rzecz, że na rondach jedni dają kierunkowskaz, inni nie. Mąż brał dodatkowe tu lekcje i tak mu powiedziano, że jak wraca na pas to nie daje znać, bo wiadomo, że wraca, pod prąd nie będzie jechał. 
  • Ja na YT słucham jak instruktor jedzie i wszystko wyjasnia. Stąd wiem, że jak nie ma ruchu, np w nocy nie wrzucamy kierunku jak właczmy się do ruchu. W UK.
  • Inna rzecz, że też mówią, by nawet na światłach wrzucać ręczny, nie mowiąc jak stajemy na górce. Nigdy tak nie robię, ręczny tylko jak parkuję, pod górę nie jadę z ręcznego, bo i po co. A jednak tak uczą. 
    Ręczny dla bezpieczeństwa na autostradzie jak musimy się zatrzymac, bo coś się stało.
  • Uważam, że włączanie kierunków bardzo pomaga innym użytkownikom jazdy i dodaje płynności. Trochę się irytuję czekając np na wjazd na rondo, gdzie grono uczestników opuszczając je  nie sygnalizuje tego a ja czekam jak osioł ... Bezwzględnie przy wyprzedzaniu, tylko nie na całej długości( jest to też powszechny błąd)  tylko przy zmianie pasa- czy to na lewy czy z powrotem na prawy, krótkim miganiem.
    K
    Podziękowali 3kiwi madzikg AgaMaria
  • Kierunkowskaz sygnalizuje tylko zamiar zmiany kierunku/pasa ruchu. Ja bym sie nie sugerowala czyimś kierunkowskazem przy włączaniu sie do ruchu -zamiar może sie zmienić.
  • Na dużych skrzyżowaniach ze światłami kierunkowskazy są mylące - nie wiadomo, czy ktos chce zmienić pas, czy skręcić na skrzyżowaniu.
  • Ludzie nie włączają kierunku prawego jak z ronda zjeżdżają!! ile ja się na stoję i czekam bo nie wiem czy mogę jechać czy nie.
    Ja włączam kierunek nawet na parkingu czy koło domu.
    Bardzo ludzie się wpychają nie patrzą czy zdąży czy nie..
    A wkurza mnie bardzo to. Jak jadę powiedzmy 70 km. To mi pod sam tył podjeżdża tir czy inne duże auto i trąbi..albo jak wyprzedzą i trąbi na mnie a jadę dobrze swoim pasem. I co jak bym zachowała bo np dziecko wyleci to co w sam tył mi wjeżdża.. Wkurzają się za mną i jak jadę 70 km i widzę znak do 40 można to trochę przyhamuje a ci z tyłu nie i już dawaj trąbią.
    Jest u mnie takie trudne skrzyżowanie ze znakami stop i jak ja się zatrzymuje muszę zobaczyć czy nikogo nie ma i wiadomo robię to wolniej to się wkurzają.
    Albo jak są hopki wiadomo trzeba przyhamować itp..
    Powiem wam każda jazda dla mnie jest leki stres a w nocy to już całkiem..a teraz jak do pracy idę to będę  musiała w nocy wracać..:(
    Podziękowali 1AgaMaria
  • Na srodku skrzyżowania raczej pasów zmieniać nie można wiec dla mnie kierunkowskaz oznacza ze ktoś skręca. Ale mnie tez nie włączanie ich wmurwia i nie ukrywam ze trąbie na takich co to nagle staną dęba nie wiedzieć czemu a za chwile wjeżdżają na chodnik i parkują. Wtedy trąbie  ;)
  • mi chodzi o cos innego - jak się włączasz do ruchu, a ktos miga, ze niby skręca w Twoją uliczkę - to jest tylko zamiar. Jak mu się odwidzi, a ja wyjadę i będzie kolizja, to jest to moja wina. Tak samo z wjazdem na rondo - ja nie wierze, ze ktos zjeżdża z ronda, póki nie zacznie zjeżdżać. Będąc na rondzie ma pierwszeństwo, jak sie mu odwidzi i go walnę, to będzie wymuszenie, moje. @annabe na skrzyżowaniu ze światłami na pewno można zmieniać pas, bez świateł nie wiem.
  • mama_malwina powiedział(a):
    (...)
    Konto mamy wspólne, ja ma kartę męża a maż moją :smiley: 
    Dokładnie:+1:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.