Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

"Dlaczego Nowa Msza nie jest katolicka?"

15681011

Komentarz

  • Jestem w tej parafii od roku, nie jestem przebojową  osobą, poza tym nie lubię klimatu Domowego Kościoła , nie wiem co może być innego w małej parafii. 
  • U nas w parafii i w katedrze, do której chodzę lidzie sie znają. Tak po prostu zagadują po Mszy, gdzies sie widzimy na mieście, dzisiaj jedna panią na zakupach spotkałam. Z polskiej parafii razem na pielgrzymki jezdzimy. Mamy tez Margaretke za księży, to tez nas łączy. Dużo tych kontaktów kościelnych jest, nie jakis formalnych, tylko takich zwykłych, ludzkich.
  • Zuzapola powiedział(a):
    Jestem w tej parafii od roku, nie jestem przebojową  osobą, poza tym nie lubię klimatu Domowego Kościoła , nie wiem co może być innego w małej parafii. 
    Przecież nie tylko domowy kościół funkcjonuje w parafiach. W pobliskiej parafii proboszcz mocno angażuje się w skautów jest jeszcze eucharystyczny ruch młodych u nas jest akcja katolicka, rodzina rodzin ,legion,Maryi r,rodziców. czasem mogą być to takie zwykłe spotkanie na przykład opłatkowe czy wokół jakiegoś ciekawego tematu
  • @Aneczka08

    Ale tu wiele zależy od proboszcza.


    Podziękowali 1Aneczka08
  • Ale rozmowa jest o wspólnocie duchowej czy grupie wsparcia bo się pogubiłam ....
  • Na pewno ale wierni też mogą próbować go aktywizować
  • asiao powiedział(a):
    Ale rozmowa jest o wspólnocie duchowej czy grupie wsparcia bo się pogubiłam ....


    O obu
    Podziękowali 1asiao
  • edytowano styczeń 2020
    Celem wspólnoty jest nauczenie się miłości do braci, po której niewierzący rozpoznają w nas chrześcijan i zapragną do nas przystać. Aby to się stało, musimy pozbyć się masek, które nosimy w różnych rolach w życiu, musimy dojść do poznania się z braćmi w prawdzie. To nie jest przyjemny proces, ale daje wolność, także w kwestii zyskania siły do znoszenia krytyki.
    Podziękowali 3MAFJa Amica Klarcia
  • Mało to kursów samodoskonalenia? 
    Są nawet takie fajne z manipulacji ...
  • edytowano styczeń 2020
    Berenika powiedział(a):

    Kapłan występuje in persona Christi.
    ta, zwłaszcza podczas koncelebry. Hłe, hłe hłe. 
  • Joannna powiedział(a):

    Ciekawe, jak Benedykt XVI zaopiniowałby Twoje powyższe słowa i w ogóle podważanie katolickości NOM.
    To akurat wiadomo, wystarczy poczytać jego wypowiedzi na temat NOM. "banalny produkt chwili" a na temat całości liturgi jest "Duch Liturgii"

  • To jak nauczyć się takiej miłości i pozbyć masek  w zwykłej parafii,  gdzie ludzie nawet nie rozmawiają... Byłam miesiąc w Stanach u siostry i mimo kiepskiej znajomości języka więcej osób poznałam po mszy w kościele niż tu u nas. Tam właśnie po mszy ludzie z księdzem zostają, rozmawiają ksiądz zauważał nowe osoby, przedstawiał innym... Tak pisze, bo nie widzę czym się pod względem wspólnoty różni jeden ryt od drugiego tu u nas w Polsce.
  • edytowano styczeń 2020
    Wklejam pełen tekst kard. Ratzingera z 1992 roku. Od nas zależy, czy liturgia będzie banalna, czy nie.

    * * *

    „Potrzeba nam dzisiaj nowego ruchu liturgicznego” – powiedział mi niedawno młody kapłan. W wypowiedzi tej widać troskę, którą w dzisiejszych czasach jedynie płytkie umysły mogą odrzucić. Owemu kapłanowi nie chodziło o zdobywanie co raz to nowych i odważnych wolności, bo do jakich to wolności nie przypisywano sobie do tej pory prawa? Chodziło mu raczej o potrzebę nowego początku, który wypływałby z samej istoty liturgii, tak jak tego chciał Ruch Liturgiczny w szczytowym momencie jego prawdziwej natury, to jest nie tyle o wymyślanie nowych tekstów, wynajdowanie nowych ceremonii i form, ale raczej o odkrywanie żyjącego centrum, o dochodzenie do, należałoby powiedzieć, tkanki liturgii, tak, aby jej celebrowanie rodziło się z samej jej istoty. Reforma liturgiczna, tak jak jest ona wcielana w życie, za bardzo odeszła od tego ideału, w rezultacie widzimy nie odnowę, a dewastację. Z jednej strony mamy liturgię przekształconą w show, przez który próbuje się uczynić religię interesującą za pomocą modnych banałów i zgrabnych haseł. Majstrujący w ten sposób przy liturgii odnoszą co prawda chwilowy sukces, jednak ci, którzy szukają w niej nie showmena duchowego, ale okazji do spotkania z żywym Bogiem, u którego wszelkie nasze „robienie” staje się pozbawione większego znaczenia, do spotkania, które jako jedyne może nas obdarować prawdziwym bogactwem bytu, ci odnoszą szkodę i odchodzą. Z drugiej zaś strony, możemy zaobserwować zachowanie form rytualnych, których wspaniałość może wzruszyć, jednak doprowadzona do przesady, pokazuje nieustępliwy elitaryzm, na koniec zaś rodzi jedynie gorycz. Z pewnością, pomiędzy tymi dwiema skrajnościami, jest bardzo wielu księży i wiernych, którzy nową liturgię odprawiają uroczyście i z szacunkiem, jednakże spotykają się oni z krytyką ze strony tych dwu ekstremów, natomiast brak wewnętrznej jedności w Kościele sprawia w końcu, że ich wierność jest bezzasadnie postrzegana jako neokonserwatyzm wynikły ze zróżnicowania międzyludzkiego. To dlatego właśnie niezbędny jest nowy impuls duchowy, aby liturgia na nowo stała się dziełem wspólnoty całego Kościoła, a nie ofiarą pomysłów kapłanów lub różnych ekip liturgicznych.
    Nie można „wyprodukować” ruchu liturgicznego, tak jak nie można „wyprodukować” czegoś, co żyje. Można natomiast przyczyniać się do jego rozwoju poprzez przyswajanie na nowo ducha liturgii, jak również poprzez publiczną obronę tego, czego się w ten sposób doświadczyło. Ten nowy początek potrzebuje swego rodzaju „ojców”, którzy stanowiliby model, i którzy nie poprzestawaliby jedynie na wskazywaniu drogi. Kto szuka dzisiaj takich „ojców”, znajdzie niechybnie ks. Klausa Gambera, który przedwcześnie odszedł do nas. Być może jednak dzięki temu, że odszedł, stał się rzeczywiście obecny w pełnym wymiarze tych perspektyw, które nam otworzył. Właśnie dzięki temu, że odszedł i że nie może być jedną ze stron sporu, staje się „ojcem” na ów nowy początek. Gamber nosił całym sercem nadzieje tamtego Ruchu Liturgicznego. Bez wątpienia, na polu niemieckim pozostał outsiderem ze względu na swoje zagraniczne pochodzenie, czego zresztą nie chciano przyznać. Niedawno pewna teza młodego badacza spotkała się z niebywałym sprzeciwem, tylko dlatego, że odważył się on ze zbyt wielką przychylnością zacytować obficie Gambera. Możliwe jednak, że to odsunięcie Gambera było opatrznościowe, jako że zmusiło go do kroczenia jego własną ścieżką, bez niebezpieczeństwa popadnięcia w konformizm.
    Trudno jest w kilku słowach określić, co w sporze liturgistów jest ważne, a co nie. Może następująca wskazówka okaże się pomocna: J. A. Jungmann, jeden z wielkich liturgistów naszego stulecia, zdefiniował w swoim czasie liturgię, tak jak ją rozumiano na Zachodzie opierając się głównie na badaniach historycznych, jako „liturgię – owoc rozwoju”, przypuszczalnie dla kontrastu ze wschodnim jej pojmowaniem, według którego liturgia to nie zmiany i wzrost w ciągu wieków, ale jedynie odblask liturgii wiecznej, której światło, poprzez święte obrzędy, oświeca swoim pięknem i niezmienną wzniosłością nasze niestałe czasy. Obydwa rozumowania są tak samo uprawnione i dają się ze sobą pogodzić. To, co zaszło po Soborze, jest czymś zupełnie innym – w miejsce liturgii będącej owocem nieprzerwanego rozwoju, wstawiono liturgię wyprodukowaną. Zerwano z żywym procesem przemiany oraz wzrostu i zastąpiono go produkcją. Nie chciano kontynuować owej żywej przemiany i organicznego dojrzewania, natomiast, zupełnie jak w produkcji technicznej, zastąpiono je banalnym produktem, powstałym dla potrzeb chwili. Gamber, z czujnością autentycznego proroka i niezłomnością prawdziwego świadka przeciwstawił się temu zafałszowaniu i niestrudzenie nas nauczał o żywotnej pełni niekłamanej liturgii, dzięki swojej niewiarygodnie bogatej znajomości źródeł. Jako człowiek, który znał i kochał historię, odsłonił nam rozmaite formy przemian liturgii, i jej drogę. Jako człowiek, który oglądał historię „od wewnątrz”, widział w tym rozwoju i jego owocach nienaruszalny odblask liturgii niebieskiej, która nie jest podmiotem naszego tworzenia, ale może cudownie dojrzewać i rozwijać się, kiedy my się włączymy dogłębnie w jej misterium. Śmierć tego człowieka i jednocześnie wybitnego kapłana, winna być dla nas bodźcem. Jego dzieło może nam pomóc nabrać nowego rozpędu.

    Podziękowali 2Joannna Klarcia
  • Aneczka08 powiedział(a):
    Na pewno ale wierni też mogą próbować go aktywizować
    Ale nie mogą mu nakazać zgody, wsparcia, opieki duszpasterskiej.
    Podziękowali 1Aneczka08
  • Gregorius powiedział(a):
    Berenika powiedział(a):

    Kapłan występuje in persona Christi.
    ta, zwłaszcza podczas koncelebry. Hłe, hłe hłe. 
    Cóż Cię tu bawi?
  • PaniWiosna powiedział(a):
    Byłam zagranicą na mszy u FSSPX, gdzie zauważono nas z mężem jako "nowych" i zaproszono na herbatkę i ciastka do księdza wraz z innymi wiernymi.
    Przez 30 lat mojego chodzenia na parafialnego Novusa nikt nigdy nie zaprosił mnie na żadne herbatki po Mszy.
    I nie, ja nie będę sama organizować żadnych herbatek ani inicjować integracji.
    Za granicą na mszy bardzo nowej też nas zauważono. Mniej wiernych i inny standard. 
    Podziękowali 2Joannna Klarcia
  • edytowano styczeń 2020
    U nas w parafii na wsi dużo mniej wiernych niż tam w mieście w Stanach.  I mało mszy. Jakoś tak dochodzi do nas dużo zmian, nowych zwyczajów, ale brak poczucia wspólnoty na takich zwykłych mszach w parafiach . W parafii obok jest ksiądz, który na koniec mszy zaprasza do siebie, zorganizował poranne spacery dla parafian i zawsze na coś miłego powie komuś osobiście.  Jedyny taki ksiądz z wielu, wielu kościołów.  Tylko to już nie dotyczy mszy, tylko tworzenia wspólnoty, coraz mniej ludzi w kościele, może i u nas ludzie poczują potrzebę by poznać więcej ludzi o wspólnych poglądach, do tej pory to każdy sąsiad to był niby też katolik, szybko to się zmienia. 
    Podziękowali 1Klarcia
  • Berenika powiedział(a):
    Gregorius powiedział(a):
    Berenika powiedział(a):

    Kapłan występuje in persona Christi.
    ta, zwłaszcza podczas koncelebry. Hłe, hłe hłe. 
    Cóż Cię tu bawi?
    Bo Chrystus nie koncelebrował
  • Gregu, koncelebracja była obecna w Kościele przed SW2, choć rzadziej stosowana. Nie da się wykazać, aby sama w sobie była czymś złym.
  • „ To jak nauczyć się takiej miłości i pozbyć masek  w zwykłej parafii,  gdzie ludzie nawet nie rozmawiają..”

    Mogę Ci tylko podpowiedzieć, że nauką do życia wspólnotowego jest udział dzieci i młodzież w Wędrownikach, czyli skautingu Stowarzyszenia bł. Mamy Róży. Link do strony o tym projekcie znajdziesz na górze ekranu obok nazwy forum.
    Podziękowali 1Berenika
  • Nawet nie wiesz, jak bym chętnie dzieci posłała.  Na razie synek jest ministrantami, razem z kolegą z naszej ulicy, taka  malutka  wspólnota. U nas parafii  ledwie kilkoro dzieci przychodzi na mszę,  zachodniopomorskie to nie południe.  Jest 5 ministrantów w różnym wieku, około 15 dzieci , które idą do pierwszej komunii, ale za rok już z nich 2 zostanie. Takie u nas realia.
    Podziękowali 1Berenika
  • Maciek_bs powiedział(a):
    Gregu, koncelebracja była obecna w Kościele przed SW2, choć rzadziej stosowana. Nie da się wykazać, aby sama w sobie była czymś złym.
    x. Gamber jednak przedstawił, że jest zła sama w sobie. 

  • Gregorius powiedział(a):
    Berenika powiedział(a):
    Gregorius powiedział(a):
    Berenika powiedział(a):

    Kapłan występuje in persona Christi.
    ta, zwłaszcza podczas koncelebry. Hłe, hłe hłe. 
    Cóż Cię tu bawi?
    Bo Chrystus nie koncelebrował
    Bo nie miał z kim.

    Ustanowił Eucharystię podczas Ostatniej Wieczerzy i kapłaństwo również.

    Ale od razu przekazał je wielu.
    Podziękowali 1Klarcia
  • Kimze jest x. Gamber ?
  • Jedną z ważnych postaci ruchu liturgicznego. W kwestii koncelebry sprawy potoczyły się inaczej, niż chciał.
  • Co do ideału zarysowanego przez Maćka to uważam ze prawdziwa wspolnota powstaje wokol wspólnych działań, celów. Msza z natury jest aktem kultu więc nalezy jakby do innego porządku. Liturgia sama z siebie wspolnoty nie stworzy, nie taka jej funkcja.


    Widzę to właśnie na odwrót. Celem tych, którzy gromadzą się na mszy jest świętość, bliskość Boga. Wydaje się, że ów nadrzędny cel życiowy bardzo jednoczy.
    Podziękowali 2Joannna Klarcia
  • "Sam znak pokoju sprawy nie zalatwi. Ja go unikam, odczuwam jako narzucony sztuczny gest."

    Zgodnie z 2 Kor 13, 12 znak pokoju powinien mieć formę pocałunku ("Pozdrówcie się nawzajem świętym pocałunkiem!"), tak jak go przekazują sobie duchowni na solennej Mszy Trydenckiej. Forma z podaniem ręki, czy kiwaniem głową jest półśrodkiem. Ciekawy był pomysł o. Jana Góry, praktykowany na Jamnej, aby do znaku pokoju wierni stworzyli żywy łańcuch wewnątrz kościoła. Aby znak był pełen, musimy wejść w pewien kontakt fizyczny, musimy się poczuć nawzajem.
  • edytowano styczeń 2020
    Coś wspaniałego. Mężczyźni w łańcuszku trzymajacy nawzajem swoje spocone dłonie. Jprdl.

    Ja tam daję @OlaOdPawla buzi w czółko na znak pokoju. Wiem, mało liturgiczne, ale szczere. Dłoń będę jej podawał? Jak koledze z pracy? Pfff...
  • Chyba sprawa ewentualnych spotkan wśród wiernych to też zależy od nastawienia proboszcza. Nasz np. zaprosił wszystkich patafian na spotkanie po procesji Bożego Ciała i poczestunek, przy roznych innych okazjach też tak się zdarza, ale wtedy było szczególnie, bo naprawdę wszyscy prawie obecni byli.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.