Też się czuję zdołowana moją pensją po ponad 20 latach pracy, a najgorsze to nie wiem co mogłabym robić innego, bo robię to co lubię i umiem. Nie wiem też czego brakuje mojemu M. bo mega pracowity jest, operatywny też, a jednak nie zarabia naście tysięcy. Aaaaa nie, może zarobić ale nie w tym kraju. To jak? Trzeba być pracowitym i operatywnym specjalnie na polskie warunki? Echhh nie kumam.
z tego co piszesz o Waszych możliwościach i miejscu zamieszkania, to spokojnie moglibyście robic cos, co nie dołowałoby Was co miesiąc ale ja podobno jeszcze młoda jestem, wiec może idealistycznie patrzę.
Powiem z doświadczenia: jak mieliśmy dostac jakaś kasę na dzieci i było to (tak przewidywaliśmy) ok 1% naszych dochodów, to nam się nawet wniosku nie chciało wypełniać i jakis papierów zbierać. Okazało sie, ze możemy jednak dostać coś z 5% i wtedy nam się zachciało brać za papierologie. Tak wiec może to jest ta szukaną granica.
Zarabiając 6000 netto zarabia soe więcej od 85% osób pracujących w naszym kraju. Jak 2 osoby tyle zarabiają to jak dla mnie mega fajnie. I moze ja jestem jakas głupia, ale zarabiam mniej, mój maz tez a mam wrażenie ze sporo kasy mamy. Generalnie mamy 7000 z małym plusem (w rozliczeniu rocznym), mieszkamy w duży mieście i jak dla mnie lasy mamy wystarczająco. po 3000 na głowę to naprawdę duuuze kasa.
Wychowanie i utrzymanie dzieci nie kończy się na żłobku. A zniknąć może z dnia na dzień, jak najbardziej. Wystarczy taką zmiana kryteriów jak tu omawiana. Przypomnę jak również z dnia na dzień podwyzszono wiek emerytalny. To rozwalilo plany wielu osób. Te decyzje cofnieto za nowego rządu, alejak widać wszelkie przywileje rząd może cofać szybko i wedle własnych planów. I wcale nie jest tak, że nikt nie wygra wyborów, jak nie przelicytuje w górę w socjalu, a zresztą można przelicytowac. Ich ogranicza tylko budżet, matematyka.
Oczywiście że nie kończy się na żłobku, ale dla przedszkolaka stosunkowo łatwo znaleźć publiczne przedszkole i wrócić do pracy
@andora i co w zwiazku z tym ze 3 tys na osobe to duuuza kasa to ci lepiej zarabiajacy maja sponsorowac 500+ tym gorzej zarabiajacym? Kluczowe przy wspomnianych dochodach jest to czy macie kredyt lub wynajmujecie mieszkanie. My faktycznie nie liczac mojego mieszkania ktore splaca sie z wynajmu to wydajemy obecnie ok 7 tys na 4 osoby ale w tym jest rata kredytu wiec faktycznie wychodzi 5 i wystarcza ale pilnujemy sie, bo do konca roku chce splacic moj kredyt za kawalerke. I szalu nie ma choc na potrzebne rzeczy jest. I nie kupuje sukienek za 400 zl czy sandalkow za 300. Dla dzieci sporo kupuje w lidlu czy pepco, sporadycznie w hm czy c@a. Tylko z pensji musi wystarczyc nie tylko na miske ryzu ale wakacje, prezenty, remonty i inne wieksze wydatki. No nie wierze kiedy ktos pisze ze 6000 to taaaaka duza pensja a jednoczesnie pokazuje ze kupuje sukienki za 300zl czy wiecej albo co chwila jezdzi za granice. Gdzies jest sciema.
Wiesz co apolonia, ciężko mi wchodzić z tobą w dyskusje bo po pierwsze pisze o moim doświadczeniu a po drugie często nasze dyskusje kończą sie awantura. Ale..... Niech bedzie. Nie mam zamiaru nikogo rozliczać z jego kasy wiec rozliczę sie ze swojej. Weźmy 7000 naszych przychodów i nasze jedno dziecko. oplat mamy 1500 zl z przedszkolem Anki. Na jedzenie wydajemy kolejne 1500 zl. Jemy normalnie ale zdarza sie nam jeść na mieście i to jest kasa ktora jest wywalana w błoto, ale lubimy to. W tych 1500 jest tez chemia i ewentualne leki. 500 zl mogebpoliczyc na paliwo i sprawy okolosamochodowe. Zostaje 3500. Wiec odkladajac 2000 zl zostaje mi 1500 na tak zwane wydanie. Wiec i sukienkę za 400 moge kupić i sandały za 300. Osobiście kupuje na przecenie, młodej to obowiązków, po sezonie kupuje na nastepny. Chetnie kupuje w pepco jak jest -50% od przeceny bo wtedy to są śmieszne pieniądze. Dla mnie dziecko można ubrać rocznie za 1000 zl. I to ze zbytkami, czyli z za duza ilością ubrań i butów. Wiec wciąż mam sporo lasy i na wycieczki i na szmaty dla mnie i męża. edit. Kwoty
Wiesz co apolonia, ciężko mi wchodzić z tobą w dyskusje bo po pierwsze pisze o moim doświadczeniu a po drugie często nasze dyskusje kończą sie awantura. Ale..... Niech bedzie. Nie mam zamiaru nikogo rozliczać z jego kasy wiec rozliczę sie ze swojej. Weźmy 7000 naszych przychodów i nasze jedno dziecko. oplat mamy 1500 zl z przedszkolem Anki. Na jedzenie wydajemy kolejne 1500 zl. Jemy normalnie ale zdarza sie nam jeść na mieście i to jest kasa ktora jest wywalana w błoto, ale lubimy to. W tych 1500 jest tez chemia i ewentualne leki. 500 zl mogebpoliczyc na paliwo i sprawy okolosamochodowe. Zostaje 3500. Wiec odkladajac 2000 zl zostaje mi 1500 na tak zwane wydanie. Wiec i sukienkę za 400 moge kupić i sandały za 300. Osobiście kupuje na przecenie, młodej to obowiązków, po sezonie kupuje na nastepny. Chetnie kupuje w pepco jak jest -50% od przeceny bo wtedy to są śmieszne pieniądze. Dla mnie dziecko można ubrać rocznie za 1000 zl. I to ze zbytkami, czyli z za duza ilością ubrań i butów. Wiec wciąż mam sporo lasy i na wycieczki i na szmaty dla mnie i męża. edit. Kwoty
Kredytu w tym nie ma? To zmienia trochę postać rzeczy. Opłat stałych mam 3700 (w tym kredyt) +1500 jedzenie. Nie liczę tu chemii i ciuchów. I z moimi i męża zarobkami na 4 osoby trochę ponad 3 tysie na głowę szału faktycznie nie robi. Ciuchy zawsze z przeceny, dla dzieci sporo z pepco (choć starszej już nie, bo licealistkę trudno namówić na ciuchy z pepco). Sukienki nawet za 200 nigdy nie miałam, a sandały za 300 to dla mnie brak zdrowego rozsądku.
Ja osobiście byłabym wściekła, gdyby ktoś mi teraz zabrał 500+ za zbyt wysokie zarobki. Płacę tym za profesjonalne zdjęcia rysunku starszej córki,
kredytu nie mam bo go spłacilam. Jak bym nie splacila to bym wzięła taki na jaki by mnie było stać. Dodatkowo mogłabym ograniczyć pewne wydatki bo wciąż nie wydają mi sie one niezbędne. Kasę na jedzenie ograniczyć do 1200 zl, opłaty 1500 musza zostać, auto 500 przy obecnym miejscu pracy tez. Ale w takim układzie jako niezbędne (a dla wielu to i tak pewno zbytki) zostaje mi 3200 zl. Dołóżmy 400 zl jako awaryjne na ciuchy i inne wypadki i tak mamy 3600, czyli 1100 zl na osobę. Beatak, nie jestem w stanie dyskutować w takim układzie ze 12000 na 4 osobowa rodzinę to mało to dla mnie nie jest mało. Kurde, ja mam jednak wrażenie innej przestrzeni. Toć to moze przy gospodarstwie jednoosobowym 3000 na głowę moze byc mało szczególnie jak jest kredyt ale 12000 na 4 osoby nawet odluczajac 4000 polar i kredytu, to zostaje 8000 na jedzenie i przyjemności. Ponad 250 zl dziennie.
kredytu nie mam bo go spłacilam. Jak bym nie splacila to bym wzięła taki na jaki by mnie było stać. Dodatkowo mogłabym ograniczyć pewne wydatki bo wciąż nie wydają mi sie one niezbędne. Kasę na jedzenie ograniczyć do 1200 zl, opłaty 1500 musza zostać, auto 500 przy obecnym miejscu pracy tez. Ale w takim układzie jako niezbędne (a dla wielu to i tak pewno zbytki) zostaje mi 3200 zl. Dołóżmy 400 zl jako awaryjne na ciuchy i inne wypadki i tak mamy 3600, czyli 1100 zl na osobę. Beatak, nie jestem w stanie dyskutować w takim układzie ze 12000 na 4 osobowa rodzinę to mało to dla mnie nie jest mało. Kurde, ja mam jednak wrażenie innej przestrzeni. Toć to moze przy gospodarstwie jednoosobowym 3000 na głowę moze byc mało szczególnie jak jest kredyt ale 12000 na 4 osoby nawet odluczajac 4000 polar i kredytu, to zostaje 8000 na jedzenie i przyjemności. Ponad 250 zl dziennie.
Każdy widzi świat i realia z innej perspektywy i tyle.
Ja nie powiedziałam, że mam mało, bo żyjemy fajnie i kredyt wzięliśmy dokładnie taki, na jaki nas stać. Na nic nam nie brakuje i ogólnie nie narzekam. Piszę tylko, że to szału nie robi, bo nie mam kasy na rzeczy, na które chciałabym mieć poza obowiązkowymi opłatami. A na te pieniądze, które mam, pracujemy bardzo, bardzo ciężko, kosztem wielu wyrzeczeń, czasu wolnego, czasem snu. I tyle. Poza tym, moja córka może wymagać specjalistycznej operacji i na to już zawczasu zbieram, gdyż nie liczę na naszą cudowną państwową służbę zdrowia, na którą, nota bene, płacę co miesiąc ciężkie pieniądze (nie korzystając).
kredytu nie mam bo go spłacilam. Jak bym nie splacila to bym wzięła taki na jaki by mnie było stać. Dodatkowo mogłabym ograniczyć pewne wydatki bo wciąż nie wydają mi sie one niezbędne. Kasę na jedzenie ograniczyć do 1200 zl, opłaty 1500 musza zostać, auto 500 przy obecnym miejscu pracy tez. Ale w takim układzie jako niezbędne (a dla wielu to i tak pewno zbytki) zostaje mi 3200 zl. Dołóżmy 400 zl jako awaryjne na ciuchy i inne wypadki i tak mamy 3600, czyli 1100 zl na osobę. Beatak, nie jestem w stanie dyskutować w takim układzie ze 12000 na 4 osobowa rodzinę to mało to dla mnie nie jest mało. Kurde, ja mam jednak wrażenie innej przestrzeni. Toć to moze przy gospodarstwie jednoosobowym 3000 na głowę moze byc mało szczególnie jak jest kredyt ale 12000 na 4 osoby nawet odluczajac 4000 polar i kredytu, to zostaje 8000 na jedzenie i przyjemności. Ponad 250 zl dziennie.
Każdy widzi świat i realia z innej perspektywy i tyle.
Ja nie powiedziałam, że mam mało, bo żyjemy fajnie i kredyt wzięliśmy dokładnie taki, na jaki nas stać. Na nic nam nie brakuje i ogólnie nie narzekam. Piszę tylko, że to szału nie robi, bo nie mam kasy na rzeczy, na które chciałabym mieć poza obowiązkowymi opłatami. A na te pieniądze, które mam, pracujemy bardzo, bardzo ciężko, kosztem wielu wyrzeczeń, czasu wolnego, czasem snu. I tyle. Poza tym, moja córka może wymagać specjalistycznej operacji i na to już zawczasu zbieram, gdyż nie liczę na naszą cudowną państwową służbę zdrowia, na którą, nota bene, płacę co miesiąc ciężkie pieniądze (nie korzystając).
Ale to właśnie o to chodzi, o powiedzenie fajnie żyjemy. Wiec to pitwierdza, ze taki przychód jest przychodem za jaki fajnie można zyc. Bo wierze ze wydać można i 20000 na głowę bez większych problemów.
kredytu nie mam bo go spłacilam. Jak bym nie splacila to bym wzięła taki na jaki by mnie było stać. Dodatkowo mogłabym ograniczyć pewne wydatki bo wciąż nie wydają mi sie one niezbędne. Kasę na jedzenie ograniczyć do 1200 zl, opłaty 1500 musza zostać, auto 500 przy obecnym miejscu pracy tez. Ale w takim układzie jako niezbędne (a dla wielu to i tak pewno zbytki) zostaje mi 3200 zl. Dołóżmy 400 zl jako awaryjne na ciuchy i inne wypadki i tak mamy 3600, czyli 1100 zl na osobę. Beatak, nie jestem w stanie dyskutować w takim układzie ze 12000 na 4 osobowa rodzinę to mało to dla mnie nie jest mało. Kurde, ja mam jednak wrażenie innej przestrzeni. Toć to moze przy gospodarstwie jednoosobowym 3000 na głowę moze byc mało szczególnie jak jest kredyt ale 12000 na 4 osoby nawet odluczajac 4000 polar i kredytu, to zostaje 8000 na jedzenie i przyjemności. Ponad 250 zl dziennie.
Każdy widzi świat i realia z innej perspektywy i tyle.
Ja nie powiedziałam, że mam mało, bo żyjemy fajnie i kredyt wzięliśmy dokładnie taki, na jaki nas stać. Na nic nam nie brakuje i ogólnie nie narzekam. Piszę tylko, że to szału nie robi, bo nie mam kasy na rzeczy, na które chciałabym mieć poza obowiązkowymi opłatami. A na te pieniądze, które mam, pracujemy bardzo, bardzo ciężko, kosztem wielu wyrzeczeń, czasu wolnego, czasem snu. I tyle. Poza tym, moja córka może wymagać specjalistycznej operacji i na to już zawczasu zbieram, gdyż nie liczę na naszą cudowną państwową służbę zdrowia, na którą, nota bene, płacę co miesiąc ciężkie pieniądze (nie korzystając).
Ale to właśnie o to chodzi, o powiedzenie fajnie żyjemy. Wiec to pitwierdza, ze taki przychód jest przychodem za jaki fajnie można zyc. Bo wierze ze wydać można i 20000 na głowę bez większych problemów.
Można fajnie żyć, ale za niesprawiedliwe i wredne uznałabym zabranie 500+ - jako karę za ciężką harówę i zaradność życiową (zwłaszcza, że mnóstwo oddajemy w podatkach, niekoniecznie korzystając - wspomniana służba zdrowia).
@Uja powiedz to jeszcze przykrece srube. u nas jeszcze przedszkole i zajecia dzieci ze stalych oplat ok 500 zl. I teraz uczestniczymy w kursie Crown wiec placimy za opieke nad dziecmi 200-250 zl miesiecznie. Poza tym zawsze jest cos ekstra, w marcu mialam urodziny dzieci wiec ekstra wydatek, teraz wyprawka do porodu, w maju komunia chrzesnicy, pozniej wakacje, chrzciny, ubezpieczenie samochodu i mieszkan i ciagle cos ekstra wychodzi.
@Uja powiedz to jeszcze przykrece srube. u nas jeszcze przedszkole i zajecia dzieci ze stalych oplat ok 500 zl. I teraz uczestniczymy w kursie Crown wiec placimy za opieke nad dziecmi 200-250 zl miesiecznie. Poza tym zawsze jest cos ekstra, w marcu mialam urodziny dzieci wiec ekstra wydatek, teraz wyprawka do porodu, w maju komunia chrzesnicy, pozniej wakacje, ubezpieczenie samochodu i mieszkan i ciagle cos ekstra wychodzi.
@Apolonia no to, o czym piszesz, to też kwestia pewnych priorytetów i wyborów życiowych. Ja z mężem na przykład długo odkładaliśmy pieniądze (zarabiane też częściowo za granicą) po to, żeby nie wikłać się w spłacanie kredytów hipotecznych, na które nie byłoby nas stać. Dość wcześnie nabrałam zwyczaju odkładania zarobionych pieniędzy.
Można powiedzieć, że dużo podróżujemy - ale to dla mnie świadomy wybór, cel, na który chcę teraz oszczędzać pieniądze. JKtoś inny za to zrobi sobie remont domu, zakupi nowe meble albo nowszy samochód i powie, że był to dla niego niezbędny wydatek. Jedna kobieta woli mieć dwie markowe sukienki, druga dziesięć tańszych.
Jedna kobieta zrobi wszystko, by znaleźć pracę, inna przeliczy pieniądze i powie, że jej się nie opłaca pracować. Można bardzo długo dywagować, na co kogo stać, kto ma gorzej, kto mógł podjąć jakie decyzje na jakim etapie życia. Moim zdaniem nie o to chodzi zupełnie, by porównywać i oceniać.
Ja bym tylko chciała, by "wsparcie" w tym kraju nie oznaczało równania wszystkich w dół
Chcialabym nie wiklac sie w kredyty, tylko gdzie mieszkac podczczas odkladania? Oboje z mezem pochodzimy spoza stolicy. Przed slubem i tak oboje sporo odlozylismy ale samemu na mieszkanie w stolicy to trzeba by conajmniej ze 20 lat odkladac. A jeszcze wynajmujac i bedac na poczatku pracy zawodowej to nie bardzo mozna poszalec. Moi znajomi z Warszawy tez nie maja kredytow, bo mieli mieszkania po babciach, albo po rodzicach dlatego mogli wiecej oszczedzic, sprzedac mniejsze mieszkania i kupic 100 metrowe czy domy.
Nigdy nie zrozumiem, jak można napisać, że małe dzieci kosztują mało. Może.kosztuja mniej w stosunku do starszych dzieci, może nie kosztują 'az tak dużo', ale to nadal nie jest mało. Mamy wiosnę nareszcie, dziecko potrzebuje butów przynajmniej jednych wiosennych. Obecnie w najtanssych sklepach to wydatek 100zl zakładając że w jednych butach będzie chodzić na plac zabaw, do sklepu, do przedszkola, do kościoła, na spacery i do lekarza, a dziewczynki będą miały jedną parę butów do spódnicy i do spodni. Jednocześnie potrzebują okrycia wierzchniego i to też w najtańszym txm czy Pepco ok stówy od lepka, do tego można jednak już po skończeniu 3rz dobrać z zeszłego sezonu czapkę, zima i rękawiczki na styk więc luz. do tego małe dzieci co sezon z reguły zmieniają rozmiar więc nawet w lumpie trzeba liczyc na nie kolejna stówę na ubrania (o nowych może nie wspomnę, zakładam że reprezentatywne do kościoła czy lekarza da się znaleźć w lumpie) + jakieś uzupełnienie bielizny, gdzie za komplet 5 majtek i 5 skarpetek w w.w sklepie wydałam ostatnio 40zl. Mimo powszechnej tu dezaprobaty są dzieci które noszą kapcie, kolejny wydatek. Moi akurat kapci nie mają i jak noszą w domu skarpetki to są super ubrani i dopiero 7letnia Z.w tym roku nie zmieniła z zimy na wiosnę rozmiaru i część getrów i bluzek jej jeszcze zostaje. Buty jesienne dawno za małe. Mój niemowlak zmienia rozmiar do roku sr 6x więc częściej niż starsi. To 6x kupowanie przynajmniej trzech zmian. Tak więc najtańszym kosztem co sezon wychodzi ok 500zl na samo ubranie, jeśli założymy że nic nam nie spada z nieba, nie dostajemy kartonów od życzliwych sąsiadów i starszego kuzynostwa. Obecnie tak wygląda stan naszych szaf, więc licząc same dzieci na ich minimalne zaopatrzenie na wiosnę musiałabym liczyć 1500-2000zl. Za 3 miesiące podobnie a za 6m wiecej, zimowe ubrania to większe sumy. I nie piszcie mi tu że przecież wszystko można kupić taniej i z drugiej ręki bo mnie szlag trafi, ciekawe kto z was tak ubiera dzieci całe życie tylko z tego co łaskawie spadnie z nieba, wieczne ppdkurczanie paluszków albo wypychanie wata bo przecież jest, tylko lekko nie styka. Jak padnie tylko pytanie, gdzie co dostać dla dziecka to ciskacie nazwami sklepów, wcale nie tanich. Dementuje też plotki o przekazywaniu z dziecka na dziecko. Jak się kupuje te buty za stówę to nie ma szans że więcej niż sezon przetrwają, sprawdzam na trzecim dziecku. Zakładam też że można próbować jak się z rozmiarem ii por roku tafi. Dobre sandały zima to mi o kant tyłka. Więc może.duze dzieci kosztują więcej, może generują inne koszty ale małe dzieci na pewno nie kosztują mało i to tylko podliczając ciuchy i buty, bez lekarstw, ew przedszkola, jakichkolwiek itemkow takich jak zabawki, przedmioty edukacyjne, papiernicze. Czasem, a nawet częściej można tu odnieść wrażenie że wielodzietni to w ogóle są jacyś mega nie z tej ziemi, pan Bóg dał dzieci, to da na dzieci. A g.prawda, może da kosztem całych majtek rodziców albo kurtki nowszej niż 10letnia. Przy zarobkach proponowanych w 95% ofert obecnych o pracę - wydatki na małe dziecko nie są małe, są kuriozalnie duże.
Nadmiernie też, że ten który zarabia 15tys wcale nie musi umieć więcej i więcej pracować niż też zarabiający 2tysia, a tak tu z niektórych wpisów wyszło, jakby ciężka praca to była tylko dobrze płatna praca.
No właśnie nie wiadomo o co chodzi, ale to psioczenie takie fajne. W ostatecznym rozrachunku realiów to nie zmienia, choć tak bardzo niektórzy tu zaklinają rzeczywistość.
Dorota, kwoty trochę z kosmosu wzięłaś. Bardzo dobre moim zadaniem (i wielu koleżanek) buty wiosenne w dechatlonie kosztują 39 zl. Kurtki wiosenne w pepco tez kosztują 39 zl. W lildu bardzo fajne softshel kosztuje 45. Moze kupić trochę ma wyrost oby na 2 laty było. Generalnie ubrania można kupić na wyprzedażach bo nie wiem jakiego trzebaby było mieć pecha zeby nie trafić z rozmiarem. kurtki zimowe tez zawsze na wyprzedaży jak kosztują 40 zl, ale lidlowskie albo z biodronki spokojnie upolowane mam za 20 zl. Zawsze mam minimum 2 na sezon. Spodnie, getry, bluzki najczęściej z pepco. W tym roku na wyprzedaży wyprzedazy kupowałam bluzki i koszulko po maks 5 zl, getry po 2,5, a dresy po 5. Za siate unran, ktore załatwiają sezon jesenny zaplacila. 70 zl. I pisze uczciwie, moim zdaniem moje dziecko jest ubrane bardzo dobrze, ma bardzo dużo ubran a te ktore powinny byc dobre jakościowe są dobre jakościowo i nie wydaje więcej niż 1200 rocznie na wszystko. nic nie dostaje od koleżanek. I spokojnie o 300 zl mogłabym zmniejszyć te kwoty zmniejszajac ilość ubran bo np. Ani ma 10 pra getrow i 6 par dersow. Nie kupuje w lumpeksach bo nie lubię.
Lekkie traperki z decathlonu od lat kupuje uzywabne na olx, mam wszystkie rozmiary od 24 do 31 uzywane przez kogos u przez moje dziewczyny, wyprane czekają na kolejną, kosztowaly okolo 25 zl z wysyłka, uzywane są intesywnie od wiosny do jesieni i nic im nie jest. Nowe kupiłam im sandaly koscielne po 20 zl w sierpniu zeszlego roku, teraz beda idealne, its itd. (tyle ze trzeba mieć gdzie trzymać), ja co ładniejsze ubrania po najstarszej trzymam dla najmlodszej i dzieki temu mam;)
@Dorotak ja dostawalam dla mojej dwojki prawie wszystko od znajomych i kurtke i buty z foreum. Teraz pewnie sie to skończy, bo dla czterolatka to juz inaczej wygląda. Buty kupuje jedne na rozmiar. Wolno im rosną stopy, kupuje modele "sportowa elegancja" wole kupic jedne lepsze, nawet jak czasem wygląda to dziwnie. Podobno jestem minimalistką, dziecko ma na gore np. 5 koszulek, 2 bluzy, sweter, wiec z kartonu dostanych rzeczy łatwo wybrac cos pasującego, bez dziur i plam. Czasem dziadkowie chcą zrobić prezent i mowie szczerze, kupcie kurtkę wiosenna. Ostatnio weszłam do kappahl, super promocja 3 za 2, wydalam ponad 3 stówy na jakies pierdolki typu spodnie, getry, kilka bluzeczek, bielizna. Kupowanie ubrań dla dzieci jest drogie, zgadzam się!
W lidlowych softshelach chyba juz 3 sezon będą chodzic i wreszcie są dobre hahaah;) a za rok i tak tylko starszej dokupie.
Moja ma softshela kupionego dokładnie 2 lata temu, teraz do jesieni w nim pochodzi, za rok kupie jej nowy. Nie zgadzam sie ze ciężko na cos polowac. Wystarczy wiedzieć kiedy cos bedzie. W lutym wiadomo ze w każdym kazde zimowe ubrania będą 50-70% tansza. Wiec jest to sygnał ze wtedy warto kupić. Generalnie w lutym i lipiec/sierpien będą najtańsze ubrania i wtedy warto sie zaopatrzyć. Buty tez raczej kupuje wtedy kiedy są potrzebne ale jak pisałam wyżej decatlonowe są pi 39 zl bez przecen a zimowe lidlowe są chyba po 55 zl, dla nas te zimowe sa super.. Z przecen to mi sie czasem udaje jakieś sandały za 8 zl kupić. a w kaphalu to moim zdaniem opłaca sie kupować jak jest -50% na przecenę, wtedy te ubrania są w miarę sensowne. Nie widzę potrzeby kupowania intensywnie rosnacej 6 latce drogich ciuchów. Naprawdę wystarcza bawełniane z pepco, bo i tak zanim sie rozpadna z braku jakości to mloda je zniszczy albo wyrośnie. Kupuje tez w h and m kiecki po 10 zl, albo jak jiz jest koniec wyprzedazy ro jakieś 2 paki bliżej po 10 zl. Przynajmniej bez stresu traktuje plamy od jagod na bluzce. i naprawdę nie chodzę po sklepach jak opętana, 2 razy do roku robię sobie takie 2 dni kiedy sie wypuszczam zeby cos fajnego znalesc ale wtedy obkupuje nas wszystkich. Bo sobie poza przecenami tez generalnie nie kupuje. teraz mloda ma adidasy adidasa za 27 zl, trafiłam na fajna promocje i inne adidaski z h and m kupone za 20 zl na wyprzedazy. Na lato ma crocs kupone w towarotece za 18 zl i sandały skórzane lasockiego za 30 zl kupione w sierpniu. Jak by były nie ok z rozmiarem to bym za 30 zl sprzedała i po problemie. Na jesień powinna sie ogarnąć w tych butach co ma, ale jak nie to dokupię jej w dechatlonie za 40 zl i bedzie git. A w pepco w sierpniu bedzie 50% na wyprzedaż woec znow jej wezmę z 10 koszulek po 2,5 zl, z 3 spodnicz, cos z tego lata zostanie i tez bedzie miała w czym chodzić.
@apolonia - ale przeprowadzka do Warszawy to jest po prostu tez jakiś wybór? Nie wiem, jakie macie konkretnie Wy stosunki domowe, ale z reguły jednak i w miejszych miejscowościach dzieci maja jakiś majątek po rodzicach czy dziadkach, dlaczego tak bardzo kole cię w oczy to co dostali warszawiacy po swoich?
Mnie po prostu witki opadły. Przede wszystkim nie mam poczucia że 500+ daje państwo. Po prostu zwraca to co nam zabiera w postaci 500+, to że innym nie oddaje jest karygodne, ale cieszylabym się gdyby innym oddawali to co kradną w podatkach i innych zbójeckich zusach i nfzetach a nie krzywilabym się że akurat mnie nie dali. Nie jestem za zadnym kryterium dochodowym. Budżet to są pieniądze kazdego z nas. Dlaczego sądzić że ci co zarabiają po 3 tys na lebka i więcej nie spozytkuja tych pieniedzy na dobry cel? Mam wrazenie że na lepszy niż panstwo zaplanuje. Wg moich obliczeń nam starczy 7000 zł na osmioosobowa rodzinę licząc wynajem domu pod Warszawą . Z tych 7000 jestesmy w stanie odłożyć 1000 zł miesięcznie. Pewnie że lepiej jest mieć wiecej.
Komentarz
Kluczowe przy wspomnianych dochodach jest to czy macie kredyt lub wynajmujecie mieszkanie. My faktycznie nie liczac mojego mieszkania ktore splaca sie z wynajmu to wydajemy obecnie ok 7 tys na 4 osoby ale w tym jest rata kredytu wiec faktycznie wychodzi 5 i wystarcza ale pilnujemy sie, bo do konca roku chce splacic moj kredyt za kawalerke. I szalu nie ma choc na potrzebne rzeczy jest. I nie kupuje sukienek za 400 zl czy sandalkow za 300. Dla dzieci sporo kupuje w lidlu czy pepco, sporadycznie w hm czy c@a. Tylko z pensji musi wystarczyc nie tylko na miske ryzu ale wakacje, prezenty, remonty i inne wieksze wydatki. No nie wierze kiedy ktos pisze ze 6000 to taaaaka duza pensja a jednoczesnie pokazuje ze kupuje sukienki za 300zl czy wiecej albo co chwila jezdzi za granice. Gdzies jest sciema.
Ja osobiście byłabym wściekła, gdyby ktoś mi teraz zabrał 500+ za zbyt wysokie zarobki. Płacę tym za profesjonalne zdjęcia rysunku starszej córki,
Ja nie powiedziałam, że mam mało, bo żyjemy fajnie i kredyt wzięliśmy dokładnie taki, na jaki nas stać. Na nic nam nie brakuje i ogólnie nie narzekam. Piszę tylko, że to szału nie robi, bo nie mam kasy na rzeczy, na które chciałabym mieć poza obowiązkowymi opłatami. A na te pieniądze, które mam, pracujemy bardzo, bardzo ciężko, kosztem wielu wyrzeczeń, czasu wolnego, czasem snu. I tyle. Poza tym, moja córka może wymagać specjalistycznej operacji i na to już zawczasu zbieram, gdyż nie liczę na naszą cudowną państwową służbę zdrowia, na którą, nota bene, płacę co miesiąc ciężkie pieniądze (nie korzystając).
Można powiedzieć, że dużo podróżujemy - ale to dla mnie świadomy wybór, cel, na który chcę teraz oszczędzać pieniądze. JKtoś inny za to zrobi sobie remont domu, zakupi nowe meble albo nowszy samochód i powie, że był to dla niego niezbędny wydatek. Jedna kobieta woli mieć dwie markowe sukienki, druga dziesięć tańszych.
Jedna kobieta zrobi wszystko, by znaleźć pracę, inna przeliczy pieniądze i powie, że jej się nie opłaca pracować. Można bardzo długo dywagować, na co kogo stać, kto ma gorzej, kto mógł podjąć jakie decyzje na jakim etapie życia. Moim zdaniem nie o to chodzi zupełnie, by porównywać i oceniać.
Ja bym tylko chciała, by "wsparcie" w tym kraju nie oznaczało równania wszystkich w dół
Mamy wiosnę nareszcie, dziecko potrzebuje butów przynajmniej jednych wiosennych. Obecnie w najtanssych sklepach to wydatek 100zl zakładając że w jednych butach będzie chodzić na plac zabaw, do sklepu, do przedszkola, do kościoła, na spacery i do lekarza, a dziewczynki będą miały jedną parę butów do spódnicy i do spodni. Jednocześnie potrzebują okrycia wierzchniego i to też w najtańszym txm czy Pepco ok stówy od lepka, do tego można jednak już po skończeniu 3rz dobrać z zeszłego sezonu czapkę, zima i rękawiczki na styk więc luz. do tego małe dzieci co sezon z reguły zmieniają rozmiar więc nawet w lumpie trzeba liczyc na nie kolejna stówę na ubrania (o nowych może nie wspomnę, zakładam że reprezentatywne do kościoła czy lekarza da się znaleźć w lumpie)
+ jakieś uzupełnienie bielizny, gdzie za komplet 5 majtek i 5 skarpetek w w.w sklepie wydałam ostatnio 40zl. Mimo powszechnej tu dezaprobaty są dzieci które noszą kapcie, kolejny wydatek. Moi akurat kapci nie mają i jak noszą w domu skarpetki to są super ubrani i dopiero 7letnia Z.w tym roku nie zmieniła z zimy na wiosnę rozmiaru i część getrów i bluzek jej jeszcze zostaje. Buty jesienne dawno za małe.
Mój niemowlak zmienia rozmiar do roku sr 6x więc częściej niż starsi. To 6x kupowanie przynajmniej trzech zmian.
Tak więc najtańszym kosztem co sezon wychodzi ok 500zl na samo ubranie, jeśli założymy że nic nam nie spada z nieba, nie dostajemy kartonów od życzliwych sąsiadów i starszego kuzynostwa. Obecnie tak wygląda stan naszych szaf, więc licząc same dzieci na ich minimalne zaopatrzenie na wiosnę musiałabym liczyć 1500-2000zl. Za 3 miesiące podobnie a za 6m wiecej, zimowe ubrania to większe sumy.
I nie piszcie mi tu że przecież wszystko można kupić taniej i z drugiej ręki bo mnie szlag trafi, ciekawe kto z was tak ubiera dzieci całe życie tylko z tego co łaskawie spadnie z nieba, wieczne ppdkurczanie paluszków albo wypychanie wata bo przecież jest, tylko lekko nie styka. Jak padnie tylko pytanie, gdzie co dostać dla dziecka to ciskacie nazwami sklepów, wcale nie tanich.
Dementuje też plotki o przekazywaniu z dziecka na dziecko. Jak się kupuje te buty za stówę to nie ma szans że więcej niż sezon przetrwają, sprawdzam na trzecim dziecku.
Zakładam też że można próbować jak się z rozmiarem ii por roku tafi. Dobre sandały zima to mi o kant tyłka.
Więc może.duze dzieci kosztują więcej, może generują inne koszty ale małe dzieci na pewno nie kosztują mało i to tylko podliczając ciuchy i buty, bez lekarstw, ew przedszkola, jakichkolwiek itemkow takich jak zabawki, przedmioty edukacyjne, papiernicze.
Czasem, a nawet częściej można tu odnieść wrażenie że wielodzietni to w ogóle są jacyś mega nie z tej ziemi, pan Bóg dał dzieci, to da na dzieci. A g.prawda, może da kosztem całych majtek rodziców albo kurtki nowszej niż 10letnia. Przy zarobkach proponowanych w 95% ofert obecnych o pracę - wydatki na małe dziecko nie są małe, są kuriozalnie duże.
Nadmiernie też, że ten który zarabia 15tys wcale nie musi umieć więcej i więcej pracować niż też zarabiający 2tysia, a tak tu z niektórych wpisów wyszło, jakby ciężka praca to była tylko dobrze płatna praca.
Nowe kupiłam im sandaly koscielne po 20 zl w sierpniu zeszlego roku, teraz beda idealne, its itd. (tyle ze trzeba mieć gdzie trzymać), ja co ładniejsze ubrania po najstarszej trzymam dla najmlodszej i dzieki temu mam;)
Wg moich obliczeń nam starczy 7000 zł na osmioosobowa rodzinę licząc wynajem domu pod Warszawą . Z tych 7000 jestesmy w stanie odłożyć 1000 zł miesięcznie.
Pewnie że lepiej jest mieć wiecej.