Po cholerne ta pani atakuje biologiczna rodzinę? No chyba żartujesz.
Nie, po prostu niektórym w pustych łbach się nie mieści, że biologiczna rodzina może być dysfunkcyjna i patologiczna. W tym domu , oprócz ojczyma mieszkala wyłącznie biologiczna rodzina, w tym matka dziecka. I co? I nic.
A jak się nazywa rodzina, w której jest ojczym? Drogie puste łby...
Po cholerne ta pani atakuje biologiczna rodzinę? No chyba żartujesz.
Nie, po prostu niektórym w pustych łbach się nie mieści, że biologiczna rodzina może być dysfunkcyjna i patologiczna. W tym domu , oprócz ojczyma mieszkala wyłącznie biologiczna rodzina, w tym matka dziecka. I co? I nic.
A przeczytaliście co ta pani napisała? Czy tylko sie słówek czepiacie? W przypadku Kamila, to była rodzina paczłorkowa, a nie biologiczna. O tych paczłorkowych i tęczowych, to pani z fejsbooka się nie zająknęła.
A mama była biologiczna? A reszta rodziny? A tata z odebranymi prawami?
A bo wisz pani,rozumisz. Paczłorkowa to nie jest biologiczna,bo obecność konkubenta od razu powoduje,że biologiczna matka staje się niebiologiczna tylko konkubiną. Ojciec,który utracił prawa (wg doniesień) też już nie jest rodzina biologiczna. Że o ciotce i wujku neo wspomnę,którzy widać stracili pokrewieństwo w momencie wejścia ich krewnej w konkubinat. Taka to pisowska logika
Zanim ta rodzina stała się paczlowrkowa była khem. "normalna" rodzina. Ale i to nie uchroniło . Bo tatuś z jakiegoś powodu prawa utracił
Ukraińskie dzieci maja w sobie ogromne pokłady przemocy.
To nie jest moje złudzenie. Z wielu miejsc widzę i słyszę o wybrykach dzieciaków z podstawówki.
Dzisiaj byłem świadkiem jak ukraińskie dzieciaki z podstawówki tłukły się tak, żeby zrobić krzywdę. Tak w Polsce biją się zwyrodnialcy. Widziałem w życiu nie jedną bójkę więc wiem co mówię. Akcja trwała za krótko żeby reagować i nagle.
Zarzynacie dyskusję gadając o pisie i rodzinach biologicznych czy innych.
Pani z artykułu uważa, że winne jest prawo.
Z tą tezą się nie zgadzam, bo prawo w Polsce nie dopuszcza znęcania się nad dziećmi. Nie ma paragrafu, który by sugerował, że bicie dzieci jest dozwolone. Przeciwnie.
Tu niektórzy nie wykonywali swoich obowiązków, po prostu.
A od realizacji przepisów zawsze są ludzie. Konkretni.
No tak tylko czy ci konkretni ludzie powinni znaleźć się na takim stanowisku jakie piastują. Czepiają się zwykłych rodzin. Tam gdzie pewnie jakies pojedyncze błędy wychowawcze się trafiają, a jeśli chodzi o patologię pełna gębą nie są w stanie być efektywnymi. Powinna być porządna selekcja pracowników.
No tak tylko czy ci konkretni ludzie powinni znaleźć się na takim stanowisku jakie piastują. Czepiają się zwykłych rodzin. Tam gdzie pewnie jakies pojedyncze błędy wychowawcze się trafiają, a jeśli chodzi o patologię pełna gębą nie są w stanie być efektywnymi. Powinna być porządna selekcja pracowników.
Powinna być jakaś odpowiedzialność za błędne decyzje.
Ok, tylko jak oddzielić matki, które dają klapsa i są ciapy i mają dzieci trochę brudne od ludzi, których dzieci są maltretowane? Siniak czy złamana ręką to nie objawy przemocy. Twoje dziecko nigdy nie miało rozbitej wargi czy siniaka na twarzy? Moje miały, nawet ząb ukruszony był. Gdyby teraz do każdej rodziny, w której dziecko przychodzi z siniakiem do szkoły przychodziła kontrola to by nie było zbyt ciekawie. Przyjrzeć się należy rodzinom, w którym już jakieś dziecko jest zabrane a rodzą się kolejne. I tu i w przypadku Szymona z Będzina tak właśnie było. Jak chcesz się dowiedzieć jak matce tego Szymona udało się lawirować przez dwa lata to posłuchaj sobie na YT podcastu Justyny Mazur - ona nawet na szczepienia chodziła (zabierała dziecko córki niby na basen). Tam najbardziej mnie dziwi postawa dziadków, którzy przez dwa lata dawali się wkręcać, że Szymon jest w szpitalu albo u drugich dziadków albo gdzieś tam. Gdyby któreś z dziadków moich dzieci usłyszało, że dziecko jest w szpitalu to by zaraz kupowali miśka i jechali tulić i pocieszać.
Monia, ale ty wiesz, że podajesz czasami źródła, które, delikatnie mówiąc, nie muszą być wiarygodne? Opinia psycholog z oko press nie jest dla mnie w żaden sposób miarodajna (ta sama psycholog na tej samej stronie mogłaby być oburzona, że ktoś nie pozwala synowi chodzić w spódnicy). Podobnie tutaj - masz tytuł - w takim stanie przychodził do szkoły. Ale leci manipulacja bo dalej wycinki z innych artykułów - dom wyglądał jak wysypisko, Kamil nie chciał tam wracać, rówieśnicy twierdzą, że widzieli go poparzonego. Ale jacy rówieśnicy - w szkole, na podwórku? Fakty są takie, że Kamil po poparzeniu nie chodził do szkoły, nauczyciele dzwonili i pytali, mama mówiła, że jest pod kontrolą lekarza. Przez takie artykuły robi się szum, że nauczycielka widziała poparzonego chłopca i miała to w nosie. A nie miala- dzwoniła i pytała a wcześniej doprowadziła do wykrycia złamania ręki. I poinformowała odpowiednie służby o wątpliwościach.
Nie no jest przecież świetnie. Dzieci są chronione jak widać.
Nie jest świetnie. Tylko stanie i krzyczenie - ktoś to musi sprawdzać bez pomysłu na to kto i jak nic nie daje. Brutalnie rzecz ujmując, każdy jest sam odpowiedzialny za swoje dziecko. I podstawowymi odpowiedzialnymi osobami tu są matka i ojciec - tak, ten niby święty co płacze teraz i cierpi publicznie. Ojciec nie zostawia dziecka na kilka lat bez kontraktu. Gdyby facet był odpowiedzialny to by był gdzieś obok i patrzył czy jest ok.
Tylko że Twoje pomysły są nieadekwatne do sytuacji. W czym by pomogło Kamilowi kontrolowanie regularne wszystkich innych rodzin w Polsce? Z tego co się orientuję to w jego przypadku zawiedli konkretni ludzie, którzy nie skorzystali z narzędzi, które mieli, a nie za mały system kontroli rodzin.
Jakim cudem udało się tyle czasu zataic smierć około 2 letniego Szymonka? Dziecko znika i rodzice są, w stanie to ukryć i to nawet gdy odnaleziono ciało dziecka.
Znasz dobrze te historię? W największym skrócie. Tam było kilkoro dzieci, pojawiała się dorosła córka ze swoimi dziećmi. Sąsiedzi nie znali ich dobrze, matka opowiadała różne ,dość wiarygodnie brzmiące historię o jego nieobecności. Sąsiedzi rozpytywani byli, w tamtym czasie służby chodziły po domach i pytały o to,czy jakiemuś sąsiadowi dziecko nie zginęlo. No w tej rodzinie nie zginęło,bo zawsze widzieli gromadkę dzieci.
Z moich doświadczeń wynika,że jeśli dziecko jest poniżej 7 lat rodzinie łatwiej ukryć przemoc. Wiele zachowań czy np siniaków,płaczu,hałasu rodzice tłumacza(jej ktoś ich o to zapyta) typowymi zachowaniami czy zdarzeniami,które codziennie przytrafiają się dziecku - upadek, rzucanie przedmiotami,płacz wymuszający coś itp itd Najwięcej takich spraw ,jeśli nie ma nic "pobocznego" tj czegoś,co nawywijali rodzice i jest np kurator wychodzi na światło dzienne ,kiedy dziecko trafia do placówki. A i tak często pojawiają się wiarygodne tłumaczenia rodziców
To jest wstyd na całą Polskę że po tym dziecku było widać i nikt mu nie pomógł. Uciekał z domu, chodził mocno uszkodzony na ciele
Jak było naprawdę,będzie w aktach sądowych Do tej pory to jest -wybacz Monia -magielniany szum. Każda redakcja podaje inne i do,kupa domysłów i mieszanie faktów. I też się tym nakrecasz.
Jak sobie wyobrażasz te kontrolę prewencyjna? Wypuszczasz codziennie człowieka? Każda rodzina ma być takaparedzana? Kto miałby to robić? Skąd tylu ludzi?
Pomogłoby innym dzieciom. W Polsce jest mnóstwo katowanych dzieci.
Jeśli system lub ludzie zawiedli w przypadku Kamilka to tak samo zawodzą w stosunku do innych dzieci, które pewnie przeżyją ale z ogromną trauma na resztę życia.
A niby jak kontrolowanie wszystkich spowodowałoby cudowną poprawę w sprawności systemu i ludzi?
Nie raz bylam z dzieckiem u lekarzy, na sorze, bo któreś sobie coś wybiło, złamało, rozcięło albo uszkodziło zęby. Z podbitym okiem też moje chodziły. Sorry, ale jakby każde zgłoszenie się z takim dzieckiem do lekarza, puszczenie do szkoły pociagało szeroką kontrolę, to nie byłoby to dobre dla normalnych rodzin. Patologia miałaby to i tak gdzieś, a normalne rodziny miałyby niepotrzebny stres, że ktoś oceni ich opiekowanie się dzieckiem za niewłaściwe i będą mieć problemy.
Trzeba spytać dziecka. Jak złamałam rękę jak byłam mała nawet lekarze mnie nie pytali jak to się stało.
Dopiero jak widać ze dziecko się boi opiekuna można interweniować dalej. Nie robiąc nic, bo nie, bo tak, bo nic to nie da, to raj dla patoli
Znowu pleciesz,wybacz Nie masz bladego pojęcia o pracy z dziećmi. Nie masz bladego pojęcia,jak zachowuje się dziecko maltretowane. Więc serio. Skoncz juz pisać te "dobre rady" ,bo znowu się nakrecasz i odpływasz totalnie
Chodziło mi że nie robiac nic to będzie jak jest. Ludzie którzy nie pracują z dziecmi maltretowanymi, ok, nie znają się wystarczająco, ale widzą że ci którzy się na takiej pracy znają, a przynajmniej powinni, zawiedli.
pierwszą i największą winę ponoszą władze miasta Częstochowa (lewica) które pozwalają na istnienie poza nadzorem tego getta jakim jest ulica przy której doszło do tragedii. Dwa lata temu oglądałem reportaż, gdzie pokazano że w jednym z lokali mieszka tam pedofil który zostął wypuszczony z więzienia w Anglii. Nic z tym nie zrobiono.
Komentarz
A bo wisz pani,rozumisz.
Paczłorkowa to nie jest biologiczna,bo obecność konkubenta od razu powoduje,że biologiczna matka staje się niebiologiczna tylko konkubiną.
Ojciec,który utracił prawa (wg doniesień) też już nie jest rodzina biologiczna.
Że o ciotce i wujku neo wspomnę,którzy widać stracili pokrewieństwo w momencie wejścia ich krewnej w konkubinat.
Taka to pisowska logika
Zanim ta rodzina stała się paczlowrkowa była khem. "normalna" rodzina. Ale i to nie uchroniło . Bo tatuś z jakiegoś powodu prawa utracił
Nie wiem
Uważam,że jeśli rodzina ma kuratora, sprawy odnośnie właściwej opieki nad dziećmi to niechże ten kurator wychyli się zza biurka i sprawdza i sprawdza
Sąd nie podjął decyzji
Pani z artykułu uważa, że winne jest prawo.
Z tą tezą się nie zgadzam, bo prawo w Polsce nie dopuszcza znęcania się nad dziećmi. Nie ma paragrafu, który by sugerował, że bicie dzieci jest dozwolone. Przeciwnie.
Tu niektórzy nie wykonywali swoich obowiązków, po prostu.
A od realizacji przepisów zawsze są ludzie. Konkretni.
Przyjrzeć się należy rodzinom, w którym już jakieś dziecko jest zabrane a rodzą się kolejne. I tu i w przypadku Szymona z Będzina tak właśnie było.
Jak chcesz się dowiedzieć jak matce tego Szymona udało się lawirować przez dwa lata to posłuchaj sobie na YT podcastu Justyny Mazur - ona nawet na szczepienia chodziła (zabierała dziecko córki niby na basen). Tam najbardziej mnie dziwi postawa dziadków, którzy przez dwa lata dawali się wkręcać, że Szymon jest w szpitalu albo u drugich dziadków albo gdzieś tam. Gdyby któreś z dziadków moich dzieci usłyszało, że dziecko jest w szpitalu to by zaraz kupowali miśka i jechali tulić i pocieszać.
Podobnie tutaj - masz tytuł - w takim stanie przychodził do szkoły. Ale leci manipulacja bo dalej wycinki z innych artykułów - dom wyglądał jak wysypisko, Kamil nie chciał tam wracać, rówieśnicy twierdzą, że widzieli go poparzonego. Ale jacy rówieśnicy - w szkole, na podwórku?
Fakty są takie, że Kamil po poparzeniu nie chodził do szkoły, nauczyciele dzwonili i pytali, mama mówiła, że jest pod kontrolą lekarza. Przez takie artykuły robi się szum, że nauczycielka widziała poparzonego chłopca i miała to w nosie. A nie miala- dzwoniła i pytała a wcześniej doprowadziła do wykrycia złamania ręki. I poinformowała odpowiednie służby o wątpliwościach.
Brutalnie rzecz ujmując, każdy jest sam odpowiedzialny za swoje dziecko. I podstawowymi odpowiedzialnymi osobami tu są matka i ojciec - tak, ten niby święty co płacze teraz i cierpi publicznie. Ojciec nie zostawia dziecka na kilka lat bez kontraktu. Gdyby facet był odpowiedzialny to by był gdzieś obok i patrzył czy jest ok.
W największym skrócie.
Tam było kilkoro dzieci, pojawiała się dorosła córka ze swoimi dziećmi.
Sąsiedzi nie znali ich dobrze, matka opowiadała różne ,dość wiarygodnie brzmiące historię o jego nieobecności.
Sąsiedzi rozpytywani byli, w tamtym czasie służby chodziły po domach i pytały o to,czy jakiemuś sąsiadowi dziecko nie zginęlo.
No w tej rodzinie nie zginęło,bo zawsze widzieli gromadkę dzieci.
Z moich doświadczeń wynika,że jeśli dziecko jest poniżej 7 lat rodzinie łatwiej ukryć przemoc.
Wiele zachowań czy np siniaków,płaczu,hałasu rodzice tłumacza(jej ktoś ich o to zapyta) typowymi zachowaniami czy zdarzeniami,które codziennie przytrafiają się dziecku - upadek, rzucanie przedmiotami,płacz wymuszający coś itp itd
Najwięcej takich spraw ,jeśli nie ma nic "pobocznego" tj czegoś,co nawywijali rodzice i jest np kurator wychodzi na światło dzienne ,kiedy dziecko trafia do placówki.
A i tak często pojawiają się wiarygodne tłumaczenia rodziców
Do tej pory to jest -wybacz Monia -magielniany szum. Każda redakcja podaje inne i do,kupa domysłów i mieszanie faktów.
I też się tym nakrecasz.
Jak sobie wyobrażasz te kontrolę prewencyjna?
Wypuszczasz codziennie człowieka?
Każda rodzina ma być takaparedzana?
Kto miałby to robić?
Skąd tylu ludzi?
A niby jak kontrolowanie wszystkich spowodowałoby cudowną poprawę w sprawności systemu i ludzi?
Nie raz bylam z dzieckiem u lekarzy, na sorze, bo któreś sobie coś wybiło, złamało, rozcięło albo uszkodziło zęby. Z podbitym okiem też moje chodziły. Sorry, ale jakby każde zgłoszenie się z takim dzieckiem do lekarza, puszczenie do szkoły pociagało szeroką kontrolę, to nie byłoby to dobre dla normalnych rodzin. Patologia miałaby to i tak gdzieś, a normalne rodziny miałyby niepotrzebny stres, że ktoś oceni ich opiekowanie się dzieckiem za niewłaściwe i będą mieć problemy.
Nie masz bladego pojęcia o pracy z dziećmi. Nie masz bladego pojęcia,jak zachowuje się dziecko maltretowane.
Więc serio. Skoncz juz pisać te "dobre rady" ,bo znowu się nakrecasz i odpływasz totalnie
Rozumiem emocje ale Twoje propozycje napraede są kosmicznie odleciane
Dwa lata temu oglądałem reportaż, gdzie pokazano że w jednym z lokali mieszka tam pedofil który zostął wypuszczony z więzienia w Anglii. Nic z tym nie zrobiono.