Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Homeschoolersi są the best!

1121315171841

Komentarz

  • @Becia: Jeśli łatwo, to i tak rezultat wychowania w domu.
  • Niech będzie :)
    To był najbardziej wymagający rok szkolny, ale zdecydowanie najlepszy ze wszystkich :)

    No i nasze dzieci nie chcą wracać do szkoły, co jest dodatkowa motywacją do pracy ;)
  • Czytam Was od jakiegoś czasu i podziwiam. Chylę czoła, po prostu.

    Z jednej strony to co mówicie jest takie naturalne, z drugiej skłania mnie do przewartościowania wielu moich przekonań. Chciałam Was więc prosić o pomoc w zrozumieniu czegoś, a mianowicie wspomnianego wcześniej aspektu socjalizacji, bo tylko z tym aspektem mam problem (no i wiary we własne siły prowadzenia ED, ale to powiedzmy drugorzędne).

    Mam 3 małych dzieci (wkrótce dojdzie jeszcze jedno): bliźniacy 3,5 roku są baaardzo nieśmiali, wiele osób powiedziałoby "takie dzikusy". Nie nawiązują łatwo kontaktu, czy to z rówieśnikami, czy to z innymi dziećmi/dorosłymi. Młodszy (2 latek) za to do każdego podejdzie, "zagadnie" na swój sposób. Wśród ludzi czuje się swobodnie. Duża różnica. I tak jak o młodszego się nie boję, tak dla starszych wydawało się nam ważne, aby nauczyli się obcowania w grupie równieśniczej, jaką oferuje szkoła (a wcześniej przedszkole). Jak Wy to widzicie?
  • W grupie rówieśniczej następuje socjalizacja do grup rówieśniczych, czyli przydatna na czas edukacji szkolnej ew. zasadniczej służby wojskowej. W tym drugim przypadku zwłaszcza się przyda umiejętność radzenia sobie z falą. O ile wiem, w wielu szkołach już się praktykuje podobne obyczaje.

    Socjalizacja do zwykłego życia następuje w zróżnicowanych kontaktach społecznych -- z rodzicami, rodzeństwem, szerszą rodzina, sąsiadami, kółkiem przykościelnym, drużyną harcerską itd.
  • @powołAniu,
    Myślę, że problemu nieśmiałości nie da się rozwiązać poprzez umieszczenie dziecka w grupie przedszkolnej (równej liczebnie plutonowi :wink:). Taka grupa jeszcze bardziej może zrazić i zamknąć dziecko. Moje dzieci chodzą regularnie na plac zabaw, gdzie spotykają dzieci z sąsiedztwa. Michał często bawi się ze starszymi dziećmi, zna też paru kolegów równolatków (z którymi zresztą chodził przez tydzień do przedszkola).
    Córka (4 lata) jest bardziej nieśmiała, ale uważam, że to taki urok jej wieku i ma jeszcze czas na dorośnięcie. Mają dobre relacje między rodzeństwem i licznym gronem kuzynek. Małej roślinki też się nie ciągnie na siłę za listki, żeby szybciej urosła. A dla zdrowej i mocnej psychiki relacje rodzinne są solidną podstawą na całe życie.
  • Nieśmiałość jest najczęściej związana z temperamentem, a więc jest czymś wrodzonym. Owszem, można nad tym popracować, ale jak? A w ogóle czy to źle jeżeli człowiek jest nieśmiały?
    Z obserwacji moich dzieci, jeżeli dziecko ma nieśmiałą naturę, nazwijmy to, to umieszczanie go w grupie rówieśniczej wcale nie pomaga temu dziecku przezwyciężać nieśmiałości, a wręcz przeciwnie!
  • [cite] Paradidel:[/cite]

    Jeśli ich zakłamanie polega na przykład na nauce o ewolucji, to i owszem.[/quote]

    Oprócz kłamstwa ewolucyjnego jest jeszcze mnóstwo innych kłamstw w podręcznikach, ale tylko ten o tym wie, kto zagląda do podręczników dzieci i czyta je, kto interesuje się czego dzieci się uczą z podręczników - tylko ten zdaje sobie sobie sprawę jak jego własne dzieci są OSZUKIWANE i ten robi wszystko, aby ochronić swoje dzieci przed uczeniem się kłamstw!:tongue:
  • @powołania - moim zdaniem, a mam dziecko w szkole, tzw. "socjalizacja" to w zasadzie demoralizacja. A miejsce, gdzie mieszkam, i szkoła, do której moje dziecko chodzi, to nie jakaś slumsowa i żulerska okolica. Wręcz przeciwnie. Ale wiadomo, że demoralizacja to nie tylko patologia społeczna. Czasem dobrobyt i konsumpcjonizm też demoralizuje.
    Co jeszcze zauważyłam, też kontakty z rodzeństwem są trudne. Konflikty, traktowanie młodszych jak rówieśników...
    I naprawdę ubolewam, że nie uczę w domu.
  • Witku, Eleonoro, Agnieszko63, Szczurzysko.

    Bardzo Wam dziękuję za te uwagi. Myślę, że przemawiają przeze mnie moje własne kompleksy. Zawsze byłam nieśmiała i w pewnym sensie nadal jestem. A znając własne ograniczenia, chciałam zrobić wszystko, aby oszczędzić ich moim synkom, którzy wydają się pod tym względem bardzo podobni do mnie.

    Ale moje odkrycie z tego wątka jest takie, że poddanie mnie "socjalizacji" przez cały system edukacyjny niewiele zmieniło! Czy więc jest konieczne serwowanie im tego samego (ze wszystkimi skutkami ubocznymi), skoro nie było to aż takie skuteczne w moim przypadku? Może są inne sposoby (jeśli ktoś je zna, to będę wdzięczna za rady, namiary na literaturę) aby im (i sobie) pomóc w tej nieśmiałości.

    Mi intuicyjnie się też wydaje, że ważne jest aby dzieci uczyły się funcjonować w zróżnicowanym środowisku (wiekowo i społecznie zróżnicowanym). Ponieważ w tej chwili mamy bardzo niekorzystną pod tym względem sytuację (jesteśmy bardzo odizolowani od świata, nasze kontakty społeczne w tej chwili ograniczają się do dosłownie kilkunastu osób), zdecydowaliśmy się posłać naszych "starszych" do przedszkola. Kiedy jednak wrócimy na Ojczyzny łono, to się zmieni na lepsze. W tej chwili poważnie dojrzewa we mnie idea ED. Będę więc Was z ukrycia "obserwować" i miejmy nadzieję, że w swoim czasie do Was otwarcie dołączę.

    Pozdrawiam Was serdeczenie
  • @powołAnia
    "to co mówicie jest takie naturalne" - właśnie tak, doskonale to ujęłaś. Jednym z uczuć towarzyszących mi podczas ostatniego pobytu w szkole było poczucie jakiegoś bezsensu. Poczucie obcości. Uczniowie zestresowani, nauczyciele też, może jeszcze bardziej (znam paru takich), po co to komu? Nie lepiej w spokoju w domu poznawać świat?
    Rywalizacja, ocenianie, czy rzeczywiście moje dziecko będzie miało większe poczucie własnej wartości jeśli przekona się, że jest lepsze od innych? Tylko ile jest takich dzieci "lepszych"? A pozostałe dzieci (jakieś dwadzieścia osób) to ma co? poczucie niższości?
    Czy to ma być motywacja do uczenia się, żeby być lepszym, a przynajmniej nie najgorszym?

    Socjalizacja - na ten temat można by bardzo długo mówić. Jest wiele dobrych artykułów i wywiadów, które poruszają ten temat, myślę że warto zajrzeć na tę stronę:
    http://www.edukacjadomowa.piasta.pl/index.html

    Jeśli chodzi o nieśmiałość, to rozumiem Cię - sama mam ten problem. No i też doszłam do tego samego odkrywczego wniosku - mimo że byłam w przedszkolu i szkołach, to i tak mi to nie pomogło.
    Zresztą wszyscy wokół chodzili czy chodzą do szkół, a niezbyt wielu wygląda na uspołecznionych. Mnóstwo jest osób dziwnych, "dzikich", przewrażliwionych, nieśmiałych, samolubnych.
    Przypomina mi się myśl z książki E. Hurlock "Rozwój dziecka": Nie zaspokojenie potrzeby miłości w dzieciństwie skutkuje osobowością egoistyczną i pełną pretensji (ile takich ludzi widzę wokół, a może i sama taka trochę jestem). Czyli niedostatek uczuć miłości, poczucia bezpieczeństwa może spowodować, że dziecko będzie miało problem w późniejszym życiu w relacjach z innymi. Będzie ciągle oczekiwało uznania, zainteresowania i ciągle będzie niezadowolone, bo nikt w dorosłym życiu nie będzie się nim ciągle zajmował.

    Myślę, że warto inwestować w dziecko i dać mu jak najwięcej ciepła, miłości, swojej obecności, a nie wrzucać w wieku trzech czy pięciu lat w obce środowisko, żeby nauczyło się radzić sobie w trudnych sytuacjach. Przecież dorośli uciekają, jeśli tylko mogą, ze środowiska, które im nie odpowiada, a nie dają takiego prawa dziecku, uważając, że musi "uczyć się życia"!

    Myślę, że nieśmiałość jest jakąś cechą indywidualną, ale też skutkiem wychowania. Sądzę, że można ją zmniejszyć poprzez budowanie poczucia własnej wartości.

    Konkretnie: nie posyłać na siłę między innych, ale dawać dziecku jak najwięcej ciepła i miłości, akceptacji, czasu. A więc nie posyłać do przedszkola i uczyć w domu :smile:

    Nie szufladkować, "a ty to jesteś nieśmiały", nie wyśmiewać, że "co się tak wstydzisz", "a on to taki wstydliwy" (nie oceniać i nie komentować zachowań dziecka przy innych).
    Nie porównywać! Ani z bratem, ani z kolegą. To jest bardzo częsty błąd.

    Starać się raczej chwalić niż ganić. Zachęcać a nie zmuszać np. do kontaktów z dziećmi - dać dziecku czas na oswojenie z innymi. Uszanować jego uczucia, nie wyśmiewać ich.
    Pomagać mu w wyrażaniu i nazwaniu przykrych uczuć, aby mógł je rozładować i zaakceptować. Akceptować jego negatywne uczucia także w stosunku do nas, dać mu prawo do ich wyrażania.
    Nie obarczać dziecka winą o nasze czy innych złe samopoczucie, bo np. nie uściskałeś babci, choć tego oczekiwała.

    To mi przyszło do głowy, ale myślę, że wiele jest jeszcze rzeczy, które pomagają dziecku czuć się kimś wartościowym, kimś, kto nie musi nieustannie spełniać oczekiwań innych (które go przerastają), kto może być sobą, kto nie musi udawać, że jest kimś innym, kto czuje, że "dobrze jest być mną". Jest wiele dobrych książek, które mówią o tym, jak okazywać miłość dzieciom, jak ich nie ranić.

    Najważniejsze jest oczywiście pokazanie wartości dziecka przez ukazanie miłującego go bezwarunkowo Boga. Mi nieraz pomaga patrzenie na Jezusa, który spogląda na mnie z ogromną miłością i wyrozumiałością.

    Jeśli chodzi o kwestię poradzenia sobie z ED. Też czasem myślę sobie, że nie potrafię wielu rzeczy i może nie dam tyle ile inni dają, ile bym chciała dać. No cóż, pocieszam się, że uda mi się przynajmniej tyle, co uczy szkoła, w lepszej atmosferze. Zresztą, internet to kopalnia wiedzy, mnóstwo filmów na temat "jak to się robi", itp.

    Więc apeluję: LUDZIE, NIE BÓJTA SIĘ, BIERZCIE DZIECI W SWOJE RĘCE! UCZCIE JE SAMI!
    :bigsmile:
  • Książki jakie przychodzą mi do głowy :
    w samopoznaniu i uświadomieniu swoich uczuć i problemów pomogły mi m.in.: "Jak kochać i być kochanym" Johna Powella, "Depresja. Uczucia. Lęk" ks. J. Augustyn i J. Vanier, poza tym rekolekcje ignacjańskie.

    "Małżeństwo pielęgnowane" E. Sujak - ta pozycja pokazała mi na czym polega dialog, także książka "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły" była mi pomocna w relacjach z ludźmi, choć pewnie jeszcze nie wszystko umiem zastosować w życiu.

    Zaczęłam czytać "Mądra miłość" Betty Chase - uważam, że jest bardzo wartościowa, podaje praktyczne rady jak radzić sobie z dziećmi, jak budować ich poczucie własnej wartości.

    Widzę jednak, że najbardziej pomaga mi w relacjach z ludźmi modlitwa - jeśli więcej się modlę, jestem spokojniejsza, mniej się denerwuję, mam większy dystans do niepowodzeń, trudności z dziećmi.
    Jeśli zaniedbuję modlitwę, jestem gorsza dla innych, wracają stare, niedobre nawyki, różne niepokojące myśli i obawy.

    Uważam, że ważna jest codzienna modlitwa do Ducha Świętego - Pan działa mocno, pokazuje mi wiele rzeczy.
  • Joanno Mario, wielkie dzięki za te wpisy. Dużo dla mnie znaczą i będę je przez pewien czas trawić, bo wiele w nich treści. Ale mam czas.

    :ct:
  • Ja mam jeszcze pytanie dotyczące kontaktu z rówieśnikami. Oczywiście wasze dzieci mają rodzeństwo, ale przecież różny jest i rozkład wiekowy i płciowy. Moja corka jest akurat takim typem, który swietnie dogaduje się z chłopcami i to rownież młodszymi. W zasadzie przez cały rok w swojej grupie sportowej miała 1 koleżankę, 2 kolegów w tym samym wieku, a poza tym chłopców 2-3 lata młodszych. Ku zdziwieniu wszystkich bardzo dobrze się w tym układzie czuła, ale jednak jak ich drogi przecinaly się ze straszą grupą, była przeszczęśliwa...
    Widać, ze tego potrzebowała.

    Jak więc zaprwniacie dzieciom pryjaźnie ( nie kontakty towarzyskie, ale właśnie przyjaźnie) z innymi dziećmi? Wbrew pozorom mam wrażenie, ze to jest prostsze u starszych dzieci, niż tych w wieku przedskolnym. U nas na placach zabaw, to są głownie dzieci do 3 rż i to w przeważającej mierze z opiekunkami, co skutecznie mnie do tego miejsca zniechęca.
  • Ja jeszcze dorzucę najlepszą książkę, jaką czytałam o kszałtowaniu charakteru, o pracy nad sobą i nad wychowaniem dziećmi, może nie wprost o nieśmiałości, ale o cnocie męstwa:
    o. Jacek Woroniecki "Katolicka etyka wychowawcza" , szczególnie tom II i III , bo I jest bardzo filozoficzny (ale zawiera ciekawy rozdział o temperamentach).
  • Jeszcze dopowiem, aby nie być źle zrozumianą.

    "Raczej chwalić niż ganić" - nie chodzi tu o ""wychowanie bezstresowe". Raczej o to, by zwracać uwagę, pouczać w sposób spokojny, bez upokarzania dziecka, tak jak sami chcielibyśmy być pouczani.
    Zresztą to jest dobra zasada - traktować dziecko tak, ja chciałabym być traktowana przez innych. Spróbować "wejść w skórę" dziecka.

    Mamy tendencję, żeby ciągle upominać i wypominać to co dziecko zrobiło źle. A chodzi o to, żeby szukać też rzeczy, za które można pochwalić dziecko, np. "o, dziś wszystko schowałeś na miejsce" (jeśli np. często zdarza się, że nie sprząta po sobie).

    Warto też przypomnieć dziecku np. wieczorem, co mu się udało dobrze zrobić, pochwalić je przy mężu, a nie opowiadać co dziecko zrobiło źle w obecności dziecka, można to zrobić później na osobności.

    Czasem rodzice boją się chwalić dziecko, bo im się wydaje, że będzie zarozumiałe. Ale myślę, że właściwe chwalenie, bez porównywania z innymi, z odniesieniem do Boga ("taki wielki dar dał Ci Bóg") pomoże dziecku czuć się kimś wartościowym i cennym w oczach Bożych, a co za tym idzie bardziej pewnym siebie w relacjach z ludźmi.

    Podałam wyżej tytuły książek, które nie mówią wprost o wychowaniu dzieci. Jednak praca nad sobą, nad swoimi uczuciami, problemami pomaga nam, abyśmy nie ranili dzieci, jak i innych osób. Jest przecież tak, że osoba zraniona rani innych, jeśli nie poradzi sobie, nie przepracuje swoich problemów.
    Osoba świadoma tego, co czuje, mniej kieruje się uczuciami, patrzy bardziej obiektywnie na siebie i innych.

    Z wartościowych książek przypomina mi się jeszcze "Sztuka mówienia nie" Henry Cloud, John Townsend (Vocatio - podkreślam autora i wyd., bo jest też taka książka napisana przez innego autora). Po pierwszym przeczytaniu wydawało mi się, że się nauczyłam mówić "nie". Po pewnym czasie, gdy czytałam ją drugi raz, zrozumiałam, że ja dopiero zaczynam się tego uczyć, że wciąż nie umiem obronić się przed manipulacją i wpędzaniem w poczucie winy. Polecam!
    :smile:

    Niestety widzę, że sama świadomość w wielu sprawach nie wystarczy. Pewne rzeczy może uleczyć tylko Bóg. Książka, praca nad sobą pomaga, ale nie leczy. Trzeba się modlić o uzdrowienie.
    :whorship:

    Pozdrawiam powołAnia!
  • Mnie dużo pokory uczy mój najstarszy syn, który ma inny temperament niż ja, i to co skuteczne byłoby w moim przypadku, u niego potrzebuje być zastosowane zupełnie inaczej (np. pochwały inaczej działają na choleryka i melancholika; niektórych mobilizują do pracy, a niektórzy zaprzestają wysiłku w samozadowoleniu). Myślę, że właśnie Pan Bóg zadbał o to, by w rodzinie znalazł się najbardziej optymalny zestaw temperamentów i osobowości, po to by służyło to dobru i rozwojowi dla wszystkich. Matka i ojciec są najlepszymi wychowawcami właśnie tych dzieci, które mają, a dzieci potrzebują wsparcia właśnie tych rodziców, których "dostali".

    A nawet widać tę przewidzianą przez Opatrzność najlepszą pomoc w kwestii samego nauczania. Dzieci często dziedziczą zdolności po rodzicach, a oni wiedzą z własnej praktyki, jak je najlepiej rozwijać. Słyszymy głosy, że szkoła nie rozwija specjalnych uzdolnień, że wszystkich równa do jakiejś średniej. I jako alternatywę mamy dom, gdzie możemy zainwestować czas i pieniądze (oszczędzone na przymusowej edukacji) w to, co dziecku pomoże rozwinąć jego osobiste zdolności i w przyszłości pracować w wymarzonym zawodzie.
  • Jak Wy to widzicie?
    Problem z socjalizacją absolutnie nie istnieje. Zarzut jest najczęściej i w pierwszej kolejności wymieniany natomiast jest całkowicie bezpodstawny. Co więcej osoby które w szkole uchodziły za dziwaków i odludków w ED nie mają problemów z nawiązywaniem kontaktów... może dlatego że wszyscy są dziwakami.
  • [cite] Taw:[/cite]Problem z socjalizacją absolutnie nie istnieje.
    To jednak zależy jak rozumieć socjalizację. Jeśli chodzi o przejęcie norm uznanych przez większość społeczeństwa, to faktycznie ED może być antysocjalizacyjne.
  • MAMY ZGODĘ NA ED :):):):):):):) wybaczcie ten napad radości, ale naprawdę się cieszę, że ją dostaliśmy :) dzięki za wsparcie i rady :) szczególnie dla Witka :)
  • gratulacje :) Witam w gronie.
  • w gronie? wypluj natychmiast to słowo
  • Przepraszam. Tfu!

    To się więcej nie powtórzy.
  • [cite] Taw:[/cite]Jak Wy to widzicie?
    Problem z socjalizacją absolutnie nie istnieje. Zarzut jest najczęściej i w pierwszej kolejności wymieniany natomiast jest całkowicie bezpodstawny. Co więcej osoby które w szkole uchodziły za dziwaków i odludków w ED nie mają problemów z nawiązywaniem kontaktów... może dlatego że wszyscy są dziwakami.
    Taw, dokładnie. Tak to tłumaczyłam pani psycholog w poradni, gdy ta rozpaczała, że moje dzieci zdziczeją.:)

    A dodatkowo po spotkaniu z rodziną Witka i jego dziećmi:bigsmile: okazało się, że moje dzieci akurat zachowywały się jak dzikie, natomiast dzieci Witka zachowywały się całkiem normalnie :bigsmile::bigsmile:
  • [cite] Anka:[/cite]
    Jak więc zaprwniacie dzieciom pryjaźnie ( nie kontakty towarzyskie, ale właśnie przyjaźnie) z innymi dziećmi? Wbrew pozorom mam wrażenie, ze to jest prostsze u starszych dzieci, niż tych w wieku przedskolnym. U nas na placach zabaw, to są głownie dzieci do 3 rż i to w przeważającej mierze z opiekunkami, co skutecznie mnie do tego miejsca zniechęca.
    Tu zamiatam pod dywan:bigsmile: bo wymiekam. Przecież nie jestem w stanie zapewnić dziecku przyjaźni z innymi dziećmi. To już całkiem wychodzi poza moje możliwości.
    Jedynie gorąco się modlę ( i nakazuję modlitwę dzieciom!) o dobrych współmałżonków dla dzieci czy wybór właściwego powołania.
  • Nie bardzo rozumiem Agnieszko, chodzi ci o to, że w dzieciństwie to nie jest ważne, czy że same sobie poradzą?

    Kiedyś dzieci pańskie, służby chowały się grupą razem, im wiecej dzieci, tym większe prawdopodobieństwo, że odnajdą pokrewne duszę.
    Teraz - nawet mając 5 dzieci i wiecej, chyba trudno znaleźć im grupę, w której takie przyjaźnie mogłyby zawrzeć, chyba ze trenują jakiś sport, pewnie tez harcerstwo. Bo chodzenie raz, czy nawet dwa razy w tyg na zwykle zajęcia dodatkowe, nawiazywaniu przyjaźni nie sprzyja.

    Stąd moje pytanie, jak rozwiazujecie ten problem, czy w ogóle to jest problem, może silne więzi ma zapewniać tylko rodzina, potem wspólmałżonek i znowu najbliższa rodzina.
  • @Anka
    To prawda, że większość dzieci w wieku przedszkolnym jest skoszarowana w placówkach, ale czasami na plac zabaw przychodzą dzieci starsze, i ewentualnie dzieci na chorobowym; a popołudniami można spotkać nawet i przedszkolaków.
    Michał narzekał, że w przedszkolu chłopcy bawią się bardzo agresywnie, gadają głupoty, i straszą dziewczynki, to może i dobrze, że na placu zabaw jest więcej opiekunów.
  • mamy sąsiadów z dziećmi,
    znajomych i przyjaciół z dziećmi,
    rodzinę bliższą i dalszą z dziećmi - i całkiem sporo się tych dzieci robi

    (+ wiemy jaki światopogląd wyznają rodzice tych dzieci
    - w szkole i przedszkolu zwykle nie mamy takiej wiedzy)
  • @Agnieszka 63
    Gdzie to się bywało w sobotę?
  • No tak, ale czy to są rzeczywiście takie relacje, ze dzieci mają szansę się zaprzyjaznic? I one wszystkie nie chodzą do szkoły?

    Mam pytanie do Beci i Namora, jesteście u Sawickich, czy jeździliście może do nich na jakieś warsztaty, szkolenia? Ale nim zdecydowaliscie się na szkole?
    I w ogóle pytanie do wszystkich, skąd czerpiecie wiedzę jak uczyć swoje dzieci, rozumiem, ze internet, wymiana doświadczeń, ale czy oprócz tego własnie jakieś szkolenia, warsztaty?

    Czy korzystacie z książek dla nauczycieli? Moje pytania są stad, ze moich dzieci nie ma dużo w szkole, zazwyczaj ja z nimi wyjeżdżam i tam pomagam w nauce, mam fajne książki do rozwijania zdolnosci matematycznych, ale chętnie bym się doksztalcila w metodyce uczenia innych przedmiotów.
  • Sawiccy mają zamiar robic warsztaty. Wybraliśmy się przed podjęciem ED na Pierwszy zlot u sawickich (teraz był drugi) a wcześniej tak zimą na rozmowę. Ile rodzin uczy w domu tyle pomysłów (na zlocie była okazja pogadac). Co do metodyki to od wiedzy na temat uczenia ważniejsze jest zaangażowanie, po drugie na ostatnich egzaminach moja żona została zapytana przez egzaminującego skąd czerpie metody odpowiedziała że intuicyjnie ale chciała isc na pedagokikę tylko wyszła ekonomia. Na to usłyszała odpowiedz że robi to świetnie i może całe szczescie że nie poszła na pedagogikę. Ale znam przynajmniej jednego pedagoga który uczy w domu i nawet mu to wychodzi...
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.