Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Minister Czarnek

123457

Komentarz

  • matuleczka powiedział(a):
    kociara powiedział(a):

    Przepraszam cie, ale to jest kompletna bzdura.
    Ty zupełnie nie masz pojecia o czym piszesz.
    Jakie zrzucanie wszystkiego na orzeczenie?
    Orzeczenie magicznie nie zmienia sytuacji. Często nic za nim nie idzie, bo to właśnie rodzice zrzucają wszystko na "a on, ona ma przecież orzeczenie".

    Hmm, bzdura, bo nie pasuje do Twojego ideału nauczyciela? 

    Wg Ciebie świat jest zero-jedynkowy, w którym istnieją tylko wspaniali, dobrze przygotowani nauczyciele i niezadowoleni, nie znający się na niczym rodzice?
    Nie
    Bzdura bo to jest wyłącznie twoje wyobrażenie 
    Podziękowali 2beatak formatka
  • Nie chciałabym dolewać oliwy do ognia, ale uważam, że najlepiej przygotowany i wykształcony nauczyciel nie może poradzić sobie w sytuacji, kiedy w klasie nagle jedno dziecko zaczyna np rzucać książkami, przewraca ławkę lub atakuje fizycznie inne dzieci. Bo nie radzi sobie z zadaniem przykładowo. Piszę o nauczaniu początkowym. Co zrobić, kiedy nie możesz nawet złapać takiego ucznia, nie możesz wystawić go za drzwi i w ogóle nic nie możesz zrobić. Bo jesteś sama. Czego nie zrobisz, to ryzykujesz. Co z innymi patrzącymi na to dziećmi, co z ich reakcjami? Czy ktoś się tym przejmuje? Bardzo często rodzice wypierają problemy swojego dziecka i wcale nie chodzi tu o nadpobudliwość czy dysleksję. Agresywne zachowania mogą mieć bardzo różne przyczyny, także w chorobach psychicznych lub uszkodzeniach okołoporodowych, o uwarunkowaniach rodzinnych nie wspomnę. Najczęściej rodzice uważają, że szkola przesadza, nauczyciele się uwzieli, a oni chcą tylko, żeby ich pociecha chodziła do normalnej szkoły. I piszą skargi, gdzie się da. Tak naprawdę nie chodzi tu o dobro dziecka, któremu odmawia się diagnostyki, odpowiedniego leczenia czy terapii. Bo szkola nie może nakazać rodzicom takich działań. A już w ogóle nie chodzi o dzieci w klasie. Sprawa zawęża się do konfliktu na linii rodzice- szkola, w którym szkola jest przegrana. Później czesto do konfliktu włączają się rodzice innych dzieci, bo nie chcą takiego ucznia w klasie. I jest jazda. Nieustanne kontrole, a nawet sprawy w sądzie. Po co? Kto na tym zyskuje? Uważam, że system jest winny. Prawo, które na to pozwala. Które zostawia nauczyciela samego i bezbronnego w takiej sytuacji. Które konfliktuje szkole i rodziców, a przecież powinni oni współdziałać na rzecz dobra dziecka. Dzieci agresywnych, już takich małych, jest coraz więcej. 
  • Mammamia, bardzo dobrze to wszystko podsumowałaś, 
    Podziękowali 2mammamia kociara
  • Bardzo dobre podsumowanie @Mammamia
  • A potem w starszych klasach wystarczy jeden tylko, w najlepszym wypadku złośliwiec prowokator, który już doskonale wie, że nic mu nie można zrobić. Uwagi nie działają, zresztą bądźmy poważni. Z uwaga mogą też się rodzice nie zgodzić i zaskarżyć do kuratorium.
    Mówię w najlepszym wypadku złośliwiec, bo zazwyczaj mamy do czynienia z dziećmi przejawiającymi różne nieakceptowalne zachowania wynikające albo z faktycznych dysfunkcji albo z powodu błędów wychowawczych.
    Bez względu na przyczynę, zawsze wini się nauczyciela, że "sobie nie radzi".
    Nadal pokutuje bardzo, bardzo krzywdząca narracja, że jak sobie szkoła nie radzi (a nie radzi, podobnie jak rodzic, lekarz, czy terapeuta) to znaczy, że trzeba jeszxze bardziej ja ukarać.

    Zwracam uwagę na pewna zależność. Medycyna zna przypadki sytuacji, w której pomimo podejmowanych szerokich działań i wysiłków nei da się pacjenta wyleczyć. Choruje przewlekle przez lata, z mniejszymi lub większymi ale zawsze dolegliwościami. Lub po prostu umiera w wyniku choroby.
    Medycyna, wśród niej psychiatria zna pojęcie tzw beznadziejnego przypadku lub przypadku, któremu nie można pomoc w rozumieniu przywrócenia do tzw normy czy stanu sprzed choroby, pełni zdrowia. 

    Ale pedagogika, psychologia już nie zna takiwgo ujęcia. One zakładają, że każdy przypadek mozna "uzdrowić" a jak ktoś (czyli nauczyciel) nie "uzdrowi" to jest do doopy.
    I co ciekawe, nawet jeżeli pedagogika czy psychologia zajmuje się na swoim obszarze (szkoła) uczniem będącym jednocześnie  pacjentem psychiatrycznym czyli uczniem, którego dysfunkcje i zaburzenia wynikają z przyczyn medycznych, fizjologicznych , czyli medycznym (a medycyna składa, że nie każemu uda się pomóc) to cudownie zapomina się o tej możliwości nieuleczenia.

    Przykład. Masz ucznia z zaburzeniami zachowania spowodowanymi uszkodzeniem określonych obszarów mózgu. Typowa organika. W terapii, psychoterapii i farmakoterapii. 
    Nieprzewidywalne ataki agresji nakierowanej na kolegów i nauczycieli. Rodzice współpracujący, na telefon pędem do szkoły. Tylko co z tego, jak w czasie ataku nawet trzy osoby nie są w stanie spacyfikować ucznia (przypominam. Oficjalnie nie wolno dziecka dotknąć a o siłowym postępowaniu, tj np o  zamknięciu go w ramionach czy unieruchomieniu poprzez owinięcie to już w ogóle nie wolno mówić
    Terapia tu nic nie pomoże tak jak terapia nie pomoże na np ataki padaczki
    Ale nie. Przecież wizytatorzy wiedzą lepiej, że wystarczy więcej działania, warsztaty dla rodziców, więcej zdjęć indywidualnych z dzieckiem itp. 
    Masz dziecko a ZA nie jesteś w stanie zapewnić mu optymalnych  warunków, pojawiają się trudne zachowania.
    I znowu. Nie ogarniesz, nie powstrzymasz - jesteś winien, jesteś leń i niekompetentny.
    Takich przykładów każda szkoła ma dziesiątki. 
    I nie mówimy o takich najbardziej drastycznych, najtrudniejszych 

    Podziękowali 4beatak mammamia Ewasz Aneta
  • edytowano sierpień 2021
    @Kociara Są też sytuacje, w których jest dziecko, które sobie nie radzi, jest nielubiane, z zaburzeniami a wszyscy są naprzeciw jemu. A w domu jest pomoc, jest wsparcei  ale czasem jej nie ma i wtedy takiemu człowiekowi ciężko funkcjonować
  • edytowano sierpień 2021
    paulaarose powiedział(a):
    @Kociara Są też sytuacje, w których jest dziecko, które sobie nie radzi, jest nielubiane, z zaburzeniami a wszyscy są naprzeciw jemu. A w domu jest pomoc, jest wsparcei  ale czasem jej nie ma i wtedy takiemu człowiekowi ciężko funkcjonować
    Widzisz. Wiele sytuacji, które są interpretowane jako "wszyscy przeciw... Nie jest lubiany" to typowe sytuację, które się po prostu dzieją, bo taka specyfika wieku, konstrukcji psychicznej, relacji rówieśniczych, etapu rozwoju itp.
    Które jeszxze nie tak dawno dzieci same rozwiązywały a teraz wiszą nad nimi dorośli. 
    Dzieci też czują, że coś jest nie tak "załatwiane".
    I tu wielu forumowiczów wielokrotnie pisalo w stylu "o rany, za moich czasow też się wyamiewali, też byli nielubiani, słabsi, itp i nikt z tego powodu do psychologa nie chodził".
    Czyli teoretycznie jest zrozumienie dla emocji i temperamentu dzieci ale w praktyce dorosły musi zawsze wisieć i załatwiać sprawy za dziecko. I za wszelką cenę ma robić to, załatwiać, żeby dane dzieci było lubiane przez inne. Nie mowie o typowej przemocy, żeby nie było. Bo na to nie ma zgody.
    Mówię o sytuacji, kiedy dzieci nie chcą się z kimś bawić (mają do tego prawo), nie lubią (też mają do tego prawo ) a zmusza się je do tego lubienia.
    Ja mam sporo dzieci z zaburzeniami zachowania.
    I uwierz mi, w sytuacjach, kiedy rodzic jest współpracujący, rozumiejący, że jego dziecko może być problematyczne (No bo kurde jest i nie ma co udawać, że nie), że dzieci mają prawo czuć się momentami niefajnie z nimi-tu mają pełna akceptację kolegów. A pozostali rodzice, z którymi  rozmawia w stylu "jest mi ogromnie przykro, że moje dziecko zrobiło krzywdę twojemu dziecku, staramy się bardzo......" i którzy widzą, że rodzic tego dziecka rozumie ich obawy ale i sami rozumieją , że to jest sytuacja, której na razie nikt jej jest w stanie rozwiązać - wspierają i tych rodziców dziecka z zaburzeniami i swoje dzieci i szkołę .
    Natomiast najgorzej wygląda sytuacja, kiedy rodzic nie dostrzega problemu a wini wszystkich wokół. Tu jest źle, nawet bardzo. I wtedy jest właśnie tak, jak to pięknie opisała ma mamią. Konflikty i napięcia na każdej linii. 
  • edytowano sierpień 2021
    @Kociara To zrozumiałe, że rodzic który nie rozumie problemu dziecka szkodzi. Zmuszanie do lubienia kogoś nie jest dobre, na siłę nic. Lecz lubienia a szacunek to inna sprawa.

    Są sytuacje, gdzie dziecko i tak jest samotne, jest trudne i ani pedagog ani ojciec z matką ani rówieśnicy nie ułatwiają sytuacji.

    Są rodzice którzy nie potrafią wytłumaczyć zdroqemu dziecku, że tamto jest ma problemy, nie można go usprawiedliwiać, ale należy mimo wszystko jakoś do niego podejść inaczej, bez śmiechów, bez wyzwisk.

    Wewnątrz dzieciaków przecież wielokrotnie są sytuacje które przekraczają wszelkie granice. 

    I ja osobiście jestem zdania, że faktycznie lepiej jest gdy dorośli się aż tak nie wtrącali bo też nieraz nic nie wiedzą, ale jeśli mają nastawiać dzieci przeciwko sobie w domu, to też uważam, że jest to słabe.

    Taki dysfunkcyjny człowiek musi znać swoje miejsce, ale pozostawiony bez pomocy nie da sobie rady w życiu.

    Mając na ramionach brzemię dziwaka, ciągle czuć dokuczanie, taki człowiek będzie miał po prostu w życiu trudno. 



  • @kociara obezwładnienie agresywnego ucznia absolutnie podchodzi pod stan wyższej konieczności.

  • jan_u powiedział(a):
    @kociara obezwładnienie agresywnego ucznia absolutnie podchodzi pod stan wyższej konieczności.

    Nie ma na to podstawy prawnej  B)
    Przepisy o tym nie wspominają. 
  • @kociara prawo karne przewiduje. A przepisy też zobowiązują nauczycieli do dbania o bezpieczeństwo. Czasem trzeba obezwładnić agresora i tyle.
  • matuleczka powiedział(a):
    Jak to jest, że jedni nauczyciele mają na lekcjach ciszę i porządek i to we wszystkich klasach, a inni nie? Wina uczniów, rodziców czy kuratorium? Bo chyba nie nauczyciela?

    Nauczyciel nie może dotknąć ucznia i to jest problem? Kiedy przestał móc? Jakoś nie przypominam sobie z czasów mojej edukacji by nauczyciele używali siły wobec uczniów. A potrafili zapanować nad klasą. 

    Za naszych czasów dzieci nie były non stop pobudzane przez wszechobecną elektronikę. W większości rodzice potwierdzali w domu zdanie nauczyciela, a nie negowali i podważali, więc łatwiej było zachować dyscyplinę, gdy przekaz wychowawczy był w miarę spójny.
    Odnośnie ciszy, porządku w klasie etc. to baaardzo dużo zależy od tego, jaka się trafi klasa. Naprawdę wystarczy jeden, dwóch uczniów problematycznych i nawet najlepszy nauczyciel "leży". Nie wierzę w tę ciszę i porządek we wszystkich klasach. Mam krótkie szkolne doświadczenia z własnymi dziećmi póki co, a już widzę (i potwierdzają moje spostrzeżenia znajomi, którzy tę "szkolną karierę" mają zdecydowanie dłuższą), że skład klasy ma niebagatelne znaczenie. I niestety roszczeniowi rodzice są wszędzie - takiej skali w naszym pokoleniu nie było.
    Podziękowali 2Aga85 formatka
  • jan_u powiedział(a):
    @kociara prawo karne przewiduje. A przepisy też zobowiązują nauczycieli do dbania o bezpieczeństwo. Czasem trzeba obezwładnić agresora i tyle.
    To teoria.
    W praktyce zawsze jest tak, że w razie W, czyli sytuacji trudnej, niezgody rodzica na dane zachowanie i kontroli nauczyciel jest winny niewłaściwego zachowania.
    W szkole, gdzie pracuje moja znajoma sprawa trafiła do sądu. Bo uznano, że nie. Nauczyciel nie miał prawa naruszyć cielesności dziecka, musi sięgnąć po inne metody i środki.
    Kuratorium także nie było wyrozumiałe. 


  • @kociara a sąd co orzekł?
    Niestety jak przy każdej działalności i/lub pracy związanej z odpowiedzialnością ryzyko jest. Mi zdarzyło się walczyć w sądzie o różne sprawy. Zdarzyło się też przegrać. Nie zmieniło to zasadniczo mojej opinii czy sposobu działania. Kolejny raz zrobiłbym podobnie.
  • @Tomasz i Ewa Jak człowiek za coś płaci to mu bardziej zależy. Za darmo wygląda to wszystko jak wygląda. Z drugiej strony dzięki publicznej edukacji nie ma tylu analfabetów.
  • @Tomasz i Ewa ale co wtedy z tymi, którzy wypadną z systemu? 
  • Calineczka27 powiedział(a):

    @jan_u, w moim środowisku znajomi którzy weszli w szkolnictwo podstawowe to ludzie, którzy świetnie opanowali sprawy "wiedzowe", natomiast dla zostania nauczycielem przeszli jedynie specjalny uniwersytecki kurs przygotowania pedagogicznego. Dwie z tych osób, w ocenie innych, nie nadają się do pracy z dziećmi. Nie mają w sobie otwartości na uczniów i otwarcie mówią, że traktują szkołę jako coś przejściowego, oraz że nie znoszą dzieciaków. Miałam kiedyś wychowawcę tego gatunku. Chemiczka, wyzywała nas od idiotów za błędy w ustalaniu reakcji. Tak właśnie, to była wychowawczyni.
    To właśnie miałem na myśli. Zmiana filozofii kształcenia, gdy od początku byłoby wiadomo, że uczę się by być nauczycielem ograniczyłaby takie sytuacje.
  • Za tym musiałyby iść podwyżki pensji... Inaczej nie byłoby prawie nauczycieli niektórych przedmiotów.

    Mi się marzy, by nauczyciele, przynajmniej w starszych klasach, mieli głównie inna pracę, a uczenie innych to byłby przywilej, jakaś forma prestiżu. Ale to jest chyba po kompletnie przeciwnej stronie tego, co mamy teraz. Znam takich nauczycieli, to kompletne wyjątki i perełki. Są fantastyczni. 
  • malagala powiedział(a):
    Za tym musiałyby iść podwyżki pensji... Inaczej nie byłoby prawie nauczycieli niektórych przedmiotów.

    Mi się marzy, by nauczyciele, przynajmniej w starszych klasach, mieli głównie inna pracę, a uczenie innych to byłby przywilej, jakaś forma prestiżu. Ale to jest chyba po kompletnie przeciwnej stronie tego, co mamy teraz. Znam takich nauczycieli, to kompletne wyjątki i perełki. Są fantastyczni. 
    Nauczyciel dyplomowany po wielu latach pracy ma na rękę około 3,5 tyś. Ostatnio taka kwota mi wpłynęła na konto. 
  • Wg mnie nauczyciel wychowania przedszkolnego, to najtrudniejsza specjalizacja nauczycielska. Zawsze mnie dziwiło też, że mają więcej godzin w etacie niż nauczyciele przedmiotów. Wśród przedszkolaków trzeba ciągle być na wysokich obrotach. 
  • Ewasz powiedział(a):
    Wg mnie nauczyciel wychowania przedszkolnego, to najtrudniejsza specjalizacja nauczycielska. Zawsze mnie dziwiło też, że mają więcej godzin w etacie niż nauczyciele przedmiotów. Wśród przedszkolaków trzeba ciągle być na wysokich obrotach. 
    Zgadza się. 
    A na stronach kuratoriów widać, jak bardzo są potrzebni (mnóstwo ofert pracy). 
  • @Atlantyk PiS ma w swoich kadrach ludzi, którzy są wszechstronni.

    :D 
  • Jakiś facet z tłustymi włosami pokazuje ekierkę.


  • następny oświecony :)
  • A co on miałby innego pokazać...
    Żenada jak zawsze
  • W liście skierowanym do nauczycieli minister Czarnek napisał: "Pragnę zapewnić, że idea szeroko rozumianej edukacji patriotycznej jest mi szczególnie bliska. Chciałbym, aby młodzi ludzie, którzy w przyszłości będą decydować o losach naszego kraju, znali polską kulturę, szanowali język i dziedzictwo narodowe, a przede wszystkim dorastali w poczuciu dumy z bycia Polakami. Jestem przekonany, że program »Poznaj Polskę« będzie się do tego przyczyniał".

    Niestety, dołączona do programu „Poznaj Polskę” lista miejsc, które mogą odwiedzać dofinansowane przez Czarnka wycieczki w żadnym wypadku nie jest powodem do dumy dla ministerstwa. Przeciwnie - to przykład skrajnego niechlujstwa, braku szacunku dla odbiorców - nauczycieli i dyrektorów. Dziesiątki błędów merytorycznych, setki literówek (w tym w takich nazwiskach jak Skłodowska), brak jakiejkolwiek konsekwencji w stosowaniu wielkich liter - to wszystko w dokumencie zaadresowanym do wszystkich szkół w Polsce. Pełna kompromitacja, że tak niedbale sporządzony dokument wychodzi z MEiN,  z ministerstwa, które rzekomo zajmuje się edukacją...

    My niektóre z błędów wypunktowaliśmy dwa dni temu, teraz na kolejne „kwiatki” wskazują dziennikarze:      

    W województwie pomorskim na liście znalazł się m.in. Dom Heweliusza w Gdańsku, choć taki obiekt... nie istnieje. Brakuje za to popularnego Muzeum Bursztynu lub centrum nauki Hevelianum.

    Żaglowiec szkolny "Dar Pomorza" z Gdyni widnieje w wykazie jako... okręt wojenny - "ORP Dar Pomorza". Ministerstwo rekomenduje też odwiedzenie "pomnika Tadeusza Wenty" - chodzi o Tadeusza Wendę, projektanta i kierownika budowy portu w Gdyni. 

    Błędy merytoryczne znalazły się też w wykazach punktów w innych województwach. Zamek na Wawelu znajduje się raz w województwie mazowieckim, raz w małopolskim. Twórcy ministerialnej listy umieścili we Wrocławiu kopalnię złota, która w rzeczywistości znajduje się w miejscowości Złoty Stok. Wymieniony w jednym z punktów Włocławek leży w województwie warmińsko-mazurskim.
  • edytowano wrzesień 2021
    tak, pedagogika wstydu się kończy,
    właściwie to trzyma się jeszcze dzięki takim dziadersom jak Ty
    wychowanym na gazwybie 
  • Pioszo54 powiedział(a):
    tak, pedagogika wstydu się kończy
    Daj mi choc jeden przyklad tej pedagogiki wstydu.
    Choc jeden. 
  • kociara powiedział(a):
    Pioszo54 powiedział(a):
    tak, pedagogika wstydu się kończy
    Daj mi choc jeden przyklad tej pedagogiki wstydu.
    Choc jeden. 
    po pierwsze, to było do Tomasza a po drugie to jest tego mnóstwo,
    ciągłe odwoływanie się do "cywilizowanej Europy"
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.