Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Depresja - też to słyszeliście?

2456721

Komentarz

  • Byłam niemal pewna,że zanim psychiatra rozpozna depresję,kieruje na badania farmakologiczne,by wlasnie wykluczyć np uraz mózgu, zatrucie, nieprawidłowo funkcjonującą tarczycę. Kurczę no
    Podziękowali 1Katia
  • kociara powiedział(a):
    Byłam niemal pewna,że zanim psychiatra rozpozna depresję,kieruje na badania farmakologiczne,by wlasnie wykluczyć np uraz mózgu, zatrucie, nieprawidłowo funkcjonującą tarczycę. Kurczę no
    Dobry tak.
  • To mi przypomniało moją porażkę. 
    Przyszedł do mnie absolwent z przeprosinami za swoje zachowanie i ",problemy,jakie stwarzal". 
    Zidentyfikowalam to jako młodocianego ( 15 lat) alkoholika,jak się potem okazalo-uzaleznionego od 12 rz.  Rodzice w szoku,bo przeciez nie wychodzi z domu,odwożony do szkoły i do domu,niesprawiający większych problemów, trochę wycofany, trudne relacje z mamą( ma się uczyć,nie szlajać się,być porządnym itp. ) W szkole cichy z opinią ( potwierdzona przez ppp) ucznia o nie za wysokich możliwościach intelektualnych ale raczej chętny do pracy,cichy i spokojny.
    Udało się nieźle poprowadzić współpracę z rodzicami,namówić na psychoterapię,terapię rodzinną, leczenie,opiekę psychiatryczna. Generalnie pozytywnie.
    Teraz sie okazuje,że to była schizofrenia A alkohol miał tłumić glosy. Dzis ten młody człowiek jest w związku małżeńskim, w remisji choroby nowotworowej,ale współmałżonek coraz trudniej znosi chorobę.  
    Ja to ja,ale zeby zaden z psychiatrów nie rozpoznał schizofrenii paranoidalnej? Rozpoznał lekarz onkolog zdaje się. 
    Trochę mną to wstrząsnęło
    Podziękowali 6Mle kiwi isza babka4 Katia zbyszek
  • Alkohol to depresant
  • Tola powiedział(a):
    Elunia powiedział(a):
    asia powiedział(a):
    Elunia powiedział(a):
    kitek powiedział(a):
    Elunia powiedział(a):
     Jeżeli jeszcze możesz - uciekaj(rzekłabym spiep..aj) i to jak najszybciej. O ile jeszcze depresję po traumie, śmierci bliskiego, wypadku itp. jestem w stanie zrozumieć, przyjąć, współczuć, to lata terapii nigdywżyciu.


    ale jaki jest problem w wieloletniej terapii? 
    Wieczne rozgrzebywanie i analiza swoich uczuć zamiast zwykłego życia.
    W stosunku do bliskich to paskudny egoizm.


    Zamiast zacytować - podziękowałam.

    Leczę się na depresje od roku, robię to dla moich bliskich, nie uważam, że to egoizm, uważam, że dzięki leczeniu wciąż jestem w stanie dla nich żyć
    Rok to jest minimum leczenia o ile się orientuję. Ja piszę o 20 latach. Pisałam też, że w zupełności rozumiem depresję po stracie, traumatycznych przeżyciach itp.

    @Elunia A innej już nie rozumiesz? Np. poporodowej, która w ogóle powinna wg takiego podejścia nie istnieć, bo jak można się dołować po tak radosnym wydarzeniu... 

    Robin Williams dodatkowo był alkoholikiem, z jakiego powodu - nie wiem. Ale zapijanie smutków to również częste zachowanie i jeszcze większe nieszczęście.
    Ja słyszałam, że pił z powodu depresji. Poddawanie się jakiemuś nałogowi to objaw depresji.
  • No i można dostać depresji jak się przestanie pić ..
  • asiao powiedział(a):
    No i można dostać depresji jak się przestanie pić ..
    Tak, tak...
  • Jaka tam depresja... To tylko wysoko postawiona sobie poprzeczka, którą trzeba pokonać, aby pójść do nieba. MSPANC.
    Podziękowali 2aqq Aniela
  • Choroba nie wybiera. Dopada wierzącego i niewierzącego. 
    Dokopywanie choremu mówiąc mu, ze jego choroba to grzech, nie spowoduje ze się szybko otrząśnie, wyspowiada i wyzdrowieje. 

  • dopada wrażliwych ludzi
  • edytowano września 2019
    A tutaj ciekawy wykład, pokazujący drugie dno traktowania depresji jako choroby, w tym przede wszystkim jako dysfunkcji równowagi biochemicznej mózgu, na co się bierze tabletki. 
    Facet mówi ze swojego doświadczenia - problemy z depresją i niepokojem/lękiem, na które leki nie do końca pomagały, skłoniły go do szukania faktycznych przyczyn. Pozjeżdżał sobie świat, pogadał z ludźmi, poczytał i opisał 9 takich przyczyn, z których 2 mają charakter biologiczny.

    Wykład jest o w zasadzie o jednej z nich: że się ciągle nie docenia problemu samotności i słabych relacji z ludźmi - co uderza w najbardziej nagradzany "biochemicznie" wytwór ewolucji człowieka - zdolność do kooperacji; w związku z czym kluczowym antydepresantem jest mała społeczność zorganizowana i współpracująca dla osiągnięcia łączących ją celów.
    To ma charakter wręcz wiedzy potocznej. Problem z tym, że to mniej więcej wszyscy wiedzą, ale funkcjonujemy w maszynie społecznej, która na każdym kroku rozrywa relacje w zamian oferując własne korzyści jako drogę do samozadowolenia. A właśnie takie osoby (tak myślące, czy funkcjonujące) są najbardziej podatne na depresję. 

    Facet kończy wypowiedzią, że u niego zaczęło się coś zmieniać dopiero wtedy, gdy zaczął traktować swój stan, nie jako dysfunkcję, ale jako sygnał.

    https://www.ted.com/talks/johann_hari_this_could_be_why_you_re_depressed_and_anxious?utm_campaign=tedspread&utm_medium=referral&utm_source=tedcomshare

    Podziękowali 2Zuzapola malagala
  • edytowano października 2019
    Podziękowali 1Aszna
  • mamaw powiedział(a):
    Bardzo do mnie trafia. Ale ja behawiorystka z wykształcenia, to może dlatego...
    Podziękowali 1aga---p
  • Katarzyna powiedział(a):
    mamaw powiedział(a):
    Bardzo do mnie trafia. Ale ja behawiorystka z wykształcenia, to może dlatego...
    Do mnie też trafia, dlatego wkleiłam.
    Ogólnie wyścig szczurów i porównywanie się napędza wszystkie choroby. Mnie przekonuje trend rodzina slow.❤️ Chociaż książka jeszcze nie wpadła w moje ręce.
  • Bardzo ciekawy artykuł.
    Podziękowali 1In Spe
  • Mnie nie przekonuje. 
    No chyba  że odnosi się to wszystko do naprawdę łagodnej formy depresji czy po prostu obniżenia nastroju, niewłaściwie diagnozowanego jako depresja. Wtedy OK, zgadzam się, każdy czasem bywa smutny.

    W tekście m.in.

    [...] depresja wyewoluowała jako rytualna forma zachowania w obliczu porażki społecznej. Produkt depresji – tymczasowa psychologiczna niemoc, sygnalizuje uległość względem zwycięzcy konfrontacji. Choć osobnik traci status w hierarchii, to wychodzi z konfrontacji bez uszczerbku na zdrowiu. 

    Depresja to nieświadomy, niepodlegający wolicjonalnej kontroli program, ułatwiający zaakceptowanie porażki w rytualny sposób, a następnie oswojenie się z obniżeniem społecznej rangi. Zły nastrój sprzyja refleksji i wprowadzeniu stosownych korekt do obranego przez siebie kursu życiowego.

    Antydepresanty pomagają wytrwać w wyścigu szczurów. Dzięki nim pacjenci znajdują w sobie siłę, żeby, jak to trafnie ujął Nigel Marsh (autor książek, coach, marketingowiec), spędzać życie w pracy, której nie znoszą, by móc kupić rzeczy, których nie potrzebują, żeby zrobić wrażenie na ludziach, których nie lubią.

    Zupełnie nietrafione, jak dla mnie. 
    Znane mi przypadki depresji wiążą się z wielkim cierpieniem, które pociąga za sobą nieraz inne problemy zdrowotne. Człowiek w depresji nie jest w stanie "wprowadzić stosownych korekt do obranego przez siebie kursu życiowego", bo często nie jest w stanie nawet w stać z łóżka. I bierze antydepresanty nie po to, żeby "spędzać życie w pracy, której nie znosi, by móc kupić rzeczy, których nie potrzebuje, żeby zrobić wrażenie na ludziach, których nie lubi" tylko żeby po prostu żyć.

    No i nie zrozumiałam, w jaki sposób eksperyment z podłączeniem mózgu do elektrod dowodzi "istnienia modułu depresji ukształtowanego w czasach, kiedy ludzie żyli w małych grupach, liczących pomiędzy 20 a 150 osób".
    Podziękowali 3formatka isza Katia
  • @Bagata
    Bo tutaj chodzi o bagatelizowanie objawów czy raczej ignorowanie sygnałów, które daje organizm na długo przed tym nim się rozwinie kliniczna depresja.

    Ja to odniosę przewrotnie do przemęczenia matki wielodzietnej, która ignoruje sygnały wysyłane przez ciało i prze dalej więcej lepiej.
    Podziękowali 2Skatarzyna mamaw
  • @Bagata, miałam podobne myśli jak Ty.  Zastanawiałam się, czy człowiek pozbawiony więzi rodzinnych i przeciążony z każdej strony (matka w domu, dzieci mrowie, ogarnia na tip top przynajmniej do czasu) w przypadku depresji ogarnie się bez wspomagania lekami. Wychodzi mi, że raczej marne szanse, bo taka matka raczej się nie zatrzyma, żeby odpocząć, bo nie ma jak. 
    Ale artykuł bardzo ciekawy, skłonił mnie do rozmyślań.
  • Ale matka która się zatrzymuje to nie musi oznaczać że śpi codziennie do 11,00, olewa rodzinę przestaje gotować i opiekować się rodziną bo się zorientowała, że grozi jej depresja.

    Tylko chodzi o zadbanie o siebie , postawę miłuj bliźniego swego jak siebie samego, czyli nie tylko mąż i dzieci ale potrzeby matki.
    Matka nie musi, lepić pierogów może podać makaron z serem, nie musi wozić dzieci na zajęcia dodatkowe, nie musi prasować i nie musi mieć porządku w każdym kącie i nadal jest super matką.
    Ale trudno sobie to poprzestawiać w głowie, że dbanie o siebie , swój komfort i prawo do odpoczynku jest tak samo ważne jak zdrowe żywienie dzieci czy wizyta u ortodonty. 

  • hipolit powiedział(a):
    Choroba nie wybiera. Dopada wierzącego i niewierzącego. 
    Dokopywanie choremu mówiąc mu, ze jego choroba to grzech, nie spowoduje ze się szybko otrząśnie, wyspowiada i wyzdrowieje. 

    Ale przekręcacie. Nie, że choroba to grzech, ale że skutek grzechu.

    Proszę, nie przekręcaj!
  • Predikata powiedział(a):
    @Bagata, miałam podobne myśli jak Ty.  Zastanawiałam się, czy człowiek pozbawiony więzi rodzinnych i przeciążony z każdej strony (matka w domu, dzieci mrowie, ogarnia na tip top przynajmniej do czasu) w przypadku depresji ogarnie się bez wspomagania lekami. Wychodzi mi, że raczej marne szanse, bo taka matka raczej się nie zatrzyma, żeby odpocząć, bo nie ma jak. 
    Ale artykuł bardzo ciekawy, skłonił mnie do rozmyślań.
    Który artykuł? Bo tu cytowano różne artykuły.
  • edytowano października 2019
    Biznes Info powiedział(a):
    A słyszeliście już o: https://dezintegracja.pl/ ? Tam jest opisana skłonność do depresji jako część rozwoju człowieka. Wynikało by z tego że obecne czasy hamują właściwy rozwój, a w praktyce go uniemożliwiają.

    Ciekawe jeżeli okaże się to prawdą. Następne pokolenia uznają wtedy naszą epokę wiekiem niewyobrażalnej głupoty.
    już ??? :-))
    Teoria dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego jest mi znana od wielu lat. Książeczka "Trud Istnienia" wydana została chyba jeszcze w latach 80 tych i często do niej wracam, jest bardzo pomocna - potwierdzam że pozwala przechodzić obronną rękę przez wiele kryzysów. Poza tym jest w niej zawarta myśl chrześcijańska.


    Podziękowali 1Biznes Info
  • @Aniela ten z polityki, na poprzedniej stronie jest link.
  • Aniela powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    Choroba nie wybiera. Dopada wierzącego i niewierzącego. 
    Dokopywanie choremu mówiąc mu, ze jego choroba to grzech, nie spowoduje ze się szybko otrząśnie, wyspowiada i wyzdrowieje. 

    Ale przekręcacie. Nie, że choroba to grzech, ale że skutek grzechu.

    Proszę, nie przekręcaj!
    Endogenna tez? 
    Podziękowali 1Predikata
  • Wszystkie na skutek pierworodnego.
  • Tola powiedział(a):
    Antydepresanty są plagą, ale np. w USA.
    Doprawdyż? W USA? Znaczy się, Twoim zdaniem, u nas to nie jest problem?
    Z mojej obserwacji wynika, że w pewnych kręgach, jak najbardziej jest. Taki uniwersalny sposób na każdy problem życiowy - "Nie radzisz sobie z czymś emocjonalnie? Idź do psychiatry, to ci przepisze skuteczne leki. Zaraz będzie Ci lepiej."
    Ludzie nie są w stanie zmierzyć się ani z własnym ani z cudzym cierpieniem. Zarówno w wymiarze bólu fizycznego, jak i psychicznego. Najlepiej wszystko uśmierzyć magiczną pigułką. Nie wypada cierpieć. Trzeba stale być w dyspozycji. I fizycznie i psychicznie. I nawet jeśli człowiek ma uzasadniony powód do cierpienia, to otoczenie chciałoby tego cierpienia nie widzieć, nie mierzyć się z nim, nie musieć pomagać cierpiącej osobie. Weź pigułkę! Będzie lepiej. Tobie, ale przede wszystkim nam, Twojemu otoczeniu...
    Jak nie masz ochoty na pigułkę, to przynajmniej nie pokazuj nikomu w otoczeniu, że cierpisz. Bo to takie niemiłe. Jakieś nieprzyjemne uczucia wzbudza. A życie ma być przyjemne!
    Czy kogokolwiek może dziwić, że w świecie, w którym nie ma miejsca na cierpienie czy niedyspozycję, ten skrywany ból w końcu znajduje sobie ujście w postaci pełnoobjawowej depresji?
    Ja pozwalam sobie cierpieć. I widzę bardzo wyraźnie, jakie to wzbudza reakcje w otoczeniu. Z wielu stron słyszę, że nie wolno mi tak się zachowywać. Co bardziej życzliwi wysyłają do psychiatry po leki.
  • Tola powiedział(a):
    @Katarzyna - właśnie, w pewnych kręgach. Domyślam się, że w kręgach osób zamożnych, i to bardziej niż przeciętnie rozumiemy pod pojęciem "bogaci".
    Nie koniecznie.
  • Katarzyna powiedział(a):
    Tola powiedział(a):
    Antydepresanty są plagą, ale np. w USA.
    Doprawdyż? W USA? Znaczy się, Twoim zdaniem, u nas to nie jest problem?
    Z mojej obserwacji wynika, że w pewnych kręgach, jak najbardziej jest. Taki uniwersalny sposób na każdy problem życiowy - "Nie radzisz sobie z czymś emocjonalnie? Idź do psychiatry, to ci przepisze skuteczne leki. Zaraz będzie Ci lepiej."
    Ludzie nie są w stanie zmierzyć się ani z własnym ani z cudzym cierpieniem. Zarówno w wymiarze bólu fizycznego, jak i psychicznego. Najlepiej wszystko uśmierzyć magiczną pigułką. Nie wypada cierpieć. Trzeba stale być w dyspozycji. I fizycznie i psychicznie. I nawet jeśli człowiek ma uzasadniony powód do cierpienia, to otoczenie chciałoby tego cierpienia nie widzieć, nie mierzyć się z nim, nie musieć pomagać cierpiącej osobie. Weź pigułkę! Będzie lepiej. Tobie, ale przede wszystkim nam, Twojemu otoczeniu...
    Jak nie masz ochoty na pigułkę, to przynajmniej nie pokazuj nikomu w otoczeniu, że cierpisz. Bo to takie niemiłe. Jakieś nieprzyjemne uczucia wzbudza. A życie ma być przyjemne!
    Czy kogokolwiek może dziwić, że w świecie, w którym nie ma miejsca na cierpienie czy niedyspozycję, ten skrywany ból w końcu znajduje sobie ujście w postaci pełnoobjawowej depresji?
    Ja pozwalam sobie cierpieć. I widzę bardzo wyraźnie, jakie to wzbudza reakcje w otoczeniu. Z wielu stron słyszę, że nie wolno mi tak się zachowywać. Co bardziej życzliwi wysyłają do psychiatry po leki.
    Ament. 
    Ale żyjemy w kulturze, która mówi, że ten ból i cierpienie to są tylko mentalne granice, które możesz (musisz!) przesunąć. W sosie katolickim to się niekiedy wyraża złowieszczym: boisz się, bo za mało ufasz. Jakbyś ufała, to byś zrobiła jeszcze to i to i tamto.
    To jest inna twarz konsumpcjonizmu; czerpanie satysfakcji życiowej z porównywania się z innymi; w takiej kulturze nie ma miejsca na proste stwierdzenie: nie mam psychicznych możliwości, by to zrobić, więc tego nie robię. Ludzie się tego boją, że wtedy się rozsypią jak domek z kart, ich życie straci sens; cały czas na adrenalinowym haju.
    Podziękowali 3Katarzyna AgaMaria Katia
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.