O tym egoizmie zawsze bez wyjątku piszą ci, którzy tego nie doświadczyli, altruiści sprzed laptopa, na którym łatwo pisać i się mądrowac , bo to nic nie kosztuje A jak można dowartościować. Jestem taka wspaniała i dobra, nie to co cala reszta.
Wiecie co, ale pisanie o tym,że zapewnienie rodzicowi opieki instytucjonalnej jako egoizmie to jest poniżej pasa Chory starszy człowiek to nie zawsze obłożnie chory czy unieruchomiony. Często to też np sprawny fizycznie z alzheimerem, wymagającym.opieki ,24 h na dobę Któres z dzieci ma się zwolnić z pracy, żeby być z seniorem non stop? Albo pozostawić swoją rodzinę, np z maluchami, by się opiekować rodzicem? A jak nie ma rodzeństwa a seniorów do opieki jest dwóch, jak w znanym mi przypadku? I Moniu nie. To nie jest tak,jak często uważasz, oczywiście teoretyzujac o sprawach, których nawet nie dotknęła osobiście ,że się da ,wystarczy chcieć, są inni ludzie, można poprosić juz nie lub nie wiadomo kogo Ideałem byłoby moc opiekować się chorym czy zniedołężniałym seniorem w domu do jego naturalnej śmierci ale nasze pobożne życzenia nieczęsto mają okazję się ziszczac
Ale tu nikt tak nie pisze - piszemy o konieczności zapewnienia opieki ale niekoniecznie w domu.
Myślę , że byłoby Ci to obojętne w ostatniej fazie alzheimera. I tak, jak pisałam, tam zwyczajnie brakuje ludzi do takiej pracy. Społeczeństwo bardzo się też starzeje na wskutek postępów w medycynie .
Mimo wszystko sądzę, że nie... Skoro nawet najmniejszemu wcześniaków jest potrzebny głos mamy, bezpieczeństwo i spokój to myślę, że choremu w ostatniej fazie A też nie jest obojętne kto i jak się nim zajmuje.
Teoretyzuje ale- tu nie mialabym zadnych watpliwosci. Nie wchodzi w gre opcja takiej opieki nad seniorem, ktora w jakikolwiek sposob mialaby odbic sie na moim mezu lub dziecku. Ale moze latwo mi sie gada bo mi mama od najmlodszych lat tlukla do glowy ze sobie wrecz nie zyczy zebysmy kolo niej skakali na starosc, ze mamy zyc wlasnym zyciem, podrozowac i ze jak chcemy sie przeprowadzic do Australii to mamy to zrobic a nie myslec czy aby ona nie bedzie wymagac opieki. I ze ona sie juz soba zajmie i starosc sobie zorganizuje. I ja jako potencjalny senior tez mam takie podejscie- nie wchodzi w gre zeby syn mial sie mna zajmowac. Mam swiadomosc ze kiedys bede niedolezna i wymagajaca wspracia i na ta okolicznosc sie zabezpiecze sama, nie obciazajac mojego dziecka.
Aha... Tak sobie można założyć, przygotować się, odłożyć ogromne pieniądze na opiekę nad sobą samym. A potem przyjdzie Alzheimer, demencja, stan po udarze i dzieci muszą się nagimnastykować, ubezwłasnowolnić rodzica, bo nie wyraża zgody na umieszczenie w DO. W międzyczasie rodzic rozda pieniądze na ulicy, nabierze pożyczek i zdemoluje mieszkanie. Nie życzę tego nikomu ale jest to całkiem prawdopodobne dla części z nas. Przez chorobę mamy szukałam wsparcia na grupie opiekunów osób z otępieniem, demencją i Alem - to czego tam się naczytałam mrozi krew w żyłach. Czytając niektóre wpisy miałam jedna myśl - jak dobrze, że mam braci i nie jestem z tym sama.
Pamietam Twoj watek o Mamie. Jakkolwiek Wasza troska i poswiecenie jako jej dzieci byla godna najwyzszego podziwu, tak pamietam tez jak pisalas jak bardzo ta sytuacje przezywaly Twoje dzieci, jak to odbijalo sie na ich psychice. Kazdy podejmuje wlasne decyzje i ma swoje priorytety ale nie wyobrazam sobie zebym cos takiego miala zgotowac swoim dzieciom. I podobnie- nie chcialabym byc zrodlem cierpienia dla moich wnukow.
Starosc jest wredna, nie wszystko mozna przewidziec, ale wiele rzeczy tak i zamiezem zrobic wszystko zeby nie byc ciezarem dla moich dzieci i wnukow, wlacznie z odpowiednimi zapisami notarialnymi co do mojej woli na starosc.
Ta opieka to też zależna jest od relacji jakie są z rodzicami.
Bywa, że rodzice sobie sami zapracowują na samotna starość a bywa, że to dzieci stoja za tym, że rodzic jest sam.
Nie mnie oceniać sytuacje jakiejś rodziny.
Opieka nad chorym w domu opieki też wymaga wielkich wyrzeczeń od rodziny - trzeba do niego dokładać. Można też chorego zostawić i przyjeżdżać dwa razy w miesiącu a można też chcieć być przy nim częściej i bardziej. Nie oceniam rodzin, które zdecydowały się na taką opcję - każda decyzja wymaga wyrzeczeń i jest trudna emocjonalnie. Czy nam się to podoba czy nie to mamy obowiązek opieki nad schorowanym rodzicem - także z prawnego punktu widzenia. I nasze dzieci mają taki obowiązek względem nas.
W idealnym świecie nie byłoby potrzeby prawnie tych kwestii rozwiązywać.
Bo opieka nad rodzicem powinna być naturalna sprawa, tak jak oni się opiekują nami, kiedy tego wymagamy.
Ale nie żyjemy w idealnym świecie.
I nie ma kwestii prawnych oprócz alimentacyjnych, jeśli rodzice żyją w ubóstwie. Za brak opieki nie ma żadnych sankcji prawnych. I dobrze. Bo wielu tatusiów (pisze o ojcach bo stanowią przewagę) skarżyłoby swoje dzieci, którymi się w ogóle nie zajmowali przez całe życie, często w ogóle ich nie poznali.
Mamy różne relacje a czasem ich brak.
Na to wszytko pracujemy w czasie naszego życia.
Niejedna dyskusja się nawet tutaj odbywała o relacjach międzypokoleniowych - o ich braku, o braku z woli jednej strony. Ile rodzin tyle historii.
Nie jestem w stanie pozwolić sobie na ocenę takich sytuacji. No nic mi o nich nie wiadomo.
Teoretyzuje ale- tu nie mialabym zadnych watpliwosci. Nie wchodzi w gre opcja takiej opieki nad seniorem, ktora w jakikolwiek sposob mialaby odbic sie na moim mezu lub dziecku. Ale moze latwo mi sie gada bo mi mama od najmlodszych lat tlukla do glowy ze sobie wrecz nie zyczy zebysmy kolo niej skakali na starosc, ze mamy zyc wlasnym zyciem, podrozowac i ze jak chcemy sie przeprowadzic do Australii to mamy to zrobic a nie myslec czy aby ona nie bedzie wymagac opieki. I ze ona sie juz soba zajmie i starosc sobie zorganizuje. I ja jako potencjalny senior tez mam takie podejscie- nie wchodzi w gre zeby syn mial sie mna zajmowac. Mam swiadomosc ze kiedys bede niedolezna i wymagajaca wspracia i na ta okolicznosc sie zabezpiecze sama, nie obciazajac mojego dziecka.
Aha... Tak sobie można założyć, przygotować się, odłożyć ogromne pieniądze na opiekę nad sobą samym. A potem przyjdzie Alzheimer, demencja, stan po udarze i dzieci muszą się nagimnastykować, ubezwłasnowolnić rodzica, bo nie wyraża zgody na umieszczenie w DO. W międzyczasie rodzic rozda pieniądze na ulicy, nabierze pożyczek i zdemoluje mieszkanie. Nie życzę tego nikomu ale jest to całkiem prawdopodobne dla części z nas. Przez chorobę mamy szukałam wsparcia na grupie opiekunów osób z otępieniem, demencją i Alem - to czego tam się naczytałam mrozi krew w żyłach. Czytając niektóre wpisy miałam jedna myśl - jak dobrze, że mam braci i nie jestem z tym sama.
Pamietam Twoj watek o Mamie. Jakkolwiek Wasza troska i poswiecenie jako jej dzieci byla godna najwyzszego podziwu, tak pamietam tez jak pisalas jak bardzo ta sytuacje przezywaly Twoje dzieci, jak to odbijalo sie na ich psychice. Kazdy podejmuje wlasne decyzje i ma swoje priorytety ale nie wyobrazam sobie zebym cos takiego miala zgotowac swoim dzieciom. I podobnie- nie chcialabym byc zrodlem cierpienia dla moich wnukow.
Starosc jest wredna, nie wszystko mozna przewidziec, ale wiele rzeczy tak i zamiezem zrobic wszystko zeby nie byc ciezarem dla moich dzieci i wnukow, wlacznie z odpowiednimi zapisami notarialnymi co do mojej woli na starosc.
Moje dzieci cierpiałyby i tak. Nawet gdyby mama była w DO czy hospicjum. Nie są głupie - babcia nagle by zniknęła, jeździlibyśmy do niej, napięciem reagowalibyśmy na każdy telefon. Trzeba by zacisnąć pasa i dołożyć do opłat. A potem przyszłaby śmierć i wiadomość, że babcia nie usmaży już im frytek. Zdążyli się pożegnać - mówią, że było to ważne. Myślisz, że można zapomnieć o tym, że kilka kilometrów dalej umiera bliski w hospicjum? Instytucja to nie jest bezbolesne rozwiązanie - boli tak samo, po prostu ktoś za nas "obsługuje" chorego, płakać musimy sami.
Gdy się kogoś kocha to śmierć boli - nie uchronię przed tym moich dzieci czy wnuków. Po czasie moje dzieci widzą i mówią o tym, że z rodziną trudności niesie się łatwiej. Zobaczyli jak ważna jest solidarność rodzeństwa w trudnych chwilach.
Choćby się miało bardzo dużo rodzeństwa, to i tak rodzic wymagający opieki 24/7 zamieszka u jednego dziecka. W każdym razie nie spotkałam się z rodziną, gdzie takiego rodzica dzieci przerzucałyby co miesiąc między sobą. Czyli jedno dziecko zajmuje sie rodzicem, a dla reszty rodzeństwa sytuacja jest taka, jakby rodzic był w DO.
Mamy dwa piętra - z parteru na drugie piętro nie było słychać mamy. A tatę na noc brał brat. Ja spałam słabo - napięcie dawało o sobie znać. Ale pewność, że na dole jest brat czy bratowa sprawiała, że nie schodziłam co chwilę na dół. Gdyby choroba mamy trwała dłużej nie dalibyśmy rady, trzeba by myśleć o jakiejś instytucji. Poszło to piorunem, choć jak się działo to wydawało się, że trwa wieki. Dlatego właśnie daleka jestem od oceniania jakichkolwiek decyzji w takiej sytuacji - każda decyzja jest bolesna, trudna i niesie konsekwencje dla całej rodziny. Dla nas chyba najtrudniejsza była kwestia PEGa gdy mama przestawała jeść. Nie wiedzieliśmy czy dać jej szansę czy przedłużać cierpienie. Ale los nam oszczędził ostatecznie tej decyzji - stan mamy się tak pogorszył z dnia na dzień, że się nie kwalifikowała do zabiegu.
Choćby się miało bardzo dużo rodzeństwa, to i tak rodzic wymagający opieki 24/7 zamieszka u jednego dziecka. W każdym razie nie spotkałam się z rodziną, gdzie takiego rodzica dzieci przerzucałyby co miesiąc między sobą. Czyli jedno dziecko zajmuje sie rodzicem, a dla reszty rodzeństwa sytuacja jest taka, jakby rodzic był w DO.
U nas tak trochę było. Babcia była 20% czasu u jendych, 80% u drugich.
Moja babcia mieszkała pół roku z nami, pół roku z rodziną wujka na wsi. To też było całkiem dobre rozwiązanie - dawało przestrzeń na oddech każdej ze stron. Tym bardziej, że choroba babci ciągnęła się latami.
Ale mówicie o seniorze potrzebującym opieki 24/7? Jak wyglądała ogranizacja pracy zawodowej, co pół półroczna przerwa, by zająć się rodzicem? Jak z prowadzeniem leczenia w takim wypadku- pół roku leczył X, pół roku Y? Starsza osoba dobrze znosiła te przeprowadzki?
To była moja babcia, a więc zarówno mama jak i brat byli już na emeryturze. No i zarówno mamie jak i wujkowi pomagały dzieci. Lekarzy miała niektorych u nas, leki ustawiane na stałe - recepty mama brała z przychodni przesyłała wujkowi. A na przykład do okulisty chodziła u wujka. W nagłych sytuacjach można było udać się do dowolnej przychodni. Babcia była w stanie fizycznym bardzo dobrym - większe problemy miała z głową - oskarżała nas o kradzieże, miała lęki, nie spała w nocy. Przeprowadzki ani nie polepszały tego stanu ani nie pogarszały - babcia mówiła, że tu i tu jest u siebie. W każdym domu miała swój pokój, w którym nikt nic nie ruszał.
W temacie składowania ubrań to odkryłam około roku temu metodę Marie Kondo i już nigdy nie wrócę do niczego innego. Wygooglajcie sobie. Rezultat jest taki, że nie dość że ubrania zajmują połowę miejsca niż kiedyś, to jeszcze nigdy się nie rozwalają, zawsze je widać wszystkie, łatwo się znajdują gdy potrzebne. To taki odpowiednik kartoteki dla ubrań.
• Mama pięcioraczków mówi wprost, że z rodziną prawie nie utrzymuje kontaktów. Nie dzwonią do siebie, nie odwiedzają się, nikt nie zaprasza ich dużej rodziny na żadne uroczystości. Mimo że jest jej z tym ciężko, to całkowicie rozumie sytuację.
- czyli przyznaje że ONA nie utrzymuje kontaktów.
Kontakt działa w obie strony. Relacje podtrzymuje się z obu stron.
• To, że nie jesteśmy zapraszani na różne imprezy rodzinne, jak urodziny czy komunie, to w zasadzie rozumiemy. Wyobraźcie sobie, zaprosić nas. To przecież jest trzynaście osób!
A jak my zapraszamy, to też to stanowi problem. Wypada coś przynieść, a jest jedenaścioro dzieci! A jak są urodziny? A pięcioro dzieci urodzonych w czerwcu? Bezpieczniej po prostu być z dala od nas. My to rozumiemy (…)
- no jednak rozumie, że może to być kłopotliwe
• Jednak Pani Dominika mówi, że radzą sobie sami i nie oczekują pomocy rodziny.
- no to po co te lamenty?!
• Dominika Clark przyznaje, że to po części także jej wina.
Ja też nie jestem bez winy. Ja też pochłonięta codziennym życiem i pędem za rozmaitymi rzeczami nie dzwonię, nie pytam.
- i tu jest sedno problemów- sama nie podtrzymuję kontaktów, nie dzwoni, nie interesuje sie ale to wina innych, można wiecznie oskarżać innych, jacy źli
• zastanawiają się, czy nie wyjechać z Polski. Mówi, że jest im tutaj cudownie, ale może przyszedł czas na zmiany. Poza tym po śmierci mamy i dziadka, niewiele ich tutaj trzyma.
- czyli nic ich tu nie trzyma, ani przyjaciele, ani rodzina, można się wyprowadzić ale przy okazji popłaczmy , że inni mają nas gdzieś i zróbmy narrację, że to przez nich uciekamy
———
nie wiadomo tak naprawdę nic więcej niż to co sama CD mówi.
Nic nie wiadomo jak to wygląda od drugiej strony, bo nikt z rodziny się nie wypowiada.
Czy można ślepo wierzyć tylko w relacje jednej ze stron?
Moim zdaniem nie.
Bo nic nie jest zero jedynkowe.
I CD sama przyznaje, że sama zaniedbała i zaniedbuje relacje z rodziną
nie wiadomo tak naprawde nic wiecej niz to co samaCD mówi.Nic nie wiadomo jak to wyglada od drugiej strony, bo nikt z rodziny sie nie wypowiada.Czy można na slepo wierzy tylko w relacje jednej ze stron?Moim zdaniem nie.Bo nic nie jest zero jedynkowe.I CD sama przyznaje, że sama zaniedbała i zaniedbuje relacje z rodzinaWiec czego tak naprawde oczekuje? Ze ludzie rzuca swoje obowiazki i pobiegna pomagac jej?Głośno mówiła, ze stosowała jakies specyfiki w celu zajścia w ciaze mnogie, ba ona je sprzedaje dzis.Chciała miec duza rodzine, wiele dzieci na raz.Dążyła do tego za wszelka cene.Czemu teraz wymaga od innych pomocy? Bo jej ciezko?A to nie wiaziata, ze lekko nie bedzie?To sa majetni ludzie.Stac ich na opiekunki.Moga zatrudnic kogos - dodatkowy plus, bo dadza komus prace! Noaleeeeee jak to tak?! Placic komus za cos, co mozna miec darmo?!
Zatoze sie, ze w Tajlandii nie bedzie po prosbie „chodzic" tylko zatrudni i zaptaci za pomoc.A i znajac zycie, pewnie nie wróca, do PL, dzieci poświecie sie rozjada i podatników nie bedzie :Dmate tyle sie krzyczało, zeby pomagać, bo oni kiedys beda na nas pracowac ha ha ha Nie mam zaufania do ludzi, którzy krzyczą, że świat jest zły, że się uwziął na nich, że nic dobrego od świata i ludzi niendostali ale ani słowem nie wspomną, czy oni sami coś dali. W życia najczęściej bywa tak, że dostajemy to co dajemy innym
To jest fałszywy tekst o tym, że najczęściej "to co dajemy to otrzymujemy". Kto go wymyślił? Jak zatem powiedzieć o tym np skatowanemu Kamilowi z Częstochowy czy jak wytłumaczyć sytuacje rodziny Ulmow. Tekst ma w sobie tyle prawdy co powiedzenie "co cię nie zabije to cie wzmocni"
Pani CD mówi, że nie kontaktuje się z rodziną, nie dzwoni, nie podtrzymuje kontaktu, rodzina rewanżuje się tym samym
To co nie zabije szybciej porani na całe życie niż wzmocni albo co najwyżej (albo najczęściej) nie ma takiej reguły. Jeden i drugi tekst to bajki.
Tekst (to co dajemy to otrzymujemy) jest zachęta żeby się starać dawać z siebie więcej. Ale sam w sobie jest pewnym nadużyciem. Sprawiedliwość to po śmierci może, ale nie na tym świecie. Na tym liczy się kombinacja: szczęścia, sprytu, trafienia na odpowiednich ludzi itd. Czyli wiele czynników
Może wróćmy do pani CD wszak jej ten temat dotyczy.
Dlaczego nie odniosłaś się do całości mojego wpisu i tego co z wywiadu wyciągnęłam?
Bo wynika z tego, że pani CD jest egoistką? I to burzy teorie o tym, że ona taka wspaniała, bohaterka wręcz, a wszyscy tacy źli, nie pomagają, nie wspierają?
A odnośnie tego powiedzenia, to nie, nie jest ono bulszitem.
Tylko wystarczy nie sprowadzać do absurdu i nie wciskać na siłę w nie klarowanych dzieci czy gealcone kobiety.
Jak ktoś nie dba o relacje, nie podtrzymuje kontakt, odcina się od kogoś, to ten ktoś ma prawo olać taką osobę. Bez wyrzutów sumienia.
I ta pierwsza osoba nie ma prawa potem narzekać, że to tamten się odsunął, olał i porzucił.
Tak postępuje osoba roszczeniowa, egoistyczna.
I taka postawa wykazuje się pani CD.
Głośno krzyczy, że ją zostawiano sama a jak się dociśnie, to się okazuje, że ona sama miała innych gdzieś. Piękna postawa
Nie wiem, czy nazywanie tej pani egoistką nie jest bardzo na wyrost. Jeśli na co dzień trzeba utrzymywać najlepsze relacje z kilkunastoma osobami, z którymi się mieszka, można zwyczajnie nie mieć już zasobów by mocno dbać o inne.
Ja czytając waszą dyskusję mam taką refleksję troszkę obok tematu. A mianowicie chodzi mi o podejście do kontaktów z mediami/także własnej działalności w mediach społecznościowych. Ja rozumiem, że zainteresowanie pięcioraczkami spadło na tę rodzinę nagle, ale mam wrażenie, że to też taka trochę lekcja, że nie warto dzielić się za bardzo życiem prywatnym. Ja jak najbardziej nie mam nic przeciwko temu by pisano np. o sportowych czy artystycznych osiągnięciach moich dzieci, by prowadziły jakieś blogi czy kanały o swoich zainteresowaniach, ale dokumentowaniu swojego życia jestem przeciwna. Tak samo opowiadaniu mediom "ciekawostek" w rodzaju "jak się żyje w rodzinie wielodzietnej". Później jakieś nie do końca trafne sfomułowanie jest rozkładane na czynniki pierwsze. Uważam, że nie na tym powinno się budować rozgłos.
Nie wiem, czy nazywanie tej pani egoistką nie jest bardzo na wyrost. Jeśli na co dzień trzeba utrzymywać najlepsze relacje z kilkunastoma osobami, z którymi się mieszka, można zwyczajnie nie mieć już zasobów by mocno dbać o inne.
Nie zaprzeczam.
Natomiast w takiej sytuacji narzekanie na innych, że inni się odwrócili, że inni zerwali, jest nieuczciwe i w złym świetle stawia owych innych.
Ale też jakby popatrzeć na całość, to pani CD nawiania z telefonem w ręce na tyle dluzgo i często, że znalazłaby chwile na podtrzymacie relacji z bliskimi.
Nie można tłumaczyć wszystkiego ilością członków rodziny, bo przecież w pełni świadomie ją powiększała i w pełni świadomie kombinowała, żeby każda ciąża była mnogą.
Komentarz
A jak można dowartościować. Jestem taka wspaniała i dobra, nie to co cala reszta.
Mimo wszystko sądzę, że nie... Skoro nawet najmniejszemu wcześniaków jest potrzebny głos mamy, bezpieczeństwo i spokój to myślę, że choremu w ostatniej fazie A też nie jest obojętne kto i jak się nim zajmuje.
Starosc jest wredna, nie wszystko mozna przewidziec, ale wiele rzeczy tak i zamiezem zrobic wszystko zeby nie byc ciezarem dla moich dzieci i wnukow, wlacznie z odpowiednimi zapisami notarialnymi co do mojej woli na starosc.
Zdążyli się pożegnać - mówią, że było to ważne.
Myślisz, że można zapomnieć o tym, że kilka kilometrów dalej umiera bliski w hospicjum?
Instytucja to nie jest bezbolesne rozwiązanie - boli tak samo, po prostu ktoś za nas "obsługuje" chorego, płakać musimy sami.
Gdy się kogoś kocha to śmierć boli - nie uchronię przed tym moich dzieci czy wnuków.
Po czasie moje dzieci widzą i mówią o tym, że z rodziną trudności niesie się łatwiej. Zobaczyli jak ważna jest solidarność rodzeństwa w trudnych chwilach.
Ja spałam słabo - napięcie dawało o sobie znać. Ale pewność, że na dole jest brat czy bratowa sprawiała, że nie schodziłam co chwilę na dół.
Gdyby choroba mamy trwała dłużej nie dalibyśmy rady, trzeba by myśleć o jakiejś instytucji. Poszło to piorunem, choć jak się działo to wydawało się, że trwa wieki.
Dlatego właśnie daleka jestem od oceniania jakichkolwiek decyzji w takiej sytuacji - każda decyzja jest bolesna, trudna i niesie konsekwencje dla całej rodziny.
Dla nas chyba najtrudniejsza była kwestia PEGa gdy mama przestawała jeść. Nie wiedzieliśmy czy dać jej szansę czy przedłużać cierpienie. Ale los nam oszczędził ostatecznie tej decyzji - stan mamy się tak pogorszył z dnia na dzień, że się nie kwalifikowała do zabiegu.
Babcia była w stanie fizycznym bardzo dobrym - większe problemy miała z głową - oskarżała nas o kradzieże, miała lęki, nie spała w nocy. Przeprowadzki ani nie polepszały tego stanu ani nie pogarszały - babcia mówiła, że tu i tu jest u siebie. W każdym domu miała swój pokój, w którym nikt nic nie ruszał.
———//
- no jednak rozumie, że może to być kłopotliwe
• Jednak Pani Dominika mówi, że radzą sobie sami i nie oczekują pomocy rodziny.
- i tu jest sedno problemów- sama nie podtrzymuję kontaktów, nie dzwoni, nie interesuje sie
ale to wina innych, można wiecznie oskarżać innych, jacy źli
• zastanawiają się, czy nie wyjechać z Polski. Mówi, że jest im tutaj cudownie, ale może przyszedł czas na zmiany. Poza tym po śmierci mamy i dziadka, niewiele ich tutaj trzyma.
nie wiadomo tak naprawdę nic więcej niż to co sama CD mówi.
połowę komentarza
nie wiadomo tak naprawde nic wiecej niz to co samaCD mówi.Nic nie wiadomo jak to wyglada od drugiej strony, bo nikt z rodziny sie nie wypowiada.Czy można na slepo wierzy tylko w relacje jednej ze stron?Moim zdaniem nie.Bo nic nie jest zero jedynkowe.I CD sama przyznaje, że sama zaniedbała i zaniedbuje relacje z rodzinaWiec czego tak naprawde oczekuje? Ze ludzie rzuca swoje obowiazki i pobiegna pomagac jej?Głośno mówiła, ze stosowała jakies specyfiki w celu zajścia w ciaze mnogie, ba ona je sprzedaje dzis.Chciała miec duza rodzine, wiele dzieci na raz.Dążyła do tego za wszelka cene.Czemu teraz wymaga od innych pomocy? Bo jej ciezko?A to nie wiaziata, ze lekko nie bedzie?To sa majetni ludzie.Stac ich na opiekunki.Moga zatrudnic kogos - dodatkowy plus, bo dadza komus prace! Noaleeeeee jak to tak?! Placic komus za cos, co mozna miec darmo?!
Zatoze sie, ze w Tajlandii nie bedzie po prosbie „chodzic" tylko zatrudni i zaptaci za pomoc.A i znajac zycie, pewnie nie wróca, do PL, dzieci poświecie sie rozjada i podatników nie bedzie :Dmate tyle sie krzyczało, zeby pomagać, bo oni kiedys beda na nas pracowac ha ha ha Nie mam zaufania do ludzi, którzy krzyczą, że świat jest zły, że się uwziął na nich, że nic dobrego od świata i ludzi niendostali ale ani słowem nie wspomną, czy oni sami coś dali. W życia najczęściej bywa tak, że dostajemy to co dajemy innym
pani CD dostała to, co dała innym
Może wróćmy do pani CD wszak jej ten temat dotyczy.
Jeśli na co dzień trzeba utrzymywać najlepsze relacje z kilkunastoma osobami, z którymi się mieszka, można zwyczajnie nie mieć już zasobów by mocno dbać o inne.
A mianowicie chodzi mi o podejście do kontaktów z mediami/także własnej działalności w mediach społecznościowych.
Ja rozumiem, że zainteresowanie pięcioraczkami spadło na tę rodzinę nagle, ale mam wrażenie, że to też taka trochę lekcja, że nie warto dzielić się za bardzo życiem prywatnym.
Ja jak najbardziej nie mam nic przeciwko temu by pisano np. o sportowych czy artystycznych osiągnięciach moich dzieci, by prowadziły jakieś blogi czy kanały o swoich zainteresowaniach, ale dokumentowaniu swojego życia jestem przeciwna.
Tak samo opowiadaniu mediom "ciekawostek" w rodzaju "jak się żyje w rodzinie wielodzietnej". Później jakieś nie do końca trafne sfomułowanie jest rozkładane na czynniki pierwsze.
Uważam, że nie na tym powinno się budować rozgłos.