Małgorzato, jako osoba pracująca zawodowo dobrze wiem, prawdopodobnie lepiej od Ciebie, co znaczy manewrowanie z terminami urlopów, ale jak pewnie pamiętasz, dzieci nie maja urlopów tylko ponad dwumiesieczne wakacje, co nie wyklucza dla nich innych wyjazdów niż te wspólne, rodzinne, w terminie urlopow rodziców. Oczywiście jesli budżet domowy na to pozwala, dzieci wyrażają chęć a rodzice nie są nadopiekuńczy i nie trzymają dzieci pod kloszem.
Berenika - tak, to naprawdę fascynujące ile zła można widzieć w wakacjach poza rekolekcjami, rozgłośniach poza RM czy kieszonkowym. Fascynujące
Małgorzato, jako osoba pracująca zawodowo dobrze wiem, prawdopodobnie lepiej od Ciebie
Śmiechłem:)
rozumiem że niepracująca zawodowo matka wielodzietna ma prawo wiecej wiedzić o byciu w domu z kilkorgiem dzieci ale matka pracująca poza domem nie wie wiecej o życiu matki pracującej zawodowo???
To kolejny absurd tego wątku - matka niepracująca zawodowo pyta matkę pracującą, czy ma pojęcie, co to znaczy czekać na urlop Śmiejemy się zatem wszyscy.
"Może dlatego to co pisze Aniela wydaje mi się tak nienaturalne i absurdalne, bo gdyby moja mama chciała mnie tak kontrolować i urządzać czas wolny, od rozgłośni która moge włączać po spędzanie wakacji, to jakkolwiek ja kocham i lubię, to bym chyba oszalała i szybko uciekła z takiego domu." ------------------- @Paprotka
A Ty nie organizujesz czasu swoim kilkuletnim dzieciom? Pozwalasz im wychodzić, gdzie by tylko chciały? One decydują, co leci w radiu/tv/internecie w Twoim domu? Twoje kilkuletnie dzieci decydują, gdzie jedziecie na wakacje?
Poza tym, mnie się wydaje, że Ty masz jakąś obsesję na punkcie RM i rekolekcji.
Czytam i czytam i tak myślę czy się wypowiedzieć. Ale tak, zrobię to. Moja córka (adoptowana) ma prawie 20 lat, za sobą różne, poważne kryzysy, ale od wiary, jak na razie, nie odeszła, mimo że wychowywałam ją dopiero od skończenia 7 rż.
Byłam wredną matką, bo w grudniu budziłam dziecko przed 5 rano i na mrozie pędziłyśmy po ciemku nie tylko na roraty, ale jeszcze na Godzinki przed roratami, zabierałam na całodniowe męczące wyjazdy religijne z młodzieżą licealną i to, o zgrozo, w soboty (bywało, że zamiast spotkania z koleżanką), od małego jeździła tylko na rekolekcje RAM. Gdyby kiedykolwiek poprosiła o wyjazd na kolonię, posłuchałabym, ale nie zrobiła tego. A, przepraszam, raz była nad morzem z franciszkanami. Normą było to, że do pewnego czasu przed szkołą maszerowała z plecaczkiem na mszę poranną. Kiedy już nie chciała chodzić, nie zmuszałam. Zachęcałam, by korzystała z okazji i spowiadała się wraz z nami, gdy umawialiśmy się z naszym spowiednikiem i robiła to do czasu aż znalazła własnego.
Jednocześnie patrzyła na rodziców, którzy poza wiarą i pracą, lubią życie; spotykają się ze znajomymi, piją razem grzane wino, na mamę, która lubi ubrać się atrakcyjnie. Nie raz jeden słyszała jak krytykujemy pewne postawy w Kościele i wiedziała, że wolno jej myśleć i wyrażać swoje zdanie. Uczestniczyła w zielonych szkołach, urodzinach, spotykała się z koleżankami z różnych kręgów.
Ponieważ historię ma mocno skomplikowaną, dzisiaj wybiera różne towarzystwo. Gdy uważałam, że coś jej grozi ze strony tych ludzi, mówiłam to wprost, ale decyduje juz sama i pewnie długa droga przed nią, zanim faktycznie osiągnie dojrzałość. Wiem, że na pewno nauczyliśmy ją jednego -bez względu na to jak bardzo w życiu narozrabia, jak daleko odejdzie, pomoc znajdzie w Kościele i wśród ludzi Kościoła. Myślę, że to najcenniejsze, co jej daliśmy przez te wspólne lata. A że rozrabia i to ostro, do Kościoła zagląda często. Kompas działa. Tylko tyle i aż tyle.
Napisałam wyraznie, że pytanie do @Aniela jest OBOK tematu wątku, czyli nie chodzi mi o wiare, ale ogólnie o to, jak dzieci 1.uczone w domu + 2.uczeszczajace tylko na zajęcia zaaprobowane przez rodziców + 3.nieznajace innych rozrywek poza małym wyborem również wybranym przez rodziców, funkcjonują w dorosłym życiu. Ciężko bowiem obracać się tylko wśród znajomych rodziców i osób zbliżonych światopoglądowo do rodziny. Uprzedzam pytanie - nie, nie krytykuje ed (po strajku wręcz rozważam w przyszłości taką formę nauki) ani RM. (Nie, nie słucham na co dzień RM, ale zmieniając kanały w TV zdarzyło nam się włączyć TV Trwam i coś tam obejrzeć).
Nie przeczytałam ostatnich stu wpisów.
Moje dzieci funkcjonują świetnie w dorosłym życiu, jeżeli o to pytasz. Ja miałm bardzo duży wybór rozrywek dla nich, gdy miały kilka lat, a nie "mały" - jak to określasz.
A czy Twoje kilkuletnie dzieci same sobie wybierają zajęcia i nawet jeśli Ty ich nie aprobujesz, to sobie na nie chodzą? Ciekawe jak potężny zakres rozrywek znają Twoje kilkuletnie dzieci? Bardzo ciekawe.
Wiecie jak trudno zapisać sie na rekolekcje RAMowskie?!
Moje nastolatki zapisały sobie datę rozpoczęcia zapisów i godz.10:00. Przypomniało im się o 10:15 i tak się zaczęły uwijać, że zdążyły. Do 2 godzin wszystkie miejsca były zajęte, na wszystkich turnusach i w ośrodkach. Dobrze, że były w domu, a nie w szkole (matury, ED), w przeciwnym wypadku byłby klops.
Czyli rekolecje to fascynujący sposób spędzania czasu, skoro tylu młodych tam pędzi.
"Może dlatego to co pisze Aniela wydaje mi się tak nienaturalne i absurdalne, bo gdyby moja mama chciała mnie tak kontrolować i urządzać czas wolny, od rozgłośni która moge włączać po spędzanie wakacji, to jakkolwiek ja kocham i lubię, to bym chyba oszalała i szybko uciekła z takiego domu." ------------------- @Paprotka
A Ty nie organizujesz czasu swoim kilkuletnim dzieciom? Pozwalasz im wychodzić, gdzie by tylko chciały? One decydują, co leci w radiu/tv/internecie w Twoim domu? Twoje kilkuletnie dzieci decydują, gdzie jedziecie na wakacje?
Poza tym, mnie się wydaje, że Ty masz jakąś obsesję na punkcie RM i rekolekcji.
Aniela, ale czytasz ze piszę o nastolatkach? Nie traktuje ich jak kilkuletnich dzieci. Nastolatki musza powielać wszystko co robiły jako dzieci? Jesli lubiły jeździć z rodzina w dzieciństwie to znacxy ze w wieku 15-lat nie mogą woleć obozu bez towarzystwa mamy? A co do obsesji na temat RM, słuchacie w domu także innych stacji, choćby typowo muzycznych, czy nie wolno? :-)
Wy się zdecydujcie , o czym dyskutujecie, a raczej o kim. Dla kilkatkow i nastolatków trudno znaleźć identyczną normę wychowania.
Powinnas skierować to pytanie do Paprotki, a nie do mnie. Na stronie 6, złożyłam dużymi literami, specjalnie dla @Paprotka , deklarację o jakiej grupie wiekowej piszę. A ona dalej RM, RM, RM...
Gdy dorastające dzieci odchodzą od wiary, to nic poza modlitwą, postem raczej nie da sie zrobić. Gajdowie twierdzą, że często tak się dzieje, bo wcześniej, gdy dzieci były przed-nastoletnie słuchały jednego radia i jeździły na rekolekcje z rodzicami.
Moje doświadczenie jest inne. Pisałam, co robiłam z przed-nastolatkami czyli kilkulatkami. Podkreślałam to już wielokrotnie.
Myślę, że doświadczenie dwóch grup osób w tej dyskusji jest cenne: tych którzy wychowali już dzieci i dzieci pozostały wierzące i tych którzy postępowali mniej więcej jak Gajdowie i mają swoje dorosłe dzieci (wierzące lub nie), ewentualnie jak ktoś ma piękne doświadczenia z dzieciństwa wychowania do wiary i potrafi je obiektywnie ocenić. Najmniej wartościowe w tym wątku są opinie są osób, których niezidentyfikowani przodkowie nie potrafili wychować po katolicku i oni lub nawet już ich rodzice nie wierzą. Z całym szacunkiem ale nie wniosą nic wartościowego do dyskusji. To jakby się wypowiadały osoby nie pijące mleka (z przekonania) w wątku jak zachęcić do picia mleka.
Aniela, pytam o to radio, a konkretnie o zezwalanie na słuchanie jednej stacji - nie ma znaczenia jakiej - bo jestem ciekawa, czy zauważysz ze to jest właśnie izolowanie nastolatków, którego się tak wypierasz :-) chyba ze jest inaczej i jesteś w stanie przyjąć do wiadomości ze dziecko może olać RM na rzecz zetki albo trójki
Joanna36, jesli obracacie się głównie w kręgach wspólnot kościelnych nawet na urlopie to raczej nie macie w swoim świecie za duzo osób które z różnych względów odeszły od wiary czy Kościoła (bo to nie musi być to samo). Wiec przeciwnie, to doświadczenia tych osób byłyby tu cenne. Może powinniście wywołać tu te nicki, które je maja zamiast wymieniać się teoriami:)
Nie musisz do mnie na "Wy" się zwracać, może być "Ty", nie jestem bytem zbiorowym ani królową. Nie masz doświadczenia w udanych staraniach o wychowanie w wierze, ani z własnego życia jako dziecko, ani jako matka, możesz opisywać cudze doświadczenia, a w tych doświadczeniach nie wiesz co i kiedy naprawdę zadziałało na niekorzyść wiary.
@Paprotka , ja nie obracam się w wyłącznie w kręgach ludzi wierzących, wręcz przeciwnie. Ale ich doświadczenia "jak wychować małego ateistę" nie są dla mnie zbyt cenne...
Wiecie jak trudno zapisać sie na rekolekcje RAMowskie?!
Moje nastolatki zapisały sobie datę rozpoczęcia zapisów i godz.10:00. Przypomniało im się o 10:15 i tak się zaczęły uwijać, że zdążyły. Do 2 godzin wszystkie miejsca były zajęte, na wszystkich turnusach i w ośrodkach. Dobrze, że były w domu, a nie w szkole (matury, ED), w przeciwnym wypadku byłby klops.
Czyli rekolecje to fascynujący sposób spędzania czasu, skoro tylu młodych tam pędzi.
Potwierdzam. U nas też to tak szybko idzie, w godzinie rozpoczęcia zapisów trzeba już mieć włączony komp i być zalogowanym, bo inaczej się nie zdąży i brak miejsc.
@Paprotka , ja nie obracam się w wyłącznie w kręgach ludzi wierzących, wręcz przeciwnie. Ale ich doświadczenia "jak wychować małego ateistę" nie są dla mnie zbyt cenne...
I nie rozmawiacie nigdy na tematy wiary czy jej braku? Co wpłynęło na to ze maja takie a nie inne poglądy? My czasem o tym rozmawiamy, wiem dlaczego wierzą i co im to daje, oczywiście mam tu na myśli bliższa rodzine i przyjaciół. Niewierzący tez maja różne doświadczenia, tez zdarza się nam o tym rozmawiać. Analogicznie, Gdyby chcieć się dowiedzieć dlaczego dorosle dzieci np zrywają kontakt z rodzina, logiczne jest by zapytac o to właśnie te osoby ale do kogo ja to piszę.
Czytam wątek z zainteresowaniem,
bardzo ciekawe są te pomysły jak wychować dzieci, żeby nie
odeszły od wiary.
Podobają mi się patenty Anieli,
bardzo.
I nie sądzę, żeby izolowała swoje
dzieci, na pewno jej rodzina kontaktuje się czy przyjaźni z innymi
katolickimi rodzinami. Po prostu są w określonym środowisku.
Wyjeżdżają na rekolekcje, gdzie jest
sporo ludzi, pewnie jej dzieci są w jakichś wspólnotach
przykościelnych, duszpasterstwach. Nie sądzę, żeby żyły
samotnie.
To nie jest izolacja, to jest szukanie
i zapewnianie swoim dzieciom jak najlepszego towarzystwa.
Dziś chrześcijaństwo jest tak
atakowane i wyśmiewane przez marksizm antykulturowy, że katolicy
chcący zapewnić swoim dzieciom jak najlepsze wychowanie muszą w
jakimś stopniu odciąć swoje rodziny od wyziewów ateistycznej,
konsumpcyjnej i przeseksualizowanej rzeczywistości.
Nie dziwię się Anieli.
Gdybym tylko mogła, zrobiłabym
podobnie.
Dzisiejsi katolicy zaczynają trochę
przypominać te pierwsze wspólnoty chrześcijańskie, które żyły
w całkowicie pogańskim świecie.
Pierwsi chrześcijanie trzymali się
razem, odcinali się od zgubnych ich zdaniem wpływów pogańskiego
świata, niejednokrotnie nawet mieszkali razem (np.sprzedawali własny
majątek i oddawali wspólnocie). Wspierali się nawzajem, umacniali się w wierze, mieli
swoich duszpasterzy, którzy objaśniali im na czym polega bycie uczniem Chrystusa. Na pewno starali się stworzyć dobre środowisko
wychowawcze.
A potem, kiedy chrześcijaństwo się
rozrosło, nie trzeba było już ograniczać się do wąskiego grona,
bo całe narody były chrześcijańskie. Pod tym względem nasi
przodkowie mieli dużo, dużo łatwiej niż my.
Zresztą muzułmanie, czy ortodoksyjni żydzi robią dokładnie to samo. Żyją w pewnym hermetycznym środowisku, które ma wpływ wychowawczy na ich dzieci. Niekoniecznie integrują się tak do końca z przedstawicielami innych kultur. Taki styl życia jednak działa i przynosi spodziewane efekty.
Społeczeństwo rozwija się w kierunku izolacji ludzi, coraz więcej jest gospodarstw jednoosobowych. W kościele jest tendencja inna, mamy być wspólnotą, niech się ateiści nie martwią o izolację religijną. Jeśli izolacja jest zła sama w sobie to lepiej być w zżytej grupie nawet małej niż samotnym całkiem co proponuje dzisiejszy świat . Btw niedawno powstał nowy termin "Masturdate" czyli randka z samym sobą.
Napisałam wyraznie, że pytanie do @Aniela jest OBOK tematu wątku, czyli nie chodzi mi o wiare, ale ogólnie o to, jak dzieci 1.uczone w domu + 2.uczeszczajace tylko na zajęcia zaaprobowane przez rodziców + 3.nieznajace innych rozrywek poza małym wyborem również wybranym przez rodziców, funkcjonują w dorosłym życiu. Ciężko bowiem obracać się tylko wśród znajomych rodziców i osób zbliżonych światopoglądowo do rodziny. Uprzedzam pytanie - nie, nie krytykuje ed (po strajku wręcz rozważam w przyszłości taką formę nauki) ani RM. (Nie, nie słucham na co dzień RM, ale zmieniając kanały w TV zdarzyło nam się włączyć TV Trwam i coś tam obejrzeć).
Nie przeczytałam ostatnich stu wpisów.
Moje dzieci funkcjonują świetnie w dorosłym życiu, jeżeli o to pytasz. Ja miałm bardzo duży wybór rozrywek dla nich, gdy miały kilka lat, a nie "mały" - jak to określasz.
A czy Twoje kilkuletnie dzieci same sobie wybierają zajęcia i nawet jeśli Ty ich nie aprobujesz, to sobie na nie chodzą? Ciekawe jak potężny zakres rozrywek znają Twoje kilkuletnie dzieci? Bardzo ciekawe.
@Aniela - nie pytam o kilkulatki, ale dorosłe już dzieci, oraz to, jak odnajdują się wśród ludzi spoza ograniczonego kręgu. Oczywiste jest dla mnie, że dzieciom kilkuletnim czy nawet "wczesnym" nastolatkom nie pozwala się na dostęp do wszystkiego, np. sama nie daję smartfona (z dostępem do internetu i dzwonienia, nie chodzi o funkcję aparatu), choć koledzy i koleżanki córki mieli swoje już w wieku 8 lat. Nie znam problemu, jaki mają rodzice nawet i 7-latków czy młodszych dzieci pt. "nie wiem, jak odciągnąć dziecko od gry/tabletu" - u nas nie ma tej kwestii, bo gra jest bardzo rzadko, raczej z mojej inicjatywy, gdy chce mieć zupełny spokój na ważną rozmowę telefoniczną. Latem dzieci są na dworze, dla porównania dzieci bliskich znajomych (wiek: 9, 11, 13) całe lato w domu przy smartfonach, limitowanie czasu nic nie daje. Zaznaczam, że cały czas piszę obok wątku o wierze. Z Twoich wpisów zrozumiałam, że jako remedium na wszelkie problemy z buntem polecasz odcięcie od złej współczesnej kultury, zawężenie zajęć dla nastolatków do wybranych, nauka tylko w domu, tylko wybrane grupy skautów itp. I tu jest moje pytanie - jak potem tacy dorośli odnajdują się w kontakcie z ludźmi spoza kręgu? Bo przecież musza w koncu sie z nimi skontaktowac.
Odnoszę wrażenie, że jest w tej dyskusji spory problem ze zrozumieniem... @Aniela z tego, co wiem, ma w chwili obecnej już tylko dorosłe i nastoletnie dzieci. Ale o ograniczaniu dostępu do mediów, gier, towarzystwie pisze o dzieciach poniżej powiedzmy 10-12 lat. I to procentuje tym, że jako nastolatki mają w taki sposób już uksztaltowany pogląd na świat, że same sobie te rzeczy ograniczają, bo nie mają potrzeby z nich korzystać, gdyż znają inne życie (takie, jakie miały przez pierwsze 10-12 lat swego życia, bo takie im zaoferowali rodzice) i im to życie po prostu pasuje. To jest ich świat, rodzice im nic nie narzucają siłą, one same tak wybierają. A ich wybory są konsekwencją pewnych wyborów rodziców we wcześniejszych latach. One naturalnie w takim środowisku wzrastały, nie postrzegały tego jako ograniczenie, zniewolenie, więzienie. Tak odbieram to, co @Aniela pisze.
Komentarz
Serio zajmuje Cię temat?
Berenika - tak, to naprawdę fascynujące ile zła można widzieć w wakacjach poza rekolekcjami, rozgłośniach poza RM czy kieszonkowym. Fascynujące
-------------------
@Paprotka
A Ty nie organizujesz czasu swoim kilkuletnim dzieciom? Pozwalasz im wychodzić, gdzie by tylko chciały? One decydują, co leci w radiu/tv/internecie w Twoim domu? Twoje kilkuletnie dzieci decydują, gdzie jedziecie na wakacje?
Poza tym, mnie się wydaje, że Ty masz jakąś obsesję na punkcie RM i rekolekcji.
Moje dzieci funkcjonują świetnie w dorosłym życiu, jeżeli o to pytasz.
Ja miałm bardzo duży wybór rozrywek dla nich, gdy miały kilka lat, a nie "mały" - jak to określasz.
A czy Twoje kilkuletnie dzieci same sobie wybierają zajęcia i nawet jeśli Ty ich nie aprobujesz, to sobie na nie chodzą? Ciekawe jak potężny zakres rozrywek znają Twoje kilkuletnie dzieci? Bardzo ciekawe.
Moje nastolatki zapisały sobie datę rozpoczęcia zapisów i godz.10:00. Przypomniało im się o 10:15 i tak się zaczęły uwijać, że zdążyły. Do 2 godzin wszystkie miejsca były zajęte, na wszystkich turnusach i w ośrodkach. Dobrze, że były w domu, a nie w szkole (matury, ED), w przeciwnym wypadku byłby klops.
Czyli rekolecje to fascynujący sposób spędzania czasu, skoro tylu młodych tam pędzi.
Gdy dorastające dzieci odchodzą od wiary, to nic poza modlitwą, postem raczej nie da sie zrobić. Gajdowie twierdzą, że często tak się dzieje, bo wcześniej, gdy dzieci były przed-nastoletnie słuchały jednego radia i jeździły na rekolekcje z rodzicami.
Moje doświadczenie jest inne. Pisałam, co robiłam z przed-nastolatkami czyli kilkulatkami. Podkreślałam to już wielokrotnie.
Ty się chyba nudzisz, Paprotka!
Zaczynam się wstydzić, że usiłuję odpowiadać na Twoje durne pytania, @Paprotka.
Joanna36, jesli obracacie się głównie w kręgach wspólnot kościelnych nawet na urlopie to raczej nie macie w swoim świecie za duzo osób które z różnych względów odeszły od wiary czy Kościoła (bo to nie musi być to samo). Wiec przeciwnie, to doświadczenia tych osób byłyby tu cenne. Może powinniście wywołać tu te nicki, które je maja zamiast wymieniać się teoriami:)
I nie rozmawiacie nigdy na tematy wiary czy jej braku? Co wpłynęło na to ze maja takie a nie inne poglądy? My czasem o tym rozmawiamy, wiem dlaczego wierzą i co im to daje, oczywiście mam tu na myśli bliższa rodzine i przyjaciół. Niewierzący tez maja różne doświadczenia, tez zdarza się nam o tym rozmawiać.
Analogicznie, Gdyby chcieć się dowiedzieć dlaczego dorosle dzieci np zrywają kontakt z rodzina, logiczne jest by zapytac o to właśnie te osoby ale do kogo ja to piszę.
Podobają mi się patenty Anieli, bardzo.
I nie sądzę, żeby izolowała swoje dzieci, na pewno jej rodzina kontaktuje się czy przyjaźni z innymi katolickimi rodzinami. Po prostu są w określonym środowisku.
Wyjeżdżają na rekolekcje, gdzie jest sporo ludzi, pewnie jej dzieci są w jakichś wspólnotach przykościelnych, duszpasterstwach. Nie sądzę, żeby żyły samotnie.
To nie jest izolacja, to jest szukanie i zapewnianie swoim dzieciom jak najlepszego towarzystwa.
Dziś chrześcijaństwo jest tak atakowane i wyśmiewane przez marksizm antykulturowy, że katolicy chcący zapewnić swoim dzieciom jak najlepsze wychowanie muszą w jakimś stopniu odciąć swoje rodziny od wyziewów ateistycznej, konsumpcyjnej i przeseksualizowanej rzeczywistości.
Nie dziwię się Anieli.
Gdybym tylko mogła, zrobiłabym podobnie.
Dzisiejsi katolicy zaczynają trochę przypominać te pierwsze wspólnoty chrześcijańskie, które żyły w całkowicie pogańskim świecie.
Pierwsi chrześcijanie trzymali się razem, odcinali się od zgubnych ich zdaniem wpływów pogańskiego świata, niejednokrotnie nawet mieszkali razem (np.sprzedawali własny majątek i oddawali wspólnocie). Wspierali się nawzajem, umacniali się w wierze, mieli swoich duszpasterzy, którzy objaśniali im na czym polega bycie uczniem Chrystusa. Na pewno starali się stworzyć dobre środowisko wychowawcze.
A potem, kiedy chrześcijaństwo się rozrosło, nie trzeba było już ograniczać się do wąskiego grona, bo całe narody były chrześcijańskie. Pod tym względem nasi przodkowie mieli dużo, dużo łatwiej niż my.