Aby to się jednak stało, konieczny jest udział Stwórcy, który decyduje o tym, czy stosunek zakończy się poczęciem, czy nie. Nie mamy wpływu na to, czy zajdziemy w ciążę, choćbyśmy wybrali najwłaściwszy czas. --- Magia jachwistyczna, magia.
Ale obiektywnym faktem jest to, że współżycie w okresie płodnym nie przekłada się z automatu na poczęcie dziecka. Można tak współżyć przez wiele cyklów i bardzo się frustrować swoją nieskutecznością. Możesz doszukiwać się przyczyn tego zjawiska w obrębie zdarzeń materialnych, ale możesz też znaleźć kontekst nadprzyrodzony. Tym bardziej, że Pismo Święte wielokrotnie wspomina o tym, że nasze życie nie jest dziełem przypadku, że czas i miejsce naszego życia zostały przez Boga zaplanowane.
Szkoda, że wielodzietność traktuje się jak nieodpowiedzialność względnie fanaberię. Jasne, że łatwiej, taniej i wygodniej mieć jedynaka czy dwójkę dzieci.
Bzdura, że to liczba decyduje o tym kto ma łatwo, tanio i wygodnie. Łatwiej, taniej i wygodniej mieć dzieci zdrowe, bezproblemowe, na odpowiednim metrażu. I jeszcze bliskich chętnych do pomocy.
Jak widzę rodzinę wielodzietną, to zakładam, że mają warunki, w ich ocenie, na to by mieć kolejne dziecko. Jakby tych warunków nie mieli, to tak- byłaby to nieodpowiedzialność i fanaberia.
Ale w ich ocenie czy Twojej ta fanaberia ??
Jak ktoś wie że nie ma warunków na kolejne dzieci a je chce i ma to ja to oceniam jako fanaberię.
A na jakiej podstawie oceniasz że ich nie stać na dziecko? Albo że nie ma warunków? Warunki to coś bardzo zmiennego. Ja tam wolę nie oceniać.
Jest zgoła paradoksalnie. Bo pisze się, że to łatwa kasa dla nierobów ale jakoś nie widać chętnych na darmową kasę za nic i siedzenie w domu.
To jest to łatwa kasa czy jednak nie
No właśnie. Decyzje są raczej uprzednie w stosunku do racjonalizacji. Każdy intuicyjnie wie, czy chce czy nie chce kolejnych dzieci, co najwyżej trudno się przyznać do własnych motywacji przed samym sobą, więc dodaje się odpowiednie racjonalizacje.
Ta dyskusja za każdym razem rozbija się o rozumienie Bożej woli we własnym życiu. Jedni uważają, że skoro człowiek nie ma 100% kontroli nad rozmnażaniem, to znaczy, że Bóg tutaj działa w jakiś nadprzyrodzony sposób, zatem próby ograniczania szans na poczęcie sprzeciwiają się Bogu.
To jest głupie rozumowanie, bo skoro Bóg arbitralnie i w sposób nadprzyrodzony decyduje o płodności stosunków seksualnych, to jak można uznać, że stosujący NPR czy antykoncepcję Go ograniczają czy się sprzeciwiają Jego woli? No nijak. Przy takim rozumieniu relacji Bóg-świat, jeśli Bóg zechce, to dziecko się pocznie i z in vitro i z antykoncepcji. Zatem, jeśli dziecko się nie poczęło, to nie można powiedzieć, że Bóg chciał dziecka.
Nie odpowiadam za innych, ale moje luźne myśli (moje, subiektywne!) Finansowo - jeśli mąż pracuje na półtora czy dwa etaty, a i tak rodzina jedzie na pożyczkach. Jeśli małżeństwo nigdzie nie wychodzi we dwoje bo zawsze szkoda na nianię. Jeśli regularnie zarywają noce, żeby się wyrobić z pracą a i tak są na minusie. Jeśli nie mają na podstawowe rzeczy, typu okulary, dentystę itp. Dla mnie to sygnały, że przed kolejnym dzieckiem należy rozwiązać te problemy. Emocjonalnie - jeśli twoim głównym marzeniem jest to, żeby dzieci sobie poszły i przez cały dzień odliczasz godziny, kiedy usną. Jeśli z mężem rozmawiasz tylko o zakupach. Pewnie jeszcze można sobie nie radzić zdrowotnie.
No to czytam, to nie powinnam mieć dwójki młodszych dzieci. Albo trójki. Albo żadnego 'kolejnego'. Tzn Ty byś ich nie miała, ja je mam, bo jak piszesz - to kryteria subiektywne. Jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało - kolejne dusze nieśmiertelne z szansą na zbawienie. Mnie to przekonuje, żeby te granice zaufania przesunąć za to, co wypunktowałaś
Tak jak każdy sam decyduje, tak też będzie z tego przed Bogiem się rozliczać. Istnieje jednak coś takiego, jak uczynek miłosierdzia co do duszy: grzeszących upominać. A tu nikt nikogo nie upomina, klepie po ramieniu ze złotą radą: rób, co chcesz. Należy więc moim zdaniem definiować poważne przyczyny. Sorry, ale brak kasy na nianię, żeby iść na randkę mnie rozbawił.
Nie odpowiadam za innych, ale moje luźne myśli (moje, subiektywne!) Finansowo - jeśli mąż pracuje na półtora czy dwa etaty, a i tak rodzina jedzie na pożyczkach. Jeśli małżeństwo nigdzie nie wychodzi we dwoje bo zawsze szkoda na nianię. Jeśli regularnie zarywają noce, żeby się wyrobić z pracą a i tak są na minusie. Jeśli nie mają na podstawowe rzeczy, typu okulary, dentystę itp. Dla mnie to sygnały, że przed kolejnym dzieckiem należy rozwiązać te problemy. Emocjonalnie - jeśli twoim głównym marzeniem jest to, żeby dzieci sobie poszły i przez cały dzień odliczasz godziny, kiedy usną. Jeśli z mężem rozmawiasz tylko o zakupach. Pewnie jeszcze można sobie nie radzić zdrowotnie.
Tylko te kryteria radzenia sobie mogą się z zmienić na gorsze i na lepsze już jak istnieją dzieci albo jak jest któraś ciąża. U mnie tak było.
Tak jak każdy sam decyduje, tak też będzie z tego przed Bogiem się rozliczać. Istnieje jednak coś takiego, jak uczynek miłosierdzia co do duszy: grzeszących upominać. A tu nikt nikogo nie upomina, klepie po ramieniu ze złotą radą: rób, co chcesz. Należy więc moim zdaniem definiować poważne przyczyny. Sorry, ale brak kasy na nianię, żeby iść na randkę mnie rozbawił.
Upominać możesz, o ile znasz od podszewki sytuację danej pary . Co w tej kwestii jest raczej mało prawdopodobne. Zresztą kościół naucza o roztropności w tej dziedzinie, więc rozumiem, że tym samym dajemy prawo postronnym obserwatorom do upominamia wielo, jesli uznaja za stosowne
Tak jak każdy sam decyduje, tak też będzie z tego przed Bogiem się rozliczać. Istnieje jednak coś takiego, jak uczynek miłosierdzia co do duszy: grzeszących upominać. A tu nikt nikogo nie upomina, klepie po ramieniu ze złotą radą: rób, co chcesz. Należy więc moim zdaniem definiować poważne przyczyny. Sorry, ale brak kasy na nianię, żeby iść na randkę mnie rozbawił.
Mnie wcale to nie bawi bo jak wspomniane było wcześniej wszystko pięknie, cacy.. z wolą Bożą a nagle sru i małżenstwa nie ma... No jak to się stało ? Olaboga ..pewnie szatan ..
Okoliczności mogą się zmienić na lepsze, ale dobro dziecka to za duzo by nim szafowac na zasadzie "a może będzie lepiej". Teoretycznie wszystko moze się zmienić na lepsze, wiec dlaczego np nie brać kredytów ponad stan będąc w trudnej sytuacji materialnej, przecież za rok mogę mieć lepsza prace, to wszystko się odmieni. A to tylko kasa, nie nowe życie. Dam taki przykład - daleka rodzina, małżeństwo z dwójka małych dzieci musiało przeprowadzić się do teściów z powodu utraty pracy ojca - jedynego żywiciela rodziny i poważnych problemów finansowych zahaczających o sądy. W rodzinie duzo stresu, rodzina gnieździ się w małym mieszkaniu, teściowie sami już starsi i niedomagający. Po paru miesiącach okazało się ze w drodze jest trzecie dziecko. Nie mam pojęcia czy stosowali wtedy jakaś antykoncepcję czy nie, ale trochę im się od teściów zebrało, ze w sytuacji gdy nie maja własnego lokum i są praktycznie na utrzymaniu schorowanych teściów byli tak nieodpowiedzialni. Słusznie? To dobre okoliczności do otwierania się na życie?
Kościół naucza od wieków tego samego. Ludzie Kościoła mogą zbłądzić i dawać wskazówki niezgodne z niezmiennym nauczeniem. Było w Objawieniach w Fatimie, La Salette, że nawet kapłani stracą wiarę. Podobny wykład dał ks. Najmowicz z FSSPX (jest na You Tube na liście wykładów dla rodzin) i dokładniej tłumaczył rolę wolnej woli w tej dziedzinie.
> Należy więc moim zdaniem definiować poważne przyczyny.
- Jakie są "ważne powody" odkładania poczęcia na jakiś czas? Kto o tym decyduje? Co Ksiądz sądzi o tych kapłanach, którzy zarzucają rodzicom egoizm albo stawiają pytanie w stylu: "które dziecko jest dla Ciebie za drogie?”
- W każdej dziedzinie życia są sytuacje, w których rozsądny człowiek ma powody, by odłożyć na później realizację swoich najpiękniejszych i najważniejszych nawet marzeń, na przykład decyzję o zawarciu małżeństwa. Jeśli małżonkowie kochają siebie wiernie i nieodwołalnie, to marzą o dzieciach, a jednocześnie podejmują roztropne decyzje w tej sprawie. Słusznym powodem odłożenia decyzji o przekazaniu życia dziecku są na przykład poważne problemy zdrowotne któregoś z rodziców, albo któregoś z już urodzonych dzieci czy trudności finansowe. Faktem jest to, że statystycznie najmniej dzieci mają najbogatsi ludzie. Fakt ten potwierdza, że przekazywanie życia dzieciom to przede wszystkim kwestia miłości a nie zamożności.
A kto daje sobie radę? Kto jest zrelaksowany, wypoczęty, pozbawiony trosk materialnych? Chętnie poznam
Wokół siebie widzę za to wielu heroicznych rodziców, którzy zmagają się z trudami życia i rodzicielstwa, a mimo tego przyjmują kolejne dzieci. Tego chce od nas Bóg.
A to ci mający kolejne dzieci sobie radzą czy nie? Bo nie rozumiem. Znasz tylko ludzi, którzy sobie nie radzą?
Przez przypadek podziękowałam. Żal czytać na tym forum te teksty o nieodpowiedzialności i fanaberiach. Lepiej więcej pisać nie będę bo nic dobrego bym nie napisała.
> jej naruszenie wiąże się z indywidualną odpowiedzialnością, zależną od stopnia > świadomości (w tym świadomości sumienia), a także od stopnia wolności danej osoby
> Żal czytać na tym forum te teksty o nieodpowiedzialności i fanaberiach.
A jednak jest to forum dla wielodzietnych i osób, które widzą wartość w rodzicielstwie. Jeżeli ktoś się z czymś się nie zgadza, ale się tutaj zarejestrował, to jest szansa go przekonać
@J2017, mnie chodzi o to, żeby mówić o wygodnictwie jako o grzechu. O egoizmie, o zbytnim przywiązaniu do dóbr materialnych. To jest głównie zadanie księży. Naszym jest świadectwo. My wszyscy musimy stawiać sobie wymagania. Mnie osobiście ich brakuje. Nikt nikogo nie upomina, każdy ma prawo żyć, jak chce. Nie zgadzam się z tym.
Może to znak, że powinnaś poszukać w Kościele miejsca dla bardziej zaawansowanych katolików? Przekaz jest dostosowany do odbiorców i jeżeli można po nich oczekiwać większego zaangażowania, to księża nie wahają się wymagać i upominać.
Komentarz
---
Magia jachwistyczna, magia.
Raczej doświadczenie 22 lat w małżeństwie.
Ale Pan Bog potrafi zmienic nasze serce.
Ale obiektywnym faktem jest to, że współżycie w okresie płodnym nie przekłada się z automatu na poczęcie dziecka. Można tak współżyć przez wiele cyklów i bardzo się frustrować swoją nieskutecznością. Możesz doszukiwać się przyczyn tego zjawiska w obrębie zdarzeń materialnych, ale możesz też znaleźć kontekst nadprzyrodzony. Tym bardziej, że Pismo Święte wielokrotnie wspomina o tym, że nasze życie nie jest dziełem przypadku, że czas i miejsce naszego życia zostały przez Boga zaplanowane.
Decyzje są raczej uprzednie w stosunku do racjonalizacji. Każdy intuicyjnie wie, czy chce czy nie chce kolejnych dzieci, co najwyżej trudno się przyznać do własnych motywacji przed samym sobą, więc dodaje się odpowiednie racjonalizacje.
Ta dyskusja za każdym razem rozbija się o rozumienie Bożej woli we własnym życiu.
Jedni uważają, że skoro człowiek nie ma 100% kontroli nad rozmnażaniem, to znaczy, że Bóg tutaj działa w jakiś nadprzyrodzony sposób, zatem próby ograniczania szans na poczęcie sprzeciwiają się Bogu.
To jest głupie rozumowanie, bo skoro Bóg arbitralnie i w sposób nadprzyrodzony decyduje o płodności stosunków seksualnych, to jak można uznać, że stosujący NPR czy antykoncepcję Go ograniczają czy się sprzeciwiają Jego woli? No nijak. Przy takim rozumieniu relacji Bóg-świat, jeśli Bóg zechce, to dziecko się pocznie i z in vitro i z antykoncepcji. Zatem, jeśli dziecko się nie poczęło, to nie można powiedzieć, że Bóg chciał dziecka.
Skąd wiesz, że tylko dwa razy?
@Natalia , mów za siebie
Jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało - kolejne dusze nieśmiertelne z szansą na zbawienie. Mnie to przekonuje, żeby te granice zaufania przesunąć za to, co wypunktowałaś
Zresztą kościół naucza o roztropności w tej dziedzinie, więc rozumiem, że tym samym dajemy prawo postronnym obserwatorom
do upominamia wielo, jesli uznaja za stosowne
No jak to się stało ? Olaboga ..pewnie szatan ..
Dam taki przykład - daleka rodzina, małżeństwo z dwójka małych dzieci musiało przeprowadzić się do teściów z powodu utraty pracy ojca - jedynego żywiciela rodziny i poważnych problemów finansowych zahaczających o sądy. W rodzinie duzo stresu, rodzina gnieździ się w małym mieszkaniu, teściowie sami już starsi i niedomagający. Po paru miesiącach okazało się ze w drodze jest trzecie dziecko. Nie mam pojęcia czy stosowali wtedy jakaś antykoncepcję czy nie, ale trochę im się od teściów zebrało, ze w sytuacji gdy nie maja własnego lokum i są praktycznie na utrzymaniu schorowanych teściów byli tak nieodpowiedzialni. Słusznie? To dobre okoliczności do otwierania się na życie?
Podobny wykład dał ks. Najmowicz z FSSPX (jest na You Tube na liście wykładów dla rodzin) i dokładniej tłumaczył rolę wolnej woli w tej dziedzinie.
Parę miesięcy temu znalazłam na wielodzietnych - Maciek wstawił bodajże.
- Jakie są "ważne powody" odkładania poczęcia na jakiś czas? Kto o tym decyduje? Co Ksiądz sądzi o tych kapłanach, którzy zarzucają rodzicom egoizm albo stawiają pytanie w stylu: "które dziecko jest dla Ciebie za drogie?”
- W każdej dziedzinie życia są sytuacje, w których rozsądny człowiek ma powody, by odłożyć na później realizację swoich najpiękniejszych i najważniejszych nawet marzeń, na przykład decyzję o zawarciu małżeństwa. Jeśli małżonkowie kochają siebie wiernie i nieodwołalnie, to marzą o dzieciach, a jednocześnie podejmują roztropne decyzje w tej sprawie. Słusznym powodem odłożenia decyzji o przekazaniu życia dziecku są na przykład poważne problemy zdrowotne któregoś z rodziców, albo któregoś z już urodzonych dzieci czy trudności finansowe. Faktem jest to, że statystycznie najmniej dzieci mają najbogatsi ludzie. Fakt ten potwierdza, że przekazywanie życia dzieciom to przede wszystkim kwestia miłości a nie zamożności.
https://opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/md_czl_seks_odp.html
> świadomości (w tym świadomości sumienia), a także od stopnia wolności danej osoby
Też o tym piszę
A jednak jest to forum dla wielodzietnych i osób, które widzą wartość w rodzicielstwie. Jeżeli ktoś się z czymś się nie zgadza, ale się tutaj zarejestrował, to jest szansa go przekonać