A i my w porównaniu do naszych dzieci mieliśmy więcej swobody ale i więcej obowiązków , w szkolach nie było takiej presji bo jak ktoś gorzej się uczył i nauczyciele i rodzice wiedzieli że nie wszyscy mogą być inżynierami i " do łopaty" oraz "operatorów taczek" też potrzeba My bez skryptów musieliśmy zarabiać na siebie zbierać np truskawki itp to szło się ok 2 kl podstawówki teraz...15 latka rolnik nie chce na polu bo jak coś to są kary , we wsi pani brala do truskawek a pan do malin nastolatków to , sasiad nasłał kontrolę z ARiMR inspekcja pracy i jeszcze niewiadomo skąd efekt...plantacja truskawek wyorana , plantacja malin zlikwidowana , i już nie ma zarobku nikt w okolicy 20 km nie wezmą jak nie masz 18 lat skończonych bo w myśl ustawy pomocnik rolnika musi mieć 18 lat skonczone
W domu też rodzice nas zostawiali nie było problemów, u mnie na jesieni córka była sama kilka godzin w domu tłumaczyłam się czemu , mała miała 14 lat.....
Świat staje na głowie jest presja od maleńkiego na wygląd, ubrania , buty, ciągle stymuluje, się ciągle jakieś wymagania , ciągle ambicje, presja kto ma lepsze oceny , kto szybciej czyta kto zna więcej obcych języków, wszędzie wymagań od groma i ciut ciut , brak czasu na regenerację sił , co z tego że jest wf w szkole jesli na tym wf siedzi sie na lawce bo.....na sali trwa lekcja , na korytarzu też...więcej aktualności fizycznej jest w trakcie dotarcia do szkoły niż na 2 godz wf nie ma jak odpocząć psychicznie i się nie daje rady Wygórowane ambicje i presja otoczenia plus wszechobecne chamstwo i łatwo o problem A i jest wstyd prosić o pomoc bo zaraz zaszufladkowuja zaraz traktują jak trendowatego , Kłopoty w szkole leń , kłopoty później leń nie chce mu się tylko w koło Macieju leń beztalencie ,nieudacznik ,śmieć.....
@nowa bardzo dużo racji w tym co piszesz ale w strasznym miejscu żyjesz - człowiek człowiekowi wilkiem. PS. też mieszkam na Lubelszczyźnie Córka ostatnio miała problem z koleżanką i twierdzi, że nawet porozmawiać ciężko, o pisaniu nie ma mowy bo zaraz wszystko może być nagrane, zrzutowane i hulać po sieci.
Dokładnie @monika5 , chociaż jest też dużo wspaniałych ludzi tyle że wystarczy jeden no nie wiem jak to określić "geniusz" i zatruje życie dla całej okolicy
A w miastach nie ma lepiej bo młodzież czuje się anonimowo bardziej czesto sąsiadów z klatki obok się nie zna łatwiej o "okazje" zbrojenia czegoś prędzej ujdzie to plazem , rodzice w pracy zamiast samemu siedzieć w 4 scianach to szuka się towarzystwa i jeden drugiego nakreca ,.jeden zacznie komuś dokuczac to i nastepny tez bo co on gorszy .
Ktoś już mądrze napisał jak zamiast czasu daje się dobra materialne bo kolega ma bo koleżanka ma bo jak moje mieć nie będzie to zrobią z mojego dziecka posmiewisko . Wiem z doświadczenia moja mala miala z 10 lat jak na nią wyjechały kolezanki nic nie powiedziala żebym nie interweniowala nauczyciele tez nic nie wiedzialy ryplo jak opuściła się w nauce ,
Temat bardzo mnie porusza. Skąd tyle depresji w tym pokoleniu?
Są chwile, kiedy myślę, że może przez nawał informacji o różnych zagrożeniach - globalne ocieplenie, globalne epidemie, zbliżająca się asteroida, wojna totalna. Jak się obejrzy kilka katastroficznych filmów, a takich jest na pęczki, to mogą się w głowie zalęgnąć obrazy, które potem kiełkują.
Ale przecież z drugiej strony, kiedyś czasy były dużo bardziej niebezpieczne, zagrożenia trudniejsze do uniknięcia, świat bardziej niezrozumiały.
Jak to się działo, że ludzie byli tacy silni psychicznie? Teraz np. śmierć dziecka jest straszną traumą, po której nie każdy się podźwignie. Kiedyś dzieci umierały na potęgę i ludzie żyli dalej normalnie.
Może, gdy zagrożenie jest realne, namacalne, dookreślone, to ludzie są w stanie coś z nim robić - mądrze lub głupio, ale jakoś sobie radzą i dzięki temu mogą mieć poczucie sprawstwa. A jak sobie radzić zagrożeniami typu: koronawirus z Chin, globalne ocieplenie, zatrucie wszystkiego wokół, potencjalna wrogość w całym otaczającym świecie, zmiany ekonomiczne pogarszające jakość bytu, nadciągająca apokalipsa itp. Świadomość takich zagrożeń nieuchronnie prowadzi do poczucia bezradności.
Rozumiem, jednak przez te 2 godziny nie było żadnej dorosłej osoby w pobliżu, do której można podejść i poprosić o zadzwonienie , nie wiem, kierowca tego autobusu ?
Byla nauczycielka ktora powiedziala ze z prywatnego telefonu nie zadzwoni , kierowca mial akurat na głowie policje lekarza pogotowia itd to nie mial czasu od tamtej pory maja zawsze telefon ze sobą
Temat bardzo mnie porusza. Skąd tyle depresji w tym pokoleniu?
Są chwile, kiedy myślę, że może przez nawał informacji o różnych zagrożeniach - globalne ocieplenie, globalne epidemie, zbliżająca się asteroida, wojna totalna. Jak się obejrzy kilka katastroficznych filmów, a takich jest na pęczki, to mogą się w głowie zalęgnąć obrazy, które potem kiełkują.
Ale przecież z drugiej strony, kiedyś czasy były dużo bardziej niebezpieczne, zagrożenia trudniejsze do uniknięcia, świat bardziej niezrozumiały.
Jak to się działo, że ludzie byli tacy silni psychicznie? Teraz np. śmierć dziecka jest straszną traumą, po której nie każdy się podźwignie. Kiedyś dzieci umierały na potęgę i ludzie żyli dalej normalnie.
Mnie się wydaje, że dawniej więzi międzyludzkie były dużo silniejsze i między innymi dlatego ludzie byli mocniejsi psychicznie. Łatwiej żyć, łatwiej dźwigać swój los, kiedy ma się wokoło "stado", które pomaga nieść brzemię.
Znów pojadę Norwegią - widzę jak tutaj ludzie pomagają sobie wzajemnie, tworzą wspólnoty. Starsi sąsiedzi interesują się sobą nawzajem, dziadkowie angażują się w życie wnuków i pomagają tak finansowo, jak i pilnując wnucząt od czasu do czasu. Święta, różne uroczystości obchodzone są bardzo rodzinnie, w dużym gronie.
Do tego każdy obywatel może liczyć na wydatną pomoc ze strony państwa. Państwo jest opiekuńcze, a w takim państwie ma się poczucie, że w razie kłopotów nie zostaje się samemu, tylko znów " stado" pomaga nieść brzemię.
W Polsce też tak dawniej było, jeszcze za PRL-u. Co się stało, że tak nie jest?
Może, gdy zagrożenie jest realne, namacalne, dookreślone, to ludzie są w stanie coś z nim robić - mądrze lub głupio, ale jakoś sobie radzą i dzięki temu mogą mieć poczucie sprawstwa. A jak sobie radzić zagrożeniami typu: koronawirus z Chin, globalne ocieplenie, zatrucie wszystkiego wokół, potencjalna wrogość w całym otaczającym świecie, zmiany ekonomiczne pogarszające jakość bytu, nadciągająca apokalipsa itp. Świadomość takich zagrożeń nieuchronnie prowadzi do poczucia bezradności.
Ale dawniej też były takie zagrożenia. Nie koronawirus, ale dżuma, która zabiła dużą część ludności Europy (i nie było naukowców jak dziś, którzy by zaraz wymyślili lek na każdą chorobę). Był trąd, umierało się na zapalenie płuc.
Nie trąbiono o globalnym ociepleniu, ale ludzie byli bardziej bezradni wobec kataklizmów, np. powodzi. Pioruny paliły chałupy, kościoły. Dziś już nie, bo mamy piorunochrony. Przyszła susza - to był głód i umierało się z głodu.
Żywność nie była tak zatruta, owszem, i środowisko czystsze, ale zagrożenie było na każdym kroku że strony drobnoustrojów, bo ludzie nie mieli pojęcia jak ważna jest higiena, a i leków nie było takich jak dziś.
Wrogość była namacalna - a to wojny, a to napady i rozboje, dzieci wykorzystywano seksualnie całkiem bezkarnie, bo prawo ich nie chroniło tak jak dziś, włóczegami i kalekami nie zajmowano się, tak jak dziś to państwo robi.
Apokalipsę mieli co parę lat, jak przyszła wojna, albo jak sami szli na wojnę.
Ogólnie ludzie dawniej byli narażeni na niebezpieczeństwa dosłownie na każdym kroku. Nawet poród to było mega niebezpieczne wyzwanie.
Coś jednak było takiego w tych ludziach, że byli mocniejsi niż my. Bardziej zahartowani, bardziej waleczni, ale też bardziej niż my umieli pogodzić się z losem.
@Agnieszka , ale jak to przerwać, jak temu zapobiec...? Jak przywrócić ten dawny świat wartości? No coś z tym wszystkim zrobić trzeba, no bo to nie jest normalne, że dzieci nie chcą żyć...
Mam takie poczucie, że to jest zawałka nasza, dorosłych i że to my musimy coś z tym zrobić, bo my wpakowaliśmy dzieciaki w taki a nie inny świat. Dobrze , że jest fundacja "Dajemy dzieciom siłę" , ale to za mało.
Co jeszcze można zrobić, żeby poprawić polskim dzieciom środowisko życia, przywrócić normalność, sprawić, żeby były szczęśliwe i żeby chciały żyć?
Wiem, że to jest możliwe, że świat spokojny i przyjazny istnieje, sama żyję w takim świecie i bardzo chciałabym , żeby w Polsce też tak było.
Rozumiem, jednak przez te 2 godziny nie było żadnej dorosłej osoby w pobliżu, do której można podejść i poprosić o zadzwonienie , nie wiem, kierowca tego autobusu ?
Byla nauczycielka ktora powiedziala ze z prywatnego telefonu nie zadzwoni , kierowca mial akurat na głowie policje lekarza pogotowia itd to nie mial czasu od tamtej pory maja zawsze telefon ze sobą
Rozumiem, jednak przez te 2 godziny nie było żadnej dorosłej osoby w pobliżu, do której można podejść i poprosić o zadzwonienie , nie wiem, kierowca tego autobusu ?
Byla nauczycielka ktora powiedziala ze z prywatnego telefonu nie zadzwoni , kierowca mial akurat na głowie policje lekarza pogotowia itd to nie mial czasu od tamtej pory maja zawsze telefon ze sobą
Wstrętna ta nauczycielka
Mnie jest w to aż trudno uwierzyć. Nasze dzieci zawsze mogą korzystać z telefonów nauczycieli, szkolnych co więcej, gdy jest jakiś poślizg np z powrotem z wycieczki czy jakiegoś wyjścia sami pilnujemy, by do rodziców dotarła informacja. Czy wysłali smsy, czy im się tel nie rozładowały itp Przecież ta pani mogła zadzwonić choćby do sekretariatu i sekretariat zobowiązać do poinformowaniu rodziców. A ta nauczycielka tak powiedziała to Tobie?
Podobnie jest z tymi młodymi ludźmi, żyją w zupełnie innym świecie niż te, które je faktycznie otacza. Odizolowanie, również w sensie mieszkaniowym, gdzie mało prężnie działa społeczność Siła jest rodzina, matka i tutaj moim zdaniem odbija się jej brak. To duże wyrzeczenie z pewnością dla kobiety chcącej się realizować czy mającej ważny zawód ( prawnik, lekarz, specjalista od czegoś) kosztem jest zdrowie dziecka, dzieci. Jedność rodziny, czas dla niej taki zwykły, codzienny, daje bardzo duży komfort psychiczny dzieciom.
Tu bardzo się zgodzę. Kiedyś rodziny były wielopokoleniowe, nawet jak matka pracowała to była jeszcze babcia stale w domu. Dziecko po szkole miało ten komfort powrotu do domu, w którym ktoś na nie czeka. Teraz rodzice często robią kariery, młodzi żyją osobno, często z dala od rodziców i dzieci w żłobkach, do późna w przedszkolach/ szkołach. Potem z kluczem na szyji wracają do pustego domu i są jak dzieci niczyje.
Rozumiem, jednak przez te 2 godziny nie było żadnej dorosłej osoby w pobliżu, do której można podejść i poprosić o zadzwonienie , nie wiem, kierowca tego autobusu ?
Byla nauczycielka ktora powiedziala ze z prywatnego telefonu nie zadzwoni , kierowca mial akurat na głowie policje lekarza pogotowia itd to nie mial czasu od tamtej pory maja zawsze telefon ze sobą
Wstrętna ta nauczycielka
Mnie jest w to aż trudno uwierzyć. Nasze dzieci zawsze mogą korzystać z telefonów nauczycieli, szkolnych co więcej, gdy jest jakiś poślizg np z powrotem z wycieczki czy jakiegoś wyjścia sami pilnujemy, by do rodziców dotarła informacja. Czy wysłali smsy, czy im się tel nie rozładowały itp Przecież ta pani mogła zadzwonić choćby do sekretariatu i sekretariat zobowiązać do poinformowaniu rodziców. A ta nauczycielka tak powiedziała to Tobie?
To był jej obowiązek. Po prostu.
dziecku a po tym wypadku sama z pracy zrezygnowała
@Tola , zdziwiłabyś się jak wiele osób, zdrowych psychicznie, zwykłych i przeciętnych bawi się w okultyzm. Wróżby, horoskopy i czerwone wstążeczki czy wiara w przesądy to też okultyzm, jakże popularny w społeczeństwie. Ludzie jakoś lubią magiczne myślenie.
Ale jeśli chodzi o temat depresji w kontekście duchowości, to nie jest to takie proste ... a szkoda, wielka szkoda ... Szkoda, że nie da się depresji usunąć poprzez wiarę i religijność.
@Aniela , jeśli temat Cię interesuje to przesłuchaj konferencje księdza Grzywocza. On wiele mówił o depresji, również w kontekście duchowości. Wspominał świętych, którzy byli bardzo blisko Boga, a jednak chorowali na depresję. Bardzo cenne są te jego wykłady.
Celem tych rozważań jest próba odkrycia specyficznej drogi świętości, po której wędruje człowiek zraniony depresją. Doświadczenie wielu wieków uczy, że rana ta nie musi być przeszkodą. Owszem, w jakiś przedziwny sposób często pomaga.
Wielu świętych i wybitnych chrześcijan doświadczało w swoim życiu okresów depresyjnych.
Pojawiają się przed naszymi oczami takie postaci, jak: św. Jan od Krzyża, św. Ignacy Loyola, Reinhold Schneider, św. Edyta Stein, s. Maria od Trójcy Świętej, Romano Guardini.
W jaki sposób człowiek depresyjny, duchowny czy świecki, może dzisiaj przeżywać swoją duchową drogę? Wiele osób cierpiących w ten sposób skazanych jest na osamotnienie i niezrozumienie. Ukrywają swój ból przed lekarzem, psychologiem, przełożonymi, przyjacielem. Próbują radzić sobie sami — rzadko skutecznie. Te rozważania są próbą rozpoczęcia dialogu, pierwszym słowem albo początkiem wysłuchania.
Wklejam fragment rozmowy z księdzem Józefem Augustynem SJ. Mówi, że źródłem depresji często bywa życie w sytuacji przemocy i braku wolności:
Chory z pomocą psychoterapeuty, kierownika duchowego musi sam stopniowo odkryć, co go tak naprawdę blokuje, gdzie jest ów zator w odczuwaniu radości życia. To ważny etap procesu leczenia.
Źródłem depresji bywa często na przykład wieloletnie życie pod presją, w ostrym stresie, w klimacie wykorzystania i manipulacji, ograniczenia wolności.
Przemoc i rezygnacja z własnej woli, by poddać się woli innych, sprawia, że własne życie odczuwane jest jako obce, cudze.
Życie bez wolności nie ma smaku. To dzięki wolności człowiek uznaje swoje życie jako "swoje", "własne". Kiedy ktoś odbiera nam wolność, odbiera nam życie.
Wasilij Grossman w książce "Wszystko płynie" pisze, że największym marzeniem każdego więźnia w łagrach była właśnie wolność i dlatego - stwierdza autor - warto było zrobić wszystko, by wydostać się z obozu i umrzeć na wolności choćby i dziesięć metrów od drutu kolczastego.
Czy rodzice mogą u dzieci wywołać depresję?
Oczywiście. Stany głębokiego zniechęcenia u dzieci powodują rodzice, środowisko rówieśnicze lub szkoła.
Dzieci, które są kochane, akceptowane i traktowane z szacunkiem w domu, na podwórku i w szkole, nie wpadną w depresję.
Gdy dziecko w wieku szkolnym wpada w depresję, w jego otoczeniu jest coś ciężko chorego.
Osobie niedoświadczonej trudno na pierwszy rzut oka powiedzieć, co to jest. Ale doświadczony psycholog szkolny po dłuższej rozmowie zorientuje się.
Nie zawsze winni są rodzice. Nauczycielka, która dręczy ucznia całymi miesiącami - nie mówmy od razu, że takich sytuacji nie ma - może wywołać depresję u dziecka. Podobnie rówieśnicy, którzy znęcają się nad nim.
Wklejam fragment rozmowy z księdzem Józefem Augustynem SJ. Mówi, że źródłem depresji często bywa życie w sytuacji przemocy i braku wolności:
Chory z pomocą psychoterapeuty, kierownika duchowego musi sam stopniowo odkryć, co go tak naprawdę blokuje, gdzie jest ów zator w odczuwaniu radości życia. To ważny etap procesu leczenia.
Źródłem depresji bywa często na przykład wieloletnie życie pod presją, w ostrym stresie, w klimacie wykorzystania i manipulacji, ograniczenia wolności.
Przemoc i rezygnacja z własnej woli, by poddać się woli innych, sprawia, że własne życie odczuwane jest jako obce, cudze.
Życie bez wolności nie ma smaku. To dzięki wolności człowiek uznaje swoje życie jako "swoje", "własne". Kiedy ktoś odbiera nam wolność, odbiera nam życie.
Wasilij Grossman w książce "Wszystko płynie" pisze, że największym marzeniem każdego więźnia w łagrach była właśnie wolność i dlatego - stwierdza autor - warto było zrobić wszystko, by wydostać się z obozu i umrzeć na wolności choćby i dziesięć metrów od drutu kolczastego.
Czy rodzice mogą u dzieci wywołać depresję?
Oczywiście. Stany głębokiego zniechęcenia u dzieci powodują rodzice, środowisko rówieśnicze lub szkoła.
Dzieci, które są kochane, akceptowane i traktowane z szacunkiem w domu, na podwórku i w szkole, nie wpadną w depresję.
Gdy dziecko w wieku szkolnym wpada w depresję, w jego otoczeniu jest coś ciężko chorego.
Osobie niedoświadczonej trudno na pierwszy rzut oka powiedzieć, co to jest. Ale doświadczony psycholog szkolny po dłuższej rozmowie zorientuje się.
Nie zawsze winni są rodzice. Nauczycielka, która dręczy ucznia całymi miesiącami - nie mówmy od razu, że takich sytuacji nie ma - może wywołać depresję u dziecka. Podobnie rówieśnicy, którzy znęcają się nad nim.
Komentarz
My bez skryptów musieliśmy zarabiać na siebie zbierać np truskawki itp to szło się ok 2 kl podstawówki teraz...15 latka rolnik nie chce na polu bo jak coś to są kary , we wsi pani brala do truskawek a pan do malin nastolatków to
, sasiad nasłał kontrolę z ARiMR inspekcja pracy i jeszcze niewiadomo skąd efekt...plantacja truskawek wyorana , plantacja malin zlikwidowana , i już nie ma zarobku nikt w okolicy 20 km nie wezmą jak nie masz 18 lat skończonych bo w myśl ustawy pomocnik rolnika musi mieć 18 lat skonczone
Wygórowane ambicje i presja otoczenia plus wszechobecne chamstwo i łatwo o problem
A i jest wstyd prosić o pomoc bo zaraz zaszufladkowuja zaraz traktują jak trendowatego ,
Kłopoty w szkole leń , kłopoty później leń nie chce mu się tylko w koło Macieju leń beztalencie ,nieudacznik ,śmieć.....
PS. też mieszkam na Lubelszczyźnie
Córka ostatnio miała problem z koleżanką i twierdzi, że nawet porozmawiać ciężko, o pisaniu nie ma mowy bo zaraz wszystko może być nagrane, zrzutowane i hulać po sieci.
Ktoś już mądrze napisał jak zamiast czasu daje się dobra materialne bo kolega ma bo koleżanka ma bo jak moje mieć nie będzie to zrobią z mojego dziecka posmiewisko .
Wiem z doświadczenia moja mala miala z 10 lat jak na nią wyjechały kolezanki nic nie powiedziala żebym nie interweniowala nauczyciele tez nic nie wiedzialy ryplo jak opuściła się w nauce ,
Są chwile, kiedy myślę, że może przez nawał informacji o różnych zagrożeniach - globalne ocieplenie, globalne epidemie, zbliżająca się asteroida, wojna totalna. Jak się obejrzy kilka katastroficznych filmów, a takich jest na pęczki, to mogą się w głowie zalęgnąć obrazy, które potem kiełkują.
Ale przecież z drugiej strony, kiedyś czasy były dużo bardziej niebezpieczne, zagrożenia trudniejsze do uniknięcia, świat bardziej niezrozumiały.
Jak to się działo, że ludzie byli tacy silni psychicznie? Teraz np. śmierć dziecka jest straszną traumą, po której nie każdy się podźwignie. Kiedyś dzieci umierały na potęgę i ludzie żyli dalej normalnie.
Mnie się wydaje, że dawniej więzi międzyludzkie były dużo silniejsze i między innymi dlatego ludzie byli mocniejsi psychicznie.
Łatwiej żyć, łatwiej dźwigać swój los, kiedy ma się wokoło "stado", które pomaga nieść brzemię.
Znów pojadę Norwegią - widzę jak tutaj ludzie pomagają sobie wzajemnie, tworzą wspólnoty. Starsi sąsiedzi interesują się sobą nawzajem, dziadkowie angażują się w życie wnuków i pomagają tak finansowo, jak i pilnując wnucząt od czasu do czasu.
Święta, różne uroczystości obchodzone są bardzo rodzinnie, w dużym gronie.
Do tego każdy obywatel może liczyć na wydatną pomoc ze strony państwa.
Państwo jest opiekuńcze, a w takim państwie ma się poczucie, że w razie kłopotów nie zostaje się samemu, tylko znów " stado" pomaga nieść brzemię.
W Polsce też tak dawniej było, jeszcze za PRL-u. Co się stało, że tak nie jest?
Ale dawniej też były takie zagrożenia.
Nie koronawirus, ale dżuma, która zabiła dużą część ludności Europy (i nie było naukowców jak dziś, którzy by zaraz wymyślili lek na każdą chorobę).
Był trąd, umierało się na zapalenie płuc.
Nie trąbiono o globalnym ociepleniu, ale ludzie byli bardziej bezradni wobec kataklizmów, np. powodzi. Pioruny paliły chałupy, kościoły. Dziś już nie, bo mamy piorunochrony.
Przyszła susza - to był głód i umierało się z głodu.
Żywność nie była tak zatruta, owszem, i środowisko czystsze, ale zagrożenie było na każdym kroku że strony drobnoustrojów, bo ludzie nie mieli pojęcia jak ważna jest higiena, a i leków nie było takich jak dziś.
Wrogość była namacalna - a to wojny, a to napady i rozboje, dzieci wykorzystywano seksualnie całkiem bezkarnie, bo prawo ich nie chroniło tak jak dziś, włóczegami i kalekami nie zajmowano się, tak jak dziś to państwo robi.
Apokalipsę mieli co parę lat, jak przyszła wojna, albo jak sami szli na wojnę.
Ogólnie ludzie dawniej byli narażeni na niebezpieczeństwa dosłownie na każdym kroku. Nawet poród to było mega niebezpieczne wyzwanie.
Coś jednak było takiego w tych ludziach, że byli mocniejsi niż my. Bardziej zahartowani, bardziej waleczni, ale też bardziej niż my umieli pogodzić się z losem.
No coś z tym wszystkim zrobić trzeba, no bo to nie jest normalne, że dzieci nie chcą żyć...
Mam takie poczucie, że to jest zawałka nasza, dorosłych i że to my musimy coś z tym zrobić, bo my wpakowaliśmy dzieciaki w taki a nie inny świat.
Dobrze , że jest fundacja "Dajemy dzieciom siłę" , ale to za mało.
Co jeszcze można zrobić, żeby poprawić polskim dzieciom środowisko życia, przywrócić normalność, sprawić, żeby były szczęśliwe i żeby chciały żyć?
Wiem, że to jest możliwe, że świat spokojny i przyjazny istnieje, sama żyję w takim świecie i bardzo chciałabym , żeby w Polsce też tak było.
Wstrętna ta nauczycielka
Nasze dzieci zawsze mogą korzystać z telefonów nauczycieli, szkolnych co więcej, gdy jest jakiś poślizg np z powrotem z wycieczki czy jakiegoś wyjścia sami pilnujemy, by do rodziców dotarła informacja. Czy wysłali smsy, czy im się tel nie rozładowały itp
Przecież ta pani mogła zadzwonić choćby do sekretariatu i sekretariat zobowiązać do poinformowaniu rodziców.
A ta nauczycielka tak powiedziała to Tobie?
To był jej obowiązek. Po prostu.
Ale jeśli chodzi o temat depresji w kontekście duchowości, to nie jest to takie proste ... a szkoda, wielka szkoda ... Szkoda, że nie da się depresji usunąć poprzez wiarę i religijność.
@Aniela , jeśli temat Cię interesuje to przesłuchaj konferencje księdza Grzywocza. On wiele mówił o depresji, również w kontekście duchowości.
Wspominał świętych, którzy byli bardzo blisko Boga, a jednak chorowali na depresję.
Bardzo cenne są te jego wykłady.
Tutaj fragment rozważań ks. Grzywocza:
Celem tych rozważań jest próba odkrycia specyficznej drogi świętości, po której wędruje człowiek zraniony depresją.
Doświadczenie wielu wieków uczy, że rana ta nie musi być przeszkodą. Owszem, w jakiś przedziwny sposób często pomaga.
Wielu świętych i wybitnych chrześcijan doświadczało w swoim życiu okresów depresyjnych.
Pojawiają się przed naszymi oczami takie postaci, jak: św. Jan od Krzyża, św. Ignacy Loyola, Reinhold Schneider, św. Edyta Stein, s. Maria od Trójcy Świętej, Romano Guardini.
W jaki sposób człowiek depresyjny, duchowny czy świecki, może dzisiaj przeżywać swoją duchową drogę?
Wiele osób cierpiących w ten sposób skazanych jest na osamotnienie i niezrozumienie. Ukrywają swój ból przed lekarzem, psychologiem, przełożonymi, przyjacielem. Próbują radzić sobie sami — rzadko skutecznie. Te rozważania są próbą rozpoczęcia dialogu, pierwszym słowem albo początkiem wysłuchania.
Zalinkowałam 4 części rozważań ks. Grzywocza na temat depresji. Dużo tam jest tematyki "depresja a duchowość człowieka".
Może się komuś przyda.
I jeszcze link do rozważań ks. Grzywocza, których fragment zacytowałam powyżej, tytuł "W mroku depresji".
https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/salwator_2012_depr_00.html
Jeszcze widzę, że jest i piąta część:
Wklejam fragment rozmowy z księdzem Józefem Augustynem SJ.
Mówi, że źródłem depresji często bywa życie w sytuacji przemocy i braku wolności:
Chory z pomocą psychoterapeuty, kierownika duchowego musi sam stopniowo odkryć, co go tak naprawdę blokuje, gdzie jest ów zator w odczuwaniu radości życia. To ważny etap procesu leczenia.
Źródłem depresji bywa często na przykład wieloletnie życie pod presją, w ostrym stresie, w klimacie wykorzystania i manipulacji, ograniczenia wolności.
Przemoc i rezygnacja z własnej woli, by poddać się woli innych, sprawia, że własne życie odczuwane jest jako obce, cudze.
Życie bez wolności nie ma smaku. To dzięki wolności człowiek uznaje swoje życie jako "swoje", "własne". Kiedy ktoś odbiera nam wolność, odbiera nam życie.
Wasilij Grossman w książce "Wszystko płynie" pisze, że największym marzeniem każdego więźnia w łagrach była właśnie wolność i dlatego - stwierdza autor - warto było zrobić wszystko, by wydostać się z obozu i umrzeć na wolności choćby i dziesięć metrów od drutu kolczastego.
Czy rodzice mogą u dzieci wywołać depresję?
Oczywiście. Stany głębokiego zniechęcenia u dzieci powodują rodzice, środowisko rówieśnicze lub szkoła.
Dzieci, które są kochane, akceptowane i traktowane z szacunkiem w domu, na podwórku i w szkole, nie wpadną w depresję.
Gdy dziecko w wieku szkolnym wpada w depresję, w jego otoczeniu jest coś ciężko chorego.
Osobie niedoświadczonej trudno na pierwszy rzut oka powiedzieć, co to jest. Ale doświadczony psycholog szkolny po dłuższej rozmowie zorientuje się.
Nie zawsze winni są rodzice. Nauczycielka, która dręczy ucznia całymi miesiącami - nie mówmy od razu, że takich sytuacji nie ma - może wywołać depresję u dziecka. Podobnie rówieśnicy, którzy znęcają się nad nim.
https://deon-pl.cdn.ampproject.org/v/s/deon.pl/inteligentne-zycie/wygrac-z-depresja/ludzie-depresyjni-prorokami-naszych-czasow,239811/amp?amp_js_v=a3&amp_gsa=1&usqp=mq331AQFKAGwASA=#aoh=15825441287463&referrer=https://www.google.com&amp_tf=Źródło: %1$s&ampshare=https://deon.pl/inteligentne-zycie/wygrac-z-depresja/ludzie-depresyjni-prorokami-naszych-czasow,239811
Czy rodzice mogą u dzieci wywołać depresję?
Oczywiście. Stany głębokiego zniechęcenia u dzieci powodują rodzice, środowisko rówieśnicze lub szkoła.
Dzieci, które są kochane, akceptowane i traktowane z szacunkiem w domu, na podwórku i w szkole, nie wpadną w depresję.
Wiesz co... Po czymś takim sam mam chęć ze sobą skończyć.
@Prayboy , czemu tak dramatycznie ...
Ten ksiądz wymienia 3 czynniki: dom, szkoła, podwórko. Wystarczy któryś z nich, prawda?
Ale możliwe, że trochę upraszcza, istnieje przecież depresja spowodowana zaburzeniami w mózgu, endogenna.
Mówił o niej ksiądz Grzywocz.