No właśnie, po co to wszystko robić? Spróbuj ze swojej wolnej woli zostać mordercą albo choćby przestać wierzyć. Na 10 minut, tak tylko eksperymentalnie.
Z tym się zgadzam, natomiast ważne żeby to nie poszło za daleko. Czyli jeśli Pismo twierdzi że coś jest grzechem, Bóg jest taki a taki, itp - no to już nie jest ludzka projekcja i błędy, tylko dokładna intencja Boga.
No właśnie o to chodzi. Przy takiej interpretacji wyłania się obraz Boga, który ludzkość prowadzi z trudną do wyobrażenia cierpliwością. Pomimo jej niewierności, czy wręcz autodestruktywnej głupocie.
Dlatego dziwią mnie te rozważania, o tym kto będzie zbawiony, a kto nie. Według mnie, zbawienie jest w zasięgu każdego człowieka, wystarczy jedno "chcę". Tylko Bogu zależy na tym, aby ludzkość osiągała to zbawienie przy minimalnym cierpieniu.
No właśnie, po co to wszystko robić? Spróbuj ze swojej wolnej woli zostać mordercą albo choćby przestać wierzyć. Na 10 minut, tak tylko eksperymentalnie.
Większość z własnej woli mordercą (takim oko w oko) nie zostaje bo jest obdarzona rozumem i wie, że jest to głupie i wiąże się z przykrymi konsekwencjami. A mimo to istnieją mordercy psychopaci czyniacy swe niecne czyny z premedytacją i szczerze naprawdę nie wiem co im w głowie siedzi. Podobnie z wiarą uważam, że jeśli się zostało obdarzonym rozumem i logicznym myśleniem głupotą jest zaprzeczanie istnieniu Boga jako przyczyny pierwszej wszystkiego.
I pytanie skąd się biorą głupi ludzie czy to też jest zdeterminowane wolą Boga?
Dokładnie o to chodzi. Wskazujesz, że wolność człowieka to nie jest jakaś absolutna arbitralność czy wybieranie pomiędzy dobrem a złem. Wola zawsze podąża za dobrem (subiektywnie), które co najwyżej może być obiektywnie złem. W wybór jest zaangażowany rozum i to właśnie to kierowanie się racjonalnymi przesłankami, które skłaniają nas w jedną lub drugą stronę stanowią o MOŻLIWOŚCI a nie konieczności działania w określony sposób. Działając mamy świadomość przesłanek i konsekwencji. Ale to wyjaśnienie nie może iść w nieskończoność, zatem w pewnym momencie trzeba uznać, że czyn został zdeterminowany przez pożądanie subiektywnie ujętego dobra.
Zatem wolność nie polega na tym, że mamy pełną dowolność działania, bo jej nie mamy, wybór dokonuje się w ramach tego, co z uznajemy za dobre. Nikt nie porzuci wiary na 10 minut ot, tak dla eksperymentu, bo przecież "jest wolny"; choćby przesłanką skłaniającą był lęk przed Piekłem; ale zapewne są też inne przesłanki - przekonanie o słuszności wiary, o Bożym działaniu w życiu itd.
Nie wiem, jaki jest problem w tym, by uznać, że to jest z łaski, a nie z jakiegoś uprzedniego, własnego wyboru przyjęcia bądź odrzucenia łaski. Właśnie łaska porusza naszą wolę, choć z tego powodu przecież nie stajemy się niewolnikami, wręcz przeciwnie, wybieramy to, co z siebie RÓWNIEŻ (dzięki łasce) uznajemy za dobre i słuszne - wierzyć w Boga.
To Bóg posiada wolę, która jest arbitralna. Bo przyczyną jej ruchu nie jest, jak w przypadku człowieka, poznane dobro, ale to skutkiem jej działania jest jakiekolwiek dobro w świecie. To jest zabawne, że współcześni przypisują człowiekowi wolność jaką dawniej przypisywano Bogu, a Bogu przypisują wolę człowieka do tego koniecznie związanego przez ludzkie pojmowanie dobra (bez możliwości działania w inny sposób).
A mnie się wydaje, że kluczowe jest rozpoznanie czasu nawiedzenia, by przyjąć łaske. Nie bez powodu Jezus płacze nad miastami, którym się to nie udało.
Dalej bawiac sie w drazenie tematu mozna by rzec, ze niektore grzechy tak jak wspomniana pycha, chciwosc, arogancja a nawet glupota to pewne cechy osobowsci, nawet dziedziczne, ktore moga byc uwarunkowane biologicznie ( no wszystko mozna zwalic na taka a nie inna biochemie w mozgu co do takich czy inych emocji a pozniej decyzji doprowadzila). Sa ludzie o ktorych mozna by powiedziec, ze z ojca na syna sa uparciuchami czy niepokornymi, egoistycznymi i pysznymi awanturnikami. Tu znow dotykamy tematu granic naszej wolnej woli...
Tak poza tematem: Nie to ze mam jakies watpliwoscie tylko cwicze argumenty zanim tym i podobne pytania beda w niedalekiej przyszlosci zadawac mi dzieci.
Dlatego ludzie oceniają tylko to, co widać na zewnątrz - czyli czy zostało zrobione coś, co jest obiektywnie dobre lub złe. Bóg natomiast "widzi serce", sposób w jaki czyn został dokonany. Zna świadomość i dobrowolność osoby, zna też poziom jej sprawności (czyli cnotę) Z im większą przyjemnością działa podmiot, ze względu na cnotliwą sprawność, tym bardziej sprawiający przyjemność i zasługujący będzie jego czyn. Do pewnego stopnia takie rzeczy przecież też się analizuje w konfesjonale. I tak pewnie kolega od Tecum może w ogóle nie być winny tego, co teraz robi (choć może być winnym, że do tego doprowadził), bo nie ma możliwości działać inaczej, ze względu na przymus swojego nałogu. Ale być może jest winny tego, że nic z tym nie robi. Mówię być może, bo tego się przecież nie da ocenić - nie mamy Bożego wglądu w czyjąś duszę. Dlatego mamy nie sądzić ludzi i ich sumień.
A najgorszy błąd człowiek robi, jak myśli, że już wszystko zrozumiał i wie. Dążyć do coraz większej wiedzy i świadomości jest naszym obowiązkiem, ale zrozumieć Boga to nie jest dla człowieka osiągalne. W wielu sprawach z pokorą przyznaję, że nie wiem, staram się zrozumieć, ale nie zawsze się da.
@mader nie to nie było do Ciebie, ogólnie, że nie możemy być pewni, że wiemy. Każde czytanie w Kościele rzuca nowe światło. Z wiekiem często się oczy otwierają, ale trzeba być przygotowanym, że nagle się może okazać, że w wielu rzeczach się mylimy.
Komentarz
Spróbuj ze swojej wolnej woli zostać mordercą albo choćby przestać wierzyć. Na 10 minut, tak tylko eksperymentalnie.
Dlatego dziwią mnie te rozważania, o tym kto będzie zbawiony, a kto nie. Według mnie, zbawienie jest w zasięgu każdego człowieka, wystarczy jedno "chcę". Tylko Bogu zależy na tym, aby ludzkość osiągała to zbawienie przy minimalnym cierpieniu.
Zatem wolność nie polega na tym, że mamy pełną dowolność działania, bo jej nie mamy, wybór dokonuje się w ramach tego, co z uznajemy za dobre. Nikt nie porzuci wiary na 10 minut ot, tak dla eksperymentu, bo przecież "jest wolny"; choćby przesłanką skłaniającą był lęk przed Piekłem; ale zapewne są też inne przesłanki - przekonanie o słuszności wiary, o Bożym działaniu w życiu itd.
Nie wiem, jaki jest problem w tym, by uznać, że to jest z łaski, a nie z jakiegoś uprzedniego, własnego wyboru przyjęcia bądź odrzucenia łaski. Właśnie łaska porusza naszą wolę, choć z tego powodu przecież nie stajemy się niewolnikami, wręcz przeciwnie, wybieramy to, co z siebie RÓWNIEŻ (dzięki łasce) uznajemy za dobre i słuszne - wierzyć w Boga.
To Bóg posiada wolę, która jest arbitralna. Bo przyczyną jej ruchu nie jest, jak w przypadku człowieka, poznane dobro, ale to skutkiem jej działania jest jakiekolwiek dobro w świecie. To jest zabawne, że współcześni przypisują człowiekowi wolność jaką dawniej przypisywano Bogu, a Bogu przypisują wolę człowieka do tego koniecznie związanego przez ludzkie pojmowanie dobra (bez możliwości działania w inny sposób).
Bóg natomiast "widzi serce", sposób w jaki czyn został dokonany. Zna świadomość i dobrowolność osoby, zna też poziom jej sprawności (czyli cnotę) Z im większą przyjemnością działa podmiot, ze względu na cnotliwą sprawność, tym bardziej sprawiający przyjemność i zasługujący będzie jego czyn. Do pewnego stopnia takie rzeczy przecież też się analizuje w konfesjonale. I tak pewnie kolega od Tecum może w ogóle nie być winny tego, co teraz robi (choć może być winnym, że do tego doprowadził), bo nie ma możliwości działać inaczej, ze względu na przymus swojego nałogu. Ale być może jest winny tego, że nic z tym nie robi. Mówię być może, bo tego się przecież nie da ocenić - nie mamy Bożego wglądu w czyjąś duszę. Dlatego mamy nie sądzić ludzi i ich sumień.