Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Kobieca furia

1234689

Komentarz

  • Samo zajmowanie się własnym dzieckiem to nie równouprawnienie, jest nim raczej zmiana postrzegania przez otoczenie, czyli to co opisała katarzynamarta. Opieka nad małym dzieckiem nie już postrzegana jako niemęskie zajęcie, a przynajmniej dużo się w tej kwestii zmieniło. Dzięki temu zmiana postawy jest możliwa. Panowie zmieniający pieluchy i bawiący się z dzieckiem na placu zabaw dają przykład ;)
    Przypomniał mi się taki śmieszny tekst z jakiegoś bloga, nie wiem czy była to satyra czy na poważnie. Pan próbował wykazać, że opieka nad małym dzieckiem to zajęcie dla kobiety, a facet wkracza do akcji gdy czas nauczyć dziecko takich POWAŻNYCH rzeczy jak jazda na rowerze :D Jeśli jakiś mąż ojciec prezentuje taką postawę, jego żona musi być pełna furii i frustracji...
  • ło żesz, katarzynamarta, to miałaś trochę orki do zrobienia..............
  • Uo matko, trudno mi sobie wyobrazić taką reakcję... Po takim "nie" to ja od razu knułabym jakąś zemstę. Dowcipną (pewnie głównie dla mnie),ale idącą w pięty. Tak już mam zamiast furii. Ale jaka zabawa ;)
  • U nas jest taka zaleznosc, ze kiedy ja sie zle czuje, to wszyscy inni tez musza sie polozyc. Taka zbiorowa kuwada. Jednakowoz Meter ja przezwycieza w miare i robi to, co potrzebne. Ale zapalu takiego, jak w momentach moich pelnych sil, to nie ma.
  • hahaha, moj na poczatku powiedzial, ze 'szkoccy mezowie w domu nic nie robia', na co uslyszal , ze je niestety jestem Polka i mam zwyczaje z Polski... Wobec czego chlop zajmuje sie dzieckiem, sprzata, jak trzeba - ugotuje, pierze i prasuje. Raptem okazalo sie, ze potrafi:))) Mysle, ze to kwestia priorytetow - jak baba przez lata zasuwala po domu , jak mroweczka, to niech sie nie spodziewa, ze nagla zmiana tego stanu bedzie latwa. Jakiego meza sobie wyhodujesz, takiego i masz - i nie ma o co sie wsciekac:)
  • Podziękuj draconessa ! :D
  • Często, gęsto wystarczy powiedzieć takiemu Panu co ma robić bo on robi to co wie czyli odpoczywa >:)
  • Dlatego wlasnie warto juz na poczatku ustalic zasady, na jakich funkcjonujemy - i konsekwentnie wymagac ich przestrzegania. Zadac od chlopa zmiany po np 10 latach wspolnego zycia to troche bez sensu jest i czesto niemozliwe. Nie mowie, ze nie warto probowac- ale jesli facet wkurzalby mnie przez fefnascie lat, a ja dusilabym to w sobie, zamiast od razu reagowac no...to chyba bym w wariatkowie wyladowala...
  • Z tym, że na początku ludzie są zakochani..a potem sytuacja zmienia się dynamicznie..jedno dziecko, drugie trzecie, piąte, dziesiąte. ..jest akcja powinna byc reakcja >:)
  • @M_Monia, jak się dobrze pozna czyjeś życie, jego dzieciństwo, rodziców, otoczenie etc to patrzy się na wszystko inaczej. Czasem warto pomyśleć, że ktoś może nie być katem, ale ofiarą.
  • Dorosły robi to co powinien, a nie to co chce lub lubi. Jeśli facet ma dzieci i się nimi nie zajmuje (a robi to wyłacznie zmęczona żona) to jest nie tylko egoizm ale i ...(cenzura)
  • Ech, a ja Monie rozumiem, chociaż wolalabym nie rozumieć
  • @apolonia
    Dorosły robi to co powinien, a nie to co chce lub lubi. Jeśli facet ma dzieci i się nimi nie zajmuje (a robi to wyłacznie zmęczona żona) to jest nie tylko egoizm ale i ...(cenzura)



    Dokładnie.

    Dodam jeszcze, że kompletnie nie przekonują mnie pierdulety o "sfrustrowanych kobietach, które tak się zafiksowały na ja ja ja że zapominają, ze ich mąż też jest człowiekiem ze swoimi potrzebami."
    Jak również i takie idealistyczne teoryjki: "To naprawdę proste, jak kochasz, miłość wraca. Ale żeby odkryć to najpierw trzeba się nauczyć kochać."


    Tak, tak, tak, to proste. Och, jakie proste!
    Chyba to powiem pewnej starszej pani (nie, to nie jest moja mama), która przegrała życie nie mówiąc "ja, ja" , tylko "on, on". Znaczy się Pan Mąż. Najważniejszy. Pan Domu. Władca. Jedynowładca.
    Myślę, że jej bardzo ulży jak jej powiem, że tak, świetnie robiła przez całe życie nie myśląc i nie mówiąc "ja, ja" (jakżeż by mogła być taką egoistką i myśleć o sobie, fuj!) a teraz na starość tylko niepotrzebnie zawraca głowę i wzdycha, ach, jak egoistycznie: "jakie to życie NIC nie warte, po co to wszystko, po co całe to życie, w kółko tylko robota i nic człowiek w tym życiu nie ma dla siebie..."

    Bo ta pani nigdy nie była kochana. Mimo, że nie miała postawy : "ja, ja".
    Jakoś dziwnie ta ofiarowana miłość do niej nigdy nie "wróciła".


    Niemądrą miłością można tylko zepsuć drugiego człowieka.
    Nie przykładajmy jednej idealistycznie wykreowanej miarki do wszystkich ludzi i do każdego małżeństwa, pleaseee.

  • Tylko tu jest mowa o zdrowej postawie, a nie chorej. Ja patrzyłam z przerażeniem na koleżanki, które wiązały się z chłopakami zapatrzonymi zawsze na siebie. Nikt inny się nie liczył, tylko potrzeby chłopaka. Wszystkie te związki padły, bo chłopak nigdy nie widział potrzeby zmian, przecież to on był księciem, któremu trzeba usługiwać. Trudno w chorym związku wprowadzać zdrowe postawy. dotyczy to wszystkiego. Zdrowe zalecenia są dla zdrowych osób, trudno, by chory się oburzał, że ktoś zaleca mu kurację, której on nie wdroży.
  • Tak się składa, zresztą już na forum o tym pisałam, że w moim małżeństwie wyszliśmy od postawy opisywanej przez Monię (dlatego jestem w stanie zrozumieć, mniej to że mija ileś lat i nie ma dojrzewania).




    @mader , dwoje musi chcieć.
    Jak się jedno tylko stara, to taką postawą "miłości", o jakiej piszesz można tylko zepsuć męża i całą rodzinę doprowadzić do zaburzenia... a nawet do nieszczęścia.

    Osobom, które się z wizją @mader jednak jakoś nie utożsamiają polecam książkę Jamesa Dobsona "Miłość potrzebuje stanowczości".
    Jest nawet pdf na chomiku bodajże.

    Tutaj fragmenty:
    http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/milosc_potrzebuje_01.html

    I recenzja tutaj:
    http://adonai.pl/czytelnia/?id=145

    "Niniejsza książka przedstawia sposoby działania w rodzinie, w której trwa kryzys małżeński. Zawiera ona pewne praktyczne propozycje postępowania, które mogą pomóc w zachęceniu obojętnego partnera do powrotu ku obowiązkom małżeńskim.

    Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale właściwym podejściem do konfliktu małżeńskiego można zmienić rozchwiany związek we wspaniałe, zdrowe małżeństwo. Z drugiej strony, nieodpowiednia reakcja w chwilach kryzysu może do końca zdusić tlącą się jeszcze miłość.

    Jeżeli powoli tracicie ukochaną osobę, jeśli wyczuwacie wzbierający brak poszanowania i niechęć ze strony najważniejszej dla Was osoby, to książka ta jest właśnie dla Was. Wiem z doświadczenia, że stanowczość w miłości jest najskuteczniejsza w dręczonym kłopotami małżeństwie. Sądzę, że wkrótce będziecie przekonani o słuszności tego stwierdzenia, nawet jeśli Wasza rodzina nie przeżywa kryzysu.


    Kocham Cię, ale musisz zdecydować kogo Ty kochasz..."

  • I jeszcze fragment wypowiedzi księdza Dziewieckiego, doktora psychologii i specjalisty od tzw. "trudnych małżeństw"


    Małżeństwo oparte jest na miłości i prawdzie, a nie na tolerancji. Małżonkowie ślubują sobie wzajemną miłość w dobrej i złej doli aż do śmierci. Prawdziwa miłość zawsze jest cierpliwa, ale nigdy nie jest tolerancyjna, ponieważ tolerować to być obojętnym na los drugiego człowieka. Jezus nigdy nie był tolerancyjny właśnie dlatego, że kochał.

    A kochać to stawiać wymagania po to, by kochana przeze mnie osoba uczyła się kochać coraz dojrzalej. W mądrej miłości - a innej nie ma - obowiązuje zasada: to, czy kocham ciebie, zależy ode mnie, ale to, w jaki sposób wyrażam moją miłość do ciebie, zależy od twojego postępowania.
    Tego uczy nas Jezus, który ludzi szlachetnych wspierał, bronił, uzdrawiał i umacniał. Z kolei ludzi błądzących stanowczo upominał, a faryzeuszy publicznie demaskował po to, by nie mogli już więcej krzywdzić innych ludzi.

    Zadaniem małżonków jest odnosić się do siebie z miłością wierną, czułą, wytrwałą, radosną i bardzo cierpliwą, a jednocześnie z miłością mądrą, czyli dostosowaną do zachowania tej drugiej osoby.
    Najbardziej radosną formą miłości małżeńskiej jest codzienne, cierpliwe potwierdzanie małżonkowi, że dzisiaj też jest przez nas nieodwołalnie kochany i chroniony. Gdy małżonek odpowiada miłością na miłość, gdy swoim bliskim okazuje troskę, czułość i wsparcie, wtedy współmałżonek powinien chętnie okazywać wdzięczność, radość, czułość, zaufanie.
    Jednak wtedy, gdy małżonek przestaje okazywać miłość, to zadaniem współmałżonka jest wyrażanie niepokoju z tego powodu i podjęcie rozmowy na temat zaistniałej sytuacji.
    Trzeba rozmawiać bez agresji i cierpliwie, ale też w stanowczy sposób należy przypominać tej drugiej osobie o tym, że ślubowała nam miłość i że nie oczekujemy od niej niczego innego, jak tylko tego, by była wierna swojej przysiędze. Gdy mimo tego typu cierpliwych, a jednocześnie stanowczych rozmów małżonek nie zmienia się, nie wraca do pierwotnej miłości, gdy zaczyna krzywdzić samego siebie (np. przez nadużywanie alkoholu, uleganie lenistwu, wiązanie się z nieodpowiedzialnymi znajomymi), wtedy obowiązkiem współmałżonka jest stanowcze upominanie błądzącego, z całym szacunkiem i cierpliwością, ale bez ukrywania przed nim bolesnej prawdy o jego postępowaniu.

    Na najtrudniejszą próbę małżeństwo wystawione jest wtedy, gdy jeden z małżonków przeżywa aż tak poważny kryzys, że nie tylko krzywdzi samego siebie, ale wyrządza też krzywdę współmałżonkowi i dzieciom. Wtedy pozostali członkowie rodziny powinni się stanowczo bronić.

    W mądrej miłości, której uczy nas Jezus, obowiązuje zasada: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził! Także w małżeństwie jedynie miłość jest nieodwołalna. Cokolwiek złego uczyni małżonek, to współmałżonek nie powinien przestać go kochać. Ale wszystko inne w małżeństwie (np. wspólne mieszkanie, wspólne wychowywanie dzieci, współżycie seksualne, wspólnota majątkowa) jest pod warunkiem, że i ty mnie kochasz.

    Jeśli mimo stanowczych rozmów i łez bólu krzywdzonego małżonka, krzywdziciel nie koryguje swego postępowania, to Kościół daje krzywdzonemu małżonkowi prawo do skutecznej obrony siebie i dzieci, do separacji małżeńskiej włącznie.
    Im wcześniej i z im większą stanowczością reaguje małżonek na błędy męża czy żony, tym większa jest szansa, że ta druga strona zastanowi się i zmieni.



    Całość tutaj: http://www.niedziela.pl/artykul/85519/nd/Malzenstwo-tolerancja-czy-cierpliwa

  • "Im wcześniej i z im większą stanowczością reaguje małżonek na błędy męża czy żony, tym większa jest szansa, że ta druga strona zastanowi się i zmieni."

    I ta opinia ks. Dziewieckiego jest całkowicie zgodna z przesłaniem książki Dobsona (który jest chrześcijańskim terapeutą, zajmującym się problematyką małżeństw).
  • IdaIda
    edytowano stycznia 2016
    @mader

    Tylko, że z postów M_Moni, zawartych w innym wątku, wynikało, że ona jest ofiarą psychicznej przemocy domowej.
    Jeżeli mąż całkowicie zamyka się na dyskusje i zmierza do samodzielnego podejmowania ważnych decyzji za żonę a ją stawia w sytuacji bez wyjścia - to to jest skrajny egoizm i przemoc.
    Wobec takiej postawy idiotyczne byłoby akademickie rozważanie : "czy aby ja nie myślę o sobie...?".
    Pisząc tak - tylko ją osłabiasz.
  • Bardzo ciekawy przytoczony przez @Idę fragment. Tez uważam, że warto starać się samemu ale od drugiej strony tez trzeba wymagać. Miałam okazję oglądać związek gdzie jedna strona dawała z siebie wszystko, druga niewiele. Nie widać tam było obupolnego szacunku.
  • A, tak se kijek w mrowisko wetknę...
    Nie macie poczucia, że zewnętrznie podobne zachowanie żony (np. zwrócenie mężowi uwagi na to, że nie buduje właściwych relacji z dziećmi - przykład pierwszy z brzegu, żeby się potem nikt nie czepiał akurat tego) może wypływać z pobudek egositycznych (żona chce, żeby mąż więcej czasu spędzał z dziećmi, a ona miała trochę spokoju, bo jej się należy i już) albo z miłości do męża (żona chce, żeby mąż miał prawidłowe relacje z dziećmi, żeby dzieci miały lepsze warunki do rozwoju, żeby ich rodzina wzrastała we wzajemnej miłości, żeby wszyscy byli w tej rodzinie szczęśliwsi). Czy aby kluczem nie jest tu motywacja? Czy podejmuję dane działanie z egoizmu (miłości do siebie), czy z miłości do drugiej osoby i troski o nią (także o jej zbawienie)?
    Dlatego zgadzam się z tym, co pisze Dziweiecki, a jednocześnie buntuję się przeciwko argumentowi "muszę postawić na swoim". Bo to nie to samo, na moje wyczucie.
  • Tylko, że zwykle kobiety mają większą skłonność do poświęceń, co samo w sobie nie musi być złe ale może czasem prowadzić do chorych sytuacji i bycia wykorzystywanym.
  • Miałam okazję oglądać związek gdzie jedna strona dawała z siebie wszystko, druga niewiele. Nie widać tam było obupolnego szacunku.


    I nie zobaczy się go.
    Właśnie to jest błędna droga, wypaczanie drugiego człowieka oraz psucie obrazu małżeństwa w głowach dzieci.
    Bardzo dużo na ten temat mówi ks. Dziewiecki , są filmiki w internecie.
    Cały czas postuluje o stanowczość, zarówno w odniesieniu do trudnego współmałżonka, jak i do dzieci.
  • Tylko że u nas walka już się skończyła. Nawet z tego się wczoraj smialismy, jaki hardcore był na początku naszego małżeństwa, a teraz prawie sielanka Cud!


    To super, że wygraliście, gratuluję.
    Tylko, że Ty stanowczo zareagowałaś i to dość wcześnie.
    I nie miałaś oporów żeby wyjść od postawy "MNIE się dzieje krzywda", "JA, JA mam ciężko i źle".

    I bardzo dobrze. Bo to nie grzech.


  • @Katarzyna , postawa "muszę postawić na swoim" to jest przemoc psychiczna.
    I nie ma znaczenia kto ją generuje - czy mąż, czy żona, czy np. dorastające dziecko.
  • Te motywacje o których pisze Katarzyna chyba nie mozna i nie trzeba tak rozgraniczać i stawiać przeciw sobie. Małżeństwo to nie wrogowie ale ludzie którzy dążą do tego samego. A przykazanie miłości mówi:" Kochaj bliźniego swego jak siebie samego" Nie bardziej, nie ponad swoje siły, zapominając o swoich potrzebach. Jak współmałzonek nie rozumie to trzeba go uswiadomić na różne sposoby:)Niestety kto siebie nie szanuje nie jest szanowany przez innych. Kluczowy chyba jest wybór małżonka, bo później niewiele mozna zmienić(a jeśli już to na samym początku małżeństwa).
    Nie umiem sobie wyobrazić sytuacji w której mąż nie zajmuje się dziećmi i nic nie robi w domu, nie po to wychodziłam za mąż by brać balast na plecy dodatkowy, ale żeby razem było nam łatwiej i lepiej. I mężowi i mnie. Mąż powiedział kiedyś po różnych rozmawach z kolegami w pracy że nie ma tak najgorzej;) Ja się modliłam o dobrego męża to mam, on się nie modlił więc ma jak ma;)
  • przykazanie miłości mówi:" Kochaj bliźniego swego jak siebie samego" Nie bardziej, nie ponad swoje siły, zapominając o swoich potrzebach. Jak współmałzonek nie rozumie to trzeba go uswiadomić na różne sposoby:)Niestety kto siebie nie szanuje nie jest szanowany przez innych.

    @apolonia
    Sedno

    @Katarzyna
    Dla osoby która potrafi normalnie zaspokoić swoje elementarne potrzeby to co piszesz jest logiczne.
    Zas dla osób takich jak ja, które nigdy nie umiały o siebie zadbać a jedynie oczekiwały na spełnienie własnych zachcianek i mrzonek, absolutnie nie umiejących zachować zdrowej równowagi - nie jest wskazane
  • Ja tam uważam że najgorsza w małżeństwie jest rywalizacja. Bo wtedy kończy się partnerstwo. Reszta jest rzeczą drugorzędną. Zależną od predyspozycji i prererencji obu osób. Problem zaczyna się wtedy jak małżonkowie robią sobie konkurs na to kto jest lepszym rodzicem czy małżonkiem.
  • Albo kto jest gorszym
  • Na jedno wychodzi. Rzecz w tym że zamiast współpracować konkurują. A dzieci zamiast być dziećmi stają się często instrumentami tej walki.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.