No to warto mówić że impreza z dziećmi siostry jest jeszcze lepsza. A nie "jak nie radzisz, sobie to masz sie wynieść".
Jak siostra sobie nie radzi, dzieci krzyczą, kopią w krzesła itp., a ona ma w nosie innych gości, bo uwaza, że "dzieci tak mają", "goście powinni byc wyrozumiali", to nikt nie powie, że dzięki dzieciom impreza była udana. Raczej, że impreza była beznadziejna bo były te dzieci. A siostra strzeli focha, że jest niezapraszana, bo ma dzieci. Tymczasem to nie dzieci są problemem a matka, która nie reagowała na niewłaściwe zachowanie swoich dzieci w towarzystwie.
Nie jestem odpowiedzialna za twoje czy innych na tym forum skojarzenia i nie jest to dla mnie istotne czy jestem jedyna czy nie na tym forum z takim podejściem.
No i dodatkowo nie jest to merytoryczny argument. Mama 11 dzueci nie jest ani moja siostra, ani koleżanka ani nawet zwykła znajoma. Ona nawet nie wie jak wyglądam i kim jestem. Rownie dobrze znana i jest Doda czy ktoś inny. Mogę jej tylko współczuć tego że rodzina się od nich odwróciła wg nich, że dlatego że ich za dużo.
Ależ jesteś, skoro zależy Ci na dzietności, na której to podobno Ci zależy. Serio, podejrzewam momentami sabotaż, bo nikt tak nie pisze o wielodzietności jak Ty, Jesteś kwintesencją osoby niezadowolonej ze swego życia, rozliczającej innych i chyba podświadomie o wszystko zazdrosnej. A argument jak najbardziej merytoryczny, skoro przez tyle stron ubolewasz nad losem tej osoby i oskarżasz innych, że nie są wystarczająco wyrozumiali i serdeczni. Skoro współczujesz, to pomóż. Klepanie postów na forum jeszcze nikomu nie pomogło. Tobie zresztą też. Od wielu miesięcy zastanawiam się, jak Ty godzisz macierzyństwo z pisaniem od rana do wieczora.
Monia, ja Cie rozumiem. Też uważam, że mentalność jest obecnie - narobiłaś, to se radź. To często nie mlodzi się izolują od starszych, tylko starsi od młodych, bo mlodzi mają młode, że tak to ujmę. A to hałas, problem, rzyg na ścianie Wymagania są w stosunku do rodziców kosmiczne. Dziecko przyprowadź zaprowadź, zapewnij języki, konie i fortepian, ma być cicho, dobrze wychowane, bez depresji, uzależnienia od smartfona, sprawne fizycznie, ale nie grać w piłkę pod blokiem Nie ma miejsca w przestrzeni publicznej na dzieci, wózki, ruch itd. Od małych metraż mieszkań zaczynając, na szalonych kierowcach autobusów kończąc. Jakby było lepiej, mielibyśmy więcej dzieci w Polsce To jest problem kryzysu wartości. Centrum wszechświata stał się sprawny dorosły człowiek, a nie rodzina. Indywidua nie budują społeczeństwa, przykro mi.
Całkowicie się zgadzam z @malagala. Nawet tu wybrzmiewa - jak się dziecko nie umie zachować to wina rodziców. Jak się dwulatek nie umie zachować to i dziesięciolatek nie będzie umiał... Serio? - takie opinie wygłaszają ludzie, którzy mają dzieci? Dzieci mają dni lepsze, gorsze i fatalne. Bardzo mądry i dobrze wychowany sześciolatek może mieć nagłą zapaść psychiczną - imprezy rodzinne sprzyjają takim akcjom, bo jest to wyrwanie dziecka z codziennej rutyny. I dzieciak strzela focha, chce ziemniaka a potem jednak nie chce, chce iść do domu, marudzi. Mózg dziecka się rozwija tak dynamicznie, że dochodzi do wyładowania. Dwulatek cudowny w obsłudze w warunkach domowych, przestymulowany rodzinną wycieczką organizuje klasyczna scenę w restauracji. W żaden sposób nie świadczy to o rodzicach ani o nim samym. Komentarze typu - to dziecko tak się zachowuje bo rodzice popełniają masę błędów wychowawczych są okrutnie krzywdzące.
@Kacha tak, rodzice odpowiadają za swoje dzieci. Jak ono się źle zachowuje, to rodzice powinni zareagować. Tłumaczenie, że dziecko jest przestymulowane, ma gorszy dzień, dzieci tak mają czy inne nie zmieni tego, że dziecko przeszkadza innym. Rolą rodzica jest w takim wypadku powstrzymanie dziecka a nie oczekiwanie, że inni mają to znosić. Więc jak rodzic pozwala swojemu dziecku na takie zachowanie to wcale mnie nie dziwi, że potem jest niechętnie widziany z dziećmi na imprezach. Dziecko wychowują rodzice. To oni uczą dziecko jak należy sie zachować, co mu wolno, a co jest niakceptowalne. 5 czy 10 latek to nie małe dziecko, które nie jest w stanie zrozumieć, ze swoim zachowaniem przeszkadza innym. Skoro więc przeszkadza, to znaczy, że tak został wychowany, że mu wolno nie liczyć się z innymi
Cała ta mentalność rozbija się o to, że dziecko stało się pępkiem świata i wszystko ma się kręcić wokół dziecka. Idziesz do koleżanki na kawę i nie porozmawiasz jak dwoje dorosłych ludzi bo ona ciągle reaguje na zaczepki kilkulatka ..jakby powiedzenie temu dziecku że "mama teraz rozmawia i zeby nie przeszkadzalo" miało mu zrobić traumę odrzucenia na całe życie.
Aha... Masz jakieś metody na powstrzymanie płaczącego dwulatka? Albo jak nie pozwolić siedmiolatkowi zmienić zdania odnośnie konsumpcji ziemniaka?
W mojej rodzinie jest ogólne przekonanie o tym, że rodzina, najbliżsi to otoczenie, w którym dziecko uczy się być wśród ludzi. Uczy się - a więc czasem coś się nie uda. Wszyscy mamy dzieci, a więc wiemy, że dziecko się raz zachowa w porządku a na drugi dzień - nie. Dobrze mieć taką rodzinę.
Jak małe dziecko przeszkadza innym, to z nim wychodzę. Nie wiem po co miałabym z krzyczącym dzieckiem na siłę siedzieć w towarzystwie.
I wśród ludzi, z którymi się spotykam jest to oczywiste, rodzice dbaja o to, by dzieci nie przeszkadzały. Moze mamy wszyscy tak wyjątkowe dzieci, które szybko wiedzą jak się zachować na spotkaniach? A moze to właśnie efekt od małego wychowawania do ludzi? W każdym razie nikt nie ma problemu z 3 latkiem i wyżej, że się źle zachowuje.
Jak 7 latek nie chce zjeść ziemniaka, to nie musi go zjadać. Niech je co mu smakuje.
Natomiast jak daje koncert i drze się, tupie nogami, wali w stół, bo ziemniaczki mu nie smakują, to coś jest nie tak. I to on powinien opuścić jadalnię a nie, że inni muszą to oglądać i tego wysłuchiwać.
W domu, wśród domowników to niech sobie takie dziecko i na żyrandolu się buja. Ale wśród innych należy zachowywać się tak, że każdy miał komfort.
Dziecko - mam na myśli te już sporo „kumate”, pozwala sobie na tyle, na ile pozwalają mu rodzice.
Ja pisałam o ok.5 latku, który koncertował co chwilę, a matka tylko starała się jak najszybciej dać mu to o co był krzyk. Dla mnie to już zdecydowanie za duże dziecko było na takie zachowanie.
Rozumiem, ale to działalo na chwilę, bo on co chwilę coś wymyślał- a to chciał, za chwilę już tego nie chciał i za każdym razem wrzask.
Ja w takiej sytuacji bym powiedziała, ze tak nie może się zachowywać, że przeszkadza innym. Jakby to nie pomogło, to bym wyszła i tam poza ludźmi porozmawiała ponownie o właściwym zachowywaniu się.
Słuchajcie, ale dzieci naprawdę nie są teraz wychowywane w poszanowaniu i rozumieniu zasad, respektowania granic,norm,zakazów i nakazów., pozwala im się na wszystko, po prostu rządzą dorosłymi. Dziecko jest w centrum uwagi i na każdym kroku to widzę. No mam jednak jakiś ogląd,skoro pracuje z kilkusetką i codziennie mam okazję widzieć określone zachowania i rozmawiać o nich z dziećmi i rodzicami. Ja wiem,że każdy tu ma dzieci z różnymi potrzebami, temperamentem i trudnościami ale to nie oznacza,że mówienie o o zwyklych faktach jest zamachem na Wasze rodzicielstwo, krytyka i nierozumieniem sytuacji. Dzieci są nauczone, że jak tylko pojawiają się w zasięgu wzroku dorosłego to są nieustannie na ich radarze, jak czegoś chcą, to dorosły od razu przerywa swoje czynności i skupia się na dziecku. Nie mówimy o rozdrażnionym, głodnym, przestumulwoanym maluchu. Mówimy o dzieciach np minimum 7 letnich, które nie znaja słowa nie, poczekaj, teraz rozmawiam z panią , nie szarp mojej torebki i zostaw ten telefon. Swoje dorosłych nie może zamienić słowa, bo dziecko wisi na matce, szarpie ja i krzyczy,domaga się czegoś. Wola ",idziemy już". A rodzice bezwolnie spełnia zachcianki dziecka W grupie jest podobnie. 30tka indywidualistów i każdy przyzwyczajony,że zawsze osiąga to,co chce a potrzeby kolegi są nieistotne
I naprawdę bardzo łatwo odróżnić rodzica, który mimo wszystko wychowuje dziecko, stawia mu określone wymagania , granice itp od takiego, który zupelnie ma na wszystko wywalone albo prezentuje bezradność wobec własnego dziecka. I naprawdę to widać, nawet jak ten "wychowywany" dzieciak ma jakiś totalny zjazd i odpał a rodzic faktycznie w danej chwili jest na granicy obłędu
Komentarz
Lepsza, gorszA, co kto lubi, co komu pasuje.
Z moimi, to zależy z którymi!
A argument jak najbardziej merytoryczny, skoro przez tyle stron ubolewasz nad losem tej osoby i oskarżasz innych, że nie są wystarczająco wyrozumiali i serdeczni. Skoro współczujesz, to pomóż. Klepanie postów na forum jeszcze nikomu nie pomogło. Tobie zresztą też. Od wielu miesięcy zastanawiam się, jak Ty godzisz macierzyństwo z pisaniem od rana do wieczora.
Wymagania są w stosunku do rodziców kosmiczne. Dziecko przyprowadź zaprowadź, zapewnij języki, konie i fortepian, ma być cicho, dobrze wychowane, bez depresji, uzależnienia od smartfona, sprawne fizycznie, ale nie grać w piłkę pod blokiem
Nie ma miejsca w przestrzeni publicznej na dzieci, wózki, ruch itd. Od małych metraż mieszkań zaczynając, na szalonych kierowcach autobusów kończąc. Jakby było lepiej, mielibyśmy więcej dzieci w Polsce
To jest problem kryzysu wartości. Centrum wszechświata stał się sprawny dorosły człowiek, a nie rodzina. Indywidua nie budują społeczeństwa, przykro mi.
Nawet tu wybrzmiewa - jak się dziecko nie umie zachować to wina rodziców. Jak się dwulatek nie umie zachować to i dziesięciolatek nie będzie umiał...
Serio? - takie opinie wygłaszają ludzie, którzy mają dzieci?
Dzieci mają dni lepsze, gorsze i fatalne. Bardzo mądry i dobrze wychowany sześciolatek może mieć nagłą zapaść psychiczną - imprezy rodzinne sprzyjają takim akcjom, bo jest to wyrwanie dziecka z codziennej rutyny. I dzieciak strzela focha, chce ziemniaka a potem jednak nie chce, chce iść do domu, marudzi. Mózg dziecka się rozwija tak dynamicznie, że dochodzi do wyładowania. Dwulatek cudowny w obsłudze w warunkach domowych, przestymulowany rodzinną wycieczką organizuje klasyczna scenę w restauracji.
W żaden sposób nie świadczy to o rodzicach ani o nim samym. Komentarze typu - to dziecko tak się zachowuje bo rodzice popełniają masę błędów wychowawczych są okrutnie krzywdzące.
Dziecko wychowują rodzice. To oni uczą dziecko jak należy sie zachować, co mu wolno, a co jest niakceptowalne. 5 czy 10 latek to nie małe dziecko, które nie jest w stanie zrozumieć, ze swoim zachowaniem przeszkadza innym. Skoro więc przeszkadza, to znaczy, że tak został wychowany, że mu wolno nie liczyć się z innymi
Idziesz do koleżanki na kawę i nie porozmawiasz jak dwoje dorosłych ludzi bo ona ciągle reaguje na zaczepki kilkulatka ..jakby powiedzenie temu dziecku że "mama teraz rozmawia i zeby nie przeszkadzalo" miało mu zrobić traumę odrzucenia na całe życie.
Masz jakieś metody na powstrzymanie płaczącego dwulatka?
Albo jak nie pozwolić siedmiolatkowi zmienić zdania odnośnie konsumpcji ziemniaka?
W mojej rodzinie jest ogólne przekonanie o tym, że rodzina, najbliżsi to otoczenie, w którym dziecko uczy się być wśród ludzi. Uczy się - a więc czasem coś się nie uda. Wszyscy mamy dzieci, a więc wiemy, że dziecko się raz zachowa w porządku a na drugi dzień - nie.
Dobrze mieć taką rodzinę.
I wśród ludzi, z którymi się spotykam jest to oczywiste, rodzice dbaja o to, by dzieci nie przeszkadzały. Moze mamy wszyscy tak wyjątkowe dzieci, które szybko wiedzą jak się zachować na spotkaniach? A moze to właśnie efekt od małego wychowawania do ludzi? W każdym razie nikt nie ma problemu z 3 latkiem i wyżej, że się źle zachowuje.
Siedmiolatek nie chce, to nie je.
Zwykła rzecz.
Komentowanie, że dziecko takie niewychowane i wszystkim przeszkodziło - nie.
Bo trudno mi sobie wyobrazić.
Dla mnie to już zdecydowanie za duże dziecko było na takie zachowanie.
Ja w takiej sytuacji bym powiedziała, ze tak nie może się zachowywać, że przeszkadza innym. Jakby to nie pomogło, to bym wyszła i tam poza ludźmi porozmawiała ponownie o właściwym zachowywaniu się.
Ja wiem,że każdy tu ma dzieci z różnymi potrzebami, temperamentem i trudnościami ale to nie oznacza,że mówienie o o zwyklych faktach jest zamachem na Wasze rodzicielstwo, krytyka i nierozumieniem sytuacji.
Dzieci są nauczone, że jak tylko pojawiają się w zasięgu wzroku dorosłego to są nieustannie na ich radarze, jak czegoś chcą, to dorosły od razu przerywa swoje czynności i skupia się na dziecku. Nie mówimy o rozdrażnionym, głodnym, przestumulwoanym maluchu. Mówimy o dzieciach np minimum 7 letnich, które nie znaja słowa nie, poczekaj, teraz rozmawiam z panią , nie szarp mojej torebki i zostaw ten telefon.
Swoje dorosłych nie może zamienić słowa, bo dziecko wisi na matce, szarpie ja i krzyczy,domaga się czegoś. Wola ",idziemy już". A rodzice bezwolnie spełnia zachcianki dziecka
W grupie jest podobnie. 30tka indywidualistów i każdy przyzwyczajony,że zawsze osiąga to,co chce a potrzeby kolegi są nieistotne
I naprawdę to widać, nawet jak ten "wychowywany" dzieciak ma jakiś totalny zjazd i odpał a rodzic faktycznie w danej chwili jest na granicy obłędu
@Skatarzyna Oczywiście. Ja myślałam głównie, o jednej osobie, którą znam.