Trudny manewr zmiana pasów. Jak ocenić, jak szybko oni jadą? Kiedy się troszkę jednak wepchnąć, wierząc, że wpuszczą...Czy czekać, aż będzie "pusto", co może nigdy nie nastąpić...
Powiem wam, że mniej się boję jako kierowca niż jako pasażer. Kiedy jestem kierowcą, to z maksymą raz kozie śmierć, może głupią, ruszam do przodu i czuję, że po prostu muszę dać radę, znajdę jakieś wyjście, czyli jednak troszkę sobie ufam. Czasem nawet ponosi mnie ułańska fantazja... Natomiast jako pasażer kontroluję poczynania kierowcy i najzwyczajniej w świecie się przejmuje, czy zdąży zmienić pas, dlaczego jedzie tak szybko, tak nerwowo, za szybko, nie zmieści się, nie zauważył czerwonego światła, dlaczego tak nerwowo itp. Jednym słowem wewnętrzna obawa "wychowawcy" i nerwówka, która mija mi zupełnie, gdy kieruję sama. Gdy jadę sama nie mam czasu na strach, bo tyle jest zadań, biegi zmieniać, sprzęgło, hamulec, gaz, znaki, światła itp.
Wczoraj zauważyłam piękną aleję parkową jadąc autem. Z punktu widzenia pieszego jest trochę inny widok i nigdy tej alei urzekającej nie zauważyłam. Jazda autem zmienia perspektywę .
Mysle , ze jedni mają predydpozycje do jazdy, inni nie. Mam prawo jazdy od ponad 25 lat. Nigdy nie byłam i nie jestem dobrym kierowcą. Nie lubię jeździc. Ale jeżdżę, bo muszę.
Za kazdym razem nie. Ale za kazdym razem wsiadam za kierownicę z koniecznosci. W sumie sporo km przejezdziłam. Boje sie jezdzic po miescie. A autostrad unikam jak ognia.
U mnie jako u swiezaka ten strach wynika z tego, że boję się wypadków. Do tego dochodzi fakt, że jestem jedynym kierowca w rodzinę, tak jak pisałam u męża jest problem z okiem na który może pomóc operacja na którą póki co nas nie stać. Mamy dwoje dzieci i w końcu możemy funkcjonować samodzielnie. Kupiliśmy autko od mojego taty, 16 letnia fabie w b. dobrym stanie z niskim przebiegiem i wspomaganiem. Ja mam drugi zawód z którego głównie korzystam właśnie w wakacje, gram na skrzypcach, głównie na slubach. W sobotę zadz do mnie znajoma, która załatwia te grania i oznamila, że skoro już jeżdżę to mam granie 120 km od miejsca zamieszkania. Wzięłam brata i pojechałam. Na poczatku serce stało mi w gardle ale z każdym kilometrze było lepiej. Jechałam spokojnie 70, momentami 80, najgorzej było w samej miejscowości do której dojechaliśmy, gubilam się mimo nawigacji, pomyliłam kierunek i zamiast w prawo dałam w lewo,objechalam miasteczko dookoła zanim udało się stanąć pod kościołem. Ale zaparkowal mój brat ,bylo wzniesienie i trzeba było ustawić się równolegle tyłem . Wczoraj pojechaliśmy z mężem i dziećmi do miejscowości oddalonej o 25 km ma imprezę rodzinna, też się pomyliłam i pojechał autostrada na Warszawę i tam nadribialm drogi aż w końcu zjazdem zechalam na te miejscowość gdzie mieliśmy się dostać, z powrotem już było lepiej . No i panicznie boję się parkowania, sama jazda przeraża mnie tylko tym, że się gubię, nie zawsze wie na którym pasie się ustawić,trudno ocenić mi odległość samochodu i zdecydować czy już może zmienić pas. Ale nic innego jak jeździć mi nie pozostaje, mamy w końcu po 6 latach ten luksus pakowania dzieci do auta i jazdy nie musimy już tluc się autobusami albo być uzależnieni od kogoś z rodziny .
Ja jestem po 30 godzinach jazd, ale jeszcze nie jestem gotowa do egzaminu. Dokupiłam dodatkowe godziny. W niektorych sytuacjach za bardzo spinam się, a nawet ulegam panice. Mam nadzieję, że jakoś ogarnę się.
A może ten stres jazdy związany jest z wiekiem? Chyba młodzież ma mniej wyobrazni i tak nie analizuje wszystkiego Trochę się stresowalam na początku, ale teraz gdy jeżdżę codziennie, często duuzo, że względu na prace to się nie zastanawiam nad tym. A też kierowca wybitnym nie jestem.
Nie jest tak, że umieram ze strachu wsiadając za kółko Ale mam świadomość że zbytnia pewność siebie (Jestem królem szos) często prowadzi do nieszczęścia. Mam ograniczone zaufanie do innych kierowców jak i do siebie. A jeżdżę codziennie od 16 lat, także na długie dystanse - np. 600 km nad morze. Choć już tak daleko to nie mam siły nawet wymieniając się za kierownicą z mężem. Autostrady za to lubię. Stresujące są nowe miejsca. Denerwuje mnie głupota innych kierowców, jazda na zderzak, trąbienie i oślepianie długimi.
Niektórzy kierowcy potrafią nawet na czerwonym świetle przed elkę wjechać. Na drugich jazdach mnie to spotkało. Uważam, że zawsze trzeba mieć ograniczone zaufanie do innych kierowców.
Pamiętam, że najgorszy stres miałam jak po raz pierwszy musiałam pojechać sam z małym wówczas synkiem (który chce robić obecnie prawo jazdy ... na sąsiednie osiedle. Strach o dziecko...które się ma w samochodzie który prowadzisz ty i odpowiadasz... Za niedługo on będzie mnie woził
Wlasnie sprawdziłam. Mam PJ od...28 lat. (Niektórzy z Was wtedy pewnie jeszcze w przedszkolu byli ). Powinnam jezdzic jak zawodowy kierowca. A, ze nie jezdzę? To tylko potwierdza moją teorię, ze do bycia drajwerem nie wszyscy mają predyspozycje.
Decyzję o zrobieniu prawka podjęłam w sumie w godzinę-wcześniej miałam przekonanie, ze to nie dla mnie. No i testy psychologiczne raczej odradzały tą fanaberię - problemy z oceną odległosci, "czytanie" w lusterku (dramat!!!) to były głowne powody na nie Trafiłam na genialną instruktorkę, z niemal 100% zdawalnoscią w pierwszym terminie, szkoliła wiele znanych mi dziewczyn. Byłam kursantką z tych oporniejszych, mało odważnych, strasznie bojących się. Ale instruktorka przed egzaminem powiedziała-potrafisz prowadzić pojazd i obsługiwać go na podstawowym poziomie, na egzaminie musisz przekonać instruktora, że to prawda. Jeździć nauczysz się po jakimś czasie, bo jak w każdym przypadku-potrzebna praktyka. Na egzaminie mów, co robisz, co będziesz robić i dlaczego czegos nie zrobiłaś. I tak było. Prawie cały czas mówiłam, co robię i dlaczego czegoś nie zrobiłam: "mogłabym teraz włączyć się do ruchu ale nie mam jeszcze pewnosci, czy zdążę i czy nie wymuszę na tamtym kierowcy", "powinnam wrzucic wyższy bieg - ale za 100 m będę skręcać, więc nie będę sie za bardzo rozpędzać" itp zdałam jako jedna z 3 osób w 40 osob grupie, za pierwszym razem Rozkręcanie za kierownicą szło mi dosć długo-najpierw jeździłam z kolegą, koleżanką trasa dom-praca, potem sama dom-praca. Powoli zmieniałam trasy i wypuszczałam się innymi drogami. Często próbowałam oddać kluczyki - ale trafiałam na opór, przyjaciele mi wcale nie ułatwiali, tylko mobilizowali do jazdy. Mąż nie ma prawa jazdy Moja instruktorka była świetna, zawsze kazała mysleć i przewidywać, aby nie być utrudnieniem dla innych - np : myśl przy lewoskrecie, dawaj szybciej kierunek, wypusć tego, co też w lewo z podporządkowanej, nie tocz się na światłach, jeśli jest pas oddzielny do prawoskrętu, myśl- tocząc się utrudniasz innym wjazd na ich pas, ze skrzyżowania zjeżdżamy szybko-oceń, w którym momencie czerwonego możesz już wrzucić sprzęgło i jedynkę by na zielonym od razu ruszyć, jeśli jedziesz wolno, jedz maksymalnie równo, daj się wyprzedzić-nie ułatwiaj wyprzedzania w momencie niedozwolonym, w innych sytuacjach ułatw to innym kierowcom..itp itd
I wiecie co...wiem, ze się narażę-ale kobiety jednak jeżdżą gorzej od mężczyzn. To nie bezpodstawna krytyka, tylko stwierdzenie faktu.
Ja nie kojarze kursów psychologicznych na prawko. Nie pamietam czy takie były? To inne czasy...wtedy wszyscy zdawali. Za pierwszym razem. Tez miałam/mam problemy z oceną odległości. Do tej pory potrafie wysiąsc z auta, zeby zobaczyc ile mam miejsca z tyłu . Wtedy to strasznie denerwowało mojego instruktora. Facet w ogóle był nerwowy, przeklinał na kursantów ile wlezie. I palił papierosa za papierosem...W duzym miescie nigdy nie jezdziłam na kursie. Autostrad wtedy nie było...Nie nauczyłam sie jezdzic...
Atsd...prawo jazdy robiłam na duzym fiacie- takim pomarańczowym- klasyka gatunku Jezdziłam też...maluchem, polonezem, żukiem, ba...nawet syrenką i trabantem
Ja zdałam w marcu Nie miałam żadnych testów psychologicznych Potwierdzam, że trzeba jeździć codziennie albo jak najczęściej żeby pozbyć się tego kamienia na żołądku
Wczoraj jechałam na zakupy do sklepu oddalonego kawałek od domu i musialam przejechać przez trudne rondo na którym pomimo świateł często so wypadki w wczoraj okazało sie, że światła nie działają, momentalnie zrobiłam się mokra z nerwów ,ale jakoś dałam radę, spokojnie upewnilam się, że mogę miałam gdzieś tych co stoją za mną a nawet nikt nie trabil . Mnie po kursie denerwuje jedna rzecz, nie wiem czy w innych miastach też tak jest, ale u mnie niestety uczą pod egzamin to znaczy, że trasy egzaminacyjne znam na pamięć tylko co z tego jak nie potrafię dojechać z domu do pracy, do sklepu czy SzMuz, analizuje na Google maps każde skrzyżowanie czy tam nie jest coś skopane itp zanim pojadę, to pomaga. Wczoraj nawrzeszczalam na męża bo chciał mi zmienić trasę powrotną do domu a ja miała w głowie już ustalone krok po kroku, musiałam w końcu zawrócić. Ehhh muszę w końcu wsiąść do tego auta sama, mam nadzieję, że w sytuacja mnie zmusi i nie będę miała wejścia.
Mnie jeżdżenie się podoba, ale jeszcze nie jeżdżę sama. Jeżdżę już czwarty miesiąc z instruktorem. Przerwa była długa w czerwcu, bo hamulce padły. A teraz już naprawione. Idzie mi chyba coraz lepiej. Zmiana biegów, hamowanie itp. Natomiast muszę jeszcze powtórzyć teorię, bo nie zawsze wiem teoretycznie przed skrzyżowaniem, kto ma mieć pierwszeństwo.
Z waszych wpisów czytam, że przy jeżdżeniu autem największym problemem jest miejsce parkingowe albo jego brak albo ciasnota. Natomiast największym atutem jest tempo przemieszczania się i niezależność. A przy jeżdżeniu komunikacją człek jest zależny od rozkładów jazdy itp. albo od zmiłowania kogoś, kto podwiezie.
W ogóle na razie nie myślę o wypadkach. Myślałam o tym na początku, jak mąż zrobił prawko i jeżdżenie autem na co dzień, to była nowa sytuacja dla nas. Ale to myślenie o wypadkach, po prostu mi się znudziło. Za kierownicą nie mam na to po prostu czasu. Muszę patrzeć w lusterka, decydować, koordynować, no sorry, ale ja w tym czasie nie mam czasu i siły się przejmować.
Prowadziłam samochód bez instruktora za to z mężem, którego bolała noga, nie mógł za bardzo prowadzić, więc wróciłam do domu. Było spokojnie. Na szczęście ruch był niedzielny i mogłam sobie jechać spokojnie.
Później już obkleję się zielonymi liśćmi, jak już będę sama...
Przecież wiem @Małgorzata32 Wiem, że złośliwość nie jest w Twoim stylu. Sama się podstawiłam pisząc o tych liściach, ale nie chcę, żeby na mnie trąbili albo rozszarpali mnie w myślach żywcem...
Komentarz
https://obywatel.gov.pl/kierowcy-i-pojazdy/zglos-utrate-lub-uszkodzenie-prawa-jazdy#scenariusz-w-urzedzie
W ogóle podróże lubię. Nawet takie po naszym mieście.
Natomiast jako pasażer kontroluję poczynania kierowcy i najzwyczajniej w świecie się przejmuje, czy zdąży zmienić pas, dlaczego jedzie tak szybko, tak nerwowo, za szybko, nie zmieści się, nie zauważył czerwonego światła, dlaczego tak nerwowo itp.
Jednym słowem wewnętrzna obawa "wychowawcy" i nerwówka, która mija mi zupełnie, gdy kieruję sama. Gdy jadę sama nie mam czasu na strach, bo tyle jest zadań, biegi zmieniać, sprzęgło, hamulec, gaz, znaki, światła itp.
Jazda autem zmienia perspektywę .
Sama jeżdżę od 16 lat i nadal się boję.
Mam prawo jazdy od ponad 25 lat. Nigdy nie byłam i nie jestem dobrym kierowcą. Nie lubię jeździc. Ale jeżdżę, bo muszę.
W sumie sporo km przejezdziłam.
Boje sie jezdzic po miescie. A autostrad unikam jak ognia.
Trochę się stresowalam na początku, ale teraz gdy jeżdżę codziennie, często duuzo, że względu na prace to się nie zastanawiam nad tym. A też kierowca wybitnym nie jestem.
Na drugich jazdach mnie to spotkało. Uważam, że zawsze trzeba mieć ograniczone zaufanie do innych kierowców.
na sąsiednie osiedle.
Strach o dziecko...które się ma w samochodzie który prowadzisz ty i odpowiadasz...
Za niedługo on będzie mnie woził
A, ze nie jezdzę? To tylko potwierdza moją teorię, ze do bycia drajwerem nie wszyscy mają predyspozycje.
Trafiłam na genialną instruktorkę, z niemal 100% zdawalnoscią w pierwszym terminie, szkoliła wiele znanych mi dziewczyn.
Byłam kursantką z tych oporniejszych, mało odważnych, strasznie bojących się.
Ale instruktorka przed egzaminem powiedziała-potrafisz prowadzić pojazd i obsługiwać go na podstawowym poziomie, na egzaminie musisz przekonać instruktora, że to prawda. Jeździć nauczysz się po jakimś czasie, bo jak w każdym przypadku-potrzebna praktyka. Na egzaminie mów, co robisz, co będziesz robić i dlaczego czegos nie zrobiłaś. I tak było. Prawie cały czas mówiłam, co robię i dlaczego czegoś nie zrobiłam: "mogłabym teraz włączyć się do ruchu ale nie mam jeszcze pewnosci, czy zdążę i czy nie wymuszę na tamtym kierowcy", "powinnam wrzucic wyższy bieg - ale za 100 m będę skręcać, więc nie będę sie za bardzo rozpędzać" itp
zdałam jako jedna z 3 osób w 40 osob grupie, za pierwszym razem
Rozkręcanie za kierownicą szło mi dosć długo-najpierw jeździłam z kolegą, koleżanką trasa dom-praca, potem sama dom-praca. Powoli zmieniałam trasy i wypuszczałam się innymi drogami. Często próbowałam oddać kluczyki - ale trafiałam na opór, przyjaciele mi wcale nie ułatwiali, tylko mobilizowali do jazdy. Mąż nie ma prawa jazdy
Moja instruktorka była świetna, zawsze kazała mysleć i przewidywać, aby nie być utrudnieniem dla innych - np : myśl przy lewoskrecie, dawaj szybciej kierunek, wypusć tego, co też w lewo z podporządkowanej, nie tocz się na światłach, jeśli jest pas oddzielny do prawoskrętu, myśl- tocząc się utrudniasz innym wjazd na ich pas, ze skrzyżowania zjeżdżamy szybko-oceń, w którym momencie czerwonego możesz już wrzucić sprzęgło i jedynkę by na zielonym od razu ruszyć, jeśli jedziesz wolno, jedz maksymalnie równo, daj się wyprzedzić-nie ułatwiaj wyprzedzania w momencie niedozwolonym, w innych sytuacjach ułatw to innym kierowcom..itp itd
I wiecie co...wiem, ze się narażę-ale kobiety jednak jeżdżą gorzej od mężczyzn. To nie bezpodstawna krytyka, tylko stwierdzenie faktu.
Tez miałam/mam problemy z oceną odległości. Do tej pory potrafie wysiąsc z auta, zeby zobaczyc ile mam miejsca z tyłu . Wtedy to strasznie denerwowało mojego instruktora. Facet w ogóle był nerwowy, przeklinał na kursantów ile wlezie. I palił papierosa za papierosem...W duzym miescie nigdy nie jezdziłam na kursie. Autostrad wtedy nie było...Nie nauczyłam sie jezdzic...
Atsd...prawo jazdy robiłam na duzym fiacie- takim pomarańczowym- klasyka gatunku
Jezdziłam też...maluchem, polonezem, żukiem, ba...nawet syrenką i trabantem
Nie miałam żadnych testów psychologicznych
Potwierdzam, że trzeba jeździć codziennie albo jak najczęściej żeby pozbyć się tego kamienia na żołądku
A teraz już naprawione. Idzie mi chyba coraz lepiej. Zmiana biegów, hamowanie itp.
Natomiast muszę jeszcze powtórzyć teorię, bo nie zawsze wiem teoretycznie przed skrzyżowaniem, kto ma mieć pierwszeństwo.
Z waszych wpisów czytam, że przy jeżdżeniu autem największym problemem jest miejsce parkingowe albo jego brak albo ciasnota. Natomiast największym atutem jest tempo przemieszczania się i niezależność.
A przy jeżdżeniu komunikacją człek jest zależny od rozkładów jazdy itp. albo od zmiłowania kogoś, kto podwiezie.
Ale to myślenie o wypadkach, po prostu mi się znudziło.
Za kierownicą nie mam na to po prostu czasu. Muszę patrzeć w lusterka, decydować, koordynować, no sorry, ale ja w tym czasie nie mam czasu i siły się przejmować.
Później już obkleję się zielonymi liśćmi, jak już będę sama...
"Z przodu listek, z tyłu listek a w środku...głąb"
Przepraszam...@AgaMaria
A ze optymista to dobrze wróży.
Wiem, że złośliwość nie jest w Twoim stylu.
Sama się podstawiłam pisząc o tych liściach, ale nie chcę, żeby na mnie trąbili albo rozszarpali mnie w myślach żywcem...