Nie wierzę w to co czytam... Serio tak wyglądają wasze spotkania rodzinne? Może ja żyję w jakiejś bajce, ale dla mnie normą jest to, że jak się spotykamy razem, razem jedziemy na wycieczkę to jesteśmy wioską i wszyscy zajmujemy się dziećmi. I wygląda to tak - bobas krąży z rączek do rączek jeśli dobrze to toleruje - mama je. Dwulatek zaczyna ryczeć - jakiś nastolatek ogarnięty przychodzi i mówi - chodź na dwór, pokaże ci pieska. I ogólnie starsi zgarniają młodszych na górę i co tam robią to jest ich sprawa. Jak się towarzystwo zanadto rozkręci to jakiś wujek czy dziadek organizują granie w piłkę na podwórku czy spacer. I nie jest to traktowane jako jakiś przymus i cierpiętnictwo tylko wychodzi naturalnie - ostatecznie wszyscy te dzieci lubimy. I chyba tu jest pies pogrzebany. Jak się dzieci nie lubi to wtedy wszystko staje się problemem.
Pomiędzy „nie lubić dzieci” a mieć dyskomfort z powodu ich złego zachowania jest ogromne przepaść.
No ale jak ktoś głośno powie, że wkurza go wrzeszczący dzieciak to najłatwiej uznać, że jest wrogo do dzieci nastawiony.
Pamiętam doskonale rodzinne imprezy, na których były młodsze dzieciaki.
Jak dzieciaki są starsze i mają swoje zajęcia - zabawy, gry, to wsadzenie im maluchów pod opiekę psuje im zabawę, bo mały dzieciak nie bawi się z nimi.
Więc co z tego, że się zajmują, że wujkowie przejmą role opiekuna, ciotki zabawia, skoro nie każdy czerpie
Z tego problemu przyjemność.
Tak to wygląda. W każdej rodzinie.
Ludzie, którzy odchowali swoje dzieci, chcą się cieszyć „wolnością” i z niej korzystać. Mogą w końcu się bawić, bez rozglądania się na dziećmi. Czemu psuć im to?
Bo jesteśmy rodziną? I ćwiczymy się w byciu razem w różnych okolicznościach? Nie raz w życiu rodzinnym trzeba będzie postawić swoją wygodę na półkę - bo na przykład senior rodu zachoruje i potrzebna będzie opieką 24/7.
Wielokrotnie w życiu rodzinnym pojawiają się sytuacje, kiedy wszytko rzuca i leci pomagać.
Ale to są inne sytuacje. Tu nikt nie oczekuje od nas, nie przymusza do pewnych sytuacji.
Pójście na imprezę z dzieckiem wymagającym opieki ciągłej, uwagi, i oczekiwanie, że ktos nam pomoże, bo my sami nie dajemy rady jest obciążeniem celowym innych. I są jeszcze oczekiwania, że inni będą pomagać. Kacha powiedział(a):
Zresztą... Czy to jest taka niewygoda dla szesnastolatka, że pójdzie na podwórko z trzylatkiem? Bąk patrzy na niego rozkochanymi oczami i całym sobą pokazuje - ty to jesteś świetny, tyle umiesz... Albo dla dwudziestolatki? - będzie miała łatwiej później jak się nauczy trzymać niemowlaka. Poza ty niemowlaczki ładnie pachną . Sama niby swoich się nanosiłam ale jak jest okazja to chętnie ponoszę. Wszystko się jednak rozbija o to, czy ktoś traktuje dziecko jak członka rodziny czy jak balast.
Jak 16 latek sam chce, to nic złego.
Natomiast jak się go obarcza opieką, bo jest dzieckiem i wszytkie dzieci mają być razem, to on jako najstarszy przejmuje role opiekunka i sam jest wykluczony z wielu - jak nie wszystkich, zabaw z rówieśnikami.
Dwudziestolatka podobnie- jak sama chce, to niech się opiekuje ale jeśli nie wykazuje chęci to czemu zmuszać, bo jej się to kiedyś przyda?
Wszytko się opiera na tym, czy ktoś ma ochotę czy jest w jakiś sposób przymuszony.
Jest wyczerpująca i nieraz niszcząca dla kilku rodzin. I nieraz dom opieki jest najlepszym rozwiązaniem. Tylko, to co powinno być wyjątkiem, robi się regułą.
Owszem, ale ja ani ty, nie jesteśmy w sytuacji tamtych ludzi. Nie wiem, co ja zrobię, gdy rodzice będą potrzebujący. Ty też nie wiesz, co będzie w Twoim życiu.
Jeśli chodzi o opiekę nad seniorem to nie ma komfortowych rozwiązań. To dopiero jest poligon dla rodziny.
Właśnie. I ta rodzina nie da rady, jeśli wcześniej nie zaprawiła się w miłości i wyrozumiałości przy spotkaniach rodzinnych z "niewygodnymi" dziećmi i wujkami.
A dlaczego chory senior ma zakłócać czyjś komfort i funkcjonowanie czyjejś rodziny? To przecież tyle kłopotów i stresów... Muszę zadbać o dobrostan mojej rodziny. Mam dzieci, muszę być dla nich wypoczęta... Mam prawo odpocząć, więzy krwi nie mają znaczenia...
opiekowaliśmy się kiedyś (czasowo) babcią mojego męża.
To ogromna odpowiedzialność, ogromna i ciężka praca, pełna wyrzeczeń. Nikt nas nie zmuszał. Ale ogromna mieliśmy ulgę, kiedy ściągnięto z nas ten ciężar.
I jako że poznałam ten smak, to moje dziecko wie, że ja chce pójść do domu opieki, żeby on nie musiał kosztem swoich najbliższych (żony, dzieci- bo to się zawsze!!!! odbywa ich kosztem) mną się opiekować. Żeby nigdy nie poczuwał się w obowiązku (bo go nie ma) ani nie czuł się przymuszony.
Moi rodzice też nas o takiej decyzji poinformowali, bo oboje mają opiekę na swoimi rodzicami za sobą.
Jeśli senior sam chce do domu opieki, ok. Natomiast nie każdy senior chce i nie dla każdego seniora jest to dobre, bo do jego chorób i niesprawności dojdzie jeszcze poczucie odrzucenia, braku wartości. W niektórych sytuacjach dom opieki to najlepsze wyjście. W niektórych to tylko niechęć brania na siebie jakichkolwiek obciążeń.
A dlaczego chory senior ma zakłócać czyjś komfort i funkcjonowanie czyjejś rodziny? To przecież tyle kłopotów i stresów... Muszę zadbać o dobrostan mojej rodziny. Mam dzieci, muszę być dla nich wypoczęta... Mam prawo odpocząć, więzy krwi nie mają znaczenia...
opiekowaliśmy się kiedyś (czasowo) babcią mojego męża.
To ogromna odpowiedzialność, ogromna i ciężka praca, pełna wyrzeczeń. Nikt nas nie zmuszał. Ale ogromna mieliśmy ulgę, kiedy ściągnięto z nas ten ciężar.
I jako że poznałam ten smak, to moje dziecko wie, że ja chce pójść do domu opieki, żeby on nie musiał kosztem swoich najbliższych (żony, dzieci- bo to się zawsze!!!! odbywa ich kosztem) mną się opiekować. Żeby nigdy nie poczuwał się w obowiązku (bo go nie ma) ani nie czuł się przymuszony.
Moi rodzice też nas o takiej decyzji poinformowali, bo oboje mają opiekę na swoimi rodzicami za sobą.
A odkładajcie pieniądze na taką ewentualność. Dom opieki to bardzo droga usługa. Moja mama też mówiła, że możemy ją oddać do DO, albo i rzucić pod płotem. Jak przyszło co do czego to odrywaliśmy jej ręce od framugi gdy trzeba było jechać do lekarza.
Imprezy rodzinne są z nazwy rodzinne. Nikt nie spędza na nich każdego popołudnia. Na imprezie rodzinnej jest rodzina, czyli też dzieci. Jak często są takie imprezy? Raz w miesiącu czy rzadziej? Pozostałe 29 dni w miesiacu osoba, która odchowala dzieci, może korzystać ze swojej wolności i nie patrzeć ciągle za dziećmi. Ludzie.
Jesli wadza mi dzieci to w ogóle nie chodzę albo idę na oficjalną część imprezy i tyle.
Takie imprezy to czas towarzyskiego spotkania, często z dawno niewidzianym członkiem rodziny.
Każdy ma swoje życie, pracę, troski. Często mieszkamy daleko od siebie. Więc jeśli jest okazja do spotkania, to każdy chce porozmawiać, spędzić czas z tymi niewidzianymi bliskimi a nie robić za opiekunkę.
I nie wiem czemu uważasz, że przecież można, bo miesiąc długi, więc jest czas żeby sobie bez dzieci odpocząć.
Tu się nie rozchodzi o obojętność, o wywalenie się tyłkiem na rodzinę.
Tu chodzi o oczekiwanie pomocy od rodziny. Że pomogą, bo co to dla nich. Przecież jesteśmy rodziną.
Ja mam pragnienie być mama z małymi dziećmi, rok po roku ale to inni mają poczuwać się do pomocy mi, bo ja nie daję rady.
A jak powiesz, że przecież świadomie podjęła taką decyzję, więc musiała widzieć że podoła, no chyba że jest totalnie nieodpowiedzialna, to ty jesteś świnią, egoistą, nie lubisz dzieci, i rodzinę masz w głębokim poważaniu.
Dzieci mają rodziców. Jesli nie potrafią zapanować nad swoimi dziećmi na imprezie, nie potrafią się nimi zaopiekować, to jak dają radę na co dzień?
Czy wtedy też wina za to obarczają innych?
Jesli idę z dzieckiem na imprezę, to wiem, że będą w jakiś sposób ograniczona przez niego.
Nie będę się bawiła na równi z innymi, bo moje dziecko będzie wymagało opieki i uwagi. Jak będą chciała do toalety, to ojciec przejmuje opiekę, zresztą to żadne przejęcie opieki, bo to nasze dziecko, którym się wspólnie opiekujemy. Ja jem, on zabawia i na odwrót. Nie wciskam dziecka nastolatkom żeby się samej bawić, bo to nieszanowanie tych nastolatków i ich zabawy. Czemu mam ich obarczać opieką?
Chce opieki, to sobie ją załatwiam.
Jeśli oni chcą, to ok. Ale bez przymuszania albo oczekiwania, że będą chcieli.
Niejednokrotnie dzieciak się ugryzie w język, nie odmówi, albo rodzice będą mu kazali.
Jak się zapytać nastolatka chcącego zabawy z równieśnikami czy woli zabawę czy opiekę nas kuzynem, to wybierze zabawę.
Jeśli senior sam chce do domu opieki, ok. Natomiast nie każdy senior chce i nie dla każdego seniora jest to dobre, bo do jego chorób i niesprawności dojdzie jeszcze poczucie odrzucenia, braku wartości. W niektórych sytuacjach dom opieki to najlepsze wyjście. W niektórych to tylko niechęć brania na siebie jakichkolwiek obciążeń.
Dlatego takie sprawy nie są zerojedynkowe. Bo to jest bardzo mocno komplikujące i ma wpływa na naszych najbliższych - małżonków i dzieci.
I jakikolwiek to zabrzmi- nie wolno nam robić nic co im może zaszkodzić.
A dlaczego chory senior ma zakłócać czyjś komfort i funkcjonowanie czyjejś rodziny? To przecież tyle kłopotów i stresów... Muszę zadbać o dobrostan mojej rodziny. Mam dzieci, muszę być dla nich wypoczęta... Mam prawo odpocząć, więzy krwi nie mają znaczenia...
opiekowaliśmy się kiedyś (czasowo) babcią mojego męża.
To ogromna odpowiedzialność, ogromna i ciężka praca, pełna wyrzeczeń. Nikt nas nie zmuszał. Ale ogromna mieliśmy ulgę, kiedy ściągnięto z nas ten ciężar.
I jako że poznałam ten smak, to moje dziecko wie, że ja chce pójść do domu opieki, żeby on nie musiał kosztem swoich najbliższych (żony, dzieci- bo to się zawsze!!!! odbywa ich kosztem) mną się opiekować. Żeby nigdy nie poczuwał się w obowiązku (bo go nie ma) ani nie czuł się przymuszony.
Moi rodzice też nas o takiej decyzji poinformowali, bo oboje mają opiekę na swoimi rodzicami za sobą.
A odkładajcie pieniądze na taką ewentualność. Dom opieki to bardzo droga usługa. Moja mama też mówiła, że możemy ją oddać do DO, albo i rzucić pod płotem. Jak przyszło co do czego to odrywaliśmy jej ręce od framugi gdy trzeba było jechać do lekarza.
Jeśli nastolatek wychował się w rodzinie, gdzie ludzie bawili się razem, tworzyli wioskę, plemię, to ta zabawa z młodszymi kuzynami będzie dla niego naturalna i nie trzeba będzie nikogo przymuszać. Naprawdę autentycznie chcą sami z siebie.
Jeśli nastolatek wychował się w rodzinie, gdzie ludzie bawili się razem, tworzyli wioskę, plemię, to ta zabawa z młodszymi kuzynami będzie dla niego naturalna i nie trzeba będzie nikogo przymuszać.
Mam młodsze rodzeństwo.
Naturalnym było dla nas, że jesteśmy razem. Na co dzień, na imprezach rodzinnych.
Ale im bardziej dorastałyśmy ze starszą siostra, tym bardziej nas wkurzała opieka nad młodszą. Zwłaszcza kiedy odbywało się to kosztem naszej zabawy, naszych spotkań z rówieśnikami, kuzynostwem na imprezkach.
I to nie powodowało, że nie kochałyśmy naszej siostry., nie sprawiło, że przestałyśmy ją kochać.
Wkurzało nas, że się od nas tego wymaga, bo przecież to nasza siostra.
Przy pierwszej odmowie mama była zdziwiona, że wcześniej jej tego nie powiedziałyśmy, bo była święcie przekonana, że skoro nie ma sprzeciwu, tzn że tego chcemy.
Zawsze potem pytała czy możemy. I nigdy nie oczekiwała pomocy, kiedy miałoby to kolidować z naszymi jakimikolwiek zajęciami.
Mamy bardzo dobre relacje, choć i jakiś kłótnie k pierdy też są, kochamy się i wiemy, że jak którejś z nas dzieje się krzywda, to reszta zawsze stoi u boku.
Jak mój syn był mały, nigdy nie godziłam się na to, kiedy szwagierka mówiła, że my sobie posiedzimy przy kawie a jej córki zajmą się młodym. Bo dla mnie to byłoby przymuszenie ich do tego.
Jak same wykazywały taką wolę - i ja miałam przekonanie, że to żadna namowa ich matki, to ok.
W innym wypadku wolałam zrezygnować z kawy w tym czasie i nie czułam się ani chwieli wykluczona.
Jeśli nastolatek wychował się w rodzinie, gdzie ludzie bawili się razem, tworzyli wioskę, plemię, to ta zabawa z młodszymi kuzynami będzie dla niego naturalna i nie trzeba będzie nikogo przymuszać. Naprawdę autentycznie chcą sami z siebie.
Tak na dobrą sprawę, wiele rzeczy da się nadrobić. I to też chyba zależy od charakteru.
Ja wychowałam się praktycznie, z dorosłymi. Lecz kontakt z dziećmi, gdy już go miałam, dawał mi duzo radości.
Jeśli nastolatek wychował się w rodzinie, gdzie ludzie bawili się razem, tworzyli wioskę, plemię, to ta zabawa z młodszymi kuzynami będzie dla niego naturalna i nie trzeba będzie nikogo przymuszać.
Mam młodsze rodzeństwo.
Naturalnym było dla nas, że jesteśmy razem. Na co dzień, na imprezach rodzinnych.
Ale im bardziej dorastałyśmy ze starszą siostra, tym bardziej nas wkurzała opieka nad młodszą. Zwłaszcza kiedy odbywało się to kosztem naszej zabawy, naszych spotkań z rówieśnikami, kuzynostwem na imprezkach.
I to nie powodowało, że nie kochałyśmy naszej siostry., nie sprawiło, że przestałyśmy ją kochać.
Wkurzało nas, że się od nas tego wymaga, bo przecież to nasza siostra.
Przy pierwszej odmowie mama była zdziwiona, że wcześniej jej tego nie powiedziałyśmy, bo była święcie przekonana, że skoro nie ma sprze żeciwu, tzn że tego chcemy.
Zawsze potem pytała czy możemy. I nigdy nie oczekiwała pomocy, kiedy miałoby to kolidować z naszymi jakimikolwiek zajęciami.
Mamy bardzo dobre relacje, choć i jakiś kłótnie k pierdy też są, kochamy się i wiemy, że jak którejś z nas dzieje się krzywda, to reszta zawsze stoi u boku.
Jak mój syn był mały, nigdy nie godziłam się na to, kiedy szwagierka mówiła, że my sobie posiedzimy przy kawie a jej córki zajmą się młodym. Bo dla mnie to byłoby przymuszenie ich do tego.
Jak same wykazywały taką wolę - i ja miałam przekonanie, że to żadna namowa ich matki, to ok.
W innym wypadku wolałam zrezygnować z kawy w tym czasie i nie czułam się ani chwieli wykluczona.
W pewnym sensie rozumiem, że się pyta młodego człowieka czy może się zająć młodszym rodzeństwem czy kuzynem. Ja pytam starszych czy młode może iść z nimi czy mam iść też. Ale z drugiej strony - jest impreza rodzinna i wołamy starsze dzieci, żeby sprzątnęły talerze, rozniosły zupę, przyniosły coś z piwnicy. Jak jeszcze nie było zmywarki to były dyżury na zmywaku. I też ich to jakoś nie zabiło.
Wiecie kwestia opieki nad starszymi to dla mnie bardzo trudny temat, w środowisku Kościelnym podkreślą się że zawsze najpierw obowiązki wg stanu, najpierw Bog, potem mąż, potem dzieci a potem dopiero reszta. I teraz pytanie co jeśli opieka nad dziadkami rozwala życie rodzinne ? Z jednej strony nie wyobrażam sobie oddać gdzieś moich rodziców ale wiem jak moi rodzice mogliby negatywnie wpłynąć na nasze relacje rodzinne. Modlę się żebym nie musiała kiedyś podejmować wyboru które relacje są ważniejsze
Teoretyzuje ale- tu nie mialabym zadnych watpliwosci. Nie wchodzi w gre opcja takiej opieki nad seniorem, ktora w jakikolwiek sposob mialaby odbic sie na moim mezu lub dziecku. Ale moze latwo mi sie gada bo mi mama od najmlodszych lat tlukla do glowy ze sobie wrecz nie zyczy zebysmy kolo niej skakali na starosc, ze mamy zyc wlasnym zyciem, podrozowac i ze jak chcemy sie przeprowadzic do Australii to mamy to zrobic a nie myslec czy aby ona nie bedzie wymagac opieki. I ze ona sie juz soba zajmie i starosc sobie zorganizuje. I ja jako potencjalny senior tez mam takie podejscie- nie wchodzi w gre zeby syn mial sie mna zajmowac. Mam swiadomosc ze kiedys bede niedolezna i wymagajaca wspracia i na ta okolicznosc sie zabezpiecze sama, nie obciazajac mojego dziecka.
Teoretyzuje ale- tu nie mialabym zadnych watpliwosci. Nie wchodzi w gre opcja takiej opieki nad seniorem, ktora w jakikolwiek sposob mialaby odbic sie na moim mezu lub dziecku. Ale moze latwo mi sie gada bo mi mama od najmlodszych lat tlukla do glowy ze sobie wrecz nie zyczy zebysmy kolo niej skakali na starosc, ze mamy zyc wlasnym zyciem, podrozowac i ze jak chcemy sie przeprowadzic do Australii to mamy to zrobic a nie myslec czy aby ona nie bedzie wymagac opieki. I ze ona sie juz soba zajmie i starosc sobie zorganizuje. I ja jako potencjalny senior tez mam takie podejscie- nie wchodzi w gre zeby syn mial sie mna zajmowac. Mam swiadomosc ze kiedys bede niedolezna i wymagajaca wspracia i na ta okolicznosc sie zabezpiecze sama, nie obciazajac mojego dziecka.
Aha... Tak sobie można założyć, przygotować się, odłożyć ogromne pieniądze na opiekę nad sobą samym. A potem przyjdzie Alzheimer, demencja, stan po udarze i dzieci muszą się nagimnastykować, ubezwłasnowolnić rodzica, bo nie wyraża zgody na umieszczenie w DO. W międzyczasie rodzic rozda pieniądze na ulicy, nabierze pożyczek i zdemoluje mieszkanie. Nie życzę tego nikomu ale jest to całkiem prawdopodobne dla części z nas. Przez chorobę mamy szukałam wsparcia na grupie opiekunów osób z otępieniem, demencją i Alem - to czego tam się naczytałam mrozi krew w żyłach. Czytając niektóre wpisy miałam jedna myśl - jak dobrze, że mam braci i nie jestem z tym sama.
Mój ojciec umierał bardzo długo. Zmarł w domu. Mama była jeszcze dosc silna. Wszyscy czworo rodzeństwa wspieraliśmy ją w ramach możliwości. Ojciec męża zmarł kilka lat temu w szpitalu. Ale do końca był otoczony opieką przez wszystkie swoje troje dzieci. Jesienią zmarła teściowa. W domu. Tu już nie tylko jej dzieci, ale i najstarsze wnuczki starały się pomóc w ostatnich miesiącach. Została moja mama. W razie potrzeby jesteśmy z mężem gotowi wziąć ją do nas Póki co mieszka sama i radzi sobie z doraźna pomocą syna, który mieszka rzut beretem. Bardzo jej życzę, by do końca ( ma 89) utrzymała ten status. I też bym tak chciała. We własnym domu do naturalnej śmierci. A jak będzie? Jak Bóg da.
Ta opieka to też zależna jest od relacji jakie są z rodzicami.
Bywa, że rodzice sobie sami zapracowują na samotna starość a bywa, że to dzieci stoja za tym, że rodzic jest sam.
Nie mnie oceniać sytuacje jakiejś rodziny.
Opieka nad chorym w domu opieki też wymaga wielkich wyrzeczeń od rodziny - trzeba do niego dokładać. Można też chorego zostawić i przyjeżdżać dwa razy w miesiącu a można też chcieć być przy nim częściej i bardziej. Nie oceniam rodzin, które zdecydowały się na taką opcję - każda decyzja wymaga wyrzeczeń i jest trudna emocjonalnie. Czy nam się to podoba czy nie to mamy obowiązek opieki nad schorowanym rodzicem - także z prawnego punktu widzenia. I nasze dzieci mają taki obowiązek względem nas.
Może wejdą zimne roboty i nie będzie potrzebna eutanaja. Ale to jest odległa przyszłość, bo dziś taki robot nie potrafi nawet nakarmić pacjenta a co dopiero bardziej pomóc.
Tak czy inaczej starszy człowiek najbardziej cieszy się opieką drugiego człowieka, która nie będzie już tak dostepna. A jak będzie to dla nielicznych i kosmicznie droga.
Potrafi wiele. Nakarmić i pomóc. Są już takie roboty, w Finlandii.
No i super Gdyby to służyło np odciążenie kręgosłupa rodziny.
Ale są ogromne zagrizenisla to zimna technologia, tylko jeszcze poluzuje o tak już ciraz słabsze więzi miedzyludkie. A człowiek starszy potrzebuje drugiego człowieka a nie maszyny. A będzie maszyna to takie będą jego dni ostatnie. Sam z maszyną.
Tam ludzie bardzo dużo pracują i nie są w stanie opiekować się rodzicami całą dobę. przy tym, przy niezwykle długiej długości życia, same dzieci takich chorych rodziców często są już dziadkami. I nie ma opiekunów, pielęgniarzy, brakuje ich po prostu. Te więzi są dla nich ważne i Finowie są bardzo rodzinni.
Może wejdą zimne roboty i nie będzie potrzebna eutanaja. Ale to jest odległa przyszłość, bo dziś taki robot nie potrafi nawet nakarmić pacjenta a co dopiero bardziej pomóc.
Tak czy inaczej starszy człowiek najbardziej cieszy się opieką drugiego człowieka, która nie będzie już tak dostepna. A jak będzie to dla nielicznych i kosmicznie droga.
Potrafi wiele. Nakarmić i pomóc. Są już takie roboty, w Finlandii.
No i czegoś takiego nie chciałabym doświadczyć za żadne skarby świata... Życia z maszyną, która mnie karmi i myje. Niech to będzie obcy, ale człowiek.
Może wejdą zimne roboty i nie będzie potrzebna eutanaja. Ale to jest odległa przyszłość, bo dziś taki robot nie potrafi nawet nakarmić pacjenta a co dopiero bardziej pomóc.
Tak czy inaczej starszy człowiek najbardziej cieszy się opieką drugiego człowieka, która nie będzie już tak dostepna. A jak będzie to dla nielicznych i kosmicznie droga.
Potrafi wiele. Nakarmić i pomóc. Są już takie roboty, w Finlandii.
No i czegoś takiego nie chciałabym doświadczyć za żadne skarby świata... Życia z maszyną, która mnie karmi i myje. Niech to będzie obcy, ale człowiek.
Myślę , że byłoby Ci to obojętne w ostatniej fazie alzheimera. I tak, jak pisałam, tam zwyczajnie brakuje ludzi do takiej pracy. Społeczeństwo bardzo się też starzeje na wskutek postępów w medycynie .
Wiecie co, ale pisanie o tym,że zapewnienie rodzicowi opieki instytucjonalnej jako egoizmie to jest poniżej pasa Chory starszy człowiek to nie zawsze obłożnie chory czy unieruchomiony. Często to też np sprawny fizycznie z alzheimerem, wymagającym.opieki ,24 h na dobę Któres z dzieci ma się zwolnić z pracy, żeby być z seniorem non stop? Albo pozostawić swoją rodzinę, np z maluchami, by się opiekować rodzicem? A jak nie ma rodzeństwa a seniorów do opieki jest dwóch, jak w znanym mi przypadku? I Moniu nie. To nie jest tak,jak często uważasz, oczywiście teoretyzujac o sprawach, których nawet nie dotknęła osobiście ,że się da ,wystarczy chcieć, są inni ludzie, można poprosić juz nie lub nie wiadomo kogo Ideałem byłoby moc opiekować się chorym czy zniedołężniałym seniorem w domu do jego naturalnej śmierci ale nasze pobożne życzenia nieczęsto mają okazję się ziszczac
O, ja bym mogła być umytą i nakarmiona przez maszynę, byle ktoś z bliskich chciał pogadać czy przytulić. Znacie film "Coco"? Tam jest taka scena, jak główny bohater próbuje zabawić prababcię. Staruszka na wózku, z demencją. Myli imię chłopca. Gdy mój Mikołaj odwiedzal babcię, to wyglądało tak podobnie. Szczery uśmiech i "dołek, nie-dolek" i nic sobie nie robił z tego, że zamiast Mikusiem byl nazywany Michasiem.
Komentarz
opiekowaliśmy się kiedyś (czasowo) babcią mojego męża.
W niektórych sytuacjach dom opieki to najlepsze wyjście. W niektórych to tylko niechęć brania na siebie jakichkolwiek obciążeń.
Moja mama też mówiła, że możemy ją oddać do DO, albo i rzucić pod płotem. Jak przyszło co do czego to odrywaliśmy jej ręce od framugi gdy trzeba było jechać do lekarza.
Starość jest kosztowniejsza niż młodość
Naprawdę autentycznie chcą sami z siebie.
Ja wychowałam się praktycznie, z dorosłymi. Lecz kontakt z dziećmi, gdy już go miałam, dawał mi duzo radości.
Bezsensowne bicie piany o niczym
Monia jest zatroskana zepsutym społeczeństwem i nic jej nie pocieszy. Nawet papież Franciszek.
Ale moze latwo mi sie gada bo mi mama od najmlodszych lat tlukla do glowy ze sobie wrecz nie zyczy zebysmy kolo niej skakali na starosc, ze mamy zyc wlasnym zyciem, podrozowac i ze jak chcemy sie przeprowadzic do Australii to mamy to zrobic a nie myslec czy aby ona nie bedzie wymagac opieki. I ze ona sie juz soba zajmie i starosc sobie zorganizuje.
I ja jako potencjalny senior tez mam takie podejscie- nie wchodzi w gre zeby syn mial sie mna zajmowac. Mam swiadomosc ze kiedys bede niedolezna i wymagajaca wspracia i na ta okolicznosc sie zabezpiecze sama, nie obciazajac mojego dziecka.
Aha...
Tak sobie można założyć, przygotować się, odłożyć ogromne pieniądze na opiekę nad sobą samym. A potem przyjdzie Alzheimer, demencja, stan po udarze i dzieci muszą się nagimnastykować, ubezwłasnowolnić rodzica, bo nie wyraża zgody na umieszczenie w DO. W międzyczasie rodzic rozda pieniądze na ulicy, nabierze pożyczek i zdemoluje mieszkanie.
Nie życzę tego nikomu ale jest to całkiem prawdopodobne dla części z nas.
Przez chorobę mamy szukałam wsparcia na grupie opiekunów osób z otępieniem, demencją i Alem - to czego tam się naczytałam mrozi krew w żyłach. Czytając niektóre wpisy miałam jedna myśl - jak dobrze, że mam braci i nie jestem z tym sama.
Ojciec męża zmarł kilka lat temu w szpitalu. Ale do końca był otoczony opieką przez wszystkie swoje troje dzieci.
Jesienią zmarła teściowa. W domu. Tu już nie tylko jej dzieci, ale i najstarsze wnuczki starały się pomóc w ostatnich miesiącach.
Została moja mama.
W razie potrzeby jesteśmy z mężem gotowi wziąć ją do nas
Póki co mieszka sama i radzi sobie z doraźna pomocą syna, który mieszka rzut beretem.
Bardzo jej życzę, by do końca ( ma 89) utrzymała ten status.
I też bym tak chciała. We własnym domu do naturalnej śmierci.
A jak będzie? Jak Bóg da.
Opieka nad chorym w domu opieki też wymaga wielkich wyrzeczeń od rodziny - trzeba do niego dokładać. Można też chorego zostawić i przyjeżdżać dwa razy w miesiącu a można też chcieć być przy nim częściej i bardziej. Nie oceniam rodzin, które zdecydowały się na taką opcję - każda decyzja wymaga wyrzeczeń i jest trudna emocjonalnie.
Czy nam się to podoba czy nie to mamy obowiązek opieki nad schorowanym rodzicem - także z prawnego punktu widzenia. I nasze dzieci mają taki obowiązek względem nas.
Chory starszy człowiek to nie zawsze obłożnie chory czy unieruchomiony.
Często to też np sprawny fizycznie z alzheimerem, wymagającym.opieki ,24 h na dobę
Któres z dzieci ma się zwolnić z pracy, żeby być z seniorem non stop? Albo pozostawić swoją rodzinę, np z maluchami, by się opiekować rodzicem? A jak nie ma rodzeństwa a seniorów do opieki jest dwóch, jak w znanym mi przypadku?
I Moniu nie. To nie jest tak,jak często uważasz, oczywiście teoretyzujac o sprawach, których nawet nie dotknęła osobiście ,że się da ,wystarczy chcieć, są inni ludzie, można poprosić juz nie lub nie wiadomo kogo
Ideałem byłoby moc opiekować się chorym czy zniedołężniałym seniorem w domu do jego naturalnej śmierci ale nasze pobożne życzenia nieczęsto mają okazję się ziszczac
Znacie film "Coco"?
Tam jest taka scena, jak główny bohater próbuje zabawić prababcię. Staruszka na wózku, z demencją. Myli imię chłopca.
Gdy mój Mikołaj odwiedzal babcię, to wyglądało tak podobnie. Szczery uśmiech i "dołek, nie-dolek" i nic sobie nie robił z tego, że zamiast Mikusiem byl nazywany Michasiem.