Dzięki. I o tym mówił papiez stąd to się bierze. Wygodniej nie mieć dzieci albo gora wysilić się na jedno, a w zamian za to mieć ciszę, dom za miastem, podróże, pieniądze, czas dla siebie, czas na swoje przyjemności, może pieska i go obdazyc miłością itp itd.
Yyyy nie wiem co napisać Od soboty mam i pieska choć wcale go nie chciałam
A my planujemy znowu wycieczkę za miasto. Mamy trochę km w planach do przejścia, lasy, stawy, grzyby Chociaż tydzień temu zebraliśmy ogromną ilość kani, nie do przejedzenia.
A my planujemy znowu wycieczkę za miasto. Mamy trochę km w planach do przejścia, lasy, stawy, grzyby Chociaż tydzień temu zebraliśmy ogromną ilość kani, nie do przejedzenia.
Naprawdę wiele dzieci chodzi w używanych butach. Kopalnią są lumpeksy. Ze stolicy ludzie jeżdżą do mniejszych miejscowości i tam kupują, bo taniej. Chodzi rodzeństwo jedno po drugich. Pożyczają sobie foteliki samochodowe, wózki, itp. Bielizna też może być po kimś, wygotowana, wyprasowana. Mówię o rodzinach, w których jedno pracuje na stanowiskach naukowych w ważnych instytucjach państwowych lub na renomowanych uczelniach.
O ile ogolnie popieram korzystanie z kompleksów, to akurat w przypadku butów radzę bardzo uważać - grzybica. Bielizna tez mi się nie widzi. Pozostale ciuchy tak
Nie sprowadzajcie rodzicielstwa do kupowania butów nowych lub starych.
Ja tu widzę trzy zagadnienia:
1. Koszty utrzymania dziecka mogą być większe lub mniejsze, zależy od możliwości rodziców i potencjału dziecka, także jego zdrowia.
2. Dziecko w rodzinie to istotna zmiana konfiguracji, każde następne, to nowa konfiguracja relacji rodzinnych: między małżonkami, miedzy małżonkami a dziećmi, między dziećmi. Nie każdemu łatwo przychodzi zaakceptować tę zmianę - uważam, że należy to rozumieć, bo ludzie są z różnych środowisk. Jeśli ktoś w sobie tej gotowości nie ma, raczej nie urodzi jej nagle, chyba że w wyniku wstrząsu.
3. Nie wiem, czemu niektórzy redukują kwestie rodzicielstwa do małych dzieci. "Małe dzieci - mały problem, duże dzieci - duży problem", jak powiadali moi rodzice. Im starsze, problemy stają się poważniejsze, a rodzic nigdy nie przestaje o dziecku myśleć, ono zawsze będzie w sercu niegojącą się raną. /używam słowa "rana" w znaczeniu: "miejsce bardzo wrażliwe"/.
Nie sprowadzajcie rodzicielstwa do kupowania butów nowych lub starych.
Ja tu widzę trzy zagadnienia:
1. Koszty utrzymania dziecka mogą być większe lub mniejsze, zależy od możliwości rodziców i potencjału dziecka, także jego zdrowia.
2. Dziecko w rodzinie to istotna zmiana konfiguracji, każde następne, to nowa konfiguracja relacji rodzinnych: między małżonkami, miedzy małżonkami a dziećmi, między dziećmi. Nie każdemu łatwo przychodzi zaakceptować tę zmianę - uważam, że należy to rozumieć, bo ludzie są z różnych środowisk. Jeśli ktoś w sobie tej gotowości nie ma, raczej nie urodzi jej nagle, chyba że w wyniku wstrząsu.
3. Nie wiem, czemu niektórzy redukują kwestie rodzicielstwa do małych dzieci. "Małe dzieci - mały problem, duże dzieci - duży problem", jak powiadali moi rodzice. Im starsze, problemy stają się poważniejsze, a rodzic nigdy nie przestaje o dziecku myśleć, ono zawsze będzie w sercu niegojącą się raną. /używam słowa "rana" w znaczeniu: "miejsce bardzo wrażliwe"/.
bo jeśli się zadba o małe, to nie ma problemów z dużym (bezpieczeństwo, budowa zaufania) im dziecko starsze, tym bardziej się wycofujemy z jego życia
Jejku czy wszystko kręci się wokół kasy? Ja studiowałam zaocznie, pracując jednocześnie w zawodzie. Moja siostra studiując pracowała, nawet dziekankę wzięła na wyjazd za granicę. Wesele zarówno a jak i moja siostra mieliśmy skromne i tylko dla najbliższej rodziny, więc wyszło niewiele, nawet jeśli rodzice dokładali do budżetu. Nigdy nie dokładali się nam do mieszkań. I nie mam nic przeciwko jeśli rodziców stać na takie wydatki, ale jeśli mają sobie wypruwać żyły, zadłużać się i nie spinać własnego budżetu dlatego że finansują życie młodego, zdrowego człowieka, którego zresztą całe jego dotychczasowe życie utrzymywali to nie podoba mi się takie działanie i uważam je za głupie. Zwłaszcza wydatki typu wesele czy mieszkanie są według mnie pozbawionymi sensu fanaberiami, jeśli są powodem zadłużania się. Chyba że jak pisałam : kogoś stać i chce. Rozumiem wesprzeć jeśli się nie wiedzie, albo przyjąć pod swój dach, jeśli się powinie noga.
nigdzie, o ile pamiętam, nie napisałem, że starsze dzieci kosztują mniej niż małe; wręcz przeciwnie, pisałem, że poważniejsze wydatki zaczęły się w liceum.
Co do tego, że nie chciało mi się pracować. Po części był to świadomy wybór, gdyż uważałem i teraz, po latach, gdy dzieci wyszły z domu, też uważam, że ważniejszą rzeczą niż pieniądze, jest obecność ojca na co dzień (i noc, przy niemowlakach i małych dzieciach)
A jeszcze bardziej mnie to denerwuje, że to mówi facet, bo według mnie to jest usprawiedliwianie własnego lenistwa, że się nie chciało więcej/intensywniej pracować. Tyle.
Nie mogę pojąć jak kogoś może denerwować to, że ktoś obcy ma inne priorytety. Denerwuje Cię, że facet spędza swój czas inaczej niż na zarabianiu kolejnych złotówek? Zazdrościsz czy co? Dla Ciebie obowiązek rodzica to wesele, wkład w mieszkanie i wiele innych kosztów, tak uważasz i na to zarabiasz. Twoje życie, Twój wybór, Twój czas. Ale żeby się denerwować, że ktoś ma inne podejście?
Ja w mojej rodzinie najbliższej nie znam nikogo, kto by się nie dołożył choćby do wkładu własnego dla swoich dzieci. Dla mnie wydatek typu wesele jest zupełnie pozbawiony sensu, ale uważam to za mój obowiązek jako rodzica, żeby ponieść dla dziecka taki wydatek, jeśli córka będzie uważała inaczej. W wieku 2 lat mam obowiązek kupić dziecku buciki, w wieku 25-30 lat wyprawić wesele. Jestem przeciwny postawie @Pioszo54 - że małe dziecko nic nie kosztuje, a dorosłe jeszcze mniej. A jeszcze bardziej mnie to denerwuje, że to mówi facet, bo według mnie to jest usprawiedliwianie własnego lenistwa, że się nie chciało więcej/intensywniej pracować. Tyle.
Ja tam nie uważam, że mam obowiązek wyprawić dziecku 25-30 lat wesele - zwłaszcza że musiałabym tak uważać 8 razy Moje dzieci też raczej tak nie uważają (ale zapytam) - zwłaszcza że żaden z 3 pełnoletnich na razie wesela nie chce (chociaż owszem pseudorodzinę 2 stworzyło, mieszkając razem z dziewczynami). Jakby się upierali, że chcą drogiego wesela sponsorowanego przez rodziców, to negocjowałabym udział w kosztach z młodymi itp. Mam luksus, że najstarsza 4 to chłopcy Potencjalna panna młoda ma 14 lat i nie zapowiada się na weselno-roszczeniową Typ harcerki w bojówkach
Dla mnie ci, którzy mówią o pracy, że powinno jej być więcej/intensywniej jakoś automatycznie kojarzą się z pasożytniczą pracą (Krzysztof Karoń ją tak nazywał) i pracoholizmem. Nie jest to dobre dla mojej motywacji i nie jest to dobrym przykładem dla mojej młodzieży. Chociaż widzę u młodzieży i zapał do obowiązków jak i pomagania innym. Trochę mi tak głupio z tym moim poczuciem krzywdy. Z chęcią bym komuś je sprzedał
Człowiek do pracy stworzony nie jest. Jest stworzony do kochania, a praca z miłości wynikać powinna. A czasem z miłości należy się od pracy powstrzymać - co powtarzam memu Mężowi
@Ata bywa, że z czasem harcerki wyrastają z bojówek! Moja najstarsza przestała niedawno być drużynową. O weselu myśli, a jakże, gorzej że kandydata na męża nie widać. Ona pracuje w branży takiej, że i na dwóch weselach w weekend czasem bywa. Wie co i jak by chciała.
Przykładem można wiele zdziałać. Tylko samemu trzeba pozbyć się poczucia winy/krzywdy. Wtedy nie będzie się takim bezbronnym wobec tej całej wojny ideologicznej.
U mnie córka zrezygnowała z Kościoła bo nie umiała sobie poradzić z poczuciem winy. Tak jej psycholog wytłumaczył. Z jednej strony to dobrze, bo faktycznie poczucie winy to nic dobrego. Z drugiej jednak strony jest to przegrana z jakąś ideologią, a więc złudne poradzenie sobie w oparciu o kłamstwo czy, jak kto woli, półprawdę.
@Biznes Info dla córki polecam filmy Fundacji Theosis... Na youTube mają kanał. Jest cykl o sumieniu, o ego itd. Dużo takich ślepych zaułków pseudokatolicyzmu jest tam przedstawionych, wyjaśnionych, rozbrojonych. Prowadzi to diakon KK, jednocześnie terapeuta, więc zna te problemy.
Szczerze mówiąc, trochę dziwią mnie priorytety niektórych z was. Osobiście gdybym mogła i chciała wesprzeć dorosłe dziecko (czyli musiałoby być odpowiedzialne i pracowite) to wolałabym dołożyć się do kupna mieszkania/wkładu własnego/remontu/zakupu wyposażenia/samochodu/ niż fundować drogie wesele. To drugie to dla mnie ekstrawagancja, no chyba że tu mowa o jakimś kameralnym obiedzie dla rodziny.
No właśnie, ja też lubię wesela, zwłaszcza jak jest fajne towarzystwo i urządzone ze smakiem, ale nie na tej zasadzie, że brakuje na mieszkanie czy samochód, na jakieś kursy potrzebne do rozwoju zawodowego, a bierzemy od rodziców kasę na imprezę na 100 osób (już nie mówiąc o zadłużaniu się z tego powodu).
Z moich szacunków wynika, ze to impreza zasadniczo składkowa. Każdy za swój talerzyk płaci, czasem pare groszy dokłada sa koszty stałe typu stroje, obrączki itp., można mieć takie same z weselem i bez wesela nie chodzi mi o wypas, fajerwerki i tysiące świeżych kwiatów, co sam zwyczaj imprezy z tańcami do białego rana
@Coralgol napisałam że wtedy kiedy kupno mieszkania dla dziecka jest równoznaczne zadłużeniu się rodziców. Jeśli stać by mnie byli żeby kupić dzieciom mieszkanie to czemu nie. To inwestycja. Natomiast nie wzięłabym w kredyt mieszkania dla dziecka.
Z moich szacunków wynika, ze to impreza zasadniczo składkowa. Każdy za swój talerzyk płaci, czasem pare groszy dokłada sa koszty stałe typu stroje, obrączki itp., można mieć takie same z weselem i bez wesela nie chodzi mi o wypas, fajerwerki i tysiące świeżych kwiatów, co sam zwyczaj imprezy z tańcami do białego rana
Ja miałam do białego rana w schronisku na Jaworzynie Krynickiej. Osób było 20. Fajnie było Mnie się podobają wesela takie jak kiedyś były. Robiło się podest i scenę dla młodych i orkiestry na podwórku. Dechy się kładło na trawę i stoły wokół. Tak u nas na wsi było. Przychodzili pół wsi. Jedni va zaproszenie inni na krakowiaka. Żarcie szykowały teściowe a nie catering. To były czasy...
Komentarz
Od soboty mam i pieska choć wcale go nie chciałam
To jakiś pomysł. Nasz jest wkurzający.
Ja tu widzę trzy zagadnienia:
1. Koszty utrzymania dziecka mogą być większe lub mniejsze, zależy od możliwości rodziców i potencjału dziecka, także jego zdrowia.
2. Dziecko w rodzinie to istotna zmiana konfiguracji, każde następne, to nowa konfiguracja relacji rodzinnych: między małżonkami, miedzy małżonkami a dziećmi, między dziećmi. Nie każdemu łatwo przychodzi zaakceptować tę zmianę - uważam, że należy to rozumieć, bo ludzie są z różnych środowisk. Jeśli ktoś w sobie tej gotowości nie ma, raczej nie urodzi jej nagle, chyba że w wyniku wstrząsu.
3. Nie wiem, czemu niektórzy redukują kwestie rodzicielstwa do małych dzieci. "Małe dzieci - mały problem, duże dzieci - duży problem", jak powiadali moi rodzice. Im starsze, problemy stają się poważniejsze, a rodzic nigdy nie przestaje o dziecku myśleć, ono zawsze będzie w sercu niegojącą się raną. /używam słowa "rana" w znaczeniu: "miejsce bardzo wrażliwe"/.
im dziecko starsze, tym bardziej się wycofujemy z jego życia
wręcz przeciwnie, pisałem, że poważniejsze wydatki zaczęły się w liceum.
Co do tego, że nie chciało mi się pracować.
Po części był to świadomy wybór, gdyż uważałem i teraz, po latach, gdy dzieci wyszły z domu, też uważam,
że ważniejszą rzeczą niż pieniądze, jest obecność ojca na co dzień (i noc, przy niemowlakach i małych dzieciach)
http://wielodzietni.org/discussion/6223/pochwala-ubostwa#latest
p.s. we wpisie Bereniki też nie znajduję wzmianki o pieniądzach
Denerwuje Cię, że facet spędza swój czas inaczej niż na zarabianiu kolejnych złotówek? Zazdrościsz czy co? Dla Ciebie obowiązek rodzica to wesele, wkład w mieszkanie i wiele innych kosztów, tak uważasz i na to zarabiasz. Twoje życie, Twój wybór, Twój czas. Ale żeby się denerwować, że ktoś ma inne podejście?
Moja najstarsza przestała niedawno być drużynową. O weselu myśli, a jakże, gorzej że kandydata na męża nie widać. Ona pracuje w branży takiej, że i na dwóch weselach w weekend czasem bywa. Wie co i jak by chciała.
Wesel będę bronić własną piersią
To piekny element naszej tradycyji
sa koszty stałe typu stroje, obrączki itp., można mieć takie same z weselem i bez wesela
nie chodzi mi o wypas, fajerwerki i tysiące świeżych kwiatów, co sam zwyczaj imprezy z tańcami do białego rana
Mnie się podobają wesela takie jak kiedyś były. Robiło się podest i scenę dla młodych i orkiestry na podwórku. Dechy się kładło na trawę i stoły wokół. Tak u nas na wsi było. Przychodzili pół wsi. Jedni va zaproszenie inni na krakowiaka. Żarcie szykowały teściowe a nie catering. To były czasy...