Dorotak nie zgodzę się z Tobą. Nas stać jakoś tam na nowe rzeczy często by było ale dostaje tyle że na prawdę nie kupuje jak na prawdę nie muszę... Często brak czasu nawet. . Nie mam z tym problemu. A małe dzieci. Jeszcze nawet Tosia lat 5, czy fa prawie 8nie mają problemy z donaszaniem ciuchow po kuzyna h czy z innych źródeł.. Myślę że w przeciwieństwie do starszych.. Gdzie to już będzie jakiś tam problem... Na razie widzę zarystego co nas czeka jak zaczną dorastac.. Wyjazdy chórem sm, mdk iem z zespołem ludowym.. Nie wiem czy zawsze pojadą ale na pewno będą chciały a se nie zarobią 10-12latki... Instrumenty, Ubrania właśnie... Na razie na prawdę to nie są regularne ani duże wydatki... U nas chociażby.. Ostatnio szukałam sweterkow ładnych w sklepach teściowa nie znalazła, dostałam z forum super. Fa było trzeba kupić ładne buty na Wielkanoc dostała lakierki.i tyle z ostatnich zakupów ciuchowych w tym roku kalendarzowym..A jeszcze przed wyjazdem na obóz z MDK zimowe buty i halowe.. No niestety wyszła ze wszystkiego a nic nie miałam. No mąż coś tam se kupi zawsze.. Głównie przez net.
Ogólnie to cały świat jest nie w porządku . Istnieje bardzo niewiele rodzin, które mają wszystko. Może 300, może 500 rodzin na świecie. Reszta to ciułacze, którzy żeby coś kupić muszą oszczędzać albo jechać na kredytach. Tak jest na całym świecie cywilizowanym. Jak ktoś myśli że lepiej z tym za granicą to powinien zweryfikować poglądy. Moim zdaniem większość Polaków za granicą pracuje dużo poniżej swoich możliwości, co nie znaczy że się obija. Dotyka ich pauperyzacja, poniżenie, traktowanie jak gorszych niż autochtoni. Często poprawiają pracę po miejscowych i nie mają z tego nic. Jesne że są oprócz tego tacy, którzy mają dobre stanowiska pracy i odpowiednie zdaniem państw w ktorych żyją wykształcenie, ale to moim zdaniem nikły procent.
Dokładnie, lekarz, leki cos co musisz kupić i nie masz wyboru to są wydatki. Ja tez osobiście nie zwlekam i nie czekam na lekarzy. Niestety często za dobra jakoś trzeba zapłacić i place.
@Elunia ja się z tym zgadzam. Mam na szczescie zdrowe dzieci. System zdrowotny w Polsce to zgroza. Zresztą jak bylam w Szwajcarii to też nie było mnie stać na dentystę i ortodontę ani dla dzieci ani dla mnie. I zawsze taki wydatek był dla naszego budżetu trudny do zniesienia. Inaczej jest jak jedno pracuje w Szwajcarii i wydaje się tą kasę w Polsce, tylko wolę skromniej i żeby mąż był ze mną a nie w rozjazdach.
@ula wzmianka o warszawiakach byla a propo zycia bez kredytu. Znajomi warszawiacy to z reguly jedynacy, ktorzy odziedziczyli majatki po babci, cioci starej pannie, po dwojgu rozwiedzionych rodzicach itp Mieszkanie w srednim miescie ma sie nijak w porownaniu do stolicy, gdzie zawsze zarobki i mozliwosci sa wieksze. Po studiach w srednim miescie zarabialam 790 zl wiec o jakim wyborze mowisz? Jeszcze jak jest kilkoro do spadku w malej miescinie, jesli wogole jakis jest... To jest po prostu zupelnie inny start. I wmurwia mnie jak tacy co dostali za darmo madrza sie ze oni by nigdy kredytu nie wzieli. No ja na ich miejscu tez. Malo tego znajomi nawet sobie nie uswiadamiaja jak wiele dostali. Ostatnio jak gadalam z kolezanka z pracy ze jakos nic nam nie skapnło, do wszystkiego dochodzimy sami z mezem to ona powiedziala ze teznnic nie dostali. Musialam jej przypomniec ze dostali od tesciow ktorzy mieli jedynaka mieszkanie 75 m na Żoliborzu w nowym budownictwie...
@apolonia - dziwnie mi się czyta Twoje posty. Oczywiście nie mam podstaw, żeby Ci nie wierzyć, ale to zaskakujące, że np. Twoi znajomi to wyłącznie jedynacy z dziedziczonymi nieruchomościami *ci z Wawy oczywiście, a ci z mniejszych miejscowości to już np z wielodzietnych rodzin z kolejką do spadku. Jak juz tak licytacja trwa to powiem, że spośród moich wielu znajomych tylko jedna osoba odziedziczyła mieszkanko po bezdzetnej ciotce. Reszta jakoś sama musiała sobie radzić w różny sposób. Parę osób faktycznie kiedyś tam odziedziczy jakieś nieruchomości. Tylko mają je w doopie bo spadkodawcy w niezłym zdrowiu są a i sami potencjalnie zainteresowani dojrzali juz i z kilkunastoletnimi dziećmi. Przykro mi ze masz taki ogląd na świat, gdzie inni zawsze mają lepiej od Ciebie a Ty masz zawsze gorzej od innych
@kociara no przykro mi ze tak sie zlozylo, ze wiekszosc znajomych z Warszawy to jedynacy ktorzy dostali nieraz kilka nieruchomosci. Nie znam nikogo(poza klientami ale to nie sa znajomi) ktorzy nie dostali mieszkania od rodziny. Moze to przypadek ze znam tylko takie osoby ale to nieladnie z twojej strony ze podwazasz moje doswiadczenia i przypisujesz mi skrzywione spojrzenie...Nie mam tych znajomych warszawiakow jakos bardzo duzo ale jak robie przeglad to nie znam nikogo kto nie dostal mieszkania. Najgorzej ma kolezanka ktora mieszka w komunalnym mamy na 37m . Poza tym nie uwazam ze mam gorzej od innych, ba nawet od wielu lepiej. Tylko nie lubie jak ktos mnie poucza ze dobrze zrobil nie biorac kredytu podczas gdy nie musial... A znam tez 2 osoby sloiki którym tez kupili rodzice mieszkania w stolicy za sprzedane hektary ale to wyjątki. Zajmowalam sie kiedys praca w uslugach opiekunczych dla osob starszych i niepelosprawnych w dobrej dzielnicy Warszawy. Za zycia najczescie samotni zupelnie i bez pomocy, a po smierci nagle okazywalo sie ze duzo jest hien do spadku...
No jest to dziwne ze wiekszosc z rozbitych rodzin. Tym bardziej ze to pokolenie kiedy rozwodow byli jednak mniej. Nawet policzylam ze znam 21 osob z Warszawy ktore dostaly na starcie mieszkanie i przypomnialam sobie ze poznalam jedno malzenstwo pochodzace ze stolicy ktore nic nie dastalo(mieli kredyt na kawalerke.) Fakt, ze to zadna probka statystyczna. Tylko ja w ogole znam malo Warszawiakow, mieszkalam w akademiku, w pracy tez wiekszosc przyjezdnych.
Co do kredytów - to nie jest tak, że ludzie "antykredytowi" nigdy ich nie brali. Mam na myśli tzw starsze pokolenie obecnych 60-70parolatkow. Za ich czasów kredyty były faktycznie wysokooprocentowane. Ale. Były tzw " pozyczki " w zakładach pracy, które brało się raz, dwa razy do roku na określone towary Te "pożyczki" były dość nisko oprocentowane i spłacać się je potem cały rok bez większego obciążenia budżetu. Na mieszkania 30, 40 lat temu też było bardzo ciężko odłożyć w stosunkowo krótkim czasie. Ludzie czekali latami i latami odkładali na własne M. Nikt nie brał kredytu. Inna sprawa ze "kiedys" faktycznie kupowało się towary za układane pieniądze albo za te "pożyczki". Teraz chce się mieć wszystko od razu i na to bierze się kredyty. A nie "pozyczki".
Co Ci to da @apolonia, ze bedziesz tak rozpamietywac kto odziedziczyl mieszkanie, majatek, kto ma wiecej, kto ma lepiej.... Czy to Cie w jakis sposob buduje? Porownywanie sie do innych nie jest dobre z dwoch wzgledow, bo albo czujemy sie lepsi albo gorsi, albo podnosimy sobie w ten sposob mniemanie o sobie albo bez sensu dolujemy sie zle sie oceniajac.
No nie wiem czy tak latami wszyscy czekali. Moi rodzice mieli po 25 lat kiedy dostali wlasne mieszkanie w bloku. Poza tym nikt mi nie odpowiedzial gdzie mieszkac podczas tego odkladania. No i w stolicy kawalerka to jakues 300 ooozl wiec dlugie lata oszczedzania.
Moi rodzice mieszkanie w bloku "dostali" w wieku 28 lat. Tylko dlatego, że domek w którym mieszkali z dziadkami, ciotkami i wujkami, zoną wujka i jego synem (razem 10 osob , w tym dwoje dzieci-ja i mój kuzyn) teraz jest jedną z głównych ulic miasta. I musieli za nie zapłacić, wlasnie z kasy uciulanej z "pozyczek". Podobnie jak dziadkowie, którzy zamieszkali w bloku z 2 córkami. I wujek, który zamieszkał z zona i synem. To był wyjątek. Młode małżeństwa mieszkały przy rodzinach. Np moi teściowie mieszkali z synem u siostry i szwagra teściowej i ich 3 dzieci. Na 40m Inna moja ciotka z mężem mieszkała u swej matki, pokój dzielili z młodszą siostrą i bratem. Dorosłe dzieci z wielodzietnego rodziny z mojego bloku po ślubie zamieszkiwały nadal z rodziną. Mieszkanie 5 pokojowe, dzieci 12. W największym "szczycie" w tym mieszkaniu były 22 osoby, kiedy najstarsze córki zamieszkały w nim z mężami. Takie były czasy i ludzie radzili sobie jak mogli. Szczęściarzami byli jedynacy, którzy po ślubie zamieszkiwali z wspolmalzonkiem w samodzielnym pokoju panieński lub kawalerskim w mieszkaniu swoich rodziców. Lub w mieszkaniu 3 pokojowym 2 dorosłych dzieci zamieszkiwało ze swoimi małżonkami w osobnych pokojach u swoich rodzicow W moim bloku sporo moich sąsiadów tak mieszkało jeszcze 10 lat temu
Ludzie jeździli tez tam, gdzie mieszkania mogli dostać szybciej, gdzie lepsza praca, czy mieszkania zakładowe. Moi rodzice z Płocka na Śląsk przyjechali bo w Płocku musieliby lataaaaaa czekać na mieszkanie. Na Śląsku zaś, Tato poszedł pracować do kopalni i dostali mieszkanie w bloku. Przed tym mieszkaniem, kilka lat wynajmowali klitke z piecem i kuchnia węglowa z kiblem na korytarzu. To w bloku wykupili dopiero wtedy kiedy my z siostrami byliśmy już prawie dorosłe. I to tez dlatego ze była możliwość wykupienia na dobrych warunkach. Dziś już mieszkają w innym miejscu, tamto sprzedali i kupili w mniejszym miasteczku za mniejsze pieniądze a różnice przeznaczyli na zrobienie prawka i kupno samochodu. Wcześniej nie było ich na to stać. I ogólnie z pokolenia moich rodziców to większość w ten sposób „osiągała” swoje pierwsze mieszkania. Mało kto dostał od rodziców, najczęściej ci, którzy zostawali przy rodzicach i się nimi na codzień opiekowali. Z mojego pokolenia ( czterdziestka puka) tez mało kto dostał na starcie mieszkanie, może kilku znajomych. Teraz pokolenie mojego syna wkroczyło w „dorosłość” i jakoś nikt nie dzwoni kluczami od mieszkania. A nie są to jakoś specjalnie biedni ludzi bo są wśród nich i tacy, którzy w prawdziwym pałacu -zabytku- mieszkają. Pewno są rzesze młodych, którzy ma start dostali coś „od starych” ale jakoś nie rozpytuje bo i co mi po info ze ktoś coś otrzymał. jak będzie mnie stać to tez chętnie dołożę dziecku na mieszkanie czy kupię samochód. Bo nie uważam ze pomoc dzieciom to coś co im szkodzi i robi z nich puste bębny niewdzięczne rodzicom
@apolonia - oczywiście ze nikt nie dbał o to, gdzie młode małżeństwo będzie mieszkać po ślubie. Inne były czasy i inne wymagania ludzi. I wtedy byli szczesciarze, którzy mieli kilkupokojowe domy. O mieszkanie wcale nie było ani łatwiej ani trudniej niż teraz . Po prostu zmieniła się persektywa. Teraz np tez nie trzeba kupować mieszkania własnościowego -można w TBSach. Twoi i moi rodzice też nie "dostali" własnościowego.
O wlasnie. Zapomniałam o tym , że powszechna była migracja za pracą z mieszkaniem. No ale też nie było tak, że każdy z biegu dostawał etat i od razu mieszkanie. Powszechne było zamieszkiwanie w hotelach robotniczych czy pracowniczych. Pewne grupy zawodowe były w tym względzie uprzywilejowane, ale to znowu nie było tak, że mieszkania się dostawało za free. To było takie pojęcie powszechnie stosowane -"dostać mieszkanie". Z tego co wiem, za nie trzeba było "coś " zapłacić. "Dostać " w tych wypadkach po prostu oznaczało, że otrzymuje się taka cudowną na tamte czasy możliwość
@Rejczel to sa po prostu fakty. I zazwyczajnie lubia o tym mowic osoby ktore duzo dostaly. Czy mnie buduje, mysle ze tak bo jestem wdzieczna ze mam lepiej niz wiele osob, ze wszystko zawdzieczamy sobie i nie jestesmy od nikogo zalezni, a przyklad tych co maja lepiej motywuje mnie do tego by zadbac o przyszlosc moich dzieci, by bylo im latwiej. Mieszkan im nie kupie pewnie ale bede dazyc do tego by dostali cos na start, zamiast rotrwonic wszystko na biezaco.
Tbs to srednia opcja, bardzo wysokie czynsze no i dluuuga droga do wlasnosci.
No ale nie wydajesz od razu tyle kasy ile za "swoje". Forma pośrednia pomiędzy kredytem a ciułaniem.
@kociara nie wiem jak to wygląda w innych miastach, ale u nas dochodzi jeszcze ogromna kaucja i koszty partycypacji. Ok 70 000 zł. trzeba wyłożyć (przy mieszkaniu ok. 50m2, ta kwota wzrasta razem z metrażem) , żeby WYNAJĄĆ mieszkanie w TBSie. A z tego co mi wiadomo póki co nie ma mowy o dojściu do własności. I nie możesz wziąć na to kredytu hipotecznego. Niby to zwracają po wyprowadzce, ale czy dokładnie taką samą kwotę to nie wiem.
E: a oprócz tego czynsze i tak są wyższe niż w zwykłych mieszkaniach spółdzielczych.
Nie uwazam by ludzie ktorzy maja powyzej 30 i biora kredyty chcieli cos od razu. Mieszkanie jest potrzebne mlodym kiedy sa dzieci, a nie na starosc. Tak samo wkurzajace jest wytykanie przez osoby majace wlasne mieszkania ze innni nie chca wynajmowac jak np w Niemczech tylko chca miec swoje. Mieszkanie to podstawowa potrzeba bytowa, nie kazdy jest w stanie zniesc przeprowadzki co pol roku. Zeby jeszcze byla to znacznie tansza opcja niz kredyt to mozna sie zastanawiac ale czesto jest odwrotnie.
Porownywanie sie do innych nie jest dobre z dwoch wzgledow, bo albo czujemy sie lepsi albo gorsi, albo podnosimy sobie w ten sposob mniemanie o sobie albo bez sensu dolujemy sie zle sie oceniajac.
Robią to wszyscy ludzie, również na tym forum. Miażdżąca większość dyskusji to właśnie porównywanie się do innych i zasadniczo nie ma w tym nic złego - ba, najczęściej jest to właśnie bardzo pozytywne i służy jako motor rozwoju, przyczynia się do wzrostu ambicji - chyba że ktoś popada w jałową zawiść. Porównywanie wspiera również miłosierdzie i altruizm, bo gdyby ktoś nie porównywał się z innymi, to skąd miałby wiedzieć, że inni mają gorzej i potrzebują pomocy. Jako posiadacz rolls-royce'a i prywatnego helikoptera mógłby uważać, że wszyscy mają tak samo.
Co do mieszkań, to realia dawniej były o wiele lepsze dla młodych małżeństw. Przykład- mój wujek jako 19-latek przyjechał ze wsi na Śląsk, odkładał na wkład na mieszkanie spółdzielcze.W wieku 24 lat się ożenił. W wieku 29, ciotka miała 27 , dostali piękne 3-pokojowe mieszkanie w bloku, mieli juz wtedy 2 małycj dzieci, mieszkają tam do dziś, to był 1983 rok. Kilka lat temu były wykupy "za złotówkę" czy jakoś tak i wykupili.Takie czasy już nie wrócą....
Skąd Wy bierzecie te przykłady? Mam naprawdę wielką rodzinę i ani jednego takiego przypadku. Każdy ciężko harował i budował systemem gospodarczym, a po ślubie kilka dobrych lat mieszkał z teściami/rodzicami. Mam wrażenie, że to właśnie teraz jest łatwiej, np. wziąć kredyt, itp.
Komentarz
Oczywiście nie mam podstaw, żeby Ci nie wierzyć, ale to zaskakujące, że np. Twoi znajomi to wyłącznie jedynacy z dziedziczonymi nieruchomościami *ci z Wawy oczywiście, a ci z mniejszych miejscowości to już np z wielodzietnych rodzin z kolejką do spadku.
Jak juz tak licytacja trwa to powiem, że spośród moich wielu znajomych tylko jedna osoba odziedziczyła mieszkanko po bezdzetnej ciotce. Reszta jakoś sama musiała sobie radzić w różny sposób.
Parę osób faktycznie kiedyś tam odziedziczy jakieś nieruchomości. Tylko mają je w doopie bo spadkodawcy w niezłym zdrowiu są a i sami potencjalnie zainteresowani dojrzali juz i z kilkunastoletnimi dziećmi.
Przykro mi ze masz taki ogląd na świat, gdzie inni zawsze mają lepiej od Ciebie a Ty masz zawsze gorzej od innych
Poza tym nie uwazam ze mam gorzej od innych, ba nawet od wielu lepiej. Tylko nie lubie jak ktos mnie poucza ze dobrze zrobil nie biorac kredytu podczas gdy nie musial...
A znam tez 2 osoby sloiki którym tez kupili rodzice mieszkania w stolicy za sprzedane hektary ale to wyjątki.
Zajmowalam sie kiedys praca w uslugach opiekunczych dla osob starszych i niepelosprawnych w dobrej dzielnicy Warszawy. Za zycia najczescie samotni zupelnie i bez pomocy, a po smierci nagle okazywalo sie ze duzo jest hien do spadku...
Na mieszkania 30, 40 lat temu też było bardzo ciężko odłożyć w stosunkowo krótkim czasie. Ludzie czekali latami i latami odkładali na własne M. Nikt nie brał kredytu.
Inna sprawa ze "kiedys" faktycznie kupowało się towary za układane pieniądze albo za te "pożyczki". Teraz chce się mieć wszystko od razu i na to bierze się kredyty. A nie "pozyczki".
Porownywanie sie do innych nie jest dobre z dwoch wzgledow, bo albo czujemy sie lepsi albo gorsi, albo podnosimy sobie w ten sposob mniemanie o sobie albo bez sensu dolujemy sie zle sie oceniajac.
To był wyjątek. Młode małżeństwa mieszkały przy rodzinach. Np moi teściowie mieszkali z synem u siostry i szwagra teściowej i ich 3 dzieci. Na 40m
Inna moja ciotka z mężem mieszkała u swej matki, pokój dzielili z młodszą siostrą i bratem.
Dorosłe dzieci z wielodzietnego rodziny z mojego bloku po ślubie zamieszkiwały nadal z rodziną. Mieszkanie 5 pokojowe, dzieci 12. W największym "szczycie" w tym mieszkaniu były 22 osoby, kiedy najstarsze córki zamieszkały w nim z mężami.
Takie były czasy i ludzie radzili sobie jak mogli. Szczęściarzami byli jedynacy, którzy po ślubie zamieszkiwali z wspolmalzonkiem w samodzielnym pokoju panieński lub kawalerskim w mieszkaniu swoich rodziców. Lub w mieszkaniu 3 pokojowym 2 dorosłych dzieci zamieszkiwało ze swoimi małżonkami w osobnych pokojach u swoich rodzicow
W moim bloku sporo moich sąsiadów tak mieszkało jeszcze 10 lat temu
Moi rodzice z Płocka na Śląsk przyjechali bo w Płocku musieliby lataaaaaa czekać na mieszkanie. Na Śląsku zaś, Tato poszedł pracować do kopalni i dostali mieszkanie w bloku. Przed tym mieszkaniem, kilka lat wynajmowali klitke z piecem i kuchnia węglowa z kiblem na korytarzu. To w bloku wykupili dopiero wtedy kiedy my z siostrami byliśmy już prawie dorosłe. I to tez dlatego ze była możliwość wykupienia na dobrych warunkach. Dziś już mieszkają w innym miejscu, tamto sprzedali i kupili w mniejszym miasteczku za mniejsze pieniądze a różnice przeznaczyli na zrobienie prawka i kupno samochodu. Wcześniej nie było ich na to stać.
I ogólnie z pokolenia moich rodziców to większość w ten sposób „osiągała” swoje pierwsze mieszkania. Mało kto dostał od rodziców, najczęściej ci, którzy zostawali przy rodzicach i się nimi na codzień opiekowali.
Z mojego pokolenia ( czterdziestka puka) tez mało kto dostał na starcie mieszkanie, może kilku znajomych.
Teraz pokolenie mojego syna wkroczyło w „dorosłość” i jakoś nikt nie dzwoni kluczami od mieszkania. A nie są to jakoś specjalnie biedni ludzi bo są wśród nich i tacy, którzy w prawdziwym pałacu -zabytku- mieszkają. Pewno są rzesze młodych, którzy ma start dostali coś „od starych” ale jakoś nie rozpytuje bo i co mi po info ze ktoś coś otrzymał.
jak będzie mnie stać to tez chętnie dołożę dziecku na mieszkanie czy kupię samochód. Bo nie uważam ze pomoc dzieciom to coś co im szkodzi i robi z nich puste bębny niewdzięczne rodzicom
Pewne grupy zawodowe były w tym względzie uprzywilejowane, ale to znowu nie było tak, że mieszkania się dostawało za free. To było takie pojęcie powszechnie stosowane -"dostać mieszkanie". Z tego co wiem, za nie trzeba było "coś " zapłacić. "Dostać " w tych wypadkach po prostu oznaczało, że otrzymuje się taka cudowną na tamte czasy możliwość
Forma pośrednia pomiędzy kredytem a ciułaniem.
Niby to zwracają po wyprowadzce, ale czy dokładnie taką samą kwotę to nie wiem.
E: a oprócz tego czynsze i tak są wyższe niż w zwykłych mieszkaniach spółdzielczych.
Robią to wszyscy ludzie, również na tym forum. Miażdżąca większość dyskusji to właśnie porównywanie się do innych i zasadniczo nie ma w tym nic złego - ba, najczęściej jest to właśnie bardzo pozytywne i służy jako motor rozwoju, przyczynia się do wzrostu ambicji - chyba że ktoś popada w jałową zawiść. Porównywanie wspiera również miłosierdzie i altruizm, bo gdyby ktoś nie porównywał się z innymi, to skąd miałby wiedzieć, że inni mają gorzej i potrzebują pomocy. Jako posiadacz rolls-royce'a i prywatnego helikoptera mógłby uważać, że wszyscy mają tak samo.