Na mannej z krowim mlekiem wyrosło całe pokolenie z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, podawanych o zgrozo, już od pierwszych tygodni. Z zaleceń jakie teściowa dostawała od lekarza wówczas wynikało, że to jest właściwe. Wówczas żółtko i zupki dostawały już dwumiesięczne dzieci. W znacznej mierze ludzie ci są dalej zdrowi. Ja uważam, że nawet jak nie jest w zaleceniach to matka najlepiej widzi co jej maluch dobrze toleruje i po czym jest najedzony i zadowolony. a zalecenia................. ogólnie są ok. ale różnice w szczegółach kiedy co wprowadzać tak różnią się w poszczególnych krajach, że ech. Taki banan u nas od roku a niemieckim niemowlakom już czteromiesięcznym nie szkodzi. Znaczy jak chcesz podać skocz na drugą stronę granicy i będzie ok.
Moi też dostawali mannę ale później po roku (dwóch) a trzeci jej nie cierpiał i wzdymało go więc dostawał ryżową kaszkę. Każde dziecię jest inne i matka zna je najlepiej.
Jeszcze taka uwaga natury ogólnej odnośnie zaleceń dietetycznych z lat 50. i 60. Należy wziąć pod uwagę także kontekst społeczny - czyli nacisk na jak najszybszy powrót kobiet do pracy zawodowej, często konieczność tej pracy z przyczyn ekonomicznych czy ideologicznych. (Btw, ktoś wie, jak było wtedy z urlopami macierzyńskimi?)Zatem nie było kwestii, czy mama domowa ma rozszerzać dietę dziecka i jak to robić, raczej - jak szybko można wepchnąć dziecku jakikolwiek zastępnik mleka kobiecego, żeby kobieta wróciła do pracy. A ponieważ mm nie zaspokajało wszystkich potrzeb żywieniowych dziecka, pojawiła się konieczność jak najszybszego uzupełnienia diety. Stąd byłabym ostrożna, bo jednak kontekst społeczny (ideologiczno - ekonomiczny) tu miał znaczenie decydujące.
Moja babcia każdorazowo wracała do pracy po 3mcach - wówczas dziecko oddawane było babci (lub dziadkowi) "do bawienia". Moja babcia nie myślała, że zdrowo jest karmić dłużej niż 3mce
ja tam w ogóle nie byłam karmiona piersią bo było cc, a wtedy po cc nie było karmienia piersią, mama zaobaczyła mnie chyba na 2gi czy 3ci dzień, tata po 12 dniach, jak wyszły ze szpitala.
I tak cud, że mój mózg pracuje, miałam 2 pkt po urodzeniu w zamartwicy
A mnie mama karmiła długo, ale dokarmiała pewnie od trzeciego miesiąca. Grysik jadłam prawie codziennie, hojnie pocukrzony, z żółtkiem zresztą. Byłam gruba i miałam zaparcia. Schudłam, kiedy jako nastolatka zaczęłam sama kontrolować swoją dietę. Moja siostra podobnie. Żadne z naszych dzieci nie jest nawet pulchne, żadnych genetycznych skłonności, grubych kości - nie mają. My ewidentnie byłyśmy - przy najlepszych chęciach rodziców i babć - sztucznie zapasione. A co się najadłam wstydu i upokorzeń to moje.
karmiona byłam mlekiem w proszku od urodzenia właściwie, kasza manna, kluski, kopytka itp. na porządku dziennym, taki trochę może i pulpecik byłam, ale niedługo, za to na co teraz choruję to moje
mój brat karmiony był piersią przeszło 3 lata, bez mleka krowiego właściwie chowany, faza zdrowego zywienia przetoczyła się wtedy przez nasz dom - i chłopina choruje na to samo co ja )
nie jestem fanem jaglanki, goptuję od czasu do czasu, a mąż tylko czasem pyta czy często będziemy jedli "te robaczki" (bo mu sie nieodmiennie kojarzy z przynętą na ryby) aczkolwiek na mannę i soki mam uczulenie
W latach 50. był nakaz pracy, w miastach przynajmniej i szybki powrót po urodzeniu dziecka, nie wiem, po ilu miesiącach. Natomiast z tego, co słyszałam, przed wojną kobiety, które straciły laktację (pewnie nie bez znaczenia było niedożywienie) karmiły dzieci mlekiem krowim.
tylko tamte krowy było duzo lepiej tolerowane. rzadko się zdarzały nietolerancje, bo mleko w kance było od jednej, bądz kilku krów. Niehomogenizowane. I to nie tyle ta krowa jest zła, co proces homogenizacji , oraz to ze do zlewni jest mieszane mleko od setek krów i robi sie koktajl róznych rozdrobnionych białek.
Mleko tylko do kawy - jak kupne, to bez różnicy czy tłuste czy odtłuszczone.
Dziś krowa z której mleko idzie do mleczarni żyje maksymalnie 7 lat chyba, tyle, że u schyłku swego życia, jest wrakiem!
Mięso z takiej krowy nie powinno być spożywane, niestety rolnicy sprzedają i takie krowy do rzeźni
Nie to najgorsze, ze mleko w mleczrni jest mieszanką setek zwierząt, najgorsze to, ze te krowy żyją tylko po żeby mleko dawaći jak najwięcej tego mleka ma być, więc "reszta" zwierzęcia się nie liczy.
Faszeruje się je na potęgę wszelkimi syfiastymi specyfikami.
@Dorota - tak, tylko np. niegotowane mleko mogło być zarażone wirusem gruźlicy odzwierzęcej atakującej kości między innymi. Niestety nie było tej świadomości, stąd skutki na całe życie po zakażeniu takim wirusem, miałam taki przypadek w rodzinie
A nie pamietasz ze kiedys mleko piło sie tylko przegotowane? Nawet specjalne garnuszki do gotowania tegoz były. Wode sie wlewało. bo mleko jak to mleko lubiło sie przypalić lub wykipieć.
Jednakowoż proponuję wrocić tematem do żółtek, coby się o pszeniczankę versus jaglankę nie targować
Hm wsadzę kij w mrowisko, ale może jajek nie wolno małym dzieciom dawać bo kury jedzą przecież pszenicę. Tzn. w paszach przemysłowych jest przewaga kukurydzy i soi ( genetycznie modyfikowanej nawet takiej na której jest napisane eko ), ale je. np. wolę jak kury dostają mieszankę z przenicą, nieco mniej kukurydzy a soi w ogóle. Dlatego, że wtedy jajka lepsze niosą, nie mają wzdęć jak po przemysłówkach, rozwolnień i upierzenie ładniejsze. Ale może właśnie takie jajka są niezdrowe ? Pomijam, że żywią się po za tym co znajdą - chwasty, trawa, dżdżownice, żuczki, pająki i co tam jeszcze. Obierki, oraz witaminy i wiele innych rzeczy ( na sucho- oprócz przenicy, słonecznik, jęczmień niełuskany, mało mielonej kukurydzy, namoczony groch, trochę żyta lub owsa- jak uda mi się to w ogóle kupić. Tylko może właśnie ktoś wrażliwy na przenicę po takich jajkach byłby chory.
Bo "manna" odmienia sie jak "wanna". Taka ciekawostka polonistyczna (tez naleze do osob, ktore intuicyjnie by odmienialy przymiotnikowo, wiec musialam kiedys nauczyc sie regulki na pamiec).
@Dorota - tak, tylko np. niegotowane mleko mogło być zarażone wirusem gruźlicy odzwierzęcej atakującej kości między innymi. Niestety nie było tej świadomości, stąd skutki na całe życie po zakażeniu takim wirusem, miałam taki przypadek w rodzinie
ostatniuo słyszałam teorię, że jaja fermowe są zdrowsze bo nie zawierają wielu szkodliwych substancji, które zawierają jaja kur chodzących wolno i jedzących co popadnie. i bądź tu człowieku mądry
@Aneczka08 - tę zacytowaną przez Ciebie koncepcję forsuje lobby producentów jaj fermowych. Serio! Na tej samej zadzie współcześni mleczarze twierdzą, że najzdrowsze jest mleko od krowy, która całe życie spędza w oborze i codziennie dostaje antybiotyki, bo w jej mleku jest najmniej bakterii i komórek somatycznych. Mnie te "sterylne" koncepcje nie przekonują.
Prawdopodobnie chodzi o to, że wiele kur wiejskich z racji, że są trzymane w gospodarstwach z inwentarzem, grzebią w odchodach świń, krów, koni i wyjadają niestrawione ziarna... U mnie nie ma tego bo ze zwierząt które robią kupy są tylko psy a ja po nich sprzątam. Moje kury nie są karmione też tylko zlewkami czy pomyjami jak kto woli ale właśnie podstawą jest ziarno ( ale czy ono rosło na nawozach sztucznych czy było pryskane tego też nie wiem ). Nie handluję jajami bo mam za mało kur ale jeśli chodzi o smak to u mnie w rodzinie nikt już nie ma ochoty na spożywanie jajek z biedronki czy tesco.
@rusalka - nie wszystkie dzieci są karmione piersią. W przypadku karmienia mieszanką uzasadnione jest możliwie najwcześniejsze rozszerzanie diety. Z badań skandynawskich wynika, że przedłużone karmienie wyłącznie mieszanką przyczynia się do wzrostu ryzyka nowotworów krwi u dziecka. Problemem nie jest, czy rozszerzać wcześnie dietę dziecka karmionego mieszanką ale jakimi produktami ją rozszerzać, by było to możliwie najkorzystniejsze dla zdrowia dziecka.
A no i kury żyjące na wolnym wybiegu są narażone na kontakt z ptasią grypą od dzikiego ptactwa, które też urzęduje na podwórkach. Ale...ja tam wolę takie ryzyko niż jajka z fermy....No i na razie nie mamy niemowląt, tak więc zapomniałam o dylemacie czy dawać żółtka czy nie.
Komentarz
I tak cud, że mój mózg pracuje, miałam 2 pkt po urodzeniu w zamartwicy
Moja siostra podobnie.
Żadne z naszych dzieci nie jest nawet pulchne, żadnych genetycznych skłonności, grubych kości - nie mają. My ewidentnie byłyśmy - przy najlepszych chęciach rodziców i babć - sztucznie zapasione. A co się najadłam wstydu i upokorzeń to moje.
mój brat karmiony był piersią przeszło 3 lata, bez mleka krowiego właściwie chowany, faza zdrowego zywienia przetoczyła się wtedy przez nasz dom - i chłopina choruje na to samo co ja )
nie jestem fanem jaglanki, goptuję od czasu do czasu, a mąż tylko czasem pyta czy często będziemy jedli "te robaczki" (bo mu sie nieodmiennie kojarzy z przynętą na ryby)
aczkolwiek na mannę i soki mam uczulenie
o.
nawet przez chwilę ich zapach czułam
@-)
:P
btw. Lubie manne na mleku.
I mleko lubie
Hm wsadzę kij w mrowisko, ale może jajek nie wolno małym dzieciom dawać bo kury jedzą przecież pszenicę. Tzn. w paszach przemysłowych jest przewaga kukurydzy i soi ( genetycznie modyfikowanej nawet takiej na której jest napisane eko ), ale je. np. wolę jak kury dostają mieszankę z przenicą, nieco mniej kukurydzy a soi w ogóle. Dlatego, że wtedy jajka lepsze niosą, nie mają wzdęć jak po przemysłówkach, rozwolnień i upierzenie ładniejsze. Ale może właśnie takie jajka są niezdrowe ? Pomijam, że żywią się po za tym co znajdą - chwasty, trawa, dżdżownice, żuczki, pająki i co tam jeszcze. Obierki, oraz witaminy i wiele innych rzeczy ( na sucho- oprócz przenicy, słonecznik, jęczmień niełuskany, mało mielonej kukurydzy, namoczony groch, trochę żyta lub owsa- jak uda mi się to w ogóle kupić. Tylko może właśnie ktoś wrażliwy na przenicę po takich jajkach byłby chory.
i bądź tu człowieku mądry
Mnie te "sterylne" koncepcje nie przekonują.
U mnie nie ma tego bo ze zwierząt które robią kupy są tylko psy a ja po nich sprzątam.
Moje kury nie są karmione też tylko zlewkami czy pomyjami jak kto woli ale właśnie podstawą jest ziarno ( ale czy ono rosło na nawozach sztucznych czy było pryskane tego też nie wiem ). Nie handluję jajami bo mam za mało kur ale jeśli chodzi o smak to u mnie w rodzinie nikt już nie ma ochoty na spożywanie jajek z biedronki czy tesco.
Problemem nie jest, czy rozszerzać wcześnie dietę dziecka karmionego mieszanką ale jakimi produktami ją rozszerzać, by było to możliwie najkorzystniejsze dla zdrowia dziecka.
Ale...ja tam wolę takie ryzyko niż jajka z fermy....No i na razie nie mamy niemowląt, tak więc zapomniałam o dylemacie czy dawać żółtka czy nie.