Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Na syna wydajemy majątek

2456720

Komentarz

  • Tzn - szkoła publiczna to był dodatek, najwięcej nauczyliśmy się "przy okazji", poprzez książki, filmy, gry komputerowe 
  • AyEm powiedział(a):
    @Pioszo54 - skoro taki jesteś praktyk, to ile osób rekrutowaleś do swojego zespołu jako pracodawca, od których był wymagany język angielski? Jak to sprawdzałeś? Jak weryfikowałeś informacje z CV? 
    Jakie masz certyfikaty językowe, które uzyskałeś na podstawie nauki języka z internetu? 
    zauważ, że każdy z nas nauczył się języka (jako niemowlak), bo musiał i bardzo chciał

    teraz chodzi o to, by to "musiał i bardzo chciał" emulować w wieku późniejszym,
    tutaj b. pomocne są gry komputerowe i filmy (u moich dzieci zadziałały HOMM oraz przygody Poirota itd., a ja, w dawnych czasach, słuchałem w kółko BBC),
    a egzaminy, to tylko zapoznanie się z wymaganiami i terminologią, nigdy mi nie były do niczego potrzebne
  • beatak powiedział(a):
    Beta powiedział(a):
    @beatak, ale ile tego czasu to lekcje, a ile czasu zajmuje dojazd? 
    No lekcji 38 h. Dojazd w zależności od korków. 
    Czyli ma 5h zajęć nadrogramowych, bo na 1 klasę lo przypada wg siatki 31h + 2religie. 
  • edytowano październik 2022
    AyEm powiedział(a):
    @Pioszo54 - zagadka logiczna. Masz do przejechania jako pasażer 1000 km. Wybierasz kierowcę, który ma prawo jazdy czy tego, który nie ma prawa jazdy?
    oczywiście egzamin ułatwia rekrutację, od strony rekrutującego, ale jeśli się jezyk zna, to nie problem zapoznać się z wymaganiami i go zdać,

    ale rozmawiamy nie o egzaminach a o nauczaniu języka, dzieci

    chociaż, wyobrażam sobie, nie stanowi problemu rozmowa rekrutacyjna w wymaganym języku
  • Ja wiem, że można nauczyć się jezyka samodzielnie. Ale twierdzenie, że dotyczy to wszystkich jest błędne. 
    Mój mąż ma taki talent do języków- on ekspresowo rozumie obcy język. W jego rodzinie jest osoba, która sama nauczyła się  grać na instrumencie- więc widocznie mają takie predyspozycje. Ja niestety nie ma tego daru. Zwyczajnie nie słyszę obcego języka.

    @Pioszo54 to że nauczyłeś się polskiego ze słuchu nie znaczy że nauczysz się każdego. 
  • AyEm powiedział(a):
    @Aszna - jesteście odosobnionym przypadkiem. Odbyłem w życiu z 300 rozmów kwalifikacyjnych do pracy z językiem angielskim. Ekstremalnie rzadko się zdarza, aby ktoś umiał się posługiwać tym językiem i nie miał to to żadnych dokumentów. Jesteście szczęśliwi, ze macie dar do języków widocznie. Ja mam certyfikaty biegłości z angielskiego i niemieckiego. Wymagało to kolosalnej liczby zajęć dodatkowych. Tez oglądałem, czytałem - ale miałem zajecia w szkole, w szkole językowej i w weekendy jeździłem na konwersacje z native speakerami. Jakbym miał policzyć to na naukę jezyka poświęciłem tyle samo godzin co na wszystkie inne przedmioty w sumie w gimnazjum i liceum. 
    A może po prostu jest tak, że kiedy potrzebuję języka, żeby lepiej zrozumieć coś, co na ten moment jest dla mnie interesujące, pasjonujące, to ta nauka przychodzi dużo łatwiej. 
  • AyEm powiedział(a):
    @Aszna - jesteście odosobnionym przypadkiem. Odbyłem w życiu z 300 rozmów kwalifikacyjnych do pracy z językiem angielskim. Ekstremalnie rzadko się zdarza, aby ktoś umiał się posługiwać tym językiem i nie miał to to żadnych dokumentów. Jesteście szczęśliwi, ze macie dar do języków widocznie. Ja mam certyfikaty biegłości z angielskiego i niemieckiego. Wymagało to kolosalnej liczby zajęć dodatkowych. Tez oglądałem, czytałem - ale miałem zajecia w szkole, w szkole językowej i w weekendy jeździłem na konwersacje z native speakerami. Jakbym miał policzyć to na naukę jezyka poświęciłem tyle samo godzin co na wszystkie inne przedmioty w sumie w gimnazjum i liceum. 
    no, masz więc doświadczenia nt. skuteczności panującego systemu kształcenia i nakładów, czasu i środków, jakie trzeba ponieść, 
    i to co piszesz jest, hm, zatrważające,
    ze wzgl. na narzucające się pytanie: a co z resztą życia młodego człowieka, co z czytaniem książek, co z życiem towarzyskim, co z zainteresowaniami?
  • Jak dziecku coś przychodzi trudniej, to albo musi poświęcić więcej czasu na naukę albo może odpuscić i mieć wolne. Coś za coś.
  • Pioszo54 powiedział(a):
    Beta powiedział(a):
    Źle że idzie na prywatny angielski, bo lepiej jakby ten czas spedziło z rodzicami. A potem pisanie, że nie z rodzicami, ale grając w gierki, by nauczyc się angielskiego. 
    jeszcze raz, szkoda czasu i pieniędzy na prywatny angielski, skoro to samo, a zwykle więcej, można mieć z internetów,
    i tym procesem powinni pokierować rodzice (odnosi się to też do większej części wykształcenia dzieci);

    gdzie tu widzisz sprzeczność?
    Jeszcze odnośnie tego. 
    Sprzeczność polega na tym, że piszesz jakby nauka tego angielskiego z netu nie wymagała czasu.
    A czy szkoda pieniądzy? Każdy sam decyduje na co mu szkoda a na co nie
  • Beta powiedział(a):
    beatak powiedział(a):
    Beta powiedział(a):
    @beatak, ale ile tego czasu to lekcje, a ile czasu zajmuje dojazd? 
    No lekcji 38 h. Dojazd w zależności od korków. 
    Czyli ma 5h zajęć nadrogramowych, bo na 1 klasę lo przypada wg siatki 31h + 2religie. 
    Tak, tak właśnie jest. Nie wierz siatkom, serio. Papier wszystko przyjmie.
  • Mnie nie szkoda na naukę angielskiego. Sama w zeszłym roku chodziłam na zajęcia  :)
    @Pioszo54 raczej jesteście wyjątkiem od reguły. 
    Ucząc się sama, czy ucząc dzieci widzę ile wymaga to pracy. I zdecydowanie youtube, czy gry nie są wystarczające dla przeciętnego ucznia, nawet z dobra pamięcia
  • edytowano październik 2022
    Aga85 powiedział(a):
    Mnie nie szkoda na naukę angielskiego. Sama w zeszłym roku chodziłam na zajęcia  :)
    @Pioszo54 raczej jesteście wyjątkiem od reguły. 
    Ucząc się sama, czy ucząc dzieci widzę ile wymaga to pracy. I zdecydowanie youtube, czy gry nie są wystarczające dla przeciętnego ucznia, nawet z dobra pamięcia
    a próbowałaś obejrzeć interesujący film, np. Poirota, po angielsku, bez napisów?
    tylko wyniki nie są od pierwszego czy dwudziestego razu, wymaga to jednak czasu

    wg mnie każdy się naprawdę uczy tylko tego, co jest mu potrzebne,
    trzeba więc stwarzać takie sytuacje i w ten sposób prowadzić kształcenie;
    być może dla nastolatka jest już na to dużo za późno,ale z małymi dziećmi chyba warto spróbować,
    np., wg mnie, świetnym sposobem na nauczenie liczenia i dodawania, jest gra w chińczyka, naukę czytania zacząłem od pisania ciekawych słów i czytania ich dzieciom sylabami (ale tylko wtedy, gdy byli tego ciekawi);
    później, jak umieją już dobrze czytać, to sami sięgają po ciekawe książki

    a uczenie metodą szkolną, tzn teraz mamy lekcję tego przedmiotu, to, wg mnie, strata kolosalnych ilości czasu
    Podziękowali 1Aszna
  • a jeszcze jedno, jest przecież w Europie i w Polsce cała sieć szkół, które starają się uczyć tego, co ucznia interesuje - szkoły Montessori
  • nie, ale sama idea wydaje się łatwa do zastosowania
  • Kult systemu pruskiego trwa… co zrobisz, nic nie zrobisz
    Podziękowali 2Pioszo54 Ata
  • Przykład z uczeniem czytać sylabami jest bardzo dobry. U nas jedno dziecko to była orka a i tak naprawdędobrze czytac nauczyla sie w szkole, drugie dziecko- pokazałam o co chodzi i w wieku 5 lat czytala.
    Podobnie z angielskim, a może nawet z grą na  instrumencie. Jednemu wystarczy, że się pokaże, drugi musi zakuwać.
    Czytanie książek, czy filmy po angielsku dla mnie to mily dodatek, do jednak dość konwecjinalnej nauki.
  • malagala powiedział(a):
    Kult systemu pruskiego trwa… co zrobisz, nic nie zrobisz
    Myśmy testowali system Montessori, w teorii byłam zachwycona. W praktyce kompletnie "nie zagrało". 
    Pruski dryl na pewno nie, ale obowiązkowość i systematyczność już tak
  • AyEm powiedział(a):
    @Pioszo54 - tylko jeśli się uczysz wyłącznie tego, co Cię interesuje to potem w jednym przedmiocie jesteś bardzo dobry, a z innego nie wiesz nic albo prawie nic. 
    Poza tym, uczysz dziecko, że nie zawsze w życiu robi się to, co jest przyjemne. W pracy, w życiu codziennym po prostu trzeba coś zrobić i już. 
    resztę załatwia ogólne oczytanie, książki,
    poza tym, zainteresowania ewoluują;

    a do robienia rzeczy nie całkiem przyjemnych 
    dobrym motywatorem jest chęć zarobienia

    przykład z mojego życia - skończyłem fizykę, z powołania,
    a w życiu nauczyłem się np. robić zapinki do broszek, jakiś czas uprawiałem maliny, wyremontowałem od podstaw dom, wybudowałem piec itp.
    Podziękowali 1Klarcia
  • Aga85 powiedział(a):
    malagala powiedział(a):
    Kult systemu pruskiego trwa… co zrobisz, nic nie zrobisz
    Myśmy testowali system Montessori, w teorii byłam zachwycona. W praktyce kompletnie "nie zagrało". 
    Pruski dryl na pewno nie, ale obowiązkowość i systematyczność już tak
    Obowiązkowość i systematyczność oczywiście.
    Można ćwiczyć niekoniecznie w kontekście nauki języka,  którego używanie z założenia wymaga pewnego luzu wewnętrznego 
    Piszę z moich doświadczeń i obserwacji

  • Nie chodzi o dryl pruski
    Ale pruskie podejście do procesu uczenia się
    Tyle badań, modeli edukacyjnych, krew w piach
    Kiedyś czytałam nawet ciekawy wywiad z jakimś profesorem, który zajmuje się właśnie tematem nauczana języka
    Stwierdził, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak gramatyka
    To uproszczenie, proszę mnie nie palić na stosie

  • Mnie wnerwiają podręczniki do nauki języka

    Na początku każdy w klasie miał powiedzieć, jak ma na imię i z jakiego kraju pochodzi  B) było to fascynujące, naprawdę

    Potem, w wyższych klasach tematy typu wynajem mieszkania, różne kategorie przestępstw i wykroczeń, sporty ekstremalne, skargi na złe warunki w hotelu all inclusive - tak, w wieku 15 lat tym właśnie żyłam

    Ale hitem były nazwy grzybów na niemieckim, u kolegi
    40 gatunków czy tam odmian :D

    Dobra, wiem, że na pewno te wszystkie kursy innych to w ogóle były super i nie było takich pierdół

    Ale w ogóle idea, że dziecko czy nastolatek uczy się z podobnych książek, co dorośli- absurd. Używane słownictwo jest rozbieżne, po prostu

    I milion innych aspektów absurdu traktowania nauki języka jak nauki budowy anatomicznej człowieka.


    Podziękowali 1Joannna
  • Widzisz, a mi się super podobała nauka z podręcznika B)
    Naprawdę ciekawe, tematy, przedruki różnych artykułów z gazet. Potem fajne dyskusje.
    Niestety w tym roku czasowo nie dam rady.
  • Aga85 powiedział(a):
    Widzisz, a mi się super podobała nauka z podręcznika B)
    Naprawdę ciekawe, tematy, przedruki różnych artykułów z gazet. Potem fajne dyskusje.
    Niestety w tym roku czasowo nie dam rady.
    Ale to trochę bez sensu, co piszesz, bo mi chodzi o używanie podręczników dla dorosłych (pewnie teraz byłoby to dla mnie fajne) do nauki nastolatków, którzy mają lekko inne spojrzenie
  • edytowano październik 2022
    malagala powiedział(a):
    Aga85 powiedział(a):
    Widzisz, a mi się super podobała nauka z podręcznika B)
    Naprawdę ciekawe, tematy, przedruki różnych artykułów z gazet. Potem fajne dyskusje.
    Niestety w tym roku czasowo nie dam rady.
    Ale to trochę bez sensu, co piszesz, bo mi chodzi o używanie podręczników dla dorosłych (pewnie teraz byłoby to dla mnie fajne) do nauki nastolatków, którzy mają lekko inne spojrzenie
    Napisałaś w pierwszym zdaniu, że wnerwiaja Cie podręczniki. 
    Mnie nie, ani teraz, ani w szkole.
    Choć przyznaje, że teraz lekcje angielskiego są dla mnie przyjemnością, kiedyś były obowiązkiem.
  • Moja córka też poszła do LO. Ma 25 godz. obecnie (bez 2 godz. w-f, bo ma kontuzję), b. mało, bo to zerówka francuska.  Jest tak wymęczona, że rezygnuje po kolei z wszystkich zajęć, które miała do tej pory.
    W tamtym roku w 8 kl. w ED dawała radę: przygotować się do występu w musicalu (2 razy po 3 godz.: śpiewu, tańca i teatru), chodzić na rysunek/malarstwo, miała trzy zajęcia językowe (pol, ros, ang) i poza tym należy do ZHRu (zrobiła kurs sanitariuszki).
    A teraz klapa, wszystko ciężko przychodzi. 
    Jej kuzynka w 1 LO siedzi do godz. 23 nad lekcjami, a kuzyn w 1 kl. w jakimś topowym LO- zupełnie inne podejście: 3x w tyg. piłka nożna, przyboczny w ZHR-ze, ministrant, lektor, ale nie przejmuje się, że jest nie bardzo przygotowany do wszystkich lekcji.
    Tak, że potrzebujemy popracować nad wyluzowaniem. 
    Podziękowali 4beatak malagala Ata jan_u
  • Aga85 powiedział(a):
    malagala powiedział(a):
    Aga85 powiedział(a):
    Widzisz, a mi się super podobała nauka z podręcznika B)
    Naprawdę ciekawe, tematy, przedruki różnych artykułów z gazet. Potem fajne dyskusje.
    Niestety w tym roku czasowo nie dam rady.
    Ale to trochę bez sensu, co piszesz, bo mi chodzi o używanie podręczników dla dorosłych (pewnie teraz byłoby to dla mnie fajne) do nauki nastolatków, którzy mają lekko inne spojrzenie
    Napisałaś w pierwszym zdaniu, że wnerwiaja Cie podręczniki. 
    Mnie nie, ani teraz, ani w szkole.
    Choć przyznaje, że teraz lekcje angielskiego są dla mnie przyjemnością, kiedyś były obowiązkiem.
    Jeny, w kontekście nauki dzieci, co chyba wynikało z tego, co potem...
    Bo o tym chyba rozmowa
  • Wracając do tematu - jak słyszycie "wydaję majątek na ..." - to pierwsze skojarzenie jest , że to dobrze, czy że to źle? że robi to z radością i poczuciem sensu czy wolałby tego nie robić? Ja ewidentnie najpierw kojarzę, że mu się nie podoba "wydawanie majątku", że wolałby tego nie robić. Alternatywy rozumowania: wniosek nr 1: lepiej nie mieć dzieci- nie trzeba wydawać majątku (i taki m.in. wniosek wg mnie sugeruje autor); wniosek nr 2: miej dzieci, ale nie wydaj majątku, nie trzeba tylu drogich zajęć (i w tę stronę poszła tutaj dyskusja)- co jest krytyką postępowania opisanych w artykule rodziców i wg mnie nie było intencją autora; wniosek nr 3: trudno, jedno dziecko trzeba mieć, jakoś na niego zarobimy, ale więcej to albo "zabójstwo" albo zaniedbanie edukacji (i patologia)- bo przecież postępowanie opisanych rodziców jest właściwe i konieczne (i w tę stronę również nieco szła ta dyskusja i wg mnie również taki wniosek sugeruje autor :) 
    Czyli wg mnie artykuł jest "antydzieciowy" - ale to wiadomo było od początku :)

    A teraz głębiej:
    Wg mnie najważniejsze jest pytanie: po co dziecko ma umieć te języki, karate, itp? I dalej: po co w ogóle żyjemy? Dla mnie: kochać i być szczęśliwymi, a na koniec pójść do nieba. A jak to zrealizować - to już dla każdego będzie znaczyło coś innego.
    Dla wszystkich potrzeba pewnego "minimum socjalnego" (też różnie definiowanego), ale ile nadto? Św. Paweł zdefiniował to tak:  - "Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy z niego wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni. A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami." I na koniec ja bym powiedziała AMEN.

    I znowu wyszło mi dużo - trudno, nie wszyscy dobrną do końca :)
  • @Ata bardzo dużo osób robi taki szybki przeskok myślowy
    Między "to jest fajne, pozyteczne" oraz "to jest NIEZBĘDNE"

    I tak sobie dyskutujemy.
    Dla mnie akurat kursy językowe dla dziecka to jeden z głupszych sposobów na przebimbanie kasy
    Ale rozumiem, że ktoś ma inne doswiadczenia i opinie
    Tylko to w sumie nie jest clue.
    Bo jakby ktoś spojrzal w mój budżet, też by stwierdził, że coś tam beż sensu kupuję
    Tylko pytanie jest właśnie- co jest niezbędne, i czy dajemy sobie i innym prawo do tego, żeby ponad to "niezbedne" wybierac zgodnie z rozeznaniem, a nie z modą czy oczekiwaniami otoczenia

    I ta rozmowa ma zawsze przesunięty środek ciężkości z odpowiedzi na podstawowe pytanie: czy ubodzy ludzie mają prawo mieć dzieci?
    na jakieś rozważania o certyfikatach, CV i rozmowach kwalifikacyjnych...

    I jakby w domyśle, jak piszesz, jest odpowiedź na pytanie nr 1: nie, nie mają prawa. Bo mają zapewnić NIEZBEDNE kursy dubbingu.
    A ja sie czasem daję wkręcić i dyskutuje o tych kursach, i dlaczego czyjeś dziecko ma nie zostać Czubówna, tylko dlatego, że rodzice nie zapisali itd...
    Podziękowali 3Skatarzyna Pioszo54 jan_u
  • A wszystko sprowadza się do porównania z sobą, ze swoimi zarobkami.

    @Ata, pominęłaś jeszcze 4 opcja: zarabiamy tyle, że możemy bez problemu opłacić zajęcia więcej niż 1 dziecku i finansowanie zajeć choć pochłania masę kasy, to nie jest to dla nas problem.
  • edytowano październik 2022
    M_Monia powiedział(a):
    A jak nie zarabiamy tyle a mamy dzieci?

    Naprawdę nie wiesz co wtedy? 

    Dopisek: żeby nie ciągnąć dyskusji. W takim wypadku nie zapisujemy dziecka na zajęcia na które nas nie stać.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.