Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Otwartość na życie

1202123252638

Komentarz

  • kowalka powiedział(a):
    Ale teraz bedziemy skrecac w strone wychowania z tej wielo czy mało dzietnosci? 
    Sprawa w teorii jest prosta- trzeba nauczyc dzieci pracowac nad rozwojem cnot, a wykorzenianiem wad. Jak nie ma pracy nad cnota, wyrosnie wada, szybko i przemyslnie jak perz. Czy to w malej, czy wiekszej rodzinie.
    Ale jak wychowywac w cnotach, to juz watki byly.

    Moja kolezanka, ktora przyjechała na studia z malej miejscowosci, mająca większą rodzinę powtarzala nie raz: mam dwie ręce, umiem pracować, na pewno sobie poradzę. I patrzac na jej animusz i optymizm nikt w to nie wstąpił. Jasno mowila, ze w pakiet 'zaradnosc/pracowitosc' wyposazyli ja i jej rodzenstwo rodzice.



    Dokładnie. Czyli wychowanie klasyczne się kłania. :smile:
    Książki pana Dariusza Zalewskiego bardzo przydatne :smile: 


  • Literatury to jest sporo. 
    W teorii wszyscy mocni jestesmy, tylko z praktyka krucho.

    Jak w życiu. 
    Jak i z innymi tematami...


  • E no, czemu zaraz tak pesymistycznie?
    To działa! :)

  • @Ida, kobiete po trzydziestce trzeba wspierac? Nie trzeba corek uczyc przedsiebiorczosci? A to ciekawe. Wszystko jedno, czy corka bedzie zona, samotna kobieta, czy zakonnica, w kazdej z tych rol przedsiebiorczosc jest jak najbardziej porzadana cecha.
    Tylko tego wlasnie chyba nie da sie nauczyc, to troche cecha osobnicza. Pewnie, ze moge nauczyc pracowitosci i takie dziecko bedzie w przyszlosci potrafilo samo sie utrzymac nie wyciagajac reki do innych ludzi tudziez instytucji, ale kariery wielkiej moze juz nie zrobi.
  • IdaIda
    edytowano maja 2017
    @Maciejka

    Maciejka, raczej mam na myśli to, że inaczej powinno się traktować córki, a inaczej synów.
    I nie chodzi mi o to, żeby córce dać wszystko, a synowi nic, wyłącznie córce pomagać, a np. o dzieciach syna zapomnieć. To jest po prostu niesprawiedliwość.
    Ale jednak córka powinna dostać tego wsparcia więcej, tak uważam...
    Podziękowali 2Malena Rejczel
  • A po co kariera?
    Podziękowali 1Bridget

  • Nie, nie chodzi o karierę, tylko o życie z sensem.
    W takich okolicznościach, w jakich nas los postawi.
    Czasem jest to pieczołowite wychowanie jedynaczki i rezygnacja z pracy, czasem wychowanie kilkorga dzieci, a czasem kariera zawodowa.

    Podziękowali 1Rogalikowa
  • Sens, to już każde dziecko musi sobie samo znaleźć, wypracować, odnaleźć, zinternalizować.
  • Sens zycia rozpoznac mozna właściwie (w sensie: prawidlowo) tylko na kolanach. Czyli na modlitwie. A wlasciwie, jako ludzie o ochrzczeni, sens juz mamy, wiec raczej chodzi o rozpoznanie wlasciwej dla nas drogi do Nieba.
    Tylko to, co nas w zyciu przybliża do Nieba ma sens. Co nas oddala, trzeba odrzucic, bo szkoda czasu. 
    A ze mamy silną tendencje do wybierania własnych ścieżek, a nie 'co chcesz, Panie, abym czynil?', to potem to i owo boli, a najbardziej nasza zraniona duma. Bo my tak pieknie sobie zaplanowaliśmy i wykonalismy. A tu du.ma blada!
  • I  skoro my, dorośli, choc w teorii wiemy, jak ten sens znajdowac, to mamy uczyc tego nasze dzieci.
  • Ja mysle, ze talenty sa juz duza podpowiedzia w ktora strone w zyciu nalezy isc. To tez jakas wielka zagadka nie jest zazwyczaj. 
  • Bez sensu dla mnie jest gadanie o karierze. 
    Chciałbym żeby dzieci pojmowaly życie w kategoriach służby.  I tego chcę ich nauczyć.  Ministrantura, harcerstwo są ważniejsze na tym etapie dla nas inne dziedziny.  Choć dzieci uczą się bdb, i wszystkie chodzą dodatkowo do SM.
  • Kariera moim zdaniem nie może być celem, jedynie produktem ubocznym.
  • No nie, rodzenie  dzieci to właśnie służba. 
  • Nikt ci nie powie że robisz karierę rodzac dzieci i wychowując je:)
  • edytowano maja 2017
    To skupienie na sobie (stale, bardziej lub mniej zamaskowane), czyli pycha, która umiera 24 h po nas, to prezent po wypędzeniu z raju ;), niezależnie od dzietności rodziny
    Nie ominie nas, więc tym bardziej trzeba "na kolanach", z rozpoznawaniem drogi dzień po dniu. 

    O duchu służby @Monira mnie wyprzedziła - w większej rodzinie łatwiej do praktykować. 
    Szczególnie rodzicom.

    @Ida, pytasz, co tak pesymistycznie?
    To nie pesymizm, to realizm. Jak nam więcej dzieci podrosło, to się okazało bardzo mocno, że między teorią a praktyką jest jeszcze wolność osobista każdej jednostki, także tej małoletniej (plus w wyolbrzymieniu - nasze własne słabości). I jedna jednostka " z natury" jest bardziej chętna do współpracy, a z inną to tylko włosy rwać. Teoretycznie (z literatury np.) wiemy, że kiedyś powinno zadziałać, ale nasz trud "z dzisiaj" nie pozwala na hip-hip-hura, raczej na bardzo krytyczne spojrzenie na siebie w lustrze.

    A skąd Twój optymizm wypływa? 

    ....................................................................................................................................

    Ja jeszcze wrócę do artykułu i postrzegania wielodzietnych rodzin. 
    Jestem bardzo ciekawa, w którym momencie naszych dziejów (Polska) "przeskoczyło" w głowach -  że duża rodzina to dziwactwo, a dzieci trzeba się wystrzegać, jak jakiejś plagi. Czy to tylko opóźniony efekt tabletki anty-  i generalnie swobody obyczajowej, oddzielającej kreację od rekreacji (w seksie), co "przyszła z Zachodu", plus dobrobyt? 
     
    Rozważania w tym wątku, i w podobnych zawsze gdzieś się zapędzają w sytuacje, gdy dzieci już są i wtedy się rozpoznaje, co dalej - mniej, lub bardziej udolnie.

    Ale czemu już wcześniej jest, jak jest? 

    (oprócz ogólnego faktu, że diabłu rodzina bardzo się nie podoba, i będzie wszelkimi sposobami próbował w nią uderzać.) 


    Patrząc na pokolenia wojenne i powojenne, kiedy było naprawdę, obiektywnie, ciężko - to nigdy tam się nie powinny pojawić dzieci, bo nieroztropnie.

    I jeszcze z jednej strony - wydaje mi się, że jesteśmy, jako pokolenie dosyć wypieszczeni i wychuchani, i ciężko nam się zebrać, żeby dawać sobie mniej (osobista i rodzinna praktyka ducha ubóstwa), co prowadzi (duch ubóstwa) właśnie do  do służby innym i męstwa.

    k.










  • Monira powiedział(a):
    Nikt ci nie powie że robisz karierę rodzac dzieci i wychowując je:)
    Ja ostatnio usłyszałam od znajomego księdza że wychowywanie dzieci to najpiękniejsza kariera dla kobiety :wink: 
    Podziękowali 3lidia2 zbyszek AgaMaria
  • Z ta dostepnoscia aborcji chyba cos jest na rzeczy. 
    Podziękowali 1asiao
  • We Francji, z tego co czytalam - ale z pierwszej reki nie wiem - duze rodziny czeste sa wsrod arystokracji, wiec duzo dzieci moze oznaczac wysoki status spoleczny. 
  • Tak Marcelina. Moja siostra sprzątała w bogatej dzielnicy Paryża i tam mówiła co rok prorok
    Podziękowali 2zbyszek AgaMaria
  • @Marcelina Francja najwięcej w UE przeznacza na politykę rodzinną, przy czym dużą część na różnorodną instytucjonalizacji opieki nad dziećmi. Kilka lat temu Michał Kot z Michałem Czarnikiem i odrobinę mną wypuścił raport Fundacji Republikańskiej z porównaniem polityk na ten temat w Unii.
    Z mojej wiedzy wynika, że we Francji większą liczbę dzieci mają klasy wyższa i niższa. Mniej liczne rodziny ma klasa średnia.
    Do tego przodują religijni muzułmanie i katolicy (których we Francji jest trochę, mało jest letnich).
  • Jan Tombiński wspominał, że jako ambasadora RP w Paryżu z siedmiorgiem dzieci przywitano go mało dyplomatycznie Vous etes catholic ou alcoholic? Odpowiedział: Tous les deux. Mogłem coś pokręcić w zapisie, bo cokolwiek mówię, ale nie piszę po francusku.
    Podziękowali 3Natalia AgaMaria Katia
  • I jeszcze @Ida kwestia deklasacji.
    Równy status wykształcenia i majątku nie stanowi jeszcze o przynależności do jednej klasy. Moi rodzice byli po równo wykształceni i ubodzy jak się pobierali, a jednak część rodziny mamy traktowała jej małżeństwo jako mezalians.
    Siatkę kontaktów, kulturę nadrobić dużo trudniej niż majątek. Choćby losy Wokulskiego nieźle to ilustrują.
  • jan_u powiedział(a):
    I jeszcze @Ida kwestia deklasacji.
    Równy status wykształcenia i majątku nie stanowi jeszcze o przynależności do jednej klasy. Moi rodzice byli po równo wykształceni i ubodzy jak się pobierali, a jednak część rodziny mamy traktowała jej małżeństwo jako mezalians.
    Siatkę kontaktów, kulturę nadrobić dużo trudniej niż majątek. Choćby losy Wokulskiego nieźle to ilustrują.


    Dokładnie, kulturę nadrobić dużo trudniej niż majątek.
    A nawet trudniej ją nadrobić niż wykształcenie.
    Pewne rzeczy wynosi się z domu, po prostu.
    U mnie w rodzinie o takich magistrach czy doktorach habilitowanych, którzy mieli trudności z przyswojeniem pewnego poziomu kultury, mawiało się: "wykształcony cham".
    Gburowatość i brak odpowiednich manier były szczególnie nisko oceniane w mojej rodzinie, natomiast nigdy nie imponował nam wysoki status majątkowy kogokolwiek.
    Choć nie twierdzę, że pieniądze nie są ważne. Są. Ale zależy jak kto je używa.
    Jedni ludzie ugrzęźli w kulcie rzeczy materialnych i chciwie budują swoje osobiste "imperia", na swoją miarę, zaś inni korzystają z pieniędzy inwestując w rozwój intelektu i osobowości swoich dzieci - i to mi się bardzo podoba.

  • Agnieszka82 powiedział(a):
    edit: ale jeszcze mi taka myśl wpadła - bo w tym uszcześliwianiu bądź unieszczęśliwianiu się przez wielodzietność - jeśli patrzymy na wielodzietność i na kolejne dzieci to przyjmując kolejne będziemy się unieszczęśliwiać i przyjmować na siłę. Tylko w obliczu zbawienia i  mając w perspektywie Niebo możemy być w tej wielodzietności szczęśliwi naprawdę.

    A to mnie zaciekawiło. Nie rozumiem. Chodzi Ci o to, że przyjmowanie kolejnych (5th, 6th itd.) dziecka Cię unieszczęśliwiało, ale uważasz, że dzięki temu dostaniesz się do Nieba, więc warto było podjąć ten trud?
    A jakbyś wtedy unikała poczęcia, to uważasz, że byś za to do Piekła poszła?
  • Można być też bardzo dobrze wykształconym , piekielnie inteligentnym, a życie głupio zmarnować, goniąc za tym, co mało warte, a gardząc tym, co naprawdę w życiu cenne. Różnie bywa. Mądrość życiowa nie jest równoznaczna z inteligencją i wykształceniem. 
  • @Natalia przed zmarnowaniem życia małodzietność nie chroni. @Ida pisała o zagrożeniu (obawie przed) utratą statusu społeczno-ekonomicznego ze względu na trudniejsze warunki materialne wielodzietnej rodziny.
  • @jan_u ;Jasne. To była tylko mała dygresja. 
  • Jeszcze dodam cos do sluzby, o ktorej wczesmiej tu bylo. Zeby dobrze sluzyc trzeba najpierw o siebie zadbac. Bo przemeczony lekarz tez zrobi blad, a przemeczona matka np. nakrzyczy bez sensu na dzieci. Troche zdrowego "egoizmu" jest jak najbardziej potrzebne i kazdy sam musi ocenic, gdzie jest jego granica wytrzymalosci, bo mozna przehojrakowac.

    Taki przyklad dam: zapisalam sie na gimnastyki, ale nie chodzilam, no bo moze wlasnie egoistycznie to tak sie relaksowac, a meza z dziecmi zostawiac. Do czasu bylo dobrze, az kregoslup nie wytrzymal i zastrajkowal. Maz tydzien mial na glowie cala rodzine, bo ruszyc sie nie moglam, wiec bilans srednio dobry z tego poswiecenia wyszedl. No i tylko mi plecy siadly, chociaz pracuje o polowe mniej niz np. innlil ludzie w moim biurze, ktorzy tez sie nie gimnastykuja. Oni moga, a ja nie, po prostu. Argumenty typu "dasz rade, tylko sprobuj" tez niewiele pomoga.


    Podziękowali 4aqq Malena apolonia Rejczel
  • Dobre maniery i ogłada nie zrekompensują parszywego charakteru.
    Podziękowali 1Ida
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.