W grupie jest podobnie. 30tka indywidualistów i każdy przyzwyczajony,że zawsze osiąga to,co chce a potrzeby kolegi są nieistotne
Później z takich dzieci wyrastają dorośli, dla których potrzeby innych są nieistotne. Jest tylko ja, mój komfort, mój dom moje zasady, więzy krwi nie mają znaczenia, nie radzisz sobie to spadaj.
W grupie jest podobnie. 30tka indywidualistów i każdy przyzwyczajony,że zawsze osiąga to,co chce a potrzeby kolegi są nieistotne
Później z takich dzieci wyrastają dorośli, dla których potrzeby innych są nieistotne. Jest tylko ja, mój komfort, mój dom moje zasady, więzy krwi nie mają znaczenia, nie radzisz sobie to spadaj.
Czy w Twoim domu każdy może robić co chce czy panują w nim zasady określone przez Was, gospodarzy?
Co złego jest w dbaniu o swój dobrostan w pierwszej kolejności?
W grupie jest podobnie. 30tka indywidualistów i każdy przyzwyczajony,że zawsze osiąga to,co chce a potrzeby kolegi są nieistotne
Później z takich dzieci wyrastają dorośli, dla których potrzeby innych są nieistotne. Jest tylko ja, mój komfort, mój dom moje zasady, więzy krwi nie mają znaczenia, nie radzisz sobie to spadaj.
Dla Ciebie rozumiem, sprawy wszystkich są aż tak istotne? Ja staram się zauważać ludzi, staram się nie mieć na miarę możliwości, nikogo w dupie. Jednak jest czymś normalnym, że jednak to własne życie, jest tym głównym. Ze sobą spędzasz więcej czasu przecież.
A i Oczywiście uważam, że nad dziećmi rodzice powinni panować żeby innym nie przeszkadzały. Chyba każdy tak uważa, że rodzice powinni się starać Mówimy o sytuacji gdzie robią co mogą a dzieci i tak przeszkadzają bo np male, czy kilkoro i jeden opiekun. Jeśli ktoś jest zbulwersowany, a dobrze wie że nie poradziłbym sobie sam na miejscu np takiej mamy i zada natychmiastowego zniknięcia z oczu takich co zakłócaja mi spokój to dla nie nie jest do dobry znak społeczny a znak snobizmu spolecznego.
Dorosły człowiek podejmujący decyzję o małej różnicy wieku pomiędzy swoimi dziećmi powinien mieć świadomość, że to ogrom pracy, poświęcenia uwagi.
Jesli podjął taką decyzję, to nie może oczekiwać, że inni będą go częściowo zastępować, bo to poniekąd spychanie swoich obowiązków na innych.
Inni zaś mają prawo odmówić. I nie jest to żaden snobizm ani egoizm.
Każdy ma swoje życie, swoje obowiązki i swój czas na odpoczynek, zabawę.
Jeśli mama kilkorga drobiazgu (małych dzieci, wymagających nieustannej uwagi) chce się iść zabawić, to niech zorganizuje sobie pomoc. Można wynająć nianię. Nie można oczekiwać, że inni biesiadnicy zrezygnują z zabawy - na którą celowo przyszli, żeby ktoś inny mógł się zabawić. Takie oczekiwania to właśnie jest egoistyczne podejście. Nie jest egoistą ten, który nie chce robić na zabawie za nianię.
I nie mówię tutaj o sytuacji zerknięcia na wózek, kiedy mama idzie do toalety czy coś w tym stylu, bo to sytuacje oczywiste, kiedy pomagamy nawet obcym.
Pada tutaj, że społeczeństwo jest przeciw dzieciom, że społeczeństwo staje się wygodnickie i egoistyczne.
Nie. Każdy z nas obowiązek - w oiwerszej kolejności - zadbać o siebie i swoich najbliższych.
Jesli nie daje rady dbać o siebie, to nie zadba o najbliższych. Jak nie potrafi zadbać o najbliższych to jak ma dbać o obcych?
Czemu ktoś ma sobie nakładać dodatkowy wysiłek, bo ktoś inny przeliczył swoje moce przerobowe.
Pani Dominika, o której ta dyskusja się zaczęła, z pełną świadomością - sama to mówiła publicznie, spożywała jakieś suplementy pomagające zająć w wieloraka ciążę.
Co złego jest w dbaniu o swój dobrostan w pierwszej kolejności?
Trochę śmiesznie to brzmi, bo przed chwilą mama miała nakaz dbania przede wszystkim o dobrostan innych ludzi .
Nie Moniu, skoro mama nie daje rady z własnymi dziećmi, to nie jest dobrym pomysłem zabierać je na zabawę.Bo tam też sobie nie poradzi. I nerwowość sytuacji udzieli się przede wszystkim jej. A cała reszta dbając o swój dobrostan nie musi przejmować opieki na czyimiś dziećmi, żeby ich mama miała komfort zabawy.
W grupie jest podobnie. 30tka indywidualistów i każdy przyzwyczajony,że zawsze osiąga to,co chce a potrzeby kolegi są nieistotne
Później z takich dzieci wyrastają dorośli, dla których potrzeby innych są nieistotne. Jest tylko ja, mój komfort, mój dom moje zasady, więzy krwi nie mają znaczenia, nie radzisz sobie to spadaj.
Czy w Twoim domu każdy może robić co chce czy panują w nim zasady określone przez Was, gospodarzy?
Co złego jest w dbaniu o swój dobrostan w pierwszej kolejności?
Nie wierzę w to co czytam... Serio tak wyglądają wasze spotkania rodzinne? Może ja żyję w jakiejś bajce, ale dla mnie normą jest to, że jak się spotykamy razem, razem jedziemy na wycieczkę to jesteśmy wioską i wszyscy zajmujemy się dziećmi. I wygląda to tak - bobas krąży z rączek do rączek jeśli dobrze to toleruje - mama je. Dwulatek zaczyna ryczeć - jakiś nastolatek ogarnięty przychodzi i mówi - chodź na dwór, pokaże ci pieska. I ogólnie starsi zgarniają młodszych na górę i co tam robią to jest ich sprawa. Jak się towarzystwo zanadto rozkręci to jakiś wujek czy dziadek organizują granie w piłkę na podwórku czy spacer. I nie jest to traktowane jako jakiś przymus i cierpiętnictwo tylko wychodzi naturalnie - ostatecznie wszyscy te dzieci lubimy. I chyba tu jest pies pogrzebany. Jak się dzieci nie lubi to wtedy wszystko staje się problemem.
Nie jestem przewrażliwiona że ktoś zakłóca mój dobrostan jeśli ma np male co chwilę marudzace dziecko czy nieco starsze ale np skaczące i nie zawsze dające się usadzić. Czasem ktoś przyjdzie z 2 takich. Może jestem zaprawiona bo sama mam więcej takich.
Dzieci są ważnymi członkami społeczeństwa. W zdrowym społeczeństwie proporcja dzieci do dorosłych jest całkiem spora, a dzieci mają prawo do korzystania z przestrzeni publicznej, sklepów, parków, komunikacji miejskiej, a także uczestnictwa w spotkaniach rodzinnych. W ten sposób uczą się życia.
Normalne zdrowe dziecko zachowuje się jak dziecko - czasem hałasuje, czasem biega, czasem psoci. Jak jedzie rowerem, to zapomina pilnować prawej strony. Jak dobrze w się bawi, to robi rozróbę na całego. Jak jest zmęczone, staje się nieznośne. Należy je temperować i uczyć właściwego zachowania, ale to jest proces, i na tym polega dorastanie, nikt nie rodzi się dojrzały, i dobrze. Dziecko ma prawo zachowywać się adekwatnie do swojego wieku.
W wychowaniu samodzielnych ludzi rodzice potrzebują wsparcia i zrozumienia ze strony całego społeczeństwa, a nie podejścia "Chcieliście mieć dziecko, to znajdźcie mu nianię albo siedźcie z nim w domu, bo taka wasza rola, nam proszę nie przeszkadzać." Społeczeństwo to pewien system, a nie zbiór niezależnych jednostek.
I nie mówię tutaj o sytuacji zerknięcia na wózek, kiedy mama idzie do toalety czy coś w tym stylu, bo to sytuacje oczywiste, kiedy pomagamy nawet obcym.
Ale to się właśnie zmienia - to, co jest uważane za oczywiste.
Sytuację jak wyżej uważasz za oczywistą, tak samo kiedyś było oczywiste, że na wesela zaprasza się całe rodziny, i młodych i starych, i niesprawne ciotki, i samotnych trochę dziwnych wujków, i rodziców z małymi dziećmi. I wszyscy się razem bawią, i dzieci są wspólne. Taka właśnie wioska plemienna. A nawet dwuplemienna, bo ze strony młodej i młodego.
Teraz widać zmianę. Wesele to nie spotkanie rodzinne, tylko impreza panny młodej (bo pan młody to tylko dodatek), na którym ona ma błyszczeć. A goście na zaproszeniu dostają sugestię, żeby ubrać się w odcieniach fioletu i różu, bo to będzie pasować kolorystycznie do wystroju sali i ogólnej harmonii, bo młoda nie życzy sobie pstrokacizny na JEJ weselu.
Tak samo będzie za chwilę z tym pilnowaniem wózka i toaletą.
@Kacha Też zdarzało mi sie pilnować 3 latka, przy zabawie. Gdy byłam dzieckiem, inni też zwracali na mnie uwagę. Gdy spotykałam się ze znajomą, to czułam, że też muszę jakoś pozytywnie wpłynąć na te dzieciaki, bo nie są mi obojętne.
Jednak są sytuacje, gdzie spotykamy się z daleka rodziną albo dalszymi znajomymi- wtedy za bardzo nie ma co zrobić, bo przecież nikt się nie będzie wtrącał nieproszonym.
@Chaber A co ci przeszkadza, że ktoś organizując imprezę, chce ją zrobić po swojemu? Jeśli ktoś przekracza granicę, to jasne. Lecz tobie chyba przeszkadza, że ktoś może skupić się też na sobie a nie tylko na całym świecie.
@Bagata Społeczeństwo to przede wszystkim, każdy oddzielny człowiek. Ja nie chcę być traktowana jak masa, nikt tego nie lubi. Żyjemy razem, wspieramy się jako ludzie, ale każdy tworzy oddzielną historię.
Z drugiej strony - takie imprezy pod dyktando organizatora, gdzie jest masa wymagań odnośnie stroju, zachowania, obecności dzieci itp muszą być potwornie nudne... Niby dlaczego miałabym iść na wesele nawet w bliskiej rodzinie gdyby ktoś mi narzucał to jak mam się zachować, ubrać i czy mam zabrać dzieci czy nie - wynajęcie opiekunki do dzieci plus prezent (najlepiej z listy) jako koszty udziału w czyichś wymysłach - nie kalkuluje się.
Nie wierzę w to co czytam... Serio tak wyglądają wasze spotkania rodzinne? Może ja żyję w jakiejś bajce, ale dla mnie normą jest to, że jak się spotykamy razem, razem jedziemy na wycieczkę to jesteśmy wioską i wszyscy zajmujemy się dziećmi. I wygląda to tak - bobas krąży z rączek do rączek jeśli dobrze to toleruje - mama je. Dwulatek zaczyna ryczeć - jakiś nastolatek ogarnięty przychodzi i mówi - chodź na dwór, pokaże ci pieska. I ogólnie starsi zgarniają młodszych na górę i co tam robią to jest ich sprawa. Jak się towarzystwo zanadto rozkręci to jakiś wujek czy dziadek organizują granie w piłkę na podwórku czy spacer. I nie jest to traktowane jako jakiś przymus i cierpiętnictwo tylko wychodzi naturalnie - ostatecznie wszyscy te dzieci lubimy. I chyba tu jest pies pogrzebany. Jak się dzieci nie lubi to wtedy wszystko staje się problemem.
Pomiędzy „nie lubić dzieci” a mieć dyskomfort z powodu ich złego zachowania jest ogromne przepaść.
No ale jak ktoś głośno powie, że wkurza go wrzeszczący dzieciak to najłatwiej uznać, że jest wrogo do dzieci nastawiony.
Pamiętam doskonale rodzinne imprezy, na których były młodsze dzieciaki.
Jak dzieciaki są starsze i mają swoje zajęcia - zabawy, gry, to wsadzenie im maluchów pod opiekę psuje im zabawę, bo mały dzieciak nie bawi się z nimi.
Więc co z tego, że się zajmują, że wujkowie przejmą role opiekuna, ciotki zabawia, skoro nie każdy czerpie
Z tego problemu przyjemność.
Tak to wygląda. W każdej rodzinie.
Ludzie, którzy odchowali swoje dzieci, chcą się cieszyć „wolnością” i z niej korzystać. Mogą w końcu się bawić, bez rozglądania się na dziećmi. Czemu psuć im to?
Trochę akurat to rozumiem - koszta wesela są teraz kosmiczne. Choć gdybym to ja brała dziś ślub to zrobiłabym imprezę na działce, z tańcami, pod namiotem. Płacić 300 i więcej za talerzyk - to majątek.
@Chaber A co ci przeszkadza, że ktoś organizując imprezę, chce ją zrobić po swojemu? Jeśli ktoś przekracza granicę, to jasne. Lecz tobie chyba przeszkadza, że ktoś może skupić się też na sobie a nie tylko na całym świecie
Jest różnica, skupiać się też na sobie, a skupiać się tylko na sobie.
Nie wierzę w to co czytam... Serio tak wyglądają wasze spotkania rodzinne? Może ja żyję w jakiejś bajce, ale dla mnie normą jest to, że jak się spotykamy razem, razem jedziemy na wycieczkę to jesteśmy wioską i wszyscy zajmujemy się dziećmi. I wygląda to tak - bobas krąży z rączek do rączek jeśli dobrze to toleruje - mama je. Dwulatek zaczyna ryczeć - jakiś nastolatek ogarnięty przychodzi i mówi - chodź na dwór, pokaże ci pieska. I ogólnie starsi zgarniają młodszych na górę i co tam robią to jest ich sprawa. Jak się towarzystwo zanadto rozkręci to jakiś wujek czy dziadek organizują granie w piłkę na podwórku czy spacer. I nie jest to traktowane jako jakiś przymus i cierpiętnictwo tylko wychodzi naturalnie - ostatecznie wszyscy te dzieci lubimy. I chyba tu jest pies pogrzebany. Jak się dzieci nie lubi to wtedy wszystko staje się problemem.
Pomiędzy „nie lubić dzieci” a mieć dyskomfort z powodu ich złego zachowania jest ogromne przepaść.
No ale jak ktoś głośno powie, że wkurza go wrzeszczący dzieciak to najłatwiej uznać, że jest wrogo do dzieci nastawiony.
Pamiętam doskonale rodzinne imprezy, na których były młodsze dzieciaki.
Jak dzieciaki są starsze i mają swoje zajęcia - zabawy, gry, to wsadzenie im maluchów pod opiekę psuje im zabawę, bo mały dzieciak nie bawi się z nimi.
Więc co z tego, że się zajmują, że wujkowie przejmą role opiekuna, ciotki zabawia, skoro nie każdy czerpie
Z tego problemu przyjemność.
Tak to wygląda. W każdej rodzinie.
Ludzie, którzy odchowali swoje dzieci, chcą się cieszyć „wolnością” i z niej korzystać. Mogą w końcu się bawić, bez rozglądania się na dziećmi. Czemu psuć im to?
Bo jesteśmy rodziną? I ćwiczymy się w byciu razem w różnych okolicznościach? Nie raz w życiu rodzinnym trzeba będzie postawić swoją wygodę na półkę - bo na przykład senior rodu zachoruje i potrzebna będzie opieką 24/7.
Zresztą... Czy to jest taka niewygoda dla szesnastolatka, że pójdzie na podwórko z trzylatkiem? Bąk patrzy na niego rozkochanymi oczami i całym sobą pokazuje - ty to jesteś świetny, tyle umiesz... Albo dla dwudziestolatki? - będzie miała łatwiej później jak się nauczy trzymać niemowlaka. Poza ty niemowlaczki ładnie pachną . Sama niby swoich się nanosiłam ale jak jest okazja to chętnie ponoszę. Wszystko się jednak rozbija o to, czy ktoś traktuje dziecko jak członka rodziny czy jak balast.
A dlaczego chory senior ma zakłócać czyjś komfort i funkcjonowanie czyjejś rodziny? To przecież tyle kłopotów i stresów... Muszę zadbać o dobrostan mojej rodziny. Mam dzieci, muszę być dla nich wypoczęta... Mam prawo odpocząć, więzy krwi nie mają znaczenia...
@Chaber A co ci przeszkadza, że ktoś organizując imprezę, chce ją zrobić po swojemu? Jeśli ktoś przekracza granicę, to jasne. Lecz tobie chyba przeszkadza, że ktoś może skupić się też na sobie a nie tylko na całym świecie
Jest różnica, skupiać się też na sobie, a skupiać się tylko na sobie.
Tacy są ludzie, a przynajmniej część osób. Często brak zainteresowania wynika z różnych urazów, lub z ogólnej niechęci do kogoś. Osób wybitnie egoistycznych znam niewiele.
Hipolit Bo to się wiąże z wykluczeniem że względu na sytuację rodzinna.
Masz dzieci male, masz icheuecejy To wykluczam cie z rodziny na czas aż podrosną i nie będą zakłócać mojego spokoju
A jest coś pomiędzy pozwalaniem dziecku rozwalać imprezę a wykluczeniem?
Może nie na każdą imprezę zabierać dzieci?
A jak zabierać, to pilnować, żeby jej nie psuły swoim zachowaniem a my róbmy wszystko, żeby jak najmniej albo wcale angażować innych do opieki nad naszymi dziećmi.
A dlaczego chory senior ma zakłócać czyjś komfort i funkcjonowanie czyjejś rodziny? To przecież tyle kłopotów i stresów... Muszę zadbać o dobrostan mojej rodziny. Mam dzieci, muszę być dla nich wypoczęta... Mam prawo odpocząć, więzy krwi nie mają znaczenia...
Liczy się człowiek a nie więzy krwi. Pomagam, bo kocham, walczę bo kocham. Bez względu na krew lub nie. Przynajmniej ja tak czuję, ale mogę się mylić.
Jest wyczerpująca i nieraz niszcząca dla kilku rodzin. I nieraz dom opieki jest najlepszym rozwiązaniem. Tylko, to co powinno być wyjątkiem, robi się regułą.
Imprezy rodzinne są z nazwy rodzinne. Nikt nie spędza na nich każdego popołudnia. Na imprezie rodzinnej jest rodzina, czyli też dzieci. Jak często są takie imprezy? Raz w miesiącu czy rzadziej? Pozostałe 29 dni w miesiacu osoba, która odchowala dzieci, może korzystać ze swojej wolności i nie patrzeć ciągle za dziećmi. Ludzie.
Hipolit Bo to się wiąże z wykluczeniem że względu na sytuację rodzinna.
Masz dzieci male, masz icheuecejy To wykluczam cie z rodziny na czas aż podrosną i nie będą zakłócać mojego spokoju
A jest coś pomiędzy pozwalaniem dziecku rozwalać imprezę a wykluczeniem?
Może nie na każdą imprezę zabierać dzieci?
A jak zabierać, to pilnować, żeby jej nie psuły swoim zachowaniem a my róbmy wszystko, żeby jak najmniej albo wcale angażować innych do opieki nad naszymi dziećmi.
To takie proste
Jako nastolatka zajmowałam się dziećmi moich braci. Teraz ich dzieci zajmują się moimi. Jak oni będą mieli dzieci to moje dzieci się nimi zajmą. To bardzo proste.
Dzięki takiemu podejściu w naszej rodzinie daliśmy radę gdy mama zachorowała i przez dwa miesiące była leżąca, pieluchowana i krzycząca. Nikt się nie zastanawiał nad tym czy ma przestrzeń życiową i czy może przyjść kąpać mamę.
Jest wyczerpująca i nieraz niszcząca dla kilku rodzin. I nieraz dom opieki jest najlepszym rozwiązaniem. Tylko, to co powinno być wyjątkiem, robi się regułą.
Jest wybór - czy rodzina zaopiekuje się chorym w domu czy opłaci dom opieki (jakieś 5000 tysięcy miesięcznie i więcej plus pieluchy i leki). Składka po 2000 miesięcznie przy trojgu dzieciach też może być ... niszcząca. Na opiekę państwową można czekać i czekać i czekać. Jeśli chodzi o opiekę nad seniorem to nie ma komfortowych rozwiązań. To dopiero jest poligon dla rodziny.
@Kacha Oczywiście, że w ważnych sprawach, jak jest wsparcie i pomoc to to jest super. Lecz czy na codzień, każdy ma kontakt z rodzeństwem, ich dziećmi? Raczej życie tak się toczy, że każdy ma swoje sprawy, ale nie wątpię, że są jakieś wyjątki.
Komentarz
Jednak jest czymś normalnym, że jednak to własne życie, jest tym głównym. Ze sobą spędzasz więcej czasu przecież.
Dorosły człowiek podejmujący decyzję o małej różnicy wieku pomiędzy swoimi dziećmi powinien mieć świadomość, że to ogrom pracy, poświęcenia uwagi.
Tylko, że to na tym się kończy. Nie ma nic więcej.
W dodatku ten dobrostan zamienił się w komfort i wygodę, którego nawet odrobinki nie chce się uszczknąć na rzecz kogoś innego.
No i co z tym zrobisz? Sama z całego serca interesujesz się innymi w dużym stopniu? Inne osoby są ważne, ale życie jest jakie jest…
Może ja żyję w jakiejś bajce, ale dla mnie normą jest to, że jak się spotykamy razem, razem jedziemy na wycieczkę to jesteśmy wioską i wszyscy zajmujemy się dziećmi. I wygląda to tak - bobas krąży z rączek do rączek jeśli dobrze to toleruje - mama je. Dwulatek zaczyna ryczeć - jakiś nastolatek ogarnięty przychodzi i mówi - chodź na dwór, pokaże ci pieska. I ogólnie starsi zgarniają młodszych na górę i co tam robią to jest ich sprawa. Jak się towarzystwo zanadto rozkręci to jakiś wujek czy dziadek organizują granie w piłkę na podwórku czy spacer. I nie jest to traktowane jako jakiś przymus i cierpiętnictwo tylko wychodzi naturalnie - ostatecznie wszyscy te dzieci lubimy. I chyba tu jest pies pogrzebany. Jak się dzieci nie lubi to wtedy wszystko staje się problemem.
Dzieci są ważnymi członkami społeczeństwa. W zdrowym społeczeństwie proporcja dzieci do dorosłych jest całkiem spora, a dzieci mają prawo do korzystania z przestrzeni publicznej, sklepów, parków, komunikacji miejskiej, a także uczestnictwa w spotkaniach rodzinnych. W ten sposób uczą się życia.
Normalne zdrowe dziecko zachowuje się jak dziecko - czasem hałasuje, czasem biega, czasem psoci. Jak jedzie rowerem, to zapomina pilnować prawej strony. Jak dobrze w się bawi, to robi rozróbę na całego. Jak jest zmęczone, staje się nieznośne. Należy je temperować i uczyć właściwego zachowania, ale to jest proces, i na tym polega dorastanie, nikt nie rodzi się dojrzały, i dobrze. Dziecko ma prawo zachowywać się adekwatnie do swojego wieku.
W wychowaniu samodzielnych ludzi rodzice potrzebują wsparcia i zrozumienia ze strony całego społeczeństwa, a nie podejścia "Chcieliście mieć dziecko, to znajdźcie mu nianię albo siedźcie z nim w domu, bo taka wasza rola, nam proszę nie przeszkadzać." Społeczeństwo to pewien system, a nie zbiór niezależnych jednostek.
Sytuację jak wyżej uważasz za oczywistą, tak samo kiedyś było oczywiste, że na wesela zaprasza się całe rodziny, i młodych i starych, i niesprawne ciotki, i samotnych trochę dziwnych wujków, i rodziców z małymi dziećmi. I wszyscy się razem bawią, i dzieci są wspólne. Taka właśnie wioska plemienna. A nawet dwuplemienna, bo ze strony młodej i młodego.
Teraz widać zmianę. Wesele to nie spotkanie rodzinne, tylko impreza panny młodej (bo pan młody to tylko dodatek), na którym ona ma błyszczeć. A goście na zaproszeniu dostają sugestię, żeby ubrać się w odcieniach fioletu i różu, bo to będzie pasować kolorystycznie do wystroju sali i ogólnej harmonii, bo młoda nie życzy sobie pstrokacizny na JEJ weselu.
Tak samo będzie za chwilę z tym pilnowaniem wózka i toaletą.
Jednak są sytuacje, gdzie spotykamy się z daleka rodziną albo dalszymi znajomymi- wtedy za bardzo nie ma co zrobić, bo przecież nikt się nie będzie wtrącał nieproszonym.
@Bagata Społeczeństwo to przede wszystkim, każdy oddzielny człowiek. Ja nie chcę być traktowana jak masa, nikt tego nie lubi. Żyjemy razem, wspieramy się jako ludzie, ale każdy tworzy oddzielną historię.
Pomiędzy „nie lubić dzieci” a mieć dyskomfort z powodu ich złego zachowania jest ogromne przepaść.
Choć gdybym to ja brała dziś ślub to zrobiłabym imprezę na działce, z tańcami, pod namiotem. Płacić 300 i więcej za talerzyk - to majątek.
Nie raz w życiu rodzinnym trzeba będzie postawić swoją wygodę na półkę - bo na przykład senior rodu zachoruje i potrzebna będzie opieką 24/7.
Wszystko się jednak rozbija o to, czy ktoś traktuje dziecko jak członka rodziny czy jak balast.
Muszę zadbać o dobrostan mojej rodziny. Mam dzieci, muszę być dla nich wypoczęta...
Mam prawo odpocząć, więzy krwi nie mają znaczenia...
Dzięki takiemu podejściu w naszej rodzinie daliśmy radę gdy mama zachorowała i przez dwa miesiące była leżąca, pieluchowana i krzycząca. Nikt się nie zastanawiał nad tym czy ma przestrzeń życiową i czy może przyjść kąpać mamę.
To jest proste, normalne, dobre i właściwe.
Na opiekę państwową można czekać i czekać i czekać.
Jeśli chodzi o opiekę nad seniorem to nie ma komfortowych rozwiązań. To dopiero jest poligon dla rodziny.