Ja tez sobie tego nie zmyslilam, przeczytałam w wywiadzie, kiedyś zdarzało mi się czytać Wysokie obcasy. To takie gadanie z tym wolnym wyborem jest dobrze jesli wolna kobieta wybierze karierę, wtedy się rozwija. Ja sporo pracowałam, tyle ile się dało, bo pierwsze dzieci mi się w dużych odstępach pojawiały . Mam też zawód, który pozwala na pracę w wybranych godzinach. Teraz wybieram dom, co będzie za kilka lat nie wiem, ale moja mama już często napomyka, że czas wracać...
To jest pomieszanie pojęć, przecież praca pracy nierówna. Dla inteligentnego człowieka ważne jest mieć w życiu jakieś zainteresowania, aktywności. Jeśli interesuje go i cieszy praca zawodowa, to piecze dwie pieczenie przy jednym ogniu, ale to nie jest jedyny możliwy scenariusz. Może być też tak, że praca zarobkowa jest nieprzyjemnym obowiązkiem, a kobieta rezygnująca z niej i utrzymywana przez męża ma szansę ciekawie i sensownie spożytkować zyskane w ten sposób siły i czas.
Inną sprawą jest niezależność finansowa, są sytuacje, w których faktycznie staje się ona dla kobiety nieodzowna. Ale dobre małżeństwo opiera się na zaufaniu w tak wielu kwestiach, że nie wiem dlaczego finanse miałyby być wyjątkiem.
Chodziło mi o to, że jeśli kobieta czuje się przeciążona dziećmi i obowiązkami domowymi, to rzeczywiście praca może być dla niej ucieczką i odpoczynkiem od tego, gdy już zacznie pracować.
Pamiętam, jak kiedyś mając małe i bardzo absorbujące dzieci, w ramach wielkiego święta wyrwaliśmy się z mężem we dwoje do kina. Byłam wtedy naprawdę bardzo zmęczona domowym młynem. Usiedliśmy obok dwojga młodych ludzi, którzy przed rozpoczęciem seansu rozmawiali o jakichś swoich znajomych i dziewczyna powiedziała do chłopaka: "Wiesz czemu ona znowu zaszła w ciążę? Bo nie chce jej się nic robić."
Tak naprawdę to człowiek leniwy w pracy się będzie obijał jak się da i tracił czas, a w domu na wychowawczym puści dzieciom bajki, na obiad poda parówki i też się nie przemęczy. I odwrotnie, dla ambitnego perfekcjonisty i w domu i pracy znajdzie się pełno wyzwań.
Aktywności mogą być różne. Niekoniecznie to musi być coś usankcjonowanego umową i odplatnoscia. Mam rzeczy tylko swoje które mi daja powera do życia i mam to szczęście że to są rzeczy o realnej wartości. Pieniedzy za to nie dostaje i nie chcę, bo dostaję coś cenniejszego. Mam meza kochanego który rozumie ze ta aktywnośc jest mi potrzebna jak powietrze i umożliwia te wyjścia. Nie muszę się wszystkim wokół opowiadać i tłumaczyć że mam horyzonty szersze niż pampersy i soczki. Jeśli ktoś nie potrafi sobie wyobrazić ze można żyć naprawdę sensownie bez świadczenia pracy za pieniądze to raczej taka osoba ma ciasne spojrzenie.
wiesz, kobiety pracujące też zwykle mają takie aktywności może tylko czasu mniej, ale zawsze jest coś za coś i niby nie masz potrzeby się spowiadać co robisz, a jednak to robisz...
ale racja, znowu dwie strony sztucznej barykady. bez sensu
A druga sprawa, to ten nieszczęsny podzial obowiązków. Co w tym na litość takiego strasznego i ciemiężącego ze w małżeństwie chłop utrzymuje rodzinę a żona ogarnia większość pracy domowej??? Czy taki system parzy czy co? Model parytetow jest ok a taki to sredniowiecze? Przecież takie spojrzenie jest idiotyczne.
Zgadzam się z Tobą, aczkolwiek słabym punktem takiego podziału obowiązków (facet zarabia, kobieta zajmuje się domem) są weekendy, wakacje, emerytura, kiedy to mężczyźni przyzwyczajeni do tego, że żona ogarnia sprzątanie, gotowanie, pranie, zakupy i dzieci, uznają, że oni mają wolne i mogą spokojnie zasiąść na leżaku, a ona niech się uwija, skoro taka jej rola.
Nie mówię, że zawsze tak jest, ale nie jest to rzadki widok.
No tak kobieta pracująca, mająca minimum czwórkę dzieci ma mnóstwo aktywności, zainteresowań, znajomości, do tego gospodyni pełna gębą i mająca mnóstwo czasu mamusia, między bajki to można włożyć , bajeczki trala lala
tutaj nie ma żadnej wyższości, matka pracująca zawodowo i w domu czy w domu
@Bagata Ja byłam długo w domu ale mąż z własnej inicjatywy w niedzielę obiad wyczarowywał, bo wiedział, że ja cały tydzień to robię a czasem mówiłam wprost, że mi się nie chce. Jak były urodziny dzieci czy Święta, to zawsze pomagał czy cały obiad rodzinny zrobił, złego słowa nie mogę powiedzieć na niego przez 13 lat małżeństwa. A mąż jedynak - i jest naprawdę superowym mężem. Także tego ten w sumie nie trzeba wielodzietnej rodziny, żeby fajny facet wyrósł.
No i super! W naszym pokoleniu jednak mężczyźni znacznie więcej się udzielają przy opiece nad małymi dziećmi i pracach domowych niż nasi ojcowie i coś mi się wydaje, że to jednak w dużym stopniu zasługa tych wstrętnych feministek
zawsze jest coś kosztem czegoś, tak to pojmuję i nie zawsze da się super, idealnie, czasem po prostu jest chłop uczy mnie pokory i elastyczności wciąż widzę, że największe nie da się jest w mojej głowie
To prawda, że jesteśmy bardzo różni. Ja bardzo się cieszę, że mogę być w domu z dziećmi. Uważam, że na obecną chwilę, jest to rozwiązanie idealne. Pamiętam jak pracowałam w żłobku, mając trójkę swoich małych dzieci. Ciągły stres, pośpiech, i ta frustracja, że więcej czasu mam dla obcych dzieci w pracy, niż dla swoich. To było chore. Szybkie zakupy po drodze, szybki obiad, potem czekanie, aż dzieci pójdą spać i nadganianie obowiązków.
A druga sprawa, to ten nieszczęsny podzial obowiązków. Co w tym na litość takiego strasznego i ciemiężącego ze w małżeństwie chłop utrzymuje rodzinę a żona ogarnia większość pracy domowej??? Czy taki system parzy czy co? Model parytetow jest ok a taki to sredniowiecze? Przecież takie spojrzenie jest idiotyczne.
Jeżeli obydwie strony są z takiego podziału obowiązków zadowolone, to nie ma w tym nic złego, ich sprawa.
Ja bym się na dłuższą metę na taki układ nie zdecydowała, bo brakowałoby mi wielu naturalnych dla mnie aktywności związanych z pracą, a myślę, że mój mąż też ceni sobie czas spędzony w domu, z dziećmi. Uzupełniamy się i wspieramy wzajemnie. Nie wiem, czy opisywany przez Ciebie system "parzy" - dla mnie i mojej rodziny byłby jednak dosyć nienaturalny, niszczył rozwiązania, które sobie wypracowaliśmy i które się u nas sprawdzają.
Jeżeli jednak ktoś ma zupełnie odmienne podejście i czuje, że w jego rodzinie ono się sprawdza, to nie rozumiem, czemu tak przejmować się opinią innych.
Chodziło mi o to, że jeśli kobieta czuje się przeciążona dziećmi i obowiązkami domowymi, to rzeczywiście praca może być dla niej ucieczką i odpoczynkiem od tego, gdy już zacznie pracować.
jeżeli dzieci miałaby mnie przeciazac, to raczej wyjechalabym do spa, niż szła do pracy. swoją pracę bardzo lubię, ale nie mogę powiedzieć że tam odpoczywam... ktoś w ogóle odpoczywa w pracy? przyznaję że to dla mnie nowość, serio
No wiesz, można wywnioskować z niektórych wpisów ze praca to płatne kawkowanie z koleżankami z korpo. brzmi jak relaks
praca, wydaje mi się, może być odpoczynkiem w sensie zmiany otoczenia i obowiązków, odskoczni od ciągłego zajmowania się domem i dziećmi. dla mnie praca na pewno jest takim rodzajem zachowywania higieny psychicznej. I na pewno wole ja wykonywać niż wiele obowiązków domowych. Nie pracuje na etacie jesli to coś zmienia.
Nie rozumiem w ogóle tekstu pt uciekanie z domu do pracy żeby odpocząć. Dla mnie taka sama praca. Mnie np zastanawia reakcja moich dzieci jak mówię że szukam pracy, które mówią: o nie mamo! Teraz to w ogóle nie bedziesz miała dla nas czasu. W sumie różnica tylko w tym że dostajesz pensję. I mniej czasu dla rodziny. Życie to ogólnie pasmo nieustannych wyborów. Jak grabie ogród to nie sprzątam w domu. Kwestia moim zdaniem rozsądnego podejścia. Nie da się wszystkiego ogarnąć na 150%. I trzeba się z tym nauczyć żyć. A co do mężów... ja na razie jestem sama i bardzo brakuje mi męża. Można powiedzieć że on niewiele w domu pomagał, bo pracuje i w domu bywał ok 18:00/19:00, no i w weekendy, w które odsypiał. To, co robi to nie jest praca za biurkiem. I moim zdaniem byłoby nieludzkie oczekiwać że mnie będzie wyręczał bo akurat jest w domu. I tak sobie myślę i widzę że skoro go brak to jednak ma duży wpływ jego obecność na moją pracę w domu. Kiedy jest w domu to mam tyle samo pracy ale łatwiej mi ją ogarniać, robię pewne rzeczy szybciej bo na niego czekam, i mam więcej czasu dla siebie niż teraz.
To odpoczynek w sensie zmiany aktywnosci. I nawet w nawale pracy moglam spokojnie i sama udac sie do wc, a czasami nawet zjesc sniadanie. Przy dwojce czy wiecej maluchow to trudne. Ja mam stresujaca pracę, w terenie i jak kazda praca z ludzmi a zwlaszcza z ludzmi wykluczonymi, zaburzonymi psychicznie, z problemami to bardzo obciazajace, ale jestem sobie w stanie wyobrazic ze praca biurowa jak sie ma w porzadku przelozonych i kolezanki moze byc naprawde odpoczynkiem od malych dzieci. Wg psychologow im wiecej rol pelnimy tym lepiej dla naszego zdrowia psychicznego. Kiedy dzieci sa w juz w przedszkolu czy szkole mozna pracowac najlepiej na polowe czy 3/4 etatu. Pracujac 10 godz dziennie z dojazdami mialam wrazenie ze zajmuje sie wychowaniem dzieci i prowadzeniem domu zaocznie, od weekendu do weekendu...No i mialam "tylko" dwoje dzieci.
No, to jeszcze inna kwestia. Feministki i Matkidzieciom się obrażą, ale w tym wręczaniu dzieci i mopa mężowi w progu też jest coś dziwnego. Bo ja muszę odpocząć, po całodziennej pracy w domu. A on był na piwie cały dzień?
Ja nie wiem skąd takie wyobrażenie, ze od wejścia mąż atakowany jest mopem i odkurzaczem, ze są jakieś parytety, itd. To jest raczej kwestia mentalności, tzn zajmujemy się domem razem, robimy to co potrzebne na bieżąco w zależności od czasu i sil, nie uważamy ze to rola głównie moja tylko dlatego ze jestem kobieta. Poza tym mam męża który lubi dbać o porządek.
Mop jak mop, zalezy czy maz pracuje fizycznie czy umyslowo. Jesli to drugie to praca fizyczna w domu jest dla niego odpoczynkiem. Kiedys kolezanka ktora miala bardzo przyjemna prace dietetyczki w zlobkach (wracala od razu po polrocznym macierzynskim u dzieci z 1,5 roczna roznica wieku, bez przymusu ekonomicznego byla oburzona ze powiedzialam zeby maz dziecmi sie zajal na placu zabaw (rok i niecale 3 latka) po 10 godzinym moim zajmowaniem sie nimi. Powiedziala ze on zmeczony z pracy wrocil... A ja jej na to ze no tak ja to w spa bylam, spalam do 10, pozniej telenowele i internet i prawie odlezyny mam od tego lezenia...Moja kolezanka mowi ze matki ktore wracaja do pracy po samym macierzynskim to sa smierdzace lenie i tyle.
Nie czulam sie odizolowana na urlopie wychowawczym bo mialam nowe kolezanki z klubikow dzieciecych, placow zabaw. Jednak praca zawodowa daje wiecej wyzwan, zmusza do wysilku intelektualnego, daje szybsza gratyfikacje niz zajmowanie sie domem i dziecmi ( kasa, sukcesy). Dobrze i na miejscu czulam sie w domu, ale dobrze bylo tez wrocic do pracy jak dzieci poszly do przedszkola. Dla mnie idealne rozwiazanie to praca na pol etatu lub wolny zawod. I majac porownanie nie chcialabym juz byc tylko mama w domu przez 20 lat.
Kurczę, większość matek naprawdę wraca, bo musi, a nie dlatego, ze boi się izolacji. Poza tym, ja byłabym się, ze gdyby nagle mój mąż padł na zawał (a pracę ma bardzo ciężka i stresujaca), zostal zwolniony, itp., to zostalabym z ręką w przysłowiowym nocniku. I właśnie za wyraz miłości z mojej strony uważam to, ze odciazam męża od odpowiedzialności bycia jedynym zywicielem rodziny. On to bardzo docenia. A we wszystkie obowiązki domowe i opiekę nad dziećmi włączamy się razem.
Tez mysle ze latwiej poradzic sobie kobiecie w razie nieszczescia ktora pracuje niz szukac pracy po smierci meza i 20 letniej przerwie. Poza tym zawsze jakies zabezieczenue jest w postaci prawa do renty czy ememerytury, (niewystarczajacej zapewne ale lepsze to niz nic).
U mnie wiekszosc korzysta z wolnej godziny na karmienie, tak do 3 rz dziecka. Przy 8 godz pracy to jest godzina, przy blizniakach 1,5 godz. Oczywiscie to nie jest w srodku pracy bo i dziecko 1, 5 roczne czy 2 letnie nie zywi sie tylko mlekiem matki, tylko jest dokarmiane ze 2 razy dziennie. Ale zawsze godzina wiecej jest dla dziecka w domu. Ja nie korzystam bo nie wracam tak szybko do pracy i nie zamierzam tez tak dlugo karmic.
A mi się wydaje, że ta dyskusja dowodzi, że najgorsze dla kobiet są inne kobiety. Niezależnie od wyborów życiowych.
Nie wyobrażam sobie, żeby jeden facet drugiemu wytykał, że jest leniem, bo za mało pracuje / że zaniedbuje rodzinę, bo za dużo pracuje / że nie dość dobrze się zajmuje dziećmi / że się nie rozwija / że nie dba o siebie / że ma tłuste włosy
To my same robimy sobie nawzajem tę krzywdę. Swoim sąsiadkom, koleżankom, bratowym i synowym.
Kazda sytuacja jest innna. O matce wielo dzietnej nie mozna powiedziec ze jest lenien bedac w domu bo to zaprzeczanie faktom. Ale juz kobieta ktora nie musi pracowac a zostawia z obcym swoje jedyne polroczne dziecko bo jej sie teskni do pracy to nie jest normalne dla mnie, podobnie jak nagminne wsrod znajomych oddawanie 1 dziecka do zlobka z chwila narodzenia sie drugiego, kiedy matka jest w domu. Te sytuacje sa dla mnie nienormalne i swiadcza o lenistwie. Tak jak chore jest pytanie matki dziecka do lat 3 " no kiedy wracasz do pracy?" Poza tymi sytuacjami uwazam ze wszystko jest kwestia decyzji indywidualnych. Nigdy nie smialabym komus powiedziec ze powinien wrocic do pracy czy z niej zrezygnowac, nie moja sprawa.
Komentarz
Inną sprawą jest niezależność finansowa, są sytuacje, w których faktycznie staje się ona dla kobiety nieodzowna. Ale dobre małżeństwo opiera się na zaufaniu w tak wielu kwestiach, że nie wiem dlaczego finanse miałyby być wyjątkiem.
Tak naprawdę to człowiek leniwy w pracy się będzie obijał jak się da i tracił czas, a w domu na wychowawczym puści dzieciom bajki, na obiad poda parówki i też się nie przemęczy. I odwrotnie, dla ambitnego perfekcjonisty i w domu i pracy znajdzie się pełno wyzwań.
i niby nie masz potrzeby się spowiadać co robisz, a jednak to robisz...
ale racja, znowu dwie strony sztucznej barykady. bez sensu
Nie mówię, że zawsze tak jest, ale nie jest to rzadki widok.
trala lala
tutaj nie ma żadnej wyższości, matka pracująca zawodowo i w domu czy w domu
kto to przerobił ten wie
i nie zawsze da się super, idealnie,
czasem po prostu jest
chłop uczy mnie pokory i elastyczności
wciąż widzę, że największe nie da się jest w mojej głowie
Jeżeli obydwie strony są z takiego podziału obowiązków zadowolone, to nie ma w tym nic złego, ich sprawa.
Ja bym się na dłuższą metę na taki układ nie zdecydowała, bo brakowałoby mi wielu naturalnych dla mnie aktywności związanych z pracą, a myślę, że mój mąż też ceni sobie czas spędzony w domu, z dziećmi. Uzupełniamy się i wspieramy wzajemnie. Nie wiem, czy opisywany przez Ciebie system "parzy" - dla mnie i mojej rodziny byłby jednak dosyć nienaturalny, niszczył rozwiązania, które sobie wypracowaliśmy i które się u nas sprawdzają.
Jeżeli jednak ktoś ma zupełnie odmienne podejście i czuje, że w jego rodzinie ono się sprawdza, to nie rozumiem, czemu tak przejmować się opinią innych.
praca, wydaje mi się, może być odpoczynkiem w sensie zmiany otoczenia i obowiązków, odskoczni od ciągłego zajmowania się domem i dziećmi.
dla mnie praca na pewno jest takim rodzajem zachowywania higieny psychicznej. I na pewno wole ja wykonywać niż wiele obowiązków domowych. Nie pracuje na etacie jesli to coś zmienia.
W sumie różnica tylko w tym że dostajesz pensję. I mniej czasu dla rodziny.
Życie to ogólnie pasmo nieustannych wyborów. Jak grabie ogród to nie sprzątam w domu. Kwestia moim zdaniem rozsądnego podejścia. Nie da się wszystkiego ogarnąć na 150%. I trzeba się z tym nauczyć żyć.
A co do mężów... ja na razie jestem sama i bardzo brakuje mi męża. Można powiedzieć że on niewiele w domu pomagał, bo pracuje i w domu bywał ok 18:00/19:00, no i w weekendy, w które odsypiał. To, co robi to nie jest praca za biurkiem. I moim zdaniem byłoby nieludzkie oczekiwać że mnie będzie wyręczał bo akurat jest w domu. I tak sobie myślę i widzę że skoro go brak to jednak ma duży wpływ jego obecność na moją pracę w domu. Kiedy jest w domu to mam tyle samo pracy ale łatwiej mi ją ogarniać, robię pewne rzeczy szybciej bo na niego czekam, i mam więcej czasu dla siebie niż teraz.
Wg psychologow im wiecej rol pelnimy tym lepiej dla naszego zdrowia psychicznego. Kiedy dzieci sa w juz w przedszkolu czy szkole mozna pracowac najlepiej na polowe czy 3/4 etatu. Pracujac 10 godz dziennie z dojazdami mialam wrazenie ze zajmuje sie wychowaniem dzieci i prowadzeniem domu zaocznie, od weekendu do weekendu...No i mialam "tylko" dwoje dzieci.
Nie wyobrażam sobie, żeby jeden facet drugiemu wytykał, że jest leniem, bo za mało pracuje / że zaniedbuje rodzinę, bo za dużo pracuje / że nie dość dobrze się zajmuje dziećmi / że się nie rozwija / że nie dba o siebie / że ma tłuste włosy
To my same robimy sobie nawzajem tę krzywdę. Swoim sąsiadkom, koleżankom, bratowym i synowym.
dzietnej nie mozna powiedziec ze jest lenien bedac w domu bo to zaprzeczanie faktom. Ale juz kobieta ktora nie musi pracowac a zostawia z obcym swoje jedyne polroczne dziecko bo jej sie teskni do pracy to nie jest normalne dla mnie, podobnie jak nagminne wsrod znajomych oddawanie 1 dziecka do zlobka z chwila narodzenia sie drugiego, kiedy matka jest w domu. Te sytuacje sa dla mnie nienormalne i swiadcza o lenistwie. Tak jak chore jest pytanie matki dziecka do lat 3 " no kiedy wracasz do pracy?" Poza tymi sytuacjami uwazam ze wszystko jest kwestia decyzji indywidualnych. Nigdy nie smialabym komus powiedziec ze powinien wrocic do pracy czy z niej zrezygnowac, nie moja sprawa.