Na Zachodzie dzieci mają głównie muzułmanie. Wskaźnik dzietności też nie zapewnia zastępowalności pokoleń, więc wymieranie potrwa dłużej. Oczywiście, każdemu wolno wierzyć, że 500 zł na dziecko spowoduje wzrost dzietności, ale mnie się to wydaje bardzo mało spostrzegawcze.
Odnośnie do marnowania. Z pewnością pieniądze przekazane rodzinom nie zostaną zmarnowane, bo z pewnością każdy lepiej wie, co sobie kupić, niż jakiś urzędnik. Z pewnością jednak, co nawet przebija w niektórych wypowiedziach tutaj, bardziej lub mniej żartobliwych, nie zostaną wydane tylko na dzieci. Po prostu osoby, które obecnie nieźle sobie radza, potraktują je jako dodatkowy bonus finansowy i wydadzą na coś, czego do tej pory z różnych względów sobie nie kupowały. Możliwość kontroli wydaje się iluzoryczna, bo jak udowodnić, że ktoś kupił alkohol czy perfumy za 500 zł właśnie z tych pieniędzy a nie z pensji? Natomiast ktoś mógł sobie kupić coś lepszego dzięki temu, że państwo wzięło jego dzieci na utrzymanie. I to jest właśnie największy moralny problem (a nie "marnowanie"). Rozdawanie pieniędzy za darmo (co gorsza, pieniądze te trzeba pożyczyć, oddawać będą nasze dzieci, wnuki i prawnuki, popadając w coraz większą niewolę), przekonanie, że ktoś inny ma obowiązek dawania pieniędzy na nasze potrzeby (wielodzietni, że na dzieci, pisarze, że na książki, reżyserzy, że na filmy, sklepikarze, że na sklepy, malarze, że na obrazy), a przy tym mentalność niewolnicza (niewolnik pracuje dla pana, ale pan ma obowiązek go utrzymywać), którą się dziedziczy. W USA, gdzie od lat sześćdziesiątych przyznawano pieniądze dla matek Murzynek na dzieci, rośnie już kolejne pokolenie, które nigdy nie pracowało i nigdy pracować nie zamierza, bo niby po co, skoro można dostawać pieniądze za darmo. Skutkiem wspierania samotnych rodziców są konkubinaty i rozwody. Cóż, pożyjemy, zobaczymy.
Hipoteka odwrócona czy sprzedaż trzymanie pieniędzy na koncie- podobne. Dzisiejsi emeryci mimo dzieci i publicznej służby zdrowia są biedni i niedoleczeni. Ale obawiam się, że moda na eutanazję też zrobi swoje. Nawet największe "gwiazdy", gdy mija uroda, popularność i młodzieńczy wigor potrafią popełnić samobójstwo , bo ciężko się żyje jak się nie ma kogoś do kochania.
Moja babcia ma 89 lat właściwie tylko leży i to co ją teraz potrafi rozradować to opowieści o najmłodszej, 7, prawnuczce, chce oglądać jakie mama dla małej kupiła sukienki, i słuchać co ostatnio wymyśliła. Który z dzisiejszych samotnych 30-latków w ogóle jest w stanie sobie to wyobrazić, siebie w wieku 70, 80,90 lat? A to jest 20 lat życia, więcej niż przeżyli jako dorośli. Na razie racjonalizują swoje wybory, widząc tylko złe strony rodzicielstwa itd.
Ha, dobre! Chyba komus dzazga przyslonila belke: paternistyczny ton kontra seria personalnych atakow. Ale juz sie przyzwyczailam, ze jak argumentow brak, to personalnie trzeba. Wybaczam. No i na serio, nie wiem po co takie emocje. Kilka osob krytykuje (calkiem rzeczowo msz) pomysl rzadu. Nie meza, nie zone, dziecko, ani psa. Pomysl rzadu tylko. Wrzuccie na luz koledzy i kolezanki, bo czytam i @-)
To ja wrócę do podstaw, o których tak się chętnie zapomina Maciejko. Ilość rodzących się dzieci jest bardzo niska i ciągle maleje. Potrzebna jest zmiana juz, natychmiast, nie za kilka czy więcej lat. sytuacja demograficzna Polski robi się po prostu katastrofalna. I akurat to działanie może zmienić nastawienie kobiet do rodzenia (tych, które rodzą i chcą rodzić, nie tych, co urodzą jedno albo żadnego). Nie widzę powodu, by nie opracować potem na spokojnie innego programu, który zastąpi 500+, typu ulgi podatkowe czy coś innego. Ale wymaga to czasu. A czasu nie mamy. I na tym się trzeba skupić. A mówienie obecnie, że duża ilość dzieci to wyłącznie problem rodziny jest od czapy - patrząc na pusty ZUS i na to, co się będzie działo, gdy moje pokolenie wejdzie w etap emerytur. Bo te dzieci są po prostu niezbędne wszystkim, by system się nie załamał, a grozi mu to przy tej ilości rodzących się obecnie dzieci.
Nie, to nieprawda, że wszyscy mówią, że program jest super, Tola. Tylko to jest program na już, a nie jakiś wspaniały program, który się wprowadzi za kilka czy więcej lat.
Ja myślę, że będzie miał. I nie mówię o osobach, które chcą tych pieniędzy, ale rodzic i tak nie zamierzały i nie zamierzają. To jest światełko, od którego warto zacząć. Wcale nie oznacza, że ma być na lata, że potem można przejść do czegoś innego. Do tej pory było tak, że rządzący patrzyli wyłącznie na czas swojej kadencji, tylko mówiąc, że jest źle, ale zmian konkretnych dla rodziny nie było żadnych. Teraz ten program ma szansę być początkiem zmian.
Ja w ogóle jestem ciekawa czy ten program został opracowany z wiedzą ekonomiczną, i ustalili, że właśnie taki program da efekty, których oczekują, czy "na oko". Bo jeśli z wiedzą ekonomiczną, z wiedzą jak wyglądają gospodarstwa domowe w Polsce, jakie grupy jak zareagują, to super, ja tej wiedzy nie posiadam i nie mogę bez niej ocenić programu. Np. na mikroekonomii uczyli mnie jak reagują gospodarstwa na bony towarowe a jak na bezpośrednie danie kasy i że bony są mniej efektywne bez względu na kwestię czy ktoś przepije czy nie. A wszyscy Polacy dyskutują i kłócą się dajmy bony albo nie dawajmy bonów, kiedy to jest policzone, wykresy są w książkach itd. Natomiast jeśli jest to na zasadzie "500 wygląda na ok" to tylko mam nadzieję, że osoba decyzyjna miała dobrą intuicję czy tam natchnienie.
no ale wiesz - to juz nie bedzie na dzieci, bo jak przypilnujesz zeby rodzice z tej ciepłej wody nie korzystali? albo wyobraz sobie ze te dranie beda z tych 500zl splacac kredyt za mieszkanie, albo za remont. przeciez to skandal. powinno byc w bonach na pieluchy!
Monia, ja bym raczej starała się rozumieć małe dzieci, które się odddaje do żłobka czy wcześnie do przedszkola na 9-10 godzin dziennie (przy pracy na cały etat). Bo przecież matka jest najwazniejsza, prawda Monia?
Moja też wracała do pracy po kilku miesiącach. Żal, pretensje? Nie, nigdy. Ale to nie znaczy, że uważam, że to dobre dla jakiegokolwiek dziecka i jakiejkolwiek matki. Nie można mieć wszystkiego na raz tak, by dla każdego było dobrze. A tłumaczenie sobie, że ja, matka, muszę zaspokoic przede wszystkim swoje potrzeby czy "potrzeby" wynika z braku dojrzałości.
a jak sie zasuwa na etacie i robi bokami to sie nagle przestaje warczec? to tak nie działa, kochana. warczy sie jak sie ma ciezko i za malo wsparcia i pomocy bo maz zasuwa jak dziki osiol a na opiekunke czy inna pomoc zeby raz na miesiac wyjsc i odetchnac ni ma
Monia, takie matki są , ale na pewno nie tu. Tutaj to cierpliwe, miłe, wyrozumiałe, ogólnie same ideały. Takie przynajmniej wrażenie odniosłam po czytaniu tego forum. Jeśli się mylę, to przepraszam za swój sarkazm.
Komentarz
Odnośnie do marnowania. Z pewnością pieniądze przekazane rodzinom nie zostaną zmarnowane, bo z pewnością każdy lepiej wie, co sobie kupić, niż jakiś urzędnik. Z pewnością jednak, co nawet przebija w niektórych wypowiedziach tutaj, bardziej lub mniej żartobliwych, nie zostaną wydane tylko na dzieci. Po prostu osoby, które obecnie nieźle sobie radza, potraktują je jako dodatkowy bonus finansowy i wydadzą na coś, czego do tej pory z różnych względów sobie nie kupowały. Możliwość kontroli wydaje się iluzoryczna, bo jak udowodnić, że ktoś kupił alkohol czy perfumy za 500 zł właśnie z tych pieniędzy a nie z pensji? Natomiast ktoś mógł sobie kupić coś lepszego dzięki temu, że państwo wzięło jego dzieci na utrzymanie. I to jest właśnie największy moralny problem (a nie "marnowanie"). Rozdawanie pieniędzy za darmo (co gorsza, pieniądze te trzeba pożyczyć, oddawać będą nasze dzieci, wnuki i prawnuki, popadając w coraz większą niewolę), przekonanie, że ktoś inny ma obowiązek dawania pieniędzy na nasze potrzeby (wielodzietni, że na dzieci, pisarze, że na książki, reżyserzy, że na filmy, sklepikarze, że na sklepy, malarze, że na obrazy), a przy tym mentalność niewolnicza (niewolnik pracuje dla pana, ale pan ma obowiązek go utrzymywać), którą się dziedziczy. W USA, gdzie od lat sześćdziesiątych przyznawano pieniądze dla matek Murzynek na dzieci, rośnie już kolejne pokolenie, które nigdy nie pracowało i nigdy pracować nie zamierza, bo niby po co, skoro można dostawać pieniądze za darmo. Skutkiem wspierania samotnych rodziców są konkubinaty i rozwody. Cóż, pożyjemy, zobaczymy.
nie tak to szło?
No i na serio, nie wiem po co takie emocje. Kilka osob krytykuje (calkiem rzeczowo msz) pomysl rzadu. Nie meza, nie zone, dziecko, ani psa. Pomysl rzadu tylko.
Wrzuccie na luz koledzy i kolezanki, bo czytam i @-)
-------------
Muszę poczytać, bo mnie dotyczy
Pierwszego do wniosku
--------------
Rzeczywiście, dziwne.
Zalezy jak masz w głowie poukladane i jakie masz priorytety. Wtedy wiesz co zyskujesz, a nie co tracisz.
Będąc w domu z dzieckiem patrz na zysk, nie na straty.
Przypominam! Jesteś w domu z wlasnym, rodzonym dzieckiem!
Nie za karę, a z radością.
A jak brakuje Ci czegos przy byciu z dzieckiem w domu, to tej dziury Ci nie wypełni praca, a Pan Bóg.
Bo wszelkie tęsknoty wypelnia nam Bog.