A ze mam slabosc do kuchni szwabskiej (czyli z czesci Niemiec zwanej Szwabia; niestety ogolny obraz kuchni niemieckiej przycmiony jest przez tlusta i pozbawiona finezji kuchnie pruska czy saska), to opowiem (w koncu kazdy sobie moze przewinac mysza w dol do nastepnego posta).
Gaisgurg jest obecnie czescia Stuttgartu (czyli stolicy Szwabii), kiedys byl samodzielnym miasteczkiem-twierdza (nastepnie zlokalizowano tam koszary, wiec ton miastu nadawali przez wieki mundurowi).
Wersja prosta glosi, ze owi mundurowi mieli w koszarach tak "dobre" jedzenie, ze wieczorami miejscowa gospoda pekala w szwach. Trzeba bylo wiec przygotowac jedzenie sycace wojakow i jednoczesnie takie, zeby sie dalo nakarmic szybko caly pulk. A mundurowi, jak to mundurowi, przynajmniej DO gospody szli marszem (wracali pewnie wezykiem). Stad Gaisburger Marsch (czyli marsz).
Historia druga, napawajaca mieszkancow Gaisburga wieksza duma, glosi, ze Francuzi, zajawszy Stuttgart, uwiezili w gaisburskiej twierdzy mezczyzn. Kobietom pozwolono przynosic im jedna miske jedzenia dziennie. Szwabskie zony, z wlasciwa sobie zaradnoscia, wymyslily potrawe, ktora miescila sie w misce, byla kaloryczna, niedroga i zawierala te skladniki, ktore w Szwabii cieszyly sie estyma. Tak wiec powstal porzadny rosol na wolowinie, z kartoflami, sp?¤tzlami (szwabskimi kluskami, o ktorych juz kiedys byla rozmowa) i duza iloscia warzyw.
Takze, jesli masz ochote na jesienny, rozgrzewajacy rosol, to Gaisburger Marsch jest na pewno godzien wyprobowania (przy czym jest to potrawa sycaca, raczej nie ma co planowac specjalnie drugiego dania). Wiem, ze rosoly na miesie nie powinny byc zupa codzienna, ale jeden Gaisburger Marsch nie zaszkodzi.
Przygotowanie:
Gotujemy rosol na porzadnej porcji miesa wolowego (odradzam probe zamieniania na drob, w tym przypadku sie nie da!) z duza iloscia warzyw (chodzi o to, zeby byl esencjonalny, a nie "cienki"; w gotowana w rosole cebule mozna ponabijac gozdziki ). Osobno gotujemy kartofle i sp?¤tzle. Rosol odcedzamy. Mieso rosolowe kroimy w male kawalki, marchewke i pietruszke rowniez, chlup do zupy. Przesmazamy dodatkowo pokrojona w kostke cebule i tez wrzucamy do zupy. Dodajemy kartofle (pokrojone w byle jaka kostke) i sp?¤tzle. Jesli trzeba, dosalamy, dopieprzamy, warto dodac troche galki muszkatolowej. Niby mega banal, a smakuje super.
Gaisburger Marsch nalezy do potraw, ktorych nie jada sie w stolowkach ani niesprawdzonych restauracjach (woda z maggi, kartoflami i kluskami to nie jest GM!).
U nas zagoscil na stole w ramach jesiennego festiwalu prostych potraw i wszedl do stalego repertuaru.
[cite] Marcelina:[/cite]Oooo, pudding, taki jak u L.M. Mongomery? Podasz przepis, Ireno? Może być już w tej nowej książce kucharskiej.
Pudding ryżowy (czekoladowo-pomarańczowy)
Składniki:
łyżka mąki kukurydzianej (pewnie ziemniaczana też może być od biedy)
600 ml mleka
50g ryżu do deserów (tzw. pudding rice; ja kupiłam taki w Marks&Spencer, ale na pewno może być każdy rodzaj, a nawet płatki ryżowe)
125 g posiekanej czekolady
1 łyżka brązowego cukru (może być biały)
kilka kropli esencji waniliowej albo cukier waniliowy (ja kupuję esencję waniliową z prawdziwej wanilii w M&S, buteleczka kosztuje 19 zł, ale starcza na długo; mają też kawową i cytrynową)
140 ml śmietanki
2 pomarańcze
Takie są składniki z oryginalnego przepisu, ale ja nie miałam pomarańczy, ale miałam za to czekoladę z kawałkami pomarańczy, więc taką dodałam.
Zmieszać mąkę kukurydzianą z odrobiną mleka. Resztę mleka zagotować, dodać ryż, przykryć i ugotować na wolnym ogniu do miękkości, od czasu do czasu mieszając.
Kiedy ryż będzie miękki, wlać rozpuszczoną mąkę kukurydzianą, doprowadzić do wrzenia i gotować mieszając przez 2 minuty.
Zdjąć z ognia, dodać posiekaną czekoladę, cukier, esencję waniliową i śmietankę. Wymieszać, aż czekolada się rozpuści.
Obrać pomarańcze, także z osłonek poszczególnych cząstek. Najlepiej robić to nad puddingiem tak, by sok wpadał do garnka. Wymieszać.
Nałożyć pudding do miseczek, a na wierzch położyć po kilka cząstek pomarańczy.
Smacznego!
Irena- robilam podobny:-)Potem probowalam innych przepisow dla urozmaicenia;-) U mnie dzis byl ryz z filetem z indyka,warzywami I mlekiem kokosowym-z roznymi przyprawami.
Wczoraj byla norweska zapiekanka rybna (nie wiem w sumie, na ile ona jest norweska, przepis mam od jednej Norwezki, fakt, ze smaczny), dzisiaj resztki zapiekanki oraz kotlety soczewicowe w sosie cebulowym, salatka z ogorkow i chleb razowy. Na deser gofry z maki pelnoziarnistej, ale to juz kolezanka piekla
juka o matko!
ja dopiero wstałam, (dzisiaj jakoś wyjątkowo najmłodsza pociecha mi pozwoliła spać, do tej pory z czego oczywiście skorzystałam, bo zawsze wstaje przed szóstą) ledwo siedzę, a tej dyniowa już pyrka
:shocked:
Na zyczenie corki zupa pomidorowa z kluskami kladzionymi.
Na drugie, w ramach kontynuacji festiwalu kuchni szwabskiej(chyba powinnam ksiazke o tej mojej fascynacji kuchennej napisac... tylko kto by chcial w Polsce gotowac "po szwabsku":fm:), moze ciasto cebulowe, o cos takiego
Obawiam sie jednak, ze czasowo nie wyrobie. Wtedy ciasto zostanie przelozone na weekend, a dzisiaj np. pizza z tunczykiem, oliwkami i cebula (mamy ochote na cos ciastowego).
Juka, kontynuuj temat lazanek, to sciagne od Ciebie. Nigdy nie robilam lazanek:shamed:
Jak dla mnie łazanki mogą być z czymkolwiek, jeśli ciasto na łazanki jest robione w domu.
Nie cierpię kupnych łazanek!!!
Ja robię ze słodką kapustą (znaczy, nie kiszoną ), boczkiem, cebulą i dużą ilością pieprzu.
Uważam, że w łazankach akurat nie ma co się silić na oryginalność. Mają być właśnie takie zwykłe.
A to ciasto cebulowe miałam kiedyś w przepisie z porem zamiast cebuli. Tylko nie wiem, czy to jeszcze wtedy można szwabskim nazwać, czy to nie profanacja aby.
Wszystko razem zagniatasz, musi być dość twarde ale bez przesady- musi się dać wyrobić.
Ja po zrobieniu zawijam na pół godziny w reklamówkę, wtedy się robi takie elastyczne, fajniej się wałkuje.
I kawałkami wałkuję na cienki placek dobrze posypując mąką z obu stron.
Trochę podsuszam, żeby się nie lepiło przy krojeniu.
Marcelina, dam kolo soboty, najpierw sama wyprobuje, bo bede robic z niedawno nabytej "Kuchni szwabskiej".
Dzisiaj ostatecznie zakonczylo sie na... zapiekance z kaszy gryczanej z pieczarkami, marchewka, cebula, kalarepa z dipem jogurtowo-ziolowym. Syn troche niedomaga, marudny bardzo (wiec wolalam sie z nim pomeczyc, ale w zamian dac mu sie wygrzac i odespac w domu, moze sie uda, zeby nie zachorowal na nic; dziewczynka, u ktorej bylismy wczoraj w gosciach, jest dzisiaj chora, czyli kontakt z jakimis gonokokami nastapil).
Ha, dzięki za szwabskie i polskie inspiracje. To tak w przeddzień Święta Niepodległości . U nas dziś był rosół na wołowinie, do którego małż zażyczył sobie oprócz makaronu fasolę :cool:. Podobno jego babcia taki gotowała. Ok.
Mam ochotę na ten pudding tylko boję się, czy to jest zdrowe? A propos, Marcelino, czy jesteście już zdrowi?
Komentarz
http://www.uwielbiam.pl/przepisy/przegladanie/spaghetti-dla-zuchwalych
wolowina i bez kapusty
A ze mam slabosc do kuchni szwabskiej (czyli z czesci Niemiec zwanej Szwabia; niestety ogolny obraz kuchni niemieckiej przycmiony jest przez tlusta i pozbawiona finezji kuchnie pruska czy saska), to opowiem (w koncu kazdy sobie moze przewinac mysza w dol do nastepnego posta).
Gaisgurg jest obecnie czescia Stuttgartu (czyli stolicy Szwabii), kiedys byl samodzielnym miasteczkiem-twierdza (nastepnie zlokalizowano tam koszary, wiec ton miastu nadawali przez wieki mundurowi).
Wersja prosta glosi, ze owi mundurowi mieli w koszarach tak "dobre" jedzenie, ze wieczorami miejscowa gospoda pekala w szwach. Trzeba bylo wiec przygotowac jedzenie sycace wojakow i jednoczesnie takie, zeby sie dalo nakarmic szybko caly pulk. A mundurowi, jak to mundurowi, przynajmniej DO gospody szli marszem (wracali pewnie wezykiem). Stad Gaisburger Marsch (czyli marsz).
Historia druga, napawajaca mieszkancow Gaisburga wieksza duma, glosi, ze Francuzi, zajawszy Stuttgart, uwiezili w gaisburskiej twierdzy mezczyzn. Kobietom pozwolono przynosic im jedna miske jedzenia dziennie. Szwabskie zony, z wlasciwa sobie zaradnoscia, wymyslily potrawe, ktora miescila sie w misce, byla kaloryczna, niedroga i zawierala te skladniki, ktore w Szwabii cieszyly sie estyma. Tak wiec powstal porzadny rosol na wolowinie, z kartoflami, sp?¤tzlami (szwabskimi kluskami, o ktorych juz kiedys byla rozmowa) i duza iloscia warzyw.
Takze, jesli masz ochote na jesienny, rozgrzewajacy rosol, to Gaisburger Marsch jest na pewno godzien wyprobowania (przy czym jest to potrawa sycaca, raczej nie ma co planowac specjalnie drugiego dania). Wiem, ze rosoly na miesie nie powinny byc zupa codzienna, ale jeden Gaisburger Marsch nie zaszkodzi.
Przygotowanie:
Gotujemy rosol na porzadnej porcji miesa wolowego (odradzam probe zamieniania na drob, w tym przypadku sie nie da!) z duza iloscia warzyw (chodzi o to, zeby byl esencjonalny, a nie "cienki"; w gotowana w rosole cebule mozna ponabijac gozdziki ). Osobno gotujemy kartofle i sp?¤tzle. Rosol odcedzamy. Mieso rosolowe kroimy w male kawalki, marchewke i pietruszke rowniez, chlup do zupy. Przesmazamy dodatkowo pokrojona w kostke cebule i tez wrzucamy do zupy. Dodajemy kartofle (pokrojone w byle jaka kostke) i sp?¤tzle. Jesli trzeba, dosalamy, dopieprzamy, warto dodac troche galki muszkatolowej. Niby mega banal, a smakuje super.
Gaisburger Marsch nalezy do potraw, ktorych nie jada sie w stolowkach ani niesprawdzonych restauracjach (woda z maggi, kartoflami i kluskami to nie jest GM!).
U nas zagoscil na stole w ramach jesiennego festiwalu prostych potraw i wszedl do stalego repertuaru.
Na deser pudding ryżowy (własnej roboty, of course)
W piaskownicy to mają dania...
u nas czasem dziecko w zupie jarzynowej- pycha jedno i drugie:br:
Składniki:
łyżka mąki kukurydzianej (pewnie ziemniaczana też może być od biedy)
600 ml mleka
50g ryżu do deserów (tzw. pudding rice; ja kupiłam taki w Marks&Spencer, ale na pewno może być każdy rodzaj, a nawet płatki ryżowe)
125 g posiekanej czekolady
1 łyżka brązowego cukru (może być biały)
kilka kropli esencji waniliowej albo cukier waniliowy (ja kupuję esencję waniliową z prawdziwej wanilii w M&S, buteleczka kosztuje 19 zł, ale starcza na długo; mają też kawową i cytrynową)
140 ml śmietanki
2 pomarańcze
Takie są składniki z oryginalnego przepisu, ale ja nie miałam pomarańczy, ale miałam za to czekoladę z kawałkami pomarańczy, więc taką dodałam.
Zmieszać mąkę kukurydzianą z odrobiną mleka. Resztę mleka zagotować, dodać ryż, przykryć i ugotować na wolnym ogniu do miękkości, od czasu do czasu mieszając.
Kiedy ryż będzie miękki, wlać rozpuszczoną mąkę kukurydzianą, doprowadzić do wrzenia i gotować mieszając przez 2 minuty.
Zdjąć z ognia, dodać posiekaną czekoladę, cukier, esencję waniliową i śmietankę. Wymieszać, aż czekolada się rozpuści.
Obrać pomarańcze, także z osłonek poszczególnych cząstek. Najlepiej robić to nad puddingiem tak, by sok wpadał do garnka. Wymieszać.
Nałożyć pudding do miseczek, a na wierzch położyć po kilka cząstek pomarańczy.
Smacznego!
ja dopiero wstałam, (dzisiaj jakoś wyjątkowo najmłodsza pociecha mi pozwoliła spać, do tej pory z czego oczywiście skorzystałam, bo zawsze wstaje przed szóstą) ledwo siedzę, a tej dyniowa już pyrka
:shocked:
Na drugie, w ramach kontynuacji festiwalu kuchni szwabskiej(chyba powinnam ksiazke o tej mojej fascynacji kuchennej napisac... tylko kto by chcial w Polsce gotowac "po szwabsku":fm:), moze ciasto cebulowe, o cos takiego
Obawiam sie jednak, ze czasowo nie wyrobie. Wtedy ciasto zostanie przelozone na weekend, a dzisiaj np. pizza z tunczykiem, oliwkami i cebula (mamy ochote na cos ciastowego).
Juka, kontynuuj temat lazanek, to sciagne od Ciebie. Nigdy nie robilam lazanek:shamed:
Nie cierpię kupnych łazanek!!!
Ja robię ze słodką kapustą (znaczy, nie kiszoną ), boczkiem, cebulą i dużą ilością pieprzu.
Uważam, że w łazankach akurat nie ma co się silić na oryginalność. Mają być właśnie takie zwykłe.
pół kilo mąki
2 jajka
ciepła woda
Wszystko razem zagniatasz, musi być dość twarde ale bez przesady- musi się dać wyrobić.
Ja po zrobieniu zawijam na pół godziny w reklamówkę, wtedy się robi takie elastyczne, fajniej się wałkuje.
I kawałkami wałkuję na cienki placek dobrze posypując mąką z obu stron.
Trochę podsuszam, żeby się nie lepiło przy krojeniu.
Dzisiaj ostatecznie zakonczylo sie na... zapiekance z kaszy gryczanej z pieczarkami, marchewka, cebula, kalarepa z dipem jogurtowo-ziolowym. Syn troche niedomaga, marudny bardzo (wiec wolalam sie z nim pomeczyc, ale w zamian dac mu sie wygrzac i odespac w domu, moze sie uda, zeby nie zachorowal na nic; dziewczynka, u ktorej bylismy wczoraj w gosciach, jest dzisiaj chora, czyli kontakt z jakimis gonokokami nastapil).
U nas dziś był rosół na wołowinie, do którego małż zażyczył sobie oprócz makaronu fasolę :cool:. Podobno jego babcia taki gotowała. Ok.
Mam ochotę na ten pudding
tylko boję się, czy to jest zdrowe?
A propos, Marcelino, czy jesteście już zdrowi?
Pytałam o zdrówko, bo się wciąż jeszcze doleczam :sad:.