No z licealistami się nie siedzi, licealiści sami siedzą i z internetu i podręczników przerabiają materiał żeby zakumać.
Tylko na jaki grzyb takiemu licealiście 6-8 godzin dziennie spędzonych w szkole? Mój licealista w ED też się uczy sam z podręczników i internetu ale nie traci oprócz tego czasu na siedzenie w szkole i codzienne dojazdy. Owszem, ma raz w tygodniu prywatne lekcje z języków obcych i z matematyki (z której planuje zdawać rozszerzoną maturę), ale, z tego, co piszecie, gdyby chodził do szkoły, to też raczej by się bez tego nie obeszło, gdyby chciał być dobrze przygotowany do matury. Gdyby ktoś mądry zdecydował, że da mi bon oświatowy, to byłabym zachwycona takim rozwiązaniem - na pewno pokryło by to z nawiązką wszelkie koszty, jakie ponosimy na edukację.
Powiedz rządzącym o tym bonie. Oni chyba nawet coś takiego obiecywali w kampanii.
Miałam jedną cudowną nauczycielkę języków w szkole. Kobieta świetnie uczyła rosyjskiego, miała dobre metody, szacunek uczniów i nauczycieli. Miała problemy finansowe, rzuciła szkołę i wyjechała na zachód do pracy jako opiekun osób starszych. Mam dwie koleżanki po studiach pedagogicznych i kierunkowych, matematyka i niemiecki, chwilę popracowały w szkole i mimo, że dobrze im szło znalazły w prywatnych firmach dużo lepiej płatne prace. Bardzo więc wierzę, że wykształceni i ogarnięci ludzie będą wybierać zawód nauczyciela za 1700 zł. Jasne.
A mnie bardzo niepokoi jedna kwestia. Gaszenie pożaru benzyną, czyli nerwowe ruchy np zatrudnianie emerytów czy stydentow przy egzaminach. Do tego niezgodne z prawem wymuszanie pewnych działań dyrektorskich. I dawanie niemal 100proc furtki do późniejszych odwolan
Tomasz jest absolutnie fantastyczny - nie ma ucznia, który by go nie kochał. Za wymagania, które stawia.
Piękny artykuł. Dziękuję za zalinkowanie. W oczy rzuca się tylko że mówi to samo co @beatak a mianowicie że teraz dzieci są inne i rodzice nie wychowują ich budując w nich pracowitość, motywację, zainteresowania. Marzę żeby chociaż część moich uczniów myślała o mnie jak o tym nauczycielu. Wiem niestety jednak że na bycie wybitnym składa się wiele rzeczy ale też wyjątkowa osobowość, która trafia sią raz na paręset.
Pewnie tak. Znam jeszcze dwóch nauczycieli z prawdziwego zdarzenia w naszym regionie: prof Leon Mielimaka i Dariusz Wantulok (uczyli męża ). Może jest ich więcej. Ja nie miałam takiego szczęścia. Tomasz nigdy źle nie mówi o uczniach . Dwa, nie słyszałam, by kiedykolwiek mówił o pieniądzach. To właśnie u niego jest niesamowite. On nawet dba o gazetki szkolne, bo nikt by ich nie robił. Kilka lat temu mi wyjaśniał, że po prostu musi je robić, bo inaczej młodzi nie będą znać prawdy, nikt tego nie chciał robić. Historia to jego konik;) 90 procent pracy Tomka jest nieopłacone , ale nigdy nawet o tym nie wspomni. W sumie racja, taki nauczyciel jest bezcenny.
Pewnie tak. Znam jeszcze dwóch nauczycieli z prawdziwego zdarzenia w naszym regionie: prof Leon Mielimaka i Dariusz Wantulok (uczyli męża ). Może jest ich więcej. Ja nie miałam takiego szczęścia. Tomasz nigdy źle nie mówi o uczniach . Dwa, nie słyszałam, by kiedykolwiek mówił o pieniądzach. To właśnie u niego jest niesamowite. On nawet dba o gazetki szkolne, bo nikt by ich nie robił. Kilka lat temu mi wyjaśniał, że po prostu musi je robić, bo inaczej młodzi nie będą znać prawdy, nikt tego nie chciał robić. Historia to jego konik;) 90 procent pracy Tomka jest nieopłacone , ale nigdy nawet o tym nie wspomni. W sumie racja, taki nauczyciel jest bezcenny.
Może też być tak że że względu na wykształceniea możliwość dorobienia w krótki czasie dobrych pieniędzy. Ja też się o kasę nie bije bo za assesment który robię w piątek popołudniu i w sobotę dostaje tyle co za półtorej etatu nauczyciela z sowitym.dodatkiem. i te dwie składowe powodują że praca w szkole po części traktuje jako hobby i samorozwój, a jak mi trzeba kasy to robię fuchę i mam kasę. Zresztą te fuchy raz na miesiąc to nawet bardzo lubię.
U mnie Zodia w przedszkolu prowadzona przez byłą nauczycielkę klas 1-3 była ciekawa świata, chciała chodzić do przedszkola, przychodziła po zajęciach mamo poszukaj jeszcze informacji o tym bo pani mówiła i to takie ciekawe. Teraz tego nie ma. Jest nowa pani, która za to krzyczy, szarpie, wyzywa dzieci a nawet straszy poprawczakiem (mówimy o klasach 1-3). Rodzice akceptują ten stan lub nie, ale boją się wychylić, żeby pani się nie odgrywała na ich dzieciach, w tamtym roku powiedziała dzieciom że rodzice dostają na nie 500+ to mają obowiązek je na wakacje zabrać a jak nie to ona będzie wzywac na początku nowego roku. To co robi ta kobieta przeraza, a jeszcze bardziej że rodzice boją się reagować albo cieszą się że pani sobie radzi. Co wywiadowke pisze mi że niedosłuch nie przeszkadza córce w nauce, a mi się śmuac chce, bo my cały materiał przerabiamy od nowa bo córka nie wie co pani mówiła - moja córka niedoslyszy ma prawo ale dzieci całkiem zdrowe mają ten sam problem. Na jednego chłopca non stop się drze że się nie zgłasza i jest mało aktywny. Jak po zderzeniu z takim nauczycielem można wychwalać nauczycieli? Ja już od początku pierwszej klasy myślę o ed tylko maz nie chce, ale ed stało sie naprawdę wartościową alternatywa dla szkoly
Ja w moim otoczeniu widzę jakoś inaczej, to, że rzekomo rodzice nie uczą dzieci pracowitości, pasji itp. Przeciwnie, rodzice których znam wkładają mnóstwo wysiłku w to, żeby w dzieciach rozwijać talenty, spędzać z nimi wartościowo czas. Zdecydowanie więcej niż pokolenie moich rodziców, kiedy dziecko biegło na podwórko i tyle. Teraz trzeba naprawdę powalczyć o to, żeby dziecko nie siedziało z nosem w smartfonie i ogromna większość znajomych rodziców właśnie to robi.
Za to w szkole przeciwnie. Naszej pani wychowawczyni np. nie podobają się pozaszkolne zajęcia sportowe mojej córki czy teatralne jej przyjaciółki, bo rzekomo za bardzo je odciągają od nauki (zajęcia wyłącznie popołudniowe, zero opuszczonych z tego powodu lekcji, no i mówimy o drugiej klasie szkoły podstawowej!).
Rzeczywiście coś jest na rzeczy z tym, że współczesne dzieci są znacznie gorzej przystosowane do szkoły niż kiedyś. Ale nie wiem, czy naprawdę dlatego, że je rodzice "hodują a nie wychowują". Po prostu teraz dzieci wychowuje się inaczej. Rodzice dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym przywiązują dużą wagę do tego, żeby rozumieć dziecięce emocje, wspierać je, dawać im prawo do wyboru zainteresowań, do tego, żeby były dobre w tym, co lubią, a niekoniecznie we wszystkim.
A tymczasem szkoła to machina, gdzie wszystko musi być pod linijkę, inaczej są kłopoty.
Pytanie, kto ma się dostosować do czyich oczekiwań - rodzice do nauczycieli czy odwrotnie. Może warto jednak poszukać jakiegoś dialogu zamiast się na siebie nawzajem jeżyć.
Ale te propozycje są niezgodne z prawem i zamiast rozwiązać problem,będą generować kolejne. Także finansowe. Nie zrozumiem,jak mozna chroniąc wizerunek zmuszać do łamania prawa Pomyslalas choc przez chwile,ze ten strajk jest na rękę rządzącym z uwagi na chaos podwojnego rocznika? Będzie komu przypisać winę
Och jakie sympatyczne nauczycielki w poniedziałkowy poranek... Aż się chce dzieci do szkoły wysłać aby poziom podnosiły... Tak wiem podniesie się z automatu jak tysiak do kieszonki wleci...
Jacy głupi ludzie, głupie te mamusie, założenie takie było, że rząd mają obwinić, a tu jakieś pretensje do nauczycieli... A jedyny możliwy termin strajku, to ten uderzający w już pokrzywdzone dzieci...
Ja w moim otoczeniu widzę jakoś inaczej, to, że rzekomo rodzice nie uczą dzieci pracowitości, pasji itp. Przeciwnie, rodzice których znam wkładają mnóstwo wysiłku w to, żeby w dzieciach rozwijać talenty, spędzać z nimi wartościowo czas. Zdecydowanie więcej niż pokolenie moich rodziców, kiedy dziecko biegło na podwórko i tyle. Teraz trzeba naprawdę powalczyć o to, żeby dziecko nie siedziało z nosem w smartfonie i ogromna większość znajomych rodziców właśnie to robi.
Dużo racji jest w tym co piszesz. Tez nie widzę tego "hodowania". Natomiast widzę dwie trudne do pogodzenia tendencje. Wychowuje się dzieci na indywidualistow, pozwala im się na wiele, by nie tlamsic ich osobowości. I pięknie. Z drugiej jednak strony, jak nauczyciel ma zapanować nad grupa 20 indywidualistow? Mamy znajomych, którzy mają bardzo mądrego synka, ich zachwyca, że jest taki niezależny i wie czego chce i nie rozumieja czemu są wciąż wzywani do szkoły...
@Bagata Miałam podobny przypadek z synem, wychowawczyni miała ciągle pretensje , że dziecko trenuje, głównie z powodu wyjazdów na zawody , frekwencję na poziomie 90%, w końcu zadzwoniła do mnie strasząc, że zadzwonić do służb w celu weryfikacji rodziny , bo dziecko nie chce jeździć na wycieczki II kl Sp. Syn nie chciał jeździć na wycieczki , bo pani ciągle wrzeszczy . Zadzwonilam ja do kuratorium, odnośnie straszenia , szantażu plus ciągłych prentensji o zainteresowania dziecka, chciałam się dowiedzieć co z tym fantem zrobić . Kurator bardzo zadowolony , że dziecko ma zainteresowania oto
Zmieniłam synowi szkołę, nie będę patrzeć i znosić takiego traktowania .
Jacy głupi ludzie, głupie te mamusie, założenie takie było, że rząd mają obwinić, a tu jakieś pretensje do nauczycieli... A jedyny możliwy termin strajku, to ten uderzający w już pokrzywdzone dzieci...
Przez nauczycieli 'juz pokrzywdzone'??? Nauczyciele stawali na głowie i ostatnie dwa lata szyli ile się dało, żeby te bezsensownie przeprowadzona reformę ratować. Nauczyciele. Nie rodzice, nie ministerstwo, nie samorządy. Pięknie im dziekujecie za te noce spędzone na szyciu programu, którego nie było, uczeniu wg podstawy, której nie było,z podręczników, które nie były dostosowane w ilościach wiedzy przerastajacej możliwości dorosłego.
Zadał sobie ktoś z Was trud porozmawiania face to face z nauczycielami Waszych dzieci i ich dyrektorami? Ktokolwiek? Nie ma, nie ma nauczyciela wybitnego czy miernego, który w tej sytuacji chciałby krzywdy uczniów. Idźcie do dyrektora szkoły i zapytajcie co z dziecmi 8go kwietnia. Powie że nie wie, że nikt nie wie, jak będzie to wyglądać, a ci którzy chcą strajkowac - w rozmowie zapowiadają, że uczniów w szkole samopas nie zostawia. Polecam pójść do zwykłej państwowki własnych dzieci i zapytać zamiast smarować na forum.
Ale nie, przepraszam, prowadzimy dalej festiwal spierdolenia, bo kiedyś jakiś listonosz przyniósł mi awizo zamiast listu i jak ją gardzę tym zawodem, do strajku nie ma prawa, podwyżki absurdalnie się domaga, a jeszcze nie odpowiedział mi ostatnio dzień dobry. Porażka z tymi listonoszami. Ten mój co go dwa razy w tygodniu widzę z okna, to najlepiej przeciez pokazuje!
A nade wszystko, jak to głupie ZNP i solidarność szkodzą nauczycielom, to się w głowie nie mieści.
Dorota a Ty przypadkiem nie byłaś zdania, że w państwowej szkole jest o niebo lepiej niż w prywatnej dla nauczyciela? Popraw mnie jeśli, coś pomieszałam.
Dorota a Ty przypadkiem nie byłaś zdania, że w państwowej szkole jest o niebo lepiej niż w prywatnej dla nauczyciela? Popraw mnie jeśli, coś pomieszałam.
Oczywiście. A co to ma za znaczenie w tej sytuacji? zawsze ktoś puka od dołu
@Dorotak sama jestem nauczycielką i wiem jak jest.... Ale mam też dziecko w 8 klasie, ma marne szanse dostać się do wybranego liceum, poszła do szkoły, gdzie trudno o dobra ocenę. Sama chciała i po 6 klasie zmieniła szkolę. Gdyby została w starej miałaby same piątki, w nowej jest gorzej, ale świetnie wypadają testy, do ktorych przez te dwa lata się przygotowywała. Teraz jak się egzaminy nie odbędą, to zostanie ze slabymi ocenami na świadectwie i nie nadrobi tego dobrym wynikiem egzaminu. Bardzo się o nią martwię, trudno to zrozumieć? A, że gimnazjum już nie ma i pozostałe dzieci nie muszą tam chodzić to się cieszę. Co teraz chcą kosztem tych dzieci udowodnić?
Ja w moim otoczeniu widzę jakoś inaczej, to, że rzekomo rodzice nie uczą dzieci pracowitości, pasji itp. Przeciwnie, rodzice których znam wkładają mnóstwo wysiłku w to, żeby w dzieciach rozwijać talenty, spędzać z nimi wartościowo czas. Zdecydowanie więcej niż pokolenie moich rodziców, kiedy dziecko biegło na podwórko i tyle. Teraz trzeba naprawdę powalczyć o to, żeby dziecko nie siedziało z nosem w smartfonie i ogromna większość znajomych rodziców właśnie to robi.
Dużo racji jest w tym co piszesz. Tez nie widzę tego "hodowania". Natomiast widzę dwie trudne do pogodzenia tendencje. Wychowuje się dzieci na indywidualistow, pozwala im się na wiele, by nie tlamsic ich osobowości. I pięknie. Z drugiej jednak strony, jak nauczyciel ma zapanować nad grupa 20 indywidualistow? Mamy znajomych, którzy mają bardzo mądrego synka, ich zachwyca, że jest taki niezależny i wie czego chce i nie rozumieja czemu są wciąż wzywani do szkoły...
Czy to w ogóle nie jest sztuczne, że 20 dzieci, które łączy tylko wiek ma siedzieć cały dzień w jednej klasie i jeszcze się lubić? Czy w życiu jeszcze kiedykolwiek jesteśmy postawieni w takiej sytuacji?
@Zuzapola może to czego rodzice 8klasistow nie kumają, bo oglądają za dużo tv, że obecna sytuacja to nie jest wina nauczycieli?
Ale ja wiem, powinnsi strajkowac w weekendy i wakacje, żeby nikomu się krzywda nie zrobiła. I odzywa się stara odwieczna prawda, że nauczyciel pójdzie układać w Biedronce czipsy na półce. Ale kasjerka Waszych dzieci uczyć nie będzie nawet za większe pieniądze niz teraz nauczyciele żądają.
Zapraszamy wszystkich do ed, zaraz się odezwie jakaś mądra mama że swoją miarą i przecież będzie mieć rację, bo ona tak ma
Nie jestem nauczycielem, ale dzieckiem i mężem nauczycielskim to tak z bliskiej, ale jednak - perspektywy.
Myślę, że podstawowy problem tego zawodu jest taki, że on jest bardzo wymagający psychicznie, a przy tym przyciąga ludzi o perfekcjonistycznym charakterze. Taka mieszanka powoduje, że, o ile nie mamy do czynienia z wybitną jednostką (albo o wysokich kompetencjach społecznych, albo wielkim "powołaniu"), to następuje wypalenie lub olewanie.
Moja mama żyła cały czas pracą, bardzo lubiła uczyć dzieci, co się kończyło tym, że ciągle albo przygotowywała sprawdziany, albo sprawdzała, albo rozwiązywała jakieś nowe zadania, albo problemy konkursowe. W życiu nie powiedziałbym, że rzetelna nauczycielka ma łatwość w łączeniu pracy z macierzyństwem, wręcz przeciwnie. Oprócz takiej pracy merytorycznej w grę wchodzi "przeżywanie" - problemów dzieci, tego, co powiedzą rodzice i takie tam. I jeszcze jedna sprawa - poziom hałasu; nauczyciele często biorą pracę do domu, bo w szkole nie ma warunków na spokojną pracę. Być może da się zrobić tak, by nauczyciel był w pracy od 8 do 16. Mając ok. 20 godzin tzw. tablicowych + przerwy, statystycznie codziennie uczy od 8 do 12, a pozostałe rzeczy wsadza w ten czasookres do 16 (papierki, sprawdzanie, przygotowanie, spotkania z rodzicami). W przypadku przedmiotów typu polski/matematyka nie ma możliwości, by się wyrobić i zachować wysoki poziom, trzeba olewać. Ja swojej żonie cały czas powtarzam, że ma pracować tyle godzin, za ile jej teoretycznie płacą (jest w systemie prywatnym, więc łatwiej jest to przeliczyć; nie pracuje na cały etat). Jeżeli wypada poza ten limit, to powinna olewać i jasno informować, że nie da rady się zmieścić - takie życie.
Żeby to sensownie ułożyć, to po pierwsze - wypada mocno zmniejszyć obłożenie nauczycieli papierkami, które nic nie wnoszą. Odbudować autorytet zawodu - ale nie na zasadzie: nauczyciel ma sobie zapracować na autorytet (tak, to sobie powinien zapracować na autorytet epistemiczny), ale ma też mieć autorytet z tytułu pozycji, którą zajmuje i relacji w stosunku do dziecka.
Niektórym się trochę w głowach przewraca - szkoła jest szansą dla dzieciaka, by się czegoś nauczył. Jeśli jest głupi lub mu się nie chce lub ma specjalne wymagania, no to sorry, niech się uczy zawodu, który nie wymaga wiedzy ogólnej lub idzie do szkoły specjalnej, a nie rodzicom się roi, że będzie niewiadomokim.
Komentarz
Na dodatek ojciec wielodzietny.
https://plus.dziennikzachodni.pl/belfer-tak-ale-kultowy-nauczyciel-mistrz-tomasz-wardega/ar/10354618
Tomasz jest absolutnie fantastyczny - nie ma ucznia, który by go nie kochał.
Za wymagania, które stawia.
I dawanie niemal 100proc furtki do późniejszych odwolan
Marzę żeby chociaż część moich uczniów myślała o mnie jak o tym nauczycielu. Wiem niestety jednak że na bycie wybitnym składa się wiele rzeczy ale też wyjątkowa osobowość, która trafia sią raz na paręset.
To typ społecznika.
Za to w szkole przeciwnie. Naszej pani wychowawczyni np. nie podobają się pozaszkolne zajęcia sportowe mojej córki czy teatralne jej przyjaciółki, bo rzekomo za bardzo je odciągają od nauki (zajęcia wyłącznie popołudniowe, zero opuszczonych z tego powodu lekcji, no i mówimy o drugiej klasie szkoły podstawowej!).
A tymczasem szkoła to machina, gdzie wszystko musi być pod linijkę, inaczej są kłopoty.
Pytanie, kto ma się dostosować do czyich oczekiwań - rodzice do nauczycieli czy odwrotnie. Może warto jednak poszukać jakiegoś dialogu zamiast się na siebie nawzajem jeżyć.
Nie zrozumiem,jak mozna chroniąc wizerunek zmuszać do łamania prawa
Pomyslalas choc przez chwile,ze ten strajk jest na rękę rządzącym z uwagi na chaos podwojnego rocznika? Będzie komu przypisać winę
Aż się chce dzieci do szkoły wysłać aby poziom podnosiły...
Tak wiem podniesie się z automatu jak tysiak do kieszonki wleci...
Natomiast widzę dwie trudne do pogodzenia tendencje. Wychowuje się dzieci na indywidualistow, pozwala im się na wiele, by nie tlamsic ich osobowości. I pięknie.
Z drugiej jednak strony, jak nauczyciel ma zapanować nad grupa 20 indywidualistow? Mamy znajomych, którzy mają bardzo mądrego synka, ich zachwyca, że jest taki niezależny i wie czego chce i nie rozumieja czemu są wciąż wzywani do szkoły...
Zadał sobie ktoś z Was trud porozmawiania face to face z nauczycielami Waszych dzieci i ich dyrektorami? Ktokolwiek? Nie ma, nie ma nauczyciela wybitnego czy miernego, który w tej sytuacji chciałby krzywdy uczniów.
Idźcie do dyrektora szkoły i zapytajcie co z dziecmi 8go kwietnia. Powie że nie wie, że nikt nie wie, jak będzie to wyglądać, a ci którzy chcą strajkowac - w rozmowie zapowiadają, że uczniów w szkole samopas nie zostawia. Polecam pójść do zwykłej państwowki własnych dzieci i zapytać zamiast smarować na forum.
Ale nie, przepraszam, prowadzimy dalej festiwal spierdolenia, bo kiedyś jakiś listonosz przyniósł mi awizo zamiast listu i jak ją gardzę tym zawodem, do strajku nie ma prawa, podwyżki absurdalnie się domaga, a jeszcze nie odpowiedział mi ostatnio dzień dobry. Porażka z tymi listonoszami. Ten mój co go dwa razy w tygodniu widzę z okna, to najlepiej przeciez pokazuje!
A nade wszystko, jak to głupie ZNP i solidarność szkodzą nauczycielom, to się w głowie nie mieści.
https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/poranna-rozmowa/news-broniarz-jestem-zdecydowany-ze-do-strajku-pewnie-dojdzie,nId,2900799
Czy w życiu jeszcze kiedykolwiek jesteśmy postawieni w takiej sytuacji?
Ale ja wiem, powinnsi strajkowac w weekendy i wakacje, żeby nikomu się krzywda nie zrobiła.
I odzywa się stara odwieczna prawda, że nauczyciel pójdzie układać w Biedronce czipsy na półce. Ale kasjerka Waszych dzieci uczyć nie będzie nawet za większe pieniądze niz teraz nauczyciele żądają.
Zapraszamy wszystkich do ed, zaraz się odezwie jakaś mądra mama że swoją miarą i przecież będzie mieć rację, bo ona tak ma
Myślę, że podstawowy problem tego zawodu jest taki, że on jest bardzo wymagający psychicznie, a przy tym przyciąga ludzi o perfekcjonistycznym charakterze. Taka mieszanka powoduje, że, o ile nie mamy do czynienia z wybitną jednostką (albo o wysokich kompetencjach społecznych, albo wielkim "powołaniu"), to następuje wypalenie lub olewanie.
Moja mama żyła cały czas pracą, bardzo lubiła uczyć dzieci, co się kończyło tym, że ciągle albo przygotowywała sprawdziany, albo sprawdzała, albo rozwiązywała jakieś nowe zadania, albo problemy konkursowe. W życiu nie powiedziałbym, że rzetelna nauczycielka ma łatwość w łączeniu pracy z macierzyństwem, wręcz przeciwnie.
Oprócz takiej pracy merytorycznej w grę wchodzi "przeżywanie" - problemów dzieci, tego, co powiedzą rodzice i takie tam.
I jeszcze jedna sprawa - poziom hałasu; nauczyciele często biorą pracę do domu, bo w szkole nie ma warunków na spokojną pracę. Być może da się zrobić tak, by nauczyciel był w pracy od 8 do 16. Mając ok. 20 godzin tzw. tablicowych + przerwy, statystycznie codziennie uczy od 8 do 12, a pozostałe rzeczy wsadza w ten czasookres do 16 (papierki, sprawdzanie, przygotowanie, spotkania z rodzicami). W przypadku przedmiotów typu polski/matematyka nie ma możliwości, by się wyrobić i zachować wysoki poziom, trzeba olewać.
Ja swojej żonie cały czas powtarzam, że ma pracować tyle godzin, za ile jej teoretycznie płacą (jest w systemie prywatnym, więc łatwiej jest to przeliczyć; nie pracuje na cały etat). Jeżeli wypada poza ten limit, to powinna olewać i jasno informować, że nie da rady się zmieścić - takie życie.
Żeby to sensownie ułożyć, to po pierwsze - wypada mocno zmniejszyć obłożenie nauczycieli papierkami, które nic nie wnoszą. Odbudować autorytet zawodu - ale nie na zasadzie: nauczyciel ma sobie zapracować na autorytet (tak, to sobie powinien zapracować na autorytet epistemiczny), ale ma też mieć autorytet z tytułu pozycji, którą zajmuje i relacji w stosunku do dziecka.
Niektórym się trochę w głowach przewraca - szkoła jest szansą dla dzieciaka, by się czegoś nauczył. Jeśli jest głupi lub mu się nie chce lub ma specjalne wymagania, no to sorry, niech się uczy zawodu, który nie wymaga wiedzy ogólnej lub idzie do szkoły specjalnej, a nie rodzicom się roi, że będzie niewiadomokim.