To ja byłam w szoku, jak się dowiedziałam, że młode mamy są tak zdziwione uciążliwościami życia z małym dzieckiem, że proszą lekarzy i leki. Coś na sen dla dziecka, bo trudno usypia i budzi się w nocy, albo na uspokojenie, bo mama nie nadąża na dworze za żwawym dwulatkiem. Z kilku stron już o tym słyszałam. Na szczęście lekarz był mądrzejszy.
@andora, jesteśmy w podobnym wieku i z tego co pamiętam z tego samego miasta. Znam sporo osób ,co dostalo mieszkanie i coś na start ,ale utrzymywanie 30 latków przez rodziców? !! Tego jeszcze nie widziałam
Moze tez być tak ze sie nie przyznają. Nie pisze tez o utrzymywaniu bo Ci ludIe utrzymaliby sie sami. Tutaj jest bardziej mowa o "dokładaniu" żeby zycie było dalej mlekiem i miodem płynące. Zresztą nie zaprzeczam tez ze mam pewnie specyficznych znajomych.
@andora, jesteśmy w podobnym wieku i z tego co pamiętam z tego samego miasta. Znam sporo osób ,co dostalo mieszkanie i coś na start ,ale utrzymywanie 30 latków przez rodziców? !! Tego jeszcze nie widziałam
Moze tez być tak ze sie nie przyznają. Nie pisze tez o utrzymywaniu bo Ci ludIe utrzymaliby sie sami. Tutaj jest bardziej mowa o "dokładaniu" żeby zycie było dalej mlekiem i miodem płynące. Zresztą nie zaprzeczam tez ze mam pewnie specyficznych znajomych.
No, normą to chyba nie jest Poza tym ,mnie się wydaje, że nasze pokolenie, to raczej nie było pokolenie jedynakow...
Bym miała wiele "dziwnych" historii do opowiedzenia, ale to otwarte forum, więc zaniecham, a jednak pasożytów na rodzicach znam więcej niż bym chciała.
To ja byłam w szoku, jak się dowiedziałam, że młode mamy są tak zdziwione uciążliwościami życia z małym dzieckiem, że proszą lekarzy i leki. Coś na sen dla dziecka, bo trudno usypia i budzi się w nocy, albo na uspokojenie, bo mama nie nadąża na dworze za żwawym dwulatkiem. Z kilku stron już o tym słyszałam. Na szczęście lekarz był mądrzejszy.
Ale jakie rzeczy? nie znasz trzydziestoletnich dzidziusiów? Są.
@andora opisuje to jako nagminne.Ja serio nie wiem skąd wy znacie tyle zrytych typów ludzkich.Nikt mnie nie pyta o antykoncepcję, nikt mi się nie zwierzał o aborcji, nie znam 30 latków utrzymywanych przez rodziców.
Az sie zastanowiłam. I potrzymuje. To jest zdecydowana większość. W poprzednich postach pisałam, jedynacy i dzieci z rodzin gdzie była 2 ale z bardzo zamożnych domów. I tak jak analizuje mój rocznik z LO, 100 osób, ro jedna rodzina była wielodzietna (5) i 2 były z trojka dzieci, reszta 1 max 2.
Też znam takich żyjących z rodziców, rodzice happy bo wciąż mogą opiekować się dziećmi i "przecież muszą pomóc" a dzieciom jakby się należało, a dlaczego nie, ale o co chodzi!
Niby ich sprawa, ale z dzieci rosną dorośli wymagający obsługi, ciężko z takim małżonkiem żyć! Mój syn nazywa to szlacheckim wychowaniem, tylko do obsługi
Ja podobny rocznik, jak @andora i jak dobrze pamiętam z mojego liceum to też raczej byli ludzie z rodzin jedno-dwudzietnych, ale raczej z przewagą dwudzietnych. Choć odsetek osób z rodzin z liczbą dzieci 3 i więcej był troszkę większy
@Aga85 ja też. Nawet mojego rocznika nie pamiętam. Ani z jakich rodzin czy wielo czy niewielo. Wtedy o niewielu z klasy moglabym powiedzieć,że znam ich sytuację finansową,kto co im sponsoruje,co robią rodzice. Tym bardziej teraz kiedy mam stały kontalt z jedną przyjaciółką,a resztę widzialam kilka lat temu na zjeździe klasowym i nie rozmawialiśmy w ogole na takie tematy.Raczej szkolne czasy wspominaliśmy. Coś tam o mężach,dzieciach,pracach,ale niewiele.
74, większość rówieśników z dwójki, mało jedynaków, trochę trójek, z czwórek (jak ja) nie bardzo sobie przypominam, 5+ to ledwie kilka na całe miasto, większość u Cyganów.
Też znam takich żyjących z rodziców, rodzice happy bo wciąż mogą opiekować się dziećmi i "przecież muszą pomóc" a dzieciom jakby się należało, a dlaczego nie, ale o co chodzi!
Niby ich sprawa, ale z dzieci rosną dorośli wymagający obsługi, ciężko z takim małżonkiem żyć! Mój syn nazywa to szlacheckim wychowaniem, tylko do obsługi
Kiedyś z mężem się nad fenomenem tych rodziców, co to "muszą pomóc" i dzieci, które tej pomocy oczekują zastanawialiśmy, bo nam jest kompletnie obca taka mentalność, a mój mąż w swojej pracy bardzo często obserwuje takie osoby (pracuje głównie z kobietami w wieku 50 +). Tłumaczą się, że urlop muszą wziąć, bo wnuk chory i zostać z nim trzeba i tym podobne historie.I to nie są przypadki losowe, tylko stała, regularna pomoc, czy wręcz wyręczanie dzieci.
ja swój rocznik znalam i pamiętam bardzo dobrze. Z 30 osobami mam do dzisaj regularny kontakt. Znam rodziców, dzieci. O reszcie tez sporo wiem bo z tych 30 osób każdy ma kontakt z kimś innym. Dodatkowo znam jakas polowe rodznika 2 lata niżej bo moja przyjaciolka jest 85. Ale my byliśmy w LO mocno ze sobą zwiazani i do dzisaj utrzymujemy kontakt.
Różne już na tym forum były dyskusje na temat otwartości na życie ,NPR i podobne. Niektóre bardzo ciekawe , inspirujące , można do nich pewnie dotrzeć. Ten jakiś bez polotu wątek ,albo to ja się starzeję
Też znam takich żyjących z rodziców, rodzice happy bo wciąż mogą opiekować się dziećmi i "przecież muszą pomóc" a dzieciom jakby się należało, a dlaczego nie, ale o co chodzi!
Niby ich sprawa, ale z dzieci rosną dorośli wymagający obsługi, ciężko z takim małżonkiem żyć! Mój syn nazywa to szlacheckim wychowaniem, tylko do obsługi
Kiedyś z mężem się nad fenomenem tych rodziców, co to "muszą pomóc" i dzieci, które tej pomocy oczekują zastanawialiśmy, bo nam jest kompletnie obca taka mentalność, a mój mąż w swojej pracy bardzo często obserwuje takie osoby (pracuje głównie z kobietami w wieku 50 +). Tłumaczą się, że urlop muszą wziąć, bo wnuk chory i zostać z nim trzeba i tym podobne historie.I to nie są przypadki losowe, tylko stała, regularna pomoc, czy wręcz wyręczanie dzieci.
A co jest nie tak w tym że babcia urlop bierze by pomóc córce przy dzieciach sporadycznie. Moja mama też tak robi...jak ja chce np z mężem iść na wizytę lekarską z którymś dzieckiem....
Też znam takich żyjących z rodziców, rodzice happy bo wciąż mogą opiekować się dziećmi i "przecież muszą pomóc" a dzieciom jakby się należało, a dlaczego nie, ale o co chodzi!
Niby ich sprawa, ale z dzieci rosną dorośli wymagający obsługi, ciężko z takim małżonkiem żyć! Mój syn nazywa to szlacheckim wychowaniem, tylko do obsługi
Kiedyś z mężem się nad fenomenem tych rodziców, co to "muszą pomóc" i dzieci, które tej pomocy oczekują zastanawialiśmy, bo nam jest kompletnie obca taka mentalność, a mój mąż w swojej pracy bardzo często obserwuje takie osoby (pracuje głównie z kobietami w wieku 50 +). Tłumaczą się, że urlop muszą wziąć, bo wnuk chory i zostać z nim trzeba i tym podobne historie.I to nie są przypadki losowe, tylko stała, regularna pomoc, czy wręcz wyręczanie dzieci.
A co jest nie tak w tym że babcia urlop bierze by pomóc córce przy dzieciach sporadycznie. Moja mama też tak robi...jak ja chce np z mężem iść na wizytę lekarską z którymś dzieckiem....
Tylko to nie są sytuacje sporadyczne - z opowieści męża wynika, że to, są sytuacje nagminne.
Fajnie masz. Ja targam wszystkie dzieci które są w domu razem z delikwentem do lekarza. Nigdy nie miałam żadnej pomocy przy dzieciach. Czasem mi najstarsza córka pomaga jeśli może bo ona też ma swoje życie i plany, i szkołę. Ale babcie nie pomagają: raz że są daleko a dwa że nie chcą. Czasem zazdroscilam znajomym że ich mamy przyjezdzaly pomóc córkom po porodzie kolejnego czasem dziecka. Moje mama i teściowa są na emeryturze i nigdy się nie pofatygowały. W sumie mnie to na plus wychodzi, choć czasem mi szkoda. Już z pretensji się wyleczyłam chociaż zostaje nutka żalu, bo to normalna życzliwość jest w rodzinie i moim zdaniem nie powinno tak być. Nie wyobrażam sobie zostawić bez wsparcia moje dzieci. Nie finansowego bo mnie nie stać ale właśnie bycia przy nich w ważnych sytuacjach. Zainteresowania. Nie wyobrażam też sobie w razie problemów nie zająć się też moimi rodzicami czy teściową.
Z maluchami jeżdżę wszędzie sama, starszaki są samoobsługowe. Do teściowej woze jedna córkę by ćwiczyła na fortepianie, bo zbyt dużo nerwów kosztuje mnie ogarnięcie całej czwórki z SM. W sytuacjach podbramkowych zawsze mogę liczyć na rodziców i tesciow. I oczywiście mogłabym wszystko sama ogarnąć, ale moje dzieci kochają dziadków, a dziadkowie szaleją za dziećmi. Nie chcę im zabierać tej relacji.
Różne już na tym forum były dyskusje na temat otwartości na życie ,NPR i podobne. Niektóre bardzo ciekawe , inspirujące , można do nich pewnie dotrzeć. Ten jakiś bez polotu wątek ,albo to ja się starzeję
Do tego co pisze @andora... Znam rodziców, co tak by chcieli pomagać dorosłym swoim dzieciom. Na studiach mieli nieustający kurek kasy, po studiach mama jeszcze właśnie na zakupy zabierała, mentalność została i ona ma też wpływ na przyjmowanie przez nich (głównie kobietę) kolejnych wnuków. Bo nie będzie wystarczająco dużo kasy, żeby wszystkich uposażyć... Córka poprosiła ją o samochód (nie wiem, po co, miasto, w którym studiuje, jest dobrze skomunikowane), to go dostanie. Nowy, z salonu. Syn dostał mieszkanie. I źle, że czeka na czwarte, bo będzie musiał dużo biedny pracować, żeby ich na godnym poziomie utrzymać. Godnym, wg niej - czyli znowu, nieustający kurek kaski dla każdego. I mieszkanko+auto. Kończę, bo mnie pieni.
Och też znam takich rodziców i takie dzieci. To nie znaczy ze te dzieci nie pracują i nie zarabiają, ale rodzice nie wyobrażają sobie nie wyposażyć dzieci na start w mieszkanie przynajmniej. Wg nich pracuje się na dzieci i dla dzieci. Tak się przejawia troska o rodzinę ich zdaniem. Cale życie podporzadkowuja temu żeby ich dzieciom było łatwiej, nie w sensie samodzielności ale kasy na start a potem czasem dalej. Moja rodzina była pod tym względem wyjątkiem wśród ciotek i wujków. Cała reszta kuzynów dostała od rodziców mieszkanie a czasem + samochód w prezencie ślubnym. Nie mówiąc o opłaconych studiach i zalatwianych aplikacjach, korepetycjach itp. Niektórzy się usamodzielnili i przestali ciągnąć od rodziców a niektórzy nadal siedzą na garnuszku, rodzice płacą im za mieszkanie (to które dostali bo ich "nie stać" na oplaty). Z takim podejściem trudno o większą liczbę dzieci bo ciężko wyposażyć czworo w mieszkania na start. Choć też znam taki przypadek.
W zasadzie jesli wszystkim takie uklady pasuja, stac ich finansowo i mentalnie to w czym problem. Gorzej jak ktos ma postawe roszczeniowa i uwaza, ze pomoc sie nalezy i do tej pomocy niejako rodzicow, dziadkow przymusza.wtedy jest patologia.
@asiao tylko to działa często też w ten sposób że biorąc takie prezenty i utrzymanie nigdy nie dorastasz i pozwalasz rodzicom na kontrolę swojego życia. Dla mnie to tez patologia nie pozwolić dorosnąć swoim dzieciom.
Jedni ciągną od rodziców, inni od państwa. I prawda, jesli jedni i drudzy uwazają, ze im się to nalezy, to jest to patologia.
Brak wdzìecznosci wiekszy widzę jednak w stosunku do 'ojczyzny' i innych bezimiennych sponsorów, niz do pomagających rodziców. Ale to tak na marginesie.
Komentarz
Poza tym ,mnie się wydaje, że nasze pokolenie, to raczej nie było pokolenie jedynakow...
na studiach miałam 3 koleżanki z rodzin wielo. W sumie moje najlepsze koleżanki
Niby ich sprawa, ale z dzieci rosną dorośli wymagający obsługi, ciężko z takim małżonkiem żyć!
Mój syn nazywa to szlacheckim wychowaniem, tylko do obsługi
Ani z jakich rodzin czy wielo czy niewielo.
Wtedy o niewielu z klasy moglabym powiedzieć,że znam ich sytuację finansową,kto co im sponsoruje,co robią rodzice. Tym bardziej teraz kiedy mam stały kontalt z jedną przyjaciółką,a resztę widzialam kilka lat temu na zjeździe klasowym i nie rozmawialiśmy w ogole na takie tematy.Raczej szkolne czasy wspominaliśmy. Coś tam o mężach,dzieciach,pracach,ale niewiele.
Kończę, bo mnie pieni.
Gorzej jak ktos ma postawe roszczeniowa i uwaza, ze pomoc sie nalezy i do tej pomocy niejako rodzicow, dziadkow przymusza.wtedy jest patologia.
Jak Janiu był noworodkiem i płakał to wolałam być z mężem przy sobie. Moja mama rzadko dzieci widuje to miała okazję:)
I prawda, jesli jedni i drudzy uwazają, ze im się to nalezy, to jest to patologia.
Brak wdzìecznosci wiekszy widzę jednak w stosunku do 'ojczyzny' i innych bezimiennych sponsorów, niz do pomagających rodziców.
Ale to tak na marginesie.