M_Monia - wyobraź sobie siebie w takiej sytuacji... Brat czy siostra ma jedenaścioro dzieci a ty robisz komunię w domu, bo lokal to koszt 300 zł za talerzyk. Masz pokój i ogródek o określonej powierzchni. Co robisz?
No a ja bym się nie zapożyczyła na przyjęcie komunijne w dzisiejszych czasach. A zaproszenie dodatkowych 13 osób w tym masy małych dzieci to nie są niewygody tylko wariactwo przy pokoju o powierzchni powiedzmy 20-30 metrów kwadratowych
Ja mam zresztą podobne wątpliwości w tym roku. Mam kochanego brata ciotecznego bardzo wielodzietnego, którego niektóre dzieci już założyły rodziny i też mają po kilkoro dzieci. Raz do roku zapraszamy ich wszystkich razem, tylko ich. A na komunię zaproszę tylko jednego z jego synów z rodziną, bo jest ojcem chrzestnym naszej córki. Reszty nie wcisnę, nie mam szans.
@M_Monia Ja trafiłam na wypowiedzi, z ktorych wynikało, że to oni nie interesowali się rodziną, bo byli skupieni na sobie, więc nie dziwne, że nie mieli bliskich relacji z rodziną. Relacje wymagają zaangażowania obu stron. Jak można wyobrażać sobie, że będzie sie miało bliskie relacje z kimś bez własnego zaangażowania? Czy Ty narzucasz się komuś, kogo nie interesuje co u Ciebie, tylko dlatego, że jesteście rodziną?
Co do komunii. Dzieci urodziły się w lutym, nie śledzę ich życia, ale jakoś dziwne wydaje mi się, że już w maju byli w stanie w komplecie chodzić na komunie. Nawet z dziećmi urodzonymi o czasie sobie tego nie wyobrażam, a tu były wczesniaki.
Chcieli bardzo dużą rodzinę, mają i ok. Ale to ich życie, rodzina ma swoje, to oczywiste. Dziwne jest narzekanie, że rodzina nie zachowuje się tak jak ona sobie wymyśliła.
Poza tym pamiętaj @M_Monia, że internet jest "płaski"- wiesz tylko tyle ile ktoś Ci sam powie, pokaże na dopracowanych zdjęciach, filmach. Nic ponad!
Ale o czym Ty piszesz?! Jesteś spokrewniona z tą rodziną? Nie. Więc zrozum, że NIC o nich nie wiesz. I wydumywanie tkliwych przykładów tego nie zmieni.
Bardzo. Skoro można kogoś wykluczyć kogoś z najbliższej rodziny ze względu na za duża liczbe dzieci To można też wykluczyć (i ludzie to robią) ze względu ma niepełnosprawność Można zaprosić cała klasę oprócz 1 osoby niepełnosprawnej z tej klasy.
Może też babcia zaprosić np wszystkie swoje wnuki oprócz ulomnego, który krzyczy, ślini sie.
Wyżej Beta napisała, że oni, państwo D skupili się na sobie i swojej rodzinie. Więc te relacje zaniknęły.
Mnie to w sumie nie dziwi, że rodzina ma problem żeby zaprosić 13 osób na chrzest, czy komunię. To naprawdę może być wyzwanie. Natomiast można się zawsze spotkać w innym terminie.
No ale ludzie kiedyś wychowywali po 11 dzieci. Bez przesady że wyzwanie zaprosić takich raz na rok.
To co oni mają powiedzieć. 11 dzueci jest na cidzien
Poza tym zawsze jest nadzieja ze wszyscy nie przyjdą.
Kiedyś... i wtedy ludzie robili przyjęcia komunijne, na które spraszali całą rodzine z wszystkimi dziećmi? Jedenascioro rodzeństwa każde ze swoją jedensatką dzieci? Gdzie takie imprezy były?
M_Monia - czy Ci się to podoba czy nie - wielodzietność wymaga poświęceń. Czasami trzeba poświęcić jakiś poziom życia, czasami karierę zawodową, czasami możliwość realizowania swoich zainteresowań. A czasami też ogranicza kontakty rodzinne wyłącznie do domowników - bo inni nie mają miejsca albo zwyczajnie zdrowia i cierpliwości na przyjmowanie całej, wesołej gromadki. Jak rozmawiam z rodzinami z pięciorgiem i więcej dzieci to święta spędzają oni zwykle we własnym gronie. Jak przyjmuje brata z dziećmi i wnukami to muszę potem kilka dni odpoczywać i zdarzały się lata gdy odpuszczałam, bo nie było we mnie na to sił. Wielodzietność to nie jest droga dla wszystkich i nie wszyscy są w stanie wytrzymać małe dzieci w ilości 5 i więcej.
Trochę też nie wyobrażam sobie, żeby Ci konkretni państwo Clarks mięli przestrzeń na jeżdżenie w odwiedziny do rodziny i znajomych, chodzenie po weselach i inne tego typu aktywności, więc wydaje mi się, że temat jest wyssany z palca.
Za to będą mieli Tajlandię... Kurcze, źle im nie będzie Mam im współczuć czy jak? Biorąc pod uwagę to ,że żyją gdzieś w małej miejscowości to niewielu ludzi w ich otoczeniu moze ot tak rzucić wszystko i jechać do Tajlandii.
Ja nie rozumiem. Co za różnica, czy zapraszam brata z żoną i 8 dzieci, czy np. brata z żoną i 2 dzieci, i siostrę z mężem i 2 dzieci. Jak robimy uroczystość rodzinną typu chrzest czy Komunia, to chcemy się dzielić radością z rodziną. Zapraszamy rodzeństwo moje i męża z rodzinami (prawie 40 osób). Wiadomo, że to są koszty, trzeba też noclegi wynająć, bo wszyscy mieszkają daleko. Ale wliczam to w koszty życia i posiadania dzieci.
A jak mamy gorszy okres finansowo, to zapraszamy tylko chrzestnych z rodzinami i też jest ok.
Nie rozumiem, jak można dzielić, tego i tego brata zapraszam, bo mają 1-2 dzieci, a brata wielodzietnego wykluczam, bo za duży kłopot.
@M_Monia pomyśl, oni nie mieli od razu 11 dzieci. Jakie mieli relacje, gdy mieli 1, 2, 7? Wtedy było super a nagle bach, koniec, bo urodziły się pięcioraczki? Mało realne.
@Chaber jest różnica czy 4x( brat+bratowa+1 dziecko), czy 1brat+bratowa+ 11 dzieci. Tą różnicą jest liczba dorosłych, którzy będą ogarniać swoje dziecko/dzieci. Sąsiadka miała bliźniaki, do roku mieszkała u nich babcia, by pomóc. A tu nagle 2 rodziców ogarnie 4 niemowląt i 7 niewiele starszych dzieci?
Trochę też nie wyobrażam sobie, żeby Ci konkretni państwo Clarks mięli przestrzeń na jeżdżenie w odwiedziny do rodziny i znajomych, chodzenie po weselach i inne tego typu aktywności, więc wydaje mi się, że temat jest wyssany z palca.
A może chodzi o to, że to ich nikt nie odwiedzał? Przy takiej gromadzie dzieci łaknie się kontaktu z drugim dorosłym człowiekiem. Może im przykro było, że do tego i tego rodzina wpada, a do nich nie. Niektórzy mają takie dziwne podejście, że nie wypada jechać z pustymi rękami, że dla każdego coś trzeba kupić (co jest nieprawdą). Albo że jak się kogoś odwiedza, to koniecznie trzeba się zrewanżować zaproszeniem do siebie (to też jest nieprawdą). I wolą nie jechać wcale. A może oni ich zaprosili po prostu dlatego, że chcieli spędzić czas razem.
Nawet na wesele z czwórka dzieci do sześciu lat to trochę słabo. W każdym razie, na wesele to ja wolałabym bez dzieci. Byliśmy na jednym z czwórka maluchów. Dawno dawno temu. Nie czuję się wykluczona. Raczej sama się wykluczam. Na różne rodzinne spotkania robimy delegacje. Czasem gdzieś mąż z niektórymi dziećmi. Czasem my oboje, a niektóre młodsze pod opieką dorosłych z dzieci. No różnie. Specyfika naprawdę dużych rodzin jest jakby oczywista. Nie wszędzie się zmieszczą. Ale i tak trudno porównywać moją, gdzie są i młodzi dorośli, i maluchy wymagające bacznej opieki, z taką z samym drobiazgiem.
Moim zdaniem, to nawet fajniej, gdy możesz sobie wybrać miejsce na świecie wg swoich fantazji i możliwości, a nie, że musisz blisko, bo więzy rodzinne dosłownie wiążą.
@Chaber jest różnica czy 4x( brat+bratowa+1 dziecko), czy 1brat+bratowa+ 11 dzieci. Tą różnicą jest liczba dorosłych, którzy będą ogarniać swoje dziecko/dzieci. Sąsiadka miała bliźniaki, do roku mieszkała u nich babcia, by pomóc. A tu nagle 2 rodziców ogarnie 4 niemowląt i 7 niewiele starszych dzieci?
Skoro ogarniają w domu, to i w gościach ogarną. A jeśli wiedzą, że nie ogarną, bo idą zęby czy co innego, to sami zrezygnują z wizyty. Nie można z góry zakładać, że przyjadą i rozwalą imprezę swoimi dziećmi.
Trochę też nie wyobrażam sobie, żeby Ci konkretni państwo Clarks mięli przestrzeń na jeżdżenie w odwiedziny do rodziny i znajomych, chodzenie po weselach i inne tego typu aktywności, więc wydaje mi się, że temat jest wyssany z palca.
A może chodzi o to, że to ich nikt nie odwiedzał? Przy takiej gromadzie dzieci łaknie się kontaktu z drugim dorosłym człowiekiem. Może im przykro było, że do tego i tego rodzina wpada, a do nich nie. Niektórzy mają takie dziwne podejście, że nie wypada jechać z pustymi rękami, że dla każdego coś trzeba kupić (co jest nieprawdą). Albo że jak się kogoś odwiedza, to koniecznie trzeba się zrewanżować zaproszeniem do siebie (to też jest nieprawdą). I wolą nie jechać wcale. A może oni ich zaprosili po prostu dlatego, że chcieli spędzić czas razem.
A może być i tak, że te relacje się rozmyły wcześniej. Ludzie wracają z zagranicy, budują wielki dom i liczą, że odnowią relacje z rodziną w Polsce. A te zwiędły już dawno, brak wspólnych tematów, dzieci mówią z dziwnym akcentem i ogólnie jest obcość i chłód.
@Chaber, ale to są kwestie, które rozwiązuje się rozmową, ustaleniami. Jak zależy mi na kontakcie z kimś to usuwam ewentualne przeszkody, które mogłyby utrudnić spotkania.
Czasem zapraszają, czasem nie. Siostra długo mieszkała w kawalerce z mężem i z synkiem. No jakby zrozumiałe, że zapraszała nas tylko na imprezy latem, które były w ogródku działkowym. Zwykła rzecz.
@Beta Ale dzieci, zwłaszcza małe, są częścią rodzica. Jak zależy mi na kontrakcie z kimś, kto ma maluchy, to akceptuję, że mogą być nierozłączni. Nie będę czekać na spotkanie z przyjaciółkami do czasu, aż wszystkie ich czy moje maluchy podrosną, żebyśmy mogły tylko same się spotkać. Inaczej latami byśmy się nie widziały.
Komentarz
A zaproszenie dodatkowych 13 osób w tym masy małych dzieci to nie są niewygody tylko wariactwo przy pokoju o powierzchni powiedzmy 20-30 metrów kwadratowych
Tak jak jedna moja znajoma która mówi, że jakby miała dużo pieniędzy to by wszystkim znajomym rozdawała..ale nie ma to nie rozdaje.
Chcieli bardzo dużą rodzinę, mają i ok. Ale to ich życie, rodzina ma swoje, to oczywiste. Dziwne jest narzekanie, że rodzina nie zachowuje się tak jak ona sobie wymyśliła.
Poza tym pamiętaj @M_Monia, że internet jest "płaski"- wiesz tylko tyle ile ktoś Ci sam powie, pokaże na dopracowanych zdjęciach, filmach. Nic ponad!
Ale jaki to ma związek z tematem???
ktos nie ma pieniędzy i nie chce się zapożyczać?
Natomiast można się zawsze spotkać w innym terminie.
Ja bym się na pewno nie zapożyczała na taką okoliczność.
Trochę też nie wyobrażam sobie, żeby Ci konkretni państwo Clarks mięli przestrzeń na jeżdżenie w odwiedziny do rodziny i znajomych, chodzenie po weselach i inne tego typu aktywności, więc wydaje mi się, że temat jest wyssany z palca.
Marzenie
Mam im współczuć czy jak? Biorąc pod uwagę to ,że żyją gdzieś w małej miejscowości to niewielu ludzi w ich otoczeniu moze ot tak rzucić wszystko i jechać do Tajlandii.
Jak robimy uroczystość rodzinną typu chrzest czy Komunia, to chcemy się dzielić radością z rodziną. Zapraszamy rodzeństwo moje i męża z rodzinami (prawie 40 osób).
Wiadomo, że to są koszty, trzeba też noclegi wynająć, bo wszyscy mieszkają daleko. Ale wliczam to w koszty życia i posiadania dzieci.
A jak mamy gorszy okres finansowo, to zapraszamy tylko chrzestnych z rodzinami i też jest ok.
Nie rozumiem, jak można dzielić, tego i tego brata zapraszam, bo mają 1-2 dzieci, a brata wielodzietnego wykluczam, bo za duży kłopot.
Może im przykro było, że do tego i tego rodzina wpada, a do nich nie.
Niektórzy mają takie dziwne podejście, że nie wypada jechać z pustymi rękami, że dla każdego coś trzeba kupić (co jest nieprawdą). Albo że jak się kogoś odwiedza, to koniecznie trzeba się zrewanżować zaproszeniem do siebie (to też jest nieprawdą). I wolą nie jechać wcale. A może oni ich zaprosili po prostu dlatego, że chcieli spędzić czas razem.
Dawno dawno temu.
Nie czuję się wykluczona. Raczej sama się wykluczam. Na różne rodzinne spotkania robimy delegacje. Czasem gdzieś mąż z niektórymi dziećmi. Czasem my oboje, a niektóre młodsze pod opieką dorosłych z dzieci.
No różnie. Specyfika naprawdę dużych rodzin jest jakby oczywista. Nie wszędzie się zmieszczą. Ale i tak trudno porównywać moją, gdzie są i młodzi dorośli, i maluchy wymagające bacznej opieki, z taką z samym drobiazgiem.
Moim zdaniem, to nawet fajniej, gdy możesz sobie wybrać miejsce na świecie wg swoich fantazji i możliwości, a nie, że musisz blisko, bo więzy rodzinne dosłownie wiążą.
A jeśli wiedzą, że nie ogarną, bo idą zęby czy co innego, to sami zrezygnują z wizyty.
Nie można z góry zakładać, że przyjadą i rozwalą imprezę swoimi dziećmi.
Siostra długo mieszkała w kawalerce z mężem i z synkiem.
No jakby zrozumiałe, że zapraszała nas tylko na imprezy latem, które były w ogródku działkowym.
Zwykła rzecz.