Chyba Wam rzucę jakieś grabki i łopatkę do tej Waszej piaskownicy. Będziecie miały się czym tłuc po głowach. Taki tam dobry uczynek zrobię i Wam pomogę. Bowiem, gdy nie działa argument słowa, zostaje już tylko argument siły.
Wiesz @M_Monia mam w rodzinie dziecko-skrajny wcześniak z chorobą genetyczną,chorym sercem,po operacji serca niedlugo po urodzeniu,mieszkają w Anglii i korzystają z "cudownej" tamtejszej służby zdrowia. Nie jest to tak pięknie wszystko jak piszesz. Fakt,uratowali dziecko,cudem można powiedzieć,ale ani z tym jednoosobowym pokojem ani z tym informowaniem o wszystkim,ani o tych wszelkich najdroższych lekach i szczepieniach za darmo to nie prawda akurat w tym naszym przypadku. Poza tym też dziecko było zainfekowane w szpitalu,cudem się udało pokonać infekcję. Za to potem walka z wiatrakami,u nas są regularne kontrole,badania,rechabilitacja. Tam jest dramat...o wszystko musisz walczyć,prosić,samemu szukać. Też zostajesz w sumie sam. Nie mówiąc o ich leczeniu wszystkiego od infekcji po alergię paracetamolem... Nie chcę się wdawać w szczegóły ale tam wcale nie jest tak pięknie. Ciągle się wkurzamy na tych konoeałów tam jak siostrze dziecko zachoruje (teraz ma 2,5 roku) albo wychodzą kolejne zdrowotne problemy. Podobnie przyjaciółka z Londynu i jej znajomi,ktorzy mają małe dzieci-tam chorować to dopiero hardcor i gimnastyka. Może technicznie wszystko mają lepsze ale personel-ich wiedza,kompetencje-dramat...
Ja mam bardzo pozytywne doswiadczenie z opieki nad wczesniakiem w Uk. I pokoj, i obiady nawet mimo.ze mialam blisko do szpitala. I obiady dla starszego syna ktory nie mial gdzie sie podziac, jak ja bylam w szpitalu. Po wyjsciu ze szpitala wizyty rozne. Sama bylam w szpitalu, maz tez - nie mozna narzekac. Masa badan, powaznie traktowali ciazowe dolegliwosci, i zawsze informacja co i jak. I takie bzdury jak, ze ktos ze szpitala dostarczy pacjentowi potrzebne rzeczy, bo rodzina nie moze. Masa drobiazgow ulatwiajaca zycie.
Prof Helwich od wcześniakow w Polsce twierdzi, że jesteśmy jakieś 2 tygodnie do tyłu jeśli chodzi o ratowanie wcześniakow w porównaniu z bogatszymi krajami. Holenderska służba zdrowia jest na pierwszym miejscu my jeden z ostatnich. To musi o czymś świadczyć to nie wzięło się z nikąd.
Tak, to świadczy o tym, że tam się terminuje blisko 100% ciąż z podejrzeniem wad rozwojowych. U nas większość tych dzieci się rodzi (często jako wcześniaki) i wiele z nich umiera. Ot, i główne źródło tych cudownych statystyk...
@M_Monia - ja nie bronię naszego systemu, bo ma wiele wad. Bardzo wiele. Zarówno logistycznych, jak i merytorycznych, a najbardziej brakuje zwykłego serca i szacunku dla drugiego człowieka. Zwracam Ci jednak uwagę na bardzo istotny czynnik fałszujący te statystyki. Przeżywalność wcześniaków ma duży związek z ich ogólnym stanem zdrowia. Wcześniak, który się rodzi bez dodatkowych obciążeń (bez wad wrodzonych) ma duże szanse przeżycia nawet w Polsce. Liczne kraje Europy chlubią się np. tym, że u nich prawie się nie rodzą dzieci z poważnymi wadami serca. Jak myślisz, dlaczego się nie rodzą? A jak sądzisz, łatwiej uratować wcześniaka zdrowego, czy takiego z poważną wadą serca?
@M_Monia tam też chore dzieci,wcześniaki umierają na oddziale,krótko po porodzie i potem. Tam też medycyna bywa bezsilna. Siostra bardzo przeżywała każdą śmierć innych dzieci na oddziale-stąd wiem,bo bała się,że jej dzielne maleństwo może w kazdej chwili też odejść. Do teraz żyje z tym.lękiem szczególnie gdy któreś z tych poznanych tam w szpitalu dzieci odchodzi.
Przeżyłaś straszny dramat ale to raczej ślepa uliczka roztrzasać-co by było gdyby....i ciągle do tego wracać,tak rozkimniać. Daje Ci to ulgę czy rozwala? Bo jeśli to drugie to ucinaj te myśli,przekierowuj na realne życie,konkretne zadania na dziś. Nie siedź na takich forach,nie szukaj,nie porównuj. Wydaje mi się,że nie ma w tym chyba ani ulgi ani ukojenia. Tak czy inaczej życie szybko minie,kazdy z nas jest tutaj tymczasem...
kiedyś psycholog uświadomił mi bardzo mądrą rzecz - bardzo długo nie mogłam się pogodzić z pewnym wydarzeniem, ciągle do niego wracałam, analizowałam, szukałam info w internecie itd, kompletnie rozwalało mi to życie. Powiedział mi ze "działam" w tym temacie i rozpamiętuję bo dopóki to robię, dopóki się tego trzymam to mam nieracjonalną i nieuświdomioną nadzieję ze zmienię to co się stało. Że odpuszczenie oznacza że będę musiała przyjąć do wiadomości ze to co się stało się nieodstanie i że to strach przed zaakceptowaniem tego ze nic się nie da zrobić nie pozwala mi odpuścić. Potem stwierdziłam ze najgorsze była ta utrata włąsnie nadziei - głupiej bo absolutnie nieracjonalnej, niemożliwej do spełnienia, ale jednak takiej która trzymała mnie przy życiu. Uświadomienie sobie tego podziałało jak kubeł zimnej wody i choć nie nastąpiło to od razu to z czasem pozwoliło na pogodzenie się z tym co mnie spotkało.
Ja wiem ze wszędzie medycyna bywa bezsilności ale coś jest nie tak ze statystyki.u nas są o wiele gorsze i jest przez to o wiele więcej dramatów. Mam zdanie o naszej organizacji służby zdrowia że te nasze miejsce jedne z ostatnich ma rację bytu. U nas jest służba zdrowia i droga i kiepska w wielu przypadkach oraz źle zorganizowana.
M_Monia, dramatów jest dużo, ale jest też dużo cudów, także w naszej służbie zdrowia. A wszystko dzięki ludziom, którzy w niej pracują. Moje dziecko przeszło 16 lat temu bardzo trudną operację i przekonałam się wtedy, jak bardzo nawet wielki szpital cierpi na brak kasy (jeśli chciałam, by rana pooperacyjna dziecka była przemywana, musiałam sama kupić Rivanol). Ale przekonałam się też, jak wiele osób w tej służbie zdrowia pomaga, robi, co może, by ulżyć w cierpieniu, kształci się, rozmawia i .....na całe szczęście nie wyjeżdża z tej topornej rzeczywistości, by za granicą zarabiać kosmiczną kasę w świetnych warunkach.
Doceńmy, to co mamy, a jeśli jest źle - zwracajmy uwagę na problemy, piszmy do polityków, chodźmy do ich biur poselskich, czasem nawet postraszmy telewizją, jeśli trzeba - ale nie psioczmy na wszystko i wszystkich dookoła, bo wtedy faktycznie nigdzie nie będzie dobrze.
Komentarz
... „prosem pani a ona mnie ciągnie za warkocz” apolonia powiedział(a): Użyłam cudzysłowu a to chyba różnica
Nie spinaj się tak Apolonia
Fakt,uratowali dziecko,cudem można powiedzieć,ale ani z tym jednoosobowym pokojem ani z tym informowaniem o wszystkim,ani o tych wszelkich najdroższych lekach i szczepieniach za darmo to nie prawda akurat w tym naszym przypadku.
Poza tym też dziecko było zainfekowane w szpitalu,cudem się udało pokonać infekcję.
Za to potem walka z wiatrakami,u nas są regularne kontrole,badania,rechabilitacja. Tam jest dramat...o wszystko musisz walczyć,prosić,samemu szukać. Też zostajesz w sumie sam.
Nie mówiąc o ich leczeniu wszystkiego od infekcji po alergię paracetamolem...
Nie chcę się wdawać w szczegóły ale tam wcale nie jest tak pięknie. Ciągle się wkurzamy na tych konoeałów tam jak siostrze dziecko zachoruje (teraz ma 2,5 roku) albo wychodzą kolejne zdrowotne problemy.
Podobnie przyjaciółka z Londynu i jej znajomi,ktorzy mają małe dzieci-tam chorować to dopiero hardcor i gimnastyka.
Może technicznie wszystko mają lepsze ale personel-ich wiedza,kompetencje-dramat...
Sama bylam w szpitalu, maz tez - nie mozna narzekac. Masa badan, powaznie traktowali ciazowe dolegliwosci, i zawsze informacja co i jak. I takie bzdury jak, ze ktos ze szpitala dostarczy pacjentowi potrzebne rzeczy, bo rodzina nie moze.
Masa drobiazgow ulatwiajaca zycie.
Siostra bardzo przeżywała każdą śmierć innych dzieci na oddziale-stąd wiem,bo bała się,że jej dzielne maleństwo może w kazdej chwili też odejść.
Do teraz żyje z tym.lękiem szczególnie gdy któreś z tych poznanych tam w szpitalu dzieci odchodzi.
Przeżyłaś straszny dramat ale to raczej ślepa uliczka roztrzasać-co by było gdyby....i ciągle do tego wracać,tak rozkimniać.
Daje Ci to ulgę czy rozwala?
Bo jeśli to drugie to ucinaj te myśli,przekierowuj na realne życie,konkretne zadania na dziś.
Nie siedź na takich forach,nie szukaj,nie porównuj. Wydaje mi się,że nie ma w tym chyba ani ulgi ani ukojenia.
Tak czy inaczej życie szybko minie,kazdy z nas jest tutaj tymczasem...
Doceńmy, to co mamy, a jeśli jest źle - zwracajmy uwagę na problemy, piszmy do polityków, chodźmy do ich biur poselskich, czasem nawet postraszmy telewizją, jeśli trzeba - ale nie psioczmy na wszystko i wszystkich dookoła, bo wtedy faktycznie nigdzie nie będzie dobrze.
W tym komentarzu, to bardziej niż bezczelna jesteś. Ale niektórzy "prawdziwi Polacy" już tak mają.
Spalono samochód organizacji antyaborcyjnej, skandowano " Cześć i chwała aborterom"