Zresztą jeszcze nie słyszałan o dzieciach uzależnionych od pracy w ogrodzie
Marzę o dzieciach uzależnionych od jakiejkolwiek pracy (mam na myśli obowiązki domowe). Nie mam metod Anieli co do swoich dzieci, ale szczerze to zazdroszczę konsekwencji i wdrażania takowych od wczesnych lat. To jest bardzo trudne; w dzisiejszym świecie o wiele łatwiej ustępować, dawaćMoje dzieci, jak zresztą wszystkie inne dokoła, nie mogą bez nich żyć a ja walczę z wiatrakami (jednym z takich jest mój mąż, który tez kocha gry i kompy).
U nas sprawdza się właśnie zmęczenie sportem i innymi zajęciami po szkole. Latem nie ma siedzenia w domu i grania, generalnie konsola jest wydzielana na określony czas. Rozmawiamy tez sporo ze starszymi dziećmi o uzależnieniach od internetu i telefonu i ich wpływu na zdrowie. Nie demonizujemy ich, ale pokazujemy ze oprócz gier jest wiele innych rozrywek. Nie wiem na ile ten problem jest poważny u Ciebie, ale moj mąż tez jest pasjonatem gier i telefonów i wiem ze to nie ułatwia sprawy. Wazne by zachować umiar. Mąż Gra z dwójka dzieci w Minecrafta, mamy sporo rzeczy związanych z ta gra, od ubrań po książki bo dzieci ja uwielbiają. Poza tym nie mamy tv, wiec nikt nie ślęczy przed ogłupiającymi programami i reklamami. Niektórzy krytykują granie, a sami maja telewizor włączony na okrągło, tak zreszta było w wielu rodzinach przed epoka internetu.
Mnie mój syn usiłuje przekonać, że gry komputerowe wyrobiły mu refleks i myślenie strategiczne. No nie wiem...
Ale ja sama widzę pewien plus w tzw. strzelankach - w połączeniu z tym, że syn i jego koledzy potrafią posługiwać się w realu bronią palną (chodzili na zajęcia ze strzelectwa), jest szansa, że w razie potrzeby umieliby z takiej broni korzystać. Oby jednak nigdy nie było takiej konieczności.
A może i tak, TecumSeh, ja się na tym nie znam, mnie te gry śmiertelnie nudzą ...
Najbardziej mnie martwi to, że syn w pewnym sensie "musi" grać, bo jak nie, to będzie wyalienowany towarzysko. Wszyscy grają, wszyscy jego koledzy. To plaga jakaś.
Jedyne co mogę zrobić, to ograniczyć czasowo te gry, gonić go na pole i na sport.
Najbardziej mnie martwi to, że syn w pewnym sensie "musi" grać, bo jak nie, to będzie wyalienowany towarzysko. Wszyscy grają, wszyscy jego koledzy. To plaga jakaś.
Jedyne co mogę zrobić, to ograniczyć czasowo te gry, gonić go na pole i na sport.
Spoko - ja kiedyś byłem wyalienowany towarzystko (na studiach) z powodu nie oglądania pierwszej edycji Big Brothera. A i tak imiona "bohaterów" do dziś pamiętam bo w pewnym momencie nikt nie rozmawiał praktycznie o niczym innym. Czarę goryczy przelał profesor filozofii opowiadający na wykładzie o prawdziwych kulisach wylatywania z programu.
Ograniczenia (a nie eliminacja) bardzo ok. Dobrze by dziecko poznało wiele aspektów życia.
No ja to bym najchętniej w ogóle wyeliminowała te gry z jego życia. Ale żeby tak było, to musielibyśmy żyć w innej rzeczywistości. Pocieszam się , że w internacie nie wolno mieć laptopów. Ale on o tym na razie jeszcze nie wie, hłe, hłe. Z drugiej strony jak nikt nie będzie miał dostępu do gier, to myślę, że on się nie będzie buntował. Zajmie się czymś innym, na szczęście.
Armię wystawi, państwem zarządzi, ale zarzadzic rodziną, kran naprawić - o, to juz za trudne...
A żebyś wiedziała, naprawdę. Niektórzy koledzy syna grają przez większość czasu pozaszkolnego. I przez całe weekendy, święta. To koszmar jakiś. Ja nie wiem jak można na to pozwolić ... Rodziców nie ma w domu, pracują, a potem śpią, odpoczywają po ciężkiej pracy. A chłopaki tylko siedzą przed monitorem i tracą czas... niczego się nie nauczą o życiu.
Nasz syn ma jednak limity na granie. W pierwszej kolejności nauka, wyjście na pole, sporty, pomoc w domu, rozmowy w rodzinie.
Kran chyba też naprawiłby - jego tata zabiera go ze sobą jak naprawia samochód, zmienia koła czy nawet do pomocy w naszej firmie budowlanej - uwierz, nasz syn wie, co to jest ciężka robota.
A wracając do gier - co jest w tym cennego? Nawet odpoczynek słaby bo ryje banię i oczy. Mama mojego chrześniaka ostatnio się wściekła i całkiem, na razie do wakacji, skasowała granie. Chłopaki wszystko robili za gry, czekali na gry, planowali gry. Uczyli się żeby grać, chodzili na basen bo potem mogli pograć. Żadnej przyjemności z życia tylko czekanie na gry. W końcu się wściekła, w domu miała Meksyk ale po kilku dniach zatrybili, że są inne przyjemności, a ona ma spokój.
A co jest cennego w zajmowaniu się ogródkiem kwiatowym? Ryje kręgosłup. Człowiek się uzależnia, bo sobie myśli, że jak teraz nie przekopie, to nie urośnie; jak nie podleje, to mu wyschnie, jak nie wyplewi, to będą chwasty Ludzie różne rzeczy robią dla przyjemności. I właśnie o tę przyjemność w nich chodzi.
Z grami u dzieci jak z każdą inną przyjemnością - jeśli się ją ustawia jako nagrodę za coś innego, to ryje beret. I potem dziecko będzie jadło, by dostać cukierka, posprząta, by coś oglądnąć, zrobi lekcje, by wyjść się pobawić poza domem itd. Pomagają ogólne zasady, które nie wiążą przyjemności z czymś innym, np. gramy tylko w weekend 2 godziny.
Echh kontakt z naturą, ruch na świeżym powietrzu i wymierne efekty w postaci własnych warzyw, owoców i kwiatów to taka sama "przyjemność" jak gierki na kompie? Do tego ogrodnictwo uczy cierpliwości, odkładania efektów w czasie. Może gry strategiczne jeszcze nauczą czegokolwiek, ale popularne nawalanki,to jest prawdziwe rycie bani.
Takim małym chłopcom jak powiesz, że grają 2 godziny w weekend to będą czekać do tego weekendu i niech wypadnie wyjazd rodzinny, wizyta gości itp. to znowu problem bo nie grałeeemmmm, na wyjeździe będą spieszyć sie do domu bo jeszcze muszą te dwie godzinki pograaaććć W wypadku akurat tych konkretnych chłopców, uważam, że mama słusznie postąpiła zakazując na amen i już.
Powiedziała kobieta, która ile czasu spędza na forum i w innych mediach społecznościowych? Sprawdź sobie, co się stanie, jak sobie wyznaczysz 2 godziny w weekend na takie przyjemności; może też się szlaban na amen przyda.
A problem zawsze będzie u małych dzieci w takich obszarach, bo nie potrafią odraczać gratyfikacji z łatwością. Usuwanie tego napięcia w postaci całkowitego szlabanu to wg mnie ostateczność. Normalnie to jest okazja dla dzieci, by uczyć się radzenia sobie z intensywnymi emocjami (pragnienie, oczekiwanie), a dla rodziców by uczyć się bycia konsekwentnym bez eskalowania emocji dzieci (czyli empatii po prostu).
Zresztą w świecie gier można też ustalać pewne zasady, np. kończenie gier, nawet jeśli nie są tak ciekawe lub zdają się być zbyt trudne; granie w różne gry; zakaz gier online z uzależniającym systemem gratyfikacji. Problemem, który ja dostrzegam, jest puszczanie takich rozrywek samopas; pewnie dlatego, że często rodzice kompletnie się nie orientują w tym świecie. Zatem jeśli rodzic nie chce się w to angażować, to lepiej faktycznie w ogóle nie wprowadzać w taki świat.
To spróbujcie btw kiedyś pograć z dziećmi, by Was pouczyły. Sprawicie im tym ogromną przyjemność, "zaktualizujecie mapę życia" własnych dzieci i takie tam.
Jedno z moich miłych wspomnień z dzieciństwa to jak graliśmy rodzinnie na Pegasusie w tetrisa. Mój tata, siostra i ja. I ten, co czekał na swoją kolej stał za plecami dwojga grających i szeptał: "skuś baba na dziada jak baba nie skusi to dziad babę udusi". Śmiechom i dokazywaniom nie było końca
Cechy gier, o
szczególnym potencjale uzależniającym (na podstawie badań
instytutu KFN prowadzonych przez Floriana Rehbeina):
przydzielanie
wirtualnych nagród w zależności od ilości czasu spędzonego na
graniu
przydzielanie
wyjątkowo rzadkich i dla gracza szczególnie znaczących
wirtualnych nagród przy zastosowaniu mechanizmu nieregularnego
wzmocnienia
karanie
gracza za brak regularnego brania udziału w grze (persystentny czas
gry – wirtualny świat gry, w którym akcja gry toczy się
nieustannie, nawet wtedy, gdy poszczególni gracze opuszczają go na
pewien czas)
skomplikowany
system awansowania na wyższe poziomy gry; rozwój „osobowości”
danego gracza jest uwarunkowany jego wytrwałym i czasochłonnym
zaangażowaniem w akcję przez wiele miesięcy;
rozbudowany i
złożony świat gry; odkrywanie go i korzystanie z wszystkich
możliwych opcji wymaga intensywnego, wielomiesięcznego grania;
wysoki
stopień złożoności zadań, których rozwiązywanie jest możliwe
jedynie w grupie zgranych uczestników mających wzajemne
uzupełniające się funkcje; w ten sposób umacnia się poczucie
obowiązku gracza wobec społeczności, której jest członkiem, co
skutkuje zarówno jego większym wewnętrznym oporem (poczucie
odpowiedzialności, wyrzuty sumienia) przed opuszczaniem pola gry,
jak i narastaniem presji wywieranej przez pozostałych graczy
(groźby wykluczenia z gry i zerwania kontaktów)
to zostało wytłumaczone w nawiasie: persystentny czas gry – wirtualny świat gry, w którym akcja gry toczy się nieustannie, nawet wtedy, gdy poszczególni gracze opuszczają go na pewien czas
Czyli akcja gry się toczy w tym wirtualnym świecie niezależnie od tego, czy gracz jest akurat zalogowany, czy nie. Jeśli gracz nie jest zalogowany, to coś, co się tam wydarza go omija.
Mało udane tłumaczenie... Wspólne granie w gry komputerowe może być tak samo fajne jak rodzinne granie w planszówki. Generalnie dzieci lubią i doceniają, gdy rodzice wykazują zainteresowanie tym co je interesuje.
@Ida np. gry, w których można wydawać realne pieniądze, są projektowane w taki sposób, by uzależniać.
Aha, to już chyba wiem o co chodzi. Np. taka gra, w której kupuje się niejakie "skórki". Kolega syna wydał na jedną skórkę 1600 koron, czyli jakieś niecałe 800 zł. Po czym przegrał. Zresztą nieraz. Koniec świata...
A w ogóle Ida opisałaś wręcz modelowe multi-kulti, a ponoć taki twór istnieje tylko w wyobraźni lewaków chrześcijanie, muzułmanie i ateiści w harmonii, każdy ze swoimi poglądami i wszyscy się szanują. w Polsce to nawet katolicy tak zgodnie nie żyją
A w ogóle Ida opisałaś wręcz modelowe multi-kulti, a ponoć taki twór istnieje tylko w wyobraźni lewaków chrześcijanie, muzułmanie i ateiści w harmonii, każdy ze swoimi poglądami i wszyscy się szanują. w Polsce to nawet katolicy tak zgodnie nie żyją
No tak tu jest, w końcu to jedno z "najnowocześniejszych" państw świata (cokolwiek to oznacza). Lewacy długo pracowali nad urobieniem super-tolerancyjnego społeczeństwa.
W szkołach i mass-mediach pranie mózgu było od dziesięcioleci.
Jednakże z tego co widzę te środowiska w pierwszym pokoleniu prawie w ogóle się nie przenikają (w sensie tworzenia przyjaźni).
Dopiero drugie pokolenie zamieszkałe tutaj nie ma żadnych oporów przed innością kolegów czy koleżanek , co jest zrozumiałe, przecież razem chodzą do tej samej szkoły, klasy, na sport, itp.
Nawiasem mówiąc idealne społeczeństwo multi-kulti, które bez większych zgrzytów i we wzajemnym szacunku oraz tolerancji zgodnie funkcjonowało, to była Polska na przełomie bodajże 16 i 17 wieku. Rzeczpospolita Obojga Narodów.
"Dopiero drugie pokolenie zamieszkałe tutaj nie ma żadnych oporów przed innością kolegów czy koleżanek" - ale to chyba dobrze?
Powiem tak: dla emigrantów dobrze, dla tubylców nie.
Mam wielu starszych sąsiadów, rozmawiam z niektórymi czasem, tak "od serca". Są zdruzgotani tym jak zmienił się ich kraj, ich Arkadia. Nie do poznania. Tego już się nie da nigdy naprawić.
Ja tu jakiegoś niesamowitego sukcesu nie widzę. Bardziej widzę propagandę na ten temat. Tutaj musi dwoje pracować, żeby utrzymać rodzinę z dwójką dzieci na poziomie, który powszechnie "obowiązuje". Starsi ludzie narzekają na skromne emerytury, a rząd pieniędzmi szasta na głupoty.
Polska nie jest zacofana. Ja tutaj z dumą mówię, że Polska jest konserwatywna i że jest to wartość, którą my cenimy.
I to jest tak z tym bogactwem kulturowym, że na początku jest cicho i spokojnie, ale potem jednak powstają poważne problemy, bo są konflikty interesów.
Tecum, ja nie sądzę, że multikulturalizm gdziekolwiek może się udać na dłuższą metę.
Wiele narodów i jedna religia - tak. Ale wiele religii i nacji i jeszcze ras w jednym państwie - to jednak jest konfliktogenne. W USA jest raczej bardzo niebezpiecznie, to chyba jeden z efektów takiej mieszanki kultur...
No nie do końca z tymi sąsiadami. Tylko że żeby zostać Szwajcarem musisz mieszkać w Szwajcarii minimum 12 lat a potem zdać egzamin na bycie Szwajcarem. Czyli jeden z języków znać perfekcyjnie, orientować się w kulturze i polityce lepiej niż rdzenni mieszkańcy, ogólnie mieć nieposzlakowaną opinię i zero zadłużenia. Do prawa pobytu potrzebujesz pracować, zle jest widziane siedzenie na socjalu jakimkolwiek i kiedykolwiek w przeciągu tych 12 lat.
Komentarz
I mówię to jako zwolenniczka JKM.
Choc nie gram w zadne z nich.
Sprawdź sobie, co się stanie, jak sobie wyznaczysz 2 godziny w weekend na takie przyjemności; może też się szlaban na amen przyda.
A problem zawsze będzie u małych dzieci w takich obszarach, bo nie potrafią odraczać gratyfikacji z łatwością. Usuwanie tego napięcia w postaci całkowitego szlabanu to wg mnie ostateczność. Normalnie to jest okazja dla dzieci, by uczyć się radzenia sobie z intensywnymi emocjami (pragnienie, oczekiwanie), a dla rodziców by uczyć się bycia konsekwentnym bez eskalowania emocji dzieci (czyli empatii po prostu).
Zresztą w świecie gier można też ustalać pewne zasady, np. kończenie gier, nawet jeśli nie są tak ciekawe lub zdają się być zbyt trudne; granie w różne gry; zakaz gier online z uzależniającym systemem gratyfikacji. Problemem, który ja dostrzegam, jest puszczanie takich rozrywek samopas; pewnie dlatego, że często rodzice kompletnie się nie orientują w tym świecie. Zatem jeśli rodzic nie chce się w to angażować, to lepiej faktycznie w ogóle nie wprowadzać w taki świat.
Moi synowie grają w jakaś jedną, na oko wydaje się ok, czas mają limitowany, z resztą wola być na dworze
Jedno z moich miłych wspomnień z dzieciństwa to jak graliśmy rodzinnie na Pegasusie w tetrisa. Mój tata, siostra i ja. I ten, co czekał na swoją kolej stał za plecami dwojga grających i szeptał: "skuś baba na dziada jak baba nie skusi to dziad babę udusi". Śmiechom i dokazywaniom nie było końca
Cechy gier, o szczególnym potencjale uzależniającym (na podstawie badań instytutu KFN prowadzonych przez Floriana Rehbeina):
przydzielanie wirtualnych nagród w zależności od ilości czasu spędzonego na graniu
przydzielanie wyjątkowo rzadkich i dla gracza szczególnie znaczących wirtualnych nagród przy zastosowaniu mechanizmu nieregularnego wzmocnienia
karanie gracza za brak regularnego brania udziału w grze (persystentny czas gry – wirtualny świat gry, w którym akcja gry toczy się nieustannie, nawet wtedy, gdy poszczególni gracze opuszczają go na pewien czas)
skomplikowany system awansowania na wyższe poziomy gry; rozwój „osobowości” danego gracza jest uwarunkowany jego wytrwałym i czasochłonnym zaangażowaniem w akcję przez wiele miesięcy;
rozbudowany i złożony świat gry; odkrywanie go i korzystanie z wszystkich możliwych opcji wymaga intensywnego, wielomiesięcznego grania;
wysoki stopień złożoności zadań, których rozwiązywanie jest możliwe jedynie w grupie zgranych uczestników mających wzajemne uzupełniające się funkcje; w ten sposób umacnia się poczucie obowiązku gracza wobec społeczności, której jest członkiem, co skutkuje zarówno jego większym wewnętrznym oporem (poczucie odpowiedzialności, wyrzuty sumienia) przed opuszczaniem pola gry, jak i narastaniem presji wywieranej przez pozostałych graczy (groźby wykluczenia z gry i zerwania kontaktów)
persystentny czas gry – wirtualny świat gry, w którym akcja gry toczy się nieustannie, nawet wtedy, gdy poszczególni gracze opuszczają go na pewien czas
Czyli akcja gry się toczy w tym wirtualnym świecie niezależnie od tego, czy gracz jest akurat zalogowany, czy nie. Jeśli gracz nie jest zalogowany, to coś, co się tam wydarza go omija.
Wspólne granie w gry komputerowe może być tak samo fajne jak rodzinne granie w planszówki. Generalnie dzieci lubią i doceniają, gdy rodzice wykazują zainteresowanie tym co je interesuje.