"Poza Kościołem można wszystko uczynić, poza zbawieniem duszy. Można doznawać czci, można przyjmować sakramenty, można śpiewać „Alleluja”, można odpowiadać „Amen”, można głosić Ewangelię, można wyznawać i głosić wiarę w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego, ale wyłącznie w Kościele katolickim można odnaleźć zbawienie"
Ja tylko Panu Bogu dziękuję, że mam tradycyjną naukę Kościoła i wszystkie współczesne aberracje mogę traktować z przymrużeniem oka. Inaczej by mnie tu już dawno nie było.
nie wiem; "Każda rzecz w tej mierze jest nam przyjemna, w jakiej ją kochamy" (św. Tomasz).
I jeszcze w kontekście tej dyskusji:
"Do zbawienia konieczne jest, aby mieć miłość, lecz w żadnej mierze nie wiedzieć o tym, że się ją posiada. Natomiast brak wiedzy o jej posiadaniu, jest najczęściej nawet i lepszy".
"Taki, a nie inny jest cel Kościoła: zbawienie dusz - co do jednej. Na to Ojciec posłał Syna: "Jak Ojciec Mnie posłał tak i Ja was posyłam" (21). Stąd nakaz nauczania prawd wiary i udzielania chrztu, aby w duszy zamieszkała przez łaskę Trójca Przenajświętsza: "Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata"
Są to proste i wzniosłe słowa epilogu Ewangelii św. Mateusza. Tu podkreślany jest obowiązek głoszenia prawd wiary, nagląca potrzeba życia sakramentalnego, Chrystusowa obietnica stałej opieki nad swym Kościołem. Nie jest się wiernym Chrystusowi jeśli zaniedbuje się tę rzeczywistość nadprzyrodzoną: nauczanie prawd i moralności chrześcijańskiej, przystępowanie do Sakramentów. Na tym nakazie Chrystus buduje swój Kościół. Wszystko inne jest drugorzędne." (św Escriva)
Zresztą o celu Kościoła jakim jest doprowadzanie dusz do zbawienia można w każdym podręczniku dogmatyki przeczytać.
Wielu katolików zdaje się mieć nadzieję, że to też zadziała w drugą stronę. Skoro zapomnę o sobie (np. umartwię się, poświęcę i itd.) to znaczy, że kocham. Po mojemu to brednia jest. Jak coś kochamy, to po prostu zapominamy o sobie.
Ilustracja
Np. ktoś kocha książki i może godzinami czytać zapominając o sobie. Ale jak ktoś nie cierpi książek, to choćby nie wiem jak się starał zapomnieć o sobie i całym świecie w trakcie przesiadywania w bibliotece, to nagle nie zacznie kochać książek na zabój. Mam wrażenie, że wręcz przeciwnie. Tym bardziej znienawidzi.
Ojcec Pachon SJ nie mówi niczego złego. Stwierdza fakty. Chwilowo obserwuję proces rozpadu małżeństwa sakramentalnego dobrego kolegi. Miłości tam ani za grosz. ----------------- To niech się małżonkowie ogarną, przecież miłość to rozumna decyzja woli.
hmmm.Czy w Piśmie Świętym jest w ogóle mowa o księżach jako o stanie duchownym? A kapłani w starym testamencie i Chrystus jako najwyższy kapłan są też okreslani jako pasterze?
skoro piszesz o miłość małżeńskiej, to po co podajesz przykład zabójcy? Miłość nieprzyjaciół jest przykazaniem, która ma w zasadzie charakter nadprzyrodzony. Opiera się o podobieństwo nieprzyjaciela do nas samych w jednym aspekcie - możemy pragnąć zbawienia dla kogoś takiego (co oczywiście implikuje konieczność zadośćuczynienia). Jasne - emocjonalna sympatia (tym bardziej sympatia woli) do tego, co złe w nieprzyjacielu jest niegodziwa (byłoby uznaniem złego za dobre). W tym co złe, nieprzyjaciela się nienawidzi.
Jeśli w małżeństwie druga połówka staje się nieprzyjacielem, to najpierw warto zadbać o to, by stała się na powrót przyjacielem. Pewnie są wyjątkowe sytuacje, gdzie trzeba znosić cierpienie, bo nie mamy wpływu na to. Niekiedy trzeba nawet odejść.
Ale dla mnie gadanie o takich przypadkach, jako wsparcia dla tezy, że miłość to poświęcenie i umartwienie jest niewłaściwe. Bo miłość tym nie jest. NIEKIEDY (może nawet częściej) z tym się wiąże. Ale tym nie jest. Przypomina mi się doświadczenie na dzieciach, którymi opiekowały się matki w więzieniach i super wyspecjalizowane pielęgniarki.
Trzeba zapobiegać, troszczyć się o miłość (sympatię, pragnienie, uczucie, przyjacielskie więzi). Bo nieprzyjaźń między małżonkami jest skutkiem zaniedbań.
Na synodzie wiele się mówi o przyśpieszonym orzekaniu nieważności małżeństwa. Zdaniem prefekta Trybunału Sygnatury Apostolskiej, który zajmuje się między innymi tymi sprawami, nie jest to dobra tendencja. Chodzi tu bowiem o poznanie prawdy, która ma później wpływ na zbawienie człowieka. Nie należy być zbyt pochopnym – przestrzega kard. Raymond Burke.
Przypomina on, że małżeństwa rozpadają się najczęściej, nie z powodu nieważnie zawartego sakramentu, lecz przez niedochowanie wierności jednego z małżonków. I ludzie są tego świadomi. Dlatego Kościół nie może orzekać nieprawdy – powiedział Radiu Watykańskiemu amerykański hierarcha, poproszony o podsumowanie pierwszych dni synodu.
"Ale dla mnie gadanie o takich przypadkach, jako wsparcia dla tezy, że miłość to poświęcenie i umartwienie jest niewłaściwe. Bo miłość tym nie jest. NIEKIEDY (może nawet częściej) z tym się wiąże." ---------------------- Prawdziwa miłość ZAWSZE z tym się wiąże, wystarczy spojrzeć na Wzór cnót czyli Pana Jezusa, bez Jego cierpienia nie bylibyśmy zbawieni.
Bardzo precyzyjnie: uważam, że miłością jest samo upodobanie w szczęśliwym małżeństwie/dobru męża/żony, którego skutkiem jest umniejszenie się, zaparcie siebie.
To się wydaje być drobna różnica, ale dla mnie nie jest. Jest wiele małżeństw, które trwają ze sobą wiernie, ale nie mają miłości w powyższym rozumieniu. "Wytrwale trwają", a źródło jest na wyciągnięcie ręki.
Mam wrazenie, że myślimy podobnie, tylko mówimy o 2 różnych sprawach.
Komentarz
doznawać czci, można przyjmować sakramenty, można śpiewać „Alleluja”,
można odpowiadać „Amen”, można głosić Ewangelię, można wyznawać i głosić
wiarę w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego, ale wyłącznie w Kościele
katolickim można odnaleźć zbawienie"
Ja tylko Panu Bogu dziękuję, że mam tradycyjną naukę Kościoła i wszystkie współczesne aberracje mogę traktować z przymrużeniem oka. Inaczej by mnie tu już dawno nie było.
"Taki, a nie inny jest cel Kościoła: zbawienie dusz - co do jednej. Na to Ojciec posłał Syna: "Jak Ojciec Mnie posłał tak i Ja was posyłam" (21). Stąd nakaz nauczania prawd wiary i udzielania chrztu, aby w duszy zamieszkała przez łaskę Trójca Przenajświętsza: "Dana
Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie
wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha
Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja
jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata"
Są
to proste i wzniosłe słowa epilogu Ewangelii św. Mateusza. Tu
podkreślany jest obowiązek głoszenia prawd wiary, nagląca potrzeba życia
sakramentalnego, Chrystusowa obietnica stałej opieki nad swym
Kościołem. Nie jest się wiernym Chrystusowi jeśli zaniedbuje się tę
rzeczywistość nadprzyrodzoną: nauczanie prawd i moralności
chrześcijańskiej, przystępowanie do Sakramentów. Na tym nakazie Chrystus
buduje swój Kościół. Wszystko inne jest drugorzędne." (św Escriva)
Zresztą o celu Kościoła jakim jest doprowadzanie dusz do zbawienia można w każdym podręczniku dogmatyki przeczytać.
obserwuję proces rozpadu małżeństwa sakramentalnego dobrego kolegi.
Miłości tam ani za grosz.
-----------------
To niech się małżonkowie ogarną, przecież miłość to rozumna decyzja woli.
Zbawił w tym sensie, że otworzył nieprzejezdną drogę. Jeśli jednak ktoś chce jechać w inną stronę, ma wolną wolę.
Słowem: witamy w naszym zborze. LOL.
A ktora Ewangelia zostala napisana po grecku?
Na synodzie wiele się mówi o przyśpieszonym orzekaniu nieważności małżeństwa. Zdaniem prefekta Trybunału Sygnatury Apostolskiej, który zajmuje się między innymi tymi sprawami, nie jest to dobra tendencja. Chodzi tu bowiem o poznanie prawdy, która ma później wpływ na zbawienie człowieka. Nie należy być zbyt pochopnym – przestrzega kard. Raymond Burke.
Przypomina on, że małżeństwa rozpadają się najczęściej, nie z powodu nieważnie zawartego sakramentu, lecz przez niedochowanie wierności jednego z małżonków. I ludzie są tego świadomi. Dlatego Kościół nie może orzekać nieprawdy – powiedział Radiu Watykańskiemu amerykański hierarcha, poproszony o podsumowanie pierwszych dni synodu.
miłość to poświęcenie i umartwienie jest niewłaściwe. Bo miłość tym nie
jest. NIEKIEDY (może nawet częściej) z tym się wiąże."
----------------------
Prawdziwa miłość ZAWSZE z tym się wiąże, wystarczy spojrzeć na Wzór cnót czyli Pana Jezusa, bez Jego cierpienia nie bylibyśmy zbawieni.