Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Otwartość na życie

1212224262738

Komentarz

  • ela99 powiedział(a):
    Dobre maniery i ogłada nie zrekompensują parszywego charakteru.

    Najgorsza wersja to parszywy charakter plus brak manier i ogłady ;)

    Podziękowali 2ewaklara Katia
  • @Maciejka w punkt,  też uważam,  że każdy ma swoje granice,  które powinien znać i uwzględnić 
  • Najgorsza wersja to parszywy charakter plus brak manier i ogłady

    Takiego to przynajmniej szybko rozpracujesz i w żadne zażyłości nie wejdziesz.
  • a jak Ci się taki urodzi? ;)
    Podziękowali 2ewaklara Rejczel
  • A to możliwe z takich miłych rodziców ?, przynajmniej wychowaniem trochę skoryguję.
  • @Anawim - zupełnie o coś innego mi chodziło niż Ty wywnioskowałeś z mojego wpisu.
    Bez Boga i Jego Łaski przyjmując kolejne dzieci będziemy się unieszczęśliwiać, bądz jak kto woli, uszczęśliwiać na siłę. Tylko z Bogiem możemy ptzyjmować kolejne dzieci i być szczęśliwi,naprawdę szczęśliwi, bo przyjmujemy Jego Wolę i zgadzamy się na to aby przyjmować kolejne dzieci.  Albo jeszcze inaczej - tylko pełniąc Wolę Boga możemy być prawdziwie szczęśliwi.
    Czy teraz zrozumiale napisałam? (jakoś face to face inaczej da się pewne rzeczy wyłożyć, przez klawiaturę czasem mi nie idzie, żeby odbiorca mnie zrozumiał się muszę namęczyć ;) )
    Podziękowali 2Joannna Katia
  • @Malgorzata tyle,że te najważniejsze,kluczowe dla rozwoju lata spędza się w domu.
    Jak się schrzani fundamenty to niestety dom runie.
    To są lata,w ktorych nabywa się schematy zachowań i niesie się je przez cale życie.
    Już to tych lat nie da się cofnąć i nie da się zbyt dużo korygować tym bardziej im gorszy był start dziecka. Im gorsze wzorce,traktowanie małego czlowieka.
    Czasem to są takie zmiany,ktorych nic prócz cudu nie jest w stanie naprawić.
    Odpowiedzialność rodziców jest ogromna.
  • No ja cię,  piszecie o karierze, ja o służbie. A w odpowiedzi dostaje riposte, że trzeba ćwiczyć:) dla siebie. 


    @Maciejka, Z moich obserwacji wynika że brak dbałości o siebie jeśli w ogóle występuje,  to jest raczej problemem matek malodzietnych(do 4), takich, co to chcą być super matkami. Matki wielodzietne raczej nie mają tych problemów -wiedzą, że nimi są. Osobiście nie znam matki wielodzietnej, która zapomniałaby o sobie. To dla niej oczywiste że powinna być w miarę sprawna, by ogarnąć towarzystwo. Na forum to w ogóle większość matek wysportowana i spelniona.
  • Upraszczanie. Ogrom dorosłych decyzji zależy od wpływu rodziców na nas w wieku dorastania. I nie mówię tu o skrajnych przypadkach, wymagających terapii np dda, ale o potrzebie akceptacji, poczuciu własnej wartości, pewności siebie, gustu, umiejętności odróżniania dobra od zła. To ma wpływ na nasze decyzje, wszystkie. Nie chodzi o prosta przekładnie: ukradłam zegarek, bo mama mi nie kupiła, albo odrzuciłam faceta, bo boję się że skończę jak rodzice po rozwodzie.

    Co do ilości dzieci, to owszem, liczba ma znaczenie globalnie. Jednostkowo jest to bardzo krzywdzące dla tych, którzy niezależnie od siebie wielodzietni być nie.moga.
  • @Olgal,  no bez przesady.  Człowiek który chce z Boża pomocą może zmienić swoje życie,  bez względu na pochodzenie. Pan Bóg wszystko może. 

    I wcale nie jest gorszy od tych kulturalnych i wykształconych z dobrych domów. 

    Przeczytaj np. Silniejszego od nienawiści, Tima Guenarda.
    Podziękowali 1mamababcia
  • Pisałam, globalnie owszem,liczba dzieci ma znaczenie. Czy ktoś ma tu wgląd w historię wychowania, życia i rodziny i w sumienia tych 51%? My mamy robić swoje. Nie oceniać. I liczyć się z tym, że słowa ranią. Dawać świadectwo, dobre świadectwo. Raczej nie przez krytykę jednodziernych będziemy zbawieni. :)
  • Dorotak powiedział(a):
    Pisałam, globalnie owszem,liczba dzieci ma znaczenie. Czy ktoś ma tu wgląd w historię wychowania, życia i rodziny i w sumienia tych 51%? My mamy robić swoje. Nie oceniać. I liczyć się z tym, że słowa ranią. Dawać świadectwo, dobre świadectwo. Raczej nie przez krytykę jednodziernych będziemy zbawieni. :)
    Dorotak, pięknie to napisałaś, bardzo Ci dziękuję.
    Podziękowali 1Dorotak
  • @Elunia , śmiem twierdzić że to idzie dalej. Dzieci z nieprzepracowanymi relacjami i problemami dorastania w domu wychowują potem własne dzieci (lub jedno) i nie, wcale nie idzie to w dobrym kierunku. Kryzys wychowania rodzi kryzys wychowania. To się objawia od takich podstaw jak oddawanie dzieci do placówek, bo sami tam byliśmy całe dzieciństwo do właśnie tego zostawiania na starość rodziców bez opieki, o którym tu już była mowa. Rodzice mają wpływ.
    Podziękowali 1beatak
  • @Agnieszka82 ;
    jak to zwykle bywa z pisaniem przez Internety ;)

    Czyli Twoją wypowiedź rozumiem teraz tak:
    - są takie sytuacje, że nie chcesz by się urodziło kolejne dziecko (myśl, że urodzi się kolejne dziecko unieszczęśliwia Cię),
    - ale uważasz, że współżycie z chęcią uniknięcia poczęcia jest czynem wbrew woli Bożej (bo może Bóg miał plan, by się akurat dziecko poczęło),
    - myśl (poczucie), że pełnisz wolę Bożą jest ci milsza, niż myśl (poczucie), że unikniesz poczęcia; lub odwrotnie: niechęć jaką czujesz do sprzeciwienia się woli Bożej jest większa niż niechęć jaką czujesz w odniesieniu do powiększenia rodziny.

    Ja osobiście tak tego nie przeżywam.
    Nie wierzę, że Bóg kreśli nieskuteczne plany typu: "fajnie jakby Państwo X współżyli wtedy, to bym im dał dzieciaka; no i pokrzyżowali moje plany, bo chłop poszedł z kolegami na piwo / bo nie chcą dzieciaka, więc nie współżyli wtedy". 
    Do mnie przemawiają argumenty z natury: najnormalniejszą  w świecie rzeczą dla kobiety jest rodzić dzieci a dla mężczyzny być ojcem. A żyjemy w czasach gdzie kultura kompletnie wypacza te naturalne instynkty. Traktowanie kolejnych dzieci w małżeństwie jako naturalnej kolei rzeczy jest zdrowe.

    Tylko, że nagle cała "nienaturalność" naszych czasów nie znika, gdy zacznę się spontanicznie rozmnażać. Dalej mam w sobie bagaż doświadczeń/wychowania/kultury anty. Dalej otoczenie jest wrogie. Dalej nie ma solidarności z innymi rodzinami, bo kobiety siedzą w pracy, a dzieciaki są w żłobku/przedszkolu. Dalej kobiety zostają same z wychowaniem, skoro mężowie muszą spędzić więcej czasu w pracy itd.

    Dlatego spokojnie próbuję dostosować swoje życie do wymogów życia rodzinnego. Lub innymi słowy - pracuję nad tym, by być dobrym mężem i rodzicem. Wierzę, że to jest moje miejsce i tu mogę być szczęśliwy, więc dążę do tego, by tak było. I mi wychodzi, że aby moja rodzina była szczęśliwa, to zdałoby się jeszcze, daj Bóg, urodzić kolejne dzieci.
    Podziękowali 1Milagro
  • Owszem, ostatnio bardzo często krytykuje się moja malo-wielodzietnosc, szczególnie w kontekście mojego wieku. Zareagowałam tylko raz, jak porównano mnie do 16letniej Rumunki :)
    Może i te uwagi zaczynają mnie męczyć, ale wiesz, co widzę? Ci ludzie naprawdę nie mieli szczęścia spotkać na swojej drodze ludzi czekających na kolejne (nie pierwsze i drugie) dziecko z zaufaniem i radością. I ta postawa jest im tak obca, że z reguly, kiedy ją bez ataku a z radością zwerbalizuje, to zostaje im tylko opad szczęki. Nie trzeba pyskować.
    Podziękowali 3beatak kasha Katia
  • Monira powiedział(a):
    @Olgal,  no bez przesady.  Człowiek który chce z Boża pomocą może zmienić swoje życie,  bez względu na pochodzenie. Pan Bóg wszystko może. 

    I wcale nie jest gorszy od tych kulturalnych i wykształconych z dobrych domów. 

    Przeczytaj np. Silniejszego od nienawiści, Tima Guenarda.
    Oczywiście,to chcialam napisać :smiley: 
    Chodziło mi o to,że rodzice są odpowiedzialni za to w jakie "narzędzia" dzieci wyposażą,a nie za to co dzieci z tymi "narzedziami" zrobią.
    Jak ktoś bedzie miał te "narzędzia" marne to o wiele wiecej wysiłku bedzie musiał włożyć aby sobie życie "wyrzeźbić". I nie myślę tutaj o pieniądzach,szkołach,korepetycjach itp. ale raczej o zdolności budowania relacji,postrzeganiu siebie,innych,jakimś kręgosłupie moralnym,zdolnością podejmowania i przestrzegania zasad itd.
     Oczywiście za to czy coś zrobi,osiagnie czy też bedzie leżał i pachniał (albo tylko leżał) on sam ponosi odpowiedzialność.

    Inna rzecz,że są takie patologie (nie piszę o normalnych rodzinach, rodzicach),że potem czlowiek idzie w życie tak pokaleczony iż nie jest w stanie nic z tym zrobić zrobić.
    Czyli jest możliwe zrąbanie komuś życia.
    Tak jak odpowiedzalny jest kierowca,ktory powodując wypadek sprawi,że inna osoba jest sparaliżowana,w śpiączce.
    Podobnie,jeśli chodzi o psychikę-złe dzieciństwo może zniszczyć całe życie.
    A na pewno ma na jego jakość ogromny wpływ.
    Podziękowali 1mamaw
  • @Anawim ja jakoś inaczej @Agnieszka82 odebrałam... dzięki wierze zmienia się myślenie i podejście ogólnie do wielu aspektów życia, też do kwestii przyjmowania kolejnych dzieci. Z wiarą dzieci stają się darem i źródłem szczęścia, bez wiary dla niektórych też mogą być, ale niekoniecznie, mogą być tylko powodem zmęczenia i podobnych negatywnych odczuć. Ja w wypowiedziach @Agnieszka82 nie widzę elementu że teraz mając wiarę i świadomość łaski Bożej myśl o przyjmowaniu kolejnych dzieci by ją unieszczęśliwiła. 
    Piszę z tel, więc tak skrótowo, ale mam nadzieję że w miarę udało mi się ująć co miałam na myśli
    Podziękowali 2Agnieszka82 Coralgol
  • @Anawim - no nie rozumiemy sie :)

    Ty caly czas piszesz od strony ludzkiej a ja patrzę jak to widac ze strony wiary.

    nie rozumiem co to znaczy rozmnażać sie spontanicznie???? Matko, jakas niedouczona jestem.

    zdaje mi sie ze Ty musisz miec wszystko rozłożone na czynniki pierwsze tak aby kazda czesc byla zrozumiala tak po ludzku. A tak się nie da, zdaje mi sie ze zbyt filozujesz :)

    Podziękowali 1Wela
  • Piszecie tak, jakby rodzina w Polsce była jakąś patologią niesamowitą. Rodzice są ludźmi i popełniają błędy. Te błędy bardzo rzadko wynikają z działania umyślnego na szkodę dziecka. Ludzie mają różne wartości i nimi się kierują także w wychowywaniu dzieci. Nie dla wszystkich wartością jest wysokie wykształcenie i inwestowanie w dzieci niewiadomo na jaką skalę. Także metody wychowania są jakby nie spojrzeć rozmaite i każdy ma własne, dostosowane do własnych dzieci. Jeśli się ma pretensje do rodziców jako osoba dorosła i tkwi się w nich przez całe życie i ich się wini za podejmowane wybory to jest to bardzo niedojrzałe. Proponuję nie patrzeć na to w kategorii winy rodziców. Oni zazwyczaj myśleli że robią dobrze. Można popatrzeć na to jako na fakt jaki zaistniał a dokształcić się, nauczyć czegoś nowego można zawsze. Życie nie kończy się w momencie startu w dorosłość. Mamy wpływ na swoje życie zawsze. Kwestia leży w chceniu a nie narzekaniu.
    Natomiast nie uważam że inwestowanie w jedynaka zamiast rodzenia kolejnych dzieci i wychowywania ich na odpowiedzialnych za siebie ludzi jest czyms lepszym. Tak łatwo chcecie oddać Europę i jej wartości innym kulturom? Przecież żeby nastąpiła prosta zastępowalność pokoleń dzieci powinna być minimum trójka w rodzinie.
    I nie czepiam się ludzi którzy z rozmaitych powodów nie mogą mieć więcej niż jedno\dwoje dzieci, tylko w wielu przypadkach nie chcą, bo im się wartości poprzestawiały.
    Podziękowali 2wiesia Katia
  • Odrobinka powiedział(a):
    Piszecie tak, jakby rodzina w Polsce była jakąś patologią niesamowitą. Rodzice są ludźmi i popełniają błędy. Te błędy bardzo rzadko wynikają z działania umyślnego na szkodę dziecka. Ludzie mają różne wartości i nimi się kierują także w wychowywaniu dzieci. Nie dla wszystkich wartością jest wysokie wykształcenie i inwestowanie w dzieci niewiadomo na jaką skalę. Także metody wychowania są jakby nie spojrzeć rozmaite i każdy ma własne, dostosowane do własnych dzieci. Jeśli się ma pretensje do rodziców jako osoba dorosła i tkwi się w nich przez całe życie i ich się wini za podejmowane wybory to jest to bardzo niedojrzałe. Proponuję nie patrzeć na to w kategorii winy rodziców. Oni zazwyczaj myśleli że robią dobrze. Można popatrzeć na to jako na fakt jaki zaistniał a dokształcić się, nauczyć czegoś nowego można zawsze. Życie nie kończy się w momencie startu w dorosłość. Mamy wpływ na swoje życie zawsze. Kwestia leży w chceniu a nie narzekaniu.
    Natomiast nie uważam że inwestowanie w jedynaka zamiast rodzenia kolejnych dzieci i wychowywania ich na odpowiedzialnych za siebie ludzi jest czyms lepszym. Tak łatwo chcecie oddać Europę i jej wartości innym kulturom? Przecież żeby nastąpiła prosta zastępowalność pokoleń dzieci powinna być minimum trójka w rodzinie.
    I nie czepiam się ludzi którzy z rozmaitych powodów nie mogą mieć więcej niż jedno\dwoje dzieci, tylko w wielu przypadkach nie chcą, bo im się wartości poprzestawiały.
    Skąd to wiesz, rozmawiałaś z nimi?
  • Tak. Dużo osób mi się tłumaczy kiedy mnie widzi z sześciorgiem dzieci. I to są tłumaczenia pod tytułem a mnie jest dobrze z dwójką i więcej nie chcemy. Albo właśnie chcemy dobrze wykształcić jedynaka i dlategho nie będziemy mieć więcej dzieci.
  • @Agnieszka82 ;
    No już taką mam naturę... ludzką ;) 

    Spoko, nie cisnę. Lubię po prostu dokopywać się do faktycznych motywacji ludzkich. Zwykle są zdecydowanie bardziej inspirujące (lub demotywujące), niż to, co jest zawarte w słownych deklaracjach.
    Podziękowali 2kluska Agnieszka82
  • edytowano maja 2017
    beatak powiedział(a):
    Odrobinka powiedział(a):
    Piszecie tak, jakby rodzina w Polsce była jakąś patologią niesamowitą. Rodzice są ludźmi i popełniają błędy. Te błędy bardzo rzadko wynikają z działania umyślnego na szkodę dziecka. Ludzie mają różne wartości i nimi się kierują także w wychowywaniu dzieci. Nie dla wszystkich wartością jest wysokie wykształcenie i inwestowanie w dzieci niewiadomo na jaką skalę. Także metody wychowania są jakby nie spojrzeć rozmaite i każdy ma własne, dostosowane do własnych dzieci. Jeśli się ma pretensje do rodziców jako osoba dorosła i tkwi się w nich przez całe życie i ich się wini za podejmowane wybory to jest to bardzo niedojrzałe. Proponuję nie patrzeć na to w kategorii winy rodziców. Oni zazwyczaj myśleli że robią dobrze. Można popatrzeć na to jako na fakt jaki zaistniał a dokształcić się, nauczyć czegoś nowego można zawsze. Życie nie kończy się w momencie startu w dorosłość. Mamy wpływ na swoje życie zawsze. Kwestia leży w chceniu a nie narzekaniu.
    Natomiast nie uważam że inwestowanie w jedynaka zamiast rodzenia kolejnych dzieci i wychowywania ich na odpowiedzialnych za siebie ludzi jest czyms lepszym. Tak łatwo chcecie oddać Europę i jej wartości innym kulturom? Przecież żeby nastąpiła prosta zastępowalność pokoleń dzieci powinna być minimum trójka w rodzinie.
    I nie czepiam się ludzi którzy z rozmaitych powodów nie mogą mieć więcej niż jedno\dwoje dzieci, tylko w wielu przypadkach nie chcą, bo im się wartości poprzestawiały.
    Skąd to wiesz, rozmawiałaś z nimi?
    ja znam wiele takich małżeństw które otwarcie mówią, że więcej już nie chcą. Ci co nie mogą zwykle mają jakiś żal w sobie z tego powodu a przynajmniej pragnienie żeby dzieci było więcej i to też wychodzi w rozmawiać. Jakiś czas temu rozmawiałam z matką 13 letniej jedynaczki, powiedziała, my mamy niestety tylko jedno dziecko i już więcej nie będzie (jednoznacznie był ten niewypowiedziany żal, że tylko jedno).

    Od innych znajomych słyszałam (od rożnych nie od jednych) - zrealizowaliśmy nasz obowiązek i mamy parkę, żądnych dzieci więcej już nie będzie, dwóje stanowczo wystarczy itp.

    Tak więc nie trzeba specjalnie pytac jak się kogoś zna trochę bardziej niż z ulicy i o dzieciach gada to zwykle to wychodzi wypowiedzianie lub nie.


    Podziękowali 3Skatarzyna Odrobinka wiesia
  • beatak powiedział(a):
    Odrobinka: I nie czepiam się ludzi którzy z rozmaitych powodów nie mogą mieć więcej niż jedno\dwoje dzieci, tylko w wielu przypadkach nie chcą, bo im się wartości poprzestawiały.
    Skąd to wiesz, rozmawiałaś z nimi?
    @beatak tak, zawodowo zajmuję się m. in. takimi badaniami. Nie pamiętam danych liczbowych (chyba  w diagnozie społecznej u Czapińskiego można by szukać). Natomiast fakt, że istnieje grupa ludzi, która poprzestaje na 1-2 dzieciach, ponieważ w czasie podejmowania decyzji mają inne priorytety, a potem są konsekwentni lub też już nie udaje się/nie ma możliwości, jest poza dyskusją badaczy.
    Wśród tych, których czas minął jest też mierzalna (chociaż nie liczna) grupa takich, którzy deklarują żal z powodu przeszłych decyzji.
    Podziękowali 2E.milia Monika73
  • Moje niegdysiejsze koleżanki, które np. czasem spotykam u siostry, mają jak ona i najczęściej jedno dziecko i bardzo mi współczują braku wolności, bo one już tak fajnie mają, dziecko odchowane, a ja ciągle w pieluchach, każda z nich bo TAK WYBRAŁA, a jest ich kilka. I nie jest to kwestia Warszawy, gdy spotykam znajomych z czasów szkolnych w G. mówią to samo!
  • No, Anawim, moja motywacja w sumie rzeczywiscie jest taka, ze manie dzieci jest normalne, dla mnie i dla Metera, wiec je mamy i juz. No taka zwykla kolej rzeczy. Czas rodzenia, ktory minie. 
  • IdaIda
    edytowano maja 2017
    .
  • @Elunia Tak mają. Tylko wyczułam że należy się z tego podnosić bo bardzo nas krzywdzą ci nasi rodzice. Poza tym w nowej rodzinie łączą się jakby dwa domy, dwie rodziny itp i wtedy już ten wpływ nie jest taki oczywisty. No chyba że faktycznie masz na myśli jakąś patologię, niekoniecznie tą z marginesu.

  • Bardzo opacznie zrozumialas @Monira moj wpis. Cwiczenia byly tylko metafora: trzeba czasem miec troche zdrowego egoizmu w sobie, zeby lepiej sluzyc. Czasem ten “egoizm“ bedzie wlasnie zaprzestaniem rodzenia kolejnych dzieci, bo czasem sil fizycznych albo psychicznych brak i kazdy sam najlepiej potrafi ocenic swoja sytuacje w tym wzgledzie, nie otoczenie.

  • Ja jeszcze tak gwoli uzupełnienia.
    Wg mnie te dobre maniery i ogłada są ważne, ale ja nie mam na myśli umiejętności jedzenia nożem i widelcem, wiedzy jaki kieliszek służy do szampana, a jaki do wina czerwonego wytrawnego, ani też tego czy dżentelmen nosi przy sobie chusteczkę.

    Mnie chodzi o całkiem inne przykłady: jak uczyłam się w liceum, to w naszej humanistycznej klasie było tylko kilku chłopców i żaden nie usiadł w towarzystwie dziewczyn, jeśli krzeseł było mało w jakimś pomieszczeniu; zawsze czekali  przed drzwiami aż wszystkie dziewczyny wejdą do klasy pierwsze; nie używali przy nas wulgarnych słów, to było nie do pomyślenia..., nie odpowiadali nam gburowatym tonem.
    Pamiętam, jak na przerwie koledzy siedzieli w klasie i kiedy podeszłyśmy do któregoś z jakąś sprawą - to zaraz wstawał na równe nogi, bo nie będzie rozmawiał z dziewczyną na siedząco, kiedy ona przed nim stoi. To była norma i oczywistość.

    Chodzi mi o takiego typu przykłady, jak np. ustępowanie miejsca starszym w tramwaju, czy życzliwość i grzeczny ton w urzędzie, w sklepie, w przychodni, w ogóle w miejscu pracy.

    Zresztą, kiedyś w katolickiej prasie czytałam, że savoir-vivre wyrósł na bazie kultury chrześcijańskiej, jako katolicki sposób regulowania relacji międzyludzkich. Taka chrześcijańska grzeczność po prostu, mająca swój początek w miłości bliźniego, we wrażliwości na drugą osobę.

    Popatrzcie, że TYLKO w naszej kulturze kobieta była wyniesiona tak wysoko, była damą, której (jak to mnie uczono w liceum) średniowieczni rycerze całowali z czcią rąbek jej szaty. Tylko w chrześcijaństwie takie rzeczy...
    Szkoda to zatracać nie ucząc chłopców dobrych manier i szacunku dla kobiety.
    Jestem przekonana, że kobiety dobrze i z szacunkiem traktowane przez mężczyzn będą automatycznie milsze i bardziej kobiece wobec nich. I będą się starały tego szacunku nie utracić.
    No i jestem też przekonana, że dobrze i z szacunkiem traktowane kobiety, mające kulturalnych i dojrzałych mężów z większą chęcią pomyślą o kilkorgu dzieciach, zamiast o jednym.

    Zresztą ... mówcie sobie co chcecie, ja mojego jedynego syna, którego Pan Bóg nam dał, zamierzam wychować DLA PRZYSZŁEJ ŻONY i to tak, żebym wreszcie mogła zobaczyć spełnioną, szczęśliwą i kwitnącą kobietę u boku odpowiedzialnego mężczyzny-przyjaciela, bo zbyt dużo w życiu widziałam takich sobie mężczyzn i zgaszonych, smutnych żon.
    Modlę się, żeby mi się to wychowanie udało. Zwłaszcza Matkę Najświętszą proszę o tę pomoc.
    I uważam, że matki mogą bardzo dużo zrobić w zakresie wychowania synów właśnie. Mój mąż spełnia swoje ojcowskie zadania, wychowuje naszego syna po męsku, bierze go na treningi, na polowania, uczy ciężkiej pracy, a ja mam za zadanie uwrażliwić go na drugiego człowieka a zwłaszcza nauczyć go dobrego traktowania dziewczyn i kobiet.
    I służby. Tak, macie rację - służby drugiemu.
    Ja tak pojmuję dobre maniery i ogładę.

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.