Znam francuski i angielski i rosyjski. Szukam pracy takiej, ktora byłaby blisko domu, bez godzinnych dojazdów najwyżej pół godziny rowerem. I w normalnych godzinach. Np w fabryce materacy jest praca pn- pt 7:00 - 15:00. Prawa jazdy póki co nie mam. I w sumie nie chcę w Warszawie stać w korkach i dojeżdżać po to żeby musieć z domu wychodzić o 5:00 a wracać o 19:00.
No więc do tego nieszczęścia bycia w domu trzeba dorobić ideologię super kariery ( większość jednak pracuje bo musi ) super pasji ( większości jej nie ma ) super podziału( też większość jej nie ma ) Bo w domu nuda panie i uciemiężenie a na dodatek brak pasji . Cóż za dramat. To nadal jednak silnie w kobietach siedzi wyrwać się z domu bo zgine)
Przecież sama masz pasje tez biegam i wiem ze trochę ta pasja czasu zajmuje. Jednak samo bycie w domu i zajmowanie się liczna gromadka dzieci nie wystarcza? na biegi się wyrywasz, a moznaby przecież w domu zostać.
Cóż, moge pisać tylko o swoich doświadczeniach, ale są takie: - teraz, pracując, praktycznie nie mam czasu na rozwijanie swojego hobby. Miałam kilka, zwiazanych z pracmi manualnymi i ogródkiem - o szyciu, decupażu, rysowaniu, czy malowaniu - praktycznie mozna zapomnieć. Uprawianie ogródka - jedną cześć obsiałam rzutem na taśme tym, co powinnam wysiac w marcu - na poczatku kwietnia, druga czeka - nie zrobiłam sadzonek, choc odpowiednie nasiona pokupowałam (to byla ta najłatwiejsza część prac ogródkowych , posieje co sie da do gruntu, resztę chyba zostawie na przyszły rok Czytanie ksiązek - tez słabo - czytelnictwo mi wyraźnie spadło Doba jest na tyle krótka, a ja na tyle zmęczona, ze zwyczajnie nie daje rady - bo pewne rzeczy trzeba zrobić, a inne nie są obowiązkowe. - będąc w domu z pierwszym dzieckiem - faktycznie miałam w pewnym momencie poczucie, że już nie mam siły - byłam młoda mamą, mąż cały dzień w pracy, ja praktycznie sama z dzieckiem - odczucia otoczenia były takie, że zaczynam świrowac . - przy kolenych mi przeszło, zaczełam bardziej cieszyc się tym krótkim okresem, kiedy moge po prostu zajmowac sie dzieckiem, dosprzątac dom, coś tam pogotowac, pobawic sie tym co w pierwszym akapicie. A tak ogólnie, to że po kims nie widac, ze ma jakąś pasję, to jeszcze nie znaczy, że niczym się nie interesuje. Najgorzej, jak niektórzy , ze swoich przeintelektualizowanych wyżyn oczekują nie wiadomo czego - biję sie w piersi, tez tak troche miałam. Bo np. ktos, kto za wiele nie czyta, pracuje w sklepie, albo właśnie "siedzi" z dzieckiem, ma 150 buteleczek z kolorowymi lakierami do paznokci i robi manikiury i pedikiury całej rodzinie - to juz jest pasja, czy nie?
Hobby to rodzaj rozrywki, rozrywka też jest potrzebna ale nie można wartościować ludzi w zależności od tego w jaki sposób się relaksują. Aktualnym trendem jest Shinrin-yoku chodzenie do lasu, bieganie boso po trawie i kąpiele w strumieniach.
@Coralgol no nie zgadzam się. Nie kazdy swoje horyzonty uważa za szerokie. I nie czuję się zaatakowana ani że mi dokuczasz. Ja po prostu nie mam ambicji realizować się w pracy, bo wiem że pracując to już w ogóle nie będę miała czasu na nic. Na żadną pasję i hobby. Już teraz wychowujac dzieci i zajmując się domem doba jest dla mnie za krótka a ciało zbyt obciążone żeby poświęcać na moje zaintetesowania ten drobny czas. Bo padam nieraz w ubraniu przy usypianiu najmłodszego. Nie ma najmniejszych szans na to że popracuje w rękodziele, które lubię , że zarobie na życie szydełkiem, decoupagem, szyciem, bo nie mam na to fizycznie czasu. A jeszcze by się chcialo mieć ogród przy domu, pograć na gitarze, skomponować parę piosenek i poczytać książki , nie mówię o wyjsciu do ludzi, do kina czy restauracji. A jak pójdę do pracy zarobkowej to skończy się dla mnie czas na przynajmniej pozór tych aktywności, które teraz serwuję sobie w ilościach śladowych... Za to może sobie zarobię na panią do sprzątania i nie będę musiała wykonywać czynności których nie lubię .
Ja też to wiem, dlatego denerwuje mnie zaklinanie rzeczywistości. Ja pisalam ze da się iść do pracy mając liczne potomstwo, i pisalam też że wiąże się to z ograniczeniem ładnie to nazywając wplywu na rzeczywistość domową, na pasje i hobby, na relacje z dziećmi, znajomymi. Jak mus to mus. Ale nikt mi nie wmówi że praca rozwija i że to wyjście do ludzi i otwarcie na świat. Tak mogą mówić malodzietne mamy z odchowanymi dziećmi. Ale może będę mniej zmęczona bo w pracy faktycznie mniej pracowałam niż w domu. Wlasciwie w każdej pracy.
Ale musisz pracować? Szukasz pracy, czy tak piszesz teoretycznie, dlaczego nie?Odrobinka powiedział(a):
Ale nikt mi nie wmówi że praca rozwija i że to wyjście do ludzi i otwarcie na świat.
A to już chyba zależy nie tyle od liczby dzieci, co od konkretnej pracy i jej dopasowania do naszych zainteresowań i predyspozycji. Bo sprzątanie pewnie nie będzie za bardzo rozwijające, ale wiele innych zawodów już tak.
Niby wszystkie takie szerokie horyzonty mają a żadna nie zauważa że to co u jednej jest do dupy u drugiej może oznaczać high life. Nie może być tak że u jednego jest tak u drugiego srak i jest ok?
@Coralgol podaj przykład rozwijającej pracy, przy wymienionych przeze mnie hobby i zainteresowaniach. Mnie w teście OZ wyszło że powinnam być lutnikiem. Tylko że przy moim obecnym uszkodzeniu ręki nie ma szans na nauczenie się tego zawodu. Nie mówiąc o czasie na naukę, bo pracy potrzebuję na dziś a nie na za rok. Edit jakbym nie musiała iść do pracy tobym nie szukała. Wiecej rozwijania siebie widzę będąc w domu niż pracując. @Ola pewnie że sie różnimy pod tym względem. Tylko że mowienie o tym że w domu to już stagnacja i nuuuda mnie denerwuje. Ile osób pracuje tylko w tym co lubią i w tym co je rozwija?
@Coralgol - wiesz co, ja mam teoretycznie ciekawą, rozwijającą prace w zawodzie, który wybrałam, bo mi się podobał, ale w tej chwili mam momentami tak jej dosyć, ze względu na postepująca biurokratyzację, cieżkich ostatnio klientów, że najchętniej rzuciła bym to wszystko, gdybym mogła. Szczerze, to chetnie bym się przebranżowiła, np. robienie tortów , albo została panią przedszkolanką...(tylko nie mam właściwego wykształcenia)
Ktoś pisał że można znaleźć pracę przy np. wypełnianiu ankiet , mam konta założone w dwuch panelach i co i nic, ankiet tyle co kot napłakał od sierpnia zarobiłam aż 100 zł do tej pory, oczywiście gdybym miała znajomych którzy by chcieli się w to bawić to bym więcej zarobiła pod warunkiem że rejestracja ich by była z zaproszenia ode mnie,
A może ma ktoś pomysł gdzie coś takiego znaleźć , niech by było te 100-200 zł ale na miesiąc , ankiety itp można robić/ wypełnić na telefonie i jednocześnie np czekać w kolejce do lekarza czy jechać pociągiem czy paść kozy
Odrobinka - myślę, że jak się pokombinuje coś można wymyślić, ale wszystko zależy też od tego, na jakim poziomie są Twoje umiejętności, czy je rozwijałaś przez lata itp. Z resztą nie chciałam wypowiadać się konkretnie o Twojej sytuacji - raczej ogólnie, że w wielu przypadkach pogodzenie tych dwóch sfer jest możliwe. U mnie częściowo tak jest, mogę rozwijać część swoich pasji dzięki pracy, chociaż też muszę wykonywać w niej mniej lubiane czynności, czasem nudne/stresujące/rutynowe, ale to chyba naturalne.
@Malgorzata - ale czy ktoś faktycznie to komuś wmawia? Nie wiem, może ktoś odczuwa taką presję ze strony społeczeństwa, ale ja realnie tego w tej rozmowie nie widzę. Raczej parę osób ciągle tłumaczy, że nie musi "niczego więcej". Nie rozumiem po co w ogóle takie tłumaczenie skoro komuś dobrze w układzie, w którym się znajduje. Jak ktoś pcha się do pracy, która totalnie nie daje mu satysfakcji, chociaż byłoby go stać, by nie pracować, ale ulega presji społecznej - to chyba ma spory problem z jakąś życiową asertywnością. Ale takich głosów tu nie było...
A niektóre kobiety po prostu mają swoje pasje, prace dające im satysfakcje, nie dlatego, że uległy presji, tylko tak chcą żyć i to im odpowiada...
Elunia ja dzięki Gwieździe przypominam sobie rosyjski, nie trzeba prawie żadnych pieniędzy wystarczy tylko trochę chęci i YT , ale to mi nie pomoże zarabiać
Bo w tym wątku to mieszacie,że hej. Dużo pisze się do niedasię,dwudzietnej J2017, a matki wielo biorą to do siebie. Same dzieci, ich aktywności i ich różnorodność też rozwijają.Ja pokochałam muzykę dzięki dzieciom.
Mam takiego kolegę. Wiecznie marudzi, że się nie da, ma do wszystkich pretensje że "zabrali mu pracę i miejsce na studiach", wszelkie sugestie by zdobył jakiś konkretny fach zbywa pretensjami, że jego rodzinie w latach pięćdziesiątych władza zabrała jakąś ziemię. Faktem jest, że kolega pochodzi z biednej rodziny, w której nie działo się dobrze i rodzice nijak nie byli mu w stanie pomóc w utrzymaniu się na studiach i przeprowadzce do miasta. Ale kurcze no, facet już dzisiaj ma 35 lat, nic ze swoim życiem kompletnie nie robi, tylko wiecznie ciągle wszyscy winni zmarnowania mu życia tylko on na nic nie ma wpływu.
no przecież dzieci nie uniemożliwiają z zasady rozwijania zainteresowan. Z dziećmi tez można podróżować, chodzić po górach, jeździć na wycieczki rowerowe, znam takie rodziny, nie bardzo wielodzietne, ale z 3-4 dzieci. da się.
jeśli wmawiamy kobietom, że bycie w domu bez pracy i hobby to " i nic więcej "to serio nie bądźmy zdziwione , że jest jak jest i wiele kobiet nie radzi sobie w macierzyństwie głównie psychicznie bo nie wyrabia z presją jaka jest wokół nich , ze ma się rozkraczyć żeby wcisnąć w ramy oczekiwań, a Ona być może świetnie by się zrealizowała w domu tylko otoczenie wokół Neij ciśnie na wymagania
nadal przecież różne ankiety pokazują, że jednak bardzo wiele kobiet zostałoby w domu z dzieckiem / dziećmi
Ale gdzie się wmawia kobietom że mają pracować? Ja się obracam w środowisku katolickim lekko wielodzietnym i z moich przyjaciół prawie żadna mama nie wraca do pracy, żłobek jest utożsamiany z domem dziecka, a moja rodzina uważa, że nie powinnam brać dodatkowych zleceń bo przy trójce dzieci jestem wystarczająco napracowana. Znikąd presji na karierę. To skąd mam takie uczucie, że bycie z dziećmi w domu, które realizuję, bo wiem że jest dobre dla całej naszej rodziny, to nie jest to co tak w głębi serca naprawdę bym chciała robić? Ktoś mi wmówił, że czułam, że w pracy bardziej się realizuję? Ja też nie mam natury do narzekania, sześć lat jestem w domu z uśmiechem na ustach, widzę jak dzieci przy mnie rosną, jak się rozwijają, mają obiad i mamę pod ręką, a jednak z zazdrością patrzę na dziewczyny jadące autobusem do swojej korpo. No wymyśliłam to sobie czy może są kobiety, które serio lubią inny tryb życia? Pomijam fakt, czy on jest dobry i czy się odbija na dzieciach, chodzi mi o to, że tak, dla niektórych praca i wyjście do biura może dawać większą przyjemność (nie dobro, po prostu przyjemność) niż cały dzień z dziećmi.
@OlaOdPawla to wyjdź ze swojej strefy komfortu czyli otoczenia kobiet " odrobinę wielodzietnych" Idź na Kinder bal z matkami jedynaków i przyznaj się że masz troje, czworo, piecioro ...dzieci Będziesz wydarzeniem wieczoru.
I nie chodzi o to, że to coś dziwnego, że są kobiety które lubią jakiś tam tryb życia tylko chodzi o to, że ten z wieloma dziećmi jest jak widać nieustannie postrzegany za "dziwaczny"
Nic mnie tak nie rozwinęło i nie rozwija i nie ukształtowalo jak wychowywanie dzieci. Wierze, że dla wielu kobiet taka droga życiowa jest najlepsza, ze się w niej spelniaja - mi samej też by wystarczyła. Ja odpoczywam na urlopach macierzyńskich, nabieram sił do późniejszych logistycznych szpagatów po powrocie do pracy, do której musze (przynajmniej na razie) wracac. Ale moja praca to też dar od Boga - od 12 lat tak uważam 5 min samochodem od domu, w normalnych godzinach, z krótszym czasem pracy na karmienie, z urlopem wtedy, gdy potrzebuję, z niezła pensją, z fajnym szefem i współpracownikami, rozwijająca i jeszcze pokrywająca się z moimi zainteresowaniami. A i jeszcze pożyteczna społecznie Ale nie wiem, czy mając czwórkę, czy piątkę dzieci dałabym radę ja wykonywać. Na razie łączyłam ja z wychowaniem dwójki, będę za jakiś czas próbować z trójką.
W moim mieście kobiety pracują, czy mają jedno czy czworo dzieci bo jedna pensja nie starcza. Większych rodzin nie poznałam, tzn. poznałam jedną ale nie będę o nich pisać bo są charakterystyczni i w sumie nie znam ich tak dobrze. Może gdzieś jest w katakumbach grono kobiet wielodzietnych, które nie pracują i się sobie nawzajem nie dziwią. Nie poznałam jeszcze dobrze tego miasta.
Każdy dokonuje własnego wyboru, u nas np rezygnacja z mojej pracy wyszłaby na minus. Teoretycznie mogłabym zabrać młodsze z przeszkola (lubią je wiec nie wiem czy byłyby aż tak zadowolone) i trochę na tym zaoszczędzić, a zyskany czas przeznaczyć na gotowanie wymyślnych obiadów co dzień inny, ale na dłuższa metę bym nie dała rady. Do rezygnacji z pracy przekonałaby mnie absolutna konieczność, nie zdecydowałbym sie na to z wyboru by być wyłącznie mama domowa. Ludzie są różni i tyle.
Wszystko to są wyobrazenia Ja nie pracuje etatowo i nie gotuję wymyślnych obiadow na co dzień bo mi się poprostu nie chce Ale zawsze jak mi się zachce to mogę to zrobić jak również wszystkie inne rzeczy bo mam na to czas Dzieci żywią się w placówkach, żeby nie było że głodzę dzieci
jeśli wmawiamy kobietom, że bycie w domu bez pracy i hobby to " i nic więcej "to serio nie bądźmy zdziwione , że jest jak jest i wiele kobiet nie radzi sobie w macierzyństwie głównie psychicznie bo nie wyrabia z presją jaka jest wokół nich , ze ma się rozkraczyć żeby wcisnąć w ramy oczekiwań, a Ona być może świetnie by się zrealizowała w domu tylko otoczenie wokół Neij ciśnie na wymagania
nadal przecież różne ankiety pokazują, że jednak bardzo wiele kobiet zostałoby w domu z dzieckiem / dziećmi
Ale gdzie się wmawia kobietom że mają pracować? Ja się obracam w środowisku katolickim lekko wielodzietnym i z moich przyjaciół prawie żadna mama nie wraca do pracy, żłobek jest utożsamiany z domem dziecka, a moja rodzina uważa, że nie powinnam brać dodatkowych zleceń bo przy trójce dzieci jestem wystarczająco napracowana. Znikąd presji na karierę. To skąd mam takie uczucie, że bycie z dziećmi w domu, które realizuję, bo wiem że jest dobre dla całej naszej rodziny, to nie jest to co tak w głębi serca naprawdę bym chciała robić? Ktoś mi wmówił, że czułam, że w pracy bardziej się realizuję? Ja też nie mam natury do narzekania, sześć lat jestem w domu z uśmiechem na ustach, widzę jak dzieci przy mnie rosną, jak się rozwijają, mają obiad i mamę pod ręką, a jednak z zazdrością patrzę na dziewczyny jadące autobusem do swojej korpo. No wymyśliłam to sobie czy może są kobiety, które serio lubią inny tryb życia? Pomijam fakt, czy on jest dobry i czy się odbija na dzieciach, chodzi mi o to, że tak, dla niektórych praca i wyjście do biura może dawać większą przyjemność (nie dobro, po prostu przyjemność) niż cały dzień z dziećmi.
@OlaOdPawla ja mam wrażenie, że z tą zazdrością w obie strony to jest trochę na zasadzie "wszędzie jest dobrze tam gdzie nas nie ma" (a W. Młynarski dodawał "ale my wszędzie jesteśmy"). Mam poczucie, że jakaś aktywność poza domem i kawałek odpowiedzialności w innych niż domowe sprawach służy higienie psychicznej. Moją M. poznałaś. Długo była w domu okazjonalnie udzielając się społecznie. W ubiegłym semestrze podjęła pracę w wymiarze jednego trzygodzinnego wykładu na uczelni raz na dwa tygodnie i ma z tego sporo satysfakcji. Wyszło fajnie, ale sama możliwość podjęcia takiej pracy wynikała m. in. z wychodzenia do ludzi i podejmowania kształcenia tam, gdzie się dało (np. kurs mediatora rodzinnego M. wygrała na loterii podczas pierwszego Zjazdu Dużych Rodzin w Grodzisku ;-)
@OlaOdPawla to wyjdź ze swojej strefy komfortu czyli otoczenia kobiet " odrobinę wielodzietnych" Idź na Kinder bal z matkami jedynaków i przyznaj się że masz troje, czworo, piecioro ...dzieci Będziesz wydarzeniem wieczoru.
I nie chodzi o to, że to coś dziwnego, że są kobiety które lubią jakiś tam tryb życia tylko chodzi o to, że ten z wieloma dziećmi jest jak widać nieustannie postrzegany za "dziwaczny"
Ja nawet z trójką na placu zabaw jestem widowiskiem no i cóż?
Hmm... zrobię wtręt z naszego podwórka. Jak byłam w wieku wczesnoszkolnym trochę marzyłam żeby grać na pianinie. Sąsiedzi mieli pianino i pozwalali mi brzdąkać. Na kompie nauczyłam się klawiaturą grać proste utwory z (prostych) nut. Potem sport wziął górę nad to granie i tak zostało do dziś. Ale gdzieś tam w głowie tlił się (snobistyczny) pomysł, żeby mieć w domu fortepian(!) i sobie brzdąkać. Marzenie częściowo realizuję właśnie teraz przed 40tką z dziećmi, które powoli zgłębiają z nauczycielką tajniki gry na pianinie. A ja w wolnych chwilach siadam i ćwiczę gamy na starość albo brzdąkam tak jak sobie marzyłam. Trochę książki o nutkach przerobiłam. Bez presji. No żyć nie umierać... gdzie ja bym miała czas na regularne pasje, prowadząc dom + pracując (w mojej dotychczasowej pracy).
Edit... no w sumie, pewnie bym wycisnęła ten czas... ale kosztem rodziny
Komentarz
Oczywiście nie dokuczam Ci, nie sugeruję Ci, że nie masz, tylko zaznaczam, że samemu jednak nie do końca jesteśmy obiektywni
@Bagata - no właśnie, też mi to nie pasowało do Małgorzaty
- teraz, pracując, praktycznie nie mam czasu na rozwijanie swojego hobby. Miałam kilka, zwiazanych z pracmi manualnymi i ogródkiem - o szyciu, decupażu, rysowaniu, czy malowaniu - praktycznie mozna zapomnieć. Uprawianie ogródka - jedną cześć obsiałam rzutem na taśme tym, co powinnam wysiac w marcu - na poczatku kwietnia, druga czeka - nie zrobiłam sadzonek, choc odpowiednie nasiona pokupowałam (to byla ta najłatwiejsza część prac ogródkowych , posieje co sie da do gruntu, resztę chyba zostawie na przyszły rok Czytanie ksiązek - tez słabo - czytelnictwo mi wyraźnie spadło Doba jest na tyle krótka, a ja na tyle zmęczona, ze zwyczajnie nie daje rady - bo pewne rzeczy trzeba zrobić, a inne nie są obowiązkowe.
- będąc w domu z pierwszym dzieckiem - faktycznie miałam w pewnym momencie poczucie, że już nie mam siły - byłam młoda mamą, mąż cały dzień w pracy, ja praktycznie sama z dzieckiem - odczucia otoczenia były takie, że zaczynam świrowac .
- przy kolenych mi przeszło, zaczełam bardziej cieszyc się tym krótkim okresem, kiedy moge po prostu zajmowac sie dzieckiem, dosprzątac dom, coś tam pogotowac, pobawic sie tym co w pierwszym akapicie.
A tak ogólnie, to że po kims nie widac, ze ma jakąś pasję, to jeszcze nie znaczy, że niczym się nie interesuje. Najgorzej, jak niektórzy , ze swoich przeintelektualizowanych wyżyn oczekują nie wiadomo czego - biję sie w piersi, tez tak troche miałam. Bo np. ktos, kto za wiele nie czyta, pracuje w sklepie, albo właśnie "siedzi" z dzieckiem, ma 150 buteleczek z kolorowymi lakierami do paznokci i robi manikiury i pedikiury całej rodzinie - to juz jest pasja, czy nie?
I nie czuję się zaatakowana ani że mi dokuczasz. Ja po prostu nie mam ambicji realizować się w pracy, bo wiem że pracując to już w ogóle nie będę miała czasu na nic. Na żadną pasję i hobby. Już teraz wychowujac dzieci i zajmując się domem doba jest dla mnie za krótka a ciało zbyt obciążone żeby poświęcać na moje zaintetesowania ten drobny czas. Bo padam nieraz w ubraniu przy usypianiu najmłodszego.
Nie ma najmniejszych szans na to że popracuje w rękodziele, które lubię , że zarobie na życie szydełkiem, decoupagem, szyciem, bo nie mam na to fizycznie czasu. A jeszcze by się chcialo mieć ogród przy domu, pograć na gitarze, skomponować parę piosenek i poczytać książki , nie mówię o wyjsciu do ludzi, do kina czy restauracji.
A jak pójdę do pracy zarobkowej to skończy się dla mnie czas na przynajmniej pozór tych aktywności, które teraz serwuję sobie w ilościach śladowych...
Za to może sobie zarobię na panią do sprzątania i nie będę musiała wykonywać czynności których nie lubię .
Ale może będę mniej zmęczona bo w pracy faktycznie mniej pracowałam niż w domu. Wlasciwie w każdej pracy.
Ale musisz pracować? Szukasz pracy, czy tak piszesz teoretycznie, dlaczego nie?Odrobinka powiedział(a):
A to już chyba zależy nie tyle od liczby dzieci, co od konkretnej pracy i jej dopasowania do naszych zainteresowań i predyspozycji. Bo sprzątanie pewnie nie będzie za bardzo rozwijające, ale wiele innych zawodów już tak.
Edit jakbym nie musiała iść do pracy tobym nie szukała. Wiecej rozwijania siebie widzę będąc w domu niż pracując.
@Ola pewnie że sie różnimy pod tym względem. Tylko że mowienie o tym że w domu to już stagnacja i nuuuda mnie denerwuje. Ile osób pracuje tylko w tym co lubią i w tym co je rozwija?
Odrobinka - myślę, że jak się pokombinuje coś można wymyślić, ale wszystko zależy też od tego, na jakim poziomie są Twoje umiejętności, czy je rozwijałaś przez lata itp.
Z resztą nie chciałam wypowiadać się konkretnie o Twojej sytuacji - raczej ogólnie, że w wielu przypadkach pogodzenie tych dwóch sfer jest możliwe.
U mnie częściowo tak jest, mogę rozwijać część swoich pasji dzięki pracy, chociaż też muszę wykonywać w niej mniej lubiane czynności, czasem nudne/stresujące/rutynowe, ale to chyba naturalne.
A niektóre kobiety po prostu mają swoje pasje, prace dające im satysfakcje, nie dlatego, że uległy presji, tylko tak chcą żyć i to im odpowiada...
Faktem jest, że kolega pochodzi z biednej rodziny, w której nie działo się dobrze i rodzice nijak nie byli mu w stanie pomóc w utrzymaniu się na studiach i przeprowadzce do miasta. Ale kurcze no, facet już dzisiaj ma 35 lat, nic ze swoim życiem kompletnie nie robi, tylko wiecznie ciągle wszyscy winni zmarnowania mu życia tylko on na nic nie ma wpływu.
Idź na Kinder bal z matkami jedynaków i przyznaj się że masz troje, czworo, piecioro ...dzieci
Będziesz wydarzeniem wieczoru.
I nie chodzi o to, że to coś dziwnego, że są kobiety które lubią jakiś tam tryb życia tylko chodzi o to, że ten z wieloma dziećmi jest jak widać nieustannie postrzegany za "dziwaczny"
Ja nie pracuje etatowo i nie gotuję wymyślnych obiadow na co dzień bo mi się poprostu nie chce
Ale zawsze jak mi się zachce to mogę to zrobić jak również wszystkie inne rzeczy bo mam na to czas
Dzieci żywią się w placówkach, żeby nie było że głodzę dzieci
Mam poczucie, że jakaś aktywność poza domem i kawałek odpowiedzialności w innych niż domowe sprawach służy higienie psychicznej.
Moją M. poznałaś. Długo była w domu okazjonalnie udzielając się społecznie. W ubiegłym semestrze podjęła pracę w wymiarze jednego trzygodzinnego wykładu na uczelni raz na dwa tygodnie i ma z tego sporo satysfakcji. Wyszło fajnie, ale sama możliwość podjęcia takiej pracy wynikała m. in. z wychodzenia do ludzi i podejmowania kształcenia tam, gdzie się dało (np. kurs mediatora rodzinnego M. wygrała na loterii podczas pierwszego Zjazdu Dużych Rodzin w Grodzisku ;-)
Potem sport wziął górę nad to granie i tak zostało do dziś. Ale gdzieś tam w głowie tlił się (snobistyczny) pomysł, żeby mieć w domu fortepian(!) i sobie brzdąkać.
Marzenie częściowo realizuję właśnie teraz przed 40tką z dziećmi, które powoli zgłębiają z nauczycielką tajniki gry na pianinie. A ja w wolnych chwilach siadam i ćwiczę gamy na starość albo brzdąkam tak jak sobie marzyłam. Trochę książki o nutkach przerobiłam. Bez presji. No żyć nie umierać... gdzie ja bym miała czas na regularne pasje, prowadząc dom + pracując (w mojej dotychczasowej pracy).
Edit... no w sumie, pewnie bym wycisnęła ten czas... ale kosztem rodziny