Emerytury wypłacane są z pieniędzy obecnie pracujących. Jeśli ktoś nie miał dzieci, a on teraz pobiera emeryturę, to korzysta z pracy innych. --- Taki bezdzietny pracuje (jego żona zapewne też), płaci ZUS, PIT, zarabiając dużo (może się poświęcić w 100% pracy, bo przecież nie dzieciom) wydaje dużo (VAT, PIT, miejsca pracy). Och co za chamstwo.
"wystarczy popytac ludzi, którzy żyli przed II wojną światową"
Ilu? 300? 500? 10000? Troszkę czasu to zajmie. Poza tym trzeba by uważać, żeby im niczego nie sugerować. Poza tym to będzie ich opinia A. D. 2015 a nie wówczas.
Tak, ale kiedy bezdzietny znajdzie się na emeryturze, pieniędzy zarobionych przez niego już nie ma. Teraz pracują dzieci innych i to ich pieniądze są przeznaczane na jego emeryturę.
Zresztą, cały ten system obowiązkowych ubezpieczeń społecznych jest nie do przyjęcia. Zresztą, gdyby ten system był korzystny, nie byłby obowiązkowy. Jest obowiązkowy, ponieważ nikt przy zdrowych zmysłach by się dobrowolnie do niego nie zapisał.
zacznij o sasiadów i swojej miejscowosci a będziesz miał obraz. Ponoć tylko krowa nie zmienia swoich poglądów więc tutaj tym lepiej dla badania i jego szerszego spectrum.
Hmm... Wydaje mi się, że fakty są takie, że kiedyś dzietność była duża a teraz jest mała i że problem ten dotyczy w dużej mierze krajów bogatych, a zatem pompowanie pieniędzy niekoniecznie przyniesie rozwiązanie problemu. Z faktami trudno dyskutować. Polska nie jest bardzo biednym krajem, a nasze dzisiejsze problemy z punktu widzenia ludzi sprzed stu lat są niczym. Co oznacza dzisiaj pranie? Włożenie rzeczy do pralki i później wyjęcie ich po praniu. Co oznaczało jeszcze sto lat temu? Albo samodzielną mordęgę, grzanie wody ze studni lub pranie w rzece, w zimnej nieraz wodzie, tarę, balię i kijanki. Albo można było wziąć praczkę. Jej praca była tak ciężka, że dodatkowo dostawała kieliszek wódki. Pamiętacie pralkę "Franię", uważaną niegdyś za postęp? A przecież i przy niej trzeba było kręcić wyżymaczką i płukać samodzielnie. A teraz największy dylemat to wybór programu i wciśnięcie guzika i "Och! Dzisiaj ludzie mają tak mało czasu!" A zmywanie? Naczynia do zmywarki i już wolne. I znowu: "Och! Dzisiaj ludzie mają tak mało czasu". A palenie w piecach, bo nie było centralnego ogrzewania. Rano trzeba było napalić w kilku pomieszczeniach w chłodzie, bo piece już wystygły. Za każdym razem ta sama procedura, nie chciało się palić od razu. A noszenie wody ze studni? Do gotowania, do picia, do mycia, do szorowania podłóg? Nie tylko na wsi, ale i w mieście. A jednak wtedy ludzie mieli dzieci, a dzisiaj nie mają. Dzisiaj mają tak ciężko, że nie mają na nic czasu. Cóż, równia pochyła.
Paradoksem jest, że w Polsce matki, które mają dzieci, nie dostaną emerytury. Rezygnacja z Zusów w najbliższym czasie wydaje mi się nierealna, a 500zł na dziecko jest minimalnym wynagrodzeniem społecznym dla pracy matki. Emeryt korzysta również z pracy młodych, co mu z pieniędzy, jeśli by nie miał kto za tę kasę świadczyć usług i produkować dóbr materialnych.
Emerytury wypłacane są z pieniędzy obecnie pracujących. Jeśli ktoś nie miał dzieci, a on teraz pobiera emeryturę, to korzysta z pracy innych.
@JiB, założenie ZUSu chyba w teorii jest takie, że obowiązkowo co miesiąc wpłacam tam kasę na przyszłość (bo jestem debilem i jak zarobię jakąś gotówkę, to z marszu wydaję co do złotówki na pierdoły, nie oszczędzam i na starość nic mi nie zostanie), państwo sobie tę kasę inwestuje (więc jeszcze sobie na mojej naiwności zarabia), a jeśli bezczelnie dożyję do emerytury, to część mojej kasy w miesięcznych ratach mi oddaje, przy czym organizuje się tak, żebym nawet połowy z tego co "leży na moim koncie" nie otrzymała. A to, że państwo okazuje się (oh yeah) jeszcze większym debilem niż ja i przepieprza moje pieniądze, a potem zabiera z kont młodszych i jeszcze pracujących, żeby oddać mi to co moje, a co już dawno zostało wydane - to nie mój problem, nie problem tego czy mam dzieci czy nie tylko problem oszukiwania przez władze i okradania.
@Eleonora, napisałaś "Tak jakby nie płacić lekarzom, bo ostatnio widziałam pijanego."
Lekarzom nie płacisz obligatoryjnie za to że są lekarzami, tylko za wykonywanie określonej pracy. Jakbyś płaciła lekarzom za posiadanie dyplomu czyli tak jak chce się płacić rodzicom za posiadanie dzieci, to miałabyś efekt zwiększającej się liczby lekarzy żyjących tylko z otrzymywanych pieniędzy i nie wykonujących swojego zawodu. To jest właśnie ta różnica której wielu ludzi nie zauważa.
Co innego gdybyś stworzyła zawód rodzica i przeznaczyła na to pieniądze. Tylko wtedy dzieci stałyby się własnością państwa które automatycznie mogłoby je zabrać tym którzy nie spełniają oczekiwań postawionych przez urzędników i dać innym. A chyba nie o to chodzi.
Dlatego ważniejsze jest zmniejszenie obciążeń podatkowych dla rodziców od wypłat gotówki. Preferowani są wtedy rodzice którzy potrafią zatroszczyć się o swoje pociechy zamiast tych którzy liczą na ekstra kasę, a pracą się nie zhańbią.
Żeby być dokładnym, ja rozumuję tak, że posiadanie dyplomu to jak zdolność do posiadania dzieci, a samo wychowywanie/opieka/ dzieci to już praca. Obrażanie rodziców nie jest w moim interesie. Samo sugerowanie, że rodzice nie chcą pracować na swoje dzieci w ustach innego rodzica brzmi dla mnie podejrzanie.
By the way, jaki był zamiar ludzi wprowadzających dawno temu systemy emerytalne w sytuacji, gdy los ludzi starych był tak zajebiście zabezpieczony przez liczną dziatwę?
@Eleonora ja mieszkam na Szmulkach w Warszawie i jest tu od groma rodzin które żyją od pokoleń z opieki społecznej. Taki styl życia sobie przyjęły. To jest cały wachlarz postaw od tych co każdy grosz przepijają, a dzieci jedyne posiłki jedzą w szkole i przykościelnym oratorium, aż po takie w których dzieci wydają się szczęśliwe tylko rodzicom wystarcza do życia to co dostaną z MOPSu czy Caritasu. Im większa jest pomoc w postaci dawania samych pieniędzy, tym więcej osób rezygnuje z pracy na rzecz przyjmowania takich zasiłków. To podstawa ekonomii.
Co do porównań: - zdolność do posiadania dzieci = zdolność do nauki - posiadanie dzieci = zdobycie dyplomu - wychowywanie dzieci = praca
Państwo chce płacić za posiadanie dzieci czyli bez względu jak są one wychowywane, a to rodzi patologie. Niestety jeżeli państwo zacznie płacić za wychowywanie dzieci, zacznie też ingerować w jego sposób i efekt. To też rodzi patologie. Jedyne zdrowe rozwiązanie, to wycofanie się państwa z zabierania pieniędzy takim rodzinom co ekonomicznie daje ten sam efekt, a społecznie nie rodzi patologii.
Oczywiście też mile widziane są stypendia dla najzdolniejszych dzieci i to nie w żenującej wysokości 50 zł jak dostałą moja córka, ale takiej pozwalającej na dalszy rozwój naukowy czy sportowy. Tego typu pomoc to inwestycja w wykształcenie dobrego fachowca, przy czym powinna być podpisana lojalka na przepracowanie w Polsce jakiegoś czasu. Oczywiście Państwo powinno popierać przy tym rozwój miejsc pracy, ale nie w koncernach zagranicznych, a małych i średnich firmach krajowych, tak aby Ci przyszli fachowcy bez problemu znaleźli dobrą pracę na miejscu.
Z tym żebractwem przypomniałeś mi moje zdziwienie kiedy znalazłem akt zgonu jednego z 5x pradziadków w którym przeczytałem jak to w wieku 100 lat był stanu żebraczego. Tymczasem cała rodzina można powiedzieć ród szewski żyła całkiem dostatnio.
W sumie dość ciekawie opisywane jest zjawisko żebracze na wsiach przez Dołęgę-Mostowicza w kultowej powieści Znachor. Z tego co pamiętam to i Prus i Reymont też się pochylali nad tym. Oczywiście trzeba też przypomnieć Starą Baśń i staropolskich dziadów będących kimś bardzo poważanym i chętnie goszczonym.
@Turturek, też mieszkam na Pradze i uważam, że nie służy dobru rodziny gadanie o patologiach (by the way, w innych zawodach za gadanie na swoich można utracić prawo wykonywania zawodu). W grupie edukacji domowej też jest nieustannie wałkowany temat, czy pobierać subwencję za naukę, czy doprowadzi to do ograniczeń nałożonych na rodziców. I roziązanie obecne jest takie, że mamy różne szkoły, jedne dają stypendia, inne nie, a ludzie zapisują się, gdzie chcą i zobaczymy, co będzie dalej. Może trzeba sprawdzić to rozwiązanie (500zł) bojem. Wymagania państwa odnośnie rodziców i tak mamy, choćby obowiązek opieki, szkolny czy szczepień, a kasy za to nie ma.
Jeżeli gadanie o patologiach nie służy dobru rodziny, to wprowadzanie rozwiązań które na pewno powiększą stan patologiczny tym bardziej nie powinno służyć. Dlaczego wszyscy chcą zaklinać rzeczywistość i potem narzekać, że nie wiadomo dlaczego nie wyszło.
Są trzy możliwości dania 500 złotych: - bezpośredni przelew na konto - w formie rodzinnego wypłacanego przez pracodawcę - w postaci mniejszego podatku o tą kwotę
Przy czym pierwsza jest najgorsza, bo premiuje ludzi którzy nie chcą pracować. Druga w zasadzie niewiele zmienia, bo niepracujący też będą się upominali o rodzinne wypłacane z MOPSu. Trzecia forma oficjalnie nic nie daje dlatego beneficjentami są ludzie pracujący. I aby nie było że ktoś za mało zarabia i nie może skorzystać z tej formy pomocy, wystarczyłoby odliczać tą kwotę również z ZUSu. W ten sposób Ludzie wielodzietni dużo łatwiej mogliby zakładać firmy i w przyszłości stawać się pracodawcami. Przecież zarządzać zasobami ludzkimi już nieźle potrafią
ps. wypłata 3520 brutto, to 1000 zł podatku PIT i ZUS
Nie należy zastępować patologii braku miłosierdzia patologią urzędową. Fakt, że kiedyś ludzie żyli krócej (nie aż tak dużo krócej, to mit, na statystykę wpływa wielka śmiertelność niemowląt, miarą naszego życia jest lat siedemdziesiąt, osiemdziesiąt, gdy jesteśmy mocni i to się w zasadzie nie zmieniło od czasów Dawida), oznacza tylko, że system obowiązkowych ubezpieczeń społecznych kiedyś był niemoralny, ale skuteczny (dużo pracujących, mało beneficjentów), dzisiaj nadal pozostaje niemoralny i przy okazji nieskuteczny. Jest to typowa piramida, na którą wielu dało się nabrać.
JiB przeczytałeś co napisałem? Za Bismarka człowiek, który dożył 20 lat, statystycznie żył jeszcze kolejne 42, zatem umierał mając 62. Emerytura Bismarcka była od 70 lat. W tym okresie średnia długość życia (a więc uwzględniająca śmiertelność dzieci i niemowląt) wynosiła ok. 48 lat.
@Anawim, ale nie o to chodzi tutaj ile pracodawca dokłada. Te 1000 zł to w ramach istniejącego systemu może państwo nie zabierać zamiast najpierw zabierać a potem oddawać. Jasna sprawa że reforma podatkowa powinna zlikwidować to kuriozum jakim jest część płacona rzekomo przez pracodawcę, tylko nie o tym jest ten wątek.
Co do wieku, to statystyka statystyką, ale w XIX wiecznych metrykach aż roi się od 100 latków. Kiedyś na forum genealogicznym był wątek o tym i zebrał się pokaźny tłumek sędziwych przodków. Zapewne spora część miała przeszacowany wiek, ale i tak byli to ludzie mocno przekraczający wspomnianą średnią. Zaryzykowałbym twierdzenie, że kiedyś było ich znacznie więcej niż dzisiaj, statystyka jednak mocno to ukryła.
jest tu od groma rodzin które żyją od pokoleń z opieki społecznej. Taki styl życia sobie przyjęły.
Też tak myślałam pogardliwie o ludziach jak udało mi się znaleźć pracę. Tylko teraz nie mam nic. I mój mąż jakby był wyrachowanym człowiekiem mógłby mnie pogonić do stu diabłów. Wtedy zarabiałam grosze połowę płacąc na przedszkole, i byłam uznana za zimną sukę, która woli robić karierę ) Teraz za nieroba i degenerata. W Polsce kobiety- matki są w sytuacji fatalnej, w ogóle rodziny z dziećmi, jak w jakiejś Arabii, żony na łasce męża, który też kokosów nie zarobi jeśli nie jest politykiem/ mafiozem. Właściwie jak w greckiej tragedii co nie zrobi będzie źle. Pracy dla kobiet z dziećmi nie ma, żłobków nie ma ( w mojej gminie ani jednego ! przypuszczam,że na wschoszie Polski jest jeszcze gorzej tyle,że jarzyny są tańsze) ) za to każdy chciałby żeby kobiety komunistycznym zwyczajem pracowały a nie brały pieniedzy od państwa. Wcale się nie ma co dziwić, że nie chcą rodzić dzieci, bo jak nie będzie ich z czego utrzymać to wylądują w dd i rz.
Przy czym pierwsza jest najgorsza, bo premiuje ludzi którzy nie chcą pracować
Nie życzę Ci żebyś zrządzeniem bożym zamienił się w kobietę, zaszedł w ciążę, urodził dziecko a potem usłyszał aluzje i bezporednie wyzwiska od darmozjadów pasożytów i że nie chcesz pracować.
Właśnie to getto na Pradze zostało celowo wymuszone dla ludzi nieprawo- (sorry, lewo-)-myślnych. Jest tu dużo biedniejszych rodzin, ale starają się jak mogą, żeby zapewnić dzieciom to, co najlepsze. Pijaczki też są, ale nie powiedziałabym, że obfitują w potomstwo. Jakie proponujecie rozwiązanie dla ludzi, którzy są już na rencie, bo życie im dokopało, a dzieci na utrzymaniu mają. Bezrobotni mogą się lepiej zajmować dziećmi niż pracoholicy, którzy cały dzień trzymają dzieci w placówkach.
Jeżeli sytacja rodzin się nie zmieni,nadal będą kopane z kilku stron naraz przez własne państwo to wszyscy nie będziemy mieli za chwilę innego wyjścia jak zabrać nasze dzieci z Ojczyzny i niech one w przyszłości pracują na Francuzów, Holendrów i Szkotów. W Polsce zostaną sami starcy co nas uwazają za darmozjady, patologie i bezmyślne dziecioroby. Tylko szkoda żeby wymarła ostatnia ostoja katolicyzmu w Europie...
Po pierwsze, skąd są statystyki odnoszące się do okresu sprzed stu pięćdziesięciu lat i w jaki sposób były robione? Na ile są wiarygodne? "Dla Europy przyjmuje się najczęściej, że ludzie przeciętnie dożywali następującego wieku". Przyjmuje się, to znaczy, nie wiadomo. Ktoś mógłby przyjąć inaczej. Część danych jest tylko dla Massachussetts i też nic nie wiadomo o ich wiarygodności. Słusznie ktoś określił zamieszczone dane jako ignorancję i dyletanctwo. Po drugie, jeżeli podstawą do oceny sytuacji dziewiętnastowiecznej ma być pozytywistyczna propagandowa literatura z tezą, to rzeczywiście jest to ciekawa i poważna argumentacja. Po trzecie, fakt, że dzieci źle potraktowały w jakichś przypadkach rodziców nie jest żadnym argumentem do wprowadzenia obowiązkowych ubezpieczeń społecznych. System ten jest nieuczciwy, a w obecnej sytuacji demograficznej również niewydolny, o czym mówi się już całkiem głośno, tylko mało kto przyznaje, że trzeba by ten system zlikwidować. Po czwarte, aby dzieci zajęły się rodzicami na starość, muszą być odpowiednio wychowane. Może w opisywanych przypadkach tego zabrakło? Inna rzecz, że sami autorzy opisów przyznają, że w części inicjatywa żebrania wychodzi od samych starszych rodziców i że nie byli oni do tego zmuszani. Nie ma innej normalnej drogi niż własna praca i wzajemna, oparta na miłosierdziu pomoc, również organizowana przez Kościół. Państwu nic do tego, bo jest ono wtórne, a pomoc w jego wykonaniu jest mało skuteczna i bardzo kosztowna. No chyba że ktoś uważa, że teraz sytuacja jest znakomita i zdążamy ku świetlanej przyszłości. Cóż, sapienti sat.
Utrzymanie dziecka w dd to ok 4 tys na miesiac od państwa. Dać matce biologicznej 500 zł to dużo mniejszy koszt a korzyść większa. Odnośnie dawnych czasów, kiedyś ludzie na ogół mieli ziemię i była ona w stanie ich jakoś wyżywić. Dziś mało kto ma na tyle ziemi , żeby sobie choć fasolkę posiać, nie wspominając o pastwisku chociaż dla 1 krowy...Owszem wyrzucanie starych rodziców z domu w przypadku chłopstwa i plebsu miejskiego i wysyłanie ich na żebry istniało ale dotyczyło patologii.
Komentarz
---
Taki bezdzietny pracuje (jego żona zapewne też), płaci ZUS, PIT, zarabiając dużo (może się poświęcić w 100% pracy, bo przecież nie dzieciom) wydaje dużo (VAT, PIT, miejsca pracy). Och co za chamstwo.
Ilu? 300? 500? 10000? Troszkę czasu to zajmie. Poza tym trzeba by uważać, żeby im niczego nie sugerować. Poza tym to będzie ich opinia A. D. 2015 a nie wówczas.
Emeryt korzysta również z pracy młodych, co mu z pieniędzy, jeśli by nie miał kto za tę kasę świadczyć usług i produkować dóbr materialnych.
@JiB, założenie ZUSu chyba w teorii jest takie, że obowiązkowo co miesiąc wpłacam tam kasę na przyszłość (bo jestem debilem i jak zarobię jakąś gotówkę, to z marszu wydaję co do złotówki na pierdoły, nie oszczędzam i na starość nic mi nie zostanie), państwo sobie tę kasę inwestuje (więc jeszcze sobie na mojej naiwności zarabia), a jeśli bezczelnie dożyję do emerytury, to część mojej kasy w miesięcznych ratach mi oddaje, przy czym organizuje się tak, żebym nawet połowy z tego co "leży na moim koncie" nie otrzymała. A to, że państwo okazuje się (oh yeah) jeszcze większym debilem niż ja i przepieprza moje pieniądze, a potem zabiera z kont młodszych i jeszcze pracujących, żeby oddać mi to co moje, a co już dawno zostało wydane - to nie mój problem, nie problem tego czy mam dzieci czy nie tylko problem oszukiwania przez władze i okradania.
Lekarzom nie płacisz obligatoryjnie za to że są lekarzami, tylko za wykonywanie określonej pracy. Jakbyś płaciła lekarzom za posiadanie dyplomu czyli tak jak chce się płacić rodzicom za posiadanie dzieci, to miałabyś efekt zwiększającej się liczby lekarzy żyjących tylko z otrzymywanych pieniędzy i nie wykonujących swojego zawodu. To jest właśnie ta różnica której wielu ludzi nie zauważa.
Co innego gdybyś stworzyła zawód rodzica i przeznaczyła na to pieniądze. Tylko wtedy dzieci stałyby się własnością państwa które automatycznie mogłoby je zabrać tym którzy nie spełniają oczekiwań postawionych przez urzędników i dać innym. A chyba nie o to chodzi.
Dlatego ważniejsze jest zmniejszenie obciążeń podatkowych dla rodziców od wypłat gotówki. Preferowani są wtedy rodzice którzy potrafią zatroszczyć się o swoje pociechy zamiast tych którzy liczą na ekstra kasę, a pracą się nie zhańbią.
Obrażanie rodziców nie jest w moim interesie. Samo sugerowanie, że rodzice nie chcą pracować na swoje dzieci w ustach innego rodzica brzmi dla mnie podejrzanie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Oczekiwana_dalsza_długość_trwania_życia
Ten link lepszy dla zrozumienia:
http://www.infoplease.com/ipa/A0005140.html
100 lat temu statystyczny człek, który dożył 20 lat, nie dożywał wieku emerytalnego Bismarcka (70 lat).
Co do porównań:
- zdolność do posiadania dzieci = zdolność do nauki
- posiadanie dzieci = zdobycie dyplomu
- wychowywanie dzieci = praca
Państwo chce płacić za posiadanie dzieci czyli bez względu jak są one wychowywane, a to rodzi patologie. Niestety jeżeli państwo zacznie płacić za wychowywanie dzieci, zacznie też ingerować w jego sposób i efekt. To też rodzi patologie. Jedyne zdrowe rozwiązanie, to wycofanie się państwa z zabierania pieniędzy takim rodzinom co ekonomicznie daje ten sam efekt, a społecznie nie rodzi patologii.
Oczywiście też mile widziane są stypendia dla najzdolniejszych dzieci i to nie w żenującej wysokości 50 zł jak dostałą moja córka, ale takiej pozwalającej na dalszy rozwój naukowy czy sportowy. Tego typu pomoc to inwestycja w wykształcenie dobrego fachowca, przy czym powinna być podpisana lojalka na przepracowanie w Polsce jakiegoś czasu. Oczywiście Państwo powinno popierać przy tym rozwój miejsc pracy, ale nie w koncernach zagranicznych, a małych i średnich firmach krajowych, tak aby Ci przyszli fachowcy bez problemu znaleźli dobrą pracę na miejscu.
W sumie dość ciekawie opisywane jest zjawisko żebracze na wsiach przez Dołęgę-Mostowicza w kultowej powieści Znachor. Z tego co pamiętam to i Prus i Reymont też się pochylali nad tym. Oczywiście trzeba też przypomnieć Starą Baśń i staropolskich dziadów będących kimś bardzo poważanym i chętnie goszczonym.
W grupie edukacji domowej też jest nieustannie wałkowany temat, czy pobierać subwencję za naukę, czy doprowadzi to do ograniczeń nałożonych na rodziców. I roziązanie obecne jest takie, że mamy różne szkoły, jedne dają stypendia, inne nie, a ludzie zapisują się, gdzie chcą i zobaczymy, co będzie dalej. Może trzeba sprawdzić to rozwiązanie (500zł) bojem. Wymagania państwa odnośnie rodziców i tak mamy, choćby obowiązek opieki, szkolny czy szczepień, a kasy za to nie ma.
Są trzy możliwości dania 500 złotych:
- bezpośredni przelew na konto
- w formie rodzinnego wypłacanego przez pracodawcę
- w postaci mniejszego podatku o tą kwotę
Przy czym pierwsza jest najgorsza, bo premiuje ludzi którzy nie chcą pracować. Druga w zasadzie niewiele zmienia, bo niepracujący też będą się upominali o rodzinne wypłacane z MOPSu. Trzecia forma oficjalnie nic nie daje dlatego beneficjentami są ludzie pracujący. I aby nie było że ktoś za mało zarabia i nie może skorzystać z tej formy pomocy, wystarczyłoby odliczać tą kwotę również z ZUSu. W ten sposób Ludzie wielodzietni dużo łatwiej mogliby zakładać firmy i w przyszłości stawać się pracodawcami. Przecież zarządzać zasobami ludzkimi już nieźle potrafią
ps. wypłata 3520 brutto, to 1000 zł podatku PIT i ZUS
By na rękę dać 2500, pracodawca musi wyłożyć 4200.
W tym okresie średnia długość życia (a więc uwzględniająca śmiertelność dzieci i niemowląt) wynosiła ok. 48 lat.
Ignoracja & dyletanctwo.
Co do wieku, to statystyka statystyką, ale w XIX wiecznych metrykach aż roi się od 100 latków. Kiedyś na forum genealogicznym był wątek o tym i zebrał się pokaźny tłumek sędziwych przodków. Zapewne spora część miała przeszacowany wiek, ale i tak byli to ludzie mocno przekraczający wspomnianą średnią. Zaryzykowałbym twierdzenie, że kiedyś było ich znacznie więcej niż dzisiaj, statystyka jednak mocno to ukryła.
Też tak myślałam pogardliwie o ludziach jak udało mi się znaleźć pracę. Tylko teraz nie mam nic. I mój mąż jakby był wyrachowanym człowiekiem mógłby mnie pogonić do stu diabłów. Wtedy zarabiałam grosze połowę płacąc na przedszkole, i byłam uznana za zimną sukę, która woli robić karierę ) Teraz za nieroba i degenerata. W Polsce kobiety- matki są w sytuacji fatalnej, w ogóle rodziny z dziećmi, jak w jakiejś Arabii, żony na łasce męża, który też kokosów nie zarobi jeśli nie jest politykiem/ mafiozem. Właściwie jak w greckiej tragedii co nie zrobi będzie źle. Pracy dla kobiet z dziećmi nie ma, żłobków nie ma ( w mojej gminie ani jednego ! przypuszczam,że na wschoszie Polski jest jeszcze gorzej tyle,że jarzyny są tańsze) ) za to każdy chciałby żeby kobiety komunistycznym zwyczajem pracowały a nie brały pieniedzy od państwa. Wcale się nie ma co dziwić, że nie chcą rodzić dzieci, bo jak nie będzie ich z czego utrzymać to wylądują w dd i rz.
Nie życzę Ci żebyś zrządzeniem bożym zamienił się w kobietę, zaszedł w ciążę, urodził dziecko a potem usłyszał aluzje i bezporednie wyzwiska od darmozjadów pasożytów i że nie chcesz pracować.
Po drugie, jeżeli podstawą do oceny sytuacji dziewiętnastowiecznej ma być pozytywistyczna propagandowa literatura z tezą, to rzeczywiście jest to ciekawa i poważna argumentacja.
Po trzecie, fakt, że dzieci źle potraktowały w jakichś przypadkach rodziców nie jest żadnym argumentem do wprowadzenia obowiązkowych ubezpieczeń społecznych. System ten jest nieuczciwy, a w obecnej sytuacji demograficznej również niewydolny, o czym mówi się już całkiem głośno, tylko mało kto przyznaje, że trzeba by ten system zlikwidować.
Po czwarte, aby dzieci zajęły się rodzicami na starość, muszą być odpowiednio wychowane. Może w opisywanych przypadkach tego zabrakło? Inna rzecz, że sami autorzy opisów przyznają, że w części inicjatywa żebrania wychodzi od samych starszych rodziców i że nie byli oni do tego zmuszani.
Nie ma innej normalnej drogi niż własna praca i wzajemna, oparta na miłosierdziu pomoc, również organizowana przez Kościół. Państwu nic do tego, bo jest ono wtórne, a pomoc w jego wykonaniu jest mało skuteczna i bardzo kosztowna. No chyba że ktoś uważa, że teraz sytuacja jest znakomita i zdążamy ku świetlanej przyszłości. Cóż, sapienti sat.
Odnośnie dawnych czasów, kiedyś ludzie na ogół mieli ziemię i była ona w stanie ich jakoś wyżywić. Dziś mało kto ma na tyle ziemi , żeby sobie choć fasolkę posiać, nie wspominając o pastwisku chociaż dla 1 krowy...Owszem wyrzucanie starych rodziców z domu w przypadku chłopstwa i plebsu miejskiego i wysyłanie ich na żebry istniało ale dotyczyło patologii.