Moja Znajoma (wspaniala osoba zreszta) powiedziała niedawno że jej wspólnota jest ważna, bliższa wręcz niż dalsza rodzina, "oni znają wszystkie moje grzechy "
Nie wyznaje się wzajemnie grzechów w neo. Przyjaciołom mówi się o swoich różnych grzechach, wadach. A wspólnota to po latach właśnie przyjaciele z którymi można rozmawiać szczerze.
"Gdzie Ty na szkołę liturgiczną chodziłaś? Chodziłaś w ogóle?"
Nie chodziłam, nie było mi to potrzebne. Wzorowałam się na tym, co było w Carlsbergu. Zawsze w małych grupach, Eucharystia była (jeszcze za życia ks. Franciszka) i jest rozbudowana o modlitwę spontaniczną. Co najwyżej, poza rekolekcjami Oazy, nie ma wprowadzających komentarzy.
Moja Oaza była nietypowa, bo odbywała się w systemie dochodzącym, tak, jak półkolonie. Musiałam spotkania zrobić na tyle atrakcyjne, żeby dzieci chciały przychodzić; na Oazie wyjazdowej zwiać nie mogą.
Miałam w planie robić im szkołę liturgiczną, ale musiałam program zweryfikować, wprowadzić nieco zabawy.
***
"Spotkania co piątek, celebracje po krokach, dni wspólnoty dekanalne, diecezjalne, cotygodniowa wspólna Adoracja Najświętszego Sakramentu, latem codzienne Apele na JG..."
Piękne, nie spotkałam dotąd nic takiego. No, ale ja raczej znam Ruch od strony Niemiec.
Tu gdzie od wielu lat mieszkam nie ma wspolnoty DN, znalam kilka osob, gdy mieszkalismy w PL, czyli ponad 15 lat temu. Jednak gdy slysze/czytam o czyims zyciu, jak z pokora przyjmuje rozne trudne wydarzenia/sytuacje, z radoscia kolejne dzieci, od razu zapala mi sie lampka w glowie "pewnie z DN" I czesto tak jest. Nie mysle ze tylko w DN tak maja, ale czesto wlasnie ludzi z DN mozna po tym rozpoznac.
Komentarz
Wzajemnie wyznaje się sobie swoje grzechy w Neo?